Rymowanki dla baranów o wierszach Józefa Barana

30 sierpnia, 2008 by

. z roku 2007 i tych, co napisał rok później, a które opublikowano w twórczości.

Nie ma co się certolić, nie ma co owijać w papierek rymowanki Józefa Barana do czytania się nie nadają.

A wszystko zaczęło się tak. Było sobotnie przedpołudnie. Spokój, nic nie zakłócało błogiej ciszy i tylko mój prywatny daimonion szeptał: Spróbuj dzisiaj być dobrym człowiekiem. Spróbuj, co ci szkodzi? Faktycznie, co mi szkodzi? Nic! Postanowiłem chociaż jeden dzień być dobrym człowiekiem.
Od około godziny 11.43 i 28 sek. , rozpocząłem wspinaczkę na szczyt mojej własnej dobroci, empatii i czegoś tam jeszcze, czego normalnie unikam. Z uśmiechem na mordzie witam sąsiadów. Oni się dziwią i nieporadnie ukrywając zaskoczenie, odpowiadają grzecznie na moje powitania. Nawet rytualna podróż do kibla odbywa się bez żadnych ekscesów. Proces defekacji jak nigdy, trwa zaledwie trzy godzinki. Innymi słowy: wszystko idzie jak z płatka. I byłbym wspiął się na swój prywatny ośmiotysięcznik dobroci, gdyby nie poranna lektura klozetowa czyli losowo wybrane pisemko, które biorę do ręki i czytam, by zapomnieć o spazmach perystaltycznych, o hemoroidach wielkości kciuka, o wytrzeszczu oczu czyli o prozie życia, która zaczyna się gdzieś tam w okolicy godziny za dziesięć dwunasta.
Mój pech, że trafiło na sierpniowy, ósmy numer twórczości.

Mała uwaga:

Nie wiem, co mnie podkusiło by wziąć akurat twórczość a nie na przykład Carla Schmitta. Ostatnio prószyński end ska, zwietrzyli pismo nosem i wydali jego Lewiatana. Czyta się to wyśmienicie, w przeciwieństwie do Kelsena czy Jelinka.

Do rzeczy. Idę zatem do kibla, by kolejny raz oddać się geberitowej męce, w której zawsze odnajduje coś przyjemnego. Idę krokiem prędkim, acz niespiesznym jakby to powiedział poeta i na dodatek mam kilku poetów pod ręką, we wrzosowej okładce.

Plusk pierwszy – kupa, ale zanim dobiegł mnie plusk numer dwa, zbaraniałem. I to wszystko wina Józka Barana, a dokładniej jego rymowanek. W jednej chwili szlag trafił wszystko: całą empatię i łikendową dobroć. Nawet kupa straciła swój pierwotny połysk. W dniu, w którym człowiek decyduje się na bycie dobrym, w dniu, który chciałoby się zakończyć bilansem dodatnim musi zawsze zdarzyć się takie coś. Kurwa!
Na tym etapie narracji Piotr Kraśko zadałby pytanie: Jak doszło do tej tragedii?

Poeta wbił się w światową koniunkturę. Pierwsze teksy opublikowane w twórczości są o tematyce chińskiej. Aż chciałoby się pogratulować wydawcy, że zdążył z nimi na olimpiadę w Pekinie. Nie, nie drogi czytelniku, Baran nie protestuje przeciwko łamaniu praw człowieka, przeciwko morderstwom transplantologicznym. Baran to polski poeta, a ci nie protestują. Polscy poeci mierzą się tylko z bogami, nie obchodzą ich rozterki dnia codziennego, nawet gdy maja charakter globalny. Dlatego Baran w Pejzażu z Morzem Południowochińskim napisze: płyną wdzięcznie / w dżonkach parasolek / przez słoneczną plażę / trzy Chinki-Singapurki / doda jeszcze dopełnienie poetyckie, napisze sławne typowo polskie: jak., po którym wstawi tekst i o motylach, które są napełnione pogodą (sic!). Nic prostszego, nieprawda? O tym, że Baran poeta, to nie zwykły baran, ale poeta i ma wizję, ma pomysł na wiersz, stara się przekonać w następnej strofie i to od pierwszego wersu. Tu napisze o ściąganiu wzrokiem i o tym, że Chinki-Singapurki wiosłują szybko wiosłami w głąb siebie. Tu poeta nie był niestety odkrywczy, cały świat sportowy przekonał się o potędze skośnookich bicepsów nawet w wersji waginalnej. Wszystko wyszło przy okazji olimpiady.

