Wojciech Bonowicz, Wybór większości. Brązowe oczy i inne cześci ciała

20 maja, 2009 by

.

Szczególną cechą polskich poetów współczesnych oprócz czarnych kostiumów, obowiązkowej nadwagi lub gruźliczej niedowagi, oprócz kolczyków w brwiach, nosach, językach, oprócz błyskotliwych debiutów literackich (zwłaszcza, gdy są to tak zwane: późne debiuty) jest umiejętność znajdowania inspiracji poetyckich w miejscach, w których nikt by się ich nie spodziewał znaleźć, a nawet w dupie.

Nie chodzi tu bynajmniej o przysłowiową dupę, ani o taką, która występuje w roli głównej w powiedzeniu: mieć coś / kogoś w dupie. Mowa tu o dupie anatomicznej. Jednej z części ciała, która zawsze jest z tyłu. Części, na którą jedni się gapią, inni podmywają, jeszcze inni podcierają i podmywają a bywają też tacy, którzy traktują owo miejsce anatomiczne jako coś, z czym można poeksperymentować. To znaczy: coś, do czego można włożyć palec wskazujący, by następnie napawać się konsystencją i aromatem substancji, która każdorazowo pozostaje pod paznokciem. Ci bardziej wygimnastykowani, wyćwiczeni w tajnych technikach jogi, którzy potrafią założyć obie nogi za głowę, wwąchują się w analityczne instrumentaria – w umazane strapony, to w świeżo wyciągnięte, połyskujące penisy. Specjaliści w tej dziedzinie rozróżniają w odcieniach beżów i brązów a z konsystencji, z drobinek pozostałych w zafałdowaniach narzędzi badawczych, z natężenia zapachu potrafią z przybliżeniem do ok. 2 łyżek określić ilość skonsumowanej i przetrawionej zupy grochowej, która niepokojąco fermentuje w krańcowych partiach jelita grubego.

Czysta poezja.

Czysta poezja odkryta raz w dupie, musiała być odkryta także w innych częściach ciała. Poetyka anatomiczna była koniecznym, dialektycznym etapem rozwoju poezji po tym jak dawno, dawno temu pewien jaskiniowiec znalazł dobrą okazję by innemu, prominentnemu jaskiniowcowi dosłownie i w przenośni wejść w dupę. To wówczas powstały najtrwalsze rysunki z Alty.

Jednym ze speców od tzw. natchnienia anatomicznego jest narodowy wieszcz polski Wojciech Bonowicz. Dokładnie 4995 lat po tym jak uduchowiony troglodyta z Alty, po spotkaniu z drugim troglodytą aby dać artystyczny upust emocjom nagromadzonym po owym prehistorycznym wejściu w dupę namalował na ścianie wielkie brązowe oko, Bonowicz korzystając z wynalazku Gutenberga wydał dzieło, które uczyniło go sławnym. Mowa o tomiku Wybór większości, w którym Wojciech Bonowicz wyeksploatuje zbiór poetyckich archetypów w tym konkretnym przypadku: zbiór archetypów anatomicznych do tak zwanego cna. Pod wiersz u Bonowicza kolejno pójdą: nosy, ręce, wnętrzności, głowy, oczy i gardła.

Ale po kolei.

Głowa (caput) – część ciała zwierząt, zajmująca u człowieka i u innych ssaków szczytowe umiejscowienie (ewentualnie przednie) [źródło: wikipedia].

W ramach poetyki anatomicznej Bonowicza ta część ciała funkcjonuje na dwóch płaszczyznach: zdroworozsądkowej i kosmicznej. Otóż głowa co nie budzi zdziwienia służy do tego by prawiła komplementy (głowę która mówi: tyś najpiękniejszy [kogo dzień dzisiejszy umieścił tak wysoko]). Ale jakież to kosmiczne zdziwienie ogarnia czytelnika, gdy przeczyta o głowie, które jest odgryzana przez deszcz (To deszcz tak ogryza głowy [nie mogę powiedzieć]) czy też o głowie, która wchodzi pod ziemię (moja głowa wchodzi pod ziemię [chorowali i umierali])?

