Sprawozdanie z działalności wydawniczej (1.01 – 28.11.2010)

28 listopada, 2010 by

.
, , , , , , , , , ,

– Raport dotyczy biblioteki dla domeny literator.pl i nie obejmuje pobranych publikacji z kategorii „dział dzieł” ze strony historiamoichniedoli.pl

Kategoria: Bez kategorii | 18 komentarzy »

czas na dzieło z działu dzieł

27 listopada, 2010 by

.

Proszę Państwa, ja Marek Trojanowski mam zaszczyt Państwu przedstawić kolejny z Filarów Kultury Zachodu – oto Dzieło, Dzieło z Działu Dzieł.

Etyka i poetyka, tom IV

Kategoria: Bez kategorii | 4 komentarze »

Zabezpieczone: Dziennik (XXI)

25 listopada, 2010 by

Treść jest chroniona hasłem. Aby ją zobaczyć, proszę poniżej wprowadzić hasło:

Kategoria: Bez kategorii | Wpisz swoje hasło, aby zobaczyć komentarze.

Ilionowski, nuka chodzenia

23 listopada, 2010 by

.

dla takich synów nie ma nieba
wiem, nie płacz mamo
jest tylko chłód i czarna ziemia
spójrz mamo, idzie lato.

Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »

poeci

23 listopada, 2010 by

.

Poeci,

nie jesteście grupką knajpianych znajomych śmierdzącą piwem, która podróżuje z jednego końca Polski na drugi, by uczestniczyć w wieczorku poetyckim kolegi czy koleżanki. Nie jesteście też ordynansami wydawców czy producentów telewizyjnych, gotowych napisać kolejną kolorową książeczkę na zamówienie czy pokazać się w TVP wówczas, kiedy któryś z ministrów przypomni sobie o misji, o kaganku oświaty i innych tego typu głupotach. Nie jesteście też krętaczami ustawiającymi konkursy literackie po to, by zarobić trochę grosza. Nie jesteście też lizusami, biegającymi za dostojnymi krytykami, wydawcami czy utytułowanymi kolegami z wywalonymi na wierzch jęzorami, pozostając na każde skinienie, w nieustannej gotowości by wyczyścić butki, zaparzyć kawkę, ponieść neseserek lub wyprowadzić pieska.

Poeci,

część z was kurwi się par excellence wyświadczając przysługi, robiąc usługi, obciągając, fundując następne kolejki w knajpie, kadząc, błyszcząc pochlebstwem. Inni – dla których jesteście przykładem – za chwilę zaczną się kurwić a jeszcze inni kurwią się, gdyż bycie kurwą leży w ich naturze. Nikomu nic do tego. Ale Poeci – do kurwy nędzy! – jakby nie było jesteście solą tej ziemi, spadkobiercami duchowych gigantów, dziedzicami ducha: jesteście pięknymi umysłami tej epoki. Przyglądając się wam doświadczam unikalnego uczucia – oto jestem świadkiem dziania się pewnego okresu literackiego. Na własne oczy widzę jakiś ułamek literatury w chwili tworzenia się, w trakcie formowania. Wiem, że to jest ważne, że to co się dzieje nie jest pozbawione znaczenia i że przyszłe losy literatury są w dużej mierze z tym związane. I cieszę się jakoś wewnętrznie, że mogę na te trudne do zaobserwowania procesy patrzeć z boku, z dystansu. Bywa jednak, że ta optyka ulega zmianie, że z zewnętrznego obserwatora zmieniam się w absolutnie bezlitosnego despotę, spoglądającego na was z góry.

