Jakub Winiarski, Loquela. Harry Potter XXVII

28 lipca, 2009 by

.

Nie jest tajemnicą, że guru polskiej krytyki literackiej, w ogóle literacki samograj, znawca literatury wszelkiej, począwszy od traktatów filozoficznych mistyków średniowiecznych a na komiksach kończąc inż. Jakub Winiarski przygotował dla swoich fanów niespodziankę. Napisał książkę, którą chciałby gdzieś wydać.

Inżynier Winiarski jest na etapie poszukiwania wydawcy. Jest bardzo wybredny. Ma świadomość ciężaru gatunkowego swoich dzieł. W tym zakresie mierzyć się może tylko z mgr Rowling. Fani obstawiają Biuro Literackie. Ale zdarzyć się może, że zainteresuje się ZNAK, PWN, a może i WL. Tu nic nie jest przesądzone.

Ale zniecierpliwieni miłośnicy prozy inż. Winiarskiego, okazali się sprytniejsi niż firewall strzegący zasobów twardego dysku ich idola. Fragmenty dzieła – Loquela II (nazwa wymyślona przez fanów. Wiadomo, że tytuły swoich książek Jakub Winiarski ustala na 3 minuty przed drukiem. Nie chce by przedostały się one wcześniej do prasy) zostały wykradzione. Tak, tak. To haniebne i naganne. To karygodne, wbrew prawu i niemoralne. Ale miłość przecież nie zna granic tym bardziej tych, które wyznaczane są przez ramy prawa autorskiego nawet, gdy na ich straży stoi mgr Mosiewicz.

Jeden z tych fragmentów ukazał się na zamkniętym forum miłośników Winiarskiego- niechżyjenamjakubwiniarskistolatalboidłużej-niechżyje-niechżyje.pl

Pozwoliłem sobie za zgodą złodziei przedrukować ową próbkę. Czynię to dla dobra ludzkości, literatury i sztuki. Wierzę, że dzięki temu zmniejszy się dziura ozonowa, że białych niedźwiedzi będzie więcej i że 3000 wieśniaków w Indiach znajdzie sobie lepsze zajęcie niż zabijanie kijami tygrysów. Wierzę, że wszystkie z głębokich przemyśleń inż. Winiarskiego utrwalonych na piśmie zmieni świat na lepsze. Czego światu z całego serca życzę.

Jakub Winiarski, Loquela II, Biuro Literackie-PWN-ZNAK-WL, 2029

Rozdział I

Dać wypełnić się tajemnicami. Niebezpiecznie jest się zakochać we śnie.

Tomasz mówił i to był początek… Pomyślałem zdanie, że motyle pojawiają się we śnie zawsze w hołdzie dla Nabokova. I motyle, chyba wszystkie gatunki motyli. I wiesz co?
– Miałem sen – zaczął z trudem, po polsku – a w tym śnie byłaś ty i był pająk.
Czuł, że mógłby mieć na imię Ricardo lub Alfonso i mówić po włosku. Żenowało go trochę poczucie, że to wszystko dzieje się jak w romansie. Tego dnia Tomasz zdecydował; przestał łudzić się, że ten sen był zwyczajny i że uda mu się go zignorować – zdecydował się więc i zadzwonił; numer jej telefonu miał od kilku miesięcy. Pojawiła się, przeszła, może nawet pomachała mu na powitanie ręką, nic nie wiedząc o śnie, w którym była, w którym była nawet mocniej niż w życiu. A Dagmara? Miał wrażenie, jakby tamten dzień w pracy zmienił więcej niż chciałby to przyznać. Nie wiedział, czy zostaną dłużej, nie wiedział, czy powinien się bać. Nie wiedział, skąd przychodzili i nie umiał powiedzieć, gdzie nikli. Było tak, jakby wokół Tomasza zaroiło się nagle od obcych. Jakby bardziej pozostawał przez te godziny w miejscu, które opuścił budząc się rano i wstając. Czas spędzony na rozpamiętywaniu snu odrealnił całą pracę Tomasza. Tomaszowi ulice wydawały się inne, inny był na nich śnieg i inaczej skrzypiały na lodzie lekkie buty, w których szedł na spotkanie tego, o czym myśleć nie potrafił przestać. Był styczeń, ostre słońce rozcinało horyzont. Tamten sen zmienił świat w przyciemnione, naelektryzowane wnętrze. Tomasz dobrze pamiętał ten ranek, gdy obudził się przekonany, że historia, której we śnie doświadczył, naznaczyła go i zmieniła na stałe.
Spotykali się więc regularnie, lecz to w snach nastąpiło zbliżenie. Spotykali się w wielkim budynku, gdzie oboje pracowali od dawna. Czy spotykał ją tylko we śnie? Oczywiście, że nie, nie tylko. Nie wiedział, że życie tych wszystkich, co jak on zakochali się śniąc, wypełnione jest i oplecione pajęczyną, której nici to najczystszy ból. Jednak starał się wciąż i wciąż myślał, że chce ze snu przeprowadzić ją w jawę. Ale nie zbliżał się ani o krok, jakby znajdował się w takim miejscu wszechświata, gdzie przestrzeni nie udaje się przebyć, gdzie odległość między punktem a punktem jest ta sama na zawsze. Tomasz nie był już w tej chwili motylem, był znów sobą i szedł w jej kierunku. W pewnej chwili zamieniła się w dziecko, w kapryszącą, kilkuletnią dziewczynkę. Dagmara nie dostrzegała pająka i bawiła się niczym dziecko w piasku. Sen zaciemniał się, jednocześnie rosnąc, przerastając to, co Tomasz poznał na jawie. Niebezpieczny, chorobliwy, złowróżbny. Gdzieś na skraju czaił się czarny pająk. Słoneczna plaża, fale piasku koloru jej skóry; naokoło fruwały motyle, jednym z nich był, taka myśl mu przebiegła przez głowę, Tomasz. Przyśniła mu się wiele razy, ale jeden był decydujący. Tomasz spotkał Dagmarę we śnie i być może tak powinno zostać. Najpewniej nie musieli się spotkać, a jeśli spotkali się jednak, to raczej przypadkiem, jak zawsze, gdy w grę wchodzi pech albo szczęście. Najpewniej była tylko losem, praprzyczyną wielu myśli i zdarzeń. Próbował dowiedzieć się tego. Kim była? Jak się spotkali? Skąd przyszła?
Znał jej imię, to prawda, a jednak nie był pewien, czy wie o niej cokolwiek. Tak, Tomasz Vremd całym sobą pokochał, lecz nie wiedział ani jak, ani kogo. Zanim Tomasz Vremd zdał sobie sprawę z tego, jak niebezpiecznie jest zakochać się podczas snu, jego miłość do nieznajomej Dagmary, ta iluzja, w której daremnie próbował złączyć pozór z rzeczywistością, zawładnęła nim i otoczyła go tajemnicą.

———————————————————–

Jakub Winiarski, Loquela, Zielona Sowa 2004.