Konstrukcja takich kosmicznych kontekstów funkcjonowania archetypu głowy w ramach poetyki anatomicznej ma swoje uzasadnienie. Najnowsze studia paleoantropologiczne na temat brązowego oka z Alty podkreślają fakt estetycznego zdziwienia, które było jednym z głównych celów prehistorycznych artystów. Tzw. efekt łaaał! zdaniem uczonych był świadomym zabiegiem żądnych poklasku i sławy artystów neolitu oraz podstawą słowotwórczą dla rzeczownika rodzaju męskiego: kał, który był pierwszym słowem wypowiedzianym przez przedstawiciela homo sapiens sapiens. W tym kontekście Wojciech Bonowicz wydaje się być wierny kanonom szkoły, do której wyraźnie nawiązuje.

Ręka (łac. manus) – dystalna część kończyny górnej naczelnych
Ramię (łac. brachium) jest częścią kończyny górnej
[źródło: wikipedia]

W ramach poetyki anatomicznej najbardziej eksploatowaną częścią ciała są u Bonowicza kończyny górne. Oto kilka przykładów użycia:

Zoologiczne:
Dwa inne zwierzęta które proszę by nie wyrywały mi rąk. (Dwa inne)

Teologiczne:
Składamy ręce dziękujemy (Występek)

Pornograficzne:
To moje ramię tak skrzypi maleńka. (Stworzenia)

Funeralne:
co się dzieje z tymi ramionami. Jedno już prawie zgniło (wielka potrzeba)

Dendrologiczne:
Na oczach wszystkich chłopcy drzewu wyłamują ręce (Zmiany)

Zakasująca wydaje się być pomysłowość i wrażliwość poety, który w trakcie pobytu w ZOO spogląda na rękę a następnie na leniwego lwa w klatce i potrafi wyobrazić siebie w roli wychudzonego chrześcijanina, który ku uciesze obywateli Rzymu ścigał się w nierównym biegu z wygłodzonym lwem, którego sam Scypion Afrykański przywiózł z podbitej Kartaginy. Przedstawienie takie samo w sobie nie jest odkrywcze, ale Bonowicz jako poeta wydaje się przebywać na takich wyżynach empatii i poetyckiego uwznioślenia, że nie tylko wyobraża sobie Ligie przywiązaną do rozjuszonego byka, nie tylko wyobraża sobie umięśnioną sylwetkę Ursusa, ale w chwili pisania wiersza Dwa inne cierpiał razem ze wszystkimi pierwszymi chrześcijanami rzuconymi na pożarcie lwom; był Ligią, Ursusem i bykiem.

Okazuje się, że niektóre z archetypów anatomicznych, które wykorzystuje Bonowicz są dawno odkrytym lądem. Takim jest na przykład oko.

Bonowicz popełnił błąd nie dlatego, że zbagatelizował fakt statusu kulturowego archetypu oka w kulturze śródziemnomorskiej jako artystycznego artefaktu (To właśnie oko było m.in. jednym z pierwszych przedstawień graficznych na ścianach jaskiń w okolicy Alty.) Ale przede wszystkim dlatego, że próbował dokonać rewizji semantyki tego motywu. Jego poetycka polemika z tekstem: Oczi cziornyje, oczi dziwnyje, oczi strasnyje i priekrasnyje, kak lublju ja was, kak bajus ja was, ja uwidieł was w niecharoszij czas ta la la la. nie przekonuje.

Bonowicz spróbuje zrewidować semantykę tego archetypu wprowadzając motyw chrystologiczny. Odwołując sie do kontekstu biblijnego napisze: chcą żebym wydał im oczy (Od razu). Wprowadzi także motyw ekologiczny: dymy wyżerają w nim oczy. (Tak się dzieje) a także agonistyczny: wykłuje któremuś oczy (spisek byłych mężczyzn). Wprowadzenie tych kontekstów (w szczególności: chrystologicznego oraz ekologicznego) do tego obszaru świadomości społecznej, w którym funkcjonują dzieła artystyczne, wymagało przezwyciężenia tradycji. W tym konkretnym przypadku Bonowicz musiał zmierzyć się z taka interpretacją oka, którą wyśpiewała Violetta Villas. Ale niestety, okazało się, że ta próba konfrontacji autorskiego kontekstu chrystologicznego z kulturowym kontekstem sowietologicznym funkcjonowania motywu oka, której efekty mogłyby na trwałe wpisać się w tradycję semantyczną tego archetypu, była czymś w rodzaju markowanego ciosu, na którego wyprowadzenie poecie nie wystarczyłoby ani siły ani umiejętności.