Jednak najbardziej udana jest strofa numer 3. Jest wyjątkowa, niemalże milenijna, dlatego pozwolę sobie ją zacytować w całości: a morze / jak wielka łagodna krowa / podpływa do ich stóp / i liże je językiem fal //.

Na czym polega jej wyjątkowość? Otóż kiedy pierwszy raz przeczytałem o morzu, które zmienia się w krowomorze i które liże stopy językiem fal (za te języki fal, Baran pewnie zostanie odznaczony przez Koło Rymujących Gospodyń), najpierw się szyderczo zaśmiałem, ale po chwili namysłu straciłem swoją szyderczą pewność siebie. Dzwonie do kolesia z Tybingi, co to od lat trenuje sztukę hermeneutyki tekstów literackich i pytam go o te krowy, bo coś mi tu nie gra. Szymon bo tak ma koleś na imię prosi, bym mu wysłał cały tekst. To mu go faksuje. Oczywiście cały czas jesteśmy na linii. Pytam go czy tekst dotarł, on potwierdza. Po chwili milczenia w słuchawce słyszę buhahahahahaha. Pytam się zatem: No i co ty na to?. Toż to tzw. buhahizm pierwszego sortu. Buhahizm? pytam. Szymek jednak nie chciał zdradzić co to takiego. Zasłaniał się tajemnicą naukową.

A teraz poważnie: żeby interpretować cokolwiek, owo cokolwiek musi przede wszystkim istnieć. Jeżeli chodzi o wiersz Barana Pejzaż, mamy wprawdzie do czynienia z istnieniem i można pokusić się o interpretację jakąkolwiek, ale interpretator wyjdzie na kompletnego barana szukającego w leniwych krowach, liżących stopy odpowiedników literackich Rosynantów .

Kolejny tekst Barana też jest o Chinach. Tutaj poeta zmierzy się z chińskim przeludnieniem, ze zjawiskiem masowości. Stanie się na chwilę Ortega-Gassetem, zwłaszcza w wersie: termitiery domków / z setkami okien / zaglądających sobie do okien / chciałoby się w tym momencie wydrzeć się na całe gardło: Ależ to głębokie!. Niewątpliwie, sięgając po poetykę Barana, należy powiedzieć: ta głębia nie widzi swojego dna, bo jest tak głęboka. Koniec strofy nie zaskakuje. Chińczycy u Barana się wyroją bo ich jak mrówek chciałoby się dodać. Później jest o ulicznym ulu o tym, że trudno się połapać w Chinach, zwłaszcza zorientować się kto jest kim. Ten europejski fenomen huizhiuzmu Baran przeflancował w ramy kultury orientu z nadzieją: a nuż się uda!. To, co chińskie u Barana nie ma nic wspólnego z Chinami. To zbiór stereotypów, w których najważniejszym jest masa. Pod tym względem wiersz Ulica chińska., jakością warsztatową i merytoryczną porównana może być tylko do chińskich tenisówek sprzedawanych na wiejskich targowiskach.

