Jacek Gutorow, Linia życia. Sza! Chamy! Pan patrzy!

22 stycznia, 2009 by

.
Dychotomie, alternatywy oraz zdania w stylu: jak nie pizda to robaczek od początku istnienia tego rodzaju świata ludzkiego, które określa się mianem kultury, wytworzyły nieskończenie wiele punktów odniesień, nieskończenie wiele perspektyw wartościowania, z których każda może nieskończony zbiór kryteriów to jest takich zdań, które aby były pozytywne, muszą korespondować w klasycznym sensie aedequatio z rzeczywistością, w odniesieniu do której są stosowane jako kryteria oceny.

Wśród tej bezsprzecznej mnogości istnieje jeden, szczególnie ulubiony i intensywnie eksploatowany przez polskich wieszczy punkt widzenia i wartościowania, który określić można jako:

Sza chamy! Pan patrzy!

Na początek kilka wyjaśnień:

1) Każdy polski wieszcz jest wytworem miasta, przestrzeni miejskiej. Nieważne czy dorastał w stolycy (sic!), moszcząc się wygodnie na salonach ministerialnych, które odwiedzał we wczesnym dzieciństwie w towarzystwie towarzysza genseka papy, niani, lub hrabiny mamy; czy też by basałykiem poczętym w zaciszu śląskich familoków, majtasem z wiecznie usmoloną mordą z której przebijał blask oczu i błysk śnieżnobiałego uzębienia.

2) Każdy wieszcz, jeżeli jest wieszczem a nie poetą, dokarmia Wenerę. Są na to dwa sposoby:

A) Udaje się do takiego miejsca w mieście, o którym wszyscy wszystko wiedzą, ale o którym, nikt nic nie mówi a w każdym mieście jest przynajmniej jedno takie miejsce i wybiera sobie dziewczynę z syfilisem. Kupuje wino i jeżeli poważnie traktuje swoją misję wieszczenie, jeżeli na serio traktuje proroctwa Miłosza, pani profesorki z liceum, pani Jadzi z Ośrodka Kultury, w którym debiutował, to bez chwili zastanowianie decyduje się na uświadomiony krok nietzscheański. Szybikiem obala winko, zostawiając trochę na dnie dla towarzyszącej mu damy, której bieliznę przeżarły wszędobylskie prątki, i kiedy ta wysysa resztki z flaszki, on ma już jest po drugim orgazmie i dla odmiany wpycha jej penisa do nieumytej pupy, w nadziei że tu będzie ciaśniej, że poczuje siłę stosunku, że doświadczy istoty jebania w dupę czyli tego, o co wstydził się poprosić każdą dotychczasową wycackaną kochankę. Kiedy dama odstawia flaszkę, on niczym rasowy wieszcz chwyta ją za włosy i mówi językiem szekspira:

– A teraz majdir nadstaw ryj, spuszczę się na twarz.

Kiła pozostawiona sama sobie, atakuje w pewnym momencie centralny ośrodek nerwowy. Biogramy artystów z epoki przedpenicylionwej dostarczają nierzadko dowodów, że kiła zbliżała niejednokrotnie do takich form transcendencji, do których nawet bogowie nie mają dostępu. Jednakże, jak każda kochanka rodzaju żeńskiego, tak i kiła ujawnia swoją moc jako crudelitas karze swoich kochanków śmiercią. A wiadomo, po śmierci jeszcze żadnemu poecie nie udało się napisać wiersza, dlatego poeci-wieszcze w większości wybierają sposób na Wenerę B.

B) Ten sposób na Wenerę niesie z sobą mniejsze ryzyko niż metoda A, ale jest nieproporcjonalnie bardziej bezpieczny. Dlatego to ten właśnie opcja B jest tak popularna wśród wieszczy polskich poszukujących tematów na wiersz czyli, używając żargonu natchnieniowców: natchnienia.

Metoda jest prosta:
Wsiada się do autobusu PKS / MZK albo kupuje miejscówkę, w którymś ze śmierdzących składów PKP, na którym, ktoś dla jaj wymalował sprejem napis: ICE, i jedzie się na wieś.

Po przyjeździe, gdy stopa wieszcza zetknie się z dziewiczym podłożem, na którym nawet Dżej Pi Tu nie odcisnął swoich mięsistych warg, ciało i umysł wieszcza przeszywa rodzaj prądu metafizycznego. Wieszcz jako mieszczuch czuje jednocześnie dystans i jedność. Przechodząc obok jedynego spożywczego na wsi, pod którym grupka stałych klientów w kufajkach celebruje wino, podając sobie flaszkę z ręki do ręki w przekonaniu, że któryś z nich ma moc samego Nazarejczyka i że być może rozmnoży życiodajną substancję, wieszcz jak nigdy do tej pory dostrzega dystans jaki dzieli go od reszty gatunku. W tej chwili wie, że jest inny, że nie należy do nich.
Kiedy do jego uszu dobiegają rytualne, niemal obrzędowe słowa:

– Kurwa, jak on ją jebał hehehe!
– Kto? Heniek?
– Heniek z Mariuszem na spółe
-Pierdolisz?
-To kurewka!
– Nie gadaj, Jadzia jest porządku, nie ma się do czego przypierdolić
– Dlatego się jebie z każdym hehehe. Skocz po winko

Wiesz polski, który mimo woli uczestniczy w tej mutatis mutandis mszy, dostrzega w tej prostocie sacrum. Nie obrzydza go estetyka tego miejsca, w tych nieogolonych twarzach, bladych spojrzeniach, bezzębnych uśmiechach, w tych kufajkach z błyszczącymi rękawami od potu i baboli widzi świętość, którą natychmiast chce przerobić na wiersz. Wie, że to jego szansa na kolejny tekst, że w końcu musi zapełnić tych kilkanaście, kilkadziesiąt stron tekstu, które zamówił u niego wydawca. Dlatego pospiesznie sięga po karteluszki, które zawsze ma przy sobie, na wypadek, gdyby go znienacka napadło natchnienie, następnie zapisuje wiersz.