Najważniejszym tekstem Bonowicza powstałym ramach poetyki anatomicznej jest tekst pt. Przemoc. Poeta napisał:

obcinają paznokcie myją twarz
przyrodzenie. I jeszcze napychają mu
wnętrzności czymś czego tam
nigdy nie było

czy dusza podąża za nerką gdy ta pozostaje przy życiu
(przemoc)

Ewolucja artystyczna Bonowicza w ramach jednego tomiku, przebiegająca od części ciała w jego głąb, jest czymś nowym. Ale twórczym we właściwym znaczeniu tego terminu jest w poezji Bonowicza tzw. przewrót teologiczno-deepthroatyczny. Polski poeta połączy szczególny archetyp anatomiczny tj. gardło z podstawową kategorią każdej teologii z pojęciem boga. Sygnał tej syntezy czytelnik odnajdzie w cytowanym fragmencie: chcą żebym wydał im oczy (Od razu). Implikacje biblijne: wydania na śmierć, wydania ciała są wyraźne, ale jeszcze nie wyrażone explicite. Inaczej się rzecz ma z fragmentem:

A Bóg jest gardłem świata
(Na koniec)

Trudno uwolnić się od naturalnych skojarzeń głębokiego gardła, o miliardzie miliardów istnień, które uwalniają się jednorazowo pod ciśnieniem, odbijając się od boskiej krtani, spływając w pozornym nieładzie w kierunku boskiego żołądka by poddać się ontologicznej przemianie w zakolach jelita grubego a następnie powrócić do życia w zmienionej formie. Zamknięty cykl powstawania i ginięcia oraz zagadnienie egzystencji, które w poezji Bonowicza pojawia się jako dialektyczny moment połączenia stwórcy i gardła wydaje się największym wkładem polskiego poety w rozumienie sztuki neolitu.
Dlatego nie może dziwić wznowienie dzieła, które zaledwie po 12. latach od swej premiery doczekało się ponownej edycji w Biurze Literackim. Nos wydawniczy Artura Burszty jak zwykle okazał się być niezawodnym organem anatomicznym.

Kategoria: Bez kategorii | 21 komentarzy »

komentarzy 21

  1. Ewa Bieńczycka:

    Właśnie ukończyłam wczytanie wszystkiego, co w Sieci znalazłam o poecie Bonowiczu i trzykrotne czytanie tomiku. Przeczytałam jego kilkanaście felietonów na TP, ale najlepsze są rozmowy na portalu BL. Bonowicz musiał chodzić na księdza Tischnera na PAT później ode mnie. Te wolnościowe ruchy w łonie kościoła gasły. Za moich czasów Ksiądz Profesor polecał nam czytać Markiza de Sade i naśmiewał się ze śpiących na zajęciach kleryków, których obecność była obowiązkowa, a pasjonaci z całej Polski przyjeżdżali wtedy na te wykłady z wielkim poświęceniem.
    Tak, masz rację, poeta w tych wywiadach też mówi, że celem jego poezji jest wzniosłość.
    Metafora Boga gardła świata nasunęło mi też podobne skojarzenia.
    Kiedy film Głębokie gardło Gerarda Damiano wszedł w purytańskich Stanach na ekrany na początku lat siedemdziesiątych, u nas się o niczym innym nie mówiło, tylko o tym filmie. Wszystkie ważne gazety, jak Kultura czy Polityka natychmiast zajęły się szczegółowym omawianiem upadku kinematografii w Ameryce. Dla nas ten film był oczywiście nieosiągalny, ale szczegółowe opisy przy omawianiu filmu dały nam bardzo wnikliwy opis, najprawdopodobniej wiedzieliśmy o nim wiele więcej niż Amerykanie, który film bez przeszkód oglądali.
    I czytam teraz, że Wojciech Bonowicz był w Stanach, mieszkał w Atlantic City to miasto kasyn i rozrywki przecież. Więc być może ten film, jako jeden z nielicznych Polaków oglądał. Stąd może to skojarzenie.
    Być może ma to jakieś powiązania z wiarą w Boga. Nie wiem, filmu nie oglądałam, a też wierzę.

