.
W 2001 kilka milionów fanów polskiej szkoły reportażu śledziło na ekranach telewizorów losy górnika Andrzeja Biesa i jego telefonu komórkowego. Andrzej Bies był jednym z setek górników, którzy w ramach restrukturyzacji kopalń zgodzili się dobrowolnie odejść z pracy pobierając jednorazową odprawę w wysokości czterdziestu tysięcy złotych polskich.
Kwota ta, jak na owe czasy, mała nie była. Ale większość w pół roku przepiła, przejadła albo przeruchała odprawy. Jednak liczący sobie wówczas 28 lat, Andrzej, wykazał się niebywałym instynktem. Wziąwszy sobie do serca słowa Leszka Balcerowicza, forsę zainwestował. Kupił mieszkanie i telefon komórkowy. Należy wiedzieć, że w owym czasie najnowszy model komórki miał gabaryty cegły i wprost proporcjonalną do rozmiarów cenę. Zaś jeden impuls rozmowy krajowej, naliczany co 5 sekund, kosztował tyle, co obecnie 9 godzin telekonferencji VoIP między Polską a Hawajami.
Historia młodego górnika, którego marzeniem życiowym było położyć sztangistkę Agatę Wróbel jeżeli nie do łóżka to przynajmniej na rękę, tak bardzo się wszystkim spodobała, że autorzy reportażu zgarnęli masę nagród, a sam Andrzej Bies nie potrafił opędzić się od ofert pracy. Zadebiutował w teatrze i co dziwić nie może w kolejnym reportażu społecznym: Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym.
Tu, w jednym z odcinków, poznał urok zatrudnienia na umowę o dzieło. Miał wykonać prostą pracę w firemce prowadzonej przez małżeństwo Naturalnych na jednej z dyskotek miał wylać trzy 20. litrowe wiadra kisielu na półnagie dupeczki, które na oczach najebanej i rozbawionej gawiedzi tłukły się o całych 25 zł premii za wygraną walkę w kisielu. Andrzej, przywykły do robót ciężkich na przodku, spisał się bez zarzutu. I tak słuch i ślad o nim zaginął.
Teraz zapewne Andrzej Bies pracuje jako ochroniarz na parkingu i za 50 gram wódki czystej opowiada historię swojego życia, czekając jak Henryk Gołębiewski na medialne resurectio.
Historia serca z węgla, górnośląskiej biedy, biedaszybów i w ogóle historia biedy zawiera w sobie pewien magnetyzm, który budzi w odbiorcy to, co najsłabsze empatię i współczucie.
Mitologia górnego śląska niezależnie od czasookresu, od ideologii od potrzeb społecznych jest mitologią atrakcyjną także pod względem literackim. Koń o godności Łysek nie tyrał gdzieś na wyżynie lubelskiej, ciągnąc za sobą pług. A i pewnie Szkapa o imieniu Nasza miała swoich praprzodków wśród kopalnianych koni z górnego śląska.
Nie sięgając w czasy nazbyt odległe analizując fenomen mitologii górnego śląska warto odwołać się do twórczości Kazimierza Kutza, który jako reżyser wysysał ze śląska tyle ile tylko mógł bacząc na ustroje. W latach 70. była Sól czarnej ziemi, w latach 90. pojawił się Zawrócony z brawurową rolą Zamachowskiego.
Wszystko ładnie, wszystko pięknie bo mitologia węgla jest do tego stopnia zakorzeniona w świadomości społecznej, że inspirując się nią w jakikolwiek sposób na płaszczyźnie artystycznej nie sposób nie dostać jakiejś nagrody, a przynajmniej: nie zostać senatorem PO w parlamencie RP.
Jeden ze współtwórców ideologii neoliberalizmu nauczał, że teoria jest naukowa po warunkiem, ze zbiór jej falsyfikatorów nie jest zbiorem pustym. To znaczy: teorie naukowe są teoriami fałszywymi. Aksjomat fałszywości odnosi się także do tych dzieł kultury, które nawiązują w jakikolwiek sposób do mitologii węgla i górnego śląska. A dokładniej: do dzieła Ryszarda Chłopka pt. Węgiel.
Chłopek o imieniu Ryszard ten sam, który czego dowiódł w nocie na ostatniej stronie późnego debiutu Aleksandry Zbierskiej – potrafi za jednym zamachem wykombinować przynajmniej 3 synonimy czasownika wibrować, w 2007 r. wydał zbiór wierszyków opatrzonych wymownym tytułem Węgiel.
