Bogumił Staszek, Eroticon

1 października, 2010 by

.

Tu miał być kolejny tekst o wierszach ochotnika, który wysłał do mnie tomik korzystając z dobrodziejstw zakładki KONTAKT. Godność ochotnika: Bogumił Staszek, tytuł dzieła: Eroticon. Tekstu jednak nie będzie bo jest to tak zbiór tak kiepskich wierszy, że każda literka mojego komentarza a nawet określenie: „to gówno” – w tym akurat przypadku (jak nigdy wcześniej) byłoby niebywałą nobilitacją dla przesłanego dzieła.

Ludzie, czy wy nie macie sumienia? Za grosz godności? Czy nie mieliście ojca, który w odpowiednim momencie w życiu powiedział wam: „Szanuj się”? Jak można pod płaszczykiem poezji – która sama w sobie jest czymś niezwykle szlachetnym – przemycać kuriozalne ambicje? Zamiast nękać wydawców, krytyków i czytelników można przecież wybrać bardziej humanitarną drogę: zabijać ludzi. Zabijać nożem, strzelać na ślepo, mordować dopóki kula policyjnego snajpera nie zniszczy waszych mózgów. Ten sposób zyskiwania sławy jest o wiele bardziej skuteczny i mniej uciążliwy dla otoczenia niż upychanie piramidalnych wręcz głupot w wersy, strofy a w końcu – w okładki.

Jest taka stara wiejska technika bezbolesnego przechodzenia chłopców przez inicjacje seksualne. Polega ona na tym, by wybrać tłustą maciorę i założyć jej na dupę czarne, koronkowe stringi w rozmiarze XXL. Tak ucharakteryzowaną lochę zamyka się w pomieszczeniu z młodzieńcem na około piętnaście minut. Po wszystkim, zanim otworzą się drzwi chłopiec jest już mężczyzną.
Bogumił Staszek być może nigdy nie miał doświadczeń z żywą świnią, jednak jego dzieło – Eroticon – niczym nie różni się od śmierdzącej chlewem świni, na którą naciągnięto stringi.

Kategoria: Bez kategorii | 9 komentarzy »

komentarzy 9

  1. marek trojanowski:

    Boogumił, moim zdaniem powinieneś odpisać mi tak:

    „Słuchaj Trojanowski, udostępnij mój tomik na stronie. Niech sobie ludzie sami przeczytają, niech sami ocenią. Ty masz wykoślawiony, zmanierowany gust i poczucie estetyki.”

    Uważam, że byłby to bardzo dobry pomysł. Ja bym udostępnił twój tomik, ludzie mogliby pobrać go za darmo. miałbyś kilkuset czytelników więcej a co najważniejsze: najwięksi nieudacznicy literaccy, którzy zalewają hektolitrami literackiego kału przeróżne portale poetyckie przekonaliby się, że istnieją w tym kraju inni wydawcy niż Biuro Literackie, które decyduje się na wydawanie gówna w okładkach. Za taką reklamę twój wydawca – Staromiejski Ośrodek Kultury w Krakowie – pewnie by cię przeklął, ale za to Artur Burszta na pewno wysłałby tobie majla z podziękowaniem za to, że odciążyłeś jego skrzynkę majlową, na którą do tej pory szerokim strumieniem napływała literacka kupa produkowana przez poetów z twojej kategorii wagowej. Jury konkursu: „Dać świadectwo” słusznie rozpoznało i zakwalifikowało twoją twórczość. W rzędzie m.in. z Maciejem Woźniakiem, Markiem Baczewskim, Moniką Mostowik, Maciejem Meleckim, Agnieszką Koteją – niczym się nie wyróżniasz jako artysta/poeta.