ROZDZIAŁ I
Niebezpiecznie jest zakochać się we śnie, dać wypełnić się tajemnicami…

Zanim Tomasz Vremd zdał sobie sprawę z tego, jak niebezpiecznie jest zakochać się podczas snu, jego miłość do nieznajomej Dagmary, ta iluzja, w której daremnie próbował złączyć pozór z rzeczywistością, zawładnęła nim i otoczyła go tajemnicą. Tak, Tomasz Vremd całym sobą pokochał, lecz nie wiedział ani jak, ani kogo. Znał jej imię, to prawda, a jednak nie był pewien, czy wie o niej cokolwiek. Skąd przyszła? Jak się spotkali? Kim była? Próbował dowiedzieć się tego. Najpewniej była tylko losem, praprzyczyną wielu myśli i zdarzeń. Najpewniej nie musieli się spotkać, a jeśli spotkali się jednak, to raczej przypadkiem, jak zawsze, gdy w grę wchodzi pech albo szczęście. Tomasz spotkał Dagmarę we śnie i być może tak powinno zostać. Przyśniła mu się wiele razy, ale jeden był decydujący. Słoneczna plaża, fale piasku koloru jej skóry; naokoło fruwały motyle, jednym z nich był, taka myśl mu przebiegła przez głowę, Tomasz. Gdzieś na skraju czaił się czarny pająk. Niebezpieczny, chorobliwy, złowróżbny. Sen zaciemniał się, jednocześnie rosnąc, przerastając to, co Tomasz poznał na jawie. Dagmara nie dostrzegała pająka i bawiła się niczym dziecko w piasku. W pewnej chwili zamieniła się w dziecko, w kapryszącą, kilkuletnią dziewczynkę. Tomasz nie był już w tej chwili motylem, był znów sobą i szedł w jej kierunku. Ale nie zbliżał się ani o krok, jakby znajdował się w takim miejscu wszechświata, gdzie przestrzeni nie udaje się przebyć, gdzie odległość między punktem a punktem jest ta sama na zawsze. Jednak starał się wciąż i wciąż myślał, że chce ze snu przeprowadzić ją w jawę. Nie wiedział, że życie tych wszystkich, co jak on zakochali się śniąc, wypełnione jest i oplecione pajęczyną, której nici to najczystszy ból. Czy spotykał ją tylko we śnie? Oczywiście, że nie, nie tylko. Spotykali się w wielkim budynku, gdzie oboje pracowali od dawna. Spotykali się więc regularnie, lecz to w snach nastąpiło zbliżenie. Tomasz dobrze pamiętał ten ranek, gdy obudził się przekonany, że historia, której we śnie doświadczył, naznaczyła go i zmieniła na stałe. Tamten sen zmienił świat w przyciemnione, naelektryzowane wnętrze. Był styczeń, ostre słońce rozcinało horyzont. Tomaszowi ulice wydawały się inne, inny był na nich śnieg i inaczej skrzypiały na lodzie lekkie buty, w których szedł na spotkanie tego, o czym myśleć nie potrafił przestać. Czas spędzony na rozpamiętywaniu snu odrealnił całą pracę Tomasza. Jakby bardziej pozostawał przez te godziny w miejscu, które opuścił budząc się rano i wstając. Było tak, jakby wokół Tomasza zaroiło się nagle od obcych. Nie wiedział, skąd przychodzili i nie umiał powiedzieć, gdzie nikli. Nie wiedział, czy zostaną dłużej, nie wiedział, czy powinien się bać. Miał wrażenie, jakby tamten dzień w pracy zmienił więcej niż chciałby to przyznać. A Dagmara? Pojawiła się, przeszła, może nawet pomachała mu na powitanie ręką, nic nie wiedząc o śnie, w którym była, w którym była nawet mocniej niż w życiu. Tego dnia Tomasz zdecydował; przestał łudzić się, że ten sen był zwyczajny i że uda mu się go zignorować – zdecydował się więc i zadzwonił; numer jej telefonu miał od kilku miesięcy. Żenowało go trochę poczucie, że to wszystko dzieje się jak w romansie. Czuł, że mógłby mieć na imię Ricardo lub Alfonso i mówić po włosku.
– Miałem sen – zaczął z trudem, po polsku – a w tym śnie byłaś ty i był pająk. I motyle, chyba wszystkie gatunki motyli. I wiesz co? Pomyślałem zdanie, że motyle pojawiają się we śnie zawsze w hołdzie dla Nabokova. – Tomasz mówił i to był początek…

Kategoria: Bez kategorii | 23 komentarze »

Krystyna Miłobędzka, W widnokręgu odmieńca. Eureka! Koło jest okrągłe!

27 lipca, 2009 by

.

Krystyna Miłobędzka czterdzieści lat temu – czyli będąc jeszcze Krysią – postanowiła sobie, że pofilozofuje. Że zada najpierw sobie samej, później rodzinie i znajomym a na końcu całemu światu kilka pytań. Jakich? Krysia postanowiła że: Pytania, na które sobie odpowiadałam, są pytaniami o początek: początek myślenia, początek języka, początek wyrażania siebie przez każde z nas

Kiedy minęła zaplanowana czterdziestka, a było to w roku 2007, Krysia wysłała arkusz ze wszystkimi możliwymi odpowiedziami na adres wrocławskiego Biura Literackiego. No i stało się! Krysia Filozofka Miłobędzka podbiła serca rzesz czytelników głębią swoich przemyśleń.

Oto niektóre produkty filozoficznej refleksji filozofa z waginą – poetki, Krystyny ogólnie: Pani Miłobędzkiej.

Założenia metodologiczne:

Gdyby w ankietach, na które przy każdej okazji odpowiadają dorośli, wśród pytań o zainteresowania i pracę, zamiast zdawkowego, zadawanego zwykle na końcu pytania: jakie jest twoje hobby?”, znalazło się inne: jaka była twoja ulubiona zabawa w dzieciństwie?” – i gdyby zapytywani odpowiedź na to pytanie potraktowali poważnie, chcieli i umieli na nie odpowiedzieć – to sądzę, że dowiedzieliby się o sobie samych rzeczy niezwykłych.

Początki sceptycyzmu:

Dowiedzieliby się mianowicie ze zdumieniem

Pierwszy paradoks tzw. paradoks policjanta:

… że o swoich dorosłych zainteresowaniach, wyborze zawodu, poszukiwaniach artystycznych czy naukowych, słowem – o powołaniu całego życia, zadecydowali, mając parę lat

Wyjaśnienie:

Filozofka z Biura Literackiego nie potrafi wyjaśnić: dlaczego wszyscy chłopcy w dzieciństwie chcą być policjantami a kiedy dorosną to piszą na ścianach HWDP?

Pierwsze ukąszenie Hegla.

Krysia zdradza się jako marksistka. Proces wychowania ta oryginalna filozofka polska przedstawia w kategoriach pracy:

Nie mając pojęcia, że myślimy, wykonywaliśmy wówczas samodzielnie tę pierwszą, ogromną i skomplikowaną pracę poznawania nieznanego świata, w którym nagle znaleźliśmy się po urodzeniu

Cytując klasyka: trudna to praca nad miechem się prażyć, słuchać żelastw hartowania syku!

Nauka Logiki:

Marksistka Miłobędzka postanowiła potrenować umiejętności logiczne. Pierwsza pod nóż poszła alternatywa:

Ulubionym zajęciem dwuletniego chłopca było wyciąganie nitek z materiału

Albo:

ulubionym zajęciem chłopca było przebywanie w ogrodzie i odwracanie głów słoneczników ku słońcu

Pierwsza aporia:

Jakie jest zatem ulubione zajęcie chłopca?

Krótka lekcja z historia nauki.

Krystyna filozofka po mentalnej rozgrzewce przechodzi do intelektualnego natarcia. Bierze się za fakty z historii nauki. Powątpiewa. Zmienia się w sceptyczkę:

A co z jabłkiem Newtona? Zastanawiam się, kiedy naprawdę spadło. Czy spadło już w dzieciństwie Izaaka i wróciło nagle we wspomnieniu tamtym pełnym znaczenia obrazem, w którym coś sprawia (co?), że jabłko spada, a księżyc wisi?

