.
Lektura własnych tekstów dostarcza mi tego rodzaju satysfakcji, jaką osiągnąć można tylko podczas oglądania internetowych stron porno. Jako urodzony empata utożsamiam się ze słowem pisanym tak samo jak z bohaterami statycznej scenki rodzajowej, utrwalonej w małym blokowym mieszkanku gdzieś na Zakaukaziu, o nagiej babci i jej nagim wnuczku.
Pornografią i swoimi dziełami mógłbym masturbować swoją duchowość w nieskończoność. Mógłbym, ale każdorazowo pojawia się, co zakłóca kontemplację piękna. Niespodziewana aberracja: gwałtowny skok endorfin w jednym przypadku, nagła myśl (w sensie idea) w drugim.
Czytając traktat o poezji, która sączy się żółtawym ciekiem o zapachu zgniłych śledzi z umysłów waginalnych; o tym, że między poezją waginalną a penisoidalną istnieje przepaść nie do pokonania, nagle dopadła mnie myśl taka oto:
Oprócz kobiet i mężczyzn istnieją także formy pośrednie: shemale.
Czy w związku z tym, skoro mówimy o poezji męskiej i waginalnej, można także mówić o poezji lejdibojowskiej?
Byłoby dużym nadużyciem dowodowym, gdybym w poszukiwaniu argumentu potwierdzającego tezę o istnieniu poetyki lejdibojowskiej szukał wśród tekstów, które nie były prezentowane w tym miejscu. Wychowany w duchu poszanowania dla zasad nauki i jej rzetelności, związany mocą wydukanego z trudem spondeo ac polliceor, postanowiłem przejrzeć omówione do tej pory tomiki by odnaleźć argument za.
I tym sposobem trafiłem na tomik Jerzego Illga, pt. Wiersze z marcówki (Kraków 2003)
Ewa pisała tu o Illgu i o tych wszystkich biednych drzewach, które żywota dokończyły w fabrykach papieru, po to tylko żeby Jurek, kumpel Jarka i Czesława i wszystkich fajnych i niekoniecznie zdolnych ale młodych poetów, mógł wydać kolejne swoje dzieło. Ja też chcę napisać, ale trochę inaczej. Najpierw punkt pierwszy:
Forma
A) Wszystkie wiersze zawarte w tomiku Wiersze z marcówki mają jeden i ten samy tytuł. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że tytuł ten każdorazowo brzmi:
***
W tym przypadku Jerzy Illg zdeklasował wszystkie rymujące gospodynie domowe. Szacowne damy różnych profesji, parające się profesją rymowania, zazwyczaj po ułożeniu prostego rymu w postaci: przyszła koza do woza, długo nie mogą wyjść z szoku poznawczego i dlatego tytułują swoje teksty: ***,tak trudno podejrzewać Jerzego Illga nie tyle o szoki poznawcze, co o brak pomysłu na tytuł. Ale całe szczęście w ZNAKU oprócz Jurka Illga są jeszcze bezimienni redaktorzy, których misja jest prosta: za wszelką cenę ocalić markę wydawnictwa!
Jedni z nich piszą do google i zamawiają linki sponsorowane, po to aby strona www.znak.pl, niezależnie od okoliczności pojawiała się zawsze na pierwszej stronie i zawsze jako pierwszy rekord. Inni zaś, ci bardziej twórczy, którzy potrafią wykonać coś więcej niż krótki fonkol do googlea, zajmują łamaniem tekstu. I to właśnie jeden z tych anonimowych redaktorów, którego nazwiska historia nie pozna; jeden z tych bezimiennych bohaterów, od których roi się historia ludzkości, zredagował Spis treści w tomiku Wiersze z Marcówki.
Tym samym powstał jeden z najlepszych wierszy w tomiku. Oto fragment:
W górskim domu
Trwając nieruchomo
Czekam, aż wiatr
Im dalsze pasma grzbietów
Jak dobrze oddalić się od ludzi
Kroję drobno rzodkiewkę
Śliwy bardzo brzemienne w tym roku
Zieleń już cięższa mi głębsza
Wiatr
I tak dalej, i tak dalej, aż na pewnym etapie rozwoju tekstu ktoś mógłby posądzić Romana Kaźmierskiego o współudział w pisaniu i pomysł na taką a nie inną redakcję tekstu. Spis treści w tomiku Jerzego Illga jako żywo przypomina każdym swoim wersem doskonale autonomiczne zdania, których używa Kaźmierski w swojej poetyce: 5000 zdań z czarnego notesika. Każdy wers z jednej strony doskonale autonomiczny z drugiej zaś doskonale pasujący do reszty.