  2. Roman Knap:

    Marek, nie ma co ukrywać przed ludźmi, że wysłałeś mi pdf-a z tomikiem „Eroticon”, pana Bogumiła Staszka, zachęcając do przeczytania go i wyrażenia o nim własnego krytycznego zdania. Pozostając ci głęboko wdzięczny za ten gest wiary, że jestem „krytykiem”, muszę jednak przyznać, ze „krytykiem” nie jestem i w sumie nigdy nie byłem. W gruncie rzeczy nie cierpię „krytyki literackiej”, bo nie wiem, co jest dobre a co złe, co jest słuszne a co nie, co jest w guście epoki a co nie jest, nie wiem, jak się powinno pisać i o czym. Natomiast jestem wyłącznie interpretatorem! Interpretatorem! Zauważyłem marek, ze ty unikasz interpretacji. Ganisz, negatywujesz całokształt, a tymczasem ja, ja jestem z zupełnie innej gliny. Interpretatorskiej! Co to oznacza? To oznacza, że przeczytałem tomik Bogumiła, owszem, ale żeby cośkolwiek o nim napisać musiałbym się podjąć interpretacji. I już się nawet do niej zabieralem. Ale niestety, nagle oto patrzę, a zamiast „Eroticonowi” Bogumiła Staszko, interpretację poświęciłem poematowi Man Ray`a! Nie wiem, skąd ta pomyłka. Coś mi się widocznie nagle pojebało w tej głowie, jakiś znienackowy miszmasz, mizerabel, i wiem, wiem, wiem, miało być o Staszko a wyszło mi o Man Ray`U!
    Więc wybacz mi, nie potępiaj, nie gań, że nie o poecie Staszko, ale może to dlatego wszystko mi siedziało w łebie, że niedawno była tu mowa o awangardzie (w ramach że o Podgórnim i cyber), ale może przede wszystkim dlatego, że wszędzie widzę tylko „krytykę literacką”, a nigdzie, doprawdy nigdzie nie widzę Interpretacji! Kochanej intepretacji!

    146 PAŃ DE SEVIGNE

    Och, Mocu, twój ostatni majl zachwycił mnie równie setnie, co zdruzgotał!
    Oczywiście chodzi mi o ten passus z „Manon Lescaut”, gdzie jest trzcina i parę drzew odartych przez wiatry! Och, mocu, ja nic nie wiem! Ja nic nie rozumiem! To mi się nie mieści w głowie! Jak? Co? Gdzie? Nowy Orlean… Piszesz, że Nowy orlean. Niech no jeszcze raz spojrzę. Ojej! Faktycznie. Jest! Mój Boże! Och, stoi jak byk. Jest! To jakiś cud! Bo och, mocu, uwierz mi, ale czytałem „Manon” setki razy i nigdy tam tego nie było! Ani rok temu, ani miesiąc ani przedwczoraj! Uwierz mi, nie było ani krztynki drzewa ni wiatru! Zapewniam! To zatem jakiś podstęp! To na pewno ktoś zza grobu przeczytał mojego majla do ciebie i dawaj zaraz szybko to wcisnął i dopisał, aby wrednie zagrać mi na nosie! To nie do księżyca tamtej nocy wyły wilki i psy sąsiadek! Zapewniam, zapewniam, zapewniam!
    I w tym szoku już chodziło mi po głowie wskakuj szybko na gmaila i pisz do mera Nowego Oreleanu, kiedy to nagle w „Listach” pani de Sevigne (których lekturę zawsze sobie co jakiś czas odświeżam) natrafiłem na to oto wyjątkowo piękne zdanie – „Cała Francja dowiedziała się o tej odpowiedzi (Fouqueta) i nie posiada się z zachwytu”. I wtedy nagle niby pismem automatycznym napisałem „Cała Polska dowiedziała się o tym i tym i nie posiada się z zachwytu”, aby sprawdzić różnicę. I nagle ją zobaczyłem! Czy widzisz Mocu tę różnicę? Bo ja widzę, och, widzę! I ta różnica jest tak dotkliwa, tak straszna, że z któregoś kraju trzeba emigrować! Zupełnie tak jak to w swoim czasie uczynił Man Ray, autor „Poematu Fonetycznego”, utworu, który ci tu poniżej dosłownie, a raczej dolinijnie, przytoczę:

