.
W „Dzienniku z lat okupacji Zamojszczyzny” (wyd. 1958r.) Zygmunt Klukowski opisał reakcję ludności polskiej na wysiedlanie Żydów w 1942 roku. Nie były to chrześcijańskie łzy współczucia, ani troska o bliźniego. Polacy jak pisze Klukowski: „z otwieranych żydowskich domów rozchwytują wszystko, co jest pod ręką, bezwstydnie dźwigają całe torby z nędznym żydowskim dobytkiem” (s. 292.).
Po 1945 r., biznes trwa dalej. Najszybciej wzbogacić się można w „polskich Eldorado” – w okolicach hitlerowskich obozów zagłady w Treblince, Bełżcu i innych, rozkopując masowe groby i przesiewając ziemię z wykopów w poszukiwaniu ukrytych kosztowności – głównie brylantów. Żeby było szybciej zbiorowe mogiły wysadza się za pomocą materiałów wybuchowych, których po wojnie było pod dostatkiem.
Nie trzeba plamić się trupim jadem, okradać Żydów czy mordować par excellence, żeby – jak to się dobrze mówi po polsku – wyjść na swoje. Jest inny sposób: trzeba stworzyć sobie dobrego Żyda, który będzie znosił złote jaja.
Książka napisana przez Piotra Głuchowskiego oraz Marcina Kowalskiego pt. „Apte. Niedokończona powieść” (wyd. 2010) to klasyczny przykład stwarzanie sobie dobrego, złotodajnego Żyda. Po co? – O tym na końcu..
Ryszard Apte – zanim został przetworzony przez reportażystów z Gazety Wyborczej na tzw. dobrego, złotodajnego Żyda – był niczym nie wyróżniającym się przedstawicielem Narodu Wybranego. Ciężar boskiego palca odczuł na początku lat 40. XX w., na własnej skórze. Zresztą nie on jeden doświadczył tego metafizycznego uczucia – był jednym z 6. milionów wybrańców, który nie doczekał końca wojny.
Rysio Apte podobnie jak każdy jedynak, wychowywany w zamożnej rodzinie mieszczańskiej, opływał we wszelkie dostatki. Uczęszczał do najdroższych szkół, w których edukowany był przez dobrze opłacaną kadrę pedagogiczną. Chłopiec od dziecka uczony był gry na fortepianie (Steinway na pewno zdobił salon dużego mieszkania państwa Aptów, które zajmowało piętro kamienicy – było więc na czym ćwiczyć) a kiedy posiadł tajniki sztuki czytania rozpoczął swoją przygodę z literaturą piękną, od której uginały się półki domowej biblioteki. Poza tym – jak każde dziecko – Rysiu spędzał wolny czas bawiąc się od czasu do czasu gryzmoląc swoje dziecięce bazgroły na czystych kartkach, których było pod dostatkiem w gabinecie ojca.
Sielanka wkrótce się skończyła gdyż On upomniał się o Naród, który Wybrał. Rysiu zginął uciekając z hitlerowskiego obozu pracy.
Pozostało po nim kilka wspomnień, trochę rysunków (bo Rysio Apte nabrał apetytu na rysowanie po tym, jak jego szanowny papa sprawił, że lokalna gazetka opublikowała kilka rysunków synka, ozdabiając nimi będące w modzie wówczas opowiadania drukowane w odcinkach) – i nic więcej. Ale to wystarczyło, by stworzyć sobie Własnego, Żyda Znoszącego Złote jaja.
Przepis na takiego Żyda jest prosty. Sposób przyrządzenia w kilku krokach:
1) Znajdź Żyda. Niezbędne jest, by Żyd był nie tylko nieżywy ale żeby był ofiarą holocaustu. Dlaczego? „Holocaust” w kulturze dobrze się sprzedaje. Ludzie lubią współczuć. Nawet kiedy twój Żyd się w nie sprzeda, to nie masz się co martwić. Żaden Krytyk nie ośmieli podnieść pióra na twojego Żyda. Nie wypada mówić źle o umarłych – to po pierwsze. A po drugie: nie można krytykować dzieł kultury poruszających kwestie martyrologii narodów w czasie II wojny światowej.