Filozofia języka – Pierwsze Odkrycie Krystyny.

Krystyna jako filozofka, która pozazdrościła Newtonowi jego odkryć, sama postanowiła pobyć Kolumbem, odkrywającym nowe Ameryki. Jedno z jej odkryć brzmi:

Mówimy. Język słów jest dla nas czymś oczywistym, czym posługujemy się lepiej lub gorzej, czego nieustannie używamy.

Psychologia rozwojowa – Drugie Odkrycie Krystyny:

Z innych, ważkich Krysinych odkryć na uwagę zasługują:

Dla dorosłych świat jest zrozumiały.

Dorośli to ci, którzy świat rozumieją

oraz:

Dla dzieci świat jest niezrozumiały.

Dzieci to ci, którzy świata nie rozumieją

odkrywczym wydaje się także twierdzenie o tym, że dzieci: Muszą poznawać świat.

Filozofująca Krystyna pozostawia czytelnika z pytaniem o możliwość oraz skutki istnienia niemowlaka-solipsysty. Czy taki byt jest w ogóle możliwy? Co dałoby takie poznanie ludzkości? Kto pierwszy ośmieliłby się przeprowadzić taki eksperyment poznawczy?

Podsumowując:

Nie ma nic nagannego w tym, że Krystyna Miłobędzka przed 40. laty postanowiła, że większą część swojego życia spędzi na rozmyślaniach. Zastrzeżenia budzi jeednak produkt owej tytanicznej pracy uzwojeń mózgowych Filozofki-Poetki Krystyny Miłobędzkiej. Odkrycie że: dzieci dorastają w pewnych kręgach badawczych porównywalne jest ze stwierdzeniem: koło jest okrągłe.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Zabezpieczone: Ilionowski, wiersz frywolny (koszt hasła: 100 zł / netto)

26 lipca, 2009 by

Treść jest chroniona hasłem. Aby ją zobaczyć, proszę poniżej wprowadzić hasło:

Kategoria: Bez kategorii | Wpisz swoje hasło, aby zobaczyć komentarze.

Wojciech Giedrys, Ścielenie i grzebanie. W trosce o dobra kulturalne

24 lipca, 2009 by

.

Krzyżowiec polskiej krytyki literackiej Karol Maliszewski wielokrotnie udowodnił, że troska o kondycję polskiej poezji współczesnej szczególnie leży mu na sercu. A że serce Karol ma wielkie, czerwone i doskonale unaczynione znajdzie się na nim wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich, którzy rymowanki piszą. Gdyby jednak Karol przeliczył się co do swoich możliwości, gdyby obciążone troską o poezję serduszko owego zacnego męża miało skapitulować pan Maliszewski nie musi się obawiać. Przed zawałem ustrzeże go czujna i kochająca małżonka o wdzięcznym imieniu Apolonia.

Apolonia tak bardzo umiłowała męża, że poświęciła życie by Karol Maliszewski miał co recenzować. By nie zabrakło mu pożywki estetyczno-intelektualnej dla jego esejów krytyczno-literackich udała się do GUS-u, Urzędu Skarbowego, Urzędu Miasta i ZUS-u (niekoniecznie w tej kolejności), wypełniła kilka papierków, złożyła kilka podpisów i nawet przybiła kilka pieczątek.

Tak, Tak Apolonia w chwili rejestracji wydawnictwa Mamiko, dorobiła się ładnej pieczątki.

Do tej pory Apolonia nie może się nadziwić jak to jest z tymi literkami wyciętymi w gumce. Niby są ułożone odwrotnie i trudno je przeczytać, a jednak po odciśnięciu na białej karteczce pojawia się ładny czytelny napis:

Apolonia Maliszewska
57-400 Nowa Ruda, ul. Piastów 5/1
tel. 074 872 53 64, tel. kom. 0502 420 489
mamiko.am.@wp.pl, biuro@mamiko.pl

Największą frajdę sprawia jej zabawa automatem stemplowym. Może tak godzinami spoglądać jak gumka pojawia się i znika w obudowie. Pojawia się i znika, pojawia się i znika, pojawia i znika….

Od czasu do czasu Apolonia Maliszewska koresponduje z odpowiednim działem Biblioteki Narodowej. Dostaje stamtąd listy polecone a w nich kolejne numery ISBN.

Pani Maliszewska, po pracy to znaczy kiedy opuści pokój, w którym stoi komputer z faksem i drukarką i przejdzie do kuchni zmienia się w troskliwą żonę. Gotuje, gotuje i jeszcze raz gotuje. Stara się jak może, studiując stare księgi kucharskie, które odziedziczyła w spadku po mamusi (ta zaś odziedziczyła je po swojej matce i tak dalej, i tak dalej). Robi wszystko, by mąż Karol punktualnie o godzinie 15.00 każdego dnia niezależnie czy są to dni płodne, czy nie dostał posiłek.

Kiedy Karol zasiada do obiadu Apolonii udziela się to samo napięcie, które towarzyszy wszystkim autorom wysyłającym swoje skrypty na skrzynkę: biuro@mamiko.pl. Kobieta z niecierpliwością wyczekuje na recenzję posiłku. Studiując dokładnie mimikę jurora, stara się odczytać ostateczny werdykt. Każdy ruch powiek, w szczególności zmarszczka w kąciku lewego oka, ton mlasknięcia, odgłos przełykania kęsów, kat pochylenia widelca względem schabowego, siła nacisku noża żadnego ze znaków nie przeoczy.

Karol Maliszewski niezawodny juror, otrzaskany w licznych konkursach, w których musiał formułować sądy estetyczne za każdym razem daje fory troskliwej żonie. Stara się oceniać raczej intencje niż jedzenie. Od kilkunastu lat, 12 miesięcy w roku, 7 dni w tygodniu, o godzinie 15.38 kulinarne ego Apolonii łechta taki sam werdykt, tego samego jurora: Było pyszne. Ale każdy przecież wie, że najlepiej gotuje i gotowała zawsze mamusia. Nie ma to jak obiad u mamy. Jednak by nie smucić troskliwej małżonki, Juror-Karol okłamuje kobiecinę. Zwyczajnie łże jak pies.

Po jedzeniu Karol przechodzi do gabinetu, w którym stoi komputer, faks i drukarka czyli do biura wydawnictwa Mamiko. Siada na obrotowym fotelu, odpala komputer i myśli: co by tu napisać?. Kiedy już wpada na genialną myśl: Książkę sobie napiszę!, kiedy przed oczami wyobraźni widzi swoją przyszłość ogromną, jak to z Jerzym Pilchem spacerują po sopockim molo, jak to uganiają się za nimi paparazzo, jak to wydawnictwo Mamiko wyparło z rynku Znak, Biuro Literackie i PWN nagle przerywa mu żona, która informuje go, że o godzinie 11.32 na jej prywatną skrzynkę e-mail Wojciech Giedrys przesłał skrypt kolejnego tomiku. Karol zawahał się tylko chwilę. Wydał już przecież m.in dzieła takich poetów jak.:

Ryszard Chłopek – który oprócz tego, że w środowisku krytyków literackich słynie z mnożenia synonimów: Wibrujące ucho, ucho rozedrgane, wpadające w rezonans, szeroko otwarte na każdy dźwięk, szelest. (recenzja późnego debiutu Zbierskiej) , to także pisze wiersze, w których ucieka się do wyjątkowo oryginalnych i celnych górnośląskich metafor:

przykuca ciemność.
męskie uda falują nad drogą,

[Dlaczego nie barbarzyńcy]

melodia osiada na drzewach,
ukojenie rozpięte na kościach
zamkniętym okiem znaczy zmiany kursu.