    __ __ ____ (Man Ray, Poemat fonetyczny, 1924)

    __ _ ___ __ _
    _ ____ __ ____ __
    ___ ___

    __ ___ __ ___
    _ ___ ___ __ ___
    ___ __ ____
    ____ _ ___ ___
    __ __ __ _____

    ___ _ ___
    __ ___ ____ ___
    _____ __ ___ ____
    __ _ _ __ ___
    __ ____ __ ____

    __ __ ___ ____
    __ ___ ______ __
    _____ _ _ ___
    ___ __ __ ____

    Jestem głęboko przekonany, że Man Raya do emigracji z USA zmusił urok tego właśnie zdania z „Listów” pani de Sevigne! I to jest pierwszy dowód na to, że Man Ray napisał, a raczej naliniował swój poemat z inspiracji tychże „Listów”. Dwa lata wcześniej Man Ray wykonał przejmujące zdjęcie „Marcel Proust na łożu śmierci”, a Proust był wielkim admiratorem „Listów” pani de Sevigne, co stanowi kolejną niepodważalną poszlakę, że „Poemat fonetyczny” Man Raya powstał pod ich wpływem. Zresztą to co ich jeszcze łączy to – spacje!
    Och, mocu, ani myśl się dziwić! Tak! Spacje! I proszę cię mocu, nie pauzuj mi tu ani, że jestem paranoikiem twierdząc, że motywem, który skłonił Man Raya do użycia spacji w tym poemacie, była lektura „Listów” pani de Sevigne! I ani mi nie mów, że już sama zbyt oczywista obecność spacji mogłaby dowieść, że każdy kto jej użył, czytał panią de Sevigne! I ani mi tu nie udowadniaj, niczym kogut gotowy do walki, żeby odrzucić tę paranoję, że pani de Sevigne nie użyła spacji po raz pierwszy i że w użyciu spacji jej „Listy” nie są tekstem archetypowym! Nie każ mi jak Umberto Eco być interpretatorem skąpcem! Bo wybuchnę płaczem! Och, proszę, przestań i nie mów mi, że interpretacja nie polega na tym, aby zadać sobie pytanie „czy mam rację?”, ale na tym, aby myśleć. Bo umorzę się głodem! Och, proszę cię, zrozum i zrozumuj, i daj się przekonać, że Eco może i miałby słuszność, żądając od interpretatora „nie leń się i szanuj! a nie leniując się i szanując, oszczędzaj”, gdyby nie owe uczucie, że za tą głoszoną przez Eco oszczędnością w interpretacji kryje się również apel o oszczędność kanonu dzieł. Istnieje bowiem obawa, że od Dantego, pani de Sevigne i Man Raya w nadinterpretacji przejdzie się do wierszyka Agi Hofik, Perukeza (A), Bogumiła Staszko, zoya zongi albo twórczości pana nicka „„` …”. A przecież tylko nadinterpretacja, tylko nadinterpretacja, pozwala dziełom obrastać w mity!
    W pierwszej reakcji pani de Sevigne, gdyby tylko znała i przeczytała „Poemat fonetyczny”, to by zawołała „och! nie pojmuję doprawdy, czemu ja nigdy nic takiego nie napisałam, choć tysiąc razy podobne myśli chodziły mi po głowie!” (a potem by to napisała w liście do swojego kuzyna). Taka więc podobna myśl przyszła Man Rayowi do głowy po raz 1001-szy i stąd ten poemat. Oczywiście nie będąc sędzią tego utworu, pozwolę sobie zostać tylko jego kawalerem d`Artagnan :) (Nie tyle muszkieterem z Dumasa, co owym strażnikiem Fouqueta w jego drodze z Bastylii do Sądu).
    Bo och wow, doprawdy, jak miło ujrzeć, gdy 71 ułamanych wykałaczek stawia się we własnej osobie!!! :)
    Jestem pełen podziwu dla tego poematu, bo jak zresztą widać jego liniatura do końca trwa w swoim stylu, a przecież styl to upór!
