Agnieszka Wolny-Hamkało Spamy miłosne. TuneUp poezji. Pani Bieńczycka

19 marca, 2009 by

Bohater Kierkegaarda w Dzienniku uwodziciela już wie, że zakochiwanie się w kobiecie jest ostatnim upadkiem mężczyzny, jest uwłaczaniem własnej godności. Dzisiaj mężczyzna już wie, że miłość nie istnieje, a istnieją jedynie feromony łączące się z biologiczną przypadłością pociągu płciowego i powodują złudę, na którą poeci poprzednich epok niepotrzebnie wydatkowali papier i atrament.
Kobieta, jako podgatunek ludzki musi się starać w dwójnasób, by sprostać wymysłom męskim. Deprecjonowanie miłości w jakiejkolwiek bądź postaci i jej istnienie zaprzecza w jeszcze inny sposób określając ją jako niepotrzebny zaśmiecacz mózgowy.
Spamu z twardego dysku mózgowego trzeba się pozbywać sukcesywnie, w miarę jak narasta i przychodzi, ponieważ przy większych ludzkich temperamentach i otwartych czakrach podbrzusza, może pozatykać wszelkie z nim połączenia i nawet go zabić. Ten pedantyczny miłosny porządek, jaki poetka proponuje, polega jednak nie na całkowitej jego eliminacji. Byłoby smutno w tej nieskazitelnej sterylności mózgowej, gdzie wygładzone fałdki nie dają żadnej przyjemności. Trzeba więc czym prędzej napełnić mózg czymś nowym. Tak, jak się kupuje w Ikei nowe meble po wyrzuceniu babcinych, kiedy przejmuje się jej mieszkanie. I rozsiadłszy się na białym fotelu wśród białych ścian, zredukowawszy przedmioty do niezbędnego laptopa, można zacząć już poetyckie nanoszenie na twardy i napisze wiersz:
Wiersz anarchy in ukr (peron 1) :

Pospiesznym puszczają zwieracze
aż pęka skaj i z siedzeń tryska gąbka,
a semafory kwitną jak sztuczne ognie.
Z chłopców paruje spirytus i świecą
w ciemnościach, a dziewczęta
są zaciszne i ciepłe
jak przechodnie perfumy Być może”,
wiatrem wkurwione wiśnie,
nabity kośćmi czarnoziem.

Poetka w zbiorku poetyckim przywołuje scenki rodzajowe, podobnie jak omawiana tutaj wcześniej, Klara Nowakowska, z ulicy. Przywołuje dla określenia kondycji gatunku ludzkiego w różnych porach roku i sytuacjach dla uzmysłowienia czytelnikowi, gdzie jego bliźni się znajduje, co robi, co zamierza, jak wygląda i co odczuje. Ta bardzo potrzebna nam wszystkim wiwisekcja rzeczywistości badana narzędziami poetyckimi jest chwalebna i godna podziwu. Jesteśmy zaniepokojeni przecież, czy aby świat podąża w dobrym kierunku, czy możemy pomóc, jeśli prowadzi nas dzisiejsza cywilizacja na manowce. To wszystko poeta, wysłannik i reprezentant naszego ojczystego języka nam w pocie czoła daje i jeśli zdecydował się mazać z twardego wszystkie wymysły epok ubiegłych, to niecierpliwie spijamy jego każdą głoskę.
Kładzenie siedzeń na wagonowy skaj, symbolicznie podkreślony żywotnością biologiczną człowieka jest wzmocniony metaforą świata zewnętrznego.:

(…) Stare domy pierwsze napuściły wiatru(…) powie poetka w wierszu Stare domy.

Ale już wiersz sen w mieście ukazuje dalsze losy wagonowych siedzeń:(…)Pociągi pośpiesznie
moczą genitalia. W ciszy łamiesz
dodatek nowosądecki. Po wszystkim
zamieniamy się. Jeszcze
lekko sprężynujesz, zdrabniasz mnie
ile sił w języku. Nago pijemy szpik i wiatr i
kucam pod prąd(…)

Przypadłość miłości ilustrowana jest też innymi określnikami. W wierszu syndrom poetka zakochanie diagnozuje krótko:

