Przejrzystość wyrugowała prawo do nieograniczonej prywatności i nie ma od tego odwrotu. Na podstawie tekstu Czesława Bieleckiego.

30 listopada, 2009 by

 

..

Informacja o kimś, o czymś wydaje się   w XXI wieku łatwo osiągalna. Wystarczy umiejętnie poszperać w zasobach internetu i juz pojawia się zarys. Czasami zarys jest iluzją,  specjalnie przygotowaną papką wylansowaną celowo przez kogoś, ale ślad został znaleziony. Od nas zależy co zrobimy dalej z informacją, czy wystarczy nam wiedza googlarska, czy zadamy sobie trud przenanalizowania danych, skonfrontowania z innymi materiałami. Czy będzie przyświecać     nam postawa niewiernego Tomasza?  Funkcjonujemy w świecie, w którym anonimowość to iluzja. Nie można w pełni ukryć się. Zawsze pozostawiamy ślady, które można wykorzystać w różnym celu.

Czesław Bielecki pisze: ” koszmar, w którym system totalitarny zatruł nam życie, jest dzisiaj wszechobecną technologiczną możliwością odtworzenia naszych śladów: rozmów telefonicznych,  zapachów, kodu genetycznego, wreszcie położenia w przestrzeni. Stoimy przed wyraźnym wyborem. Albo godzimy się na potencjalnie wszechobecną kontrolę nad informacją, aby ocalić naszą wolność, albo oddajemy stworzone w imię tej wolności środki w ręce wrogów. Rzecz w tym, że z początkiem XXI wieku definicja zwyczajnej wolności – z nieograniczonym prawem do prywatności, póki nie narusza  praw innych – przestała być realna. Skazani jesteśmy na przejrzystość, na gotowość odkrywania się w każdej chwili. Społecznie stawia to każdego obywatela i każdą władzę w sytuacji obnażonego podglądacza. Im większy dostęp do informacji i większa swoboda komunikacji, tym zwiększa się kontrola nad nimi. W czasach powszechnie głoszonej transparencji nabiera to nowego znaczenia. Informacje, które zapisujemy, mogą trafić w każdej chwili na rozprawę sądową. Dlatego notując coś, stawiaj datę i określaj miejsce (lub właśnie wprost przeciwnie). Patrz co piszesz,  nie mówiąc juz o tym co podpisujesz. W czasach billingów i telefonii komórkowej wszędzie zostawiasz odciski swojego życia. Także dowód praw autorskich do niego.  Spisane będą czyny i rozmowy – ostrzegał poeta. I są spisywane nawet, gdy o tym nie wiemy i nie wyrażamy na to zgody.”

Nasze e-maile są dowodami w sądzie, nasze komputery mogą być skontrolowane, firmy telefonii komórkowej mają obowiązek przechowywać nasze billingi, a w razie potrzeby muszą  na żądanie odtworzyć nasze esemsy, banki o każdej naszej większej transakcji powiadamiają odpowiedni urząd, dwanaście służb specjalnych może o każdej porze dnia i  nocy wejść do naszego domu, możemy zostać aresztowani na 48 godzin bez konkretnego powodu itd, itd. 

I co się okazuje? Ten stan rzeczy jest akceptowany i co najgorsze  chętnie wykorzystywany w codziennym życiu. Cenzura triumfalnie wróciła ubrana w szaty demokracji informatycznej.  Szkoda, że już nie wyzwa sie przeciwnika na ubitą ziemię, a kąsa się zębami innych. Oczywiście, że bezpieczniej jest  stać z boku i czekać na rozwój wypadków, aby zdecydować, czy to się opłaca i w razie czego obrócić w żart swoje zachowanie  udając, że się nic nie stało.   Według mnie jedyną bronią jaką ma obecnie jednostka to wolność wewnętrzna i przejrzystość, czyli świat wartości. Bezideowcy zginą zaczipowani  przez system  od góry do dołu. Na koniec uderzę w wysokie tony i zacytuję  zdanie Antoniego Słonimskiego : „ Jeśli nie wiesz jak  należy się  w jakiejś sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowuj się przyzwoicie.”

Kategoria: Bez kategorii | 23 komentarze »

Szanowni Czytelnicy Tej Strony (II)

28 listopada, 2009 by

.

Skoro czytacie te słowa to znaczy, że strona działa i ma się dobrze.
Zanim napiszę to, co chcę napisać kilka słów a propos:

przemek – dziękuję. Mam u ciebie już drugi dług. Oprócz długu mam także nadzieję, że kiedyś uda mi się to spłacić.

Justyno – dziękuję. Tobie należą się ekstra podziękowania. Kwiaty, flaszka wina, rozmowa. Będziesz kiedyś miała ochotę. Daj znać. Teraz jesteś w mojej bandzie.

Ewo Bieńczycka – zrywam z tobą wszelkie kontakty dyplomatyczne. Przestałaś być dla mnie ewą, nie jesteś także Ewą ale stałaś się Ewą Bieńczycką. Nie oglądaj się za siebie Ewo Bieńczycka, bo z tyłu jest twój cień! Straszny cień! Cień, który robi uhu uhu i jest ciemny!

Do pozostałych:

Szanowni Pozostali Czytelnicy Tej Strony.

Historiamoichniedoli.pl od dzisiaj działa w zupełnie innej rzeczywistości prawnej. I tak pozostanie. Ale jeżeli ktoś poczuje, że jego cześć, dobre imię itp., zostało naruszone to uprzejmie proszę o poinformowanie mnie o tym z wyszczególnieniem fragmentów w tekście, które mają dobre imię, cześć, dobra osobiste naruszać. Jeżeli uznam, że nie ma podstaw do moderacji tekstu, wówczas możemy kontynuować spór na drodze sądowej.

W kwestii numerów IP:

Ujawniać je będę według własnego widzimisię. Żaden użytkownik TOR-a lub innego programu utrudniającego identyfikację IP nie będzie miał możliwości dodania komentarza.
Wszystkie komentarze są oczywiście moderowane. Osobą moderująca komentarze, a zatem odpowiedzialną za publikowane na stronie historiamoichniedoli.pl treści będę od dnia dzisiejszego – tj. od 28. XI. 2009 r. – ja: Marek Trojanowski syn Jerzego.

Pozostałe kwestie nie ulegają zmianie.

Kategoria: Bez kategorii | 15 komentarzy »

Ewa Sonnenberg, Płonący tramwaj. Chiny made in Poland

26 listopada, 2009 by

.