Przedstawiony sposób B na Wenerę też, podobnie jak sposób A, nie jest pozbawiony wad. Oto niektóre z nich:

– Wydawcy znają świetnie ową metodę pisania i nie za bardzo chcą drukować wiersz o tematyce bukolicznej, zwłaszcza że literatura roi się od tego typu tekścideł.

– W trakcie eskapady na wieś można, co nie jest rzadkie, spotkać innych znajomych poetów-wieszczy z miasta, którzy również poszukują natchnienia między chłopami polskimi. Trudno wykombinować wymówkę, usprawiedliwienie dla swej eskapady na łono natury, tym bardziej że na polskiej wsi łono natury zostało zastąpione użytkiem dotowanym unijnie, na którym trawa rośnie pod kątem 90 stopni względem podłoża.

Wieszcz Jacek Gutorow nie zdecydował się na eksperyment magistralny i nie umówił się na randkę z krętkiem bladym w zaciszu równie bladego światła latarni. Wiedział jednak, że jako wieszcz aby nie wypaść z obiegu, z salonowych dyskusji o literaturze polskiej, o współczesnej poezji i sosach majonezowych w sałatkach rautowych, które treściowo były bardziej twórcze i interesujące niż debaty o kolejnych czterdziestostronicowych zeszycikach-debiutantów z Biura Literackiego, musi jednak wydać jakiś tomik. Dlatego też wieszczowski instynkt, podskórna potrzeba bycia salonfaehig, zmusiła go do wyjazdu na wieś, w celu dokonania fachowych, lirycznych, poetyckich obserwacji, które następnie wydał pod zbiorczą nazwą Linia życia (Kraków 2006).

Oto, co Jacek Gutorow zobaczył na wsi, w trakcie swego jednogodzinnego pobytu. Relacje z pierwszej ręki, wraz z tłumaczeniem. Czyli Jacek Gutorow rozmawia z panem Wiesławem Wemborkiem, jednym z mieszkańców wsi, który ma tylko 40 arów pola, na którym sadzi ziemniaki, cebulę i marchew dla królików, które hoduje na mięso:

Jacek Gutorow (J.G.):
-słońce rzucało ścięte romby / i trójkąty (preludium)

Wiesław Wemborek (W.W.):
– Gdzie? Co? Jakie kurwa romby?

J.G.
– Rodzaj instytutu liści, niewątpliwie. Bo szło się / pod górę / z gałązki na gałązkę (preludium)

W.W.
– Chłopie, wypiłeś dopiero pół wina a pierdolisz jak ja po 3 flaszkach

J.G.
– A wszystko przez ten słoik z miodu/ stojący na półce w sieni, skaleczony / drzazgą słonecznego światła (rekolekcja)

W.W.
– Czesiu do kolegi obok zobacz, to przez metyl. Ślepnie chłopina, ślepnie. Wpierw romby i kwadraciki, teraz drzazgi świetlne. Nie wolno pić wódki z meliny od grubej Barbary. Ona go od ruskich kupuje.

Czesiu
– No.

W.W.

– Jacek, nie odpierdalaj nam tutaj numerów. Pij jak masz pić i nie strasz. My cię na pogotowie nie zawieziemy. A karetka też nie przyjedzie. Nie da rady przejechać po tej drodze, znowu Kazik będzie ją wyciągał traktorem

J.G.
– Ma za sobą długi pusty tunel/ niedokończonych zieleni, zadr, ran (kompozycja)

W.W.
– Żaden tunel, tylko droga się rozmokła. Asfalt mają u nas dopiero za trzy lata położyć

Czesiu:
– Daj mu spokój Wiesiu, chłop z miasta szybko się najebał. A mówią, że ci z miasta to lepsi hehehhe

J.G.
– Tkwisz uparcie w tej nieruchomej pozie (kompozycja)

Czesiu:
– Kto kurwa tkwi? Że niby ja? Pierdolnąć ci? Co?

W.W.
– Daj mu spokój, pijany jest. Czesiu, daj

J.G.
– Biegniesz wstecz / jak zagadka, ku własnym początkom (kompozycja)

W.W.
– Jacek, jak ty coś złego na mnie mówisz teraz albo na Czesia, to ja sam ci przyjebie zaraz. Odwołaj to!

J.G.
– Woda podchodzi, łasi się do stóp (lekcja rysunku)

Czesiu
– Skąd wiesz, że u nas była powódź w zeszłym roku?

W.W.
– Jacek nie zmieniaj tematu, tylko odszczekaj to, że się cofam wstecz, czy tam biegnę, czy tam inna tautologia. Odszczekaj, bo pożałujesz!

J.G.
– Luka w biografii powietrza (kilka fotografii)

Czesiu:
– Wiesiek, coś się do niego przyjebał. On ma dość, chłopina ululał się na amen

W.W.
– Ja? Przyjebał? A jak ty się przyjebałeś, to co? Mi nie wolno? W końcu to ja go pierwszy zobaczyłem i do mnie pierwszego zagadał. To mój poeta z miasta, a nie twój. Znajdź sobie swojego!

Czesiu
– Wiesiek, ty nie zadzieraj ze mną, nie zadzieraj. Bo jak do mnie przyjedzie poeta, to nawet ci butelki nie dam zobaczyć, ty.

J.G.
– Studnia w sadzie, otwarta na zieleń nieba. / W wodzie odbite marzenie w drodze w górę (Kilka fotografii)

W.W.
– Ciiii, Czesiu, poeta ma wizje. Zamknij się i słuchaj. Nasz wieszczu ma wizje!

J.G.
– I jeszcze stróżka milczenia (Kilka fotografii)
-biały blask z wystrzępioną rosą (Kilka fotografii)
– Na przykład brzozy. Ich światło rozszczepione / na gałązki (akwarele dla Grzegorza)
– ich pnie rozmazują się / jakby gestom wiatru towarzyszył powidok (akwarele)
– niebo, obwód wyjęty nagle z pieca pogody (akwarele)
– rynnami / spływa pierwsze światło (akwarele)
– przysypiają zasypani deszczem uniesionych / brwi (wirginaliści)
– Twarze napotkane jakby w pośpiechu / nie płacą frycowego marmurowym blokom / ziemi (tiepolo)
– żółte miasto odzyskuje wzrok (niedokończony przekaz)
– listy / pisane bez powiek, bezzwrotne. (smuga)
– resztki dnia robią bokami / nad linią horyzontu (***)

Czesiek
– Wiesiu, ja wiem, że to twój poeta, ale jeżeli on dalej będzie w takim transie, to on się może już z tego transu nigdy nie wydostać. Pamiętasz jak było z tym poetą, którego Roman przyprowadził?