    Widać też, że ten poemat nie powstał on spod pióra jakiegoś pierwszego lepszego kreskoklety. Jest bowiem ten tekst jakiś wytyczny. I bynajmniej wcale sobie z niego nie dworuję, bo przeczesałem ten tekst kreska po kresce i spójrz – ten tekstogram mając 4 strofy, a prawie wszystkie po 5 linijek, ma ręce i nogi. Przedstawia ich układ kostny. Ale och, to już zbyt dramatyczna opowieść, abym miał ją tu przegadać co i jak. (Bo w istocie największym wrogiem dzieła bywa jego nadgorliwy interpretator, i tak np. po co nam już dziś „Sylvie” Nervala, skoro mamy „Sur Sylvie” Eco z 1982, które z dokładnością chirurga analizuje każdą linijkę tekstu Nervala? Powiesz powstanie nowy kontekst. I zgoda powstanie, będą nowe słowa, albo stare w nowym ułożeniu, nieważne, ale czy to właśnie aby nie dekonstrukcja i jej nowy kontekst przychodzi nam tu na ratunek, aby ocalić „Sylvie”?).
    Uważam, że to słuszne, co mówi 6 wers „___ __ ____”. Ale podskoczywszy do 3-ego wersu „___ ___”, widzę w nim błąd, ale to tylko taka mała linijówka, bez znaczenia dla poematu, którego prostolinijność wprost mnie urzekła.
    Podkreśliłem ołówkiem passus z 9 wersu tego kreskogramu „___ _”, uznając go za najważniejszy (a który przeuroczo mówi to, co chciałem ci Mocu powiedzieć przy okazji „Księżnej de Cleves” – że pójść do łóżka z damą to zjeść owoc, który mówi)(och! wszystko, co mówię jest tak piękne i doskonałe, tak piękne i doskonałe, że doprawdy, och doprawdy aż łzy mi się kręcą, że wszystkiego tego nie mówię jako pierwszy!). Zresztą ten 9 wers, co każdy wie, jest kulminacyjną kreską tego poematu.
    Wiem dlaczego pomimo idylli w pierwszej strofie poematu, w ostatniej, dla puenty, Man Ray wprowadził klimat zagrożenia! Przeciwliteralny klimat zagrożenia! Ten widoczny kontrast między strofami aż grzmi. I doprawdy nie trzeba tego tłumaczyć na język urdu. W ogóle ten poemat nie wymaga translacji, w każdym bądź razie innej niż na migowy. Poza tym mając tu zapis kodowany, transkryptujący głos, to zdumiewa nie tylko ścisłość, z jaką w swojej partyturze Man Ray oddał fonetykę zdania „pani de Chartres to pani de Sevigne”, ale również, a może nawet bardziej, jego intuicja, że za owym bardzo silnym związkiem matki i córki, pani de Sevigne i pani de Grignan, kryje się równie silny związek matki i córki, pani de Chartres i księżnej de Cleves, i to tak silny, że aż przeczuł, co nam opowiedział w trzeciej strofie, skąd się wzięły dowcipy o złej teściowej.
    W ogóle Man Ray przeczuł o wiele więcej! To futurystyczny jasnowidz! To dlatego dziś już wiemy, że Man Ray przewidział Internet i w swoim poemacie wymienił nicki, jakie się w nim pojawią. I tylko trzeba nam sobie powiedzieć, o ile się jest akurat dobrym w podsycaniu – zdeszyfruj je, znajdź, dowiedz się co komentują i połącz to wszystko w jeden sens!
    Och! Kocham ten poemat! Och, ten poemat Man Raya nie ma sobie równych, jeśli chodzi o kreski! A znam się trochę na kreskach właściwych temu światu :) A i w piśmie kreskowym radzę sobie doskonale :) Och, czego tam nie ma! Bo są i sprostowania :) I to pewne, ten poemat Man Ray nakreskował pod wpływem lektury „Listów” pani de Sevigne! A emigracja, spacja i Proust to nie wszystko. Bo na czymś się jeszcze zasadzam :) Kreski te bowiem przypominają te, jakimi można wypełnić okienka w