Jolanta Stefko, Omnis Moriar – księga bardzo dowcipnych dowcipów

27 marca, 2009 by

.

Dowcip pierwszy

Przychodzi baba z obłędem w oczach do lekarza, wymachując chaotycznie rękami.
Lekarz pyta: Co pani jest?
Na co ona odpowiada:strzepuje z rękawa grudki snów

Dowcip drugi

Ta sama baba przychodzi do tego samego doktora kilka dni później.
Lekarz pyta: I jak pomogły te małe czerwone tabletki?
Baba odpowiada: Nie za bardzo.
Dlaczego? dopytuje się lekarz Powinna pani spać po nich jak suseł.
Śpię odpowiada ale śnią mi się Na brzegach snu stare drzewa chore ptaki

Dowcip trzeci

Przychodzi baba z czerwonym scyzorykiem, kawałkiem sznurka, deseczką, ogórkiem kiszonym i laską dynamitu do psychiatry.
Lekarz pyta: Co zamierza pani z tym zrobić?
Baba odpowiada: zbudować w sobie ruinę

Dowcip czwarty

Przychodzi baba do lekarza z wiadrem wody.
Siada i wgapiając się w nie powtarza głośno: Jolka, Jolka, Jolka..
Lekarz przygląda się i po chwili pyta: Co pani robi?
Baba na to: Moje imię oddaję wodzie.

Dowcip piąty

Przychodzi baba do lekarza z zdechłą wiewiórką w reklamówce.
Lekarz się pyta: Co pani jest?
Baba na to: wszyscy wyginą

Dowcip szósty

Wchodzi baba do windy a tam namalowana mrozem przepaść

Dowcip siódmy

Przychodzi baba do lekarza i mówi: Ukrywany żal
Lekarz na to: Proszę się rozebrać.

Dowcip ósmy

Przychodzi baba do lekarza z palnikiem acetylenowym i mówi:
Kiedyś będę czymś innym, popiołem

Dowcip dziewiąty

Przychodzi baba do doktora Hannibala Lectera i mówi:
Milczenie ścian.

Dowcip dziesiąty

Przychodzi baba na okresowe badanie do okulisty.
Po badaniu lekarz mówi: Ma pani sokoli wzrok.
Baba zadowolona odpowiada: Patrzę na świat umytym światłem

Dowcip jedenasty

Przychodzi baba do handlarza LSD i mówi:
Zgadzam się na świat ale zanurzony w krysztale snu

Dowcip dwunasty

Przychodzi baba do dentysty i mówi:
Zgadzam się na cierpienie ale takie, które nie będzie upokorzeniem

Dowcip trzynasty

Przychodzi baba do szefa misji archeologicznej w Karnaku, który właśnie prowadzi wykopaliska i mówi: Ciszej, za ścianą śpią ludzie, obandażowani ciemnością

Dowcip czternasty

Przychodzi baba do fryzjera.
Fryzjer się pyta: Ja strzyżemy?
Baba mówi: Na Siwy dotyk

Dowcip piętnasty

Chodzi baba na czworakach po trawniku miejskim.
Podchodzi do niej znajomy lekarz okulista z dowcipu dziesiątego i pyta:
Co pani robi?
Baba na to: Zbieram rozsypane po trawie światło

Dowcip szesnasty

Przychodzi baba do lekarza SS, który w Auschwitz robi selekcję.
Lekarz pyta: Jakie jest twoje największe marzenie?
Baba na to: Znaleźć sobie spokojną i uciążliwą pracę i na coś wreszcie przydać się

Dowcip siedemnasty

Przychodzi baba do Piotra Kupichy i mówi:
Miło jest odnieść nad sobą zwycięstwo, zrozumieć jak bardzo nieważne moje życie

Dowcip osiemnasty:

Podchodzi baba do żula na dworcu centralnym w Warszawie i pyta:
O co i kogo warto prosić?

Dowcip dziewiętnasty

Podchodzi baba do ginekologa.
Ściąga gacie, rokracza giry i mówi: Pobawmy się w pogrzeb

Dowcip dwudziesty

Wybrała się baba w podróż na Saharę.
Po kilku tygodniach marszu znalazła się na jej środku.
Rozglądając się dookoła, powiedziała z niedowierzaniem: Jak dużo miejsca

Dwadzieścia dowcipów powstało na motywach dzieł zawartych w tomiczku Jolanty Stefko, Omnis Moriar. Fragmenty wyróznione kursywą pochodzą od wieszczki, reszta ode mnie.
Przezabawna to lektura. Jeszcze teraz trzęsie się mi tłuszcz na brzuchu. Kupa, śmiechu. Kupa, kupa i kał.

Kategoria: Bez kategorii | 14 komentarzy »

dzieło z działu dzieł

25 marca, 2009 by

.

W przerwach, gdy będziecie rozmyślali nad trafnością wpisu Ewy o Iluzjonie, poczytajcie sobie:

dzieło z działu dzieł

Kategoria: Bez kategorii | 14 komentarzy »

Maciej Woźniak Iluzjon. Iluzji poetyckiej iluzja. Pani Bieńczycka

25 marca, 2009 by

Ubiegłoroczny tomik poety Macieja Woźniaka jest powtórzeniem przeżyć podmiotu lirycznego poprzednich tomów: „Srebrnego ołówka”, „Iluminacji. Zaćmienia. Szarości, Obu stron światła” i Wszystko jest cudze”.

Podobnie jak tam, artysta stosuje wypracowany warsztatowo, precyzyjny sposób pisania wierszy: estetyczny, harmonijny i dbały o piękno budowanych strof. Ta iluzoryczność zderzona z poezją wysoką pryska natychmiast, gdy czytelnik zorientuje się, że poezja nawet stwarzana z mgły i iluzji, to w dalszym ciągu odwieczne powierzanie czegoś konkretnego. Jeden człowiek powierza drugiemu człowiekowi coś, czego ten drugi nigdy bez tego pierwszego by nie doświadczył.

