.
.
tak się zderza bardzo dobry wiersz z bardzo realną rzeczywistością. Książka Dominika Bielickiego, Gruba tańczy – to wydawniczy koszmar. Wygląda jak skrzyżowanie krowiego łajna z żołądkową mazią, która sączy się z nosa w ostatniej fazie rzygania po wódce. Się redaktor Beata Gula nie postarała, nie postarał się także gość odpowiedzialny za grafikę, którego nazwiska nie wymienię gdyż musiałbym wymyślić jakiś nowy epitet a obiecałem mojej jeanette, że nie będę przeklinał.
Jeżeli ktoś się jednak przełamie wewnętrznie i wyciągnie rękę po tę publikację – a warto – ten się nie zawiedzie. Po pierwsze: książka kosztuje raptem 15 zł. To mało w porównaniu z rozdętymi publikacjami Biura Literackiego, Ha!artu czy ZNAK-u po które – jeżeli nie masz przynajmniej 30 zł w kieszeni – lepiej nie sięgać. A jeżeli już człowiek wysupła te trzy dychy, to musi później zmierzyć się z wyrzutami sumienia. Okazuje się, że zamiast dobrych wierszy kupił wydaną po przyjacielsku sieczkę.
W tym przypadku jest inaczej – za piętnaście złotych można doświadczyć unikalnego uczucia, które towarzyszy zderzeniu wiersza z rzeczywistością. filk forever – Dominika Bielickiego należy do tej kategorii wierszy bezpańskich. Ten wiersz w chwili spisania staje się własnością ogólnogatunkową – jest wierszem wszystkich ludzi. Wyrwany niepostrzeżenie z popperowskiego Trzeciego Świata i podarowany ludziom jak ogień.
Wyobraź sobie taką oto sytuację – idziesz do małego kina, bo nie masz pieniędzy na Multipleks. Widzisz obskurny fotelik z poszarpaną i poplamioną keczupem z frytek, spermą i bóg wie czym jeszcze tapicerką. Twoje nozdrza drażni dziwny zapach. Nie jest to zwykła stęchlizna. Zaczynasz szybciej wywąchiwać powietrze, starając się zidentyfikować źródło. Nagle w głowie przebłysk – migawka zdechłego kota, z którego wydłubywałeś scyzorykiem białe robaki na ryby – już wiesz co tak śmierdzi.
Mimo wszystko siadasz. Gaśnie światło. Jest niewygodnie. Film bez reklam – kto by chciał się reklamować w takim kinie? Czy ktoś wypiłby jeszcze kawę Tchibo, gdyby skojarzył ją z zapachem padliny z kina?
Film zaczyna się tak:
Kiedy już wylądujesz, kup śrubę i spójrz,
w którym kierunku nawija się gwint.
Na ogół pierwsi nie podają ręki. Spójrz na gwint.
W końcu zmuszą cię, żebyś z nimi uklęknął.
Nim się przeżegnasz, spójrz na gwint. Ich mezony,
Pierwsze minuty – trzy wersy tekstu umykają. Kiedy za pośrednictwem odpowiednich połączeń nerwowych do twojego umysłu dociera zdanie:„w końcu zmuszą cię, żebyś z nimi uklęknął” – kamieniejesz. Lepiej się przyzwyczaić do tego dziwnego uczucia, bo towarzyszyć ci będzie do końca.
od ich mezonów, jak wiesz, siwieją ich katedry.
Spójrz na gwint, gdy wsiadasz w samochód, i uważaj,
komendant straży lubi być blisko z burmistrzem.
Spójrz dwa razy na gwint, nim coś napiszesz.
Najlepiej dojdź do wprawy w wodzeniu palcem
po gwincie.
Zastanawiasz się nad społeczeństwem. Nad obrazem dobrze nagwintowanej śruby oraz nakrętki. Obraz dominuje. Śruba – nakrętka – gwint. Gwintownica – narzynka – gwint. W górę, bez oporów, po dokładnie wyżętym gwincie. Droga w górę i droga w dół. A co jeżeli ktoś chciałby w bok? Przychodzi ci do głowy wspomnienie o starym, grubym profesorze, który poklepując się po brzuchu upajał się twoją niewiedzą domagając się interpretacji fragmentu: ὁδὸς ἄνω κάτω μία καὶ ωὑτή.
Dzisiaj mógłbyś na ten temat coś powiedzieć. Kto wie? Może nawet miałbyś dużo do powiedzenia. Jest tylko mały problem – stary profesor zmarł i nie masz komu o tym opowiedzieć. Nie masz, bo rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kogoś, z kim mógłbyś porozmawiać zamiast ludzi widzisz tylko części zamienne. Śrubki, nakrętki, narzynki, gwintownice, trybiki, przekładki, podkładki, mufki, zębatki, kulki, łożyska, klucze francuskie, żabki, kombinerki, śrubokręty – wszystkiego pod dostatkiem. Części nowe i używane. Produkowane przez markowych producentów, ale także te o 70% tańsze – jednak no name i w związku z tym jakby gorsze.
Słyszysz:
„Spójrz na gwint, gdy wsiadasz w samochód”
„Spójrz dwa razy na gwint, nim coś napiszesz.”