Po chińskiej przygodzie, w której za przewodnika robił Baran, miałem dość Chin i dość Barana. Postanowiłem mu dać ostatnią szansę. Czytam i czytam i nagle jeb! prostytutka. Tak, tak, po serii o Chinach nadeszła pora na dziwki, tyle że jeżeli ktoś myśli, że u Barana się porucha intelektualnie z prostytutkami, to się myli. Baran nie może się zdecydować i z niezdecydowaniem konfrontuje czytelnika. W Ręce czytamy: Piękna żebraczka albo prostytutka. Od tej alternatywy zacznie wprowadzać lirycznych głupców-czytelników do krainy kierkegaardowskiej, w której na próżno szukać zdań z dziennika uwodziciela. Zamiast tego Baran, jak na prawdziwego poetę przystało, zacznie mierzyć się z samym panem bogiem. Orężem jego będą nieme skargi, odtrąconymi rękami, które rosną ciśnieniem. Innymi słowy: kompletny bełkot, z którym równać się może tylko rymowanka wyryta na blacie szkolnej ławki: kocham Józefinę, co sprzedaje amfetaminę.

Reasumując:

Można jeszcze długo kpić wierszy Józefa Barana. Jeżeli chodzi o warsztat, to nie sposób odnieść się wrażeniu, że Baran używa przerzutni tak sobie, by mu wersy w strofach pasowały. (np. w tekście: Tyle razy umieramy). Wyglądają na takie, co to napisane zostały naprędce i to na dodatek bez pomysłu.

Jednak Baran i jego rymowanki to arcydzieła literatury, w porównaniu z wierszykami Dariusza Pado z Nowej okolicy poetów. Ale o tych milowych kamieniach w rozwoju kultury śródziemnomorskiej, które wychodzą spod pióra adwokata-dyslektyka opowiem w kolejnym odcinku z cyklu: „z kopa w jaja”

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

S-mani palą pierwszą ulicę Warszawy

29 sierpnia, 2008 by

Nauczyciele na ulicach Warszawy. Transparenty z czerwonym logo SOLIDARNOŚCI. Chcą więcej zarabiać, chcą mieć większe emerytury, chcą zamiast kaszanki z ziemniakami (która to potrawa jest najbardziej niedoceniona w kuchni polskiej) wpierdalać fisze po 30 zł/kg, szyneczki parmeńskie 150 zł/kg.
Idą stadem. Panie nauczycielki prosto od fryzjera, w makijażu takim, co to obowiązuje tylko w niedziele i tylko do kościoła. Te same panie w strojach późnoletnich, w kostiumach uśmiechają się do mnie z telewizora. Widzę ich wydelikacone dłonie, wypielęgnowane skórki, bielutkie ząbki w uśmiechu. Obok panowie nauczyciele i działacze. To oni założyli białe kamizelki z czerwona solidarnością, oni podpalili kukiełki, oni odpalają petardy żeby było głośno, żeby było gorąca. Oni dbają o swoje kobiety, by się nie przemęczały. Oni też na mnie spoglądają.

Oni na mnie, ja na nich. Wgapiamy się w siebie wzajemnie. Trwa to jakąś minutę, może dwie. W tym czasie pani reporterka komentuje, opowiada coś o godności, o rządzie, o obietnicach, generalnie powtarza wszystko to, co zapisała sobie na kartce jeszcze dzień wcześniej. Musiała się przygotować, chciała być pewna, że w relacji na żywo bezbłędnie odda w kilku słowach wszystkie emocje tłumu.

Nagle ktoś krzyczy: Cisza! Cisza! Śniadek mówi!

Śniadek mówi. Stanął na mównicy. Jest ich Demostenesem, tylko dlaczego patrzy do kamer a nie w oczy tych, którzy go wybrali? Za chwile będzie im opowiadał o godności, będzie im mówił co i jak. Będzie mówił tak długo, dopóki będą na niego skierowane kamery. Ani sekundy dłużej. Zgasną flesze i sobie pójdzie. Ma w dupie brawa. Ma ich w dupie, przynajmniej teraz. To zmieni się przed walnym, ale póki co ma czas.