Oczywiście odbiorca odbiorcy nierówny i jeśli poeci są – czasowo, nigdy, lub dopiero jak przychodzi odpowiedni moment – odczytani, to przecież zrobi to najwyżej odbiorca idealny. Ale tak świat zbudowany nie jest i tylko dobra wola czytelnika wysmakuje na bieżąco to, co poeta z mozołem, ślęcząc nad swoim utworem, da mu do przeczytania.

Gdy poprzedni tomik naszpikowany był postaciami sławnymi, które już zmarły, a poeta jakby obcując z ich duchami próbuje ich na nowo sobie i czytelnikom przybliżyć, to w Iluzjonie, może w bardziej z nazwy obrazowej prezentacji tematów wierszy, mamy ten sposób spożywania innych przez podmiot liryczny bardziej obrazowy, ze względu na wizualny sposób tworzenia.

Maciej Woźniak kreuje swój podmiot liryczny na medium zmysłowe, sensualne i wrażeniowe. Stąd ten bergsonowski sposób macania strof, niemal chirurgicznego rozbioru świata, by się dowiedzieć, posmakować, co jest w środku. Niestety, nie doświadczamy uczty. Po rozebraniu, po wiwisekcji nie jesteśmy bogatsi o to, czym było poznanie przed zabiegiem. Nie tylko dotyczy to najprostszego doświadczenia, najbardziej obiecującego pod względem rezultatu np.: ubierania nagiej kobiety.
W wierszu Sukienka mówiącym o zabiegach wokół trupa dziewczyny mających jej ciało przygotować, na jako taki wygląd (widocznie przed wystawieniem zwłok na widok publiczny przed pochówkiem), jest monolog wewnętrzny trupa w pierwszej osobie. Ten, w końcu niecodzienny monolog, mający nam odbiorcom powiedzieć, jak to jest, jak to może być, jak po śmierci będą się z nami obchodzić – jest bardzo letni. Nie wiem, na czym to polega, ale nuda obserwatora, to, co podmiot liryczny obwieszcza cały czas, polega na poronieniu. Ciekawy temat zamienia na nieistotny, nieważny, autor spuszcza z niego metafizyczne powietrze i ta entropia tematu, ta nieustanna degradacja znaczenia słów jest konsekwentna, miarowa, jak wymierzanie czytelnikowi kary.

Dlaczego wiersz Cekanowo, napisany tak rytmicznie, tak, zdawałoby się, lekko i radośnie, wyzyskujący prawidłowo skojarzenia barw, przedmiotów, napisów, jest tak nieciekawy? Jest napisany z bezpośredniego doświadczenia: podmiot liryczny naprawia komin starego domu, robi to entuzjastycznie, w upalny dzień, podoba mu się świat tam na górze. A jednak wiersz jest niedobry. Dlaczego? Ponieważ doświadczenie jest tak marginalne, tak nieważne, tak nieprzekraczające doświadczenia epizodu dnia, tak nic nie wnoszące, że nie równoważy tego ani forma wiersza, ani jego stylistyczna poprawność

Niestety, niczego nie ma też w doświadczeniu wierszy, które posiłkują się znaczącymi w świecie kultury dokonaniami osób sławnych. Nie rozumiem, dlaczego rusza się żywot Kierkegaarda, dlaczego niepokoi Van Gogha, dlaczego Anne Sexton.

Tytułowy Iluzjon to przede wszystkim kino, film. Wiersze w tym iluzjonie to projekcja życia, dokonana poprzez autora. Szlachetność tej projekcji polega na jej dokonaniu. Jeśli poeta przywołuje słowa Kochelta, to nie znaczy, że każdy żywot jest sakralny. Sakralizacja nie odbywa się sama, mimo obietnic biblijnego proroka, ponieważ są one podane w pewnym spisie mądrości, po zastosowaniu których ta sakralizacja ewentualnie nastąpi.
Poeta nie zastanawia się nad pierwotną intencją iluzjonu, nad rolą przede wszystkim rozrywkową i nad początkiem produkowania iluzji w celu udostępnienia odbiorcy światów mu niedostępnych. I jeśli po odbiorze tych wierszy odczuwam głód, to dlatego, że nie dostaję odpowiedzi na żadne pytanie, które zadaje się dzisiaj, które w dalszym ciągu należy stawiać.
Dlaczego w wierszu Msza za wuja Janusza obrzęd pogrzebu jest tak nijaki?

(…) rusza projektor, Matko Boska, Królowo Polski, w oku rzutnika to samo ostre światło (…),

i nic, nic się nie dzieje, garść jakiś zupełnnie pospolitych informacji o zmarłym. Jeśli podmiot liryczny jak pisze

(…) no i my, katolicy z bożej raz na pół roku łaski(…)

doświadcza obrządku, opisuje go, to w dzisiejszej przecież debacie o religii nie podejmuje żadnej próby diagnozy, asekurancko ucieka w banał.

Wszystko, cokolwiek poeta dotyka, czy sacrum czy profanem, czy niepospolitość, czy pospolitość, wszystko, co jest mozołem pisania wierszy, wszystko w równym stopniu na wiersz się nie nadaje, jak i się nadaje.
Zbiór kończy bardzo charakterystyczny dla tego typu ekspresji artystycznej wiersz Głód.
Myślę, że zupełnie wystarczający, jako przykład mojej tu analizy:

(…) Wiersz karmi wierszem. Niebo karmi niebem.(…)

i potem następuje wymienianie, co karmi, co i okazuje się że wszystko, co karmi, to karmi siebie. Być może, jest w tym jakaś teza filozoficzna, jakaś logika:

(…) Głód się rozgląda. Ale, za czym? Nie wiem (…).

I to jest chyba odpowiedz na pytanie: ta niewinna niewiedza. Dlaczego ta postna poezja nie daje odbiorcy przeżycia, nie daje tej pierwotnej radości oglądania cudzej iluzji, opartej na magii i zadziwieniu?

