Jerzy Illg, Wiersze z Marcówki. O! lejdiboj! O! lejdiboj!

30 stycznia, 2009 by

.
Lektura własnych tekstów dostarcza mi tego rodzaju satysfakcji, jaką osiągnąć można tylko podczas oglądania internetowych stron porno. Jako urodzony empata utożsamiam się ze słowem pisanym tak samo jak z bohaterami statycznej scenki rodzajowej, utrwalonej w małym blokowym mieszkanku gdzieś na Zakaukaziu, o nagiej babci i jej nagim wnuczku.

Pornografią i swoimi dziełami mógłbym masturbować swoją duchowość w nieskończoność. Mógłbym, ale każdorazowo pojawia się, co zakłóca kontemplację piękna. Niespodziewana aberracja: gwałtowny skok endorfin w jednym przypadku, nagła myśl (w sensie idea) w drugim.

Czytając traktat o poezji, która sączy się żółtawym ciekiem o zapachu zgniłych śledzi z umysłów waginalnych; o tym, że między poezją waginalną a penisoidalną istnieje przepaść nie do pokonania, nagle dopadła mnie myśl taka oto:

Oprócz kobiet i mężczyzn istnieją także formy pośrednie: shemale.
Czy w związku z tym, skoro mówimy o poezji męskiej i waginalnej, można także mówić o poezji lejdibojowskiej?

Byłoby dużym nadużyciem dowodowym, gdybym w poszukiwaniu argumentu potwierdzającego tezę o istnieniu poetyki lejdibojowskiej szukał wśród tekstów, które nie były prezentowane w tym miejscu. Wychowany w duchu poszanowania dla zasad nauki i jej rzetelności, związany mocą wydukanego z trudem spondeo ac polliceor, postanowiłem przejrzeć omówione do tej pory tomiki by odnaleźć argument za.

I tym sposobem trafiłem na tomik Jerzego Illga, pt. Wiersze z marcówki (Kraków 2003)

Ewa pisała tu o Illgu i o tych wszystkich biednych drzewach, które żywota dokończyły w fabrykach papieru, po to tylko żeby Jurek, kumpel Jarka i Czesława i wszystkich fajnych i niekoniecznie zdolnych ale młodych poetów, mógł wydać kolejne swoje dzieło. Ja też chcę napisać, ale trochę inaczej. Najpierw punkt pierwszy:

Forma

A) Wszystkie wiersze zawarte w tomiku Wiersze z marcówki mają jeden i ten samy tytuł. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że tytuł ten każdorazowo brzmi:
***

W tym przypadku Jerzy Illg zdeklasował wszystkie rymujące gospodynie domowe. Szacowne damy różnych profesji, parające się profesją rymowania, zazwyczaj po ułożeniu prostego rymu w postaci: przyszła koza do woza, długo nie mogą wyjść z szoku poznawczego i dlatego tytułują swoje teksty: ***,tak trudno podejrzewać Jerzego Illga nie tyle o szoki poznawcze, co o brak pomysłu na tytuł. Ale całe szczęście w ZNAKU oprócz Jurka Illga są jeszcze bezimienni redaktorzy, których misja jest prosta: za wszelką cenę ocalić markę wydawnictwa!

Jedni z nich piszą do google i zamawiają linki sponsorowane, po to aby strona www.znak.pl, niezależnie od okoliczności pojawiała się zawsze na pierwszej stronie i zawsze jako pierwszy rekord. Inni zaś, ci bardziej twórczy, którzy potrafią wykonać coś więcej niż krótki fonkol do googlea, zajmują łamaniem tekstu. I to właśnie jeden z tych anonimowych redaktorów, którego nazwiska historia nie pozna; jeden z tych bezimiennych bohaterów, od których roi się historia ludzkości, zredagował Spis treści w tomiku Wiersze z Marcówki.

Tym samym powstał jeden z najlepszych wierszy w tomiku. Oto fragment:

W górskim domu
Trwając nieruchomo
Czekam, aż wiatr
Im dalsze pasma grzbietów
Jak dobrze oddalić się od ludzi

Kroję drobno rzodkiewkę
Śliwy bardzo brzemienne w tym roku
Zieleń już cięższa mi głębsza
Wiatr

I tak dalej, i tak dalej, aż na pewnym etapie rozwoju tekstu ktoś mógłby posądzić Romana Kaźmierskiego o współudział w pisaniu i pomysł na taką a nie inną redakcję tekstu. Spis treści w tomiku Jerzego Illga jako żywo przypomina każdym swoim wersem doskonale autonomiczne zdania, których używa Kaźmierski w swojej poetyce: 5000 zdań z czarnego notesika. Każdy wers z jednej strony doskonale autonomiczny z drugiej zaś doskonale pasujący do reszty.