(…)i zachorował na nią.(zwilż)
W wierszu zwilż uczucie miłości do bliźniego jest wręcz miłosną wysypką. A wiosna, wiadomo, pora zakochiwania i prokreacji, to choroba kobieca narządów rodnych:
(…)W zagłębieniu przy dworcu
srebrny upław wiosny.(…)
(zwilż)

Lepiej się ma, od upraw miłosnych, uprawa samej poezji. Dzięki prawidłowej edukacji poetka nabrała właściwego stosunku do poetyckiego rzemiosła. W wierszu LO zwierza się, jakie korzenie ma jej poetyckie powołanie:

(…)Najmniej chodzi o poezję,
najwięcej – żeby usiąść obok Kasi czy Wojtka.
Albo się urwać, kupić smaczne szlugi
i fachowo się nimi zaciągać(…).
(LO)

Ale ten, podobnie jak w miłości, przezwyciężony raz na zawsze stosunek do niej w jej pierwotnym znaczeniu – heroicznym, nowy sposób pisania wierszy spotyka się z natychmiastowym aplauzem i zachwytem. Cytując wers Mariusza Grzebalskiego (wartki pocałunek na bezdechu – na wstecznym?) w wierszu las, poetka daje nam do zrozumienia, że z naszą polską poezją współczesną nie jesteśmy w żadnym lesie, ale po prostu we wspólnym poetyckim domu, bezpiecznym miejscu wśród swoich.
Świadczy o tym wiersz pisany pod wyraźnym wpływem guru najmłodszych poetów Bohdana Zadury.
W wierszu echosystem poetka Agnieszka Wolny-Hamkało zawiera równie ważne przesłanie filozoficzne:

– Kto zjadł jabłko z drzewa?
– Ewa.
– Kto zgubił pantofelek?
– Felek.

Kategoria: Bez kategorii | 8 komentarzy »

komentarzy 8

  1. Ewa Bieńczycka:

    Skoro wszyscy tworzący ten blog są zajęci pisaniem powieści, to ja jeszcze swoje myśli porozwijam.
    Jak już w komentarzu pod poprzednim wątkiem napisałam, poezja ta jest dla mnie niepojęta.
    Nie pojmuję powodu jej pisania i potrzeby czytania. Kogo taka poezja, jako lekkość i jako rozrywka może zainteresować swoją klawością, bezpośredniością i łatwością czytania? Porównania, bardzo liczne typu – obwodnice jak płazy; dziewczyny jak ciepły chleb; dworzec płonie jak denaturat; oczy kuny świecą jak mokre miętusy; słońce sunie jak wrotka to podstawa tych wierszy. Są opisowe, próbują świat określić poprzez patrzenie podmiotu lirycznego w sposób być może inny, niż ktokolwiek by to zrobił. Nie wiem, zastanawiam się, czy taka pośrednia forma mówienia między zdrową docelowością tekstu pieśni biesiadnej, a puszczającym oko inteligentnym zapisem ironicznym jest zasadna. Jest tu według mnie zawarty ten sam fałsz, jaki był u Agnieszki Osieckiej, jaki jest u Marii Peszek. Kicz udający coś innego, bildowanego. Coś ponad prymitywność tekstów piosenek, coś, co udaje coś lepszego.
    Alienacja podmiotu lirycznego z emocji, czy przeżycia, tego impulsu, za przyczyną którego wiersz powstaje, musi się go napisać by się od niego uwolnić, jest porażająca. Poeta produkuje wiersze dla popisu, a nie dla zapisu. On nie łapie ich w locie, on je robi, by one swym pojawieniem uwiarygodniły poetę w człowieku, a nie na odwrót. Materiał wierszowy jest tak nieistotny, tak łatwo pisany z metra, że chyba tylko jakaś umowa środowiskowa każe wydawać mniej więcej takie same szczupłe objętości tomików poetyckich, by wydawało się, że mają swoją wagę.

