Tomasz Piątek, Wąż w kaplicy (dzień drugi i czwarty)

4 października, 2010 by

.
Dzień drugi.

Obiekt zachowuje się normalnie. 02.X: godzina 11.16 obiekt wchodzi do toalety. 11.22 wychodzi.

– czytałaś?
– słucham?
– czytałaś Piątka.
– no czytam.
– i co?
– na razie mnie nie rzuca na kolana. on pisze w taki kretyński sposób, nie lubię takiej prozy. Wiesz co on zrobił, wciągnął trochę suchego kakao do nosa i kaszle (to o synku). jest przerost formy (to o książce)
– to znaczy?
– wiesz co, to mi przypomina jakieś pisarstwo, kogoś. Ale nie potrafię póki co powiedzieć czyje. Tak jakbym normalnie… nie wiem dlaczego mi się to kojarzy z Blaszanym bębenkiem Grassa. Nie mogłam jej przeczytać. A tutaj, tak jakby był podobny język.
– znasz niemiecki?
– co?
– czy znasz niemiecki?
– no troszkę.
– po niemiecku czytałaś Grassa?
– no co ty.
– to skąd wiesz, że podobne?
– słucham?
– skąd wiesz, że podobne?
– bo po polsku czytałam Grassa… ekhm, znaczy się starałam się przeczytać.
– to znaczy się, że polski przekład jest podobny?
– yhy

(po 5 minutach)

– a ty uważasz, że wszyscy w komisjach Noblowskich czytają książki w oryginale?
– ale ty nie jesteś w komitecie Noblowskim
– no dobrze, ale ty mi zasugerowałeś, że powinnam czytać Grassa w oryginale.
– ja cie nie pytałem o Grassa, tylko o Piątka. No to jak z tym Piątkiem?
– ten Piątek na piątkę to nie jest. Jak dobrze wiesz, nie czytam dużo polskich pisarzy współczesnych, i tylko dlatego, że mnie poprosiłeś, to robię to dla ciebie.
– zachowuj się jak królik doświadczalny i nie pyskuj mi tu.
– to musisz mi dać najpierw marcheweczkę.
– wieczorem.

Dzień czwarty.

04.10 (Obserwacja: zakładka na 27. stronie książki.)

– o czym jest ta książka
– nie pytaj mnie jak mam kaca
– zdajesz sobie sprawę…
– że co
– że to literaci czytają, o czym jest książka Piątka?
– właśnie doszliśmy do głównego bohatera. Podmiotem lirycznym…
– masz mówić naturalnie a nie jak Maliszewski.
– kto to jest Maliszewski.
– Dobrze, że nie wiesz, mów dalej.
– Ehmmm
– Nie stękaj, tylko opowiadaj. Trochę o fabule.
– Najpierw musi być fabuła, żeby o niej opowiadać.
– Dobra, dobra
– Może później mi się w głowie przejaśni.

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

komentarzy 10

  1. Tomasz Piątek:

    E, i tak jak na Was, to łagodni jesteście :-)

    Co do tego, o czym wcześniej pisałeś Marku, że niby może ja tu nie wrócę, albo się obrażę, to spokojnie.

    Że co, mam się obrazić, że się komuś książka może nie spodobać? Każda książka ma prawo się komuś nie spodobać. Obraziłbym się, gdybyś coś o niej napisał zupełnie bez czytania, a tu przynajmniej jakieś czytanie per procura następuje. Wkurwił mnie kiedyś Mizerkiewicz, bo napisał o jakichś moich książkach, że są to kryminałki i sensacyjniaki (no bo jak tak napisał, to znaczy, że podstawą oceny tekstu nie był sam tekst, tylko tak zwany blurb).

    A co do uwag Twojej przyjaciółki, to na pewno jakieś wyczucie ma – ja Blaszanego Bębenka nie czytałem (w ogóle nigdy mi się nic Grassa nie udało przeczytać, już po pierwszej stronie zwykle wymiotowałem czymś lepkim i bardzo fałszywym), ale książka jest bardzo mocno stylizowana na literaturę niemiecką.

  2. Tomasz Piątek:

    A tak z innej mańki – jak jej nie wciąga, to po cholerę ma czytać? Ja uważam, że książka powinna wciągać. Jak mnie nie wciąga, to nie czytam. Czy nie jest to trochę tak, że znęcamy się nad Twoją Przyjaciółką? Może dajmy jej spokój? Nie eksperymentujmy na ludziach.