Czytając wasze listy, fragmenty w których piszecie:

ech, chciałam tu Panu zarzucić jakimś moim wierszem i prosić o krytykę, ale stwierdzam, że nie będę się kompromitować i Pana przeproszę tylko za taki pomysł – sorka

– i widząc ten brak szacunku do własnych wierszy, ten brak wiary, to zaczynam tracić nadzieję w jakąkolwiek przyszłość literatury. Jeżeli macie na tyle odwagi, by nazwać swój tekst wierszem, to – do chuja Wacława! – nie możecie ukatrupiać go stwierdzeniem, że: mnie „zarzucacie jakimś wierszem”. Wiersze są po to, by poeci byli z nich dumni. I nie ma na świecie nic piękniejszego niż dumny poeta.
Nie możecie też płaszczyć się bez krztyny godności pisząc: „nie będę się kompromitować”, „przepraszam”, bo jeżeli macie tyle dumy, by pisać wiersze – niezależnie od tego, co inni o nich sądzą – to musicie stać prosto. Sylwetka wyprostowana i twarz zwrócona ku słońcu – to naturalna postawa poety.

Poeci,

piszecie do mnie:

Witam Panie Marcinie,

Mam do Pana prośbę o ocenę moich wypocin. Kurcze sam nie wiem na czym stoję… Użyłem nietypowej czcionki, podobnej do mojego charakteru pisma… te wiersze i przemyślenia to mój pamiętnik, stąd też taki nie inny wybór. Bardzo liczę na odzew z Pana strony.

– i do korespondencji dołączacie stustronicowe załączniki. Ale jak ja mam je przeczytać, skoro wy sami piszecie o przesłanych tekstach, że to „wypociny”. Czy ktoś lubi czytać wypociny? Wiersze to wiersze a wypociny to wypociny. Już pomijam to, że różnica między Markiem a Marcinem jest taka jak między ewangelistą kanonicznym a pomniejszym świętym. Jednak wysyłając komuś swoje teksty do przeczytania nie tyle z szacunku dla lektora lecz ze względów czysto strategicznych warto poznać przynajmniej godność adresata, by ów przystąpił do lektury bez żadnych uprzedzeń.

Jednak najgorzej przychodzi mi czytanie waszych usprawiedliwień. Kiedy czytam, że:

Witam,

trafił ostatnio pod moje oczy artykuł

http://www.literator.pl/*******

Nie wydaje mi się, aby tezy tam głoszone miały pokrycie w
rzeczywistości.

Spróbujmy się zastanowić przez chwilę nad wyciągniętą zwrotką (…)

Nie można się tłumaczyć z wierszy. One się podobają lub nie. I tyle. Tu nie ma nic do dodania. Poeta co najwyżej może bić w mordę, jeżeli odbiorca jego wierszy okaże się zbyt mało uduchowioną i wrażliwą na piękno istotą.

Poeci,

zamiast kajać się, prosić, przepraszać, tłumaczyć się, usprawiedliwiać, stawiać kolejki, obciągać po kiblach, ściągać koszuleczki na slamach, wzruszać się przed kamerami, recytować publicznie wierszyki na przydechu, szmacić się po konkursach, błagać w redakcjach – piszcie wiersze i miejcie piękne życiorysy. Hodujcie w swoich wnętrzach kwiaty pychy oraz boskiej dumy tak, że kiedy będziecie spacerować między ludźmi, żeby ludzie widzieli, że jesteście poetami. I nie chodzi tu o przebrania, rozciągnięte sweterki, śmieszne pelerynki czy kwiatki wplecione w grzywki.

Kategoria: Bez kategorii | 81 komentarzy »

Roman Bromboszcz, digital.prayer Dziecinada

15 listopada, 2010 by


.
12. września Łukasz Podgórni opublikował w Internecie wiersz pt., W imię zaznaczenia. Tekst składa się z zaznaczonego na niebiesko pola oraz jednego zdania: „Królowa Bona zaznaczyła ziemniaki”. Jednym słowem – standardowy gniot, których nazbierały się całe tony w przestrzeni literackiej licząc od czasu jej powstania. Gdyby teoria Profesora Dońdy o tym, że informacja nawet ta najgłupsza posiada swoją masę okazała się być prawdziwa cytowany wiersz Łukasza Podgórnego może nie zatopiłby kultury w odmętach gówna, ale na pewno miałby swój udział w podtopieniu. Podobnie rzecz ma się z wierszami Romana Bromboszcza opublikowanymi w 2008 r., pt. digital.prayer