„Najlepiej dojdź do wprawy”
I do głowy zaczynają przychodzić tobie dziwne myśli – o tym, że już w przedszkolu musiałeś odpowiadać na pytanie: „kim będziesz jak dorośniesz?”. Przypominasz sobie wszystkie na początku żartobliwe upomnienia: „brzydko tak dłubać w nosie”, które później przerodziły się w groźby: „jeszcze raz, a dostaniesz po łapach”. Jak na dłoni masz przed sobą wszystkie nakazy i rozkazy:
– w prawej ręce nóż, w lewej widelec
– przezorny zawsze ubezpieczony
– obowiązuje strój służbowy
Próba bilansu. Buty – wypastowane. Może nie najdroższe, bo na takie cię nie stać. Żadna awangarda, normalne. Spodnie – jak większość, jeansy. Tiszert, bluza, kurtka. „Nic specjalnego” – powtarzasz w myślach – „Nic specjalnego”. Ta myśl już ciebie nie opuści aż do śmierci. Będzie ci towarzyszyła jak bankowy ROR, jak NIP, PESEL oraz kikanascie innych twoich prywatnych numerów katalogowych. Teraz wiesz, że jesteś częścią w tej narzędziowni. Wpisany na stan magazynowy „nakręcony na gwint” – jesteś do dyspozycji. W wyznaczonym dniu – każda część ma wybitą datę produkcji oraz okres przydatności do użycia – Wielki Inżynier Społeczny wyciągnie po ciebie swoją dłoń archikreatora i wpasuje cię do wielkiej machiny. Będziesz pracował, konsumował, produkował. Tyle raz usłyszałeś, że musisz spłodzić syna, wybudować dom i zasadzić drzewo, że robisz to mimowolnie. Z synem poszło najłatwiej. Dom – tu było trochę formalności. W końcu podpisałeś druk numer 230923882. Teraz nie masz już odwrotu. Ani jedna droga nie poprowadzi ciebie w lewo czy w prawo. Masz do wyboru tylko jeden kierunek – do góry, równo po gwincie i proś, by wystarczyło ci smarów technicznych, olejów oraz by twój gwint był prawidłowo nacięty, by nic po drodze się nie zacięło. Ty jako część musisz działać bez zarzutu. Nie dowiesz się czym jest parenkliza, ale za to doskonale poznasz sens słowa: praca. Prawidłowa odmiana wygląda tak:
ja pracuję
ty pracujesz,
ona
ona pracuje
ono
my pracujemy
wy pracujecie
oni pracują
Pamiętasz swoją pierwszą lekcję w szkole. Wiesz co to są tzw. „prawidłowe odpowiedzi” i wiesz z doświadczenia – bo tyle piątek dostałeś, tyle świadectw z czerwonym paskiem do domu przyniosłeś – że w szkole liczą się tylko „prawidłowe odpowiedzi” – które w celach marketingowych nazwano „dobrymi odpowiedziami”. Wzorowy uczeń ma być wzorem w procesie produkcji. Takie są wymogi technologiczne. Dlatego w życiu jak w szkole – tu także zachowujesz się wzorowo: nie przestajesz pracować, nie przestajesz produkować, nie przestajesz konsumować. Wzorowo omijasz wszystkich bezdomnych i bezrobotnych, którzy NIE pracują, NIE mieszkają. Na ich społeczne NIE odpowiadasz swoim ludzkim NIE – NIE wyciągniesz do nikogo pomocnej ręki. Zresztą za tzw. „pomocna dłoń społeczeństwa” została już dawno zaprojektowana i zbudowana przez Wielkiego Inżyniera Społecznego – istnieją odpowiednie organizacje i instytucje społeczne, których celem jest mówienie TAK wszystkim, którzy społeczeństwu powiedzieli NIE.
Siedzisz w małym, obskurnym kinie, w którym śmierdzi zdechłym kotem. Doświadczasz całego repertuaru niedogodności siedziska. Oprócz ciebie jest tylko kilka osób na seansie. Grubas z tyłu kończy trzecie pudło popcornu. Mlaska, sapie. Myśli: „Ma astmę”. Wyobrażasz sobie chaotycznie bijące, niedotlenione i obrośnięte tłuszczem serce, które długo nie pociągnie; jego nalaną tłuszczem mordę i widzisz jak wszystko w promieniu dwóch metrów dookoła jest skażone popcornem. Przed sobą masz parkę. Licealiści, którzy nie przyszli na film tylko do kina. Patrzysz na nich i wiesz, że nigdy córki do kina nie puścisz. Że kupisz jej wielki ekran, rzutnik dobry sprzęt stereo ale o kinie może zapomnieć. Nie zraża ciebie widok tego, co robią. Wstydzisz się raczej siebie, własnej reakcji – tego, że przyglądając się małolacie w wieku twojej córki, która obciąga swojemu chłopakowi sam masz ochotę na podobną przyjemność płynącą z ust nastolatki.
Wreszcie: napisy końcowe
Możesz żyć z muzyki albo geometrii,
ale sport im lepiej zostaw. Dotknij gwintu
sięgając po gitarę. Szanuj ludowe gusła,
jak „dystans do siebie” czy „moim własnym zdaniem”.
Niech płyną rzewne dźwięki! Unikaj gazowników!
Wychodzisz. Przyglądasz się uśmiechniętej parce. Myślisz sobie: „on jest zadowolony, ona jest zadowolona”. Uświadamiasz sobie, że słowo „zadowolony” podobnie jak „pracuje” lepiej brzmi bez przeczenia. Dziś ani jutro nie będzie rewolucji. Nie będzie zmiany, strajku – żadnych gwałtownych przeobrażeń. Obiecujesz sobie jednak, że od jutra będziesz miał „więcej dystansu do siebie” a każdą wypowiedź będziesz zaczynał od słów: „moim własnym zdaniem”. Tego, że należy mówić pełnymi zdaniami oraz, że nie należy zaczynać wypowiedzi od „a więc” – tego już się dawno nauczyłeś. Teraz pora na przyswojenie nowych treści z podręcznika do Inżynierii Społecznej. Jesteś na tyle duży, by je zrozumieć.