  3. marek trojanowski:

    Tomek, mnie strasznie interesują eksperymenty na żywych istotach. moja jeanette czyta dla mnie. ja jej książkę dałem, ja ją wybrałem i ja na niej eksperymentuję. chcę zobaczyć jak ona zareaguje, jak odbierze twoje pisanie. czy jej się spodoba czy nie. ja na przykład nie przeczytam twojej książki bo nie czytam prozy. gdybym czytał, to i tak bym przeczytał ale nie napisałbym – nie napisałbym, bo ciebie lubię. ale jeanette w roli zająca doświadczalnego, to zupełnie nowe możliwości – okazja dla mnie, by skonstruować i przeprowadzić nową formę pisania na temat literatury. dla ciebie – jako autora – możliwość przeczytania rozmowy o twojej książce (oczywiście sposób nie musi się tobie podobać, ale sam fakt, że to rozmowa o twojej książce powinien przynajmniej w minimalnym zakresie łechtać twoje autorskie ego).

    w kwestiach domiemanej łagodności:

    – to, co czytasz to w 99% dosłowny zapis z rozmowy. by być okrutnym musiałbym zrezygnować ze spontaniczności i zacząć zastanawiać się, obmyślać kolejne rodzaje literackich tortur – a na to po pierwsze nie mam ochoty w trakcie rozmów z jeanette, a po drugie szkoda mi na to czasu.

  4. marek trojanowski:

    i jeszcze jedna sprawa – czy zwróciłeś uwagę jak dzięki hmn zmienia się literatura? już Biuro Literackie zrezygnowało z „Połowów”, a także z wydania niektórych zamówionych u poetów tomików. Jest szansa, że na rynku w roku 2011 pojawi się mniej literackiej, szarej pulpy.

    mam nadzieję, że i tobie – jako autorowi – wyjdzie na dobre obecność na hmn, czego ci życzę.

  5. Roman Knap:

    Tomku Piątku, w „kryminałkach” nie ma nic złego, wręcz przeciwnie. Jak zaczynałem pisać wiersze, to tak pisałem, byle nie napisać nic kryminalnego (bo kryminalność kojarzyła mi się z papką telewizyjną, fuj, be). I oczywiście wychodziło arcygrafo. Potem przestałem pisać wiersze. Ale ponieważ teraz oto słyszę od Trojanowskiego, że Biuro Literackie podwyższa swoją jakość i (w końcu wymolestowane przez Trojanowskiego) zacznie wydawać tylko najlepszych, no to postanowiłem znowu zacząć pisać wiersze, aby je wkrótce (gdy się uzbiera 30 kawałków) przesłać do rąk naszych narodowych selekcjonerów: Honeta i Burszty.
    Ale tym razem (nauczywszy się już na błędach) postanowiłem, że będę pisał wyłącznie wiersze kryminalne. I jestem pewien, że to mi przyniesie upragniony tomik z blurbem od Maliszewskiego! I oczywiście będzie wtedy o mnie artykuł na hmn w kategorii „z kopa w jaja” :))))))

    Na razie napisałem tylko jeden wiersz, ale że to „kryminał”, to się nim pochwalę :))) W każdym razie, zacznij Tomku też pisać kryminałki, nie gardź nimi jak i ja nie gardzę :)))))

    STÓŁ

    Po wielu perypetiach z
    bezrobociem w końcu zdobyłem uprawnienia seryjnego mordercy.
    To był kurs z Urzędu Pracy, finansowany z funduszy UE.
    Bo jak nam to potem wyjaśnił szkoleniowiec, niejaki instruktor Knap,
    śmierć to po prostu przemysł, branża i rynek zbytu.
    I śmierć – mówił dalej instruktor
    (a myśmy kursanci zieeeeewali, bo po chuj nam teoria,
    jak kasę i zatrudnienie da nam dopiero praktyka)
    – no więc śmierć już niezdolna przeforsować eskorty kroplówek
    i kanalików do transfuzji krwi,
    barykad z recept,
    kordonu szczepionek,
    i w ogóle reanimacji,
    otóż ta śmierć, aby dostosować się do nowych panujących obecnie warunków, musi dziś podszywać się pod pocisk,
    pisk opon,
    kominiarkę
    i eksplozję;
    śmierć musi dziś połykać surowe mięso bez przypraw.
    I jest to w gruncie ta sama śmierć urzędniczka, którą wszyscy znamy, ale już nie somalierka,
    bo ta śmierć nie wpuszczona do domów z owym nakazem opuszczenia swoich zmarszczek, po prostu wzywa policję.

