– Przeczytałeś? zapytał Mateusz wracając do stolika z flaszką wódki Wziąłem całą, żeby tracić wątku dodał.
– Tak.
– No i co? Pierwsze wrażenie?
– Pierwsze wrażenie?
– Pierwsze potwierdził, rozlewając kolejkę.
– Może to dziwne, ale pierwsze moje wrażenie po przeczytaniu tego wiersza wiąże się Mandelbrotem, jego zbiorem.
– A dlaczego?
– Zbiór Mandelbrota pojawił się w moim umyśle, jako silne, nieodparte wrażenie, kiedy po raz któryś tam przeczytałem wersy z trzeciej strofy. Czekaj, zaraz je przeczytam odpowiedziałem i odnajdując kartkę z Jak przegrać doskonale, odczytałem:
I, czekaj jeszcze, nie pamiętam, ty czy ja
wpadłem na tę myśl o żukach w środku
figi, nie uważaliśmy, teraz to możliwe,
że one nas piszą.
Mateusz wysłuchał uważnie. Wyjął flaszkę z kubełka z lodem, odkręcił i rozlał kolejkę. Podniósł swój kieliszek, spojrzał na mnie i powiedział:
– Dobre, kurwa, dobre.
– Dobre.
Jak przegrać doskonale jest światem wielości znaczeń możliwych do odczytania w różnych odmianach rzeczywistości, które sam zawiera. Jest czymś na kształt tego żuczka Mandelbrota, z nadymanym odwłokiem i malutka główką pokrytą chityną, w którym samopodobność wzbogacona została każdorazowo na kolejnym poziomie o jakąś unikalną aberrację. W pierwszej chwili wydaje się być to tekst o różnicy między białkowością a duchowością, w którym to, co materialne (białko) i jego mechanika (białko pisze; białko pisze i nie obchodzi go autor) skonfrontowane zostało z autorem. Ten schizofreniczny dualizm, widoczny w całym tekście wydaje się być pretekstem do rozgrywki z rzeczywistością jako realnością rozumianą jako to, co oczywiste-zmysłowe oraz to, co senne, złudne. Jednakże prostej dychotomii wymknie się to, co unikalne w tym tekście, a mianowicie: jego wielopłaszczyznowość. Pasewiczowi udała się bowiem rzecz niezwykła. Literalnie w kilku wersach wykreował nieskończenie wiele światów i nie wydaje się, by było to dziełem przypadku. Oto pierwszy wers i zapowiedź nowej fizyki:
Przestrzeń ma kształt tarki do buraków.
Fizyki, która ograniczy się tylko do wskazania kolejnych światów, bez przesądzania o ich jakości.
Wracając do sygnalizowanego wcześniej problemu duch-ciało. Jeżeli czytelnik chciałby znaleźć jakąś odpowiedź istoty tej relacji, ciekawszej niż np. okazjonalizm, to się zawiedzie. Pasewicz tu także gmatwa, tworzy konstrukt rzeczywistości białka, które nie jest ślepe i sumy przerażeń. Pisze:
Białko pisze i nie jest ślepe, to nie rojenia
tylko suma przerażeń.
Niewiadomo do końca czy Pasewicz nadaje swojej mechanice nowe, nieznane atrybuty czy tworzy myślące maszyny, a może czy w myślących duchach widzi maszyny. Pozostawia czytelnika bez odpowiedzi, wprowadzając kolejny rodzaj świata:
I nieważne jest czy
pokochamy trupa, ta wiedza odsyła nas
w sen a on okazuje się kolejnym pismem
nie odpowiemy chyba na poste restante?
Ta cześć tekstu jest o tyle ciekawa, że Pasewicz rezygnuje z naiwnej i oklepanej metaforyki snu, jako realności (chociaż przyznać należy, że oniryczność jest ważnym elementem tekstu). Tu pojawia się problem rzeczywistości jako tego, co jest wyrażalne w języku, za pomocą pojęć. I nie sposób z jednej strony wzdrygnąć się przed tą skrajną racjonalizacją świata, a z drugiej zaś ulec pokusie choćby krótkiego eksperymentu myślowego: zadać sobie pytanie, czy znam coś, czego nie potrafię nazwać? Czy istnieje jakaś jakość ponadprzymiotnikowa, jakość nowego przymiotnika? Jeżeli tak, to czy świat jest, czy może mój język jest światem?
Nie istnieje ostateczna odpowiedź na te pytania. Zresztą próżno odpowiedzi szukać, zwłaszcza że wielość rzeczywistości (tu nawet Chwistek zazdrościłby Pasewiczowi ) w tekście Jak przegrać doskonale osiąga apogeum we fragmencie:
I, czekaj jeszcze, nie pamiętam, ty czy ja
wpadłem na tę myśl o żukach w środku
figi, nie uważaliśmy, teraz to możliwe,
że one nas piszą
Nie uważam by dyskusja nad tym fragmentem w ramach hermeneutyki multimolekularnej kiedykolwiek znalazła swój finał. Z jednej strony jest to jakaś dziecięca konstatacja, z drugiej wprowadzenie w świat fraktali i opisu. Istnieją fragmenty, o które człowiek jest zazdrosny, że to on ich nie wymyślił. Właśnie to jest jeden z nich.
Oprócz tych wszystkich warstw znaczeniowych, jest też ta literalna. Ta, która jednak umyka w kontekście tekstu. Okazuje się, że wiersz Jak przegrać doskonale może być odczytywany jako rodzaj intymnego dialogu. Pasewicz napisze:
To nie jest list miłosny
to deklaracja
ale nie sposób wyczuć tej naturalności, które pojawia się tylko w bezpośrednim dialogu, a która nie ma nic wspólnego z deklaracją, ale z intymną czułością. Pasewicz wciąga w rozmowę, w dialog. Pisze: I, czekaj jeszcze, nie pamięta ty, czy ja, pisze jakby chciał zatrzymać czytelnika by porozmawiać, ale jednocześnie daje się wyczuć pewien dystans ty cały czas pozostaje bierne.