Kategoria: Bez kategorii | 4 komentarze »

Ilionowski, Rewolucja VII albo VIII (nie pamiętam)

23 marca, 2009 by

.
w kraju.
nowe osiedla i luksusowe śmietniki
z reglamentowanym prawem dostępu.
krzywe twarze ludzi na skraju.

to tu
to tam

żyję tu.
i jeżeli jest bóg, to niech mi zabroni
odetnie dłonie, poucina palce bo ja nie przestanę.
taką człowiek ma naturę że się boga nie boi.

bo trzeba się w końcu zapalić, nadać sens powiedzeniu:
być zapalczywym, palić się do czegoś, być w gorącej wodzie kąpanym
kompania bagnet na broń. w szeregu marsz.
za mną.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Agnieszka Wolny-Hamkało Spamy miłosne. TuneUp poezji. Pani Bieńczycka

19 marca, 2009 by

Bohater Kierkegaarda w Dzienniku uwodziciela już wie, że zakochiwanie się w kobiecie jest ostatnim upadkiem mężczyzny, jest uwłaczaniem własnej godności. Dzisiaj mężczyzna już wie, że miłość nie istnieje, a istnieją jedynie feromony łączące się z biologiczną przypadłością pociągu płciowego i powodują złudę, na którą poeci poprzednich epok niepotrzebnie wydatkowali papier i atrament.
Kobieta, jako podgatunek ludzki musi się starać w dwójnasób, by sprostać wymysłom męskim. Deprecjonowanie miłości w jakiejkolwiek bądź postaci i jej istnienie zaprzecza w jeszcze inny sposób określając ją jako niepotrzebny zaśmiecacz mózgowy.
Spamu z twardego dysku mózgowego trzeba się pozbywać sukcesywnie, w miarę jak narasta i przychodzi, ponieważ przy większych ludzkich temperamentach i otwartych czakrach podbrzusza, może pozatykać wszelkie z nim połączenia i nawet go zabić. Ten pedantyczny miłosny porządek, jaki poetka proponuje, polega jednak nie na całkowitej jego eliminacji. Byłoby smutno w tej nieskazitelnej sterylności mózgowej, gdzie wygładzone fałdki nie dają żadnej przyjemności. Trzeba więc czym prędzej napełnić mózg czymś nowym. Tak, jak się kupuje w Ikei nowe meble po wyrzuceniu babcinych, kiedy przejmuje się jej mieszkanie. I rozsiadłszy się na białym fotelu wśród białych ścian, zredukowawszy przedmioty do niezbędnego laptopa, można zacząć już poetyckie nanoszenie na twardy i napisze wiersz:
Wiersz anarchy in ukr (peron 1) :

Pospiesznym puszczają zwieracze
aż pęka skaj i z siedzeń tryska gąbka,
a semafory kwitną jak sztuczne ognie.
Z chłopców paruje spirytus i świecą
w ciemnościach, a dziewczęta
są zaciszne i ciepłe
jak przechodnie perfumy Być może”,
wiatrem wkurwione wiśnie,
nabity kośćmi czarnoziem.

Poetka w zbiorku poetyckim przywołuje scenki rodzajowe, podobnie jak omawiana tutaj wcześniej, Klara Nowakowska, z ulicy. Przywołuje dla określenia kondycji gatunku ludzkiego w różnych porach roku i sytuacjach dla uzmysłowienia czytelnikowi, gdzie jego bliźni się znajduje, co robi, co zamierza, jak wygląda i co odczuje. Ta bardzo potrzebna nam wszystkim wiwisekcja rzeczywistości badana narzędziami poetyckimi jest chwalebna i godna podziwu. Jesteśmy zaniepokojeni przecież, czy aby świat podąża w dobrym kierunku, czy możemy pomóc, jeśli prowadzi nas dzisiejsza cywilizacja na manowce. To wszystko poeta, wysłannik i reprezentant naszego ojczystego języka nam w pocie czoła daje i jeśli zdecydował się mazać z twardego wszystkie wymysły epok ubiegłych, to niecierpliwie spijamy jego każdą głoskę.
Kładzenie siedzeń na wagonowy skaj, symbolicznie podkreślony żywotnością biologiczną człowieka jest wzmocniony metaforą świata zewnętrznego.:

(…) Stare domy pierwsze napuściły wiatru(…) powie poetka w wierszu Stare domy.

Ale już wiersz sen w mieście ukazuje dalsze losy wagonowych siedzeń:(…)Pociągi pośpiesznie
moczą genitalia. W ciszy łamiesz
dodatek nowosądecki. Po wszystkim
zamieniamy się. Jeszcze
lekko sprężynujesz, zdrabniasz mnie
ile sił w języku. Nago pijemy szpik i wiatr i
kucam pod prąd(…)

Przypadłość miłości ilustrowana jest też innymi określnikami. W wierszu syndrom poetka zakochanie diagnozuje krótko:

(…)i zachorował na nią.(zwilż)
W wierszu zwilż uczucie miłości do bliźniego jest wręcz miłosną wysypką. A wiosna, wiadomo, pora zakochiwania i prokreacji, to choroba kobieca narządów rodnych:
(…)W zagłębieniu przy dworcu
srebrny upław wiosny.(…)
(zwilż)

Lepiej się ma, od upraw miłosnych, uprawa samej poezji. Dzięki prawidłowej edukacji poetka nabrała właściwego stosunku do poetyckiego rzemiosła. W wierszu LO zwierza się, jakie korzenie ma jej poetyckie powołanie:

(…)Najmniej chodzi o poezję,
najwięcej – żeby usiąść obok Kasi czy Wojtka.
Albo się urwać, kupić smaczne szlugi
i fachowo się nimi zaciągać(…).
(LO)

Ale ten, podobnie jak w miłości, przezwyciężony raz na zawsze stosunek do niej w jej pierwotnym znaczeniu – heroicznym, nowy sposób pisania wierszy spotyka się z natychmiastowym aplauzem i zachwytem. Cytując wers Mariusza Grzebalskiego (wartki pocałunek na bezdechu – na wstecznym?) w wierszu las, poetka daje nam do zrozumienia, że z naszą polską poezją współczesną nie jesteśmy w żadnym lesie, ale po prostu we wspólnym poetyckim domu, bezpiecznym miejscu wśród swoich.
Świadczy o tym wiersz pisany pod wyraźnym wpływem guru najmłodszych poetów Bohdana Zadury.
W wierszu echosystem poetka Agnieszka Wolny-Hamkało zawiera równie ważne przesłanie filozoficzne:

– Kto zjadł jabłko z drzewa?
– Ewa.
– Kto zgubił pantofelek?
– Felek.