  2. Władysław Gomułka IP: 83.21.22.64:

    pierdolisz jak potłuczony

  3. Władysław Gomułka IP:83.21.22.64:

    nigdy bym nie przypuszczał, że aż do takiego chamstwa się posuniesz

  4. Marek Trojanowski:

    a teraz Władku weź sobie mocno do serca te słowa, które znajdują się pod okienkami formularza komentarzy.
    po jakiego wała rozkręcasz aferę? mało ci atrakcji? mało emocji?

  5. Jaromir Bury IP:78.8.105.179:

    Wbrew pozorom deep throat to bardzo znaczące skojarzenie, właściwie niemożliwe w innych epokach. Wiek dwudziesty zapisał się w historii ludzkości jako wiek niesamowitych wynalazków, jak bomba atomowa czy komputer – epokowe znaczenie ma również film pornograficzny, który w bardzo wyrazisty sposób zmienia myślenie o kobiecie, seksie, relacji – o miłości; zmienia naszą wyobraźnię. To głębokie gardło wcale nie jest takie prowokacyjne jakby się wydawało. Wiadomo, że Baudelaire pisał, że Bóg jest najbardziej sprostytuowany, ponieważ kocha wszystkich. Idąc tropem miłości widzimy dokładnie przeobrażenia kulturowe. Miłość zawsze uwarunkowana jest jakimiś wyobrażeniami – w kulturze dzisiejszej warunkiem udanego pożycia bywa dobre fellatio. Związek z kochanką, żoną, partnerem, którzy nie robią tego z połykiem może być niesatysfakcjonujący, a co za tym idzie niepewny. Łykanie nasienia nie jest jednak naturalnym skojarzeniem, człowiek nie jest naturalny – to właśnie kultura stymuluje libido. Tworzy styl erotyki. I, w związku z tym, jakość retoryki boskich figur. Tyle że Bóg jest raczej poza tym wszystkim.

  6. Ewa Bieńczycka:

    Z wywiadów z autorem wynikało, że jak najbardziej chodziło o Boga.
    Dla poety Wojciecha Bonowicza największym autorytetem duchowym jest Mistrz Eckhart. Cały czas wczytuję się w te wiersze i nie mogę natrafić na ślad Mistrza Echarta. Nie mogę też odszukać tropów odczytań Marka.
    Może wysiłek Marka poszedł w zbrukanie, tak jak w Ferdydurke pojedynek na miny Miętusa i Syfona. Ale gwał na twórczości Bonowicza zadany przez Marka jest nie jest w odbyt (mimo bogactwa opisów), co jednak w gardło i natrafia na kompletną pustkę. Twórczość Bonowicza bowiem nie posiada, inaczej jak w tym pornograficznym filmie, w gardle łechtaczki.

    Zauważ Jaromirze, że cokolwiek się napisze o poezji dzisiejszej, trafia się w pustkę, Marek tu od września obraża i obraża, i ja obrażam jeszcze gorzej, bo nie śmiesznie i oprócz ewentualnych procesów sądowych, czyli w dalszym ciągu NIC, bowiem Prawo to Cezar, a nie Duch, nie można właściwie uchwycić tych przemian, o których piszesz.

