Pauza na zastanowienie. William Shakespeare after forever? Droga Pani Bieńczycka.

10 marca, 2009 by

Wątek usunięty przez autorkę

Kategoria: Bez kategorii | 17 komentarzy »

Pochwała mężczyzny (podtytuł) Niech żyją poeci, niech żyją nam!

8 marca, 2009 by

`

Od kilku miesięcy wspólnie z Ewą i z Markiem czytam i omawiam tomiki współczesnych młodych poetów .

Ale dopiero wiersz Marcina Sendeckiego ze „skrzepem słońca” uzmysłowił mi problemy na jakie napotykają twórcy. Dlaczego piszą wyłącznie o dzieciństwie, o kupach, o filozofii z wahadełkami, o babciach, dlaczego lubią narratora rozbierać do rosołu, obnażać fizycznie, a nie duchowo i dlaczego wplatają w co drugim wersie wulgaryzmy.

To jest ich obrona przed światem zdominowanym przez panie, ucieczka przed ciągłym dążeniem do sprostania wymaganiom stawianym przez partnerki, matki, koleżanki z pracy. I nie mam bynajmniej na myśli tzw. dobrych manier, ponieważ naukę dobrego zachowania się przy stole można znieść, wiedząc, że i płeć przeciwna także była poddana podobnym nakazom.

Najgorsza jest wiedza co czeka mężczynę od wieku pacholęcego do starości. Zacznę od opisu tych najmniejszych dolegliwości płynących z faktu bycia mężczyną.

Płeć brzydka musi ustępować miejsca w środkach komunikacji paniom, ma obowiązek targać siatki z zakupami i nie ma prawa powiedzieć, że te środki do prania w promocji w torbach po dziesięć kilogramów to ciężar dla Pudzanowskiego, a nie dla niego, bo przecież po to kobiety zabierają panów do hipermarketów, aby byli darmowymi tragarzami. A w imię czego? Kiedy wiadomo, że to mężczyźni są słabsi, szybciej umierają, sa znacznie gorzej leczeni w państwowych jednostkach zdrowia. Dane statystyczne jasno pokazują, że na profilaktykę chorób kobiecych wydaje się setki razy więcej niz na profilaktykę dla panów. Panowie statystycznie żyją kilka lat krócej niż panie. Wcale sie nie dziwię, patrząc na stawiane im wymagania przez panie. Mężczyzna ma obowiązek dożyć do emerytury, a potem emerytura, większa, a jakże, zostaje przepisana na wdowę. Mężczyzna w tym momencie już jest zbędny, wszak będzie miał zmieniane co jakiś czas kwiatki na grobie.

Kobiety w umiejętny sposób wdrukowały płci przeciwnej (zwracam uwagę na złośliwe okreslenie płeć brzydka, jakby wszystkie kobiety były Afrodytami z obrazu Botticelliego) obowiązek dbania o nie i zapewnienie im opieki oraz oddawanie zarobionych pieniędzy, ponieważ one wiedzą najlepiej co potrzebne jest mężczyźnie. Na pewno nie wędka, nowe znaczki, ani buty za sześćset złotych do samotnych wędrówek po górach. Co to to nie! Kobieta wyznacza mężczyźnie terminy wyjścia z kolegami. Desperaci uciekają w samotne podróże dookoła świata, a ci z chorobą morską i z lękiem wysokości, zaczynają pisać wiersze. Idealizują babcie, bo babcie rozpieszczają wnuków i nie każą im niczego udowadniać. Opisują beztroskie dzieciństwo na łonie natury. A ich protest wobec dyktatu kobiet przejawia się zapisaną metaforą ” a gówno! czyli nie będę sługusem, wyrobnikiem kobiety. Dlatego w wersach pojawiają się słowa: „dupa”, kupa” odmieniane przez wszystkie przypadki. To protest i krzyk rozpaczy mężczyzny zniewolnego damskimi nakazami.

I teraz przechodzę do najgorszej wiedzy o tym co czeka mężczyznę Panowie mają obowiązek stać na tonącym okręcie i czekać, aż wszystkie kobiety i dzieci opuszczą statek. W imię czego? znowu pytam. Dlaczego mężczyna gdy okręt tonie już wie, że on zatonie z nim, bo jak zwykle jest za mało miejsca w szalupach i dlaczego ukochana kobieta pcha się do łodzi ratunkowej? To jaka jest jej miłość? czy już planuje kogo następnego sobie podporządkuje?