W.W.
– Eee, tamten od Romana, to się najpierw tydzień w lesie błąkał. Z głodu nażarł się wilczych jagód i dlatego się z transu nie wydostał.

Czesiek
– No nie wiem, Wiesiek, sam nie wiem

W.W.
– Dobra, na wszelki wypadek spadamy. Weź mu zrób rewizję w portfelu, niech chłopak wie, że był na wsi. Za świeże powietrze i takie wizje, to trzeba wybulić.

Czesiek & W.W.

– He, He, He, He

J.G. do policjanta, który przesłuchiwał poetę na okoliczność wiadomego zdarzenia:
– We śnie był horyzont, a nad nim tajemnica historii życia (późny kwartet)
nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 19 komentarzy »

komentarzy 19

  1. Ewa Bieńczycka:

    Jak czytam Marku Twoją skatologię, to zastanawiam się tylko, dlaczego niszczysz ten blog.
    Nie ma powodu do sięgania po tak mocne sceny, do takiego brudzenia języka.
    Przeczytałam tomik Jacka Gutorowa. Linia życia. Pisany jest na jednej nucie, beznamiętnie, jak automat. Pozbawiony jest śladów artyzmu i życia, poznania i przyjemności smakowania wiejskich pejzaży. I tym bardziej nie pasuje do Twojego językowego szaleństwa.

  2. Marek Trojanowski:

    ewo – cóż ma tobie odpisać? może słowami klasyka:
    – z diabłem idziesz w parze a ognia się lękasz?

    a tak serio:
    każdy odcinek „z kopa w jaja” jest lepszy niż kopane dziełko, na tym polega pic. w „kopaniu” wymyślam nowe techniki, by to nie było tylko cios prosty. kopanie wprost – czyli wpisy: „to jest gniot” / lub / „gniot” – są nudne, a ja nie lubie się nudzić z jednego powodu:
    1) kiedy się nudzę staję się bardzo niebezpieczny

  3. Ewa Bieńczycka:

    Diabeł w gnozie oznacza zniewolenie. Nie idę w parze, jestem partnerska i mam swoją niezależność. Diabeł to bardzo duża energia bez możliwości skierowania jej. Ja jestem za wolnością i kierowania diabłem, a nie, by diabeł mną kierował. Nie jesteś diabłem, tylko uwikłanym w duży błąd człowiekiem.
    Błędem Twoim jest język. Trzeba szukać nowych dróg wyrażania dezaprobaty. Uwierz mi, że czytając Gutorowa i resztę przyjemniaczków z BL mam też szaleńcze reakcje, by spalić świat. Chyba nowa poezja polska wyzwala w człowieku piekielne namiętności. Ilustracja Twoja, co do jej proweniencji jest słuszna. To chyba w niej są ukryte te mechanizmy światowe, które uruchamiają w człowieku zbrodnię. Ale artyście nie wolno posługiwać się środkami zniszczenia. Artysta tworzy, a nie niszczy. Niszczysz język, niszczysz brzydkie wyrazy, niszczysz ordynarność, która stacza się i traci moc.
    Infantylizm sięgnął najsubtelniejszych regionów poezji. Zatoczył koło i z nocnika wszedł od razu na salon blogowy.
    Co z tym analem? Obsesja? W Oświeceniu był to normalny środek antykoncepcyjny dla kobiety. Nie miał takiego wydźwięku nieprzyzwoitego, gdyż był powszechnym, bardzo niewygodnym zaspokajaniem płciowym ze względu na odrażający efekt uboczny. Tutaj wygląda na to, że dziecko zostało przymuszone, zniszczone, zgwałcone i obsesyjnie o tym pisze. Dlatego razi odszczepienie ordynarnego języka, który nie idzie na służbę, tylko się wyradza, alienuje, opowiada nie o tym, co autor chce powiedzieć, ale o tym, kim jest autor. To, co chce powiedzieć staje się zupełnie nieważne. A przecież masz powiedzieć coś o Gutorowie, a nie o własnej obsesji.

  4. marek trojanowski:

    Ewo, kiedy w pisaniu znikają obsesje, rodzi się jałowość, niezależnie od rodzaju czy to nauka, czy literatura. Zwróć uwagę ile obsesji jest choćby w skromnym objętościowo tekściuku Kazimierza Twardowskiego, O jasnym i niejasnym stylu filozoficznym. Ten tekst aż kipi od obsesji opętania prostotą! Dlatego też i dzisiaj ten tekst wywołuje emocje, uczucia, staje się manifestem antyanalitycznym studentów filozofii, sterroryzowanych żargonem heideggerowsko-heglowskim.

    Czym jest życie bez obsesji, nawet tycch najmniejszych, chorobliwych, które sa jak katar, bez których nie można przeżyć ani jednego dnia nie czując życia. Bo jak doświadczysz uroku swobodnego oddychania, skąd dowiesz się o błogim śnie bez zatkanego nosa, gdy choćby raz w życiu nie miałaś tego nosa zatkanego.

    To samo jest z literaturą: literatura dobra rozpoznawana jest zawsze w kontekście, który wytwarza. Tu miesza się obsesja, z czeladnictwem. O ile obsesja sama w sobie nie ma ograniczeń, tak czeladnik ograniczony jest precyzją narzędzi, dokładnością podziałki na suwmiarce. Tu brak precyzji jest wadą, w obsesji zaś precyzja może być zarówno doprowadzona do perfekcji jak i wzgardzona, zniszczona. I tylko w jednym przypadku obsesyjne czeladnictwo stanie się wartościowe: gdy wszystkie miary przekroczą wzorce z Sevres, kiedy jeden metr będzie miliardem metrów, skalą nieskończoności, optyką mikro, w której przewijać się będą jak w kalejdoskopie nie galaktyki, ale całe kosmosy.
    Z obsesjami jest tak, że chcą zapanować, zdominować myślenie w całej jego kartezjańskiej nierozciągłości. Obsesja chce być jednocześnie każdym A, każdym B i każdym C. Bez wyjątku.
    Można ją cywilizować, chować, ukrywać ale czy można ukryć się przed samym sobą? Przed schizofrenicznym bratem, schizofreniczną siostrą przed głosem stereo, który w głębinie mózgowej szepce swoją mantrę? Nie można.