Dawno, dawno temu żył sobie bardzo ubogi i tak samo mądry jak ubogi – człowiek. Każdy dzień przeżywał w zgodzie z otaczającym go światem i w zgodzie z własnym sumieniem. Żył tym i tylko tym. Dlatego wkrótce umarł z głodu..

Dawno, dawno temu jeden z ośmiu nieśmiertelnych – Zhang Guolao – podróżując na swoim ośle spotkał na drodze niewidomą dziewczynkę, która zapytała go:
– Dokąd jedziesz panie?
– Tam – odpowiedział nieśmiertelny, wskazując ręką kierunek i ponaglił osła.

Inny nieśmiertelny – Lu Dongbin – zmęczony nieustanną walką z demonami postanowił odpocząć na niewielkiej polanie, na której środku leżał wielki głaz. Lu Dongbin usiadł przed kamieniem i zaczął się weń wpatrywać. Wpatrywał się i wpatrywał, skupiając na nim całą uwagę. Koncentrował energię wewnętrzną, marszczył czoło, pocił się. W końcu, zmęczony wykrztusił:
– No posuń się!

Któregoś razu pewien człowiek podróżując drogą, która dokądś prowadzi spotkał Ewę Sonnenberg. Zadał jej pytanie:
– Dlaczego twoje tomiczki są takie duże?
Ta odpowiedziała:
– Format jest jakby podyktowany samymi wierszami. Po prostu te tekstu nie mogły by wybrzmieć na mniejszej powierzchni. Te teksty potrzebowały przestrzeni, powietrza, pustki. Biel kartki w tych tekstach nie jest czymś martwych, biel kartki również mówi, również wybrzmiewa, i wchodzi w dialog z zapisanym tekstem…
Ewa Sonnenberg chciała opowiadać dalej ale pewien człowiek gdzieś sobie poszedł.
(Odpowiedź zaczerpnięta z wywiadu poetki z Tomaszem Charnasiem)

Azjatki zanim na skutek upływu czasu zaczną mutować w półmisek parującej wieprzowiny w pięciu smakach, podawanej z ryżem i kiełkami bambusa w cenie 18,50 pln są piękne, są młode, są mądre i co najważniejsze: kobiecość im życiu w ogóle nie przeszkadza. W jednej z legend mitologii orientu mowa jest o dziewczynie, której na imię było Mulan. Służyła ona kilkanaście lat w armii cesarza. Wykazała się bohaterstwem, odwagą i roztropnością na polu walki. Awansowała wysoko. Ale nigdy nie zdradziła się jako kobieta. Dopiero po zakończeniu służby, kiedy odwiedzili ją dawni kamraci z wojska i zobaczyli ją z rozpuszczonymi włosami przy krośnie tkackim wyszło na jaw, że przez tych kilkanaście lat spali, jedli i walczyli u boku kobiety.

W świecie bez granic, w gospodarczym świecie imitacji made in China, także etos Azjatki stał się materiałem, który jest chętnie podrabiany.

Naśladownictwo jest jedną z ważnych kategorii filozofii konfucjańskiej. Naśladowanie mistrza to jak najdokładniejsze, najbardziej wierne imitowanie każdego jego ruchu. To niekończące się ćwiczenie. Powtarzanie jednego gestu dniem i nocą by osiągnąć perfekcję.
Zasada naśladownictwa w manufakturze zbitej z bambusowych rur, krytej liśćmi palmy, w której produkuje się podróbki butów firmy NIKE działa tak samo. Wycina się podeszwę. Klei ją do buta. Naszywa się logo. Wkłada sznurówki. Wkłada się do kartonu. Wycina się podeszwę. Klei ją do buta. Naszywa się logo i tak dalej i tak dalej. A cała seria powtórzeń po to, by kiedyś przynajmniej jedna z miliona wyprodukowanych par była jakościowo identyczna z oryginalnym produktem made in USA.

Z etosem Azjatki rzecz ma się podobnie z małym zastrzeżeniem. Podróby Azjatek produkowane są nie gdzieś w bambusowej chatce w dorzeczu Huang He, ale w Polsce, gdzieś nad Wisłą.

Ewa Sonnenberg – Chinka made in Poland – zanim obrała drogę Zielonego Smoka (ginglong) by przeciwstawić się Białemu Tygrysowi (baihu), który jest symbolem świata zachodu i śmierci szkoliła się w tajnikach filozofii kontynentalnej. W wydanym w roku 2001, w Bibliotece Studium tomiku pt. Płonący tramwaj, poetka Sonnenberg objawiła się jako duchowa powierniczka dziedzictwa filozofii zachodu. Jako adeptka sztuki poezji z niebywałą gracją i lekkością języka formułowała filozoficzne sądy na temat natury czasu, rzeczywistości, podmiotu, przedmiotu, percepcji itepeitede.

Oto przykłady.

W wierszu Jesień. Nowela poetycka poetka pisze:

z katem na ty pod kolor tryumfu wypija toast
i kładzie na szafot całe DOTYCHCZAS

[Jesień. Nowela poetycka]

Warto dodać, że w czasie kiedy poetka pisze, to ziemia drży i świat trzęsie się w posadach. Bo oto Gorgiasz wykorzystując doczesne medium zmienił zdanie. Wycofując się z poglądu: Nic nie istnieje (DK, B3) proklamuje nowy pogląd na świat. Otóż istnieje coś, co zwie się: „dotychczas”, coś co jednocześnie jest „do tej pory”. Owo coś można ukatrupić z łatwością – i tu na arenę wkracza ten Hegel, który napisał Phänomenologie des Geistes – z jaką przecina się główkę kapusty albo wypija szklankę wody. Bo czymże jest owo pisane dużymi literami DOTYCHCZAS jak nie światem, który jest by za chwilę przestać istnieć w sposób niezauważony? Czyż można przeoczyć zagładę całej znanej, przeżytej i w należyty sposób, po ludzku doświadczonej rzeczywistości, której granicę wyznacza ta jakże bogata semantycznie kategoria ontologiczna powołana do życia przez wybitną poetkę – Ewę Sonnenberg? (Zdanie niemalże kantowskie)

Inna ważną kategorią filozofii bytu, którą poetka użyła jako siły pociągowej dla swoich tekstów jest kategoria „TERAZ”. Sonnenberg pisze:

Jesień
przetrąca karki odważnym
sprzed wieków miesza z TERAZ
właściwe oczom rozróżnianie

[Jesień. Nowela poetycka]

Zagadnienie czasu teraźniejszego (TERAZ), który trwa dokładnie tyle ile najmniejsza jednostka czasu nie umknęło uwadze poetki. Spowolnienie siłą umysłu sekundnika w zegarku tak, by interwale między TIK a TAK odnaleźć TERAZ, które będzie na tyle stabilne istnieniowo by móc o TERAZ orzec, że TERAZ istnieje, jest najwyższym stopniem wtajemniczenia filozoficznego. Mają rację ci, którzy dopatrują się tu kontynuacji rozważań Zenona o naturze ruchu (Paradoks Strzały).