Współczesny Poeta czuje wewnętrznie, ma wiedzę z opisanych katastrof , z filmów, że nie ma co układać strof o miłości szczęśliwej, namiętnej, ponieważ kobiety nie docenią uczuć w chwili zagrożenia, co najwyżej wypchną mężczynę na pole bitwy, aby walczył o bezpieczeństwo jej domu. Przypną trójkolorową kokardę do munduru będą czekać aż nieszczęśnik wróci z wojny i od razu na pole, do pracy, a jak będzie poobijany, czeka go dom weterana co najwyżej. (o domu weterana wiem z amerykańskich filmów)

Mężczyzna czuje się wykorzystywany, ale wpojono mu, że nie ma prawa się skarżyć, ma słuchać kobiety. I dlatego zgadza sie na wspólne szkoły rodzenia, na asystę przy porodzie. Nikt nie pyta sie go czy chce. Ma być , bo Ewy mąż był, Kasi też. I jedyny ślad jego buntu to wers o skrzepie słońca. Poeta dodaje słońce, aby nie mieć awantury w domu, gdy partnerka przeszuka mu szuflady (kobiety wmówiły mężczyznom, że mają prawo myszkować im po szufladach, kieszeniach, czytać smsy, dla ich dobra, aby nie zboczyli przez przypadek z drogi rodzinnych powinności).

Poeci zamknęli sie w świecie wspomnień, gdzie moga zdejmować ubrania i biegać po łąkach jak fauny i potrząsać wahadełkami, bez ciągłej kontroli kobiet. Dopiero tworząc poezję, czują się spuszczeni z damskiej smyczy. Niech więc piszą, niech mają spotkania z czytelnikami, niech chałturzą jako jurorzy. Najważniejsze, że poezja daje im namiastkę wolności.

Dlatego postuluję: aby był chociaż jeden dzien w roku gdy mężczyzna czułby się doceniony. Zrobiłam dzisiaj pierwszy krok pisząc Pochwałę.

ps

Niestety na spotkania autorskie przychodzą przeważnie panie. I nie po to aby słuchać poezji, ale aby taksować wzrokiem jak bardzo zdziadział poeta od ostatniego razu. Dlatego należy przeprowadzić selekcję na autorskie spotkania jak w klubach w sobotni wieczór.

Kategoria: Bez kategorii | 33 komentarze »

Klara Nowakowska, Składnia. Obowiązkowy tulipanek i życzenia: pazdrawljaju z żenskim dniom

6 marca, 2009 by

.

Kobiety, kiedy zrezygnują ze swoich społeczno-kulturowych ról i odejdą od garów i pieluch by oddać się bez reszty pisaniu wierszy, tworzą dzieła niezwykłe. Współczesna poezja polska dostarcza wielu takich przykładów. Justyna Radczyńska w przerwie między prezesowaniem Fundacji jeżeli już napisze wiersz, to natychmiast staje się on szlagierem kolportowanym przez wysoko nakładowe czasopismo Wędkarz adresowane jak wskazuje nazwa dla wędkarzy. Z kolei dzieła Agnieszki Kuciak ze względu na tematykę na pniu skupowane są przez Gościa Niedzielnego, a te lepsze z nich skupowane są przez tajne kongregacje watykańskie i wykorzystane zostaną zapewne w prozelitycznej misji Kościoła na Zakaukaziu.
Dzieła kolejnych wieszczek polskich: Justyny Bargielskiej j i Agnieszki Wolny-Hamkało także zaskakują siłą estetycznego rażenia nie tylko rodzimych krytyków, ale przedstawicieli Ambasady Chińskiej Republiki Ludowej. Bargielska doskonale przeszczepia język chiński w odmianie mandaryńskiej na grunt słowiański dowodząc, że wers: hej łysy piesku łots ap? znaczy mniej więcej tyle co: poproszę cztery sajgonki na wynos. Natomiast Wolny-Hamkało zadziwia ekspertów z Chin prostymi refleksjami. Wskazuje swoim poetyckim palcem odpowiedzialnym za wskazywanie na psa i ogłasza światu jako poetka: proszę państwa to jest pies. Chińczycy nie dziwią się konstrukcji wypowiedzi, ale dumie, która rozpiera polską wieszczkę każdorazowo po takich poetyckich deklaracjach.