    Człowiek został stworzony z gotowym wachlarzem obsesji, które wpisane zostały w jego konstytucję. W każdym paragrafie człowieczeństwa skrywa się jakaś potworna żądza, coś co trawi jego wnętrzności duchowe, co odbiera spokój myśli, co każe w pewnym momencie złapać małą dziewczynkę, zaciągnąć ją w krzaki i zgwałcić.
    Dlatego tworzono dekalogi, dlatego zakazuje się, pod rygorem wiecznego potępienie, wiecznych katuszy w wiecznie palącym ogniu, folgowania obsesjom. Zabrania się bycia autentycznym. Dlatego też państwa tworzą prawo w oparciu o zasadę równości i powszechności, by każda obsesja, każda bez wyjątku miała kaganiec na mordzie, by nie gryzła społeczeństwa, które państwo stara się obronić.

    Ale zwróć uwagę Ewo, że tylko te przypadki, w których przez nieuważne wychowanie, przez jakąś aberrację, kagańce spadają z pysków, kiedy społeczeństwo par excellance doświadcza czegoś, czego się jednocześnie boi i skrycie pożąda, są przypadkami pozastatystycznymi. Wymykają się uśrednianiu, podliczaniu, prostej klasyfikacji. Jak ująć w prostej statystyce szaleństwo. Można je klasyfikować, ale nigdy nie wyczerpie się jego możliwych wymiarów, zawsze będzie jakieś ale, bez którego życie we wszystkich swoich przejawach smakowałoby jak kurczak z TESCO moczony w glutaminianie sodu.

    Dlatego, jeżeli pozwolisz, będę spowiadał się ze swojej małej analnej obsesji.

  5. Ewa Bieńczycka:

    Marku, ale obsesję zostawia się za drzwiami, jak się przystępuje do tworzenia. Jest podobno dowiedzione, że Dostojewski zgwałcił tę małą dziewczynkę (Stawrogin, alter ego Dostojewskiego).
    Ale i jego twórczość była też jakimś długiem spłacanym tej dziewczynce, jakąś pokutą. To tak nie jest, jak piszesz. Dzieła sztuki są krystaliczne, a nie brudne. Gombrowicz pisał, że tylko chory może napisać o braku zdrowia. Tylko on wie, zna problem. Doświadczenie to jeszcze nie sztuka. Nie znalazłeś formy.
    Napisałeś, że ten blog jest mistyfikacją i przyjmijmy taką jego konwencję. Ale nie obniżajmy smaku. Smak to też przecież jakiś wskaźnik, drogowskaz. Nieprawdą jest, że to państwo zabrania gwałcić małe dziewczynki. Jest przecież w człowieku sumienie, niezależne od państwa, Twoje, jedyne, własne. Każdemu wara od jego sumienia. Sumienie jest właśnie przestrzenią wolności. Ono mówi, że nie wolno skrzywdzić drugiego człowieka nigdy. Ani w imię sztuki, ani innych wyższych powinności (dobro Państwa).
    I jeśli artysta jest szerokim, niezwężonym i niezniszczonym przez to zwężenie (szkoła, rodzice, praca), medium, to i tak ma wewnętrzne, podpowiadające mu wskazówki.
    Proust dręczył szczury, a w jego twórczości sadyzm ma inną formę. I nie dlatego, że się hamował przed obyczajowością. To wszystko można powiedzieć, co chcesz powiedzieć. Pięknie, a nie tylko defekacyjnie.

  6. marek trojanowski:

    Ewo jak mawiał klasyk: nie mieszajmy pojęciowo dwóch różnych systemów, i zostawmy wszelkie sumienia, krystaliczne czystości, uwielbienia raju tam gdzie są, tam gdzie być powinny. Niech święte księgi są świętymi, niech dekalogi pozostaną dla tych samych świętych, dla których napisano te grube, uświęcone mocą ducha, tomiszcza.

    Krystalicznie czyste, podestylacyjne produkty laboratoryjne bez bakterii, bez pierwiastków, bez skażenia, bez miligrama obsesji, to modus najgorszego z wszystkich przejawów szaleństw to raj, na którego łąkach zamiast niezdyscyplinowanych traw, położono diagonalnie prasowany gres z mlecznobiałą glazurą. Wszystkie płytki zrobione z tej samej formy, położone na identycznym podłożu, zapewniają idealną posadzkę, idealnie równą constans, na którym równie idealnie wypolerowana kula, pozostawiona sobie samej nie potoczy się w żadną ze stron.

    Z tym horror loci człowiek jest oswajany. Przyzwyczaja się dziecko najpierw do porządku w pokoju. Mówi to i sio, ale w tych wszystkich rodzicielskich mądrościach przemycane są mądre dekalogi. Na tym etapie zanika to, co wiąże nas oprócz mechanicznej biologii ze światem natury. Wygasane są instynkty. Człowiek, przy pomocy drugiego człowieka, stara sobie dokładnie oskrobać skórę na łopatkach, by później mogły tam wyrosnąc śnieżnobiałe skrzydła. I następne lata, to wyczekiwanie, to oglądanie się za siebie, bilans uczynków i kołaczące w głowie pytanie: czy byłem dobry?. Dopiero tuż przed śmiercią człowiek doświadczy jednorazowej i unikalnej prawdy: że czekając na kiełkowanie anielskich skrzydeł przeoczył całę swoje życie. Okazuje się, że pogoń za ascetycznymi ideałami, za twoja krystaliczną czystością, za ascezą przekazu, za kulturą języka i ekspresji za wszystkimi dekalogami tak bardzo zawładnęła życiem, że życie to przestało być już własnym, takie jakie by się chciało jednorazowo przeżyć, a było szpitalną izolatką pomalowaną na biało, z jednym tylko oknem, w które się nigdy nie zaglądało, bo tam był świat.

