– Raport dotyczy biblioteki dla domeny literator.pl i nie obejmuje pobranych publikacji z kategorii „dział dzieł” ze strony historiamoichniedoli.pl
Sprawozdanie z działalności wydawniczej (1.01 – 28.11.2010)
Kategoria: Bez kategorii | 18 komentarzy »
czas na dzieło z działu dzieł
.
Proszę Państwa, ja Marek Trojanowski mam zaszczyt Państwu przedstawić kolejny z Filarów Kultury Zachodu – oto Dzieło, Dzieło z Działu Dzieł.
Kategoria: Bez kategorii | 4 komentarze »
Zabezpieczone: Dziennik (XXI)
Kategoria: Bez kategorii | Wpisz swoje hasło, aby zobaczyć komentarze.
Ilionowski, nuka chodzenia
.
dla takich synów nie ma nieba
wiem, nie płacz mamo
jest tylko chłód i czarna ziemia
spójrz mamo, idzie lato.
Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »
poeci
.
Poeci,
nie jesteście grupką knajpianych znajomych śmierdzącą piwem, która podróżuje z jednego końca Polski na drugi, by uczestniczyć w wieczorku poetyckim kolegi czy koleżanki. Nie jesteście też ordynansami wydawców czy producentów telewizyjnych, gotowych napisać kolejną kolorową książeczkę na zamówienie czy pokazać się w TVP wówczas, kiedy któryś z ministrów przypomni sobie o misji, o kaganku oświaty i innych tego typu głupotach. Nie jesteście też krętaczami ustawiającymi konkursy literackie po to, by zarobić trochę grosza. Nie jesteście też lizusami, biegającymi za dostojnymi krytykami, wydawcami czy utytułowanymi kolegami z wywalonymi na wierzch jęzorami, pozostając na każde skinienie, w nieustannej gotowości by wyczyścić butki, zaparzyć kawkę, ponieść neseserek lub wyprowadzić pieska.
Poeci,
część z was kurwi się par excellence wyświadczając przysługi, robiąc usługi, obciągając, fundując następne kolejki w knajpie, kadząc, błyszcząc pochlebstwem. Inni – dla których jesteście przykładem – za chwilę zaczną się kurwić a jeszcze inni kurwią się, gdyż bycie kurwą leży w ich naturze. Nikomu nic do tego. Ale Poeci – do kurwy nędzy! – jakby nie było jesteście solą tej ziemi, spadkobiercami duchowych gigantów, dziedzicami ducha: jesteście pięknymi umysłami tej epoki. Przyglądając się wam doświadczam unikalnego uczucia – oto jestem świadkiem dziania się pewnego okresu literackiego. Na własne oczy widzę jakiś ułamek literatury w chwili tworzenia się, w trakcie formowania. Wiem, że to jest ważne, że to co się dzieje nie jest pozbawione znaczenia i że przyszłe losy literatury są w dużej mierze z tym związane. I cieszę się jakoś wewnętrznie, że mogę na te trudne do zaobserwowania procesy patrzeć z boku, z dystansu. Bywa jednak, że ta optyka ulega zmianie, że z zewnętrznego obserwatora zmieniam się w absolutnie bezlitosnego despotę, spoglądającego na was z góry.
Czytając wasze listy, fragmenty w których piszecie:
„ech, chciałam tu Panu zarzucić jakimś moim wierszem i prosić o krytykę, ale stwierdzam, że nie będę się kompromitować i Pana przeproszę tylko za taki pomysł – sorka”
– i widząc ten brak szacunku do własnych wierszy, ten brak wiary, to zaczynam tracić nadzieję w jakąkolwiek przyszłość literatury. Jeżeli macie na tyle odwagi, by nazwać swój tekst wierszem, to – do chuja Wacława! – nie możecie ukatrupiać go stwierdzeniem, że: mnie „zarzucacie jakimś wierszem”. Wiersze są po to, by poeci byli z nich dumni. I nie ma na świecie nic piękniejszego niż dumny poeta.
Nie możecie też płaszczyć się bez krztyny godności pisząc: „nie będę się kompromitować”, „przepraszam”, bo jeżeli macie tyle dumy, by pisać wiersze – niezależnie od tego, co inni o nich sądzą – to musicie stać prosto. Sylwetka wyprostowana i twarz zwrócona ku słońcu – to naturalna postawa poety.
Poeci,
piszecie do mnie:
„Witam Panie Marcinie,
Mam do Pana prośbę o ocenę moich wypocin. Kurcze sam nie wiem na czym stoję… Użyłem nietypowej czcionki, podobnej do mojego charakteru pisma… te wiersze i przemyślenia to mój pamiętnik, stąd też taki nie inny wybór. Bardzo liczę na odzew z Pana strony.”
– i do korespondencji dołączacie stustronicowe załączniki. Ale jak ja mam je przeczytać, skoro wy sami piszecie o przesłanych tekstach, że to „wypociny”. Czy ktoś lubi czytać wypociny? Wiersze to wiersze a wypociny to wypociny. Już pomijam to, że różnica między Markiem a Marcinem jest taka jak między ewangelistą kanonicznym a pomniejszym świętym. Jednak wysyłając komuś swoje teksty do przeczytania nie tyle z szacunku dla lektora lecz ze względów czysto strategicznych warto poznać przynajmniej godność adresata, by ów przystąpił do lektury bez żadnych uprzedzeń.
Jednak najgorzej przychodzi mi czytanie waszych usprawiedliwień. Kiedy czytam, że:
„Witam,
trafił ostatnio pod moje oczy artykuł
http://www.literator.pl/*******
Nie wydaje mi się, aby tezy tam głoszone miały pokrycie w
rzeczywistości.
Spróbujmy się zastanowić przez chwilę nad wyciągniętą zwrotką (…)”
Nie można się tłumaczyć z wierszy. One się podobają lub nie. I tyle. Tu nie ma nic do dodania. Poeta co najwyżej może bić w mordę, jeżeli odbiorca jego wierszy okaże się zbyt mało uduchowioną i wrażliwą na piękno istotą.
Poeci,
zamiast kajać się, prosić, przepraszać, tłumaczyć się, usprawiedliwiać, stawiać kolejki, obciągać po kiblach, ściągać koszuleczki na slamach, wzruszać się przed kamerami, recytować publicznie wierszyki na przydechu, szmacić się po konkursach, błagać w redakcjach – piszcie wiersze i miejcie piękne życiorysy. Hodujcie w swoich wnętrzach kwiaty pychy oraz boskiej dumy tak, że kiedy będziecie spacerować między ludźmi, żeby ludzie widzieli, że jesteście poetami. I nie chodzi tu o przebrania, rozciągnięte sweterki, śmieszne pelerynki czy kwiatki wplecione w grzywki.