2) Jeżeli to możliwe, to niech Żyd będzie młody, niewinny – jak Anne Frank. Pamiętnikowe zapiski dorastającej dziewczynki, z których na siłę robi się intelektualny protest pokolenia skazanego na zagładę, sprzedają się jak świeże bułeczki. Wydawnictwo ZNAK opchnęło już trzecie wydanie a zapewne będzie czwarte, piąte i dwudzieste ósme, bo za każdym razem do nowej edycji zostanie dodana jedna strona dotąd niepublikowana. Podliczmy:
4 wydania x 5000 egz. nakład
Cena: średnio 30 zł / egz.
600 tys. PLN – po odliczeniu kosztów wydawniczych za resztę można sobie coś fajnego kupić.
3) Dobrze by było, gdyby twój Żyd był postacią tajemniczą. Ludzie lubią tajemnice i sekrety. Pamiętaj, że każda postać o której niewiele wiadomo jest postacią tajemniczą. Idealnie by było, gdyby istnienie twojego Żyda potwierdzały dwie- góra trzy wzmianki w jakiejś lokalnej gazetce, która cudem uchowała się gdzieś w magazynach bibliotecznych. Innymi słowy – im mniej wiadomo o twoim Żydzie, tym więcej będziesz mógł o nim powiedzieć. Na przykład niech to będzie taki Żyd, po którym zostało nazwisko zanotowane na okładce zeszytu z rysunkami odnalezionego w trakcie wykopek strychowych i nic więcej. Niech to będzie taki Żyd, który trafił się reportażystom z Wyborczej:
„Reporterzy Gazety Wyborczej w chwili rozpoczęcia pracy nad Niepokojem znali jedynie nazwisko jego autora zanotowane na okładce zeszytu. Dzięki wielomiesięcznej pracy udało im się ustalić jego pochodzenie, dotrzeć do nielicznych dokumentów poświadczających losy jego samego… historyczne śledztwo pozwoliło ustalić zaledwie kilka faktów z życia” (okładka)
4) Twój Żyd musi być postacią wyjątkową. Nie jest? Nie przejmuj się. Patrz punkt wyżej. O twoim Żydzie prawie nic nie wiadomo – dlatego możesz puścić wodze fantazji. Zrób z twojego młodego, niewinnego i tajemniczego Żyda geniusza. Jak? Sprawa jest prosta: niech będzie raczej szczupły niż pulchny. Ludzie szczupli odbierani są jako sympatyczni i mili. Grubasy w kulturze Zachodu raczej mają przejebane. Niech twój Żyd ma same piątki w szkole, niech przed ukończeniem podstawówki opanuje grę na kilkunastu instrumentach: od harmonijki ustnej zaczynając a na ukulele kończąc. Przesadziłem z ukulele? Nie będę się upierał, ale ważne jest by dzieciak był wirtuozem fortepianu. O tym, że musi władać biegle przynajmniej kilkoma językami nie wspominam. Niech będzie obeznany w klasykach literatury światowej, niech zna Platona i Arystotelesa a na trzynaste urodziny niech przedstawi do oceny jakiemuś przedwojennemu profesorowi filozofii swój dwustustronicowy komentarz do Sumy Logicznej Ockhama, w którym zgłosi krytyczne uwagi do teorii supozycji zmieniając tym samym wszystkie ustalone interpretacje logiczne. Niestety ów tekst – jak większość dokumentów z życia – musi zaginąć w trakcie niemieckich bombardować. Jak nie wiesz jak napisać, to ucz się od dziennikarzy z Wyborczej:
„jest delikatnym, chudym chłopcem. Od dziecka rozmowny i rezolutny, uczy się świetnie. Rodzice mogą się nim pochwalić przy każdej okazji. W wieku trzynastu lat potrafi grać na kilku instrumentach, deklamuje poezję po polsku, hebrajsku i niemiecku. Czyta angielskich autorów a oryginale. Lubi Edgara Allana Poe i Jacka Londona, ale też Leśmiana, Lechonia i Boya-Żeleńskiego. (…) Jednocześnie czyta Maya, Kaerstnera i Czechowa. Ostatnio przymierza się do Prousta. Pisze też własne wiersze i opowiadania, wzorowane nieco naiwnie aana rosyjskich romantykach (…) W soboty i niedziele Ryszard daje brawurowe koncerty fortepianowe, które słychać w całej kamienicy, a kiedy gosposia otworzy drzwi na balkon, także w sąsiednich domach (s. 10.)
Bo kiedy Rysio Gra Chopina, to:
„muzykę słychać w całym, przeszło dwustumetrowym mieszkaniu (…) Ryszard uderzający z pasją w klawisze wydaje się w tej chwili starszy, niż jest w rzeczywistości, bardziej dojrzały. W świetle padającym z okna błyszczą kropelki potu na jego czole” (s. 21 n.)