[Cichy wróg]

Anna Magdalena Pokryszka kobiety, która kobiecość literalnie przeniosła do wierszy. Jej specjalnością są tzw. jednowyrazowce:

jesteś początkiem
wszystkiego

żadna chwila
bez ciebie
jesteś przeznaczeniem
na dobro

zawsze
na wysokości

jesteś życie
czyste

krew nasza
źródło serdeczne

czerwona jarzębina

(serce)

Mariusz Appel specjalisty od enterów. Jego słynna trujka rozpoczeła epokę przycinania zdań nożyczkami:

blady siedział i czytał mastertona krew
odpłynęła z twarzy ubarwiając strony
zwykły kurs linii 195 nic sensacyjnego
by się nie wydarzyło gdyby nie zaczął mówić

Duet Liryczny: Darek und Radek (czyli: – Radosław Wiśniewski, Dariusz Pado)
Dzieła tych panów ze względów humanitarnych nie wypada komentować. Nikt nie ma pretensji do polskiej reprezentacji, która na paraolimpiadzie nie zdobędzie miejsca na podium.
A Radek słynie z tego, że ofiarnie pomaga wszystkim cierpiącym i uciskanym. Że sprzeciwia się nawet największym niesprawiedliwościom społecznym. Wspiera Tybetańczyków, pomaga starszym paniom przejść przez najbardziej ruchliwe ulice w rodzinnym Brzegu, a także pomaga Jakubowi Winiarskiemu, drukując kilkanaście jego recenzji w jednym numerze RED. Bez tego, bez wynagrodzenia autorskiego, bóg jeden raczy wiedzieć co by się z Jakubem jakże cennym dla świata literackiego podziało. Dlatego też jego mecenat artystyczny nad kolegą-dyslektykiem nie powinna dziwić.

Wydając niemal wszystko (wszystko, oprócz kalendarzy i zeszycików z dowcipami) Karol Maliszewski wraz z Apolonią postanowili wydać także dzieła Giedrysa. Rach ciach wykombinowali jak zwykle, co normalne w przypadku tego duetu krytyczno-wydawniczego wiele znaczący i dużo mówiący tytuł: Ścielenie i grzebanie a następnie całość w outlookowym trybie: prześlij dalej wysłano panu Bogusiowi Kokocińskiemu. Pan Boguś ma większe i szybsze drukarki niż państwo Maliszewcy. Stąd taka a nie inna decyzja.

Tomik Wojcecha Giedrysa, to rymowana powieść autobiograficzna. Poeta najpierw opisuje miejsce aktualnego pobytu:

Najpierw podchodzę do okna, by sprawdzić,
Gzy drzewo, które stoi naprzcciwko nie rzuca
Zbyt długiego cienia; później jest juz wszystko
Na swoim miejscu: szafki kuchenne przecieram

[ścielenie]

Po tym jak wstępnie przedstawił czytelnikowi topografię miejsca stałego zameldowania, poeta Giedrys postanowił przedstawić członków rodziny. Oto mamusia poety:

Z zimnymi ogniami we włosach matki
Urodziłem się pierwszego dnia stycznia.
Rozłożyła na stole obrus: ogórki
Kiszone i jabłecznik jeszcze ze świąt,

Zdążyła jeszcze przygotować zupę
Grzybową na następny dzień i założyć
Świeżo uprane firanki. Powiedziała
Jeszcze Ojcu, że co na pewno nic dziś.

[Głowa wroga]

Następnym w kolejce do przedstawienia był braciszek poety Giedrysa:

Moj brat był Boniek. a ja byłem Buncol,
Rakietą do tenisa strzelaliśmy
Do wszystkich volksdeutschów i SS-manów.
Na miasto przeważnie wyjeżdżaliśmy
Jednym wózkiem prawic jak czarnym tankiem.
Waty cukrowe, dwa długie balony
Zakończone drutami wkraczały do
Sklepu ze słodyczami Słodka Dziurka.
Zaczynało się polowanie, walka
Zacięta z przepastnym portfelem matki,
Cenami niedbale zapisanymi
Na wyciętych z brystolu kartonikach
I lizakami, z których wystawały
Zatopione w lukrze głowy żołnierzy,
Resztkami gardeł proszących o pomoc.
Oczywiście gotowi byliśmy pomóc.

[Pierwsza krew]

Po bracie powinna być albo siostra, albo ciocia, albo dziadek. Poeta Giedrys jednak postanowił zaskoczyć czytelnika. Ponownie prezentuje dzielną rodzicielkę. Ach te mamy, te słodkie, mlekodajne i poetorodne kobiety! Dlatego zachwyt literacki Giedrysa jest zrozumiały:

Beszamelowe dłonie przysuwała
Do Ziółka Anielskiego, nazywała
Mnie tak zawsze, gdy pod drobnymi
Palcami ożywało, cicho stękając,
Ciasto na pleśniaka. Zaparowane
Okna, które wycierała po wszystkim
Matka, nabrzmiewały aromatami
Migdałowymi i bestiami

[Ziółko Anielskie]

Na stronie ósmej poeta Giedrys postanowił wpleść sensacyjny wątek z własnej autobiografii. Napisał o swoich doświadczeniach z podstawówki:

Z piany lepiło się bałwany –
Przezroczyste ciałka kolegów
I koleżanek, którzy leżą
Dziś na stosach. Wystarczy iskra…
Główki upychane do kratek
Brulionu, palce ogryzane przez
Wrony i gawrony, by później
Z proc wystrzelone gubiły się

[Wspomnienia ze szkoły]

Tak, bez wątpienia, ciężkie jest życie poety w świecie dzieci, które go nie rozumieją.

Kolejna literacka relacja poety dotyczy traumy z okresu dojrzewania. Mutacja, stwardniałe, obolałe sutki to wszystko pozostawiło trwały uraz na wrażliwej tkance duszy poety. Dlatego, kiedy nadarzyła się okazja wyrzucenia tego z siebie, bez chwili zawahania napisał:

Pierwszy krok do siebie
Naucz mnie dotykać piersi, żebym nie
Odczuwał zgrubień. To nic, ze dzisiaj nie
Padało, nic nie wisiało w powietrzu.
Zawsze będę myśleć o tym

[Pierwszy krok do siebie]

Równie intensywnego przeżycia doświadczył poeta podczas pierwszego kontaktu damsko-męskiego. I podobnie jak to miało miejsce w przypadku procesu dojrzewania także swoje pierwsze doświadczenie erotyczne postanowił opisać:

Rozbierz się w tej chwili. W tej chwili! Rozbierz
Się. rozbierz, schowaj wszystko do kieszeni.
Pożegnaj się z matką i ojcem, oddaj
Mi wszystko: klucze, spinki, dokumenty.
Nawet kolczyki. To nie będzie ci już
Potrzebne. Dzisiaj pierwszy raz poczujesz.

[rozbierz się]

Szczególne uznanie należy się poecie Giedrysowi, za to, że jest konsekwentny w swoim autobiograficznym ekshibicjonizmie. Jak już pisze o wszystkim, to o wszystkim. Nawet o chwilach, w których leży pijany i ma wizje:

Wasze pokurczone ciała oglądam
Przed snem. Szczur w moich włosach, oczodołach
Już się nic rusza, już cichną rozmowy,
Skrzypienie, za ścianami wszyscy już śpią.

[Dzień]

Tomik autobiograficzny Giedrysa, w którym czytelnik najpierw poznaje kolejno: Wojtka dzieciaka, Wojtka w chwili dojrzewania, Wojtka i jego mamusię, Wojtka i jego brata, Wojtka i jego pierwszą dziewczynę kończy się na 30 stronie. To tyle z biografii. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że seria będzie w miarę upływu lat kontynuowana.