Bromboszcz Roman zanim zaczął udawać twardziela-informatyka, który w chwilach wolnych od grzebania w kodzie źródłowym przekąsi kanapkę, popije redbullem i napisze wiersz objawił się światu najpierw jako romantyk. Wyraźne ślady tej wrażliwej na piękno części duszy Romana Bromboszcza widać w Manifeście Poezji Cybernetycznej, który kiedyś tam ogłosił. Oto kilka pierwszych punktów, które wręcz urzekają bukoliczną naiwnością, z tym że zamiast pastwisk mamy „empirię” a w rolę krowy wcieliła się „filozofia”:

1. Filozofię oświetla sztuka, religia i technika.
2. Nauka to filozofia empiryczna, część filozofii.
3. Cisza nie istnieje empirycznie, jest ideą.
4. Szum istnieje jako wrażenie… itp., itd.

Wytrwali czytelnicy oraz zwolennicy tego typu haseł, które często spotyka się utrwalone różnymi technikami na tornistrach licealistów doczekają się dnia, w którym Roman Bromboszcz ogłosi wersję 3.1 Manifestu gdzie punkt 3. zmieniony zostanie na: „Milczenie jest potęgą”.

Trudno ukryć przed światem swoją prawdziwą naturę. Wiedział o tym Adolf Hitler, Józef Stalin i Marek Trojanowski. Nie wiedział o tym jednak Roman Bromboszcz. Tomik digital.prayer rozpoczyna się normalnie. Ściślej: zaczyna się przeraźliwie normalnie, tak normalnie jak zaczyna się tomik wierszy stworzony przez duszę zakochanej w księżycu romantyczki – niewiasty o blond włosach, kształtnych piersiach, które wieńczą sterczące brodawki, o czerwonych jak krew usta objętością dorównującym pontonom ratunkowym WOPR-u. W wierszu pt. Bajka o Hamal, poeta romantyczny umieści następujące toposy tak charakterystyczne dla tego rodzaju poezji:

„gdyby można było ją spisać musiałaby się wydarzyć na łące
” – cóż może się wydarzyć na ciepłej, rozgrzanej letnim słońcem łące mieniącej się tysiącem barw wszelakiego kwiecia? Czy na tym dywanie rozkoszy może się wydarzyć coś innego niźli rozkosz sama? Oto pan i pani (w innej wersji: pan i pan; pani i pani; pan i pies oraz słoik miodu; itp.) upojeni obrazem tego miejsca oddają się przyjemnością, które opisać można tylko jednym językiem – językiem melodyjnym niczym dźwięk wydobywany mistrzowskim pociągnięciem smyczka z siedemnastowiecznych skrzypiec wykonanych przez samego Antonio Stradivariego.

rannym południem nawlekać dywan mgły” – istotę tego wersu pojąć może tylko szalenie zakochana nastolatka, która przeżywa ból rozłąki kontemplując każdy zakamarek krwiożerczego uczucia, trawiącego jej rozkochane ale jakże zawiedzione w miłości wnętrze na krawędzi dachu wieżowca. Dziewczyna doświadczyła wszystkich dobrodziejstw pierwszej miłości, w szczególności wspólnego nawlekania mgieł na dywany, dywanów na mgły a także poranków na mgły oraz dywany. A ile razy się przy tym ukłuła w mały paluszek? I gdyby nie pocałunek ukochanego… itd.

spełnia pragnienia, o których wie tylko trawa, które pomyśleć znaczy zapomnieć” – aż chciałoby się dokończyć:

Pójdę daleko, pójdę na łąki
Malowane złotem i rdzą
Zwierzę się wierzbom z naszej rozłąki
Wierzby wierzą szeptom i łzom