5) Pamiętaj o punkcie nr 1 – twój Żyd musi być martwy. Nie może przeżyć wojny. Ale ważne jest by nie zginął od razu. Twój Żyd musi być Żydem prześladowanym, ukrywającym się. Ukrywając się w wilgotnych piwnicach, zimnych strychach musi nieustannie czuć na swoich plecach gorący oddech owczarka niemieckiego. Taka postać będzie bliższa, bardziej ludzka – mniej abstrakcyjna. Dlatego zamknij swojego Żyda w porządnym hitlerowskim obozie pracy. Może nie zaraz w Auschwitz, bo wszyscy wiedzą jak to się skończy. Pamiętaj – w każdym hitlerowskim obozie pracy znanym z literatury pięknej był przynajmniej jeden wypasiony Ukrainiec w roli kapo, który siał popłoch wśród współwięźniów. Nie możesz o nim zapomnieć. A, i jeszcze jedno – przydałby się tez jakiś Polak folksdojcz, który także nie zna litości. Wyobraź sobie taką oto scenę:
z jednej strony gruby, ogolony na łyso Ukrainiec, wielki jak góra a z drugiej Polak, folksdojcz, trochę mniejszy niż Ukrainiec ale z lepszymi statystykami uśmiercania. Stoją naprzeciwko, spoglądają wściekłymi oczyma pod nogi na skulonego, wychudzonego, szarego z umęczenia Żyda – prawie niewidocznego. Chwilę obserwują, jak przebiera niezgrabnie nogami i rękami próbując się przeczołgać w bezpieczne miejsce. Podnoszą pałki…
Kiepska? Brakuje retorycznych pytań potęgujących napięcie w stylu: „Czy przeżyje? Jak długo jeszcze?”. Zabrakło realizmu w opisie? Wiem, wiem, chłopcy z Wyborczej wymyślili lepszą historyjkę:
„Dwa razy udaje mu się tu cudem ocalić życie, kiedy nadzorujący robotników folksdojcz Piosik wyładowuje się na więźniach, bijąc ich metalową rurką, rzucając w nich cegłami albo kilofem. Wielki chłop, podobno służył przed wojną w Legii Cudzoziemskiej, teraz uznaje za rzecz honorową, aby po jego ciosie lub rzucie, człowiek nie był w stanie wstać o własnych siłach.
Ryszard woli nawet nie patrzeć w kierunku Piosika. Pracuje tak szybko, jak może, ale coraz trudniej mu to przychodzi. Jego ciało nie hartuje się wcale, nie krzepnie od morderczej pracy, jak pisał London. Głód, robactwo i beznadzieja niszczą go równo od strony poranionej skóry i od wiecznie pustego żołądka. Ma permanentne rozwolnienie, a Piosik nie pozwala pójść do latryny, więc Ryszard po prostu cuchnie. Ile jeszcze dni wytrzyma nim potknie się pierwszy raz? Jak długo będzie udawało mu się ustrzec błędu, po którym na jego głowę spadnie kamienna pięść Ukraińca albo młotek Piosika? Ile wycierpi, nim umrze? (s. 92)
Złotodajny Żyd – geniusz, postać cudowna, tajemnicza, uzdolniona itp. – stworzony przez Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego na zlecenie Korporacji Ha!art, umrze dokładnie na stronie 106. książeczki pt. Apte. Niedokończona powieść. Autorzy, jak przystało na doświadczonych i utytułowanych reportażystów nie opiszą scenki, w której stworzony przez nich Żyd-geniusz jest prowadzony w ustronne miejsce przez żołnierza Wehrmachtu a następnie zastrzelony. Taka śmierć byłaby zbyt prosta jak na takiego geniusza – żeby nie powiedzieć – banalna. Głuchowski z Kowalskim wymyślili sobie, że czytelnik sam sobie uśmierci ich cudownego Żyda – uśmierci oczywiście w domyśle. W końcu czytelnik zapłacił całe trzydzieści jeden złotych, w cenę książki wliczono duchowe przeżycie:
– Mam! Dwóch!
Apte i Greschler, skuleni pod półkolistym sklepieniem, nawet nie próbują uciekać.