Ostatnim ciosem – dodać należy: zabójczym – który zadała poetka temu światu, w którym nigdy nie wykuto ani jednego samurajskiego miecza z prawdziwego zdarzenia jest tzw. wątpienie podstawowe.

Jednym prostym, ale jakże genialnym w swej prostocie pytaniem, poetka unicestwia rzeczywistość rozumianą zarówno zdroworozsądkowo, matematyczno-fizykalnie jak i metafizycznie.

Zapytała:

czy tutaj jest TUTAJ?

[jesień. Nowela poetycka]

Nietrudno się domyśleć skutków tego pytania. Jedyną możliwa odpowiedzią, którą mogła odnaleźć Ewa Sonnenberg oraz wszyscy ci, którzy zadali sobie pytanie: „Czy tutaj jest TUTAJ” jest zdanie oznajmujące:

TUTAJ jest TAM

TAM zaś jest krainą, w której na każdego nieostrożnego albo może po prostu głupiego śmiałka czeka przyczajony tygrys i ukryty smok.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Uwaga!

25 listopada, 2009 by

.

Wszyscy zainteresowani są proszeni o zrobienie sobie kopii dowolnych tekstów ze strony historiamoichniedoli.pl. Strona może mieć przerwę w działaniu, a być może przestanie istnieć.

Z poważaniem – Marek Trojanowski

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Szanowni Czytelnicy Tej Strony

25 listopada, 2009 by

.

Dostojni Poeci, Szanowne Poetki, Literaci i Literatki

Kolejny raz informuję, że nic mi do was, nic mi po was a właściwie to mam Was serdecznie dupie. Interesuje mnie tylko to, co piszecie. Wasze dzieła. Tresci istotne. Przekazy uniwersalne. Wartości, które wnosicie do kultury duchowej tego narodu. I tylko o tym piszę.

Nie istniejecie dla mnie jako osoby. Jesteście dla mnie zawsze i tylko autorami bądź autorkami tekstów, które czytam i komentuje. I nikim więcej. Dlatego łaskawie proszę, żebyście nie wysyłali skarg, że naruszam czyjeś dobra osobiste swoimi wpisami do firmy hostingowej. Mam prośbę, bym nie musiał więcej czytać podobnych majli:

[w tym miejscu był printscreen korespondencji, którą otrzymałem z Biura Obsługi Klienta, w której poinformowano mnie o zgłoszeniu, że wpis https://historiamoichniedoli.com/?p=1200 narusza dobra osobiste. Nie podano w korespondencji, które treści naruszają dobra osobiste. Nie ujawniono także osoby, która zgłosiła naruszenie dóbr osobistych. Poproszono Administratora o usuniecie printscreena, gdyż korespondencja zawierała klauzulę tajności. Niniejszym informuję, że każda kolejna korespondencja nadesłana do Administratora strony historiamoichniedoli.pl lub do mnie – Marka Trojanowskiego – zostanie upubliczniona. Nie wyrażam zgody na przesyłanie korespondencji zawierającej klauzulę tajności.]

Jeżeli uważacie, że łamię polskie prawo, że naruszam Wasze dobra osobiste to złóżcie skargę na policji.

Na wszelki wypadek podaję wam niezbędna dane potrzebne do wypełnienia stosownych wniosków:

Marek Trojanowski

Stosownym Organom Rzeczypospolitej przyda się adres Kancelarii Prawnej, która posiada wszelkie moje pełnomocnictwa. Oto dane:

Kancelaria Szymański – Adwokaci

ul. Sobieskiego 9/2
65-071 Zielona Góra
tel. +48 068 325 36 43
fax. +48 068 324 78 78

Kategoria: Bez kategorii | 19 komentarzy »

synku, tak robić nie wolno

25 listopada, 2009 by

.

Synku, nie. Nie można odciąć ptakowi skrzydeł i przyczepić sobie do pleców. Bo nawet kiedy weźmie się największe skrzydła świata i przybije najdłuższymi gwoździami albo przyklei najmocniejszym klejem, to człowiek i tak nie poleci. Nie. Nie dlatego, że jest za ciężki. Ludzie, synku, po prostu nie latają. A nawet gdyby jakimś cudem udało się człowiekowi wzbić w powietrze to nie zmieni się on w ptaka i nie doleci do nieba. Więc nie ma po co latać. Ale próbuj. Może tobie się uda. I pamiętaj, żebyś więcej kur nie kaleczył. Ptaki bez skrzydeł umierają.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

teraz kurwa! Aneta Krukowska

21 listopada, 2009 by

.
aneta kurkowska

Właśnie wkleiłam pewne króciutkie opowiadanko na Nieszufladzie. Niestety,
nie znalazło ono zrozumienia, a już tym bardziej akceptacji w oczach
tamtejszych włodarzy, którzy mnie, razem z moim dziełem – zbanowali, za
nic sobie mając wartości artystyczno-pouczające mojego dzieła razem ze
mną.
Wklejam to więc tutaj w nadziei na publikację wierząc niezłomnie, że opowiadanko to przyczyni do zmniejszenia ilości przerzutni w deliberacji poezji polskiej.

Króciutkie opowiadanko o Madzi G. z zakończeniem pouczającym.

Panu Szymonowi Jeślikowi poświęcam jeślik, oczywiście, nie macie Państwo nic przeciwko temu.

Nie będę się z byle kim przerzucać słowami – uroczyście sobie ślubowała Madzia G. przejeżdżając kładką przerzuconą przez rzeczkę na obżeżach miasta Poznania. Za kładką jednak wyrastała przed Madzią dość spora górka, niespotykana w żadnej innej okolicy miasta Poznań.
– Pierdolić to – mruknęła zdeterminowana Madzia, jak to miała w zwyczaju w trudnych dla niej chwilach, przerzucając plecak przez ramię – od czego mam przerzutkę.