B) Poeta nie stroni od waginalnych jednowyrazowców.

Przykład:

im dalsze pasma
grzbietów
tym jaśniejsze

(***)

Wiatr
Cisza
Błogoś
Ć

(***)

Krople na gałęziach jodeł
niepoliczone.
Na czas napowietrznego
lśnienia
Jestem z nimi

(***)

Aby docenić wartość jednowyrazowców należy raz w życiu:

Przeczytać
Coś
Takiego
Co
Jest
Jednowyrazowcem
A
Przecież
Być
Nim
Wcale
Nie
Musi
Bo
Po
To
Wymyślono
Zdania
By
Nie
Było
Jednowyrazowców

Treść

Dowód z formy można uznać za wystarczający dla potwierdzenia istnienia poetyki lejdibojowskiej, na przykładzie rymowanek Jerzego Illga. Jednak odczuwałbym pewien wewnętrzny dyskomfort, który udzieliłby się zapewne każdemu czytelnikowi, gdybym zadowolił się zwykłym formalizmem. Przejdźmy do treści.

Przykład Lipińskiej, Radczyńskiej, Kuciakówny i innych wieszczek polskich dowodzi niebywałej łatwości z jaką kobiety są w stanie rymować. Wystarczy bowiem małż na plaży, pan Jezus na krzyżu, i gorący maj by powstał nie jakiś tam zwykły wiersz, ale dzieło pomnik kultury śródziemnomorskiej. Trudno się dziwic Illgowi, że także pragnie wpisać swoje nazwisko w panteon gwiazd polskich, że chce stanąć w jednym szeregu z armią klonów, której wzorem była przeurocza Paris Hilton. Potrzeba sławy i uznania wpisana jest w konstytucję duchową i genetyczną każdego przedstawiciela gatunku homo sapiens sapiens, dlatego też i Jurek Illg tworząc dzieła o:

Kroplach na gałąziach jodeł
Śnieżnych dywanach
Pochylonej czereśni
Szeleście ruchomej bieli
Szczytujących nabrzmiałych pąkach

Itp. Itd.

także nie jest wolny od tej przypadłości gatunkowej, która każe kobietom rozkraczać uda przed szefami by awansować. Czego się nie robi dla sławy?

Pisząc o ziemie, o śniegu, o trotuarach, o tym, że zimno i że jest miło Jerzy Illg doskonale wpasowuje się kampanię marketingową, która ma na celu uchronić Znak przed Axelem Springerem, którego oddech czuje na swoich katolickich plecach.
Illg pisząc rozczula, rozckliwia. Kreuje swój wizerunek jako małej dziewczynki, która potrzebuje czułości i ciepła nawet pedofilskiego, byle tylko nie drętwieć w tym chłodzie na ulicy wierząc w ożywczą moc ciepła palonych zapałek.
Każdy tekst z tomiku (oprócz oczywiście „Spisu treści”) Wiersze z Marcówki uwalnia od myślenia, odwołując się do instynktów najbardziej powszechnych instynktów macierzyńskich.

Kobiety, matki, młode dziewczęta, gimnazjalistki – wszystkie Polski od 2003 r. szukają swojej Marcówki, swojej oazy, swoich chmur wędrujących po niebie, swoich szczytujących pąków i ogrodów. A tych bab znajdzie się przynajmniej 500, co zapewnia wydawnictwu zwrot kosztów druku i promocji oraz pozwoli utrzymać się na agresywnym rynku wydawniczym.

Wracając do zagadnienia poetyki lejdibojowskiej.