Podsłumowując.
Intellectus vaginalis, który myśli po polsku, kiedy już wyprodukuje wiersz, to nie ma zmiłuj się. Dlatego każdy wydawca w ślepo drukuje kolejne tomiczki dzielnych, wieszczących dziewuch, gdyż każda taka publikacja apriori skazana jest na komercyjny sukces. Nie inaczej rzecz się miała z dziełem Klary Nowakowskiej pt. Składnia.

Klara Nowakowska jak każda szanująca się Klara, ma miedzy nogami cipę. Oprócz tego Klara ma większe cycki niż mój kumpel ze studiów, który przy wzroście ok. 170 cm ważył jakieś 45 kg.

Fajny był, bo szybko się upijał i jak kupowaliśmy litra na dwóch, to dla mnie zostawało jakieś 800 ml, gdy on w tym czasie już leżał w sztok urżnięty na wyrku w pokoju 811 akademika. Chudzina była straszna. Ale uparł się chodzić razem ze mną na akademicką siłownię. Pierwszego dnia debiutując w roli siłacza koleś zrobił furorę. Trafiliśmy akurat na dokarmionych i wytrenowanych siatkarzy z AZS-u. Wszyscy ryczeli ze śmiechu jak kumpel kładł się na ławeczkę i z trudem wyciskał pusty gryf. Ale po treningu, kiedy poszliśmy pod prysznic kolesiom, ba! nie tylko im, ale mi także nie było do śmiechu. Kolo okazał się mieć największą pałę jaką kiedykolwiek widziałem. A trzeba przyznać, że specjalizuję się w estetykach filmów porno z okresu honeckerowskiego, dlatego mam jakieś wyobrażenie na ten temat. Jednym słowem: temu niepozornemu chłopczykowi między nogami wyrosła miniaturowa noga, sięgająca gdzieś do 2/3 długości uda w swobodnym zwisie. Najzabawniejsze było to, że wszyscy wówczas, którzy byli pod prysznicem gapili się w jedno miejsce: na tego obrzydliwie wielkiego chuja z dosłownie rozdziawionymi ze zdziwienia mordami.

Kolejny trening, na który także przyszedł ze mną wyglądał inaczej. Ci sami siatkarze AZS-u z szacunkiem po kolei podchodzili do kolesia, wyciągali łapki i mówili: Cześć. Nie było takiego, który nie chciał podać ręki polskiej wersji krzyżówki Jonaha Falcona z Rocco Siffredim.

Ja tu gadu gadu, a miało być o kolejnej kobiecie, której się przyśniło, że jest Adamem Mickiewiczem. Zatem do rzeczy.

Klara Nowakowska postanowiła ogłosić swoje wieszczowskie dzieła drukiem. Trudno mieć jej to za złe. Taka ochota targa wnętrzem każdego wieszcza polskiego bez względu na płeć.

I stało się jakoś tak, że uzbierała kilkadziesiąt sztuk dzieł własnych, które wrocławskie wydawnictwo z nieznanych powodów wydało każde na osobnych stroniczkach. Tak oto powstało kilkadziesiąt stron tomiku Składnia a mogło być ich zaledwie 8. dzięki zastosowaniu czcionki TNR 3 pkt., rezygnacji z interlinii i pod warunkiem, że dzieło umieszczono by pod dziełem i tak dalej, a nie jak jest każde na osobnych stronach.