Kategoria: Bez kategorii | 8 komentarzy »

i ty możesz mieć swojego trojanowskiego

18 marca, 2009 by

.
Rzeczpospolita Polska, podpisem jednego z urzędników, przyznała mi status osoby bezrobotnej.

bezrobotny1

Przez jakiś czas, każdego miesiąca na mój ROR wpłynie kwota 511 pln netto, o czym poinformowała mnie pani urzędniczka, o tipsach wielkości szpadla ogrodowego.
Ta sama pani przeglądając moje akta, powiedziała z nieukrywanym żalem, że niestety ale urząd nie będzie w stanie mi pomóc w znalezieniu pracy. Na co odpowiedziałem, że nie muszę pracować w zawodzie, że mogę iść rowy kopać, chcę dołączyć do brygady robót interwencyjnych, że marzę o tym by ubrać te odblaskowe kamizelki i kosić pobocza, układać chodniki, zamiatać ulice, unurać się, najebać się wiśniową nalewką, stać się robolem. Innymi słowy robić cokolwiek. Pani uśmiechnęła się i poprosiła, żebym nie żartował. Ale ja ciągle swoje, że jestem kawał chłopa. 190 cm wzrostu. 115 kg wagi, 43 cm w bicepsach że będę tyrał jak koń dla dobra tego kraju, tego społeczeństwa. Pani ponownie prosi, bym przestał żartować. Widzę, że muszę zmienić taktykę. Mówię jej zatem, że właściwie, to nie chcę pracować, ale zbieram materiał empiryczny do nowej książki. Chcę napisać o społeczeństwie polskim, o pracy i godności, o ludziach, o tym, że robole mają więcej honoru niż profesorowie, którzy łamią zasady. I tak dalej, i tak dalej…
I kiedy zdradziłem pani prawie cały szkic swojej nowej powieści, pani odchrząknęła, wzięła do ręki długopis by zapisać datę: 16.04.2009 na białej karteczce. Uczyniła to dość niezgrabnie, gdyż przedłużone, zakrzywione do dołu paznokcie uniemożliwiły jej poprawne utrzymanie długopisu i powiedziała: Zgłosi się pan szesnastego przyszłego miesiąca w godzinach od ósmej do czternastej do tego pokoju. Chciałam też pana poinformować, że gdy znajdzie pan sobie sam pracę, to przysługuje panu dodatek aktywacyjny w wysokości bal, bla, bla.

Żyć z czegoś trzeba. Dlatego nieniejszym ogłaszam cennik na następujące usługi internetowe:

DOJEBANIE LITERATOWI – 4000 pln / tekst, netto

w zakres usługi wchodzi: napisanie tekstu o długości do 3 stron A4 na temat działalności literackiej osoby X, w oparciu o materiały nadesłane przez zleceniodawcę lub samodzielnie wyszukane. Usługa obejmuje także publikację tekstu w internecie i pozycjonowanie słów kluczowych: imienia, nazwiska /wybranego literata/

UZNANIE LITERATA – 8000 pln / tekst, netto

jak wyżej

MAJLING – 50 pln / email, netto

usługa obejmuje napisanie jednego maila i przesłanie go programem pocztowym Outlook Express. Długość emaila: standardowa (do 1000 znaków). Treść: dowolna (pocieszenia, dowcip, głęboka myśl, myśl płytka i inne)

MAJLING XXX – 500 pln / email, netto

usługa jak powyżej z dodatkiem załącznika: zdjęcie mojego penisa w formacie *.jpg. Uwaga: usługa zastrzeżona tylko dla osób pełnoletnich

CZATING – 750 pln / 15 min.
usługa obejmuje wspólną, trwającą nie dłużej niż 15 min. sesję czatową na kanale ogólnym lub prywatnym (priv). W ramach usługi oferowana jest także możliwości wyboru logina usługodawcy.

KOLEGOWANIE SIĘ 1000 pln / miesiąc, netto

usługa obejmuje wymianę korespondencji via email przez okres miesiąca, jednak nie więcej niż 2 listów na dobę z dowolną osobą, o dowolnej treści

KOLEGOWANIE SIĘ (WERSJA ROZSZERZONA) – 3000 pln / miesiąc, netto

zakres usługi jak wyżej z wyłączeniem ograniczenia dobowego przesyłanych listów

ZAŻYŁOŚĆ PEWNA – 4000 pln / miesiąc, netto

zakres usługi jak wyżej z dodatkiem 3. rozmów telefonicznych w miesiącu, o długości do 4. minut każda. Koszt rozmowy wliczony w cenę usługi. Temat rozmowy: dowolny

POMYSŁODAWCA – 800 pln / pomysł, netto

usługa obejmuje wymyślenie dowolnego pomysłu. Może być to pomysł na książkę, na wiersz, na życie, na cokolwiek itp. Uwaga: średni czas wymyślania pomysłu trwa około 7. dni i odbywa się bez uwzględnienia sugestii zleceniodawcy

POZOSTAŁE – 10000 pln / szt.

usługa obejmuje jednorazowe wyświadczenie dowolnej usługi internetowej wymyślonej przez zleceniodawcę, za wyjątkiem zabronionych prawem polskim i umowami międzynarodowymi

Warunki płatności: zaliczka 100%

Dane kontaktowe:

m.trojanowski [at] hybris.pl

Kategoria: Bez kategorii | 6 komentarzy »

Bohdan Zadura, Wszystko. Rzecz o grach językowych

16 marca, 2009 by

.
Każda gra posiada reguły, do których muszą się dostosować gracze nie tyle by wygrać, ale po to, żeby móc w ogóle zagrać. Najciekawsze z perspektywy filozofii języka oraz krytyki literackiej są reguły gier językowych. Ich analiza poszerza znajomość istoty określonej gry językowej oraz dostarcza wiedzy na temat graczy grających w daną grę.