formularzu, a słowo „formularz” pada w „Listach” pani de Sevigne! Wiem też, że chodzi o minusy, bo u pani de Sevigne pojawia się „różnica”! Paralelnie, gdy ona pisze o młodszej i starszej linii rodu, to o owym zjawisku patrylineatu mówi nam, jeśli już nie cały poemat Man Raya, to przynajmniej któryś jego pentakresk! W którymś momencie pani de Sevigne pisze „ktoś inny ująłby to może krócej” i nie myliła się. Najpierw był to Man Ray, potem w „Białej plamie” Ryszard Krynicki, a potem… ech.
    Wiem, że rysując coś po poemacie Man Raya, opadając z góry na dół po jego konturach, da nam to obrys, patrząc od strony marginesu, fasady pałacyku przy ulicy du Temple w Paryżu. I och Mocu, proszę, nie rób mi teraz tego co zrobiłby Eco, och, nie zmniejszaj mi proszę pole manewru. Nie śmiej się ze mnie, że jak mi ktoś powie „bububu” albo „ty pedale”, to ja mu odpowiem – „o, widzę, że czytałeś listy pani de Sevigne”. I proszę, nie myśl teraz i nie pytaj mnie, aby mi dokopać, co jest łatwiejsze – udowodnić, że Man Ray czytał „Listy” pani de Sevigne, czy też, że ich nie czytał? Bo interpretacja tekstu to nic innego jak miłość, miłość tekstu i interpretatora, kawalera des Grieux i Manon Lescaut. To tak jakby do miłości trzeba dwojga i tych dwoje musi być głupcami! I proszę, och mocu, proszę, błagam, nie idź na tę łatwiznę, że łatwiej jest uznać interpretację za niepotrzebną niż za błędną. Och, i nie mów mi, że to, co łączy Man Raya i panią de Sevigne, powinno być wyjątkowe, a nie że jakaś tam spacja. O nie, nie, nie mów mi, że z poematu Man Raya nie da się ocenić jego erudycji. Och, nie mów mi, zaklinam cię, że interpretacja musi przynieść korzyść (choćby taką, że się spatiszuje Eco i powie – „zbyt wiele jest istot dwunożnych takich jak Achilles i kawka, aby były tak odważne jak Achilles i lew”). Ojej, nie, nie mów mi proszę, że z łańcucha podobieństw idzie udowodnić wszystko, i że w związku z tym wcale nie trzeba nic udowadniać. Och, zausiłuj chociaż i daj mi się cieszyć karkołomnością moich eksplikacji! Och, wiem, wiem, wiem, że każda interpretacja jest już tylko mniej lub bardziej nic nie wnosząca. I że pytanie, czy autor coś czytał czy nie, to wyłącznie uwaga biograficzna, więc bez znaczenia jak bez znaczenia jest każda intencia auctoris. Wpływy, mój drogi, to tylko wstęp do hipertekstu i nic więcej. I do perwersji aby przekombinowywać i łączyć ze sobą te wszystkie teksty, jak poemat Man Raya i pani de Sevigne, pomimo wyraźnie ich zbyt obcego sobie pokroju. Och, ale dlaczego przekombinowane znaczy źle?
    No dobrze już, dobrze:)
    A tak w ogóle to o której pani de Sevigne mówisz?
    Którą to panią de Sevigne czytał Man Ray? No, z inspiracji której pani de Sevigne Man Ray napisał „Poemat fonetyczny”?
    Bo przecież pań de Sevigne jest 146. Tyle ile jest jej listów. A nawet pań de Sevigne jest ponad 700, ale znasz tylko 146. Pomyśl. „Listy” to liczba mnoga. Jak więc udowodnić, że listy te napisała jedna ręka, a dokładnie ręka pani de Sevigne? I tu już nie chodzi nawet o brak ich oryginałów. Jak udowodnić, że towarzyszyła im ta sam jaźń?
    A tak a propos, to w ogóle o którym Man Rayu mówisz? Bo ja widzę co najmniej 71 Man Ray`ów. Nie licząc tytułu :)))