Kategoria: Bez kategorii | 81 komentarzy »
Roman Bromboszcz, digital.prayer Dziecinada
.
12. września Łukasz Podgórni opublikował w Internecie wiersz pt., W imię zaznaczenia. Tekst składa się z zaznaczonego na niebiesko pola oraz jednego zdania: „Królowa Bona zaznaczyła ziemniaki”. Jednym słowem – standardowy gniot, których nazbierały się całe tony w przestrzeni literackiej licząc od czasu jej powstania. Gdyby teoria Profesora Dońdy o tym, że informacja nawet ta najgłupsza posiada swoją masę okazała się być prawdziwa cytowany wiersz Łukasza Podgórnego może nie zatopiłby kultury w odmętach gówna, ale na pewno miałby swój udział w podtopieniu. Podobnie rzecz ma się z wierszami Romana Bromboszcza opublikowanymi w 2008 r., pt. digital.prayer
Bromboszcz Roman zanim zaczął udawać twardziela-informatyka, który w chwilach wolnych od grzebania w kodzie źródłowym przekąsi kanapkę, popije redbullem i napisze wiersz objawił się światu najpierw jako romantyk. Wyraźne ślady tej wrażliwej na piękno części duszy Romana Bromboszcza widać w Manifeście Poezji Cybernetycznej, który kiedyś tam ogłosił. Oto kilka pierwszych punktów, które wręcz urzekają bukoliczną naiwnością, z tym że zamiast pastwisk mamy „empirię” a w rolę krowy wcieliła się „filozofia”:
1. Filozofię oświetla sztuka, religia i technika.
2. Nauka to filozofia empiryczna, część filozofii.
3. Cisza nie istnieje empirycznie, jest ideą.
4. Szum istnieje jako wrażenie… itp., itd.
Wytrwali czytelnicy oraz zwolennicy tego typu haseł, które często spotyka się utrwalone różnymi technikami na tornistrach licealistów doczekają się dnia, w którym Roman Bromboszcz ogłosi wersję 3.1 Manifestu gdzie punkt 3. zmieniony zostanie na: „Milczenie jest potęgą”.
Trudno ukryć przed światem swoją prawdziwą naturę. Wiedział o tym Adolf Hitler, Józef Stalin i Marek Trojanowski. Nie wiedział o tym jednak Roman Bromboszcz. Tomik digital.prayer rozpoczyna się normalnie. Ściślej: zaczyna się przeraźliwie normalnie, tak normalnie jak zaczyna się tomik wierszy stworzony przez duszę zakochanej w księżycu romantyczki – niewiasty o blond włosach, kształtnych piersiach, które wieńczą sterczące brodawki, o czerwonych jak krew usta objętością dorównującym pontonom ratunkowym WOPR-u. W wierszu pt. Bajka o Hamal, poeta romantyczny umieści następujące toposy tak charakterystyczne dla tego rodzaju poezji:
„gdyby można było ją spisać musiałaby się wydarzyć na łące” – cóż może się wydarzyć na ciepłej, rozgrzanej letnim słońcem łące mieniącej się tysiącem barw wszelakiego kwiecia? Czy na tym dywanie rozkoszy może się wydarzyć coś innego niźli rozkosz sama? Oto pan i pani (w innej wersji: pan i pan; pani i pani; pan i pies oraz słoik miodu; itp.) upojeni obrazem tego miejsca oddają się przyjemnością, które opisać można tylko jednym językiem – językiem melodyjnym niczym dźwięk wydobywany mistrzowskim pociągnięciem smyczka z siedemnastowiecznych skrzypiec wykonanych przez samego Antonio Stradivariego.
„rannym południem nawlekać dywan mgły” – istotę tego wersu pojąć może tylko szalenie zakochana nastolatka, która przeżywa ból rozłąki kontemplując każdy zakamarek krwiożerczego uczucia, trawiącego jej rozkochane ale jakże zawiedzione w miłości wnętrze na krawędzi dachu wieżowca. Dziewczyna doświadczyła wszystkich dobrodziejstw pierwszej miłości, w szczególności wspólnego nawlekania mgieł na dywany, dywanów na mgły a także poranków na mgły oraz dywany. A ile razy się przy tym ukłuła w mały paluszek? I gdyby nie pocałunek ukochanego… itd.
„spełnia pragnienia, o których wie tylko trawa, które pomyśleć znaczy zapomnieć” – aż chciałoby się dokończyć:
Pójdę daleko, pójdę na łąki
Malowane złotem i rdzą
Zwierzę się wierzbom z naszej rozłąki
Wierzby wierzą szeptom i łzom
(Szepty i łzy, z płyty Bosa, Anna Maria Jopek)
„z czerwonych maków byłoby komunią, jedynego który ocalał” – i podobnie jak wyżej, tutaj także serce i dusza wręcz rwą się do śpiewu. Czytelnik zupełnie nieświadomie zaczyna wystukiwać nogą rytm pieśni o czerwonych makach na Monte Cassino, które zamiast wody piły polską krew. Na szczęście natura oprócz wrażliwego na cierpienie serca obdarzyła człowieka także rozumem, który powstrzymuje nas przed aktami bohaterskiego odwetu na zaborcach i ciemiężycielach narodu polskiego przebranych w unijne fatałaszki. To kalkulujący na chłodno umysł odsuwa zemstę na bardziej dogodną chwilę. Teraz, jako naród, który tuż po Afgańczykach przoduje w uprawie maku na wszystkich polach – zaczynają od przydomowych ogródków, działek, nielegalnych polach w lesie a na niwie poezji kończąc – milczymy. Jednak nadejdzie ten czas, nadejdzie ten dzień w którym my Polacy odpłacimy im. Za dziadów, za pradziadów, za pra pradziadów. Za wolność waszą, naszą, moją, twoją. Za umęczonych pracą szwarcarbajterów uciekających przed urzędnikami z Arbeitsamtu, za kanclerze Schroedera i Angelę Merkel. Oni dostaną za swoje. Przysięgamy!