Państwu Maliszewskim wypada pogratulować intuicji, niebywałego wyczucia rynku oraz gustu estetycznego. Kolejne tomiki Wojciecha Giedrysa tym razem explicite zatytułowane:

Przygody Wojtka w podstawówce

Wojtek i koledzy z innej bandy

Wojtek za granicą

Wojtek i jego bracia

Wojtek w krainie dzikich węży

Będą lirycznym odpowiednikiem serii przygód Tomka Wilmowskiego. Tego jeszcze nie było.

Kategoria: Bez kategorii | 5 komentarzy »

Justyna Radczyńska, Kometa zawraca. Dzieło apriori

23 lipca, 2009 by

.

Polska cała gratuluje Pani Prezes Radczyńskiej, że ta znowu coś napisała.

Justyna Radczyńska prezesówna Fundacji Literatury w Internecie ogłosiła na portalu nieszuflada.pl, że:

Moja nowa książka została właśnie wydana przez Staromiejski Dom Kultury w Warszawie.:-)Jeszcze ciepła.;-)))

[Justyna Radczyńska 2009-07-22 13:21:46]

Nastąpiła chwila napięcia. Kto pierwszy pogratuluje? Kto pierwszy wpisze „gratki” i okaże się najlepszym, najwierniejszym, wiecznie czujnym środowiskowym kumplem? Czy będzie to niezawodny Jacek Dehnel? Czy może Piotr Czerniawski? A może niezastąpiona Monika Mosiewicz?

Wszystko rozstrzygnęło się kilka minut później. Oto pierwsze gratulacje:

Serdeczne gratulacje.

[W… J… 2009-07-22 13:35:00 (W… J… Jakub Winiarski przyp. M.T.)]

Jakież zdziwienie musiało ogarnąć wszystkich kumpli. Nie kto inny, ale Jakub Winiarski, ten sam, którego odsunięto od nieszufladowego cycka, ten sam, którego autorski cykl: recenzje i omówienia został zdjęty z wizji ten banita, który ostatnio protestował przeciwko nieszufladowej zasadzie: równy i równiejszy, on złożył jako pierwszy gratulacje. Czy czytał książkę prezes Radczyńskiej? Czy poznał treść dzieła? Czy może intuicyjnie wyczuwa, że będzie to jak za każdym razem, gdy pani prezes coś napisze dzieło?

Jakub Winiarski pozostał liderem peletonu gratulujących kumpli. Kolejna była Elżbieta Lipińska lekko podstarzała nie ma takiej kondycji jak młody Jakub. Ale trzyma się dzielnie. Ma tylko 28 sekund opóźnienia w stosunku do lidera. Napisała:

Gratuluję, Justyno.

[Elżbieta Lipińska (Holy Golightly) 2009-07-22 13:35:28]

Stałym uczestnikiem każdego peletonu kumpli, którzy prześcigają się pod wątkami inicjowanym na portalu nieszuflada.pl przez panią prezes, jest etatowy pracownik fundacji, który wiadomo z urzędu startować musi. Zawsze w czołówce, tuż za liderem, w obcisłych spodenkach kolarskich sam Jacek Dehnel. 12 min. i 29 sekund za Winiarskim uplasował się z lakonicznym wpisem:

Się gratuluje!

[ Jacek Dehnel 2009-07-22 13:47:29]

Zdając sobie sprawę z przewagi Winiarskiego i Lipińskiej, Dehnel postanowił przyspieszyć. Po 23. sekundach namysłu co, w przypadku tego zawodnika świadczy o szczycie formy intelektualnej kolega, użytkownik, lider nieszuflada.pl Jacek Dehnel dopisał:

/wiele w niej wierszy, które zrobiły na mnie wrażenie/

[Jacek Dehnel 2009-07-22 13:47:52]

Ta krótka recenzyjka stała się gwoździem do trumny z karierą zawodnika Dehnela. Pani Prezes nie wybaczy pracownikowi braków wykształcenia w zakresie logiki. Użytkownik nieszuflada.pl i pracownik Fundacji Literatury w Internecie powinien wiedzieć jaka jest różnica między:

wiele a każdy

Powinien wiedzieć także, że istotą wszelkich rodzajów wrażeń jest to, że mogą być mylne.
Że zamiast pisać o wrażeniach powinien napisać o pewności.

W związku z powyższym należy się w nieodległej przyszłości spodziewać pewnych roszad personalnych w świecie kumpli. Ale wróćmy do peletonu.

Kolejnymi gratulujacymi na tym stromym podjeździe kolesiami byli kolejno:

gratki! :)

[ nil novi sub sole 2009-07-22 14:15:02 ]

oraz

szybko i bosko:)

[ Szwedzki Kucharz 2009-07-22 14:18:27]

Szwedzki Kucharz Piotruś Czerniawski gratulował, podobnie jak kolega Dehnel, z urzędu. Pani prezes Radczyńska ma jednak powody do niepokoju. Cóż ma oznaczać owo: szybko? Czy szybko w znaczeniu: pospiesznie, nieprzemyślane, bezrefleksyjnie? Nu, nu, nu, Piotrusiu, ty też skończysz na dywaniku! chciałoby się dodać.

Reszta peletonu starała się dogonić wyżej wymienionych liderów. Kolejno gnali:

Robert Rybicki, który swoim wpisem spoko z godziny 14:51:02 był bez szans, by dogonić lidera Jakuba Winiarskiego. Chociaż jeżeli chodzi o lakoniczność wypowiedzi, może śmiało konkurować z pierwszym wpisem kolegi Jacka Dehnela z godziny 13:47:29.

W peletonie nie mogło zabraknąć Wiolety Grzegorzewskiej, która wzorując się w swojej twórczości Dzienniczkiem Siostry Faustyny, oczekuje na beatyfikację. Wiara i tradycja kościoła dostarczyła jej sił, które zapewniły jej stałe miejsce w środku peletonu.

Pierwszy wpis:

Gratulacje!

[ Viola Greg 2009-07-22 14:51:50]

Ale kiedy kolega Maciek Woźniak w pogoni za liderami skopiował i wkleił kilka zdań złożonych w wątku gratulacyjnym:

Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach

(Sienkiewicz, „Ogniem i mieczem”)

Dziś oczy i myśl wszystkich pociąga do siebie
Nowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie:
Był to kometa pierwszej wielkości i mocy,
Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy

(Mickiewicz, gramatyczny szowinista)

[Maciek Woźniak 2009-07-22 19:12:50]

i ona postanowiła nie być bierna. Dobry duch świętej siostry Faustyny podpowiedział jej: Musisz coś więcej dopisać! Musisz! To przecież wątek gratulacyjny dla pani prezes Radczyńskiej!

Dlatego pretendentka do świętości dopisała:

– A co to jest kometa? – zapytał Ryjek i oczy mu pociemniały.
– Nie wiesz? – zdziwił się Włóczykij. – Przecież wybraliście się, żeby oglądać niebezpieczne gwiazdy? Kometa to jest samotna gwiazda, która straciła przytomność i lata we wszechświecie, ciągnąc za sobą płonący ogon. Wszystkie inne gwiazdy kręcą się po określonych torach, ale kometa może się pojawić gdziekolwiek. I tu też. :)

[Viola Greg 2009-07-22 19:26:50]

Tuż przed wieczornym wydaniem Wiadomości zdążył pogratulować kolega Murowaniecki. Nie mogło go zabraknąć w tym wyścigu. Napisał:

Gratulacje, rzecz jasna.