Uwaga! Oto notatka z lekcji o godności:

Godność to to, to siamto, to pampo, to pimpo oto najważniejsze, co należy zapamiętać jeżeli chodzi o godność.

Jedyna kompletna definicja. Doskonałe wyczerpane definiendum w definiensie.

Śniadek się już nagadał. Powiedział, to co zwykle: że jest prosty człowiek i są oni rządzący, supermeni w niebieskich tiszertach z zajebistym żółtym S pośrodku. I że od czasu do czasu układ się na chwilę zmienia, że to ci zwykli ludzie zakładają białe tiszerty z lepszym, czerwony zajebistym S na plerach. Biali teraz będą lać po mordach, będą palić, kukły robić nikt ich nie powstrzyma, oni dzierżą historyczną siłę, bo historia jest ich siłą.

W LOGO TKWI PRAWDZIWA SIŁA SUPERMENA NIE W BICEPSACH!

Są braćmi S-manami! Nie zrobią sobie krzywdy. Śniadek wróci do hotelu. Zmieni koszulę, bo spocił się pod pachami. Nie to, że z nerwów. Nie jest przecież jakimś nowicjuszem. Tyle lat w branży. Nic nie wskórał, ale przecież głupi to on nie jest. Gdzie złapie lepszą fuchę. Zmieni koszulę, psiknie dezodorantem pod pachy, przepłucze zielonym elemksem czerwoną mordę i przekąsi coś w restauracji. Wsiądzie do limuzyny i każe się zawieźć gdzieś tam. Usiądzie i poogląda się w telewizji. Upewni się, który profil lepszy, czy puder, którego użył, by mu się morda nie błyszczała nie jest aby za ciemny. Nie chce wyjść na Leppera.

Ale to się musi skończyć. Wycackane damulki, panowie profesorowie od wuefu (ci od polskiego są za słabi, by przytaszczyć oponę do Warszawy), wrócą do siebie. Te same znudzone mordy wrócą do tych samych szkół. Ale zanim każą dzieciom składać się na komitety rodzicielskie, zanim każą sobie kupować podarki na zakończenie roku, zanim każą sobie fundować kolejne wycieczki klasowe, zanim nastąpi wszystkie inne zanim, wyślą esmesa do kolegów, koleżanek, którzy zostali w domach. Smsa o treści: czesc! Byłem w telewizji?widziales mnie?nagrales? nie jest głupi, nie użyje polskiej diakrytyki. Nie da się zrobić w chuja operatorowi gsm. Od robienia w chuja to jest tu on.

s-mani palą pierwszą ulicę Warszawy. Za chwilę zacznie się bombardowanie! Czy widzisz samoloty? Te cholerne samoloty?

maly-samolot.JPG

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

oto Ewa Bieńczycka! oto kobieta! oto poezja!

28 sierpnia, 2008 by

Dni osobności balsam rany, / balsam wspólnoty, ale w ciszę./ Hej, piszę Tobie, piszę, piszę, / Hej, hej! Kochany! //

Tu nie ma czasu ani miejsca na wprowadzenia, na akapit dla wstępu. Zresztą nie ma takiej potrzeby, pod warunkiem oczywiście, że zrezygnuje się z poprawności i kanonów pisania, na rzecz uczuć, pierwszych nigdy nieomylnych wrażeń.

Wiersz ONI Ewy Bieńczyckiej jest kobietą. Nie chodzi tu o to, żeby wprowadzić nagle rozróżnienie na poezję penisoidalną i waginalną, ale o nieodparte wrażenie kobiecości, któremu ulec musi każdy, kto będzie ten wiersz czytał. Ja czytam go już trzeci dzień i widzę w nim kobietę, która po każdej lekturze nabiera coraz bardziej wyraźnych kształtów. Nie jest to istota prozaiczna, roztaczająca wokół siebie kwaskowatą woń cipy. Nie jest to także kobieta duchowa, romantyczna, spowita w mgły i anioły. Gdybym miał ją określić, nazwać musiałbym odwołać się do najpotężniejszych narzędzi hermeneutycznych, by stworzyć konglomerat pojęciowy na miarę inderweltu. Uzyskałbym wówczas opis niedoskonały, wymagający kolejnych ważnych glos, być może akademickich komentarzy, ale byłby to opis najlepszy z możliwych, chociaż z założenia niedoskonały.