Rzeczywiście, nowemu rowerowi Madzi można było zarzucić wszystko, przerzucając się zmyślonymi jak i rzeczywistymi zarzutami, ale wara od przerzutki! Ta dumnie błyszczała połyskując oliwą z pierwszego tłoczenia, bojowo szczerząc zęby na idealnie geometrycznym obwodzie swych kół, obiecująco prognozując szczęśliwe przerzucenie na drugą stronę górki do upragnionego Bierezina – miasta jej praprzodków.
– Przerzuć mnie, ach przerzuć w Biereziny, jak przerzucasz wszystkie dziewczyny – wpadło ni z tego ni z przerzuconego Madzi do główki mimo, że przecież słowo „dziewczyna” zupełnie nie oddawało jej wieku.
Nawet niezłe – pomyślała zadowolona z siebie Madzia – wystarczy tylko pozbyć się rymów, poprzerzucać to i owo i będzie git. Kto wie, może nawet w świetlicy Domu Kultury w Bierezinie to zaprezentuję.

Rzeczowość meandrów myślowych przerzuciła Madzię w świat tak dalece poprzerzucanych upojeń, że aż sama tym zaskoczona zaczęła zastanawiać się, czy aby nie dywaguje. Było to słowo zupełnie niedawno przez nią odkryte w procesie poznawania świata, które przerzuciła do skromnych rejestrów swojej pamięci od pewnego pana z TiVi.
Całkowicie pochłonięta rozmyślaniem nawet nie zwróciła uwagi, że jej muskularne nogi – których wyrazistej rzeźby nie powstydziłby się sam Mariusz Pudzianowski – poradziły sobie z górką bez przerzutni.
– Ja pierdole – sapnęła zachwycona tym faktem Madzia spoglądając w lusterko boczne swojej nowiutkiej wyścigówki jak to miała w zwyczaju w chwilach wielkiego zadowolenia.
W tym momencie struchlała.
– Jebana mać! Znowu przerzuty! – wrzasnęła, a jej wściekłość na siebie i wszystkie przerzutnie świata nabrała rozpędu właściwego Vincentowi van Gogh w momencie obcinania sobie ucha. Jej przyjaźnie brzmiące „przerzutnie”, obiekt uwielbienia, stały się w oka mgnieniu „przerzutami” i to z dodatkiem podkreślającego „jebana mać” przyswojonego we wczesnym procesie poznawania świata na podwórku pod trzepakiem.
I rzeczywiście. Na brodzie i policzkach znowu pojawił się trądzik, który z taką determinacją zdołała tydzień temu powyciskać z okolicy sromu i na pośladkach.
Tak oto, Drodzy Czytelnicy, doszliśmy do pouczającego momentu wyprawy Madzi G. do Bierezina w którym jasno potwierdził się fakt, że miłość od nienawiści dzieli tylko krok. Nawet jeśli jest to miłość do przerzutni.

Aneta Krukowska

Kategoria: Bez kategorii | 77 komentarzy »

teraz kurwa! ja

20 listopada, 2009 by

.

Drodzy Poeci, Drogie Poetki,

Uprzejmie Was proszę, byście nie wysyłali do mnie donosów na siebie.
Nie interesuje mnie kto komu, gdzie i za co daje dupy. Mam w dupie wszystkie laski, które sobie obciągacie. Szczam na wasze wzajemne sympatie i animozje. Dlatego z łaski swojej wypierdalać mi z takim szajsem:

poezja polska

Chcecie wykorzystać potencjał strony historimoichniedoli.pl, to napiszcie tekst o historii waszych niedoli. Zapiszcie go w formacie *.doc i wyślijcie do mnie majlem.
Napiszcie o tym, co Was boli. O tym, dlaczego przegraliście slamiczek albo o tym, dlaczego czujecie się niedocenieni i jakie są waszym zdaniem tego powody. Rzucajcie nazwiskami, faktami, tytułami. Nie zapomnijcie rzucić od czasu do czasu mięsem. To ubarwia tekst i nadaje mu ekspresji.
Takie coś z przyjemnością opublikuję w kategorii: „teraz kurwa! ja”

Aha, byłbym zapomniał. Nie zapomnijcie się podpisać. Żadnego anonimu nie opublikuję.

Kategoria: Bez kategorii | 16 komentarzy »

Joanna Roszak, Tintinnabuli. Wiersz? Do it yourself!

20 listopada, 2009 by

.

We Wrocławiu, na tyłach kamieniczki „Jaś” (róg. św. Mikołaja ,Odrzańska ) Eugeniusz Get-Stankiewicz znalazł idealne miejsce dla prezentacji swojego dzieła pt. Zrób to sam.
Zrób to sam – to płaskorzeźba na której przedstawiony jest: Chrystus, krzyż i zestaw narzędzi potrzebnych do krzyżowania.
Dzeiło nie rzcua się w ozcy. Nomarlny kzyrż. Nomarlny Chyrtsus.
Człowiek odczytuje instalację z pamięci a nie taką jaka jest. Przypomina to czytanie całych wyrazów z pamięci. Widać ukrzyżowanego Chrystusa a nie zestaw do krzyżowania. Sprawę utrudnia dodatkowo napis: „zrób to sam. Do it yourself.” Wypiaskowany został na przeźroczystym pleksiglasie / szkle. Jest słabo widoczny. I dopiero pod pewnym kątem pokazuje się inskrypcja: „zrób to sam”.

Inna atrakcją tego miejsca jest pomnik Dietricha Bonhoeffera. Wszystko ładnie. Wszystko cacy. Byłoby nawet idealnie gdyby nie „wiessenschaf”. Jedno „e” za dużo i mamy kolejną atrakcję miasta Wrocławia.

Wracając do sloganu: „zrób to sam”.

W epoce kolejek i niedzielnych poranków z Adamem Słodowym jednym z hitów był zestaw „Młody Chemik” – odpowiednik dzisiejszego Playstation 3. Ci, dla których w rzeczywistości gospodarki planowej zabrakło zestawów musieli obejść się smakiem. Zazdroszcząc kolegom, którzy przeprowadzali eksperyment z opiłkami magnezji i siarką w duchu przysięgali sobie zemstę na niesprawiedliwym systemie. Zdani na własna inicjatywę eksperymentowali.
Najpopularniejszym eksperymentem z dziedziny do it yourself jest miniaturowy statek UFO.