[Michał Murowaniecki 2009-07-22 19:27:17]

Na podkreślenie zasługuje poświęcenie koleżanki Tesznar. Ona, by utrzymać się w peletonie, poświęciła 3 minuty i 55 sekund z Wiadomości, by zdążyć przed zakończeniem wyścigu. Rzutem na taśmę, zaryzykowała wszystko i dobiła do peletonu, w ostatniej chwili dopisują buźkę :)

I ja gratuluje:)

[Karolina Tesznar 2009-07-22 19:38:55]

Opłaciło się, bo kolejny wpis pani prezes zamknął stawkę. Justyna Radczyńska podziękowała wszystkim kolegom, koleżankom, którzy jak zwykle jak to między kumplami pogratulowali dzieła, którego nie czytali. Wpisała enigmatycznie:

Kometa zmienną jest.:-) Dzięki wszystkim.

[ Justyna Radczyńska | 2009-07-22 21:55:03]

Byłyby piękne jaja, gdyby owe dzieło składało się z pustych karteluszek. Gdyby okazało się, że te liczne gratulacje, hołdy, przyklęknięcia na jedno kolanko a nawet na dwa nie są czcią oddawaną relikwii ale czystym karteczkom papieru.

uwaga do wyścigu:

Do wyścigu nie zakwalifikowali się kolejno: koleżanka Gałkowska i kolega Jocher.

Nie gratulowały kolejno: koleżanka Mosiewicz, Dobosz, Zbierska.

Kategoria: Bez kategorii | 25 komentarzy »

Czas na dzieło z działu dzieł

22 lipca, 2009 by

.

marek trojanowski, etyka i poetyka. Tom II, internet 2009

.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Paweł Lekszycki, Wiersze przygodowe i dokumentalne. W zastępstwie redaktora Horczyczaka

21 lipca, 2009 by

.

Dzień dobry państwu, nazywam się Paweł Lekszycki i to dzisiaj ja, w zastępstwie za kolegę redakcyjnego Marka Horczyczaka przedstawię państwu prognozę pogody w najbliższych dniach. Wiem, że wybierają się państwo na zasłużone urlopy. Zanim jednak wyjedziecie warto zapoznać się z tym, co przygotowała dla nas matka natura na najbliższe dni.

Jak państwo wiedzą, mamy jesień. śliwy, grusze, jabłonie. jesienią znów niższe. Ale nie tylko. Oprócz niższych temperatur odczuwalnych, mamy okazje podziwiać unikalne zjawisko atmosferyczne. A mianowicie, jeżeli ktoś ma jabłonie albo inne drzewa owocowe, to może podziwiać jak o tej porze roku do ręki się łasi sad owocowy.(1) .

Temperatury na wschodzie spadną. W Lublinie do pięciu stopni w plusie a w Suwałkach wystąpią gruntowe przymrozki. Nawet do minus trzech. Nie zdziwmy się zatem, gdy po wyjściu rano z domu zobaczymy jak mróz podszczypuje czarną skórę asfaltu.(2) i dlatego na zmrożonym naskórku asfaltowych chodników łuszczą się zeschnięte skrzepy zwierzęcego łajna(3) W związku z tym nocny nawrót objawów zimy niczym złośliwy nowotwór przypomina o sobie w rannym wyciu silników, falach chłodu atakujących od strony okien i ścian. ściśnięty placek miasteczka pękł. rozjątrzył się żółtą posoką światła.(4)

W innych częściach kraju słonecznie. Zwłaszcza na zachodzie. We Wrocławiu może się nawet zdarzyć, że słońce przecieka przez paski żaluzji.(5) albo też może być tak, że światło pęka w żaluzjach(6) Mili państwo, nie ma się jednak czego obawiać. Na takie przecieki pomaga krem do opalania z filtrem UV i nie przejmujmy się tym, że światło węszy(7) .

Najcieplej będzie jednak jak zwykle na osiedlach, tzw. wielkiej płycie, budowanych w latach 70. Tu będzie wręcz upalnie. Do tego stopnia, że nabrzmiałe pęcherze bloków podchodzą żółcią żarówek(8) . Kiedy zobaczą państwo przez okno, że sąsiedni blok zaczyna puchnąć opuście mieszkanie i bez paniki udajcie się do pobliskiego przejścia podziemnego. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego poinformowało, że najbezpieczniejsze z takich przejść znajduje się w Katowicach. Oto komunikat rzecznika prasowego BBN-u, który pozwolę sobie teraz odczytać:

Kiedy spuchną bloki należy udać się do przejścia podziemnego pod dworcem centralnym w katowicach, gdzie neonówki odbijały się w przejaskrawionych plamach światła na marmurowej posadzce. Czysta sytuacja, chociaż nic bardziej brudnego w zasięgu pola widzenia. porozrzucane paczki po papierosach, niedopałki i wysuszone puszki po piwie. tłuste plamy kałuż po stajałym śniegu. craig raine zapewne otwierał kolejną butelkę, zapewne nie mleka. kilku polskich poetów robiło to samo (9)

Wracając do pogody. Gorąco i niebezpiecznie będzie też w innych częściach kraju. W szczególności na ulicy floriańska. w spiekocie południa cienie maleją do plamek na butach. szczęki kamienic – niechętnie – szarpią w strzępy błogi obrus cienia. pot – jak słony gejzer soku po kiszonych warzywach – skleja nam włosy w strąki. do martwej skóry pustego portfela bolą nas kolorowe oazy przy rynku(10).

Proszę państwa, proszę nie przesyłać emailem pytań o to, co znaczy martwa skóra pustego portfela i co to są te kolorowe oazy przy rynku i dlaczego one bolą. Jestem tu na zastępstwie a tekstu sam nie wymyśliłem tylko czytam z promptera. Za to mi płacą. W związku z tym proszę skargi i zażalenia kierować do redaktora Horczyczaka, a mnie Pawła Lekszyckiego, poetę polskiego, proszę łaskawie w to nie mieszać.

Dziękuję państwu za uwagę i do zobaczenia w programie Poeci są wśród nas, który poprowadzę wspólnie z Joasią Liszowską, Kasią Cichopek oraz Krzyśkiem Ibiszem.

Dobranoc państwu.

—————————–
(1) Paweł Lekszycki, Wiersze przygodowe i dokumentalne, Białystok 2001, u wrót ogrodu. wygnanie
(2) Tamże, m. m. decyduje się napisać wiersz dla kierowców autobusów pod znamiennym tytułem zniechęcony zaglądam do szoferek kierowców* . apokryf
(3) Tamże, enty wiersz przygodowy
(4) Tamże, zachwycam się. nic innego nie umiem
(5) Tamże, sim city
(6) Tamże, III. niedziela. sezon odstrzału zakochanych
(7) Tamże, I. solfa miredo
(8) Tamże, grzechotnik miejski
(9) Tamże, naprzód bez celu
(10) Tamże, wrigley spearmint

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

daję się wam daję. Skarby dając wam szczerze II

17 lipca, 2009 by

dscn3886.JPG

Synu, jeżeli kiedyś będziesz chciał do mnie napisac list, to nigdy nie w ten sposób:

Gedenkblatt

Im schweren Kampf um das Grossdeutsche Reich war die Belegschaft dieser Räume mit der Erledigung von Kriegsaufgaben betraut. Es wurden die Borgen für Angehörigen der zum Wehrdienst einberufener Soldaten und zwar finanziellen Verhältnisse erledigt. Ueber den Geldbedarf ihres Lebensunterhaltes wurde in diesen Räumen entschieden. Ausserdem wurden in diesen Räumen die Nöte und Belange der Kriegsopfer der Stadt Neusalz (Oder) gemeistert. Die Benutzung der Räume erfolgte am 10. Juni 1941. Bei Legung der Warmwasserheizung wurde dieses Schriftstück in diesen zugemauerten Wandschrank hinterlegt. Finder dieses Schriftstückes bitten wie um unser Gedanken.