Hej, hej! Ja przecież Tobie piszę! / Hej, hej, niedługo na tej ziemi! / Oni jak w wyraz zapatrzeni, / odcięci od słów, które słyszę //

Porywam się, oddaję. Oddaję, wiedząc, że mogę być językiem, mogę być słowem. Chcę być i mieć, bez żadnej sprzeczności między przedmiotowością posiadania a podmiotowością bycia. Chcę wprowadzić zgodę, połączyć rozdzielone ciało i ducha, odnaleźć jedność. Dlatego moja kobieta, którą dostaję od Bieńczyckiej, będzie indywidualna, będzie spełniała twoje marzenia, ale tylko te mądre pod warunkiem, że je masz.
Ta lekkość, którą uzyskała autorka dzięki powtórzeniom jest pozorna, bowiem za tym powtórzeniem kryją się to, co publiczne kalki kulturowe, oraz to, co prywatne: czyli najbardziej intymna podmiotowość.

Wzbiera potrzeba i odmowa / bo po cóż wikłać się i łudzić, / Oddzielna rzecz, jednak dla ludzi / A jednak słowa, słowa, słowa //.

Z wierszy, które opublikowała Ewa Bieńczycka na swoim literackim blogu, tekst: ONI jest moim zdaniem kluczem do zrozumienia poezji Ewy. Bo oto w pewnym momencie następuje konfrontacja czytelnika z Burzą letnią II czy Zbiorem malin, aphelium leśmianowskich, beztroskich owoców przepełnionych wonią kobiecego ciała. W poezji Ewy każdy wers waży inaczej. Weźmy taki oto przykład:

Nic już nie łączy mnie i z tobą nie będę razem. Dał Bóg tanio. / Maj się przetoczył jak bywało, tylko już szybciej i już śmielej. / Miód był w powietrzu. Deszcz nagle zamknął przelot pszczeli. / Byłam w kielichach. Jestem w kropli. Miodowo ranią / fasady mokrych kamienic //

Znowu kobieta w każdym wersie, za każdą literą, ale tak niepospolicie kobieca, tak niezwyczajnie, że aż męska z którą nie chodzi się tylko i wyłącznie za rękę, pod rękę czy do łóżka, ale taka, z którą się przede wszystkim rozmawia. Kobieta, która jest przyjacielem-mędrcem, która potrzebowała wiele takich majów, by stać się taką jaka jest.
Bieńczyck rezygnuje z feministycznej kryptoerotyki, rezygnuje z bipolarnych przedstawień emocji: od najwyższej euforii, do najmroczniejszej depresji, rezygnuje z pseudofilozoficznych rozważań i zabaw lingwistycznych. Jest konserwatystką. Jest rozsądna do tego stopnia, że aż wyrachowana. To wyróżnia jej wiersze na tle bełkotliwych albo płaczliwych, albo też niezrozumiałych rymowanek, które codziennie zalewają Internet.