Do samodzielnego wykonania UFO potrzebne jest::

jeden kapsel od butelki po wódce
dwa gramy saletry potasowej
dwa gramy cukru
trzy zapałki
jeden gwóźdź

Sposób wykonania:

Należy zmieszać saletrę z cukrem. Najlepiej (najbezpieczniej) spala się mieszanka w proporcji 1:1. Ci, którzy są bardziej odważni lub mają w rodzinie chirurgów, to mogą do mieszanki dodać więcej saletry niż cukru. Panienki zaś mogą dać więcej cukru. Jak się nie zapali, to będzie można zjeść mieszankę. A jak się uda zapalić, to będzie mało ognia ale za to dużo dymu. Frajda, że ho ho. Dziewczyny się na pewno ucieszą.
Następnie:
z kapselka, przy użyciu gwoździka delikatnie wyjmujemy tekturkę, która jest na spodzie. Do wydrążonego kapselka wsypujemy mieszankę saletry i cukru. Ale nie do pełna. Musi się jeszcze zmieścić tekturka, którą przed chwilą starannie wydłubaliśmy. Ona będzie robiła za denko. Czyli: wkładamy tekturkę i zaginamy krawędzie kapselka tak, by tekturka mocno dociskała mieszankę. Pamiętaj! Im więcej upchasz mieszanki w kapslu tym dłużej twoje UFO będzie latało. Możesz ubijać młotkiem, ugniatać butem – nie bój się. Materiał jest bardzo stabilny. Nie wybuchnie.

Przygotowany korek przebijasz gwoździkiem (nie tekturkę, ale odwrotną stronę – aluminiową). Dziura ma mieć średnicę gwoździka. Żeby nie była za mała ani za duża. Jak będzie za mała, to nie zapali się. Jak za duża, to UFO nie wzbije się w powietrze.

Ustawiasz kapselek na jakiś podwyższeniu. Może być to pniak drzewa, ławka w parku, krawężnik lub kosz na śmieci. Wyjmujesz trzy zapałki. Z dwóch obskrobujesz siarkę i układasz ją na dziurce. Trzecią zapałkę odpalasz i przykładasz powoli do siarki na kapselku.

Jeżeli wszystko zrobiłeś tak jak trzeba, to masz dokładnie 2. do 3. sekund zanim UFO uda się w niekontrolowany lot. W związku z tym, że nikt nie opanował technologii obcych i nie wie jak sterować UFO lepiej leżeć plackiem na ziemi i czekać aż sobie kosmici poleca w pizdu. Kolizja ze statkiem kosmicznym na pewno ciebie nie zabije, ale możesz na przykład stracić oko prawe lub lewe. Możesz dorobić się ładnej blizny pooparzeniowej na twarzy.

Technika doityourselfu nie ogranicza się do świata rzeczy. Małym majsterkowiczem można zostać mając do dyspozycji kilka podstawowych znaków interpunkcyjnych. W skrajnych przypadkach wystarczy przecinek.

Oto jeden z klasycznych przykładów rodem z historii o ujętym szpiegu i depeszy z tajną dyspozycją.

Treść depeszy:

Zatrzymać nie wolno wypuścić

Po dodaniu przecinka:

1)

Zatrzymać, nie wolno wypuścić.

2)

Zatrzymać nie wolno, wypuścić.

Przecinek można zastąpić wykrzyknikiem. Wówczas tajna depesza będzie nie tylko biurokratyczną decyzją ale nabierze powagi służbowego autorytetu jej autora.

Eksperymenty z literkami mogą się skończyć równie tragicznie co eksperyment z ustalaniem odpowiedniej proporcji mieszanki gliceryny i kwasu azotowego w celu uzyskania nitrogliceryny.

Na przykład. Do roku 1956 – przed XX. zjazdem KPZR – zmorą każdego redaktora było nazwisko Stalin. Bardzo łatwo i niezauważenie zmienia się „t” w „r”.. A skutków tego rodzaju literówki nierzadko doświadczało się empirycznie w ostrym świetle pięćsetwatowej żarówki.

Na szczęście okres dyktatury w Europie skończył się. Każdy autor, korektor i redaktor może upajać się literówkami, z które dzisiaj nikt w mordę nie bije i nikt do więzienia nie wsadza.
Nie znaczy to wcale, że doityourselfowa zabawa ze znakami interpunkcyjnymi odeszła do lamusa historii.

W 2006 r. Joanna Roszak, dzięki wsparciu ludzi, którzy określają siebie jako Towarzystwo Przyjaciół Sopotu wydała COŚ. To COŚ opatrzone zostało tajemniczym jak kurwa mać tytułem:

Tintinnabuli

Tylko ekspert w dziedzinie toposów i symboli kulturowych na poziomie tytułu dostrzeże ukryty przekaz. Używając tylko raz spacji udaje się wyodrębnić:

Tintina – komiksowego lalusia z grzywką powołanego do życia przez Georgesa Remi

Używając spacji dwa razy mamy:

Tin Tin – jako nazwę serii produktów firmy Ziaja

A kiedy dodamy do Tin Tin małe słówko Rin otrzymujemy praszczura – a dokładniej prapsa takich gwiazd filmowych jak Cywil czy Szarik.

Nie tylko tytuł tomiku dostarcza świetnej rozrywki intelektualnej. Przede wszystkim treść Tintinnabuli, która jest literackim odpowiednikiem przepisów z Lubię majsterkować wymyślonych przez majora Słodowego, zaskakuje liczbą możliwych kombinacji. Wiersze Joanny Roszak mimo, że są długie w pizdu i nudne jak ja pierdolę są dobrym materiałem zapewniającym dobrą rozrywkę na długie jesienne wieczory dla całej rodziny. Tintinnabuli jest grą. Mieszaniną SCRABLE i ZATRZYMAĆ NIE WOLNO WYPUŚCIĆ. Grą bez ograniczeń wiekowych. Oto zasady tej gry:

Tintinnabuli.
(Wiersz? Do it your self!)

Gra dla pięciu osób. Każda osoba przy użyciu dowolnych znaków interpunkcyjnych tworzy z podanego tekstu jeden wers strofy. Wers może być zdaniem lub równoważnikiem zdania. W jednej turze każdy ma tylko jeden ruch. W ruchu można użyć max. dwóch znaków interpunkcyjnych. Tura kończy się strofą. Grę uznaje się za zakończoną kiedy powstanie wiersz.

Uwaga: kolejność i odmiana wyrazów podanego tekstu nie może być zmieniana.

Oto przykład jednej rozgrywki.