    A w waszym przypadku
    – (tu instruktor Knap spojrzał wymownie na nas,
    zieeeeewających kursantów,
    i chyba nawet pokiwał palcem) – A w waszym przypadku ta śmierć wezwie policyjną grupę dochodzeniowo-śledczą!

    Wasza przyszła praca
    (noooo w końcu, pomyśleliśmy, dupek przechodzi do rzeczy),
    Wasza przyszła praca będzie więc polegać na tym,
    aby owa policyjna grupa dochodzeniowo – śledcza
    założyła dla was specjalną sekcję przy Komendzie Głównej,
    złożoną z detektywów
    i z psychologów, studiujących grube akta opatrzone specjalnym kryptonimem.
    Będziecie musieli szczególnie uważać
    (pewnie ten kretyn powtórzy, pewnie powtórzy!, i wszyscyśmy kursanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo, puściliśmy oczka),
    otóż właśnie Będziecie musieli szczególnie uważać na psychologów.
    Psycholodzy są najgorsi.
    Glinami się nie przejmujcie, to głupcy.
    Ale psycholodzy to, co innego.
    Toteż żeby skołować speców od profilowania kryminalnego
    radzę wam na przyszłość tak od czasu do czasu
    nagle
    podejść do kogoś na ulicy, strzelić mu w łeb
    i zniknąć w tłumie,
    ot, po prostu zabić,
    zabić zwyczajnie,
    bez finezji, bez motywu,
    bez celu.

    I pamiętajcie!
    (razem z pozostałymi kursantami patrzyłem już na zegarek,
    bo jakoś już ten palant powinien przecież kończyć!
    Ktoś tam nawet niecierpliwie wyciągnął już i położył na stół paczkę fajek).
    I pamiętajcie – kardynalnym błędem seryjnego mordercy jest…
    – gdy nie zadba o szczegół!
    Na przykład jednej z moich ofiar
    – (i tu instruktor Knap na nas spojrzał
    i chyba nawet pokiwał palcem) – otóż jednej z moich ostatnich ofiar,
    o której mi powiedziano, że jest skąpa
    i że nigdy się niczym z nikim nie dzieli,
    (to pewnie dlatego musiała zginąć),
    to już po wszystkim, to jest gdy już ją udusiłem,
    to potem schowałem jej papierosy do kieszeni,
    żeby tylko nie leżały na stole.

  6. marek trojanowski:

    jest racja w argumencie romka – nie ma nic złego w kryminałkach. także tak uważam i jeżeli literatura ma w jakiś sposób uczłowieczać odczłowieczonego człowieka, to sądzę, że nie może to byc literatura filozoficzna, ale przede wszystkim rozrywkowa. łatwiej jest dotrzeć do czytelnika bawiąc go, niż przy uzyciu dziesięciostronicowych dowodów logicznych. jest też sprawa ambicji – większość pisarzy chciałoby / chce / marzy o tym, by jego dzieła należały do literatury ambitnej. to jest myślenie destrukcyjne, gdyż literat tworzy literaturę dla ludzi a nie dla koni czy filozofów. filozofowie – tych jest zbyt mało, żeby mogli, kupując ksiązki, zapewnić godny żywot literatowi. druga prawda jest taka, że filozofie owszem kupują ksiązki, ale tylko filozoficzne (i to także nie wszystkie).
    dlatego literat powinien – takie jest moje zdanie – pisać dla jak najszerszej publiki. powinien dostarczać rozrywkę, delikatnie zmuszać do refleksji. I gdybym ja pisał książki, to pisałbym je dla ludzi a nie dla koni.

  7. Tomasz Piątek:

    Pewnie, że nic nie ma złego w kryminałkach jako takich. Ta uwaga (że w kryminałkach nie ma nic złego) powinna być raczej skierowana do Mizerkiewicza, a nie do mnie: on najwyraźniej traktował to określenie „kryminałki” jako zarzut (pośrednio nawet rozwijał ten zarzut: że jak kryminałki, to pozbawione ambicji). I powtarzał: „kryminałki”, „sensacyjniaki”, „powieścidła”, dziwnie rozkoszując się tym zarzutem.

    Ale pal diabli (i do kroćset!), to jeszcze mu mogę darować. Jeśli ktoś uważa, że sensacyjniaki są złe, to niech sobie uważa, nie moja sprawa. Jedyna pretensja jaką mam do Mizernokrytyczkiewicza to taka, że sklasyfikował moje książki nie czytając ich. Uznał je za sensacyjniaki, kryminałki, powieścidła itd. jedynie na podstawie informacji z blurba: że w powieści ktoś ginie, a ktoś inny chce rozwiązać zagadkę.