Czytając wiersze Ewy czytelnik powraca do jednej z najmniej znanych w polskiej literaturze tradycji. W Aneksji czytamy: Nie te winy! Świat choć ten sam – / zupełnie inny. Nie te wady! Świat mrze, by wciąż otwierać sezam / wiosny. Umierać będąc młodym, zdążywszy mościć się w wygodzie / sprytu. Ogień grzeje wspaniałość czarów w obcym ogrodzie //. Kto w tym momencie nie wspomniał o poezji Stefana George? O jego ogrodach? O jego egzotyce naszpikowanej symbolami, która sama w sobie była symbolem? Właśnie dlatego należy przeczytać wiersze Ewy Bieńczyckiej, bo one mówią do człowieka językiem prostym, ale językiem bogatym w znaczenia i odniesienia. I nie ma się co łudzić! Wszyscy, którzy chcą zobaczyć w poezji płaczącą, kochającą, mędrkującą Szymborską się rozczarują. Wszyscy, którzy chcą zobaczyć Ewę też odejdą z kwitkiem. Ale ci, którzy odważą się z poezją Ewy Bieńczyckiej porozmawiać na pewno się nie zawiodą. Jednak pamiętać należy, że sam odwaga tu nie wystarczy i że to wiersze Ewy wybierają swoich czytelników.

Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »

rynsztok.pl & nieszuflada.pl

28 sierpnia, 2008 by

Każdego dnia internet zalewa kolejna fala tekstów, które określa się dumnie mianem: poezja współczesna lub: wiersze. Tysiące bełkotliwych wersów, tysiące ckliwych rymowanek, dziesiątki tysięcy linijeczek trzynastozgłoskowych, których jedyną wartością jest poprawność warsztatowa. Współczuć należy tym wszystkim, którym przypadnie w udziale klasyfikacja tego, co dzisiaj określa się poezją współczesną. Bo poezja dzisiaj, to nie tomiki Pasewicza, czy Świetlickiego zalegające na półkach w księgarniach, ale teksty, które w czasie rzeczywistym konfrontowane są z czytelnikiem za pośrednictwem internetu. I to o tym zjawisku będą pisali teoretycy literatury za lat kilka (jeżeli już nie piszą).

Jeszcze do niedawna najlepszym, najbardziej krytycznym portalem, który opierał się skutecznie przed zalewem gówienek opatrzonych tytułem był rynsztok.pl. W czasie, gdy inny, główny portal literacki: nieszuflada.pl zasypywany był każdego dnia dziesiątkami tekścideł często bez żadnej wartości literackiej, rynsztok.pl trzymał fason. Dzisiaj zdaje się już nikt nie pamięta jak to się stało, kto pierwszy wpadł na pomysł, aby strzelić rynsztokowi.pl w łeb. W każdym razie wymyślono, że należy wychować niewychowanych użytkowników. Rozwiązanie iście reżimowe, które bez realnych środków przymusu powieść się nie może. Współwłaściciel rynsztok.pl, Tomasz Gerszberg największy zwolennik koncepcji społeczeństwa otwartego, nie odrobił zajęć i nie przeczytał błyskotliwego tekstu Leszka Kołakowskiego o samozatruciu społeczeństwa otwartego. Stało się tak jak się stać musiało, wąż udławił się własnym ogonem. Portal jebnął na pysk i dobity został ramówką pod tytułem: Krysia się ekstrerioryzuje! Uwaga moje obrazki z podstawówki! Przyjdź i skomentuj!. Dzisiaj rynsztok.pl zionie pustką i nie wygląda na to, by to się w najbliższym czasie zmieniło.

Podsumowując: rynsztok.pl wypadł z obiegu, pozostała nieszuflada.pl. Jednak i z nią dzieje się coś dziwnego. Dostatecznej racji istnienia portalu zapewnia nieprzerwanie laureat jednego konkursu: Jacek Dehnel. Jest on główną postacią portalu nieszuflada.pl promuje on portal a portal promuje jego. Jedyną wartością wierszy Dehnela jest nienaganny warsztat. Jeżeli poprawność warsztatowa jest miarą poezji współczesnej, to niewątpliwie Dehnel jest wybitnym poetą. Drugą filarem nieszuflady.pl jest poetyzujący recenzent Jakub Winiarski. To on przygotowuje bryki z gazet, pisząc gładkie streszczenia: co w trawie piszczy. Równie dobrze mógłby on redagować rubrykę w Pani domu i pisać o tym, jakie kolory torebek obowiązują w sezonie. Winiarski jednak jest człowiekiem renesansu: recenzuje tomiki poetyckie, recenzuje literaturę s-f, pisze wiersze. Jest to literacki samograj, którego płodność zapewniłaby stały przypływ postów 10 nieszufladom.