Wiersz pt. Bajka o Hamal, Romana Bromboszcza, z którego pochodzą cytowane fragmenty kończy się następująco:
oderwanymi od ust okrzykami piłoby rosę, nie doznane
i nas by piło do ostatniego słowa którym milkniesz i którym
leczymy się nawzajem zawiązując sobie oczy na łące
która nas nie zawraca
buuuu, buuuuu, buuuuuuu
(PS. Te wirtualne plamy, to moje łzy)
Tomik digital.prayer nie jest zbiorem czułych wierszyków, w których podmiot liryczny skazany jest na nieustanne turlanie się po ukwieconych łąkach nie zważając na roznoszące boreliozę i inne groźne choroby kleszcze, kłujące osty czy ostre kamyczki. Już na stronie 12. autor postanowił „zdigitalizować” swój wiersz. Roman Bromboszcz odrzuca płaszcz, szpadę oraz gruźlicę poety romantycznego i zmienia font. Czcionka wiersza pt. *** wyglądem swoim przypomina font pierwszego polskiego edytora tekstów znanego jako TAG. Wraz z fontem radykalizuje się także przekaz wiersza. Tu próżno szukać czerwonych maków, łąk, nawlekanej mgły, rozchylonych ust. Zamiast tego Roman Bromboszcz idąc szlakiem przetartym przez James’a Camerona wskrzesza lirycznego terminatora, który bez pardonu wali w pysk. I żeby nie było: wali wszystko co się rusza:
Prosić będę pysk
I dam wam rechotu
By był z wami
Na wiekach
Nie zostawię was stertą
Przyjdę do was
Doby poznacie.
Słyszeliście
Że powiedziałem:
Odchodzę i przychodzę
Że jestem w pysku
Wy we mnie i ja w was
[***]
Miłośnicy filmów s-f bez problemu odnajdą w tym tekście nawiązania do przygód Johna Connora. Fanom gatunku monolog: „nie zostawię was, przyjdę do was” – znany jest z przemówień radiowych bohatera ruchu oporu, który po ataku SKYNETU mobilizował resztki ludzkości do wspólnej walki przeciwko maszynom.
Wracając do omawianego tomiku: im dalej tym gorzej. Czcionka zmienia się w pewnym momencie na zupełnie nieczytelną (np. wiersz pt. „~ ~” na str. 15.). Ale nieczytelność wiersza jest niczym w porównaniu z brakiem czytelności na stronie 34. Tu artysta (lub wydawca) zapomniał opublikować wiersz. Strona jest pusta. Podobnie rzecz ma się ze stroną 36.
Gdyby podsumować wrażenia z lektury tomiku Romana Bromboszcza pt. digital.prayer – to:
1) jest to książka nierówna i nieprzemyślana pod względem formalnym i treściowym. Czytelnik odnosi wrażenie, że ma do czynienia z jakąś dziwną papką a nie autorskim projektem.
2) Wydana jest niechlujnie – do tego formatu oraz objętości miękkie okładki pasują jak pięść do nosa.
3) Na stronie 40. fotka chłopaczka w sweterku z bródką i dopadniętą powieką lewego oka na tle fototapety to przesada.
4) Nieczytelny, dwustronicowy blurb Pawła Kozioła to już szczyt groteski. równie dobrze mógłby zostać napisany hieroglifami. Skutek byłby ten sam.
Uwaga na zakończenie:
W przyrodzie obowiązuje zasada ciągłości. Nikt nie rodzi się od razu dorosłym (oczywiście za wyjątkiem Jacka Dehnela, który będąc jeszcze w łonie pouczał rodzicielkę, kiedy ta sięgała prawą dłonią po widelec a lewą po nóż, że tak nie wypada) i minie dużo czasu zanim nasionko zmieni się w dorodną roślinę. Zasada ta dotyczy także poezji. Istnieje duża grupa czytelników, którzy obserwują te okresy lęgowe, które przechodzi polska poezja współczesna od 1990 r.. W tym akurat przypadku nikt nie interesuje się bólami porodowymi – je pozostawiono historykom literatury, którzy przyjdą za kilkanaście lat. Ale gdyby w tej chwili – na podstawie tomiku Romana Bromboszcza – próbować ocenić poezję cybernetyczną to ocena byłaby jedna:
Dziecinada
Kategoria: Bez kategorii | 31 komentarzy »
Zabezpieczone: Dziennik (XX)
Kategoria: Bez kategorii | Wpisz swoje hasło, aby zobaczyć komentarze.
Artur Szlosarek, Święto szparagów i kosmiczne jaja
.
ta ta ta taaa taaaaa ta ti ta taaa taaaa
ta ti ta taaaa taaaaa taaa taa ta taaaa
Dawno dawno temu, w odległej galaktyce trwa wojna domowa. Statki rebeliantów atakujące z ukrytej bazy, odniosły swe pierwsze zwycięstwo nad złowrogim Imperium Galaktycznym.
Podczas bitwy, szpiegom Rebelii udało się skraść tajne plany straszliwej broni Imperium, Gwiazdy Śmierci, uzbrojonej stacji kosmicznej z siłą ognia mogącą niszczyć planety.
Ścigana przez znienawidzonych agentów Imperium, księżniczka Leia udaje się do domu na pokładzie jej okrętu, przewożąc skradzione plany, które mogą ocalić jej lud, i przywrócić wolność galaktyce….
taa taa tataa taa tata taa tataa
tii tii ti ti tii tii taa tii tii taa
Scena na krążowniku Imperium:
Darth Vader:
Kapitanie, proszę o raport. Czy na pokładzie znaleźliście wykradzione przez rebeliantów plany?
Kapitan
Nie, Lordzie Vader, tu ich nie ma.
Darth Vader
Dokładnie szukaliście?
Kapitan
Przeszukaliśmy statek cztery razy. Użyliśmy nawet owczarka niemieckiego.
Darth Vader
I co?
Kapitan
Pies nic nie wywęszył. Ani śladu po planach.
Darth Vader
Muszą gdzieś tu być, czuję to.
Kapitan
Lordzie Vader, nasze najczulsze skanery nie wykryły tych planów. Może rebelianci ukryli je na innym statku.
Darth Vader (pogardliwie)
Wy i ta wasza technologia. Czym ona jest w porównaniu do starej wiary, do Mocy, która jest źródłem mojej intuicji? Mówię wam, gdzieś tu jest. Dawać poetę!
Kapitan
Lordzie Vader, poeci mieszkają tylko na Ziemi w Galaktyce Drogi Mlecznej. To lata świetlne stąd. I czy poeta pomoże nam….?
Darth Vader
Niedowiarku! Jak śmiesz wątpić w tajne moce? Ten czarny płaszcz, który noszę to znak rozpoznawczy wszystkich istot, w których żyłach jest wystarczająca ilość midichlorianów, by wzrokiem unieść dwa worki cementu. Gdybyś głupku znał się nie tylko na obsłudze reaktorów imperialnych krążowników międzygalaktycznych, wiedziałbyś że jeszcze nie tak dawno poeci byli dominującą rasą we wszechświecie. Jako istoty władające potężnymi mocami duchowymi byli zdolni zmieniać podstawowe prawa fizyki.
Kapitan (z niedowierzaniem)
Prawa fizyki?