W klasie gier językowych istnieją różne podklasy. I tak na przykład kiedy Urząd Pracy wysłał mnie na plac budowy, bym wprawiał się w mieszaniu zaprawy, podawaniu cegieł itp., majster, u którego terminowałem w trakcie stawiania jednej ze ścian nośnych komunikował się ze mną w taki oto sposób:


– Kielnia
– Wasserwaga
– Kielnia
– Wasserwaga
– Zaprawa
– Kielnia
-Wasserwaga
….

[mija 8 godzin pracy]
– Fajrant

Powyższe kategorie, były jedynymi dozwolonymi pojęciami w naszej grze językowej.

W ramach tej gry gry, w którą grali murarze istnieją tylko cztery rzeczowniki, które powtarzane są mniej więcej w takich samych odstępach czasu. Gra składa się z dwóch graczy: mistrza i praktykanta. Są także 4 reguły gry:

Reguła pierwsza:

mistrz mówi: kielnia

Skutek:

praktykant podaje mistrzowi packę, ściętą w trójkąt z wygiętą rączką zakończoną drewnianym uchwytem.

Reguła druga

Mistrz mówi: wasserwaga

Skutek

praktykant podaje mistrzowi aluminiowe urządzenie do wyznaczania poziomu / pionu.

Reguła trzecia

Mistrz mówi: zaprawa

Skutek
praktykant udaje się do betoniarki i przygotowuje określoną mieszaninę: 1 część wody / 1 część cementu portlandzkiego / 7 części piachu a następnie przynosi ją mistrzowi.

Reguła czwarta (tzw. reguła kończąca)

Mistrz mówi: fajrant

skutek

Gra się kończy.

Kiedy skończyła się ta gra, natychmiast z chwilą wejścia do autobusu MZK stałem się mimowolnie graczem kolejnej gry. Gra polegała na odpowiednio głośnym wyartykułowaniu słowa: przepraszam. Użycie tego pojęcia umożliwiało stopniowe przemieszczenie się w kierunku kasownika / wyjścia, po to by zalegalizować fakt podróży / lub po to, by wyjść.

Dojechałem do domu, w którym czekała mnie kolejna gra. Standardowa rozgrywka partnerska:

Runda I
Ja: cześć
Ona: cześć kochanie jak było w pracy?
Ja: Normalnie

czynność: całowanie krótkie

Runda II

Ja: Co na obiad?
Ona: To, co wczoraj.
Ja: Odgrzej mi
Ona: Dobrze

czynność: siadanie do stołu; czytanie gazety; jedzenie.

Runda III

Ona: Jak będziesz jutro wracał kup mleko
Ja: Dobrze.

czynność: leżenie przed telewizorem; wieczorna toaleta.

Runda Ostatnia

Ja: Dobranoc
Ona: Dobranoc

czynność: spanie

Kiedy porównam ze sobą reguły tych gier, w których każdego dnia biorę czynny udział jako jeden z graczy, to pierwsze co się rzuca w oczy, to ich prostota oraz fakt, że w ramach tych gier rezygnuje się ze zbędnej części języka czyli tej, bez której można się obejść. Innymi słowy język w tych grach używany jest w postaci minimalnej, jako hasła-kategorie. Murarz nie zwraca się do mnie: Proszę podać mi packę, ściętą w trójkąt z wygiętą rączką zakończoną drewnianym uchwytem, służącą do nakładania zaprawy i zbierania jej nadmiaru, ale mówi: Kielnia. Ona, kiedy zapytam: Co na obiad? odpowiada: To, co wczoraj nie musi nic więcej dodawać, ani ja nie musze pytać. Kiedy wymieniamy się hasłem dobranoc wiemy, jakie będą tego konsekwencje. Minimalny przekaz.
Podobnie jest w autobusie. W ramach tej gry użycie słowa: przepraszam umożliwia przesunięcie się przynajmniej o jeden, w kierunku do kasownika / wyjścia. Jedno słowo zmienia cały układ w autobusie i moją w nim pozycję jako gracza. Inni gracze, by ustąpić pole, nie muszą usłyszeć komunikatu: Przepraszam, proszę się przesunąć, chciałbym dojść do kasownika, by skasować bilet. Ba! Czasami w ramach tej gry językowej zdarza się, że któryś z graczy umiejscowionych przy kasowniku, kiedy usłyszy słowo przepraszam i zobaczy moją rękę z biletem, wyciąga swoją i mówi: Proszę dać, ja panu skasuję. Okazuje się, że wszyscy gracze wiedzą w co grają. Nie ma tu żadnych przypadkowych graczy.

Język, który w użyciu (tj. w grze) jest w stanie obejść się bez siebie, bez szkody dla przekazu wymaga uprzedniej znajomości zasad gry wiedzy milczącej. Żeby komunikat Kielnia zadziałał, praktykant musi się najpierw dowiedzieć, że po usłyszeniu słowa kielnia musi podać trójkątną packę. Hasła Kielnia nie zrozumie ktoś, kto nigdy nie brał udział w tej grze językowej, bądź nie poznał jej zasad.