Bierzemy pierwszy z brzegu tekst autorki pomysłu poetyckich literaków:

linia holownicza daje jej odejść wizard żongluje trójkątem koło się
zamyka w co by ich zamienić kolejna trucizna następne tąpnięcie
widzialni podwójnie zależni od rafy już zawsze będą tak stać graliśmy
w magica przywiązani do swoich talii fiauta trwa senni jak sztil ona
na boku by być bliżej tego co za ścianą meer sea see zobacz słony
wodopój jak wywabić tę sól jak się nazywa rzeka która nie wpada
do morza jak się uczyć pływać to tylko na płyciznach nie ma akcji
akacji wiesz że wróżyć możesz z wszystkiego wszystko wydaje się
większe niż było aż do niewidzialności wróż z prześcieradła z pary
z salsy z hitów zeszłego lata napełnia się wanna odmierza ciepło
nadgarstkiem wycieka bokami horyzont się mnoży zaklinanie do
zaklinowania nie trzcina a wrzos nie wrzos a sam wiesz gramy
niebieską magią stworami znad morza z morza falą rozbijającą się
o siebie ostrzącą o nas magia się skrapla oparza bezpowrotnie nie
obiega ziemi ściska się niedaleka rozkładu słodzi zaklęcia jadowi
nikt od nikogo nie odejdzie nie mów co można zrobić w wodzie
sawanna pustynia tundra czy sauna kapie far far away zakopuje
koło w piasku tam gdzie zlatują się ptaki mokry ślad przy oceanii
nieudana zabawa w podchody gubi się przy złotym podziale odcinka
ona tak się ma do ciebie jak ty do całości ona tak się ma do niego

[NIEBIESKA TALIA]

Tura pierwsza:

Ruch osoby A: linia holownicza!
Ruch osoby B: daje jej odejść wizard.
Ruch osoby C: żongluje, trójkątem koło.
Ruch osoby D: się zamyka!
Ruch osoby E: w co by ich zamienić?

Strofa pierwsza:

Linia holownicza!
Daje jej odejść wizard.
Żongluje, trójkątem koło.
Się zamyka!
W co by ich zmienić?

Tura druga:

Ruch osoby A: kolejna trucizna: następne tąpnięcie.
Ruch osoby B: widzialni!?
Ruch osoby C: podwójnie – zależni od rafy.
Ruch osoby D: już zawsze będą tak stać?
Ruch osoby E: graliśmy w magica przywiązani do swoich talii.

Strofa druga:

kolejna trucizna: następne tąpnięcie.
widzialni!?
podwójnie – zależni od rafy.
już zawsze będą tak stać?
graliśmy w magica przywiązani do swoich talii.

I tak dalej i tak dalej.

Warto zwrócić uwagę na niewątpliwy atut tekstów Joanny Roszak. Po trzydziestu minutach gry okazuje się, że wykorzystany został zaledwie ułamek tekstu:

„linia holownicza daje jej odejść wizard żongluje trójkątem koło się
zamyka w co by ich zamienić kolejna trucizna następne tąpnięcie
widzialni podwójnie zależni od rafy już zawsze będą tak stać graliśmy
w magica przywiązani do swoich talii

Jeżeli sobie uświadomimy, że w tomiku Tintinnabuli jest ponad dwadzieścia tekstów, a wśród nich także teksty przeznaczone dla bardziej zaawansowanych graczy jak np. Nauka pływania, którego pierwszych jedenaście wersów wygląda tak:

sttukZIkJH+TkjeJJEJLSUhI0pHclyQiSVpJFCV2yuiQJBFCtltEI
mt3KwmSKGQyuEWSiDQRKVHEeSrtEomSiEUURcotq201QiJJ
Ws5LSdKWR5IiiqL9aS/vJIkkaZEkKZJ7ImkkCUnURAgR3TTei
RJLH19iid/NtESJCVrTTtJNEJMkSESLJSUp2EsmRYiklJcmurUl
PKZK2JNVWdxVpN+8tSdmTlEJfm+YuT6RENClFkWhLSnREI
hJ6IhItv7W7dRPhkWgTgnCHaCeSRNMSkaLN7iaRSJIlQpHIJW
nSlkKpUZElbG27aZESVK2FCWprfTtkhDJTYiIpLu3LUqyZEmi
4udJNrHVsnfiBRRElqQobnOXEZKgOxGSeDdtJ 1 FE20tOXdXRJ
MLIktIEkKRul CSRYlESCS6k0eUhCQ6Euu7eH7Itl Py/XkjktTu
vkXpdpLH09mLl/+21PYtEmElkSWUp75IUcv4TEyl5IokoSvO
GlGRLSZ41SkrWpCT2JIn25kqSJIksvkusJZf8kIhE6dtyLYmTiJCi

[nauka pływania]

To okazuje się, że rozrywka zaproponowana przez Joannę Roszak powinna zyskać największa popularności w okolicy okołobiegunowej, tam gdzie zimowy wieczór trwa pół roku. Tintinnabuli Joanny Roszak, to nie Mickiewicz, Norwid, Baczyński, Playboy ani nawet Bravo Girl. Ale to nie znaczy, że nie mógłby stać się szlagierem eksportowym w handlu z Inuitami.

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

Iza Smolarek, się lenienie. Się Karol Się pomylił Się

15 listopada, 2009 by

.
W 1965 r. Theodor W. Adorno na pytanie o istotę tego, co niemieckie odpowiedział, że tym, co wyróżnia Niemców spośród innych nacji jest język niemiecki. Ma on tę właściwość, że jest w szczególny sposób – jak żaden inny język – spokrewniony z filozofią w szczególności z jej momentem spekulatywnym (tenże, Auf die Frage: Was ist deutsch, w GS, Bd. 10/2 Kulturkritik u. Gesellschaft II, F/M 1977).

Nie był odkrywczy.

Dokładnie czterdzieści lat wcześniej jego uczony kolega Werner Jaeger sformułował teorię – jak na Niemca błyskotliwą – mianowicie o bezpośrednim pokrewieństwie między starożytną greką a językiem z umlautami, w którym na kiełbasę mówi się wurst. (tenże, Antike u. Humanismus, L. 1925). Próbował twórczo do niej nawiązać Martin Heidegger. W trakcie lektury Hölderlina, rozważał nad niuansami oraz sposobami użycia języka. I jak to Niemiec wymyślił on sobie, że taka prosta nazwa – „Heraklit” (a Heidegger uwielbiał Heraklita) – jest właściwa TYLKO dla świata zachodnio-germańskiego. Że słowo „Heraklit” jest dowodem rozwodu między cywilizacją zachodu w sensie germańskim a kulturą zdziczałych Azjatów. Innymi słowy: żaden mongoidalny stwór o fizjonomii i posturze Bruce Lee a tylko blondwłosy, wysportowany ćwierćheros mógł mieć na imię Heraklit.(tenże, Hölderlins Hymnen ‘Germanien’ und ‘Der Rhein’, w: Gesamtausgabe, Bd. 39, F/M. 1980)

Na całość poszedł Joahim Bannes. Zanim udowodnił, że Adolf jest potomkiem i spadkobiercą intelektualnym Platona, ogrzewał się trochę przy żarzących się stosach spalonych książek. Oddawał się przy tym swobodnej refleksji i wymyślił sobie a następnie ogłosił światu, że: „χαλός ist das gotische heils, unser ‚heil’“ (tenże, Platon. Die Philosophie des heroischen Vorbildes, B/L1935).