(Szepty i łzy, z płyty Bosa, Anna Maria Jopek)

z czerwonych maków byłoby komunią, jedynego który ocalał” – i podobnie jak wyżej, tutaj także serce i dusza wręcz rwą się do śpiewu. Czytelnik zupełnie nieświadomie zaczyna wystukiwać nogą rytm pieśni o czerwonych makach na Monte Cassino, które zamiast wody piły polską krew. Na szczęście natura oprócz wrażliwego na cierpienie serca obdarzyła człowieka także rozumem, który powstrzymuje nas przed aktami bohaterskiego odwetu na zaborcach i ciemiężycielach narodu polskiego przebranych w unijne fatałaszki. To kalkulujący na chłodno umysł odsuwa zemstę na bardziej dogodną chwilę. Teraz, jako naród, który tuż po Afgańczykach przoduje w uprawie maku na wszystkich polach – zaczynają od przydomowych ogródków, działek, nielegalnych polach w lesie a na niwie poezji kończąc – milczymy. Jednak nadejdzie ten czas, nadejdzie ten dzień w którym my Polacy odpłacimy im. Za dziadów, za pradziadów, za pra pradziadów. Za wolność waszą, naszą, moją, twoją. Za umęczonych pracą szwarcarbajterów uciekających przed urzędnikami z Arbeitsamtu, za kanclerze Schroedera i Angelę Merkel. Oni dostaną za swoje. Przysięgamy!

Wiersz pt. Bajka o Hamal, Romana Bromboszcza, z którego pochodzą cytowane fragmenty kończy się następująco:

oderwanymi od ust okrzykami piłoby rosę, nie doznane
i nas by piło do ostatniego słowa którym milkniesz i którym
leczymy się nawzajem zawiązując sobie oczy na łące
która nas nie zawraca

buuuu, buuuuu, buuuuuuu
(PS. Te wirtualne plamy, to moje łzy)

Tomik digital.prayer nie jest zbiorem czułych wierszyków, w których podmiot liryczny skazany jest na nieustanne turlanie się po ukwieconych łąkach nie zważając na roznoszące boreliozę i inne groźne choroby kleszcze, kłujące osty czy ostre kamyczki. Już na stronie 12. autor postanowił „zdigitalizować” swój wiersz. Roman Bromboszcz odrzuca płaszcz, szpadę oraz gruźlicę poety romantycznego i zmienia font. Czcionka wiersza pt. *** wyglądem swoim przypomina font pierwszego polskiego edytora tekstów znanego jako TAG. Wraz z fontem radykalizuje się także przekaz wiersza. Tu próżno szukać czerwonych maków, łąk, nawlekanej mgły, rozchylonych ust. Zamiast tego Roman Bromboszcz idąc szlakiem przetartym przez James’a Camerona wskrzesza lirycznego terminatora, który bez pardonu wali w pysk. I żeby nie było: wali wszystko co się rusza:

Prosić będę pysk
I dam wam rechotu
By był z wami
Na wiekach
Nie zostawię was stertą
Przyjdę do was

Doby poznacie.
Słyszeliście
Że powiedziałem:
Odchodzę i przychodzę
Że jestem w pysku
Wy we mnie i ja w was

[***]

Miłośnicy filmów s-f bez problemu odnajdą w tym tekście nawiązania do przygód Johna Connora. Fanom gatunku monolog: „nie zostawię was, przyjdę do was” – znany jest z przemówień radiowych bohatera ruchu oporu, który po ataku SKYNETU mobilizował resztki ludzkości do wspólnej walki przeciwko maszynom.

Wracając do omawianego tomiku: im dalej tym gorzej. Czcionka zmienia się w pewnym momencie na zupełnie nieczytelną (np. wiersz pt. „~ ~” na str. 15.). Ale nieczytelność wiersza jest niczym w porównaniu z brakiem czytelności na stronie 34. Tu artysta (lub wydawca) zapomniał opublikować wiersz. Strona jest pusta. Podobnie rzecz ma się ze stroną 36.