Darth Vader
Ha! Niektórzy siłą woli zaginali przestrzeń. Potęga ich umysłów była tak wielka, że mogli naruszyć delikatną równowagę sił we wszechświecie. Dlatego Zjednoczone Federacje Kosmiczne zdecydowały się schwytać wszystkich poetów i umieścić ich w izolacji – na krańcu wszechświata, na idealnym zadupiu kosmicznym. Gdyby tego ni uczyniono, dzisiaj nie rozmawialibyśmy. Dlatego nędzniku nie waż się więcej wątpić w moc poety. I nigdy nie kwestionuj moich rozkazów. Wysłać na Ziemię sygnał teleportujący. Natychmiast.
Kapitan
Rozkaz!
Sygnał
Beeeeeeeeeeeppppppppppppppp bbbzzzzzy gzzzzyyyyy brrrry fiuuuuuut bzzziuuut gzzzz szzz yyyyy szz yyyy kssssss
Dokładnie 72. sekundy trwał sygnał „WOW” pochodzący spoza Układu Słonecznego, który wykrył doktor Jerry Ehman 15. sierpnia 1977. Struktura zarejestrowanego sygnału przypomina sztuczny wytwór, który mógł – jak się przypuszcza – pochodzić od Obcych.
Mimo podjętych później wielokrotnych prób nie udało się ponownie zarejestrować podobnego sygnału. Pozostał on jedynym świadectwem istnienia pozaziemskich form życia.
Najbardziej tajne i najbardziej nowoczesne komputery Pentagonu nie potrafiły rozszyfrować treści sygnału. Najtęższe umysły z legendarnego Massachusetts Institute of Technology kapitulowały. Tajemnica WOW długo i skutecznie opierała się najnowszym wynalazkom techniki. Do czasu.
W 2010 r. sygnał WOW został rozszyfrowany. Oto treść, którą skrywał przez dziesięciolecia:
Obcy golą twarze u niewidomego fryzjera. Wieje rzeka. Księżyc się chmurzy na rybiej łusce i w kałuży. Miejscowi wylewają kolejną łódź podwodną za kołnierz. Jeszcze nie umarli, a już wracają do siebie. To, co utrzymuje zmarłych przy życiu, jest wszędzie. Bowiem wszędzie nie znaczy wcale nigdzie. Życie przełamujące skórę w niejasnych miejscach. Swędzący chleb. Mróz ściął mgłę w niejasności i ogromną tarczę chleba podzielił nożem. Moje ciało się rozstaje chociaż się jeszcze nie zawiązało. Mówi, że do nikogo nie należy. Ukarane słowem wędruje zawsze po bezdrożach ciała…
– Badaczem, któremu udało się rozszyfrować WOW jest Polak, Artur Szlosarek, który opublikował wyniki swoich badań nad kosmicznym sygnałem pod nazwą: „Święto szparagów” (Wydawnictwo a5, 2010).
Dzięki swoim osiągnięciom Artur Szlosarek wpisuje się w bogatą tradycję polskiej kryptologii, której filarami do 2010 były takie postacie jak: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zegalski. Do tego zaszczytnego grona obecnie dołączył Artur Szlosarek. Jako ciekawostkę warto podać, że Artur Szlosarek oprócz pracy w ramach programu SETI pisze wiersze.
Kategoria: Bez kategorii | 59 komentarzy »
Mirka Szychowiak, Jeszcze się tu pokręcę (Mikołów 2010)
.
Tomik Mirki Szychowiak Jeszcze się tu pokręcę (Mikołów 2010) ukazuje się dokładnie pięć lat po Człap story. Publikacje te dzieli 1825 dni, ileś tam wody, która upłynęła w rzekach i coś jeszcze.
Ci, którzy mieli przyjemność przeczytać „Człap story” i przeżyć – a przeżycie tekstu:
Nie jestem waszym wrogiem, proszę tylko o azyl.
Szanowne robactwo, mrowie i reszto ruszaków:
Z uwagi na gwałt zbiorowy, w którym przypadła mi
Rola ofiary zmuszona byłam opuścić moją ziemię.
[dżudżudżudżu]
nie jest nigdy zadaniem łatwym do wykonania – pamiętają Autorkę jako autonomiczną poetkę, która nie musi przyłączać się do stada zawodzących lirycznie babsztyli, by zostać zauważoną. W 2010 r. ukazuje się kolejny zbiór wierszy Mirki Szychowiak „Jeszcze się tu pokręcę”. Pięć lat, które dzieli te publikacje, to przysłowiowy chuj w dziejach wszechświata, lecz jeżeli chodzi o rozwój Autorki – to przepaść nie do przekroczenia.
Gdyby porównać Autorów: „Człap story” oraz „Jeszcze się tu pokręcę” – to mamy do czynienia z tym przypadkiem w sporze o uniwersalia, w którym jedna i ta sama nazwa jednostkowa (imię) określa dwa diametralnie różne byty. Mirka Szychowiak to nie Mirka Szychowiak.
Konkretnie.