  2. Ewa Bieńczycka:

    Są w tym zbiorze takie wisusowskie wiesze o dzieciństwie: wieża ciśnień, bunkier, szczątki map.
    Widocznie nie każde dzieciństwo jest na tyle ważne, że trzeba o nim mówić. Szczególnie wiersz „bilans” demonizuje zabawy osiedlowe, które przecież tak czy owak całkiem dobrze jakoś się toczyły i toczą bez poezji:

    „(…)Wojny
    zaczęte w południe: wystrzelone z procy
    skoble odpadały od pup, żużel
    wrastał w dzikie mięso,
    czernił się pod skórą jak rzep,
    co wypadł spod psiego ogona.
    Bandy się zderzały
    na obwodzie bloku, w zaroślach
    z sykiem płonęła saletra.(…)”

    Ale może nie to jest najgorsze, że podmiot liryczny tych wierszy jest wyjątkowo mało wrażliwy, tępy i toporny. Najgorsze jest to, że zupełnie sobie z tego nie zdaje sprawy. W samouwielbieniu, braku wątpliwości i w pewności siebie podmiotu lirycznego następuje wyciek z poezji jej istotności. To miejsce zastępuje zastałość. Świat nieruchomieje, bezduszność ustępuje ekwilibrystyce słownej. Popis nie jest ani pożarem, ani rozpaczliwym patrzeniem wstecz, ani budowaniem od nowa. Barbarzyństwo poetyckiej odwagi nie jest jednak oparte na prostactwie. Ukrywa się właśnie bezpiecznie pod nijakością. Nie jest wenclowskim fałszywym prorokiem, nie jest rannym lisem, jak u Stefko. Ani podrabianym marzycielem w poezji Grzebalskiego. Nie jest to złe wychowanie Zadury, ani infantylizm Macheja. Agnieszka Hamkało to wolny strzelec celujący w poetycką indyferentność. Przeciętność jest właśnie w tej zgodzie, w ludyczności, w przymilności, w cechach, które są obce każdej indywidualności, nieprzeciętności. Buntownika, który zjawia się na świecie tylko po to, by mu zaprzeczyć.

  3. Jaromir Bury:

    Wszystko się bierze z pomysłu. Z pomysłu na wiersz. Czyli: tak sobie autor wymyśla, że taka metafora będzie, na przykład związana z dupą, albo z czymkolwiek innym. I tworzy taką metaforę, dajmy na to: miasto popuszcza gazy… Po czym dobierając jeszcze parę rekwizytów oraz brzmieniem igrając, leci już z górki:
    Rozkopane rowy ze śniegiem
    choć rytuał wiosny wieści radio
    i topią Marzannę a miasto
    popuszcza gazy

    Czuje jednak, że wiersz jeszcze za krótki, jeszcze niekompletny, że jeszcze należałoby bardziej wypointować, a może nawet i w intertekst zagrać, więc cyzeluje:
    Rozkopane rowy ze śniegiem,
    choć rytuał wiosny wieszczą w dzienniku
    i dzieci topią Marzannę. Pamiętasz małą
    Żannę z Francji? W taki dzień,
    ciągnący się jak transsyberyjska –
    bez wyrazu; a miasto
    popuszcza gazy:
    pierdu pierdu
    hyc hyc hyc.

    Ale to wszystko Gospodarz Literator już pięknie rozbroił w swoich przepisach.

    Z prlowskich gazet jedne na fali socoświecenia umieszczały gołe baby, inne bywało – wiersz. I tamte wiersze robione były też wedle pewnego przepisu, tyle że nie z dupą, a z ideą.
    Dobrego wiersza nie można przemyśleć – ani jako autor, ani jako czytelnik.

  4. Ewa Bieńczycka:

    Moja podstawówka przypadła na odwilż, u nas w domu czytało się Przekrój słany przez babcię z Przemyśla, na Śląsku był nieosiągalny nawet za łapówkę. Ale moja klasowa koleżanka Marzenka z którą siedziałam w ławce przynosiła Panoramę śląską, nie pamiętam, czy ten Śląsk był w tytule. To był nasz podstawowy kulturalny tygodnik na Śląsku, taki odpowiednik krakowskiego Przekroju. Miał ogromny nakład, który się rozchodził tylko za przyczyną barwnych aktów kobiecych na przedostatniej, o ile dobrze pamiętam, stronie. Nic nie było widać, druk był fatalny, ale wiem, że jakby tam był i jakiś obok wiersz, to było wszystko bez znaczenia. Pismo po wycięciu nożyczkami tego obrazka z gołą babą natychmiast, bez czytania, lądowało w koszu na śmieci; szło to na makulaturę, na przemiał. Tak to się miało do poezji.
    Natomiast Jaromirze interesują mnie te wiatry.
    To bardzo chwalebne, że jeśli poprzednie epoki omijały sprawy wstydliwe, przemilczając, maskując, chichrając się znacząco, to ich wagę podnoszono automatycznie do rozmiarów niebywałych. Literatura dokumentuje samobójstwa – popełniane wskutek zachowań uznanych za nieprzyzwoite w towarzystwie – ludzi mający chory układ pokarmowy. Przełamywanie tabu byłoby prometejskie. Sęk w tym, że pozostawia się tę kulturową dwuznaczność wygrywając na tym sensacyjność zdarzenia. Jest to postawa bardzo infantylna.
    Zresztą, o infantylizacji polskiej literatury trzeba by napisać osobno, temat rzeka, szczególnie odnośnie właśnie roczników siedemdziesiąt chowanych przez babcie. Winne nie są babcie – bardzo przecież pożyteczne – ale poeci, którzy nie zrobili nic, by się od babci uwolnić hodując ją w sobie w dalszym ciągu.