Węgiel Chłopka, to 33 strony, przez które trzeba się przebić dynamitem. To zbiór tekstów ciosanych w czarnym kamieniu ciężką dłonią górnika. To kolekcja górnośląskich metafor wkuwanych na kółkach poetyckich organizowanych w ramach dokształcania sztygarów. Czytelnik z rocznika 80 i parę nie zrozumie istoty Węgla, bowiem zubożony jest o unikalne pod względem historycznym doświadczenie PRL-u. Któż ze współczesnych jest w stanie pojąć semantykę metafor, które z taką lubością stosuje Ryszard Chłopek:
sączy się cisza
[J a k tę samą estetykę przyjąłem za swoją]
śpiewa cięciwa.
pięta świeci
błyszczy się rydwan
[Problemy z Achillesem]
przykuca ciemność.
męskie uda falują nad drogą,
[Dlaczego nie barbarzyńcy]
melodia osiada na drzewach,
ukojenie rozpięte na kościach
zamkniętym okiem znaczy zmiany kursu.
[Cichy wróg]
Zdrada rośnie mi w uszach
[zgroza, zgroza]
Kruchość wbija się w skórę lub tkwi pod paznokciem,
wiatr domyka przestrzeń
[Ballada z tej strony]
Albo czyż istnieje takie czytelnicze serce, które nie skapituluje przed tymi Chłopkowymi wersami:
pożółkłe dłonie drżą jakby na wietrze
tuż przed wybuchem słońca na krze horyzontu,
[Reszta załogi Narcyza”]
Oczywiście jak na dzieło nawiązujące explicite do mitologii górnego śląska przystało tomik Ryszarda Chłopka wzbogacony o jeszcze jedno dzieło literackie na temat węgla. W tekście pt. Zapuszczam się, Chłopek opisze dramat społeczno-ekonomiczny związany z wykradaniem czarnego złota z transportów kolejowych przez bandy szmuglerów, które następnie przewożą kamienne bryły rozklekotanymi nyskami gdzieś w głąb Polski.
Teraz zapuszczam się
Teraz zapuszczam się w siebie, zjeżdżam windą na dół,
aż po szklany korytarz, gdzie niosą moje serce; wiercą
w nim, wkładają dynamit, gdzie kombajn leniwie
szarpie kruszec tkanki.
Tutejsi górnicy to ludzie spokojni i dobrzy,
szanują pracę w dobie likwidacji kopalń,
ale też nie ma tu przodowników, ciemnych
tytanów pracy.
Kto mnie kradnie na torach, kto mnie wrzuca do pieca,
kto mnie rozwozi furmanką po skrzypiącym śniegu
albo kto starym żukiem wpada teraz w poślizg,
bo wiekowe opony nie słuchają drogi
i cały ja
leżę teraz w rowie.
Czasem szyb pustoszeje, nawet nie brzdęknie winda,
a ja wiszę na ścianach i ciągnę się jeszcze tak głęboko w ziemi.
I jestem wszędzie gdzie jestem”,
i mam jednak coś wspólnego ze sobą.
Chłopek jako poeta bezwzględnie rozprawi się ze szmuglerami, z czarnym rynkiem węglowym i całą mafią węglową, która żeruje na zdrowej tkance polskiego górnictwa. Nie pozostawi złudzeń, przeciwstawiając tutejszym górnikom, ludziom spokojnym i dobrym, którzy szanują pracę tych, co: kradną na torach, którzy: rozwożą furmanką, którzy starym żukiem wpadają w poślizg, tych, co węgiel: wrzucają do pieca.
Chłopek nawiąże do romantyzmu związanego z czarnym złotem. Lakoniczny tytuł tomiku Węgiel jest jak oszczędna odpowiedź sztygara: wypieroloj, której ów udzielił kadrowemu, gdy ten przyszedł go zapytać o to, czy weźmie udział w pochodzie pierwszomajowym.
Być może zaangażowany tomik Ryszarda Chłopka zostałby zauważony a kto wie może i doceniony przez krytykę, gdyby nie jego zapóźnienie. Tomik Węgiel ukazał się w 2007 r., czyli jakieś sześć lat za późno w stosunku do debaty społecznej i literackiej na temat górnego śląska, doli sztygarów i tych wszystkich ludzi, którzy nauczeni zostali jednej prostej czynności: jak skutecznie napierdalać w czarną ścianę kilofem, by coś się z niej odłupało.
Ryszarda Chłopka należy jednak pochwalić za to, że próbuje trochę niezgrabnie, ale zawszę jednak korzystać z nauk objazdowych nauczycieli do polskiego, którzy w latach 70. i do końca lat 80. prowadzili w świetlicach kursy dla poetów po tytułem: Wypróbowane i sprawdzone metafory poetyckie. Instrukcja obsługi. Ryszard Chłopek nie tylko potrafi wymyślić trzy synonimy czasownika wibrować, ale także co dziś jest umiejętnością rzadką umieścić w korpusie wiersza metaforkę: śpiewa cięciwa, przykuca ciemność itp.