I tu mała uwaga do wydawców poezji polskiej: może warto by się zastanowić nad sensem tego marnotrawstwa materiału. Gdyby zmniejszyć czcionkę i zrezygnować z uporczywego umieszczania każdego z wierszyków na osobnej stronie, to wówczas zmniejszyłby się ogólny koszt druku. Tomiczki wieszczów można by sprzedawać nie po 9,90 pln / szt., ale w cenie papieru toaletowego z lepszej półki. Dałoby to szansę na szerszy rezonans mądrości wieszczowskiej. Wszak wiadomo, że książki / gazety / wiersze / komiksy i cały piśmienny dorobek cywilizacyjny najlepiej przyswaja się w zaciszu kibelka w godzinach 7.00-7.12. Jestem sobie w stanie świetnie wyobrazić papier toaletowy reklamowany w Łosskocie przez uśmiechniętego Jacka Dehnela, który w programowej przerwie prezentowałby oczywiście za odpowiednią opłatą wynegocjowaną przez pracodawcę Justynę Radczyńską z bezpośrednim dystrybutorem srajtaśmy firmy Jumbo (ten papier, który produkuje Regina nie jest zły, ale ma mniej rekordów w google. Przegrywa stosunkiem: 9.000 : 13.000 z Jumbo co nie jest w przypadku wieszczy polskich bez znaczenia) jedną z bialutkich rolek i ogłaszałby spokojnym głosem wyuczony na blaszkę slogan: Wykorzystaj do ostatniej litery. Zwyczajnie zużyj!.

To byłby genialny zabieg piarowski promujący poezję wśród szerszych mas społecznych a nie tylko wąskich grup znawców, ekspertów i krytyków literackich, którzy utrzymują się z klepanych recenzyjek gdzie popadnie. Oczami wyobraźni widzę Ministra Kultury, który zachwyca się publicznie tym pomysłem kształtowania umysłów i dusz narodu polskiego. Widzę te skry ognia, powstające na skutek tarcia wieszczowskiego przekazu konfrontowanego z porannym umysłem chlebowpierdalacza, który tuż po podtarciu pryszczatego dupska i uruchomieniu mechanizmu spłukowego geberitu zmienia się w anioła, by zbawić wszystkich innych, namawiając do poezji.

Nie bez znaczenia jest to, że fizyczny rozmiar rolki papieru toaletowego – pozornie nieskończona długość, która się zawsze niespodziewanie kończy oraz idealna dla poezji edytorska szerokość 11,5 cm, nadają się idealnie do nadrukowania nań dzieł wieszczów polskich.

No i znowu się rozgadałem, a miało być o Klarze Nowakowskiej i jej dziełach. Przywołuję siebie po raz ostatni do recenzenckiego porządku i dyscypliny pisarskiej.

Jak już wspomniałem Klara Nowakowska pisze wiersze. A pisze zwykle tak, że po pierwszych dwóch wersach się odechciewa czytać dalej.

Losowo wybrane przykłady:

(składnia)

Teraz obraz się zmienia;
przebudzona we śnie

Oczywiście można by mnożyć pytania o to co to ma niby znaczyć: przebudzenie we śnie i jak to się ma do zmiany obrazu. Można wdać się w czczą jak się okaże za chwilę gadkę z tekstami i z własnym umysłem, ale w zasadzie wszystkie pytania, które powstaja po przeczytaniu pierwszych dwóch wersów dzieł Nowakowskiej same w sobie pozbawione są jakiegokolwiek znaczenia. To pytania puste, czysto pozorne. Kolejny przykład:

(hymn miejski)

Samym środkiem
jezdni: świt trzyma na

Następny (cytowany w kolejności z tomiku Składnia)

łatwość przenikania

Na przystanku zawinięci w
pleśń, znużeni; ze śladami

Oczywiście po tych wersach, jak po każdych dwóch pierwszych wersach tomiczka Klary Nowakowskiej pojawią się puste, pozorne pytania. Bo nawet gdyby, czytelnik doszukałby się w tej wieszczowskiej metaforyce pleśni szesnastego dna w postaci teorii o romantyzmie wieku starczego, Klara Nowakowska kolejnymi wersami rozpizga całą strukturę myślową na ten temat w mak. W kolejnym wersie, tuż pod …ze śladmi dopisze:

ranek na czołach, do których
przyklejone
strzępy złego snu

i dalej, na dokładkę, ażeby nie było zbyt mało doda coś o naszych oddechach – czyli o tym wszystkim, o czym może napisać samotna kobieta w chłodny, listopadowy wieczór, kiedy postanowi zostać Mickiewiczem w odmianie vaginalnej.