Tandem: Winiasrki & Dehnel, jest spiritus movens nieszuflady. Inne postaci spełniają tam rolę akolitów wodza, lub banowanych przez Generała-Administratora zaciekłych krytyków tych papierowych postaci. I tak też się dzieje od jakiegoś czasu, że nieszuflada żyje kolejnymi skandalami. Ostatnim większym skandalem była tzw. afera Kaczki jeden z userów zabawił się w reżysera, rozbawił gawiedź, rozzłościł szefów i delikatnie mówiąc: wypierdolono go na zbity pysk. W tzw. międzyczasie zaczęły się pojawiać wpisy godne pióra axela springera o tym, kto kogo i gdzie w pupę pcha czyli zaczęto się odwoływać do hasła, na którym żerowała ostatnio polska literatura (wszyscy pamiętają młodych, dwudziestoletnich, którzy przyznawali: Tak, to prawda, jestem gejem i piszę wiersze lub: uwaga, uwaga! Pierwszy kryminał gejowski! zabić należałoby za tego typu reklamy!). To wszystko sprawia, że nieszuflada staje się czymś w rodzaju Faktu tabloidem, w którym jakość tekstów przechodzi w ilość. I faktycznie, publikowanych jest tam dziennie 20-30 nowych tekstów. Większość z nich nie doczeka się komentarza, a jeżeli już to ekskatedralnego: ad kosz; tak się dzieci bawią; gniot.

Jaki morał jest z tej opowieści? Gdzie szukać dobrych tekstów? Dobrej poezji, zwłaszcza tej nieostygłej jeszcze od długopisu, od myśli? Klasyków jak Wat, Miłosz czy Herbert w księgarniach. W dobie internetu nie ma co liczyć na masowe portale. Poezje trzeba samemu wypłukiwać, jak grudki złota i albo ma się szczęście, albo nie. Ja miałem. Znalazłem poezję, która jest kobietą to wiersze Ewy Bieńczyckiej (www.bienczycka.com), o których napiszę kolejnym razem.

Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »

Wiersz z sieci: Ilionowski, „Rewolucja”

21 sierpnia, 2008 by

jezyk.jpg

Autor: Ilionowski, Rewolucja

Rewolucja, rewolucja! Oto rewolucja!
Zarżnąć język trzeba, później obyczaje
i panie w garsonkach, panów w garniturach
pod nóż: ciach, ciach, ciach, ciach.

Nazwijmy rzeczy od nowa. Zasada jest taka:
zmień język – świat zmieni się sam.
A teraz moja rada: unikaj przypadków, nie pozwól się odmieniać!

Rewolucja, rewolucja! Oto rewolucja!
Nauczymy ich wszystkich naszej gramatyki.
Niech wykują na blachę nowe semantyki.
Nieuków do kąta lewą marsz, ciach, ciach!

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Wiersz z sieci: Ilionowski, „Śpię i Śnię”

20 sierpnia, 2008 by

spie-i-snie.jpg

Autor: Ilionowski, Śpię i Śnię

Śpię.
W śnie moim śnię
tak sobie, o sobie
śnię.

W śnie jestem czarodziejem
bo to mój sen.
I tylko ja tutaj znam czary.

Mary z dech a to przecież trzecia dycha.
Dech w rękaw: raz i raz drugi
patrzcie! Tak się z klasą zdycha!