  5. Jaromir Bury:

    Nie pamiętam który to święty czy anachoreta, gdy usłyszał jak mąż jeden z hukiem puszcza wiatry, oddalił się w miejsce odosobnienia i przez wiele dni pościł, łkając. Z drugiej jednak strony jest Rabelaise, i Cervantes – fundament historii powieści, gdzie jednym ze składników zaprawy jest, nieprzymierzając, guano. Potrzeby fizjologiczne załatwiano raczej bez skrępowania, więc może chodzi wyłącznie o wiatry – które rzeczywiście są jakoś podwójnie kodowane, podczas kiedy kupa jest jednoznaczna. Tzn. kupa jest konkretem. Puszczanie bąków natomiast to bardziej znak, który być może odnosi się do samego zwieracza, a więc może być elementem analnego archetypu. Co wynikałoby z tak postawionej hipotezy? Cztery możliwe społeczne postawy: afirmacja, przemilczenie, żart, opresja. Jeśli zwieracz koduje zarówno przyjemność, jaki i przerażenie przyjemnością, to jest ambiwalentny, jest jak pogańskie bóstwa, w związku z czym pełne emfazy puszczanie wiatrów może zostać odczytane jako bluźnierstwo. Dlatego jesteśmy w stanie pojąć traumę owego mnicha. Dlatego jesteśmy w stanie pojąć też odżegnywanie demona homoseksu w ministerstwach i na ulicach.
    Ale mówiąc poważnie: Kundera (co zresztą charakterystyczne dla prozaików) deprecjonuje poezję jako formę młodzieńczą, twierdząc, że dopiero powieść jest stadium dojrzałym. Zadziwiające są takie głosy, bo przecież to oczywista oczywistość (że zacytuję klasyka), że tak poezja, jak proza może być niedojrzała, przejściowa, dojrzała i stetryczała. Polska młoda literatura jest niedojrzała, bo jest robiona na bieżąco i bez dystansu. Gdyby wziąć pięć tomów danego autora i zrobić z nich jeden, to wierzę, że wyszłoby coś ciekawego, coś do przyjęcia. Ale kogo stać na odmówienie sobie tej przyjemności wydawania tomików, komponowania swojego artystowskiego cv? Każdy chce istnieć w poezji, terminować, bywać, bo jakby nie to, proza życia by go dobiła. A jest raczej tak, że dojrzała poezja bierze się właśnie z prozy życia.