    Ewo, każdy umysł jest jednorazowy i unikalny. Nie każdy umysł jednak osiąga świadomość autonomii i dlatego posiłkuje się zwyczajem, dobrym smakiem kulturowym SIĘ: tak się je, tak się pije, tak się kocha, tak się pisze, a tak się nie pisze, tak się mówi. Podporządkują się kulturowemu SIĘ, człowiek znika jako jednostka, a staje się elementem społecznych i kulturowych struktur owego SIĘ.

    Jednak SIĘ nie jest czymś stałym SIĘ jako moloch, lewiatan umysłowości i zwyczajów, odżywia się tym, co unikalne, tym co jednostkowe. Zasysa autonomiczność, wciąga pod wspólny mianownik czyniąc z oryginalności powszechne prawo. Nagle kolczyk w nosie, który był znakiem rozpoznawczym nieposkromionego buntu, staje się w penym momencie modą byle gówniara, byle gówniarz z sieczką we łbie, przebija sobie nos, zakłada martensy i nie dlatego, że nagle zapragnęli eksterioryzować swoje wewnętrzne stany psychiczne, ale dlatego, że to jest cool, że tak się teraz ubiera, się nosy przebija i inne.

    Widzisz Ewo, teraz, po tym przydługim wstępie, docieram do sedna. Moim zdaniem współczesna rewolucja kulturalna, której ja i ty jesteśmy, wraz z pozostałym miliardem ludzi, uczestnikami, oznacza m.in. na płaszczyźnie literackiej swobodne wyrażenie myśli. Ucieleśnienie marzeń anarchistów. Literatura w Internecie wyrwała się z łap cenzorów, korektorów, strażników moralności, duchownych, policjantów literatura staje się inna, zaczyna się przepoczwarzać. Jest póki co w stadium kokonu i nikt nie wie, co z tego wyniknie czy maszkaron, który nie będzie potrafił wzbić się w powietrze o własnych siłach, czy może niespotykany dotąd gatunek motyla. Problem z nami polega na tym, że nie jesteśmy obserwatorami tego procesu, ale jego składowymi od chwili zarejestrowania swoich stron, od momentu pierwszego kliknięcia na ikonkę publikuj. Pozbawiono nas komfortu historyka, wzmocnionego wiedzą stuleci, które dzielą jego czasy od zdarzeń, które bada. Nikt z nas nie ma pewności, że głowy możliwych konwenansów, które spadają, że język, który ulega kastracji i zgnojeniu, że pomniki, które hurtem się odbrązawia, że ten konflikt między klasycznymi, papierowymi edycjami a wydaniami internetowymi że to wszystko nie jest jakąś ogólnoświatową rzeźnią.

    Nie jestem pewien, czy należy oceniać te blogowe stany skupienia. Każdy jest inny i na pewno poza klasycznym stanem ciekłym, gazowym i stały, poza stanami równowagi termodynamicznej istnieje wiele więcej stanów skondensowania literatury, który wymyka się możliwym klasyfikacjom sporządzony dla potrzeb kulturowego SIĘ, w oparciu o kategorie, którymi dysponuje SIĘ.

    Co do Gutorowa i jego wierszy, o których miałem pisać, ale zdecydowałem się przedstawić sposób osiągania pożądanych stanów wewnętrznych.

    Nie sądzę bym był jedynym, który napisał o tych wierszach, które napisał Gutorow. Zapewne istnieje w Polsce z 20-30 takich Winiarskich, którzy w zaciszu kawalerki na 30 piętrze płyty pereelowskiej stukają afirmacyjne recenzyjki. I zapewne któryś z takich Winiarskich napisał o Linii życia. Zapewne są to recenzyjki jak zwykle utrzymane w manierze reklamy proszku do prania: Drogie Panie, tylko z OMO uda się pranie. Wszystkie te ochy-i-achy napisane są poprawnie, z przecinkami we właściwym miejscu i nawet mają akapity. Tam nie przeczytasz o wpychaniu kutasa w dupę, o tym, że trzeba go mocno złapać w garść i że najpierw trzeba napluć na odbyt, żeby można go było wcisnąć. W literackich dehneliznach i winiarszczyznach nie przeczytasz o tym, że po włożeniu chuja w dupę należy chwilę odczekać, by się rozluźniły mięśnie odbytu, by nie bolało.
    Zgodzisz się jednak ze mną, że literatura w Internecie to świat o wiele bardziej złożony i kolorowy niż te kotlety mielone, które wciskają tobie ogłaszając: Achtung! Fuagra Française.