B) Poeta nie stroni od waginalnych jednowyrazowców.
Przykład:
im dalsze pasma
grzbietów
tym jaśniejsze
(***)
Wiatr
Cisza
Błogoś
Ć
(***)
Krople na gałęziach jodeł
niepoliczone.
Na czas napowietrznego
lśnienia
Jestem z nimi
(***)
Aby docenić wartość jednowyrazowców należy raz w życiu:
Przeczytać
Coś
Takiego
Co
Jest
Jednowyrazowcem
A
Przecież
Być
Nim
Wcale
Nie
Musi
Bo
Po
To
Wymyślono
Zdania
By
Nie
Było
Jednowyrazowców
Treść
Dowód z formy można uznać za wystarczający dla potwierdzenia istnienia poetyki lejdibojowskiej, na przykładzie rymowanek Jerzego Illga. Jednak odczuwałbym pewien wewnętrzny dyskomfort, który udzieliłby się zapewne każdemu czytelnikowi, gdybym zadowolił się zwykłym formalizmem. Przejdźmy do treści.
Przykład Lipińskiej, Radczyńskiej, Kuciakówny i innych wieszczek polskich dowodzi niebywałej łatwości z jaką kobiety są w stanie rymować. Wystarczy bowiem małż na plaży, pan Jezus na krzyżu, i gorący maj by powstał nie jakiś tam zwykły wiersz, ale dzieło pomnik kultury śródziemnomorskiej. Trudno się dziwic Illgowi, że także pragnie wpisać swoje nazwisko w panteon gwiazd polskich, że chce stanąć w jednym szeregu z armią klonów, której wzorem była przeurocza Paris Hilton. Potrzeba sławy i uznania wpisana jest w konstytucję duchową i genetyczną każdego przedstawiciela gatunku homo sapiens sapiens, dlatego też i Jurek Illg tworząc dzieła o:
Kroplach na gałąziach jodeł
Śnieżnych dywanach
Pochylonej czereśni
Szeleście ruchomej bieli
Szczytujących nabrzmiałych pąkach
Itp. Itd.
także nie jest wolny od tej przypadłości gatunkowej, która każe kobietom rozkraczać uda przed szefami by awansować. Czego się nie robi dla sławy?
Pisząc o ziemie, o śniegu, o trotuarach, o tym, że zimno i że jest miło Jerzy Illg doskonale wpasowuje się kampanię marketingową, która ma na celu uchronić Znak przed Axelem Springerem, którego oddech czuje na swoich katolickich plecach.
Illg pisząc rozczula, rozckliwia. Kreuje swój wizerunek jako małej dziewczynki, która potrzebuje czułości i ciepła nawet pedofilskiego, byle tylko nie drętwieć w tym chłodzie na ulicy wierząc w ożywczą moc ciepła palonych zapałek.
Każdy tekst z tomiku (oprócz oczywiście „Spisu treści”) Wiersze z Marcówki uwalnia od myślenia, odwołując się do instynktów najbardziej powszechnych instynktów macierzyńskich.
Kobiety, matki, młode dziewczęta, gimnazjalistki – wszystkie Polski od 2003 r. szukają swojej Marcówki, swojej oazy, swoich chmur wędrujących po niebie, swoich szczytujących pąków i ogrodów. A tych bab znajdzie się przynajmniej 500, co zapewnia wydawnictwu zwrot kosztów druku i promocji oraz pozwoli utrzymać się na agresywnym rynku wydawniczym.
Wracając do zagadnienia poetyki lejdibojowskiej.
Przytoczone argumenty dowodzą, że taki rodzaj poetyki istnieje i ma się dobrze, skoro promowany jest przez wydawnictwo ZNAK. Pozostał tylko ostatni eksperyment do przeprowadzenia tym razem empiryczny, by ostatecznie potwierdzić lub wykluczyć fakt istnienia poetyki lejdibojowskiej. Przeprowadzenie go wymaga jednak pośpiechu. Shemale szybko pozbywają się penisów.