    Nawet ten ostani wiersz w zbiorze ( Piosenka), gdzie poeta patrzy na horyzont Atlantyku i chce tam tę wzniosłość zobaczyć i filozoficznie nawet kładzie oddech na fali (…)Na falach oddech swój położysz/jakbyś kładł dziecko do kołyski(…) to przecież nie będzie to nigdy powtórzenie Smutno mi Boże Słowackiego.
    Ale czym jest? Nie mama pojęcia.
    Poeta przedstawia siebie w wywiadach, jako człowieka dobrego, współczującego, mającego przyjaciół z zespołem Downa, jest szczęśliwcem, wyrzuca ciągle kostką szóstki, co wyśle na konkurs, to buch, pierwsza nagroda. I legenda brulionu i to kumpelstwo samych wielkich poetów, też powinna być wartością…
    Ale jak czytam felietony na TP, to widzę faceta ze skórzaną teczką, który chodzi do pracy, jest akuratny i punktualny. Taki ucywilizowany buntownik? Nigdy nim nie był.
    Wiersze te, które tu omawia Marek, to są często jego wiersze debiutanckie.
    Takie mam wrażenie: poezja na wycieńczeniu, na ostatnim wydechu, zanim zdechnie ostatni tlący się płomień, na ostatnich nogach. Wiersze wyciskane jak zużyta tubka pasty do zębów.
    A poezja to miłość, to żywioł, to nadmiar.

  7. Ewa:

    Nawiązując jeszcze do Jaromira, to warto zwrócić uwagę na dokument Głęboko w gardle (Inside Deep Throat) (2005) wyszedł na płycie DVD, ale ja zaraz sobie podjadę na rowerze do naszego Centrum Sztuki Filmowej i zobaczę go, bo widzę, że jest w spisie na ich stronie. Dla mieszkańców naszego miasta można sobie jak w bibliotece film wypożyczyć za darmo, ale niestety tylko na miejscu go zobaczyć.
    Ten dokument jest też do ściągnięcia w Sieci.

    Już się boję pod tym poprzednim wątkiem coś wpisywać, ale po przeglądnięciu następnej porcji różnych teraz wydanych debiutów, to wszystko nie tylko jest różewiczopodobne, jak skarży się w Kup kota… Różewicz, ale bonowiczopodone, jeśli poeta jest religijny.
    Bardzo trudno natomiast podrobić Świetlickiego, mimo, że próby takie też są.
    Tak się zastanawiam, jaką przyjemność czerpie młody człowiek z tej przecież wątpliwej korzyści bycia dzisiejszym poetą fałszywym.
    To, że Balzakiana jest nominowana do tegorocznej Nike, to jest zrozumiałe, to jest konkretny pieniądz dla wydawcy, autora i dla Gazety. Ale cała reszta pisarzy mówiąca nie swoim głosem, która za całą pracę intelektualną ma pisanie o kolegach (namnożyło się tego mnóstwo na stronie BL) może mieć jakieś bardzo poślednie korzyści w tej piramidzie o strukturze feudalnej zajmowania miejsca poetyckiego parnasu.
    Gdy czytam tę wyczyszczoną wygładzoną i wypreparowaną już z sieciowych chwastów cieniutką Cosinus Salsę Moniki Mosiewicz, zastanawiam się, po co to wszystko. Być może są to jakieś też sprawy biznesowe, tylko pretekstem do uprawiania z prawdziwą pasję swojego wyuczonego zawodu.
    Wojciech Bonowicz pisze wiersze, by uwiarygodnić swoje rozmowy z Arturem Sporniakiem i Ojcem Leonem Knabitem o wzorcowym uprawianiu seksu przez dzisiejszego katolika i widocznie poetyckie gardło Boga w tym trudnym dzisiejszy zadaniu jest niezbędne.

    Jak oglądam na wybiegu w konkursie na miss świata te zjawiskowe dziewczyny długonogie i każda niemal mówi, że jedyną jej pasją życiową są uniwersyteckie studia filozoficzne, to aż serce rośnie, że w tak wspaniałych ciałach jeszcze jest miejsce na tak ambitne cele? Ale czy można im wierzyć.

  8. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, nagrody to wahadło. W tym roku nagrodzimy purrystę językowego, klasyka, w następnym awangardzistę wulgarystę, za trzy lata koniecznie kobietę, aby nie zarzucono nam pomijania autorek i męskiego szownizmu. Z tego parytetu w tym roku skorzystała Krystyna Miłobędzka.
    Zawsze w gronie nominowanych osób pojawiają się nazwiska pań.