Gdy po godzinie policjanci doprowadzają ich na posterunek Bahnschutzu w Nisku, gruby Anwarter urzędujący na piętrze obdrapanego dworca nawet nie przygląda im się dokładnie.
– Będzie szesnasty i siedemnasty w tym tygodniu – mówi do siedzącego na parapecie cywila z fajką. – Obszukać i tam gdzie zwykle!
Jeden z policjantów, zanim założy kłódkę na drzwiczkach komórki z opałem, odzywa się po polsku:
– Niech żaden nie próbuje spierdalać, bo ja nie chcę was mieś na sumieniu.
Anwarter dzwoni do żandarmerii w Rozwadowie.
(s. 106)
Niech teraz każdy sobie sam dopisze koniec opowieści o młodym, pięknym i wszechstronnie utalentowanym geniuszu Ryszardzie Apte. Czy resztkami sił wspólnie z kolegą wykopią podkop? To możliwe, przecież komórki na opał to zwykle drewniane konstrukcje postawione bezpośrednio na ziemi, bez fundamentów. A może Ryszard usłyszawszy od mówiącego po polsku strażnika w niemieckim mundurze, który zapewne był polskim szpiegiem ulokowanym w Wehrmachcie, słowa: „nie chcę was mieć na sumieniu” przekonał go, by ten ryzykując zdekonspirowanie uwolnił więźniów? A może było inaczej – może Ryszard Apte miał dość uciekania i chcąc dobrze spędzić ostatnie chwile życia postanowił pokochać się z towarzyszem swojej niedoli? Może współwięźniowie w zaciszu jakie dawała komórka na opał odkryli w sobie pierwiastki homoseksualne? Niemożliwe? Otóż możliwe, bo Złotodajny Żyd z ha!artu oprócz tego, że jest genialnym pianistą, poetą, prozaikiem, malarzem, uciekinierem jest także prawdopodobnie homoseksualistą. Dlaczego? Bo:
– jako nastoletni Żyd nigdy nie miał dziewczyny (piszący o nim książkę autorzy postanowili, że na wszystkich stronach Rysiu pozostanie prawiczkiem) .
– bo jego znajomy z dzieciństwa Henryk Vogler – jak się okazało wybitny znawca męskiego spojrzenia, ukrytego pod opuszczonymi rzęsami – w swoich wspomnieniach pisał tak o Aptem:
„Gdy mijaliśmy się tak blisko, spojrzenie [Ryszarda], które wówczas przechwytywałem miało w sobie coś dziwnego, dalekiego (…) Obdarzony wielką urodą, o kruczoczarnych włosach, cerze tak delikatnej, że wydawała się przeźroczysta (…) miał we wzroku ukrywającym się pod długimi rzęsami, ognisty, zuchwały błysk (…) Jego spojrzenie spod opuszczonych rzęs (…) Dreszcz mną wstrząsał kiedy przeszywało mnie to spojrzenie”
– bo Apte narysował trzy rysunki, które poświęcił św. Sebastianowi. Redaktorzy Głuchowski / Kowalski proponują taką interpretację rysunków:
„Od renesansu męczeństwo tego pięknego młodzieńca, starożytnego żołnierza – gwardzisty jest ulubionym motywem homoseksualnych malarzy” ergo: „Ryszard był Żydem, prawdopodobnie homoseksualistą” (s. 71)
Sytuacja jest idealna – oto złotodajny Żyd, postać jednocześnie tajemnicza oraz genialna, talent muzyczny, literacki, poetycki jest także pedałem. Czy to nie jest sensacyjne? News: Geniusz! Homoseksualista! Zamordowany! – powinno się nieźle sprzedać. To nic, że jego św. Sebastian jest patronem Niemiec, odzianym w mundur i ukrzyżowanym na słupie granicznym. O niuansach interpretacyjnych związanych z semantyką męczennika będzie się rozmawiać później. Najważniejsze jest na początku, by genialność wzmocnić motywem homoseksualnym. Leonardo da Vinci był geniuszem i pedałem zatem jeżeli Rysiek Apte ma być porządnym geniuszem musi także być pedałem. A jeżeli nie był – no to co? Czy ktoś to sprawdzi? Nie ma szans.