Klara Nowakowska jako wieszczka narodowa, jest mistrzynią dwóch pierwszych wersów. Żadna inna znana mi wieszczka tak ładnie, tak skutecznie nie zniechęcała mnie do dalszej lektury swoich tekstów. Nie wiem skąd, ale po przeczytaniu:

nieduży

Szum się oddala, pozostaje
w domyśle; ulica

wiedziałem o czym będzie ciąg dalszy tekstu. Nie zadawałem sobie pytania o sens oddalenia się szumu, o domyśle i ulicy, ale wiedziałem o czym będzie dalsza część tekstu. Miasto, kino, sztuka, media, mass-media, ikony, pop to wszystko wpycha wieszczka Nowakowska, tak jak się wpychać powinno. Ruchem gładkim, płynnym, niezauważalnym, gdy do tego dwuwersowego preludium doda:

Marszałkowska
jak twarz Grety Garbo z
czasów,
gdy kino było nieme i tak
pełne wyrazu:

Znamienne pod względem formalnym jest także konsekwentne użycie znaku średnika (;) w drugim wersie niemal każdego z tekstów. Ja oczywiście nie mam pojęcia jakie ma to znaczenie dla tekstu, jaką rolę odgrywa średnik w ogólnej twórczości wieszczki Klary. Ale warto uczulić wszystkich przyszłych biografów tej niebywale uzdolnionej wieszczki na ten szczegół formalny, wszak może on być granicą, intelektualnym rozdrożem w wewnętrznej wędrówce Klary Nowakowskiej ku własnej nieśmiertelności.

Z tej mnogości tekstów, którą w jednorazowej i przyznam, że śmiertelnej dawce zaserwowała wieszczka Klara wraz z wydawcą czytelnikowi, jest jedno, które szczególnie sobie upodobałem. Nie dlatego, by porażało oryginalnością oryginalność w dziełach Klary jest jak tlenek wodoru na pustyni Gobi. Nie dlatego także, by skłaniało do głębszej lub płytszej refleksji, a jeżeli nie refleksji to choćby do morderstwa i żeby było prościej: do zabójstwa teściowej. Nie dlatego. Otóż dwa pierwsze wersy dzieła dwoje
odpowiedzialne są za reminiscencję o koleżce z wielkim chujem, z okresu studiów. I żeby dłużej nie trzymać w napięciu: to rzeczone dwa, szkaradne, potworne, bzdurne, nic nie znaczące, samogwałcące się wersy

Skonfundowani przed cukiernią
z dyndającymi w okolicy kolan

I jak, tu sobie miałem nie przypomnieć Pawła, jego wielkiej pały i konfuzji siatkarzy z AZS-u? Nie można uciec od wspomnień, nie ma ucieczki od przeszłości.

Kategoria: Bez kategorii | 13 komentarzy »

Marcin Sendecki, Z wysokości. Parcele. słownik dla słoni. próba html-u raz, dwa, trzy

5 marca, 2009 by

W ramach każdej kultury literackiej, niezależnie od szerokości geograficznej, języka czy koloru skóry, funkcjonuje przynajmniej jeden słownik czyli zbiór elementów / pojęć, wraz z lakoniczną na ogół instrukcją obsługi tychże.

Literatura polska także posiada takie dzieło. Jest nim słownik Samuela Linde. Jednakże w epoce szybkiego internetu, tak odległej od prekambru prędkości modemowej 30 KB/sek., aura tego wielotomowego dzieła nieco przyblakła. W konfrontacji z google nie ma zresztą szans żaden słownik. Żaden, chyba że będzie to dzieło, które wyprzedzi swoją epokę przynajmniej o 28 parseków. Osiągnięcie takiego dystansu przeczy zasadom klasycznej fizyki, ale nie takim zasadom i nie takiej fizyki przeczyli wieszcze polscy. Otóż w roku 2006 Marcin Sendecki postanowił ogłosić drukiem dzieło podwójne – tomiczek: Z wysokości. Parcele. Tomiczek Sendeckiego stanowi wartość w sobie. Nie dlatego by zaskakiwał poziomem wrażliwości tudzież refleksji, ciekawą metaforą czy też językiem. Marcin Sendecki w tym dziele okazał się być poetyckim Kopalińskim to znaczy wykorzystał wszystkie znane mu sztampowe metafory dopełniaczowe oraz wszystkie znane mu klisze równie znanych poetyk. Wszystkie slogany polskiej poezji zawarł w dydaktycznym podręczniku do poezji pt.: Z wysokości. Parcele