    W nominacjach do nagrody Nike jest tomik „Król festynów” Pawła Konnaka Końjo kumpla Michała Wiśniewskiego z Ich Troje i zabawowego Piotrusia Pana już po czterdziestce. Rozrzut nominacji wielki. Balzakiana, „Gulasz z turula”, „Księga ocalonych snów” i na przykład „Kieszonkowy atlas kobiet”, „Antypody”.

    W nominacjach w kategori poezja w Gdyni jest „Cosinus salsa” Moniki Mosiewicz, według niepisanej zasady: „dajcie mi chociaż jedną kobietę do cholery”
    Mnie najbardziej interesuje nagroda znad morza. Czy poleci opisanymi przeze mnie powyżej parytetami, czy nagrodzona zostanie poprawność, czy zwycięży wreszcie Edward Pasewicz, czy jednak Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki? Na kogo wskaże przewodniczący jury, bo to on ma głos decydujący.
    Adam Wiedemann odcina kupony od zeszłorocznej nagrody. Został zaproszony do Gdyni w charakterze zagajacza krytyka. To dowód na to, że Gdynia nie zapomina o swoich laureatach.
    Wojciech Bonowicz zdobył nagrodę w 2007 roku za tomik „Pełne morze”, dlatego w myśl mojej tezy w 2008 roku mógł wygrać Adam Wiedemann. Czy teraz wahadło wahnie się ponownie w prawo?

  9. Ewa Bieńczycka:

    Podziwiam Cię Izo, że to tak wszystko śledzisz i klarownie podałaś jak na tacy, nigdy bym się nie wyznała w tym wszystkim.
    Jak czytam w Twórczości Dziennik PRAWDA Wiedemanna, to tam dopiero widać, że otrzymać nagrodę może jest już łatwo, ale być takim np. kumplem Najdroższej Osoby, to już nie. Być może ta nadmiarowa, paniczna reakcja cyników oficjalnych i nominowanych, nominujących (gdyż każdy już, zauważ, zasiada potem w jury i ma już władzę niepodważalną) na kojarzenie, robienie par poetyckich jest zasadna. Była tutaj na blogu zupełnie niezamierzoną demaskacją tego mechanizmu. Zauważ, jaka reakcja Gosi Dobosz, jak oparzona, ze ona tam tylko na tę szacowną imprezkę wskoczyła na piwko. Jak te osoby wstępujące, a jeszcze nie wstąpione pilnują, by tym wsąpionym nie zaszkodzić.
    A potem Adam Wiedemann wywala całą PRWDĘ dla maluczkich i jest kupa śmiechu.
    Nie mam Izo Twojego adresu mailowego, ale daj jak chcesz, to Ci wyślę ten tekst w jotpegach z Twórczości ostatniej, bo przefotografowałami jeszcze, nim zdeletuję, mam.

  10. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, wynika z tego, że w środowisku poetek i poetów jest „grupa trzymająca władzę” stylu, treści, formy. I tak jak w polityce, następuje jej wymiana co dekadę. Ale wyboru dokonuje zazwyczaj geriatryczne jury doktorsko -profesorskie, a nie koleżanki poetki i koledzy poeci. Czyli profesorowie pociągają za sznurki w najważniejszych wydarzeniach literackich i to z nimi powinno się biesiadować, kolegować, zwierzać, aby wejść do grupy.
    Jury w Gdyni 2009 (materiały prasowe): prof. Piotr Śliwiński, dr hab. Marek Bieńczyk, dr hab. Jerzy Jarniewicz, Małgorzata Łukasiewicz oraz nowi jurorzy: dr hab. Agata Bielik Robson, Zbigniew Kruszyński i prof. Aleksander Nawarecki. Podałam nazwiska -ściągę do kolegowania.

    Adam Wiedemann postanowił zostać trefnisiem z wywalonym językiem do pasa? hm, Auden pogroziłby mi palcem, że chcę przeczytać, ekshibicjonistyczne teksty poety, ale po przeczytaniu „Filtrów” Wiedemanna już jestem zainfekowana ploteczkami z jego życia.
    Ewo, mój adres
    izag1@poczta.wp.pl

    z góry dziękuję.