Książka wydana w 2010 r. przez korporację Ha!art jest publikacją obliczoną na poważną nagrodę. Stworzenie Żyda, który się na pewno sprzeda powierzono nie byle komu. Misja napisania książki na podstawie teczki zachowanych rysunków zlecona została laureatom nagrody Grand Press w kategorii reportaż prasowy w roku 2009. Mamy zatem dwóch autorów na tak zwanej „Fali”, jest kilka obrazków jednego z 6.milionów Żydów, który nie przeżył II wojny i jest pięknie wydana książka pt. Apte. Niedokończona powieść.”. Do wydania dołączono reprodukcję teczki zachowanych rysunków.
Ja miałem tego pecha, że najpierw zapoznałem się z rysunkami. Nie było w nich dla mnie nic niezwykłego. Nie dostrzegłem geniuszu także w innych próbkach twórczości Aptego zamieszczonych w książce. Jeżeli zaś chodzi o tekst Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego, to w trakcie czytania trudno oprzeć się wrażeniu że sporządzony on został przez licealistów, których znajomość tematyki obozowej oraz sytuacji Żydów w okresie okupacji ogranicza się nie tyle do przedmaturalnej, powierzchownej wiedzy ale często dają dowody nieznajomości stanu faktycznego. Wydaje się, że fakty w tej książce nie tylko ustąpiły miejsca fikcji, ale z fikcji próbuje się uczynić fakt.
Dla przykładu: Henryk Apte – ojciec geniusza Ryśka – cały czas funkcjonuje jako przykład bogatego Żyda, z którego kieszeni wysypują się złote monety. Stereotyp pierwszego sortu. Na stronie 47. „ojciec odlicza złote, carskie jednorublówki.” Jedenaście stron dalej mecenas Apte za „dwadzieścia rubli w złocie” wynajmuje polską przewodniczkę (świetna kandydatka na szmalcownika). Na stronie 60. już nie tylko ojciec, ale cała rodzina Aptów para się handlem kosztownościami: „sprzedają pamiątki, biżuterię, złote monety”.
Gdyby tak podliczyć żydowskie złoto, które dźwigał Henryk Apte to wyszłaby niezła sumka. I jak tu nie wierzyć w legendarne bogactwo międzynarodowego żydostwa!? Generalnie, pomijając obóz pracy w Stalowej Woli, to Żydzi w książce „Apte. Niedokończona powieść” są bardzo dobrze ustawieni. Ci najbogatsi mają wszędzie znajomości, mogą „nawet z gestapo wyciągnąć” (s. 58).
Są też inne stereotypy – np. dobrego Polaka. Generalnie w książce występuje tylko jeden niedobry Polak – Piosik – ale on się nie liczy, bo jest folksdojczem a nie prawdziwym Polakiem, który ratuje Żydów i walczy z hitlerowskim okupantem. Natomiast dobry jest Pan Stanisław – szef hotelowej szatni, w której ojciec załatwił pracę dla syna. „Pozwala na czas roboty zdejmować z rękawa opaskę. Dzięki temu Rysiek nie musi się bać, że któryś z podpitych klientów go dla zabawy spoliczkuje” (s. 47.). Człowiekiem dobrym jest także polski chłop – furman, który wiózł Aptów do Wieliczki. Wyciągając spod siedzenia flaszkę wódki nie zważając na okoliczności – obecność rodziców, wiek młodocianego, okupację i inne błahostki – zaproponował szczerze: „Może się panicz napije?” (s. 57). Niebywałą miłością bliźniego wykazał się natomiast pan Ignacy, prosty chłop, który na stronie 102. książki przyjmie pod swój dach Rysia i jego kolegę , tuż po tym jak udało im się uciec z obozu pracy w Stalowej Woli. Jego dobroć była tak wielka, że stronę dalej poczęstuje uciekinierów wódką, podaruje dwie pary butów, bochenek chleba, wodę, cebulę, zapałki, świeczki i tytoń. Pan Ignacy zapewne przetrzymałby biednych Żydów do końca wojny czym zapewniłby sobie miejsce wśród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata ale niestety – obawiał się sąsiadów, którzy chętnie donosili. Dlatego z żalem i bólem serca zmuszony był odprawić chłopców.
W Polsce, w niektórych rejonach do dziś jest zwyczaj wieszania w domach obrazów, z wizerunkiem starego Żyda. Ma on przynieść bogactwo domowi. Czy stworzony przez utytułowanych specjalistów z Wyborczej na zlecenie Ha!artu Złotodajny Żyd – Ryszard Apte – rozwiąże wreszcie ten worek nagród dla wiecznie nominowanych, ustawionych w kolejce autorów korporacji Ha!art? Czy będzie NIKE? O tym przekonamy się już niedługo.