Victor Klemperer – Żyd, który ocalenie zawdzięcza aryjskiej małżonce – miał dużo czasu by podsumować osiągnięcia filologiczne swoich aryjskich kolegów. Tyrając jak wół w aryjskiej fabryce produkował zamiennik herbaty. Mieszając różne zioła, których używano w trudnych czasach wojny jako erzac cesarskiej Yin Zhen , przysłuchiwał się uważnie otoczeniu. Czytał, słuchał, rozmyślał. A że był filologiem, to wymyślił teorię języka, który zastępuje myślenie. Sztucznego języka, który raz wymyślony uwalnia się od wszelkiej kontroli i zaczyna samodzielne życie zmieniając codzienność i ludzi. (tenże, LTI; Notizbuch eines Philologen, Aufbau-Verlag / B. 1947)

Nie ma powodów by wątpić, że gdyby Niemcy mówili po polsku, to właśnie polski język stałby się przedmiotem aryjskiego uwielbienia. Nie potrzeba bujnej fantazji by wyobrazić sobie światową furorę jaką robi rzeczownik rodzaju żeńskiego „kurwa”. W zasadzie jest to pierwsze słowo jakiego uczą się obcokrajowcy w kraju nadwiślanym.

Ale język polski oprócz „kurew”, „chujów”, „pizd” itp., skrywa pewną tajemnicę. Chodzi mianowicie o tzw. koncepcję czasowników czystych.

Jedenaście lat przed tym zanim Ludwig Wittgenstein wymyślił zdanie:

,,Pytania i tezy filozofów biorą się przeważnie z niezrozumienia logiki naszego języka” (tenże, Tractatus, 4.003).

nikomu nieznany za życia a po śmierci tylko nielicznym – Antoni P. – sformułował teorię o czystym czasowniku.

Niewiadomo kim był Antoni P., niewiadomo jak miał na nazwisko, ani kim był z zawodu oraz gdzie mieszkał ów jegomość. Jedyną pamiątką jaką świat otrzymał w spadku po tym człowieku była właśnie teoria czystego czasownika.

Na karcie numer 23989A przechowywanej w dziale zbiorów specjalnych biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego czytamy:

ktoś powinien napisać traktat filozoficzny na temat związków między życiem (jako rzeczownikiem) oraz czasownikami. Osobiście uważam, że przymiotniki jak: łatwe, przyjemne, dostatnie, bogate itp. – jako obciążone błędami percepcji – nie są w stanie opisać tego czym jest życie. Nie należą do jego treści ale wynikają z naturalnej skłonności ludzi do uprzymiotnikowania świata zewnętrznego. Inaczej rzecz ma się z czasownikami. Jeżeli się kocha, to nie ma wątpliwości, że się kocha. Tak samo ma się rzecz z pisaniem, czytaniem, pracowaniem. Z chwilą uśmiercenia ostatniego przymiotnika znikną wszystkie problemy filozoficzne!

Teoria czystego czasownika najlepiej prezentuje się w użyciu. Weźmy taki oto przykład:

tomik Izy Smolarek pt. się lenienie.

Tomik nie został wybrany przypadkowo. Przeciwnie. Zaproponowany przez poetkę tytuł oraz morfologia wierszy dają powody by sądzić, że artystce znane są założenia Antoniego P.

Zanim przejdziemy do omawiania dzieła Izy Smolarek w kontekście teorii czystego czasownika, warto przeanalizować tzw. rekację czasownikową, którą owa książka spowodowała.

Znawca i ekspert o doskonałej intuicji językowej – Karol Maliszewski napisał:

Tytuł debiutanckiego tomiku „się lenienie” myli czytelnika, bo tak naprawdę w tych wierszach nikt się nie leni (chyba że pies), a wręcz przeciwnie – szuka, walczy, nie ustępuje.„

[Karol Maliszewski]

Zwróćmy uwagę na budowę tego zdania:

tytuł → myli
w tych wierszach → nikt się nie leni
w tych wierszach → [się] szuka
w tych wierszach → [się] walczy
w tych wierszach → [się] nie ustępuje

Wzmocnienie epistemiczne „tak naprawdę” pomijam. Ono wymaga osobnego opracowania.

się lenienie” jest formą czasownika zwrotnego: lenić się. Przestawienie szyku spowodowało, że zaimek nieokreślony „SIĘ” stał się zaimkiem heideggerowskim, którego znaczenie oraz kontekst funkcjonowania musi uwzględnić kategorię „das Man” a zatem także autentyczny oraz nieautentyczny aspekt egzystencji.
Karol Maliszewski z wrodzoną sobie gracją pomija owe niuanse interpretacyjne. Pozostaje w ograniczeniu czasownikowym spowodowanym przez inwersję zaimka „się” w tytule. Czasowniki: „szuka, walczy, nie ustępuje” – występują tu w domyśle w formie zwrotnej. Jednak materialnie „się” zastrzeżone zostało tylko do czasownika „lenić”

Ale od początku.

Pierwszy związek czasownikowy:

tytuł → myli

Znaczenie czasownika „mylić” [wszystkie znaczenia za sjp.pl; jeżeli zostanie wykorzystane inne źródło, będzie to odpowiednio zaznaczone]

1. popełniać błąd, pomyłkę
2. wprowadzać w błąd

Karol Maliszewski pisze:

Tytuł debiutanckiego tomiku „się lenienie” myli czytelnika”

Odwołanie się do drugiego znaczenia czasownika „mylić” jest tu bezsporne. Maliszewski nie ma na myśli osobliwości inwersji „się” w formie zwrotnej. Nie chodzi tu zatem o nieuwagę redaktora czy autorki, która jest zapewne pomysłodawczynią tytułu. Maliszewski nawiązuje explicite do treści.