Oto niektóre z nich:

krew kalecząca skronie [31 grudnia] występowanie: powszechne. sem.: INRI, krew; skroń; życie i śmierć. dod.: czasownik kaleczyć od: kolec (bolec: rap, Liroy); od: kolec (cierń: Ptaki ciernistych krzewów Richard Chamberlain gej: Jacek Dehnel : brzytwa, skaleczyć się w okamgnieniu brzytwą / odciąć coś sobie czymś [w szczególności: odciąć sobie jaja być eunuchem; biol.: wałachem]

śnieżne pługi krzyczą na postrach [ stara piosenka] występowanie: sezonowe (zima). sem.: odśnieżanie, piaskarka, łopata do śniegu; ew. jako powiedzenie: zima jak zwykle, jak co roku zaskoczyła drogowców uwaga: mało śmieszne

kilka samochodów miele szare błoto [stara piosenka] występowanie: sezonowe (zima). sem.: odśnieżenie dróg [idem]. użycie: w bajkach: mełł łoś zębem prawym piernika z domku Baby Jagi; w pismach urzędowych: wysoki sądzie, przestępcy po napadzie się zmyli [konsonans]; w poezji. ( WAŻNE: liczebnik nieokreślony: kilka posiada określona wartość metryczną /3:9/zob.: kaballah)

twarze żałobników przeglądają się w bruku [popołudnie] występowanie: z okazji pogrzeb (łac.funus, -is); zakopać coś, kiedyś, gdzieś także jako: wykopki, wykopaliska, kopanie rowów, praca, trud, klasa robotnicza, różnica klasowa ( Karol Marks, Manifest Komunistycznyrewolucyjna rola poety [ Włodzimierz Majakowski]); przeglądać się w bruku: schorzenie pospolite wśród brukarzy z min. 9. letnim stażem pracy; także: przypadłość pijaków.

słowa zwęglały się w powietrzu [rozmawiałem] występowanie: pospolite. sem.: Auschwitz komin dym problem emisji CO2 do atmosferykonferencja klimatycznaDonald Tuska + Lech Kaczyński a spór o samolot. także: nie rzucaj słów na wiatr zob: dowcipy antysemickie nt. ostatniego słowa Żyda zanim został spalony w krematorium.

plik czarnych ulotek odbierał mi głos [rozmawiałem] występowanie: środowiskowe (ulotki, reklama marketing biegany= zadyszka, milion klatek schodowych [milionliczebnikczterdzieści i cztery = Barack Hussein Obama koniec świata jako odebrania mowy/głosu: pętla hermeneutyczna; jako: Hussein Saddam Hussein terroryzm lit.: Palę Paryż.]

kurz kładzie się na próg [w czerwcu] występowanie: lokalne (www.menele.pl; od: spać u kogoś / gdzieś kątem, bokiem, nocować na waleta. sem. og.: być żulem.

mdły zapach kostnicy wciska się do ust [w czerwcu] występowanie: środowiskowe. sc. nekrofilia gerc. filia: miłość a. miłość platoniczna Plato. Symp.: miłość dojrzałego mężczyzny do chłopca, któremu się zarost na twarzy jeszcze nie pojawił: [Symp. 233E]. sem.: wciskać coś komuś gdzieś [także jako: włazić komuś w dupę, mieć coś głęboko w dupie, seks analny]

kolejka przewraca kartki [w czerwcu] występowanie: czasookresowe ( PRL: kolejkowicz stacz [stercz, prostata, rak prostaty, choroba śmierć]; komitet kolejkowy albo: nakłady powyżej 100 tys. egzemplarzy zob.: kraina szczęśliwości Związku Literatów Polskich)

sztandary połykane przez wiatr [21 lipca] występowanie: okazjonalne. sem.: zryw patriotyczny, patriotyzm (antysemityzm: Bij żyda! albo: Ale żydzisz!ew. Nie bądź żydem. erot.: robić laskę z połykiem głębokie gardło watergate. Zob. także: Bill Clinton and Monika Lewinsky.

listki ognia obejmują zapałkę [być może] – występowanie: bajki zwł. Andersena. sem.: obejmować coś językiem; także jako: brać do buzissać, robić laskę patrz: awans w ZLP

usta powtarzają popiół [ może spotkasz] występowanie tylko tomiki wieszczów (powód straszny kicz); sem.: brak znaczeń [ możliwe znaczenie: kulturowe tzn. jako hasło: palenie tytoniu powoduje raka i choroby serca / palenie zabija]

w kaleczącym świetle….