Przytoczone argumenty dowodzą, że taki rodzaj poetyki istnieje i ma się dobrze, skoro promowany jest przez wydawnictwo ZNAK. Pozostał tylko ostatni eksperyment do przeprowadzenia tym razem empiryczny, by ostatecznie potwierdzić lub wykluczyć fakt istnienia poetyki lejdibojowskiej. Przeprowadzenie go wymaga jednak pośpiechu. Shemale szybko pozbywają się penisów.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

komentarzy 10

  1. Ewa Bieńczycka:

    Marku, piszesz bardzo śmieszne teksty, ale i tak nie masz szans wobec Wydawnictwa Znak, które swoim w internetowym wydaniu potrafi zauważyć i na gorąco opisać najwartościowsze zjawiska literackie w Polsce:

    29-01-2009
    „Wydarzenia
    Spędzili 10 godzin w pociągu, by posłuchać wierszy noblistki

    Jak bardzo można kochać poezję? Na to pytanie odpowiedzieli licealiści, którzy na spotkanie z Wisławą Szymborską przyjechali do Krakowa z oddalonego o prawie 600 km Drezdenka. Młodzi miłośnicy poezji udowodnili, że nie ma rzeczy niemożliwych, a dla prawdziwego literackiego smakosza odległość nie stanowi żadnej bariery. W pociągu spędzili pół dnia, by przez niecałe dwie godziny posłuchać wierszy czytanych przez laureatkę Nagrody Nobla. Skąd w nich tyle zapału i determinacji?
    – Zdawaliśmy sobie sprawę, że będziemy jechać tutaj 10 godzin, a nasz pobyt wyniesie maksymalnie pięć, ale mimo wszystko zależało nam na spotkaniu z Szymborską. Warto przeżyć taki wieczór. Nie każdy ma szanse uczestniczyć w tak fantastycznym wydarzeniu! – wyjaśnia Karolina Cyranik.
    – Po sześciu latach wychodzi kolejny tomik wierszy Szymborskiej, jak nie skorzystać z takiej okazji? – pyta z uśmiechem Magda Kopczany.
    Mateusz Kaczmarczyk, męski rodzynek w towarzystwie, opowiedział nam o swojej miłości do liryki. – Skąd moje zainteresowanie poezją? Może stąd, że chodzę do klasy, która składa się z 27 dziewcząt – zażartował. Mateusz wziął ze sobą dwa tomiki wierszy, które czytał dziewczynom podczas podróży.
    Organizatorem wyprawy był nauczyciel matematyki, Wiesław Pietruszak. – Jako matematyk zwracam uwagę zwłaszcza na precyzję myśli zawartych w wierszach oraz piękno opisywanego świata. Dostrzegam subtelną analogię między przedmiotem, którego nauczam a poematami autorki – mówi.
    – Gdybyśmy nie mieli takiego wychowawcy, to na pewno nie siedzielibyśmy teraz tutaj i nie mielibyśmy możliwości spotkania się z tak wspaniałymi osobistościami – mówią jego podopieczni.
    Po spotkaniu uczniowie przyznali, że spotkanie wywarło na nich ogromne wrażenie. Na dłuższe komentarze zabrakło czasu, gdyż licealiści śpieszyli się na pociąg powrotny do Drezdenka. Następnego dnia rano mieli się pojawić na lekcjach.
    Karolina Pawlak”

    (całość wraz i ilustracją filmową na stronie internetowej Wydawnictwa ZNAK)

  2. Ewa Bieńczycka:

    Zapomniałam dodać, że w tej notce wspominasz o oglądaniu stron porno. Dlatego podesłałam ten tekst ze strony internetowej, podtrzymają jednak wniosek, który przyszedł mi na myśl w czasie omawiania poezji Elżbiety Lipińskiej o pornograficznym charakterze tego typu twórczości. Ponieważ zaprzeczyłeś moim sugestiom, jednak będę się upierać, że te trzy osoby – tutaj dochodzi jeszcze osoba podpisana jako Karolina Pawlak – łączy jakaś wspólnota mentalna. To, co zanalizowałeś jest więc zjawiskiem nie dotyczącym jedynie Redaktora Naczelnego.
    I gratuluję humoru. Dla mnie – osoby tuż nad grobem regres intelektualny, infantylizm i pretensjonalność naszej wiary w wartości, czyli ZNAKU jest osobistą tragedią.
    Czy wiesz, że my mamy w domu dwie półki numerów miesięcznika Znak, że myśmy prenumerowali i wykupywali z antykwariatów poszczególne, nieosiągalne numery?

  3. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Nie zgadzam się z opinią Marka, że tomik „Wiersze z Marcówki” jest placówką i jednocześnie Ślimakiem mającym za zadanie dać odpór rekinowi globaliście.
    Według mnie wydanie poezji Jerzego Ilga ma znacznie bardziej prozaiczny powód. Tomik ma twardą okładkę, ładnie wygląda, na stronach są rysunki roślin ze starych sztychów, nadaje się w sam raz na firmowy prezent, zamiast kalendarza, kubka, czy dwóch długopisów. Wrzuca się jego druk w pozycję: reklama i reprezentacja w firmie.