Gdyby podsumować wrażenia z lektury tomiku Romana Bromboszcza pt. digital.prayer – to:

1) jest to książka nierówna i nieprzemyślana pod względem formalnym i treściowym. Czytelnik odnosi wrażenie, że ma do czynienia z jakąś dziwną papką a nie autorskim projektem.
2) Wydana jest niechlujnie – do tego formatu oraz objętości miękkie okładki pasują jak pięść do nosa.
3) Na stronie 40. fotka chłopaczka w sweterku z bródką i dopadniętą powieką lewego oka na tle fototapety to przesada.
4) Nieczytelny, dwustronicowy blurb Pawła Kozioła to już szczyt groteski. równie dobrze mógłby zostać napisany hieroglifami. Skutek byłby ten sam.

Uwaga na zakończenie:

W przyrodzie obowiązuje zasada ciągłości. Nikt nie rodzi się od razu dorosłym (oczywiście za wyjątkiem Jacka Dehnela, który będąc jeszcze w łonie pouczał rodzicielkę, kiedy ta sięgała prawą dłonią po widelec a lewą po nóż, że tak nie wypada) i minie dużo czasu zanim nasionko zmieni się w dorodną roślinę. Zasada ta dotyczy także poezji. Istnieje duża grupa czytelników, którzy obserwują te okresy lęgowe, które przechodzi polska poezja współczesna od 1990 r.. W tym akurat przypadku nikt nie interesuje się bólami porodowymi – je pozostawiono historykom literatury, którzy przyjdą za kilkanaście lat. Ale gdyby w tej chwili – na podstawie tomiku Romana Bromboszcza – próbować ocenić poezję cybernetyczną to ocena byłaby jedna:

Dziecinada

Kategoria: Bez kategorii | 31 komentarzy »

Zabezpieczone: Dziennik (XX)

9 listopada, 2010 by

Treść jest chroniona hasłem. Aby ją zobaczyć, proszę poniżej wprowadzić hasło:

Kategoria: Bez kategorii | Wpisz swoje hasło, aby zobaczyć komentarze.

Artur Szlosarek, Święto szparagów i kosmiczne jaja

4 listopada, 2010 by

.
ta ta ta taaa taaaaa ta ti ta taaa taaaa
ta ti ta taaaa taaaaa taaa taa ta taaaa

Dawno dawno temu, w odległej galaktyce trwa wojna domowa. Statki rebeliantów atakujące z ukrytej bazy, odniosły swe pierwsze zwycięstwo nad złowrogim Imperium Galaktycznym.

Podczas bitwy, szpiegom Rebelii udało się skraść tajne plany straszliwej broni Imperium, Gwiazdy Śmierci, uzbrojonej stacji kosmicznej z siłą ognia mogącą niszczyć planety.

Ścigana przez znienawidzonych agentów Imperium, księżniczka Leia udaje się do domu na pokładzie jej okrętu, przewożąc skradzione plany, które mogą ocalić jej lud, i przywrócić wolność galaktyce….

taa taa tataa taa tata taa tataa
tii tii ti ti tii tii taa tii tii taa

Scena na krążowniku Imperium:

Darth Vader:

Kapitanie, proszę o raport. Czy na pokładzie znaleźliście wykradzione przez rebeliantów plany?

Kapitan

Nie, Lordzie Vader, tu ich nie ma.

Darth Vader

Dokładnie szukaliście?

Kapitan

Przeszukaliśmy statek cztery razy. Użyliśmy nawet owczarka niemieckiego.

Darth Vader

I co?

Kapitan

Pies nic nie wywęszył. Ani śladu po planach.

Darth Vader

Muszą gdzieś tu być, czuję to.

Kapitan

Lordzie Vader, nasze najczulsze skanery nie wykryły tych planów. Może rebelianci ukryli je na innym statku.

Darth Vader (pogardliwie)

Wy i ta wasza technologia. Czym ona jest w porównaniu do starej wiary, do Mocy, która jest źródłem mojej intuicji? Mówię wam, gdzieś tu jest. Dawać poetę!

Kapitan

Lordzie Vader, poeci mieszkają tylko na Ziemi w Galaktyce Drogi Mlecznej. To lata świetlne stąd. I czy poeta pomoże nam….?