Magia na ławce bezpańska się wala
i pusta flaszka. Na niej ostatnie zaklęcie:
wszyscy wypierdalać.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Z trudem odczytany fragment Ewangelii wg Marka T.

15 sierpnia, 2008 by

Jest już za późno na cokolwiek. Jedynym racjonalnym wyjściem będzie: brak reakcji na cokolwiek, czy tego wyjścia chcecie?

Ja z jednej strony:

j1a.jpg

Czy teraz mi wierzysz? Czy ty kurwa wierzysz?!

To się nie może tak skończyć, tak po prostu. ONA: egocentryczna rzeczywistość zer multiplikowalnych przez siebie, dla siebie bez nikogo dla nikogo; ONA: nie może być ostatnim akapitem znanego nam świata.

Bierzcie i burzcie! Zacznijcie od języka, niech pierwszy zaszlachtowany zakwiczy.
Niech ryczy.

Ja z drugiej strony:

j2a.jpg

I jak ci się podobam? Ten profil jest bardzij seksi, co nie?

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

człowiek, który patrzy

13 sierpnia, 2008 by

obserwator.jpg

Ty mnie nie widzisz, a ja patrzę na ciebie cały czas. Rzuciłem w ciebie okiem i oglądam jak pędzisz to w truchcie, to w pełnym biegu, jak gnasz pata-taj, pata-taj. Obok, obok, bez czasu na nic, bo tylko na nic masz czas. Sto dwadzieścia granitowych krawężników na godzinę.

i pot pod pachą
ipod
i spocone pachy
i żarcie i kredyt i dom
i ona
i ono
i on
i po co?

Ty mnie nie widzisz. Ja teraz z kamienia ciągle patrzę na ciebie. Mam cię w pełnym polu widzenia, w nowej perspektywie, z góry. Wyglądasz tak samo.

obserwator1.jpg

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

dialog mistyczny o konieczności wojny

12 sierpnia, 2008 by

Dialog 1

jez-dol.jpg

– Widziałeś te myszy między palcami u moich stóp?
– Myszy?
– Szare, zwykłe szare polne myszy. O! Zobacz, jedna jest przy małym paluszku. Ty! Patrz, jak ona zapierdala! Patrz! Patrz!
– Faktycznie, mysz. Ale co one tam robią?
– Piją sobie, piją…
– Hmm…
– Krew piją, a ja cały czas je obserwuję. Teraz już wiesz, dlaczego nie patrzę tobie w oczy?
Widzę tylko myszy i krew, na resztę nie mam czasu.

Refren:

aniol-1.jpg

Anioł pierwszy śpiewa:

Tralala, la, trala, la, trala, la
Siabadaba da, siabadaba da

Dialog 2

Dialog 2

jez-lez.jpg

– To tylko wygląda tak, jakbym cały czas się opierdalał.
– A coś robisz? Cały czas leżysz…
– Leżę, leżę, zaraz tam, że leżę. Naprawdę, to ja pracuję cały czas.
– Pracujesz?
– Tak, jestem bardzo zajęty.
– A co ciebie tak zajmuje?
– Mam wszystko na uwadze to właśnie robię przez cały czas.
– To zrób coś, żeby przestali strzelać!
– Nie, nie.
– Dlaczego?
– Bo stracę wszystko z uwagi i będą znowu opowiadali, że nic nie robię.

Refren

aniol-2.jpg

Anioł drugi śpiewa, ale nikt go nie słyszy, bo dookoła słychać odgłosy wybuchów i wystrzałów. Traci cierpliwość i wreszcie krzyczy:

– Nikt, ale to nikt i nigdy nas w chuja nie zrobił i nie zrobi! Czy wystarczająco po ludzku się wyraziłem? Dotarło?

EPILOG

Zawsze na końcu ona zabiera głos, ona ma najwięcej do powiedzenia, bo tylko ona mówi.

ona.jpg

Ona mówi:

– A kuku! tu jestem! Tu!

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »