.
Bóg, stwarzając człowieka nie przewidział, że w nieodległej (przynajmniej z boskiej perspektywy) przyszłości wpadnie on na iście szatański pomysł wprowadzenia parytetów.
Plan przymusowej segregacji płciowej nigdy nie powstałby w umyśle dobrego stwórcy. I tylko Zły Język mógł podszepnąć człowiekowi: „minimum 50%”.
Stwarzając człowieka dobry bóg zadbał o naturalny porządek rzeczy. W doskonałym planie różnice między mężczyzną a kobietą sprowadzała się tylko do końcówki rodzajowej: איש oraz אשה. Boskie rozróżnienie na to, co męskie (אנשים) i to, co żeńskie (נשים) zredukowane zostało do różnicy syntaktycznej. Jednak przyjęło się uważać, że to pierwszy mężczyzna zbudował mur semantyczny oddzielający go od istoty stworzonej z jego ciała:
ויאמר האדם זאת הפעם עצם מעצמי ובשר מבשרי לזאת יקרא אשה כי מאיש לקחה זאת
Inni uważają, że w tych słowach wyrażony jest podziw oraz formuła równości, która raz głośno wypowiedziana była czymś w rodzaju paktu zawartego między rodzajem męskim i żeńskim. Jest bowiem tylko jedna krew i jedno ciało.
Umowa obowiązywała przez tysiąclecia. Nawet wówczas, kiedy rozum spał a wszystkie pakty ziemskie i boskie wydały się stracić swoją klauzulę ważności, to różnica między pierwiastkiem męskim i żeńskim była kwestią zaledwie filologiczną. W Pasterzu Hermasa kobieta zjawia się jako stateczna niewiasta, której siwy włos oraz zaawansowany wiek – zgodnie z ówczesnymi kanonami – był gwarantem mądrości. W tym apokryficznym tekście była ona symbolem Kościoła, który odmładza się wraz z wiekiem. Co ciekawe, w Ποιμήν Kościół porównywany jest także Duchem św. Połączenie między kobietą a boskością było zatem nie do przeoczenia.
Równowaga naturalna między pierwiastkiem męskim a żeńskim przetrwała tysiąclecia. W międzyczasie były wojny, mordy. Znikały całe cywilizacje a nowe się rodziły. Słońce wschodziło na wschodzie a zachodziło na zachodzie. Po zimie była wiosna, później lato, jesień i znowu przychodziły śniegi. Wszystko działo się zgodnie z planem, w zgodzie z naturą. Aż nagle wszystko trafił szlag.
Parytet – to podobnie jak Ustawa o obywatelstwie Rzeszy i Ustawa o ochronie krwi niemieckiej i honoru niemieckiego z 15 września 1935 – został wymyślony przez człowieka, po to by wprowadzić formalne rozróżnienie do materii z natury niepodzielnej. Chodziło o to, by podzielić ludzi.
Istotą wszelkich podziałów jest zdefiniowanie kryterium demarkacyjnego. W przypadku ustawodawców niemieckojęzycznych problem granicy był bardzo nieprecyzyjny. W punkcie pierwszym paragrafu drugiego ustawy czytamy:
Obywatelem Rzeszy jest tylko obywatel krwi niemieckiej i pokrewnej, który swym zachowaniem dowodzi, że jest skłonny i nadaje się do wiernego służenia Narodowi Niemieckiemu i Rzeszy Niemieckiej.
Krew nie posiada dowodu osobistego ani paszportu. Za każdym razem jest czerwona. Mimo szeroko zakrojonych badań eugenicznych problem ustalenia zawartości procentowej krwi niemieckiej („i pokrewnej„ – cóż za nieprecyzyjne sformułowanie!) w krwi badanego osobnika było kwestią czysto uznaniową.
Parytet jeżeli chodzi o przełożenie empiryczne ma moc o wiele bardziej niszczycielską niż wszystkie wcześniejsze próby biologicznego podziału rodzaju ludzkiego. Tutaj sprawa jest prosta – niszczycielsko prosta: 50% kobiet i 50 % mężczyzn – wszędzie, od polityki po literaturę.
Rozpatrzmy kilka sytuacji:
1)
Mamy społeczeństwo (X) składające się z 10 osób tak, że: 5 osób to kobiety (K) a 5 to mężczyźni (M). Społeczeństwo (X) jest zarządzane przez władzę (W) wybieraną w wolnych wyborach. Władza składa się z 3. osób. Czy w takiej społeczności jest możliwy parytet ?
2)
Załóżmy, że mamy społeczeństwo, w którym wprowadziliśmy parytet. Na listach wyborczych umieszczono 50 % mężczyzn i 50% kobiet. Pytanie: czy jeżeli społeczeństwo w demokratycznych wyborach wybierze tylko mężczyzn, to czy uznać taki głosowanie za niedemokratyczne?
3)
Inny przykład: wyobraźmy sobie, że mimo najszczerszych chęci nie można znaleźć tylu kobiet, by zapełnić 50% miejsc na listach wyborczych. Co wówczas? Czy te pola mają zostać puste?
4)
A gdyby rozparzyć sytuację odwrotną – załóżmy, że w danej społeczności kobiety nie chcą zajmować się polityką. Zamiast marnować czas na różnych posiedzeniach partyjnych wolą robić kariery w medycynie, biznesie itp. Czy w takich społeczeństwach parytet ma sens?
5)
A co zrobić jeżeli nasze społeczeństwo (X) składające się z 10 osób jest zarządzane przez dwie osoby. Ale niestety – tych 5 kobiet jest tak przeraźliwie głupich, że dnie całe spędzają na chichotaniu, robieniu zakupów i plotkach?
W życiu społecznym wprowadzanie różnic biologicznych zawsze się źle kończyło. Człowiek tylko w minimalnej części składa się z penisa, waginy, krwi i skóry o takim a nie innym kolorze. Jest istotą o wiele bogatszą niż taka, którą bierze ustawodawca pod uwagę w trakcie prac na ustawami, których celem jest podział biologiczny.
O tym jak dramatyczne w skutkach może być wprowadzenie parytetu świadczy literatura, która jest tkanką szczególnie wrażliwą na brak uzdolnień, które mają być rekompensowane pewnymi biologicznymi przypadłościami typu: posiadanie cipy.
Kilka przykładów:
Arcybeztalencie literackie – Monika Mosiewicz. Nie ma sensu pastwić się nad jej dziełem Cosinus Salsa, które parytetowo klepnął do druku Roman Honet. Ale brak talentu oraz uzdolnień literackich nie jest w stanie przeszkodzić Monice Mosiewicz produkować wiersze. Tego rodzaju trudności nie uwzględnia się w podziałach biologicznych. Ważne jest, że Monika Mosiewicz jest – jak zapewnia – kobietą. Oto próbka najnowszego dzieła parytetowej poetki. Parytetowy wierszyk z dnia: 2010-11-13, z godziny 15:08:17
Architekci logistyki
Powietrze powinno być wybitne
i pomyślne, jak w koronach. W żółto-
-brązowo-błękitnych zestawieniach, jesień,
jest tylko jednym z możliwych rozwiązań palety.
Dni jak toffi, dni jak kieliszek rieslinga,
krzesiwo, krzemień, ropa, koronkowe.
W ażurach najważniejsza jest dziura,
i to jak pocieszysz mnie w swoim splocie,
i jak poddasz się w swoim odwrocie,
i pieśń, która nigdy nie skomle,
i szereg, szereg ustąpień,
i wszystko w co wątpię.
Niech ciekawość będzie naszym
przewodnikiem. Naszym nadokulnikiem.
(Pisownia oryginalna – może niezbyt poprawna, ale na pewno parytetowa.)
Inny przykład parytetowej poetki: Anna Janko, która w swoim najnowszym tomiku Wiersze z cieniem (wyd. 2010) sięga po podobne topika co cytowana wyżej parytetowa koleżanka. W wierszu pt. Było życie również dominuje locus amoneus:
Było życie, był jasny dzień grała orkiestra
w starym parku pod wysokimi drzewami.
Krótkie melodyjki wróbli ukrytych w gałęziach
spadały prosto w koncert.
poważna muzyka burzyła się słodko.
Pod ławką czarny piesek wzdychał jak diabeł po płaczu
Twój czuły szept nagrywał się na dysk kołującego wiatru.
Każde spotkanie to rozkwitające pożegnanie,
Nie mija cud przemijania.
Jesteśmy wczoraj i na zawsze.
W głębi parku pociemniałą ścieżką,
pod drzewami przed wiekami
spacerowali ludzie i dzieci
cicho przejeżdżały na małych rowerkach
Gdyby porównać znaczeniowo wprowadzony w obu tekstach motyw miejsca rozkosznego okazałoby się, że mamy do czynienia z elementem właściwym dla poezji parytetowej. W wierszu Mosiewicz czytamy:
Powietrze powinno być wybitne
i pomyślne, jak w koronach. W żółto-
-brązowo-błękitnych zestawieniach, jesień,
jest tylko jednym z możliwych rozwiązań palety
Wyczuwa się tu nostalgię oraz uwielbienie miejsca tak powszechne w poezji pasterskiej. Kobieta Anna Janko stosuje bogatszą deskrypcję. Jej przedstawienie locus amoenus jest zerżnięte wprost z poematu starożytnego łacinnika.
Porównajmy wersje:
Oryginał Tyberiana:
Roscidum nemus rigebat inter uda gramina:
fonte crebro murmurabant hinc et inde rivuli,
quae fluenta labibunda guttis ibant lucidis.
Antra muscus et virentes intus hederae vinxerant.
Has per umbras omnis ales plus canora quam putes
cantibus vernis strepebat et susurris dulcibus:
his loquentis murmur amnis concinebat frondibus,
quis melos vocalis aurae musa zephyri moverat.
Sic euntem per virecta pulchra odora et musica
ales amnis aura lucus flos et umbra iuverat.
Kopia Anny Janko:
był jasny dzień grała orkiestra
w starym parku pod wysokimi drzewami.
Krótkie melodyjki wróbli ukrytych w gałęziach
spadały prosto w koncert.
poważna muzyka burzyła się słodko.
Pod ławką czarny piesek wzdychał jak diabeł po płaczu
Wersje różnią się tym, że kopistka dodała od siebie kilka przecinków oraz „czarnego pieska wzdychającego jak diabeł po płaczu”
Inna parytetowa poetka – dodajmy: poetka z przymusu, gdyż jakiś wewnętrzny głos a nie ustawodawca nakazał jej pisać wiersze – Justyna Radczyńska starając się uniknąć zarzutu wtórności swoje liryczne opisy locus amoneus przemyca pod płaszczykiem neolingiwzmu. Oto przykład – wiersz pt. niepylak apollo:
pasyn lucylla
ciesuch ściga
dyląż kusokrywka
nastrosz miedziopierś
trykoń cioch kurtek
niestrzęp obwężyn
trzepla strangalia
sudliś sichrawa
powszelatek wynurt
szlaczkoń tycz fruczak
kwiatomir krępień
brdoń spuszczel capoń
pachnica nastrosz – orszoł rusała
Nie ma nic złego w takich opisach miejsc szczęśliwych. Taka poezja ma swoje uzasadnienie społeczne – podobnie jak wszystkie seriale o miłości, jak romantyczne powieści, w których kochankowie wybierają się na łąkę, w jakieś romantyczne ostępy by skonsumować siebie popijając przy tym obficie winem, by znieczulić kąsanie mrówek oraz dyskomfort powodowany wchodzeniem suchych źdźbeł traw w dupę.
Na pocieszenie można dodać, że nie tylko poetki parytetowe specjalizują się w parytetowych, oklepanych topikach. Bywa także, że i mężczyźni, którzy w wieku licealnym postanowili pisać wierszyki by wyrywać na nie laski, teraz muszą zmierzyć się z odium poety, który na nich ciąży i zmuszeni są do produkcji lirycznej. Przykładem jest Roman Honet, który w swoim tomiku pt. Baw się objawił się publiczności jako niedościgniony wzór w zabawianiu utrapionych życiem oraz zmęczonych kieratem czynności codziennych gospodyń domowych. W swoich najnowszych dziełach Roman Honet próbuje nawiązać dialog z poezją parytetową. Wiedząc, że najwierniejszy target wydawniczy – zaniedbanych i z reguły otyłych pięćdziesięciolatek – jest spragniony prostych emocji, miejsc i motywów znanych konstruuje teksty tak, by wyrwać jak najwięcej dup, choćby najbardziej sflaczałych i pomarszczonych. W wierszu pt. ptak już nigdy, Roman Honet posłuży się takim sposobem obrazowania, na które wyczulone są panie w podeszłym wieku. W tekście pojawi się:
1) „szelest”, który oprócz „szmeru” w poezji porównywalny jest ze „skomleniem serca”
2) „wyszeptanie” – czy można sobie wyobrazić bardziej intymną sytuację niż szept do uszka?