  7. Ewa Bieńczycka:

    Zgadzam się, Marku, że jeśli z tego tygla które dane nam jest doświadczać w literaturze coś przetrwa, to na pewno nie Jacek Gutorow, mimo nagród i takiej dużej fotografii na wikipedii.
    Ach, jednak mylisz się, że przetrwają równocześnie hiphopowe rzygowiny. Tak samo, że ty po kilu linijkach odrzucasz Gutorowa, ja tez odczytuję kicz skatologii i mazanie po ścianie odchodami, zamiast naskalnego malarstwa. Zawsze był klozet, niczego nowego nie widzę w tym buncie dziecka nie wyrosłego z okresu analnego. Wcale nie znaczy, że jak w PRL-u był socrealizm, to równoczesna sztuka abstrakcyjna była dobra. Wszystko było złe. Przecież to nie leży w sposobie tworzenia. Zgadzam się, ze trzeba poszukiwać i że nie dożyję tych olśnień które nas w literaturze czekają. Też nie wierzę, by przy takim potencjale, jaki nagromadziła ludzkość po tylu arcydziełach dostępnych przecież łatwo, nie miała powstać nowa jakość złożona z innych elementów. Nie wierzę natomiast, by docierało się tam wyłącznie drogami moczopłciowymi.
    A ta wizja idealizmu nie jest wcale taka, jak piszesz. Było wielu czyścicieli i pedantów, ale niczego nie wskórali. Jeśli taki Rabelais wymienia już w szesnastym wieku różne przedmioty (np. kot), którymi najprzyjemniej się podcierać, to Ty niczego nowego nie mówisz dzisiaj. Piszę tylko, że forma jest nie do przyjęcia. Dlatego, że tzw. dupal określenie z Murów Hebronu Stasiuka nie działa, jeśli jest tylko instruktażem i podanym w formie sensacji. Nic już właściwie sensacją nie jest i trzeba przyjąć, że tym żadnej kontestacji nie osiągniesz. Natomiast niesmak jest w złym użyciu obrazu. Nagromadzenie obsceny jest od dawna chwytem pornograficznym i ludzie się pławią w plugastwie bardzo chętnie, rynsztok był środowiskiem proletariatu, mas ludzkich niewykształconych, którzy nie mieli ani czasu, ani pieniędzy na kulturę. Przemienić gówno na złoto a chociażby zaczarować, to nie lada wyczyn i jest o wiele trudniej zrobić z tego sztukę. Co Ty myślisz, że te zamknięte w puszkach galeryjne odchody to artysta sprzedaje jak świeże bułeczki bez żadnych trudności? Żeby wmówić marszandom, by to kupowali, nie jest łatwo i powiedz, ilu artystów to robi? A wydawałoby się, że to takie proste i łatwe do pozyskania.
    Wątpię, by skandal miał siłę na blogu. Powtarzam: nie da się oddzielić sztuki od życia, od obowiązującej moralności i etyki. Nie leży to w dekalogu ani żadnej religii. Człowiek ma być w porządku wobec drugiego człowieka, ma być w porządku wobec świata natury. Człowiek ma być istotą wolną. Nie widzę w tym żadnej sprzeczności. Jako dziecku nigdy mi do głowy nie przyszło, by dręczyć zwierzęta ani drugie dziecko. Przecież nie można tego nauczyć. Deformuje kłamstwo artystyczne. Kłamstwem jest wzbudzanie w człowieku lubieżności dla zaspokojenia siebie, a nie potrzeby drugiego człowieka.
    Nie wiem, czy techniki miłości fizycznej potrzebują takiego poszerzenia doświadczeń i czy człowiek umierając będzie żałował, że nie doświadczył wszystkiego. Spełnienie fizyczne i duchowe jest w intuicji i ludzie pożądają każdej komórki swego ciała. Tam nie ma miejsca na ekscesy, gdyż wszystko jest ekscesem i świętością. Tak jest w prawdziwej sztuce. Nie wiem też, czy milioner, który objechał cały świat, znudzony umiera i jest szczęśliwszy od takiej Elizabeth Dickinson, która w jednoosobowym klasztorze pisała wiersze całe życie i umarła jako dziewica. Albo Wiliam Blake, umierał śpiewając, szczęśliwy. Ich życie seksualne realizowało się zupełnie gdzie indziej, niekoniecznie w kiszce stolcowej.

    Wiesz tak na marginesie: w nieszufladzie działa ktoś pod nickiem Anal Iza poetycka. Wiesz kto to jest? Może on by tu pasował zamiast mnie? Ze mną takiej rewolucji nie przeprowadzisz. A ja nie chcę tu robić za Syfona z Ferdydurke, bo też taka nie jestem, a nieuchronnie taką rolę mi wyznaczasz.

  8. Marek Trojanowski:

    ewo, nie wyznaczam tobie żadnej roli. po tym jak stałaś się edytorem, masz taki status jak iza – masz zupełną autonomię. jedynymi rolami są te, która sama dla siebie wymyslasz.

    czy chciałabyś, żebym się z tobą zgadzał? by jedynym głosem słyszalnym było monotonne unisono – czym wówczas różnilibyśmy się od tego literackiego, wzajemnie wspierającego sie gówienka?

    dlatego nie mam zamiaru się zawsze z tobą zgadzać w sprawach ważnych – a tu o sprawy ważne idzie a nie o kotlety. o ile się o kotlety nie kłócę, tak w sprawach ważnych jestem nieprzejednany. mam swoje zdanie. jeżeli tobie nie odpowiada, to ani nie jest mi przykro, ani miło z tego powodu – bo tu nie o sympatie sie rozchodzi, ale o dyskusje. a żeby rozmowa nie była monologiem a dyskusją, ważne jest przeciwieństwo, niezgoda.

    lubię powtarzać przy tej okazji pewną anegdotę. otóż Unamuno przechadzał się z przyjacielem któregoś dnia obok ateneum, skąd dobiegły ich głosy jakiejś debaty. Unamuno zatrzymał się i powiedział do przyjaciela:

    – Chodźmy, podyskutujemy
    – ale nie wiemy o czym rozmawiają – odpowiedział przyjaciel.
    – mnie to obojętne, i tak będę przeciw – odparł Unamuno i ruszył w bój.

    Podsumowujac: ewo, nie wymagaj ode mnie peanów, nie wymagaj ode mnie równowagi, kultury, wypielęgnowanych paznokietków, obciętych skórek, wyglansowanych butów. ewo, jestem barbarzyńcą, który wyobraził sobie, że ściągnie literaturę na najczarniejsze dno upodlenia. kapujesz? wezmę damessę za rączkę i zaciągne ją w krzaki przy naszej remizie i tam ją rozprawiczę z tych literackich ochów i achów, tej pajęczyny kurtuazji, manier, pląsów, którą zarosła pizda tej damessy.

    takie mam hobby. jeden zbiera znaczki, inny kapselki, a ja jestem przeciw.

    ewo, jak możesz zaloguj się na nieszufladzie, mnie tam zbanowano za obrazoburczy nick po tym jak usunięto jeden z moich wierszy. dlatego rozumiesz sama, względy honorowe zabraniają mi się tam logować. a jak się zalogujesz, to skontaktuj się z tą analizą poetycką, poproś, może się zgodzi z nami pisać. może się zgodzi. i proszę, nie myśl, że swoją prośbą zamierzam cię wykorzystać.