Im bardziej techniczna jest gra, tym bardziej specjalistyczne stają się jej reguły, a ich komplikacja wzrasta proporcjonalnie do ilości użytych w ramach danej gry językowej zdań matematycznych

Specyfikę reguł tej gry językowej, jaką jest polska poezja świetnie ilustruje ta książeczka Wszystko Bohdana Zadury.

Bohdan Zadura urodzony w czterdziestym i którymś – robi za poetę polskiego od kilkudziesięciu lat. Tyra w kilku redakcjach, bierze udział w zjazdach poważnych poetów i pewnie też juroruje w kilkunastu / kilkudziesięciu konkursach poetyckich. Ta praca pochłania czas, a czas jest potrzebny do pisania wierszy. Ale Zadura nie ma problemu z pisaniem wiersza w nieskończenie małej jednostce czasu, ponieważ jako poeta pisze swoje wiersze w ramach specjalistycznej gry językowej, gry, w której nie jest ważny wiersz, ale jego interpretacja.

Bohdan Zadura, konstruując tekst będzie odwoływał się do tzw. wiedzy milczącej uczestników gry językowej. A że będzie on jako poeta taką rozgrywkę prowadził, informuje już na wstępie:

niespełna i niemal
to synonimy
może darować sobie

czytanie moich wierszy
(nie będę tłumaczył
co to są synonimy)

Ktoś dla kogo

W pierwszym tekście Zadura wproowadza jedną z głównych reguł gry językowej, którą można sformułować następująco: nie marnuj tytułu

Poeta dążący do minimalizacji treści i maksymalizacji przekazu nie może sobie pozwolić na żadne marnotrawstwo na poziomie formy. Dlatego niektóre z tytułów wierszy w tomiku Wszystko będą treściowo należały do korpusu tekstu.

Przykład [cytuję teksty w całości]:

Dwa słońca
trzy miliony mieszkań
dla dwóch milionów głodnych dzieci

dalej:

Aż strach pomyśleć
że to wszystko
dzięki papieżowi

i kolejny:

Pod Prabutami
na zelektryfikowanym cmentarzu
bocian uwił gniazdo

Czasami stosując tę regułę swojej gry językowej Bohdan Zadura osiąga mistrzowską perfekcję, z którą równać się może finezja mistrza murarskiego, który jest w stanie wybudować dowolny budynek przy użyciu standardowych narzędzi murarskich i czterech rzeczowników.
Oto mistrzowskie teksty redukcjonizmu formalnego:

Era łączy ludzi
i rejestruje połączenia

oraz:

Oni już dawno nie żyją
ze sobą

Do jakiej to wiedzy milczącej odwołuje się Bohdan Zadura?
Po pierwsze, podobnie jak mistrz murarski, Zadura zakłada, że jego czytelnik będzie wiedział minimum to wszystko, czego on jako autor tekstu wymaga. Oczywiście ucieszy się każdorazowo, gdy w jakiejś recenzji swoich tekstów przeczyta coś więcej, coś czego jako mistrz-czeladnik nie wymaga od swoich praktykantów. Podobną satysfakcję ma też mistrz murarz, który tak wyszkolił swojego praktykanta, że już nie musi mówić: kielnia czy też wasserwaga, bo ten odkrył istotę porządku chronologicznego wznoszenia konstrukcji murowanych. Wie, że najpierw musi podać kielnię a później wasserwagę i robi to bez pytania. Innymi słowy: czyta w myślach mistrza.

Po drugie: w swojej grze językowej Bohdan Zadura odwołuje się do wyuczonej umiejętności, którą można określić jako sztuki intelektualnego RSS-u.
Zadura konstruuje swój przekaz na poziomie tytułu i kilku zaledwie wersów. Podobnie rzecz ma się z tzw. kanałami informacyjnymi. Jako autor zakłada, że wytrenowany umysł współczesnego czytelnika-intelektualisty z gracją porusza się w ramach nagłówka wiadomości. Im zaś dalej brnie w treść tym mniej gracji w tym ruchu czego jest świadom jako poeta.

Przykład takiego gazetowego RSS (gazeta.pl)

Polki na golasa
zobaczycie wałeczki,
oponki, celulit
rozstępy

Przykład RSS-u Bohdana Zadury:

Dzisiaj
czwarty raz już
zapada wieczór

taki lipiec
takie lato

Ostatnią z reguł gry językowej Bohdana Zadury są wszystkie, wymyślone interpretacje jego tekstów, które kiedykolwiek opublikował. Wszystkie one zapętlają się, tworząc wielki gmach zwany: zaduryzmem. Do gry bowiem przystąpią ci gracze, którzy obeznani są z regułami zaduryzmu będą wiedzieli, co Zadura jako poeta chciał powiedzieć pisząc o Erze, łączącej ludzi i rejestrującej połączenia. Bo interpretacje, zmierzające w kierunku masowości, inwigilacji, złudzenia wolności, technicyzacji świata i barbaryzacji społeczeństwa konsumpcyjnego wydają się być tu zaledwie mini warstwą, pierwszym z milionów potencjalnych denek interpretacyjnych, które czekają tylko na odkrycie w odpowiedniej interpretacji.

Apogeum zaduryzm osiągnie wówczas, kiedy w kolejnym tomiku Bohdan Zadura zdecyduje się na kolejnych 26. stronach opublikować kolejno wszystkie 26 liter alfabetu. Wówczas każdy z jego czytelników graczy kiedy przebrnie przez owo dzieło, przejdzie na kolejny, mistrzowski tym razem level gry, w której A podobnie jak boska Alfa będzie znaczyło wszystko.