W analizie tekstów – także poetyckich – warto zacząć od słów kluczowych oraz kontekstu ich użycia. W tomiku „Jeszcze tu się pokręcę” mamy:
SKÓRĘ
Pod skórą druga skóra [Skuć]
pod skórą przekwitały słowa [restart]
tuż pod skórą – szafa pancerna z zardzewiałym zamkiem [obok]
pod skórę wpełza i się panoszy [celpal]
domom pęka skóra [meta]
na skórze napiszę [ponaddźwięk]
Pod skórą – co wiadomo powszechnie – są:
ŻYŁY
Pęcznieją żyły na przegubach [restart]
Szum w korytarzach żył [obok]
Ale czym by były żyły, gdyby nie płynęła w nich:
KREW
krew się wystudzi i popłynie wolniej [ponaddźwięk]
Krew trudno zmyć; [ponaddwięk]
krwią, jeśli się uda, na skórze napiszę [ponaddwięk]
Leży we krwi i boi się, że wypływa z niej ostatni raz [spirala]
Jedna jest krew [obok]
W takim miejscu krew dzikich kobiet rwąca [cięcie]
Krew we mnie [pogłos]
I śluz i krew i mocz [Vitamija]
Utoczył krwi do koryta [nie]
Przeprowadziłam się na świat upstrzona krwią [okoliczności]
wycieka poza kontur ust, jak strużka krwi. [za okazaniem]
często występują tu także:
OCZY
zaczyna mówić i otwiera oczy [restart]
Operacja strzał między oczy odwołana. [celpal]
zamyka oczy: wszystko widzę [biel]
mrok to milczenie i oczy przepastne [za okazaniem]
Zamykała oczy, a dziadzia przyjmował zakłady [coraz niżej]
Jeszcze oczy czekają na lepszą widoczność [vitamija]
oczy zamknięte; nie zamierzam kusić [nie każ]
Dwie brudne szyby – oczy do wymiany [plamki]
czy pustce potrzebne są oczy? [plamki]
oczy zaczęły kłamać [plamki]
Oczy świętych wędrują za mną [usprawiedliwienie na piśmie]
oczy wolą ciemność [spirala]
otwiera oczy, chce żyć? [nic mnie tu nie trzyma]
Jeden kolor wpada ci w oko [dokop]
obrazy z dna oka, na oko i słuch [wykres]
Jest także:
JĘZYK
Mam tylko głos, połknięty język [kłąb]
Splątały się języki i trzeba zacząć myśleć przestrzennie [zabieg]
muszą prowadzić się sami – za język ciągnąć [wykres]
Szczepienia ochronne mózgu i języka tylko dla małych dzieci. [spadek napięcia]
Jak jest język, to muszą być i:
USTA
Zostały tylko usta, z których można coś odczytać [szaberplac]
Pełno go w ustach czuję [ponaddwięk]
zamknięte usta [kłąb]
prócz pary z ust [kłąb]
Zdążył zacisnąć usta [Vitamija]
wycieka poza kontur ust [za okazaniem]
Krew, żyły, skóra, oczy, usta itp. itd. – z tego rzecz jasna składa się:
CIAŁO
budowało się moje ciało od początku [okoliczności]
Poza ciałem musi być jakaś historia [okoliczności]
nieodgadniona struktura ciała [wtedy tak]
niestałość ciała, które nie chce się zasiedzieć [lepiej tak]
ciało zapięte na ostatni guzik [obok]
Żyje się z tym ciałem razem i osobno [obok]
Ile miałam ciała, tyle ubyło [Vitamija]
Odrzucam twój układ ciał – milczący desant z ziemi naobiecywanej [linia warunkowa]
skąd ten zapach palonego ciała? [spirala]
Trudno sobie wyobrazić ciało bez:
KOŚCI
potrzaskane kości. [pogłos]
kości bez szpiku [wymiotło]
Mówiąc o ciele nie można zapomnieć o:
ŚMIERCI i tym, co ŚMIERTELNE
dni coraz bardziej śmiertelne [pisk]
nigdy nie otwieram telegramów o śmierci [otwarte]
Jedna śmierć to i tak dwa groby [z ręki]
czegoś się jeszcze nauczyć o śmierci – jedynym sporcie ekstremalnym [momentalnie]
tak długo się nie umiera [coraz niżej]
ty mi ze śmierci nie rób durna teatrów [coraz niżej]
Będę umierać, jak długo mi się zechce [coraz niżej]
Umierają szybko, wcześnie i nietrzeźwo. [meta]
Mając wyodrębnione słowa kluczowe oraz konteksty użycia łatwo można zrekonstruować proces twórczy. Mały przykład:
Pod skórą druga skóra. Zostały usta, z których można coś odczytać.
Pod skórą przekwitły słowa, wyciekły poza kontur ust.
Pęcznieją żyły na przegubach, krew się wystudzi i popłynie wolniej
Operacja strzał w oczy odwołana. Będę umierać jak długo mi się zechce
Poza ciałem musi być jakaś historia, mrok to milczenie i oczy przepastne
W takim miejscu krew dzikich kobiet rwąca pod skórę wpełza i się panoszy
Jeszcze oczy czekają na lepszą widoczność. Ile miałam ciała tyle ubyło
Kości bez szpiku, potrzaskane kości.
Trudno zarzucić takiemu tekstowi brak znaczenia oraz emocji. Ale gdyby spróbować zdekonstruować tekst pod kątem sensu szybko okaże się, że ów wiersz nie znaczy nic. Że jego tajemnica ogranicza się do użycia konkretnych słów o ustalonej semantyce i przypisanym im emocjom.
Generalnie czytelnicy poezji dzielą się na: fanów i miłośników. Fani nie zawodzą nigdy – niezależnie od okoliczności są fanami i nic im w byciu fanem nie jest w stanie przeszkodzić, w szczególności słabe wiersze idola. Miłośnicy, którzy w trakcie lektury natrafią na słabe wiersze, także wybaczają ich autorom. Czynią to z miłości do poezji samej, z szacunku dla wiersza, autora oraz unikalnego aktu twórczego, w którym powstaje wiersz.
Ale oprócz fanów i miłośników poezję czytają także poeci. I moim zdaniem to Mirka Szychowiak powinna mieć najwięcej zastrzeżeń do tomiku „Jeszcze się tu pokręcę”, gdyż autorka tego zbioru zapomniała – a może nigdy nie przyswoiła sobie jej nauki:
niech to nie dzieje się w mgnieniu oka,
nie dzieli na cykl wzrostu i niecierpliwego zbioru.
Zacznij ufać słońcu, ono nie jest na każde
skinienie, bo inaczej się skurczy i wypali.
Nie popędzaj niczego, niech się dłuży.
(ślimacz ślimacz, z tomiku „Człap story” Mirki Szychowiak).
Kategoria: Bez kategorii | 101 komentarzy »
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski, Apte. Niedokończona powieść. Żyd znoszący złote jajka.
.
W „Dzienniku z lat okupacji Zamojszczyzny” (wyd. 1958r.) Zygmunt Klukowski opisał reakcję ludności polskiej na wysiedlanie Żydów w 1942 roku. Nie były to chrześcijańskie łzy współczucia, ani troska o bliźniego. Polacy jak pisze Klukowski: „z otwieranych żydowskich domów rozchwytują wszystko, co jest pod ręką, bezwstydnie dźwigają całe torby z nędznym żydowskim dobytkiem” (s. 292.).
Po 1945 r., biznes trwa dalej. Najszybciej wzbogacić się można w „polskich Eldorado” – w okolicach hitlerowskich obozów zagłady w Treblince, Bełżcu i innych, rozkopując masowe groby i przesiewając ziemię z wykopów w poszukiwaniu ukrytych kosztowności – głównie brylantów. Żeby było szybciej zbiorowe mogiły wysadza się za pomocą materiałów wybuchowych, których po wojnie było pod dostatkiem.
Nie trzeba plamić się trupim jadem, okradać Żydów czy mordować par excellence, żeby – jak to się dobrze mówi po polsku – wyjść na swoje. Jest inny sposób: trzeba stworzyć sobie dobrego Żyda, który będzie znosił złote jaja.
Książka napisana przez Piotra Głuchowskiego oraz Marcina Kowalskiego pt. „Apte. Niedokończona powieść” (wyd. 2010) to klasyczny przykład stwarzanie sobie dobrego, złotodajnego Żyda. Po co? – O tym na końcu..
Ryszard Apte – zanim został przetworzony przez reportażystów z Gazety Wyborczej na tzw. dobrego, złotodajnego Żyda – był niczym nie wyróżniającym się przedstawicielem Narodu Wybranego. Ciężar boskiego palca odczuł na początku lat 40. XX w., na własnej skórze. Zresztą nie on jeden doświadczył tego metafizycznego uczucia – był jednym z 6. milionów wybrańców, który nie doczekał końca wojny.