  9. Ewa Bieńczycka:

    ja przecież nie jestem dziewicą blogową, ja jestem w Internecie od ośmiu lat, jak nam w tej wielkiej płycie, o której piszesz – że siedzi również krytyk Winiarski zagniazdowano Internet osiedlowy.
    Osiem lat to mnóstwo czasu, to jest jeden z cięższych wyroków w kodeksie karnym. I uwierz mi, nie wychodzi nic z tych fuzji blogowych, jak nie ma jakiejś jedności ideologicznej, jakiegoś pokrewnego sobie patrzenia na świat. Popatrz, biedny Kaczka na kumplach się zaangażował i wszystkie kumple poszły w politykę, a on zdaje się tam naprawdę jest z przyjemności, a nie z organizowania sobie artystowskiego życia. Ja też chcę być z przyjemności. I jaka to przyjemność, jeśli nikt z nikim nie sympatyzuje? Ja musze mieć odrobinę sympatii, inaczej ja umieram. Wiesz, że ja nie mogę pięciu minut być z kimś, kogo nie lubię, bo zaraz jestem fizycznie chora? Dlatego te tomiki wierszy, które na potrzeby tego bloga czytam tak mnie niszczą.
    Jadę w niedzielę na karnawałową potańcówkę i mają po mnie przyjechać samochodem i nie jest łatwo znaleźć tych z którymi ten niewielki odcinek między dwoma miastami zniosę.
    Nie jestem taką wielkością jak Unamuno. Nie potrafię się kłócić bez utraty siebie. Wycofuję się. Potrzebuję płaszczyzny porozumienia, przyjemności kontaktu z żywą osobowością. Może Unamuno miał do dyspozycji mimo wszystko grupy na jakimś poziomie.
    W sztuce zawsze były grupy skupiające jednak podobieństwa w indywidualnościach. Może idą faktycznie, jak piszesz, inne czasy, cóż ja mogę wiedzieć. Wiem, że na mnie nie ma zapotrzebowania, że moje widzenie świata, sztuki jest niepotrzebne. Ale podobnie jak Ty, też jestem w pewnym sensie uwikłana w hobby. Tylko, jakże odmienne.
    Ja jestem zalogowana w nieszufladzie i nikt mnie tam nie akceptował. A ja potrzebuję akceptacji. Być może że Ty też. Ale jak mam zaakceptować Twój program artystyczny? Przecież on właśnie kwestionuje takie paniusie, jak ja.

  10. Marek Trojanowski:

    ewo, tak jak ty potrzebujesz płaszczyzny porozumienia, tak ja potrzebuje niezgody – płaszczyzny nieporozumienia, do tego by pisać. mamy różne substancje odżywcze, ale to nie jest nic złego. wiesz – heraklit zostawił po sobie fajną myśl: wojna jest matką wszystkich rzeczy i wszystkich królową (cyt. z pamięci). uważam, że jest w tym wiele racji.

    co do stażu netowego – ja także nie należę do nowicjuszy. ale zawsze dawałem upust swojej krnąbrnej naturze i jakoś nigdy nie dorobiłem się znajomości w sensie przyjaźni. nie zależy mi na bliskości, bo w takie coś nie wierze. ale wierzę w siłę rozmowy, w jej dynamikę, że może być ciekawa i w te wszystkie rzeczy, które oferuje internet – m.in. w to, że można spotkać tu ciekawych ludzi, z którymi można podyskutować. to jest najwieksza wartość.

    co do Kaczki – paradoksalnie jego siłą był Dehnel, z którym się szarpał, któremu groził sądem. Kiedy Dehnel mu odpuścił, to Kaczka zaczął uprawiać monologi, stał się takim chłopcem, który coś tam zawsze na każdy temat ma do powiedzenia. Dlatego nie uważam, że to jest dobry przykład.

    Z Kaczką zanudziła byś się na śmierć, a czytało by was 12 osób.

    ewo, zrozum ludzie lubią igrzyska! jest jakaś magia, która zamiast do książek, każe człowiekowi patrzeć na lwa, który na arenie koloseum rozrywa gladiatora albo biednego chrześcijanina. Ludzie nad wyciumkane podręczniki akademickie przedkładaja gazety porno. wiesz jaka jest różnica w nakładach ? ludzi pociąga krew, jej czerwień, metaliczny smak – zwróć uwagę, że najlepszą reklamą dla filmu emitowanego w TVP jest ten mały czerwony trójkącik. Oznacza, że film zawiera sceny drastyczne, że jest z nim coś nie tak – i własnie te krwawe sceny, to coś, co nie jest tak – to przyciąga.

    wyobraź sobie te spocone łapy przed monitorami, te wybałuszone gały. czy możesz to sobie wyobrazić?

  11. Ewa Bieńczycka:

    Mnie nie interesuje sztuka dla mas. Czegoś takiego nie ma. Jest, tak jak piszesz, cyrkowy prestidigitatorski popis. Ja nawet na boks nie mogę patrzeć. Całe szczęście, że mąż nie lubi sportu. Nie zniosłabym, gdyby przez telewizor wszedł cały stadion do mojego domu. Widocznie takie osobniki jak ja też istnieją, skoro ja istnieję. Dlaczego interesuje Cię jarmarczność a nie sztuka wysoka? Tylko ona daje człowiekowi napęd życiowy. Trudno dyskutować z Twoim pokoleniem, które nie wierzy w duchowość, w miłość i w śmierć też nie, gdyż w komputerowych grach ona ma zupełnie inny charakter.
    Jestem rzeczywiście zapędzona w kozi róg, bo widzę, że jak ktoś wyznaje jakieś odwieczne poglądy, to w jego twórczości zamienia się w koturnowość i nieprawdę (Wencel, Dehnel).
    Wiesz, ja się wyśmienicie czuję w swoim świecie. Ja w nim autentycznie żyję. Natomiast, jak chcę dzielić świat z kimś, kto chce go ze mną dzielić, jest tak jak z Tobą. Okazuje się, że spotykamy się na zasadzie malowanych ptaków, a każdy z nas jest inaczej pomalowany. Nasze paski i kratki nie pasują do siebie. Nawet są dysonansem estetycznym. I jeśli w malarstwie dzikich, czy wcześniej fowistów kolory wojowały ze sobą, pożerały się na płótnie, to to była symbioza. U nas nie ma symbiozy. Jest dysharmonia. Może też jesteśmy jakąś w konsekwencji ilustracją człowieka, który ma dzisiaj tworzyć sztukę. W końcu jesteśmy uwolnieni od koterii, urzędników i zawodu artysty. Ale myślę, że jakby Ci dano porządny etat w tym resorcie, natychmiast byłbyś konformistą. Dla mnie nigdy takiego etatu nie było, więc nie wiem (he, he).