Neusalz (Oder) den 28. Oktober 1941

Zrozumiałeś?

ps.

podpisuj się proszę wyraźniej, bym nie miał wątpliwości, że to od ciebie list.

Kategoria: Bez kategorii | 12 komentarzy »

Wojciech Giedrys Ścielenie i grzebanie. I lizanie po nieodciętej pępowinie. Pani Bieńczycka

15 lipca, 2009 by

Za pół roku minie dziesięć lat, od kiedy osiedlowa sieć, nazwana milenijnie sieciądwatysiące dostarczyła naszemu mieszkaniu stałe łącze i chyba wtedy, szukając po Sieci kogokolwiek, kto mógłby literacko ze mną nawiązać kontakt, napisałam do Wojciecha Giedrysa.
Napisałam po czytaniu jego wierszy na nieszufladzie i po jego intensywnej tam działalności, i gdy jego toruńskie znaczenie literackie dawało o sobie znać na portalu kumple. Napisałam, bo był redaktorem naczelnym literackiego pisma sieciowego. Napisałam po przeczytaniu jego utworów na osobistej stronie domowej i dowiedzeniu się tam, że urodził się, tak jak ja, pierwszego stycznia.

Wojciech Giedrys był moim pierwszym sieciowym odpalantowującym i odpalantowaniem i ta ciągłość, ten korowód odrzuceń jak odrzucający organizm obcą tkankę, towarzyszy mojemu sieciowemu istnieniu nieustanie po dziś dzień.
Konsekwentnie irytuję wszystkie pokolenia i konsekwentnie jestem przez roczniki moich dzieci nieakceptowana.
Na dodatek w międzyczasie w Sieci zdążyły już zaistnieć oprócz roczników siedemdziesiąt i osiemdziesiąt, pokolenia starsze, a moje pokolenie z powodzeniem opanowało już Internet. I nie znoszą mnie roczniki osiemdziesiąt, siedemdziesiąt i sześćdziesiąt, pięćdziesiąt i czterdzieści.
Dzięki Sieci mogłam się wreszcie zorientować, że nielubiana jestem totalnie, że nie jest to związane ani z wiekiem, ani z płcią, ani z internetową zewnętrznością zawężenia osobowego do wirtualnej przestrzeni.
Irytuję dokumentnie i całkowicie, jestem nieakceptowana i nieakceptowalna.

Dlatego z przyjemnością przeczytałam tomik Wojciecha Giedrysa, który wiersz za wierszem trumiennie chowa wszystkich krewnych do grobu, do ziemi, robi to, tak jak mnie traktuje Sieć: konsekwentnie, pedantycznie i bezwzględnie.

Jest w tym debiutanckim tomiku taki znamienny wierz modlitwa:

Pępowina

Odetnij mnie na wieki wieków, Ojcze,
Długim nożem z ostrym ostrzem, mój Boże,
Od oślinionej pępowiny, winy,
Winnych i drżących wiecznie na wietrze trzcin.

Nie wiem, czy modlitwę poety Bóg wysłuchał, ponieważ, jak czytam na Wikipedii Ścielenie i grzebanie jest do dzisiaj jedynym dostępnym publiczności tomikiem poety.

W każdym razie tym zbiorem poeta nie dokonuje odcięcia, nie przeprowadza żadnych radykalnych zmian przechodząc z dzieciństwa w dorosłość. Nostalgia tego tomiku polega na opisowości przeżyć, który wstępujący w życie ludzi byt, podmiot liryczny, stara się okiełznać i o nim powiedzieć.
Opowiada niemrawo, ponieważ i takie są przeżycia dziecięce: opatulone szczelnie rodziną, poduchowate i pełne rodowych zależności. Obiektywizm, o który woła narrator z powodu właśnie tego braku odcięcia, jest niemożliwy. Pozostaje jedynie artystyczna subiektywność, zbyt mała i zbyt krótka, by mogła rzecz właściwie i prawdziwie ogarnąć.
Toteż poeta miota się pomiędzy reporterką, a uczuciowością, wybierając w końcu bezpieczne trzymanie się biografii, co daje wprawdzie gwarancję porządku, ale nie daje możliwości zejścia do piekła.

Wiwisekcja dzieciństwa bowiem nie polega na opisie, ale na sekcji zwłok. Autor musi rozłożyć chłopca na stole operacyjnym i wydobyć z niego esencję, wampirycznie go pożreć i zabić. Giedrys tego nie czyni. Bezpiecznie zachowuje chłopca, nie dojrzewa i nie wie, o co mu chodzi.
Są w tych wierszach, oprócz chowanej na zawsze swojej babci – której oczywiście nie chowa się na amen, bo wiadomo, babcia dla tego pokolenia to podstawa egzystencji i zawsze się jeszcze literacko może przydać – stany opisów destrukcji wszystkiego, co wywołują raki, co powoduje odchodzenie bliskich, co wreszcie powoduje ten rzygawiczny, wymiotny odruch podmiotu lirycznego:

(…)W pokoju obok mój brat kocha się
Z narzeczoną. W pokoju na górze umiera
Moj ojciec.(…)

[Amerykański film]

Ale te rzygowiny poetyckie są bardzo poprawne i bardzo kulturowe.
Zestawienie, wybór obrazów poetyckich powoduje jedynie z pewnością rezonans u autora, który je, pesychoteraupeutycznie artykułuje. Lecz poezja nie jest terapią, ale sztuką. Dlatego Giedrys osiągnął tym tomikiem zaledwie muśniecie po wszystkim, o czym mógłby napisać, a czego nie napisał, bo bał się napisać.
A poezja nie jest dla tchórzy.

Kategoria: Bez kategorii | 19 komentarzy »

Krystyna Dąbrowska, Biuro podróży. Czym się różni poeta od człowieka

13 lipca, 2009 by

.

Czym się różni człowiek od poety? Jaka jest morfologia poety, jaki jest skład chemiczny człowieka? Czym się różnią te istoty od siebie? Czy poeta i człowiek to dwie nazwy tej samej rzeczy? Czy nie?

Otóż kiedy człowiek spacerując sobie po plaży zobaczy kąpiącego się morzu psa, to myśli sobie: Ożesz ty w dupę jebany kundlu zawszony!. Po chwili wewnętrznego wzburzenia o charakterze gwałtownym, normalny człowiek zacząłby się rozglądać w poszukiwaniu właściciela czworonoga zadając sobie w międzyczasie pytanie: Jaki chuj wpuścił psa na plażę?! Za chwilę zasra ja całą. Ja mam się tu później kąpać?. Zorientowawszy się, że właścicielem pieska nie jest kolega po fachu Pudzianowskiego ale wycackana paniusia, człowiek przerwałby na chwilę proces refleksji. Sięgnąłby po solidnego otoczaka idealnie wyprofilowanego w falach i piasku morskim. Sprawdził czy dobrze leży w ręce. Następnie rzuciłby. Mszcząc się za wszystkie psie gówna na miejskich trotuarach, trawniczkach, skwerkach, w parkach za wszystkie w które wdepnął i te, w które wdepnie rzuciłby nie po to, żeby przepędzić czworonoga ale żeby zabić włochate, śliniąco-szczekająco-srające bydle.