Kategoria: Bez kategorii | 8 komentarzy »

Wojciech Wencel Wiersze Poezja fenomenalna. Pani Bieńczycka

13 marca, 2009 by

Być może chodzi jedynie o zjawisko. Od września ubiegłego roku czytam i piszę tutaj o wierszach młodego pokolenia różnorakiej orientacji: i seksualnej, i ideologicznej, i estetycznej, i wyznaniowej. Tylko w Polsce poezja musi być na usługach. Musi być zaprzeczeniem pierwotnej wolności, w innym wypadku nie istnieje. Już się orientuję w tym gąszczu pozornie zróżnicowanych poetów, że chodzi jedynie o zjawisko. Zjawiskiem bowiem można zawojować świat, jeśli już nie finansowo (a czemu nie), to przynajmniej redakcyjnie. Jeśli nie redakcyjnie, to znaczeniowo. Można zasiadać w różnorakim jury, można sączyć piwo lub jogurt na gillingowej witrynie, położyć swoje szanowne pośladki wypieszczone nagrodami na leżaku lub krześle i przed mikrofonem można się zjawić. Można to robić na portalu sieciowym i zjawiać się równocześnie wszędzie, gdzie tylko zjawienie będzie docenione. Ach, jakie to wszystko przyjemne, te zjawki, zajawki i migotanie. Jakie to duchowe i skrzydlate, jakie niematerialne. Tu się zjawiam, a tam zabawiam, tu jestem, a tam będę. Zjawisko bowiem gwarantuje ruch w przyrodzie, sfingowane spory i boje rycerskie.
Polska była zawsze pełna zjawisk.

Pojawił się na polskiej ziemi boski zesłaniec, dwudziestotrzyletni poeta Wojciech Wencel.
W wywiadzie mówi: (…)Jako nastolatek popełniłem, jak niemal każdy z nas, kilka wierszyków z potrzeby serca. I pewnie na nich by się skończyło, gdybym nie dostrzegł w pisaniu kontaktu z rzeczywistością duchową. Najpierw było to wątłe przeczucie, później konkretne doświadczenie, wreszcie pasja. Z biegiem lat coraz częściej czułem, że moja wyobraźnia mnie przekracza, że wprawia ją w ruch jakaś tajemnicza siła, zewnętrzna wobec mojego intelektu.(…)
I dalej:
(…)Kiedyś napisałem, że poezja to forma miłości i gotów jestem bronić tego zdania. W poezji jest wszystko, co najpiękniejsze w życiu: prawda, cierpliwość, łagodność, bezinteresowność, tkliwość. Gdybym nie odczuwał, że siła, której doświadczam, jest głęboko dobra moralnie, zrezygnowałbym z pisania.(…).
Ale jak tu zrezygnować z pisania wobec tej siły? Przemocą Stefan Chwin w debiucie genialnego poety przed jego trzydziestoma wierszami pisze niemal równie długi wstęp. Przemoc na młodocianym poecie intelektualnych decydentów o jakości polskiej literatury jest gwałtowna i brutalna. Poeta zostaje pobity i znokautowany nagrodami: uwięziony w nich na zawsze, nie ma wyjścia. Tomik poprzedza 1995 Nagroda im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy debiut poetycki roku Wiersze. Potem w1996 Nagroda główna w I Konkursie Poetyckim im. x. Józefa Baki – poemat Requiem.1997 nominacja do Nagrody Literackiej Nike – Oda na dzień św. Cecylii. 2000 Nagroda Fundacji im. Kościelskich – Oda chorej duszy. W 2000 Nagroda im. ks. Janusza St. Pasierba – Oda chorej duszy. 2002, 2003, 2006 nominacje do Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza – Oda chorej duszy, Ziemia Święta, Imago mundi. 2003 Nagroda Artusa za najlepszą gdańską książkę roku – Ziemia Święta. 2004 stypendium Ministra Kultury. 2004 stypendium Baltic Centre for Writers and Translators w Visby na Gotlandii. 2006 wyróżnienie w konkursie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek „Najpiękniejsze książki roku” – Imago mundi.

Toteż sługa boży pokornie ulega przemocy.
Poeta – zjawisko, jakim się stał, zawdzięcza Bogu: (…) Staram się spokojnie robić swoje i dziękować Bogu za chwile epifanii(…). Jednak w poetyckim zjawisku opętanego Bogiem poety jest dużo pokory:
(…)Ale ponieważ próbuję żyć z Chrystusem, wiara odzywa się także w wierszach. Myślę zresztą, że wciąż jest to bardzo słaba wiara. Wiele jest we mnie jeszcze pogaństwa, obrzędowej religijności, którą noszę jak pancerz. Na szczęście Bóg powoli zmienia moje życie, uczy dystansu do siebie, otwiera mnie na świat i na innych. Bez Niego byłbym nikim, a tak czuję się szczęśliwy. Ciągle jestem grzesznikiem, ale dzięki obecności Chrystusa w moim życiu jestem bardzo szczęśliwym grzesznikiem.(…)
Poetyckie zjawisko jednak ma drugą konkurencyjną namiętność: jest nią piłka nożna:
(…)Gdybym pisał tylko wiersze, chyba bym zwariował. A zdrowy rozsądek i lekka forma felietonów przypominają mi o mojej ludycznej naturze. Jak niemal każdy, lubię się pośmiać, także z siebie. Mam nadzieję, że trener Janas podziela moje upodobania (…).

Zjawisko jest też często czymś, co pojawia się i znika, jak w przyrodzie. Polska specyfika narodowa nigdy do tego nie dopuści. Dbamy o swoje zjawy bardziej niż o żywego człowieka, gdyż zjawy są dyspozycyjne, wygodne, a przede wszystkim, lojalne.
I nawet jak po przeczytaniu wielokrotnym tej smętnej porcji wierszy bez wartości artystycznych, bez poznawczych i znaczeniowych, wierszy wyssanych z boskiego palca niewiedzy, wydumanych i egzaltowanych, Bóg wie dlaczego wplątanych w ni,e Bogu ducha winnych Rilkego, Trakla i Hölderlina – i im zaprzeczę – to i tak będę walczyć jedynie ze zjawą.
A wiadomo, z nią szans nie mam, bo jest w naszym narodzie nieśmiertelna.