    Istnieje rzecz jasna obawa, że obdarowana osoba rzuci w kąt, albo gorzej od razu do śmietnika podarunek, ponieważ sto razy bardziej wolałaby dostać kalendarz ścienny do powieszenia nad biurkiem, z widokami gór, morza, albo pannami niekoniecznie ubranymi. Praktyczne prezenty mają większe zastosowanie.

    ps
    dopiero teraz dotarło do mnie, że prezesi, dyrektorzy firm mogliby każdego roku wydawać własne tomiki z wierszami na koszt firmy. I u licha dlaczego tego nie robią? Jerzy Ilg jest prekursorem.

  4. Ewa Bieńczycka:

    To chyba wersja najbardziej optymistyczna: właściciele firm wydają tomiki wierszy zamiast kalendarzy, za zwyczaj upiornych z powodu ich złego gustu i automatycznie dręczących nimi urzędnicze pokoje przez okrągły rok. Książkę w końcu można zamknąć i jest ubezwłasnowolniona, jak stoi na półce. Kierkegaard sto pięćdziesiąt lat wyśmiewał się z Heiberga, że spieszy się z wydawaniem swych książek przed gwiazdką, by pięknie opakowane, mogły stanowić prezent pod choinkę, ale przecież dzisiaj to ma inny charakter. Jednak dzisiaj traktowanie przedmiotowe książek i ludzi, instrumentalne i estetyczne nikogo nie dziwi, wręcz przeciwnie, to właśnie dziwienie budzi zdziwienie.

    Natomiast chciałam zwrócić uwagę Ci Izo, jak będziesz pisała to sprawozdanie, że w komentarzach Podsumowanie liternetu 2008 w portalu Niedoczytania, Przemek Łośko napisał, że niekoniecznie trzeba otwierać problemy dzisiejszej literatury tak jak Marek Trojanowski, kluczem analnym.
    Widać teraz, że nie ma innego wyjścia. Gombrowiczowska pupa zalewa nas na każdym kroku i już nic spod niej nie widać. Pozostają jedynie środki drastyczne.

  5. m.trojanowski:

    nie mogę się doczekać tej chwili, kiedy ZNAK przejęty zostanie przez koncern Springera. to będzie piękny widok, ta miazga, ten ból, te protesty intelektueli, ten zryw narodowy.

    oczami wyobraźni widzę jak prezydent Kaczyński w specjalnym orędziu nawołuje naród do totalnej mobilizacji, a szef BBN w tajnych rozkazach do polskiego specnazu pisze:

    „Zajebać skurwieli! odbić obiekt za wszelką cenę”

    te same oczy wyobraźni łechce widok pobojowiska. widzę dokładnie szkopów, którzy poranieni, pogryzieni przez ułańskie szkapy, wycofują się nie za Odrę, ale za Ren, bo tylko tam moga być bezpieczni.
    Widzę wielką Polskę, wielkie narodowe wydawnictwo: ZNAK, które powstaje jak feniks z popiołów. widzę tych poetów, którzy ponownie ustawiają się w kolejkę do drzwi redakcji tego wydawnictwa. wszyscy na klęczkach, ze złożonymi na piersiach dłońmi, wszyscy powtarzają to samo:
    – wydrukuj nas panie, wydrukuj nas panie…

    na końcu zaś widzę samego Illga, który pojawia się przed tłumami. w jednej dłoni dzierży sztandar z napisem: „ZNAK OR MUERTA”, w drugiej zaś trzyma jakiś kawałek materiału, którym energicznie wymachuje przed zebranymi wołając:
    „Na kolana chamy, oto ostatnie majty Czesława Miłosza”.

    Słyszę wszędobylskie: OOOOOOOOO!

  6. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, zaraz przeczytam komentarze pod tekstem o liternecie 2008, ale ja chcę zbilansować nie nas, ale przeczytane i omówione przez nas tomiki zarażającej poezji, bo że ma paskudne zarazki, odczuwam na sobie.

  7. Marek Trojanowski:

    doprawdy, nie rozumiem co Przemek może mieć naprzeciwko koncepcji dogłębnej [anal]izy? Rozumiem, że ma on gotową metodę, którą zrewolucjonizuje rozumienie tekstów, różną od solidnej, rektalnej recepcji dzieł mistrzów-wieszczów.

    Poczekamy, poczytamy, obadamy.