  6. Ewa Bieńczycka:

    Można dorzucić jeszcze Mickiewicza, chyba to była ballada o niedźwiedziu litewskim, który stwierdził, ze mięso jest nieświeże.
    Ja wiem, że literatura zdrowa, przaśna mówiła o tym bezceremonialnie. Ale ideałem byłoby brak sensacji, brak tabu. To są takie kulturowe przekłamania i wiek dwudziesty pierwszy stać na likwidację reliktów przeszłości, na mówienie bez sensacji o czkawce, o odbijaniu się, o miesiączce, o wytrysku nasienia. Oczyszczenie prowidowałoby też do wskazania, gdzie tak naprawdę znajduje sie brud. Np. w poezji Szczepana Kopyta jest taki fragment, że katolicy w kościołach śmierdzą. Wiesz, ja już dobrze nie pamiętam tego wiersza, ale to był przykład na dominację i szkodliwość moherowych beretów. Ja się z poetą w pełni zgadzam, ale po latach ta partyjność kościelnych babć zniknie. I zostanie taki efekt jak chałatowi Żydzi przed wojną, którzy śmierdzieli czosnkiem i straszyli we wsiach polskich swoim religijnym wyglądem. I to już jest rasizm. Polska była przed wojną najbardziej rasistowskim państwem w Europie.
    W tym sensie powinno się na to zwracać uwagę, by poeta nie mnożył szkód, nawet jak protestuje w słusznej sprawie.
    I nie zgadzam się, że polska powieść, jest niedojrzała, bo niedopracowana, wydawana na chybcika z chęci jak najszybszego stania się pisarzem, czyli zdobycia pozwolenia na uprawianie tego zawodu. To nie jest tak, nigdy tak nie będzie, mimo, że czasy idą bardzo sprzyjające. Amerykańskie powieści komercyjne, takie la Stephen King, są napisane świetnie. King nigdy nie będzie lepszy, jest rewelacyjny od samego początku do końca. To jest produkt wyrównany, absolutnie przewidywalny. Ale to nie jest literatura w prawdziwym sensie tego słowa. U nas takim Kingiem jest Jacek Dukaj. I dlatego nieporozumieniem była ta nagroda Kościelskich, dająca przyzwolenie literaturze z metra. Oto Polska właśnie.
    Nie, na pewno prawdziwy artysta czeka, dojrzewa, pieści swoje dzieło. Nie jest ambicjonerem. To dopuszczeni są do głosu fajansiarze, literaci udający artystów. Artyści fałszywi. Na prawdziwych już miejsca nie staje. Owszem, można powiedzieć: pisz swoje arcydzieło, nikt ci nie zabrania! Ale właśnie cała polityka Państwa od zarania dziejów rozbijała się przecież o to, by nie marnować Janków Muzykantów! By dać im w porę skrzypce i to bez pedofilskich zapłat, które przecież natychmiast ten potencjał twórczy zniwelują.

  7. Jaromir Bury:

    Napisałem „literatura”, a myślałem o poezji. Powieść tak, w pewnym sensie musi być dojrzała, choćby z tego względu, że praca nad nią rozciąga się w czasie, że to jest wysiłek, że potrzebna jest jakaś konsekwencja. Natomiast tomiki poetyckie, mimo że mało słów zawierają, i tak są przegadane i pełne pozorów.
    Najdziwniejsze są te wpisy na tylnych stronach okładek, typu: w tym co robi, odkrywa nowe przestrzenie słowa; sięga w głębię ludzkiego doświadczenia: samotność, pustka, brak Boga; dobrze że jest taka poezja, która… Te drobne wynurzenia dyżurnych literatów, jak podczas jakiegoś talk show, w którym dochodzi do emocjonalnych objawień i spazmów. Ładny poeta, nasz poeta, nasz ładnyzdolny poeta. Nawet jak poeta powie, że milszy mu pantofelek, to i tak dostanie banana, bo znać, że się nauczył niezłej sztuki.

  8. Ewa:

    Bo ja wiem. Nie czepiałabym się sposobu sprzedaży poety. Każde czasy wypracowują jakieś sposoby i trzeba im ufać. Jestem tak zachwycona sklepami, ich gorącą wydajnością zaspakajania ludzkich potrzeb, że każda metoda dobra, by ten świat marketingu się kręcił. Nie chcę się tu popisywać i rzucać egzaltowanie nazwiskami, ale jak czytałam Benjamina wyimki z czasopism czasów Baudelairea o pasażach paryskich, których architektoniczny wynalazek (szkło i metal chroniący kupujących przed deszczem i zarazem powodujący poprzez zastosowany nowatorsko materiał, czysto teatralne ekspozycje towarów) to uwierzyłam, że to właśnie determinowało poezję Baudelairea, a nie na odwrót. I w tym sensie poeta jest wtórny do rzeczywistości. Ale tylko w tym. Maski, jakie wdziewa, to te czasy, w których żyje. Reszta jest zawsze taka sama. Poeta jest odwieczny i niezmieniany. Sęk tylko w tym, czy ci ludzie na okładkach, to poeci. Opowiadacze jedynie masek, pod którymi nie ma odwiecznego poety.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?