3) Pierwsze Prawo Honeta brzmi: Jeżeli w danym wierszu występują jednocześnie takie słowa jak: „szelest” oraz „szept” to koniecznie wystąpić musi takie słowo jak „pustka”
Archetyp „pustki” jest bardzo pojemny i niemożliwy do zdefiniowania. Ta trudność definicyjna wpływa zawsze na korzyść tekstu jako całości. Nawet gdy pozbawiony jest ona sensu ( a trudno odnaleźć sens w zdaniu: „także i ci, którzy w zamyśleniu skonstruowali szelest sekatora”), wprowadzenie kategorii „pustki” zawsze ratuje sytuację. Użycie takiego pojęcia wzbogaca semantycznie tekst. Podobnie rzecz ma się z kategorią „nieskończoności” i innymi.
4) trudno sobie wyobrazić skuteczne pocieszenie spragnionej miłości gospodyni domowej bez odwołania się do popularnych w literaturze romantycznej (Przeminęło z Wiatrem, Wichry Namiętności itp.) zjawisk atmosferycznych. Dlatego też i w wierszu Romana Honeta oprócz szelestów i pustek przeczytamy o „plażach okrytych wichrem”
5) Jednak najważniejsze – co stanowi o istocie tego rodzaju wierszy – jest przywołanie „miłości”. W nowej dedykowanej poezji Honeta „miłość” jest ptakiem. Nie wiemy czy gospodynie po przeczytaniu wierszy zobaczą orła cień, ale na pewno będzie im jakoś lżej na duszy. I o to chodzi.
Byłbym zapomniał, oto tekst Romana Honeta:
także i ci, którzy w zamyśleniu
skonstruowali szelest sekatora,
wzniecili w miejscu domu wysokie ognisko,
żal – wyszeptali. także i ci,
którzy utknęli w braku – pustce uzbrojonej,
i pomyśleli o plażach okrytych wichrem,
i o żegludze, jak gdyby mieli dokąd zmierzać,
dokąd iść. moi ogrodnicy
czepiający się prochu. moje
wszystko. jakby to stało się
dawno, nie tu. jakby
to nie nad nami działa się miłość.
miłość – ptak już nigdy
[ptak już nigdy]
Roman Honet po latach poszukiwań wiernego czytelnika, który zawsze wyściubi trochę grosza, by kupić tomik, zabrnął niebezpiecznie głęboko w duszę kobiecą. Gdyby nie pewne przypadłości biologiczne typu posiadanie penisa jego wiersze byłby nie do odróżnienia od tych, które produkują parytetowe panie poetki.
Oto kilka motywów z nowego tomiku Anny Janko, Wiersze z cieniem:
Ale o świcie, gdy pobożne śpiewy ptaków
Usypiają trwogę, znowu rodzi się nadzieja
[zgadzam się z tobą upragniona duszo]
– bez trudu można sobie wyobrazić, że jeden z tych pobożnie śpiewających ptaków w wierszu poetki Janko jest „ptakiem miłości”.
Tamtej nocy kochaliśmy się na plaży
[Kanon]
– jedyną różnicą między plażami Janko i Honeta jest natężenie zjawiska. U Honeta bardziej wiało.
Takie przykłady można mnożyć, a dowodów jeszcze tysiąc można wyssać sobie z palca. I nieważne jak długo będziemy zastanawiać się nad sensem parytetów, nad beztalenciem jednego czy drugiego poety lub poetki – różnica między wierszami będzie zawsze różnicą estetyczną. Wiersz albo jest, albo go nie ma.
Tu na pewno jest wiersz:
Śmierć Matematykę pod ramię prowadzi
a wolną dłonią mnie po głowie gładzi
ta para w mojej wyobraźni gości
podążam za nią do nieskończoności
(autor: Włodzimierz Holsztyński)