  8. Ewa Bieńczycka:

    Ale Ty Marku jesteś optymistą.
    Wizjoner z Ciebie pierwszorzędny, ale nie masz pojęcia, jakie w Polsce są tradycje przetrwania wszystkiego co najgorsze. Zdumiewające, jak się zachował w stanie nienaruszonym, przecież już po zmianie politycznej, język propagandy (fragment o wycieczce szkolnej).
    Ale to nie wynalazek komunistów, jak oglądam stare gazety dziadka z okresu międzywojennego, to też to tam wszystko jest. Tak, jakby ten intelektualny kwiat narodu napisał już swoje wypracowania przepisując intelektualistów zachodnich do swoich elaboratów i już nie musi. Wolą wygłupiać się jako aktorzy w krakowskich teatrach, bawiuńciać się, nie mając pojęcia, co się dzieje w świecie intelektualnym, który dzięki nowym sposobom pozyskiwania informacji jest wyśmienity i wyborny.
    To, że korzystają z tego polscy internauci widać na blogach, piszący tam za darmo miłośnicy wiedzy o głowę biją wszystkich publicystów pism dotowanych przez państwo.

  9. Ewa Bieńczycka:

    > Iza
    Tak, wiem, tak Ciebie zrozumiałam. Napisz o tych wszystkich tomikach sumarycznie, czekają już w kolejce następne. Napiszemy też o Wojciechu Wenclu, dobrze, by zrobił to Marek, gdyż katolicką twórczość czuje najlepiej.
    >Marek
    Nie jestem nawet pewna, czy to powiedział Przemek Łośko, ale tam jest około 40 komentarzy i nie mam czasu tam teraz wracać i sprawdzać, napisałam z przypomnienia. Ale chodziło o to, że Twoja metoda nie jest jedyna i niekonieczna. Ja postuluję, jako największa jej przeciwniczka, że niestety innej nie ma.
    I przechodzę na stronę diabła. Jako wierząca w Boga, jest mi bardzo ciężko, gdyż automatycznie w diabła wierzę. Ale i Bułhakowa też nie trzeba powtarzać. Czasy są zupełnie jednak nowe.

  10. Marek Trojanowski:

    nasze drogi, o ile były kiedykolwiek wspólne, w którymś momencie się rozeszły. Przemek to bardzo dobry poeta. Człowiek, który dostał talent na wielkiej srebrnej tacy i z niego korzysta z pozytkiem dla tych wszystkich, którzy chcą przeczytać bardzo dobre wiersze.
    Ale Przemek to człowiek,który ma jakąś tam wizję siebie, wizję świata, i swojego miejsca w nim.
    Ja taką wizję także posiadam, bo – co może dziwić – także człowiekiem jestem. Tyle, że ja się na tym świecie nikogo nie boję, nie istnieje dla mnie żaden autorytet, co więcej: jestem anarchistą intelektualnym. Kiedy ktoś mi mówi: tak nie wolno, a tak i owszem, bo kultura i trzba mieć ładny garnitur, bo to salon i w ogóle, to ja z całym szacunkiem to pierdole i idę swoją drogą.

    w pewnym momencie rynsztok.pl uwolnił się od ciszy oceanu spokojnego. Stał się Gibraltarem. Nieprzewidywalnym tornadem, które mieliło wszystko, wszystkich, a któremu tylko najlepsza jakość była w stanie się oprzeć. Przemek nigdy, ale to nigdy w życiu nie miał na rynsztoku takiej dyskusji, jaka była pod jednym z tekstów Rozkapryszonego Tygrysa. Nie rozumiem czego się wówczas Przemek tak wystarszył? Teraz ma ciszę, której nie zakłóca nic. Ma święty spokój na własne zyczenie.

    Nie rozumiem też argumentu: rynsztok by się kręcił, ale potrzebuje na to pieniędzy.

    jestem włascicielem 3 domen na 3 różnych serwerach, wiem ile to kosztuje. Mnie, przy zarobkach 1200 zł netto stać na taka ekstrawagancję, to i Przemka zapewne stać na opłatę za domenę i hosting.

    Zresztą jakość portalu zależy od tekstów, od komentarzy, od tego co się na nim dzieje. a nie od pieniędzy. chuj z forsą, no chyba, że zamierza na etacie zatrudnić Wunderłomen Krysię i ona za to chciałaby z 10 tys na rąsie. A to już inna sprawa. Wówczas to ja sobie tylko wyobrażam ową pustynię.

    Mam wobec Przemka dług, który nieustannie spłacam nie pojawiając się na rynsztok.pl

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?