  12. Marek Trojanowski:

    ewo, nie wiem czy byłbym konformistą, czy nie. wiem jedno: jednym ruchem przekreśliłem swoją karierę uniwersytecką – zrobiłem to z taką łatwością, z jaką dziecko wyjmuje dropsa z papierka i wkłada do buzi.
    zrobiłabyś to? masz posadkę, idziesz do pracy tylko jeden dzien w tygodniu, robisz swoje, resztę czasu masz dla siebie. publikować też w zasadzie nie musisz, bo jesteś funflem dyrekcji – masz 4 punkty na 4 lata i tyle. jesteś pracownikiem naukowym a że studenci się z ciebie śmieją, to inna sprawa, ty już godność dawno masz w dupie, zapomniałaś o istnieniu takiego pojęcia.

    nie mów mi tu zatem o konformizmach, nie mów sprzeciwie człowiekowi, który bez żadnych ceregieli powiedział na głos, że ma dość trupich układów, martwych struktur, kolesiostwa, lizania pizd i dup, kariery robionej na pasztetach i kaszankach.

    co się tyczy sztuki:
    nie wiem skąd u ciebie ten PRL-owski podział na sztukę niską i wysoką. że sztuka wysoka, to dla burżuazji, a sztuka niska to dla proletariuszy bez krawatów?

    jestem egalitarystą jeżeli chodzi o sztukę, nie mam tej śmiałości by oceniać, kto jest artystą wysokim, kto niskim (chyb, że kryterium jest obiektywne, w centymetrach)
    uważam, że sztuka i literatura jest jedna, że w każdym czasookresie jest dzieckiem swej epoki i że nie może się swoich czasów wypierać.

    zgodnie z twoją doktryną, nie powiniśmy tu nic pisać o tych miernotach z Biura Litackiego, z nieszuflady – powinniśmy pisać tylko o szekspirach i czekać na szekspira, wszak nie wypada się kalać sztuką niską.

    ewo, sztuka nie znosi podziału, bo podziały są zawsze sztuczne. liczy się bezpośrednia reakcja, odruch autentyczny – konforntacja podmiotu i przedmiotu, oraz sprawozdanie z tej relacji.

  13. Ewa Bieńczycka:

    Bardzo chciałam zostać na uczelni, ale u nas był tylko jeden etat wolny. Dostał go kolega malarz z roku wyżej.
    Ale pewnie też bym nie wytrzymała.
    Nie wiem Marku. Jest przecież sztuka masowa, pisałeś tu o Dodzie. Ja nie bardzo w tym wszystkim się orientuję, dla mnie Szekspir jest w dalszym ciągu bardzo ważny. Nic na to nie poradzę. Ale nie piszę tu o Szekspirze, gdyż nikt nie będzie mnie czytał, nawet Ty. Tak, jestem konformistką. To wkleić o Juli Szychowiak? Już napisałam. Też na Sz.

  14. Marek Trojanowski:

    ewo, masz wolna rękę – jak zawsze w tym miejscu.

    a powiem,że z chęcią przeczytałbym coś ciekawego o szekspirze.

    dobrej nocy!

  15. Ewa:

    Poważnie? To dam.
    Ale mam już Szychowiak napisaną.
    Dobranoc!

  16. Marek Trojanowski:

    ps.

    bardzo mi sie podobała nasza rozmmowa

  17. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Tak, Wasza rozmowa z argumentami była bardzo ciekawa.

    O Szekspirze z przjemnością przeczytam i bardzo chętnie na temat jego twórczości, życiorysu (różnych hipotez) porozmawiam pisemnie.
    Mam już przygotowany olbrzymi kosz wirtualnych płatków róż.

    ps.
    zastanawiam się czy najpierw napisać podsumowanie, czyli o kliszach w przeczytanych przez nas tomikach poezji, czy o poezji po kostki pani Elżbiety Lipińskiej? Trudny wybór.

  18. Ewa Bieńczycka:

    >ps. i to kusi, i to nęci.

    Jeśli byś pisała Izo o Elżbiecie Lipińskiej, to podrzuć chociaż tytuły wierszy, może je znajdę w portalach poetyckich.
    Nie mogę tutaj tego tomiku dostać. Ale jak teraz czytam wiersze w nieszufladzie, poetek, które tu omawiałam, niestety są jeszcze gorsze, niż te wcześniejsze.
    To się cieszę na Szekspira.

  19. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Elżbieta Lipińska „Maj to łagodny miesiąc”

    tytuły:

    Nawroty, Ostatki, Noc, Sny, Kalki, Echo, Maj to łagodny miesiąc, Breuniońska kolaska, Przechadzka, Perro semihundido, Przemiana, Modlitwa, Droga, Pana Musorgskiego spacer po Paryżu, Tureckie kazanie, Pocztówka z wakacji, Koptyjska Jerozolima, Klatki ze styku światów, Delft, Cięcie, Radio moja miłość, Wieczór, Po balu, Czy pan istnieje, panie Vonnegut?, Uchwyć w garść wodę, Sokratejka, Wyrwana kartka, Patchwork, Dziadek, (W domu mego dziecństwa), Milczenie, Maje, Zwierzaki, Rozmyślania córki Adama i Ewy, Furtka, Zaduszki, Petryfikacja, Niechciany prezent, Orfeusz i rebours, Naukrate, Żarcik saficki.

    Ewo, przepisałam tytuły, w ten sposób, będziemy mogły się przekonać, czy rzeczywiście wiersze pisane w necie, są pisane na niby, a w tomikach są wyłącznie dzieła właściwe.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?