Kategoria: Bez kategorii | 15 komentarzy »

Jolanta Stefko Omnis moriar. Poetyckie zdychanie. Pani Bieńczycka

11 marca, 2009 by

Trudno przebywać w ustawicznej pretensji.
Tygodnik Powszechny opisuje heroiczny los krytyka, który się męczy pisząc, a i tak nikt go nie czyta, najwyżej autorów, o których pisze. Autorzy mają pretensje, że krytycy ich nie czytają uważnie. Tylko najsłabsze ogniwo, czytelnik, oskarżany z obu stron o obojętność nawet przy najlepszych chęciach musi zrezygnować z obowiązku uczestniczenia w rozwoju polskiej poezji.

Jak czytam od lat twórczość Jolanty Stefko, najwybitniejszej polskiej poetki młodego pokolenia, to niezmiennie odbieram jej totalną pretensję do całego świata o to, że żyje. Ryk poetki – widocznie przebywającej w permanentnej depresji – to głośna pretensja o to, że kultura w której przyszła na świat, samobójców nie toleruje.

Biorę najnowszy tomik poetki i znowu to samo. Jak długo można męczyć czytelnika, któremu żyje się coraz lepiej, radośniej i wygodniej, który nie tylko wchodzi sobie przyjemnościowo na Diablaka, ale i z różnymi diablakami jest mu coraz to rozkoszniej?
Wiem, wiem – jak sugeruje Karol Maliszewski – Stefko to produkt dla wilków stepowych, dla tych duchów czystych, którzy w dupie mają konsumpcjonizm, cywilizację, którzy wchodząc na Diablaka oglądają z góry świat ponury. Tylko, że ta liryka noir nie ma nic wspólnego ze zmaganiami z depresją takich duchów czystych, jak Emil Cioran. Nie jest to żadna podróż do kresu nocy, a przeżycia Stefko nijak się mają do wojennej traumy Célinea i Celana. Nic z niczego daje nic i to taka jest materia dumnej twórczości pustelniczej pozbawionej pożywki. Być może są tabuny podobnych nudziarzy, pustych krytyków, którzy takie właśnie rozmazanie, takie niezdecydowanie poetyckie, głos nijakości i bezbarwności będą celowo promować, bo można w te chmury, w te obłoki, w te gwiazdy, w te nieprawdopodobnie wytarte już i zużyte metafory wstawić wszystko – poezję konserwatywną, nieaktualną, oderwaną od dzisiejszego świata i jego przemian, prowincjonalną i nieciekawą.
Oczywiście, poetka mogłaby się pochylić nad swoją depresyjną wątpliwością hamletowskiego pytania, bo to przecież zupełnie pospolite pytanie, które normalny człowiek zadaje sobie kilka razy w ciągu dnia, intryguje wszystkich. Popiół tej poezji polega nie na próbie rozwiązania spraw, których poeta ani nie ma obowiązku rozwiązywać, ani też próbować. Poeta to taki osobnik, który porywa się nie tylko na wejście na Babią Górę, ale jeszcze i na zejście. Stefko nie schodzi ze swojego wyimaginowanego miejsca. Tkwi w nim nieruchomo, niewiedząca. Jest to hibernacja doskonała, ponieważ wszystko co napisze na tych wysokościach, krytycy pochwalą i tak. I nie jest to, jak piszą krytycy – żadna buddyjska kontemplacja. Jolanta Stefko jest katoliczką, jest infantylnie zwężona. Wiersze tę przestrzeń bardzo wyraźnie określają. Podmiot liryczny drepcze w kółko jak w klatce, zniewolony niewidzialnymi okowami, tymi samymi wciąż motywami i zakazami.

Tytułowa śmierć, bohater zbioru wierszy, jest z racji swojego niedoprecyzowania znaczeniowego, zagadką. W dalszym ciągu nie wiemy, skąd przyszliśmy i dokąd idziemy. Nie ma w tych wierszach ani skuczenia, ani lamentu, jedynie permanentny stan niezadowolenia, tak ewidentny w twarzach przechodniów całej Polski. To tak, jak w tym francuskim dowcipie o kapeluszach, gdzie twarz przymierzającego je jest stała, mimo różnorakich wariantów okryć głowy.
I, żeby nie przedłużać, nie jojczyć i nie utyskiwać, że naród polski ma takich poetów, na jakich zasłużył, wskazuję jedynie, że wbrew zapewnieniom Karola Maliszewskiego, właśnie twórczość Jolanty Stefko jest metafizyczną ramotą.
Wiersz dedykowany zmarłemu redaktorowi naczelnemu Tygodnika Powszechnego, Jerzemu Turowiczowi, najlepiej o tym świadczy:

czyste błogosławieństwo,
łaska.ten strach ich też
Dosięgnie, choć o
Wiele później, nie
Tak jak mnie-
Na całe życie (…). (Świat: śmierć)

Poeta, to jednostka wybitna. Poeta, to ktoś ponad przeciętność. Poeta, to człowiek odważny.
Nie uniknie sali szpitalnej, ostatniej stacji drogi krzyżowej, mieszczącej i ateistów i osoby wierzące w Boga.
W tej celi, skąd idzie się jak zbrodniarz doczekawszy zasłużonej kary na nieodwracalną śmieć, strach podobno jest większy u osób przekonanych o istnieniu życia pozagrobowego.
Pytanie podmiotu lirycznego w tych wierszach o istnienie Boga nie ma natury pascalowskiego zakładu, Nie ma natury dawkinsowskiej pewności. Nie ma też wartości poetyckiej. Podmiot liryczny nie poszukuje odpowiedzi artystycznej. Jest obrażony.

Kategoria: Bez kategorii | 6 komentarzy »

Pauza na zastanowienie. William Shakespeare after forever? Droga Pani Bieńczycka.

10 marca, 2009 by

Wątek usunięty przez autorkę

Kategoria: Bez kategorii | 17 komentarzy »

« Wstecz Dalej »