i mógłbym milion podobnych słownikowych potworków stworzyć dla potrzeb literackiej sendecczyzny. Mógłbym definiować kolejne tuziny wymysłów wieszcza Marcina Sendeckiego, tracić na to wszystko czas i wódkę (bo bez wódki się raczej nie obędzie). Mógłbym trenować w nieskończoność na materiale, którego dostarcza Sendecki w tomiku: Z wysokości. Parcele swój kunszt posługiwania się językiem html.

A kiedy przerobiłbym kolejną tonę karasi Sendeckiego:

krwinki błota na ciemnym półpiętrze
za szybą nasiąkniętą śluzem pierwszego dnia wiosny
bezgłośnie przekrzykując psy
niechciany szelest szybkich czystych kropel
szminka tonie w ustach wilgotnego wiatru
asfalt jest miękki dotyka warg
szorstki dym przecina skórę
paznokcie dławią się szeptem
gazety żyją coraz szybciej
łuski tynku na ciele zmieniających skórę bloków
wilgotny banknot z Waryńskim drży z zimna

parcele

miasto, zepsuty mięsień
miękkie dzieci
skrzep słońca
budynki w kropli żywicy wyplutej z pociągu
….

etc.

Poczułbym się tak samo jak na początku czyli nijak. Czytając bowiem dzieła Marcina Sendeckiego nie można oprzeć się wrażeniu deżawi: że takie coś się czytało w pamiętnikach zbuntowanych licealistek, których niezgoda na świat i kulturę była wprost proporcjonalna do masy odwróconych krucyfiksów noszonych zamiast kolczyków w uszach.

Kategoria: Bez kategorii | 20 komentarzy »

MPO. Wiosenne porządki literackie. Pani Bieńczycka

4 marca, 2009 by

Miejska Powieść Odcinkowa, czyli praca literacka zespołowa odwołuje się do tak miłych mojemu sercu przejawów współpracy, solidarności, a tym bardziej uczuć wyższych powstałych w czasie zmagań twórczych, które zaowocują najprawdopodobniej do końca życia artystów.
Powieść odcinkowa – każdy odcinek łączy wszystkich współpiszących – jedną fabułę, gdzie trzeba zrezygnować z błyskotliwych pomysłów na rzecz jedności zgranego zespołu, równać poziom, wyciągać za uszy słabeuszy, nie wychylać się zbytnio, by ogromem swojego talentu i warsztatem pisarskim towarzyszy piszących nie zaćmić.

Powieść jest dostępna w sieci, ale ja, osoba mieszkająca w metropolii kulturalnej, mam w ręce papierowe egzemplarze każdego odcinka, poszczególnych autorów odbitych czcionką barwną, specyficznym kolorem przeszeregowanym osobowościom twórczym na papierze przypominającym papier toaletowy czasów PRL-u, wiadomo, wtedy priorytetu egzystencjalny Polaka stanu wojennego.

Powieść ma marketingowo dobrane parametry, wielkość pisma młodzieżowego, np. Świata Młodych i adresowana do dziadków autorów tam piszących, którzy nie potrafią komputera używać i się już nigdy nie nauczą. Babcie i dziadkowie bowiem są, jako zdrowy i największy ludzki potencjał, grupą na której można zbić wszelki kapitał. Wie o tym Państwo i wie o tym Kościół. Wiedzą o tym literaci, którzy pieką od razu kilka pieczeni. I też tę sentymentalną, kiedy babcia jadąc do kościoła w tramwaju znajduje bibułę i pokazuje z dumą koleżance tekst wnuczka pisarza:
– Ja go wychowałam – powie.
– A po owocach poznacie! doda.

Dla ich pokolenie (szoruj babciu do kolejki), uzależnionego było od wszelkich bibuł, ulotek spadających z nieba – tych o śmierci Stalina, i tych, kolportowanych przez Solidarność, papier jest rzeczą świętą.