  11. Marek Trojanowski:

    Moim zdaniem Pasewicz nie powinien dostać żadnej nagrody. Jemu nagrody nie są do niczego potrzebne. Moim zdaniem jakaś nagrodę powinna dostać Monika Mosiewicz. Powodów jest kilka. Po pierwsze: dostałaby w końcu jakąś nagrodę. Po drugie: jakaś nagroda przerwałaby pasmo jej artystycznych niepowodzeń znanych powszechnie jako kompleks Bierezina. Po trzecie (powód egoistyczny): zwiększyłoby się internetowe zainteresowanie frazą: monika mosiewicz, cosinus salsa. Wówczas mógłbym zarobić trochę grosza na reklamach z google.

  12. Ewa Bieńczycka:

    Popieram Marka, ale z innych powodów.
    Uważam, że nagrody artystyczne powinny dostawać jedynie osoby czynne wyłącznie w zawodzie prawniczym. Może w przyszłości to wreszcie społecznie się ureguluje jakimiś sejmowymi przepisami, tak jak np. tylko lekarz może wypisywać recepty, a już pielęgniarka dyplomowana nie.
    Tylko prawnik, z dyplomem i potrzebnymi stopniami może wydać tomik wierszy. I wtedy by było wszystko jasne, a nie taki niepotrzebny bałagan, strata czasu i energii. Tylko prawnicy, tylko strażnicy wymiaru sprawiedliwości wiedzą, co jest potrzebne społeczeństwu i w jakim rytmie mają tańczyć i co jeść powinni.
    Właśnie wróciłam z oglądania dokumentu Inside Deep Throat i tam odtwórca Dr Younga w Głębokim gardle dostał wyrok pięciu lat więzienia za tę rolę. Proces trwał dwa miesiące.
    Gdyby wymiar sprawiedliwości w komplecie zajmował się dorabianiem cielesnym pieniędzy w pornografii, a nie tylko pośrednim, to wyrok może nie byłby tak okrutny i tak stronicy, zawsze jest mimo wszystko jakaś solidarność zawodowa. Bo jak każde wielkie procesy, są absurdalne i z tak zwaną sprawiedliwością nie mają nic wspólnego. A jak ten dokument donosi, o nic naprawdę nie chodziło, tylko o ogromne pieniądze i wpływy w rządzie.
    Polecam film gorąco. Wypowiadają się same sławy: Gore Vidal, Norman Mailer, Larry Flynt, Linda Lovelace, Erica Jong, Hugh Hefner i jeszcze trzydzieści innych znaczących głosów.

    Izo, daj notkę o Adamie Wiedemannie!

  13. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku, kasa przydaje się laureatowi nie tylko na zbytki. Edward Pasewicz poradzi sobie z nadmiarem. Eugeniusz Tkaczyszyn Dycki już był laureatem literackiej nagrody Gdyni w 2006 roku, to nie musi nic dostawać.
    Gdyby zwycieżyła Cosinus salsa Moniki Mosiewicz, stwierdziłabym, że parytet górą. W trzech poprzednich konkursach ani jedna pani nic nie zdobyła.
    A wracając do Edwarda Pasewicza, jego poezja nie potrzebuje windy w postaci środowiskowych nagród. Jest już na szczycie.

  14. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, na blogu Marka wyrażałam się już niepochlebnie o „Filtrach” Adama Wiedemanna. I nadal prześladuje mnie szlafrok poety. Według mnie autor zakochał się i musiał się swoim uczuciem podzielić z całym czytelniczym światem, czyli z 500 osobami w poetyckich porywach?

    Tak to jest jak sie chce od razu zdyskontować sukces nagrodowy i tworzy co słonko widziało, zapomniało, a czego nie ubrało.
    Ewo, „Filtry” mnie odrzucają pisemnie.