Jednak kiedy poeta w poszukiwaniu natchnienia przechadza się plażą i spotyka tego samego psa w takiej samej sytuacji robi zupełnie coś innego. Bierze karteczkę i szybko zapisuje:

Wczoraj widziałam psa na brzegu morza
młodego czarnego psa, jak z rozpędu wpada do wody
i gryzie ją i orze, a zaraz płoszy się, cofa
kłusuje skrajem plaży – staje – skrada się – trąca nosem
bok fali, ostrożnie obwąchuje toń
i szturcha łapą, bodzie, drażni morze
jakby zaczepiał ogromne stare zwierzę.

[Wczoraj widziałam psa na brzegu morza]

Albo inna różnica. Kiedy normalny przedstawiciel rodzaju ludzkiego, kiedy śpi ma jakieś tam sny. Zwykle zapomina o nich tuż po przebudzeniu. Jednak z poetami i tym, co wyśnią rzecz ma się zupełnie inaczej. Każdy rasowy poeta kładąc się spać oprócz obowiązkowej higieny jamy ustnej i nastawienia budzika, kładzie obok łóżka kilka czystych kartek i coś do pisania. Bo kiedy się poecie coś przyśni, to szybko to notuje a zanotowawszy upaja się notatką jakby to było nie sprawozdanie ze snu ale kwestia Gustawa z Dziadów. Oto zapis snu poety:

Gdy otworzyłam oczy, otaczał mnie krąg ludzi
których nie było wcześniej. Zamknęłam je znowu
chcąc wrócić tam, gdzie zawsze jestem: w ciemności
z przesuwającymi się wolno żółtymi liśćmi.
Ale krąg zamknął się i to co było przedtem:
wysoko mur, kamienne schody niżej
wskazało na to, co przyszło zaraz potem:
schody, mur.

[Gdy otworzyłam oczy]

Różnice między zwykłym człowiekiem a polskim poetą współczesnym ujawniają się także w sytuacjach niecodziennych. Weźmy dla przykładu taki oto przypadek. Ruchliwe skrzyżowanie gdzieś w centrum Warszawy. Przejście dla pieszych. Włącza się zielone i wszyscy ruszają. Wszyscy, oprócz staruszki, która zasłabła. Przewróciła się. Leży nieprzytomna. Co robi normalny człowiek? Normalny człowiek odchodzi od leżącej babci, której w śmiertelnych konwulsjach podrygują nóżki. Odchodzi to raczej eufemizm. Człowiek normalny ucieka jak najdalej i jak najszybciej. Ucieka bo nie zna zasad pierwszej pomocy. A jak zna, to przecież nie będzie siłował się z protezą uzębienia, którą w takich przypadkach trzeba wyjąć. A nawet gdyby przełamał wewnętrzny opór przed zębami z plastyku, gdyby znał zasady masażu serca i sztucznego oddychania to pewnie i tak by uciekł. Bo normalny człowiek wie, że gdyby babcia nie przeżyła reanimacji (a pewnie nie przeżyje masażu serca, który prawidłowo wykonany skutkuje złamaniem mostka), to mógłby zostać oskarżony o udzielenie niefachowej pomocy, w wyniku której pacjentka zmarła.

Poeta zachowa się inaczej. Zostanie na miejscu. Uklęknie obok konającej i opuszczonej przez wszystkich staruszki. Będzie wpatrywał się w jej oczy szukając tzw. niemych pytań nigdy nie wypowiedzianych. Będzie studiował twarz, żeby zobaczyć: znaki kostuchy. A gdy staruszkę załadują do erki będzie jej towarzyszył w ostatniej drodze, robiąc wyrzuty nieczułemu społeczeństwu. Tkance społecznej toczonej przez raka znieczulicy. Oczywiście wszystko będzie zapisywał na karteczkę. I gdyby tylko mógł, gdyby tylko babcia przed śmiercią powiedziałaby jakieś słowo, ostatnie słowo, to natychmiast na wieczność utrwaliłby je podnosząc do rangi absolutu. Nawet gdyby miało to być zdanie: Niech Kaziu weźmie pieniądze ze skarpety i sobie coś kupi.

Sytuacje niecodzienne zdarzają się rzadko, ale ich poetyckie relacje istnieją w kulturze. Oto jedna z takich:

Przewrócili ją na ulicy.
Niech teraz nie próbują
chować się w termometrze i pastylkach
w koszulach, świeżych co rano, w miękkich kocach
w ciepłych okładach, w różowym dzbanku z lodem
niech nie udają rąk które zmieniają pościel
wiążą tasiemki na karku, pomagają się podnieść
niech przestaną nasyłać na nią ciche dni
i jasne wieczory
nachodzić ją o świcie, budzić zapachem słońca
jak pieczonego nocą chleba
niech ktoś ich przepędzi zanim chyłkiem zdążą
wsączyć siłę w nogi, czerwień w wargi
aż ona sama wstanie, poprosi
o buty i sukienkę

[przewrócili ją na ulicy]

Czasami normalny człowiek musi odpocząć. Zwyczajnie po pracy spotkać się z innymi normalnymi ludźmi. Usiąść gdzieś w ogródku. Napić się piwa. Zamówić shoarmę z frytkami. Albo nie. Na shoarmę jest za gorąco. Latem lepiej zamówić rybę. Na przykład pstrąga. Czyli tak: jedno piwo. Duże. Do tego pstrąg z frytkami. Albo nie. Może jednak zostanę przy shoarmie. Ale ma być z wieprzowiny. Żadnych krów i kurczaków. Solidna świnia.
Tak robi normalny człowiek. Poecie daleko do normalności. Pozostając w reporterskiej, całodobowej służbie u bogów oraz muz natchnienia nie jest wolny od ziemskich słabości. Także by coś zjadł i się czegoś napił. Idzie tam gdzie inni ludzie do knajpy. I znowu notuje.

Uwaga oto: Notatka służbowa poety z pobytu w knajpie numer 234, typu Sfinx:

Butelki piwa z cząstkami cytryn
Butelki piwa z cząstkami cytryn w szyjkach
po podłodze raz po raz szary mop
chłopak za ladą rozkrawa bagietkę
w kłębach tłustej pary
to jest bar któremu miasto jednym uchem
wlatuje wylatuje drugim
ktoś się znów zatrzasnął w ubikacji i kucharz
dłubie w zamku tasakiem
a gdy drzwi nareszcie ustępują wszyscy
odrywają się od kart od zup i klaszczą
to jest bar nawleczony na ulicę
mop się plącze pod nogami nogi pod stołami
wstąpiliśmy tu w południe coś przekąsić
zostajemy do wieczora przeczekując burzę

[Butelki piwa z cząstkami cytryn]

Uwagę zwraca fotograficzna precyzja opisu oraz detal obserwacyjny. Funkcja ruchu mopa, relacja z wyprawy do toalety to już klasyka.

Różnice między normalnym człowiekiem a polskim poetą współczesnym zostały opracowane w oparciu o doświadczenia własne piszącego i tomiczek poetycki Krystyny Dąbrowskiej pt. Biuro podróży (wydany w ramach STUDIUM Zielona Sowa)

Zastrzegam sobie prawo omyłki. Wszak analiza przeprowadzona została w oparciu o teksty poetki a nie poety. Kwestia: czy kobieta jest człowiekiem nie została jednoznacznie rozstrzygnięta. Istnieje zatem możliwość, że kobieta należy do innego gatunku niż homo sapiens sapiens. Gdyby tak się okazało powyższa analiza straciłaby naukową ważność.

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

« Wstecz