Forma: „nikt się nie leni” ma korespondować z tytułem: „się lenienie”. Jednakże „się lenienie” nie znaczy: „lenić się”. Interpretacja: „nikt się nie leni” byłaby prawdziwa, gdyby w tytule nie występowała inwersja. Tak jednak nie jest i ten błąd dyskredytuje dalsze analizy Maliszewskiego.

Jednakże Maliszewski jako użytkownik specjalnej odmiany języka zdaje sobie sprawę z własnej omylności. Używając techniki czasownikowych ogłupia czytelników. Pisze:

w tych wierszach → [się] szuka
w tych wierszach → [się] walczy
w tych wierszach → [się] nie ustępuje

Najmocniejszym znaczeniowo wśród tych trzech czasowników jest słowo „walczyć”. Wiąże się ono znaczeniowo z jakąś formą przemocy. W odróżnieniu od czasownika: „nie ustępować” w czasowniku „walczyć” zawarta jest nie tylko defensywna forma aktu fizycznego ale także – a może przede wszystkim – jego moment ofensywny, w którym chodzi o pokonanie i w walce i zwycięstwo. Walczyć można „szukając” czegoś. Człowiek może walczyć i „nie ustępować” ani na krok.

W innej postaci, w recenzji Karola Maliszewskiego forma czasownikowa:

szuka←walczy→nie ustępuje

Wygląda następująco:

wydzierać ← musi → wykradać

[w zdaniu: „Ona musi wydzierać, wykradać życiu prawo do miłości…”]

Pozostaje rozstrzygnąć, czy debiutanckie wiersze Izy Smolarek są tak agonistyczne jakby to chciał nie tyle Maliszewski ale użyte przez niego czasowniki.

Zgodnie z zasadą: „Po czasownikach ich poznacie” oto kilka przykładów z tomiku: „się lenienie”:

Przykład (1)

romantyzm otula nam uda

depczemy strach zakorzeniony między panelami

[hda: 120064896 sectors (61473 MB) w/2048KiB Cache]

otulanie + deptanie

Przykład (2)

sztywny język już uczy się dopełniać głoski

Między jedną a drugą stroną ud wślizguję się w twój blady świt.

Pociąg tematu spada z punktu a do b.

Krótkimi pchnięciami na przemian kłamiemy.

[romantyczność]

uczyć się + dopełniać + wślizgiwać się + spadać + kłamać

Przykład (3)

przepuszczam przez skos setek oczu chitynowe światło

lekko leciuchno mnie bierze uporczywe brzęczenie

cynamonowe wieże kuszą libido śmietana bije


[się lenienie]

przepuszczać + brać + kusić

Przykład (4)

wiatr od tamtej strony cisnął w nas strzępkami sosen

złe nie śpi powiedziałeś przechylając zziębnięte szczyty gór

barwne kramy stały resztką sił tuląc się do czego popadnie

[wróżba]

cisnąć +powiedzieć + przechylać + stać + tulić się (Ach! To tulenie się!)

Przykład (5)

Reszta wysusza wargi

Siedzę na skraju wydmy i łowię wiatr

Nauczyłeś mnie oszczędzać gesty, ramiona, uda i to co poniżej.

Na piasku w kolorze włosów najpierw pełznie śmiałość potem nieśmiałość potem zdezorientowana dłoń


[22:42]

wysuszać + siedzieć + łowić + uczyć + oszczędzać + pełzać

Przykład (6)

jesień nam się kurczy.

Żołędzie trzeszczą pod kołami ołowianych myśli

kłęby butwiejących wrażeń i czubki drzew sterczą ponad wodą.

Bezładny pęd starań tapla się w słowach.

Miedziane powietrze trwa pod powiekami ogrodów jakby liście nie umarły jeszcze.

[niedojrzałość]

kurczyć się + trzeszczeć + butwieć + sterczeć + taplać + trwać + umierać

Przykład (7)

granice mojej skóry nie trzymają się rozsądku

nadziewam gardło na suchy badyl

Mnie też przejęzyczysz

[dosłownie]

trzymać się + nadziewać + przejęzyczyć

Przykład (8)

miasto głuchnie wirując powoli

pewnie nastaje wieczór co ledwo zauważam

stawiam kroki na śliskiej jak gzyms aluzji

to rozbija mi frazy i przekłamuje rytm
drę retoryczne koty na figury i wiem –
tworzenie może wychodzić niezgorzej
choć bywa że bokiem

[do odwołania]

głuchnie + wirować + nastawać + zauważać + stawiać + rozbijać + przekłamywać + wiedzieć + wychodzić

Przykład (9)

zatrudniam ręce bo ciągle rosną w stronę telefonu

hipotetycznie zbliża się ósma owinięta w przelotną piosenkę

[post]

zatrudniać + rosnąć + zbliżać się

Przykład (10)

nawet nie zadrżałam

[pełniej (liryk bezpośredni)]

drżeć

Podsumowanie:

Zbiór czasowników wykorzystanych przez Izę Smolarek w podanych przykładach:

otulanie + deptanie + uczyć się + dopełniać + wślizgiwać się + spadać + kłamać + przepuszczać + brać + kusić + cisnąć +powiedzieć + przechylać + stać + tulić się + wysuszać + siedzieć + łowić + uczyć + oszczędzać + pełzać + kurczyć się + trzeszczeć + butwieć + sterczeć + taplać + trwać + umierać + trzymać się + nadziewać + przejęzyczyć + głuchnie + wirować + nastawać + zauważać + stawiać + rozbijać + przekłamywać + wiedzieć + wychodzić + zatrudniać + rosnąć + zbliżać się + drżeć

ma charakter raczej chrześcijański aniżeli clausewitzowski. Zamiast wojujacej amazonki z zaszytą lewą powieką i odciętą piersią – by lepiej celować i móc sprawniej napinać łuk, mamy kobietkę, która tuli, łka i kurczy się.

Ostatni uwaga:

Antoni P., zanotował na marginesie:

Przymiotniki należą do świata estetyki. Moje czasowniki są sprawą ontologii. Jest jak Jest.

Oznaczałoby to, że Maliszewski pisząc o wojujących wierszach zwyczajnie się myli. To nie jest kwestia interpretacji. To jest robienie z czajnika maszyny parowej.

Gdyby uwierzyć w niemieckojęzyczną prawdę, że:

,,Granice mego języka oznaczają granice mego świata” (Tractatus:5.6)

to okazałoby się, że Iza jest idealną kandydatką na zakonnicę a Karol ma zwyczajnie przejebane w domu. Zwłaszcza, gdy po dobrej wódce w drzwiach wita go żona lub mąż.

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

« Wstecz