  15. IP 206.205.7.25 Autor: IP 206.205.7.25 (IP: 83.21.3.59 , edr59.neoplus.adsl.tpnet.pl) E-mail: sa@sa.sa:

    w związku z tym, że zachowałeś się chamsko, a także wjechałeś mi na ambicję, donoszę, ze posiadłem już odpowiednią wiedzę na znajomy temat. Możesz sobie obejrzeć ******.com
    Jeszcze nie wiem, co mi do głowy tam wpadnie, ale pewne jest, że nie będę silił się ani pozował na wszechwiedzącą wyrocznię, jak Ty z bieńczycką.
    Nie będę też nikomu zmieniał postów twoim sposobem, więc możesz tam śmiało pisać :)))

  16. Marek Trojanowski:

    a ile chciałbys jeszcze nauczek, zanim trafi do ciebie ta prosta myśl, że tu nie zaszalejesz?

  17. IP 206.205.7.25 (IP: 83.21.3.59 , edr59.neoplus.adsl.tpnet.pl):

    z nazwiskiem nie trafiłeś, pajacu. ale niech ci będzie, że jestem *****. straciłeś w tym momencie u mnie i u jeszcze innej osoby w tym momencie wszystko, błaźnie.

  18. IP 206.205.7.25 (IP: 83.21.3.59 , edr59.neoplus.adsl.tpnet.pl):

    kiedyś niejaki Tomasz Gerszberg napisał o tobie coś, z czym się teraz w pełni zgadzam. Pozwól, że zacytuję:
    Marku kochany! mógłbym wiele rzeczy Ci pisać, ale tego nie robię, bo jesteś zakompleksionym, sfrustrowanym kundelkiem, banieczką nienawiści, która pęka w starciu z materią, i jedynym miejscem, gdzie możesz napawać się do woli własnymi słowami nie dostając w mordę jest ten portal. i twój słomiany ogień gaśnie, gdy zostajesz sam ze sobą, bo masz kiełbie i pasztet we łbie. popatrz na przemka, na burdę, na ozona, nawet na normala, oni poszukują, wiedzą czego chcą, a u ciebie drobnomieszczańska pustka. i nawet obrazić cię trudno, bo nie ma cię za co złapać – tyle u ciebie kręgosłupa, co w zużytym kondonie.

  19. IP 206.205.7.25 (IP:83.21.3.59):

    dobra, wytnij te posty i zapomnijmy o całym zajściu.
    Najlepiej będzie, jak nie będziemy wchodzić sobie w drogę. Więcej się już tu nie wpiszę.

  20. Marek Trojanowski:

    nie wytnę. ja tutaj konstruuję doskonały obraz natury ludzkiej. twoje wpisy są niezbędne.

  21. IP 206.205.7.25 (IP: 83.21.6.19):

    a to nie wycinaj! W końcu to ja tobie łaskę robię, że zgadzam się na wycięcie, a nie ty mi, że wytniesz. Wisi mi to. Bylebyś tylko nie zmieniał treści, bo to już leży poza wszelkimi regułami
    Obraz natury ludzkiej?
    Tutaj trafiłeś w mój czuły punkt. Zgadza się, każdy człowiek to potencjalny wróg i najgorsze ścierwo jakie mozna sobie wyobrazić (oprócz wyjątków, o których tu nie wspomnę) Trele morele o szlachetności i tym podobnych bzdurkach (o których tu nie wspomnę, bo można na ten temat tomy pisać)można między bajki włożyć. Ty jestes git w stosunku do samego siebie, w stosunku do otoczenia jesteś arcyścierwem. Podobnie jak ja i cała reszta zasranej, ludzkiej populacji. Różni nas trzeźwa ocena, niuniuś. Ty uważasz, że stoisz w pozycji moralnie uprzywilejowanej do świata.
    To twoje niby ironiczne „ja tutaj konstruuję doskonały obraz natury ludzkiej tak naprawdę ironii nie zawiera, a jedynie potwierdza twoje przeświadczenie o doniosłej misji jaka została ci przypisana w momencie poczęcia.
    Różni nas bona fide
    i to powoduje, że ja staram się być prawdziwy, a ty pozostajesz jedynie nędzną imitacją.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?