Darth Vader

Niedowiarku! Jak śmiesz wątpić w tajne moce? Ten czarny płaszcz, który noszę to znak rozpoznawczy wszystkich istot, w których żyłach jest wystarczająca ilość midichlorianów, by wzrokiem unieść dwa worki cementu. Gdybyś głupku znał się nie tylko na obsłudze reaktorów imperialnych krążowników międzygalaktycznych, wiedziałbyś że jeszcze nie tak dawno poeci byli dominującą rasą we wszechświecie. Jako istoty władające potężnymi mocami duchowymi byli zdolni zmieniać podstawowe prawa fizyki.

Kapitan (z niedowierzaniem)

Prawa fizyki?

Darth Vader

Ha! Niektórzy siłą woli zaginali przestrzeń. Potęga ich umysłów była tak wielka, że mogli naruszyć delikatną równowagę sił we wszechświecie. Dlatego Zjednoczone Federacje Kosmiczne zdecydowały się schwytać wszystkich poetów i umieścić ich w izolacji – na krańcu wszechświata, na idealnym zadupiu kosmicznym. Gdyby tego ni uczyniono, dzisiaj nie rozmawialibyśmy. Dlatego nędzniku nie waż się więcej wątpić w moc poety. I nigdy nie kwestionuj moich rozkazów. Wysłać na Ziemię sygnał teleportujący. Natychmiast.

Kapitan

Rozkaz!

Sygnał

Beeeeeeeeeeeppppppppppppppp bbbzzzzzy gzzzzyyyyy brrrry fiuuuuuut bzzziuuut gzzzz szzz yyyyy szz yyyy kssssss

Dokładnie 72. sekundy trwał sygnał „WOW” pochodzący spoza Układu Słonecznego, który wykrył doktor Jerry Ehman 15. sierpnia 1977. Struktura zarejestrowanego sygnału przypomina sztuczny wytwór, który mógł – jak się przypuszcza – pochodzić od Obcych.
Mimo podjętych później wielokrotnych prób nie udało się ponownie zarejestrować podobnego sygnału. Pozostał on jedynym świadectwem istnienia pozaziemskich form życia.

Najbardziej tajne i najbardziej nowoczesne komputery Pentagonu nie potrafiły rozszyfrować treści sygnału. Najtęższe umysły z legendarnego Massachusetts Institute of Technology kapitulowały. Tajemnica WOW długo i skutecznie opierała się najnowszym wynalazkom techniki. Do czasu.

W 2010 r. sygnał WOW został rozszyfrowany. Oto treść, którą skrywał przez dziesięciolecia:

Obcy golą twarze u niewidomego fryzjera. Wieje rzeka. Księżyc się chmurzy na rybiej łusce i w kałuży. Miejscowi wylewają kolejną łódź podwodną za kołnierz. Jeszcze nie umarli, a już wracają do siebie. To, co utrzymuje zmarłych przy życiu, jest wszędzie. Bowiem wszędzie nie znaczy wcale nigdzie. Życie przełamujące skórę w niejasnych miejscach. Swędzący chleb. Mróz ściął mgłę w niejasności i ogromną tarczę chleba podzielił nożem. Moje ciało się rozstaje chociaż się jeszcze nie zawiązało. Mówi, że do nikogo nie należy. Ukarane słowem wędruje zawsze po bezdrożach ciała…

– Badaczem, któremu udało się rozszyfrować WOW jest Polak, Artur Szlosarek, który opublikował wyniki swoich badań nad kosmicznym sygnałem pod nazwą: „Święto szparagów” (Wydawnictwo a5, 2010).
Dzięki swoim osiągnięciom Artur Szlosarek wpisuje się w bogatą tradycję polskiej kryptologii, której filarami do 2010 były takie postacie jak: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zegalski. Do tego zaszczytnego grona obecnie dołączył Artur Szlosarek. Jako ciekawostkę warto podać, że Artur Szlosarek oprócz pracy w ramach programu SETI pisze wiersze.

Kategoria: Bez kategorii | 59 komentarzy »