  3. marek trojanowski:

    romek, przed trzema dniami przyszła mi do głowy pewna myśl, która na dobre rozgościła się w mojej głowie – myśl o tym, by przestać czytać. żeby nie czytać tych głupot, które od trzech lat czytam i przez które brnę paprając się gównem. Myślę o czymś na kształt wakacji – odpocznę sobie, wygrzeję się w jakimś słońcu (jeszcze nie wiem którym – czy wymarzonym, czy rzeczywistym) i wróci mi nie tyle ochota do czytania, bo tej nigdy nie straciłem, ale wiara w to, że możliwe jest w tym życiu przeczytanie pięknego zbioru, pięknych wierszy.

    kiedyś wyobrażałem sobie rzecz następującą: otóż któregoś poranka sprawdzę skrzynkę pocztową a tam znajdę przynajmniej pięć może sześć listów od poetów z tomikami w załączniku. i tak co dwa, trzy tygodnie taki pakiet. że nie będę musiał wydawać pieniędzy, że nie będę musiał odchodzić od komputera, że będę czytał i pisał, pisał i czytał. ale dzisiaj już nie chcę żadnych załączników. Powiem ci więcej, że boję się otwierać listy zawierające załączniki. nie ze względu na wirusy, ale z jednego powodu:

    – chcę jakoś uszanować człowieka, który mimo reputacji hmn (i mojej) zdobywa się na odwagę i wysyła wiersze. Chcę odwagę (lub brawurę) jakoś wynagrodzić. Wysyłam więc załącznik dalej, wysyłam ludziom, których cenię i do których adresy majlowe posiadam. Nie wiem czy ktoś odpisze czy nie.

    A teraz jest mi głupio, bo przeczytałem te wiersze i wiem, że to nie był dobry pomysł z tą wysyłką.

  4. Roman Knap:

    Aa, widziałem twoją deprechę, nawet chciałem cię jakoś rozbawić, ale nie miałem czasu, muszę pracować. Chciałem cię rozbawić rymami, wiesz.. Lubisz rymy? Ostatnio dużo się gada o rymach…

  5. marek trojanowski:

    nie, nie – ja nie mam depresji, nawet nie wiem co to jest depresja. depresja, to choroba miejska, a ja jestem chłopak ze wsi. na wsi trzeba pracować, są świnie, krowy jest pole. nie ma czasu na depresję.
    zresztą ja nie wierzę w istnienie czegoś takiego jak depresja – moim zdaniem to jest wymysł koncernów farmaceutycznych, po to by upychać rózne środki psychoaktywne, rozpowszechniać je i uzależniać. robić tak, by ludzie uważali, że każdy dzień, który nie jest dniem różowym od tabletek jest dniem straconym, że tylko różowe farmakologiczne życie jest prawdziwym życiem, a to normalne, zwykłe jest odmianą depresyjną, którą należy leczyć.

    uwielbiam rymy. Na przykład uważam, że Froński ma w tej dziedzinie wyjątkowy talent. Bardzo lubię czytać jego wiersze.

  6. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Kończę czytać „Eroticon”.

    Rozczuliły mnie podziękowania:

    „za pomoc w zrozumieniu
    prawd poetyckich”

    Co to są za prawdy?
    Jak należy pisać, aby wygrać konkurs?

  7. przemek łośko:

    przeczytałem kilka wierszy, te z początku. nieomal odczułem, że dyktował je wewnętrzny belfer, punktualny, w lakierkach

  8. marek trojanowski:

    Przemek, mi jest niewymownie głupio, że wysłałem tobie ten zbiór. Ja to wysyłałem bez uprzedniego przeczytania. czuję się jak wypachniony i ogolony afgańczyk, przedstawiciel Al-Kaidy podrzucający bombę. Ale z drugiej strony sam widzisz – kompletna degrengolada estetyczna, upadek z wysokości, zniszczenie. mi się wydaje, że teraz odbudowa kultury zajmie dziesięciolecia.

  9. marek trojanowski:

    Boguś mówi:
    .

    .

    Marek odpowiada: chcesz, to masz

    – Bogumił Staszek, Eroticon (plik w PDF).

    Teraz każdy zainteresowany może się zapoznać z dziełem ale nie tylko – w nagrodę Boguś, że olałeś interes ekonomiczny swego wydawcy i zgodziłeś sie na opublikowanie w necie swojego tomiku po to, by biedni ludzie mogli sobie poobcować za darmo z literaturą obiecuję, że opublikuję na stronie każdą nadesłaną opinię, analizę, recenzję itp. dotyczącą Eroticonu.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?