Rysio Apte podobnie jak każdy jedynak, wychowywany w zamożnej rodzinie mieszczańskiej, opływał we wszelkie dostatki. Uczęszczał do najdroższych szkół, w których edukowany był przez dobrze opłacaną kadrę pedagogiczną. Chłopiec od dziecka uczony był gry na fortepianie (Steinway na pewno zdobił salon dużego mieszkania państwa Aptów, które zajmowało piętro kamienicy – było więc na czym ćwiczyć) a kiedy posiadł tajniki sztuki czytania rozpoczął swoją przygodę z literaturą piękną, od której uginały się półki domowej biblioteki. Poza tym – jak każde dziecko – Rysiu spędzał wolny czas bawiąc się od czasu do czasu gryzmoląc swoje dziecięce bazgroły na czystych kartkach, których było pod dostatkiem w gabinecie ojca.
Sielanka wkrótce się skończyła gdyż On upomniał się o Naród, który Wybrał. Rysiu zginął uciekając z hitlerowskiego obozu pracy.
Pozostało po nim kilka wspomnień, trochę rysunków (bo Rysio Apte nabrał apetytu na rysowanie po tym, jak jego szanowny papa sprawił, że lokalna gazetka opublikowała kilka rysunków synka, ozdabiając nimi będące w modzie wówczas opowiadania drukowane w odcinkach) – i nic więcej. Ale to wystarczyło, by stworzyć sobie Własnego, Żyda Znoszącego Złote jaja.
Przepis na takiego Żyda jest prosty. Sposób przyrządzenia w kilku krokach:
1) Znajdź Żyda. Niezbędne jest, by Żyd był nie tylko nieżywy ale żeby był ofiarą holocaustu. Dlaczego? „Holocaust” w kulturze dobrze się sprzedaje. Ludzie lubią współczuć. Nawet kiedy twój Żyd się w nie sprzeda, to nie masz się co martwić. Żaden Krytyk nie ośmieli podnieść pióra na twojego Żyda. Nie wypada mówić źle o umarłych – to po pierwsze. A po drugie: nie można krytykować dzieł kultury poruszających kwestie martyrologii narodów w czasie II wojny światowej.
2) Jeżeli to możliwe, to niech Żyd będzie młody, niewinny – jak Anne Frank. Pamiętnikowe zapiski dorastającej dziewczynki, z których na siłę robi się intelektualny protest pokolenia skazanego na zagładę, sprzedają się jak świeże bułeczki. Wydawnictwo ZNAK opchnęło już trzecie wydanie a zapewne będzie czwarte, piąte i dwudzieste ósme, bo za każdym razem do nowej edycji zostanie dodana jedna strona dotąd niepublikowana. Podliczmy:
4 wydania x 5000 egz. nakład
Cena: średnio 30 zł / egz.
600 tys. PLN – po odliczeniu kosztów wydawniczych za resztę można sobie coś fajnego kupić.
3) Dobrze by było, gdyby twój Żyd był postacią tajemniczą. Ludzie lubią tajemnice i sekrety. Pamiętaj, że każda postać o której niewiele wiadomo jest postacią tajemniczą. Idealnie by było, gdyby istnienie twojego Żyda potwierdzały dwie- góra trzy wzmianki w jakiejś lokalnej gazetce, która cudem uchowała się gdzieś w magazynach bibliotecznych. Innymi słowy – im mniej wiadomo o twoim Żydzie, tym więcej będziesz mógł o nim powiedzieć. Na przykład niech to będzie taki Żyd, po którym zostało nazwisko zanotowane na okładce zeszytu z rysunkami odnalezionego w trakcie wykopek strychowych i nic więcej. Niech to będzie taki Żyd, który trafił się reportażystom z Wyborczej:
„Reporterzy Gazety Wyborczej w chwili rozpoczęcia pracy nad Niepokojem znali jedynie nazwisko jego autora zanotowane na okładce zeszytu. Dzięki wielomiesięcznej pracy udało im się ustalić jego pochodzenie, dotrzeć do nielicznych dokumentów poświadczających losy jego samego… historyczne śledztwo pozwoliło ustalić zaledwie kilka faktów z życia” (okładka)
4) Twój Żyd musi być postacią wyjątkową. Nie jest? Nie przejmuj się. Patrz punkt wyżej. O twoim Żydzie prawie nic nie wiadomo – dlatego możesz puścić wodze fantazji. Zrób z twojego młodego, niewinnego i tajemniczego Żyda geniusza. Jak? Sprawa jest prosta: niech będzie raczej szczupły niż pulchny. Ludzie szczupli odbierani są jako sympatyczni i mili. Grubasy w kulturze Zachodu raczej mają przejebane. Niech twój Żyd ma same piątki w szkole, niech przed ukończeniem podstawówki opanuje grę na kilkunastu instrumentach: od harmonijki ustnej zaczynając a na ukulele kończąc. Przesadziłem z ukulele? Nie będę się upierał, ale ważne jest by dzieciak był wirtuozem fortepianu. O tym, że musi władać biegle przynajmniej kilkoma językami nie wspominam. Niech będzie obeznany w klasykach literatury światowej, niech zna Platona i Arystotelesa a na trzynaste urodziny niech przedstawi do oceny jakiemuś przedwojennemu profesorowi filozofii swój dwustustronicowy komentarz do Sumy Logicznej Ockhama, w którym zgłosi krytyczne uwagi do teorii supozycji zmieniając tym samym wszystkie ustalone interpretacje logiczne. Niestety ów tekst – jak większość dokumentów z życia – musi zaginąć w trakcie niemieckich bombardować. Jak nie wiesz jak napisać, to ucz się od dziennikarzy z Wyborczej:
„jest delikatnym, chudym chłopcem. Od dziecka rozmowny i rezolutny, uczy się świetnie. Rodzice mogą się nim pochwalić przy każdej okazji. W wieku trzynastu lat potrafi grać na kilku instrumentach, deklamuje poezję po polsku, hebrajsku i niemiecku. Czyta angielskich autorów a oryginale. Lubi Edgara Allana Poe i Jacka Londona, ale też Leśmiana, Lechonia i Boya-Żeleńskiego. (…) Jednocześnie czyta Maya, Kaerstnera i Czechowa. Ostatnio przymierza się do Prousta. Pisze też własne wiersze i opowiadania, wzorowane nieco naiwnie aana rosyjskich romantykach (…) W soboty i niedziele Ryszard daje brawurowe koncerty fortepianowe, które słychać w całej kamienicy, a kiedy gosposia otworzy drzwi na balkon, także w sąsiednich domach (s. 10.)