    No cóż, można sformułować wobec takiego „Nionia” wiele innych, bardziej merytorycznych zarzutów – że to książka niepozbierana, niekonsekwentna, przeintelektualizowana, hermetyczna, nieprzyjazna czytelnikowi, wyprowadzająca go na manowce, zimna, pretensjonalnie och ach filozoficzna, lewisocarrollowsko drętwa w swojej filozosi… Można powiedzieć, że to powiastka filozoficzna bez morału czyli zupa ogonowa bez ogona, że autor chciał za dużo powiedzieć i w efekcie nie powiedział nic, że to rebusy bez jebusów, czyli rebusy wyjątkowo smutne.

    Natomiast nie da się powiedzieć, że to popularne sensacyjne powieścidło, kryminałek/kryminałka. Gdzie Rzym, gdzie Krym (inałka), że pozwolę sobie na wykwintny kalambur (który wywoła uśmiech aprobaty nawet w tak wyrafinowanym towarzystwie, jak nasze, I hope). Gdzie ta intryga kryminalna, gdzie jej rozwiązanie, gdzie te popularne sensacje?… No i w ogóle gdzie ta popularność…

    Rozpisuję się o tym także ze względu na nieustającą fascynację, jaką budzi we mnie metoda krytyczna pana M. Otóż wynalazł on znakomity i prosty sposób na ustalenie, czy dzieło prozatorskie zawiera ambicje artystyczne. Otóż najpierw ustalamy (jak rozumiem, na podstawie blurba) czy w badanym dziele prozatorskim występuje akcja. Jeśli w dziele (albo blurbie) jest akcja, dzieło ambicji nie ma.

    Proponuję, żeby Mizerkiewicz zaczął wykładać na AWF-ie, na zajęciach dla współczesnych bardów, trubadurów i w ogóle oralniaków czy też oratów (oralny odpowiednik literatów). Chodzi mi oczywiście o komentatorów sportowych. „Jeżeli w meczu lub w tzw. migawkach z meczu jest akcja, jest to mecz trzecioligowy. Jeżeli akcji nie ma, jest to mecz naszej reprezentacji”. Tutaj metoda Mizerkiewicza sprawdza się w całej rozciągłości.

  8. marek trojanowski:

    to bardzo ciekawe (przynajmniej dla mnie), to w jaki sposób reagujesz na negatywną recenzję (abstrahując od jej jakości).

    Mam do ciebie – jako Autora – pytanie i liczę tylko na szczerą odpowiedź. Jak byś zareagował na taką oto przykładową recenzję napisaną przez krytyka X:

    „Kryminał Tomasza Piątka, to jedna z ważniejszych książek ostatniej dekady. Pod przykrywką pozornie naiwnej sensacji oraz poprawnie z punktu widzenia metodologii pisarskiej prowadzonej wielowątkowej akcji Autor dokonuje rozrachunku z najwazniejszymi problemami współczesnego człowieka…”

    I zanim udzielisz odpowiedzi chciałbym wprowadzić jedno jeszcze hipotetyczne założenie: otóż ty, jako Autor wiesz, że książka o której napisano taką super recenzję jest jedną z najgorszych książek, jaką napisałeś. Ty wiesz, że to jest literacki gniot i popełniłeśś go dlatego, bo upierdliwy wydawca wypłacił ci dawno zaliczkę a ty ją przechlałeś i nie masz z czego oddać. Stąd wyprodukowałeś gniota. Mało tego – nie ma w nim ani wielowątkowej akcji, nie ma też nawet śladu literackiego rozrachunku z bolączkami współczesnego świata oraz człowieka. Innymi słowy: Krytyk X napisał bardzo dobrą recenzję książki, której nie czytał.

    Powiedz, jak byś zareagował?

  9. Tomasz Piątek:

    Trudno mi gdybać, bo jeszcze nigdy w takiej sytuacji nie byłem. Ale co do jednej rzeczy mam pewność: uznałbym, że krytyk X bardzo perfidnie się ze mnie nabija. I że raczej nie ograniczy się do samej ironii. Nie montuje się tak dużego kłamstwa tylko po to, żeby popodśmiewać się pod nosem. Uznałbym, że X szykuje się do mojej egzekucji.

  10. tajna:

    Mam Węża, na pewno coś o nim napiszę:) Pałac Ostrogskich był świetny i ta legenda miejska o złotej kaczce:) ekstra Kiedy byłem dzieckiem nie wiedziałem, że może być za tym jakaś prawda, jakieś prawdziwe złoto. I tak myślałem do czasu Pałacu twojego.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?