Bo kiedy Rysio Gra Chopina, to:
„muzykę słychać w całym, przeszło dwustumetrowym mieszkaniu (…) Ryszard uderzający z pasją w klawisze wydaje się w tej chwili starszy, niż jest w rzeczywistości, bardziej dojrzały. W świetle padającym z okna błyszczą kropelki potu na jego czole” (s. 21 n.)
5) Pamiętaj o punkcie nr 1 – twój Żyd musi być martwy. Nie może przeżyć wojny. Ale ważne jest by nie zginął od razu. Twój Żyd musi być Żydem prześladowanym, ukrywającym się. Ukrywając się w wilgotnych piwnicach, zimnych strychach musi nieustannie czuć na swoich plecach gorący oddech owczarka niemieckiego. Taka postać będzie bliższa, bardziej ludzka – mniej abstrakcyjna. Dlatego zamknij swojego Żyda w porządnym hitlerowskim obozie pracy. Może nie zaraz w Auschwitz, bo wszyscy wiedzą jak to się skończy. Pamiętaj – w każdym hitlerowskim obozie pracy znanym z literatury pięknej był przynajmniej jeden wypasiony Ukrainiec w roli kapo, który siał popłoch wśród współwięźniów. Nie możesz o nim zapomnieć. A, i jeszcze jedno – przydałby się tez jakiś Polak folksdojcz, który także nie zna litości. Wyobraź sobie taką oto scenę:
z jednej strony gruby, ogolony na łyso Ukrainiec, wielki jak góra a z drugiej Polak, folksdojcz, trochę mniejszy niż Ukrainiec ale z lepszymi statystykami uśmiercania. Stoją naprzeciwko, spoglądają wściekłymi oczyma pod nogi na skulonego, wychudzonego, szarego z umęczenia Żyda – prawie niewidocznego. Chwilę obserwują, jak przebiera niezgrabnie nogami i rękami próbując się przeczołgać w bezpieczne miejsce. Podnoszą pałki…
Kiepska? Brakuje retorycznych pytań potęgujących napięcie w stylu: „Czy przeżyje? Jak długo jeszcze?”. Zabrakło realizmu w opisie? Wiem, wiem, chłopcy z Wyborczej wymyślili lepszą historyjkę:
„Dwa razy udaje mu się tu cudem ocalić życie, kiedy nadzorujący robotników folksdojcz Piosik wyładowuje się na więźniach, bijąc ich metalową rurką, rzucając w nich cegłami albo kilofem. Wielki chłop, podobno służył przed wojną w Legii Cudzoziemskiej, teraz uznaje za rzecz honorową, aby po jego ciosie lub rzucie, człowiek nie był w stanie wstać o własnych siłach.
Ryszard woli nawet nie patrzeć w kierunku Piosika. Pracuje tak szybko, jak może, ale coraz trudniej mu to przychodzi. Jego ciało nie hartuje się wcale, nie krzepnie od morderczej pracy, jak pisał London. Głód, robactwo i beznadzieja niszczą go równo od strony poranionej skóry i od wiecznie pustego żołądka. Ma permanentne rozwolnienie, a Piosik nie pozwala pójść do latryny, więc Ryszard po prostu cuchnie. Ile jeszcze dni wytrzyma nim potknie się pierwszy raz? Jak długo będzie udawało mu się ustrzec błędu, po którym na jego głowę spadnie kamienna pięść Ukraińca albo młotek Piosika? Ile wycierpi, nim umrze? (s. 92)
Złotodajny Żyd – geniusz, postać cudowna, tajemnicza, uzdolniona itp. – stworzony przez Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego na zlecenie Korporacji Ha!art, umrze dokładnie na stronie 106. książeczki pt. Apte. Niedokończona powieść. Autorzy, jak przystało na doświadczonych i utytułowanych reportażystów nie opiszą scenki, w której stworzony przez nich Żyd-geniusz jest prowadzony w ustronne miejsce przez żołnierza Wehrmachtu a następnie zastrzelony. Taka śmierć byłaby zbyt prosta jak na takiego geniusza – żeby nie powiedzieć – banalna. Głuchowski z Kowalskim wymyślili sobie, że czytelnik sam sobie uśmierci ich cudownego Żyda – uśmierci oczywiście w domyśle. W końcu czytelnik zapłacił całe trzydzieści jeden złotych, w cenę książki wliczono duchowe przeżycie:
– Mam! Dwóch!
Apte i Greschler, skuleni pod półkolistym sklepieniem, nawet nie próbują uciekać.
Gdy po godzinie policjanci doprowadzają ich na posterunek Bahnschutzu w Nisku, gruby Anwarter urzędujący na piętrze obdrapanego dworca nawet nie przygląda im się dokładnie.
– Będzie szesnasty i siedemnasty w tym tygodniu – mówi do siedzącego na parapecie cywila z fajką. – Obszukać i tam gdzie zwykle!
Jeden z policjantów, zanim założy kłódkę na drzwiczkach komórki z opałem, odzywa się po polsku:
– Niech żaden nie próbuje spierdalać, bo ja nie chcę was mieś na sumieniu.
Anwarter dzwoni do żandarmerii w Rozwadowie.
(s. 106)
Niech teraz każdy sobie sam dopisze koniec opowieści o młodym, pięknym i wszechstronnie utalentowanym geniuszu Ryszardzie Apte. Czy resztkami sił wspólnie z kolegą wykopią podkop? To możliwe, przecież komórki na opał to zwykle drewniane konstrukcje postawione bezpośrednio na ziemi, bez fundamentów. A może Ryszard usłyszawszy od mówiącego po polsku strażnika w niemieckim mundurze, który zapewne był polskim szpiegiem ulokowanym w Wehrmachcie, słowa: „nie chcę was mieć na sumieniu” przekonał go, by ten ryzykując zdekonspirowanie uwolnił więźniów? A może było inaczej – może Ryszard Apte miał dość uciekania i chcąc dobrze spędzić ostatnie chwile życia postanowił pokochać się z towarzyszem swojej niedoli? Może współwięźniowie w zaciszu jakie dawała komórka na opał odkryli w sobie pierwiastki homoseksualne? Niemożliwe? Otóż możliwe, bo Złotodajny Żyd z ha!artu oprócz tego, że jest genialnym pianistą, poetą, prozaikiem, malarzem, uciekinierem jest także prawdopodobnie homoseksualistą. Dlaczego? Bo:
– jako nastoletni Żyd nigdy nie miał dziewczyny (piszący o nim książkę autorzy postanowili, że na wszystkich stronach Rysiu pozostanie prawiczkiem) .
– bo jego znajomy z dzieciństwa Henryk Vogler – jak się okazało wybitny znawca męskiego spojrzenia, ukrytego pod opuszczonymi rzęsami – w swoich wspomnieniach pisał tak o Aptem:
„Gdy mijaliśmy się tak blisko, spojrzenie [Ryszarda], które wówczas przechwytywałem miało w sobie coś dziwnego, dalekiego (…) Obdarzony wielką urodą, o kruczoczarnych włosach, cerze tak delikatnej, że wydawała się przeźroczysta (…) miał we wzroku ukrywającym się pod długimi rzęsami, ognisty, zuchwały błysk (…) Jego spojrzenie spod opuszczonych rzęs (…) Dreszcz mną wstrząsał kiedy przeszywało mnie to spojrzenie”
– bo Apte narysował trzy rysunki, które poświęcił św. Sebastianowi. Redaktorzy Głuchowski / Kowalski proponują taką interpretację rysunków:
„Od renesansu męczeństwo tego pięknego młodzieńca, starożytnego żołnierza – gwardzisty jest ulubionym motywem homoseksualnych malarzy” ergo: „Ryszard był Żydem, prawdopodobnie homoseksualistą” (s. 71)
Sytuacja jest idealna – oto złotodajny Żyd, postać jednocześnie tajemnicza oraz genialna, talent muzyczny, literacki, poetycki jest także pedałem. Czy to nie jest sensacyjne? News: Geniusz! Homoseksualista! Zamordowany! – powinno się nieźle sprzedać. To nic, że jego św. Sebastian jest patronem Niemiec, odzianym w mundur i ukrzyżowanym na słupie granicznym. O niuansach interpretacyjnych związanych z semantyką męczennika będzie się rozmawiać później. Najważniejsze jest na początku, by genialność wzmocnić motywem homoseksualnym. Leonardo da Vinci był geniuszem i pedałem zatem jeżeli Rysiek Apte ma być porządnym geniuszem musi także być pedałem. A jeżeli nie był – no to co? Czy ktoś to sprawdzi? Nie ma szans.
Książka wydana w 2010 r. przez korporację Ha!art jest publikacją obliczoną na poważną nagrodę. Stworzenie Żyda, który się na pewno sprzeda powierzono nie byle komu. Misja napisania książki na podstawie teczki zachowanych rysunków zlecona została laureatom nagrody Grand Press w kategorii reportaż prasowy w roku 2009. Mamy zatem dwóch autorów na tak zwanej „Fali”, jest kilka obrazków jednego z 6.milionów Żydów, który nie przeżył II wojny i jest pięknie wydana książka pt. Apte. Niedokończona powieść.”. Do wydania dołączono reprodukcję teczki zachowanych rysunków.
Ja miałem tego pecha, że najpierw zapoznałem się z rysunkami. Nie było w nich dla mnie nic niezwykłego. Nie dostrzegłem geniuszu także w innych próbkach twórczości Aptego zamieszczonych w książce. Jeżeli zaś chodzi o tekst Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego, to w trakcie czytania trudno oprzeć się wrażeniu że sporządzony on został przez licealistów, których znajomość tematyki obozowej oraz sytuacji Żydów w okresie okupacji ogranicza się nie tyle do przedmaturalnej, powierzchownej wiedzy ale często dają dowody nieznajomości stanu faktycznego. Wydaje się, że fakty w tej książce nie tylko ustąpiły miejsca fikcji, ale z fikcji próbuje się uczynić fakt.
Dla przykładu: Henryk Apte – ojciec geniusza Ryśka – cały czas funkcjonuje jako przykład bogatego Żyda, z którego kieszeni wysypują się złote monety. Stereotyp pierwszego sortu. Na stronie 47. „ojciec odlicza złote, carskie jednorublówki.” Jedenaście stron dalej mecenas Apte za „dwadzieścia rubli w złocie” wynajmuje polską przewodniczkę (świetna kandydatka na szmalcownika). Na stronie 60. już nie tylko ojciec, ale cała rodzina Aptów para się handlem kosztownościami: „sprzedają pamiątki, biżuterię, złote monety”.
Gdyby tak podliczyć żydowskie złoto, które dźwigał Henryk Apte to wyszłaby niezła sumka. I jak tu nie wierzyć w legendarne bogactwo międzynarodowego żydostwa!? Generalnie, pomijając obóz pracy w Stalowej Woli, to Żydzi w książce „Apte. Niedokończona powieść” są bardzo dobrze ustawieni. Ci najbogatsi mają wszędzie znajomości, mogą „nawet z gestapo wyciągnąć” (s. 58).
Są też inne stereotypy – np. dobrego Polaka. Generalnie w książce występuje tylko jeden niedobry Polak – Piosik – ale on się nie liczy, bo jest folksdojczem a nie prawdziwym Polakiem, który ratuje Żydów i walczy z hitlerowskim okupantem. Natomiast dobry jest Pan Stanisław – szef hotelowej szatni, w której ojciec załatwił pracę dla syna. „Pozwala na czas roboty zdejmować z rękawa opaskę. Dzięki temu Rysiek nie musi się bać, że któryś z podpitych klientów go dla zabawy spoliczkuje” (s. 47.). Człowiekiem dobrym jest także polski chłop – furman, który wiózł Aptów do Wieliczki. Wyciągając spod siedzenia flaszkę wódki nie zważając na okoliczności – obecność rodziców, wiek młodocianego, okupację i inne błahostki – zaproponował szczerze: „Może się panicz napije?” (s. 57). Niebywałą miłością bliźniego wykazał się natomiast pan Ignacy, prosty chłop, który na stronie 102. książki przyjmie pod swój dach Rysia i jego kolegę , tuż po tym jak udało im się uciec z obozu pracy w Stalowej Woli. Jego dobroć była tak wielka, że stronę dalej poczęstuje uciekinierów wódką, podaruje dwie pary butów, bochenek chleba, wodę, cebulę, zapałki, świeczki i tytoń. Pan Ignacy zapewne przetrzymałby biednych Żydów do końca wojny czym zapewniłby sobie miejsce wśród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata ale niestety – obawiał się sąsiadów, którzy chętnie donosili. Dlatego z żalem i bólem serca zmuszony był odprawić chłopców.
W Polsce, w niektórych rejonach do dziś jest zwyczaj wieszania w domach obrazów, z wizerunkiem starego Żyda. Ma on przynieść bogactwo domowi. Czy stworzony przez utytułowanych specjalistów z Wyborczej na zlecenie Ha!artu Złotodajny Żyd – Ryszard Apte – rozwiąże wreszcie ten worek nagród dla wiecznie nominowanych, ustawionych w kolejce autorów korporacji Ha!art? Czy będzie NIKE? O tym przekonamy się już niedługo.
Kategoria: Bez kategorii | 25 komentarzy »