Zgodnie z naszym blogowym manifestem mamy do papieru taki sam stosunek, jak pomysłodawcy proljektu literackiego którzy podobnego użyli do druku MPO.
Nie uważam jednak, że od razu wszystkie egzemplarze powtykane jak materiały promocyjne Świadków Jehowy, Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczalni ma natychmiast zneutralizować. Zachęcam więc do przeczytania przed wyrzuceniem i omówienia tutaj projektu literackiego.
Ostrzegam, że dotychczasowych osiem odcinków przeczytałam i zaraz w komentarzach o tym opowiem.

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

Marcin Cecko, mów. nie ma co się z tym cackać ani zbytnio certolić, trzeba to neolingwistycznie wycyckać

2 marca, 2009 by

.
Oto wiersz:

Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach

Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach

A oto neolingwistyczne pytanie: czy to jest wiersz, czy raczej wiersz czy może raczej nie, lecz kiedyś kto wie, tudzież: na pewno wiesz!

Zanim Naczelny Oberrecenzent i Krytyk Literacki Trzeciej Rzeszypospolitej Jakobe Weinmann w swoim uzasadnieniu odpowiedzi na to pytanie przepisze dwa rozdziały Buntu mas Ortegi y Gasseta i kawałek ze Wstępu do Estetyki Hegla a wszystko to opatrzy swoją standardową, interrogatywną formułką w konkluzji, zapraszającą do dyskusji:

tak do końca nie wiadomo. Ale kto wie? Kto wie?.

Zanim ten sam wszechuzdolniony i wszechpolski Jakob, bez którego trudno sobie wyobrazić istnienie wszystkich portali i stron internetowych, którym szefuje Frał Prezes of Ostrygi & Przegrzebki & of Fundation; bez którego rubryka recenzje książek w pewnym pisemku traci dostateczną rację istnienia, zanim ON sięgnie po Obras samego Donoso Cortesa czy Bartolomea Hidalgo a zamiast znaków zapytania w zakończeniu wprawnym przećwiczonym 10.000 razy cutcopystycznym ruchem zacznie umieszczać najsławniejsze zdanie mistrza Quijano, zaczynające się: En un lugar de la Mancha… a które kończy się kropką, chciałbym dla uzyskania pełni obrazu wspomnieć niektóre z obras niejakiego Marcina Cecko z wydanego w 2006 r. tomiku: mów.

mów jest kolejnym kilkudziesięciostronicowym dziełem, kolejnego kilkutysięcznego wieszcza polskiego i nie byłoby w nim nic niezwykłego, gdyby nie wprostwmordowskie neolingwistyczne cackanie się wieszcza Cecko ze swoim dziełem oraz z szarą substancją mózgu potencjalnego czytelnika, na zasadzie:

tu cię dopieszczę
a ty pieść się
bo ja wieszczę

Marcin Cecko w tomiku mów prezentuje światu literackiemu osobliwą konserwę poetycką. Ni to pasztet, ni paprykarz, lecz a może nawet aż, wprost na talerz kucharz Cecko serwuje 2 x to samo i dwa razy zadaje question albo Frage z akcentem na a:

Smákuje, smákuje?

Po tym przydługim i w chuj nudnym neolingwistycznym wstępie, po którym sam ziewam, a w którym nic nie znaczy nic a wszystko znaczy to, co zwykle znaczy, należałoby przejść do rzeczy, by nie zasnąć. Przynajmniej tak podpowiada pewna logika pisania o kimś, o czymś. Jednak jak sobie pomyślę, że to o czym mógłbym napisać na temat Marcina Cecko i jego dzieł z tomiku mów, to nudne, długodystansowe powtórzenia, to aż mi się nie chce z akcentem na a i ż jednocześnie.

Cecko należy do tego rodzaju wieszczy, którzy zastąpili sens i znaczenie formą. Podobnie jak brzydkie, głupie i na dodatek okrutne dziecko, z którym nikt by się nie kolegował, gdyby nie to, że przynosi do piaskownicy jakieś dziwne zabawki.

Ołowiane żołnierzyki Marcina Cecko wyglądają tak:

powiem ci pochyl się bliżej bliżej nachyl się no

…mówię żeby prosto / żeby prosto słyszysz

(określ)

kto stoi na wzgórzu widzi pociąg martwy
widzi stal pancerz widzi

albo:

katalog główny ce
katalog główny ce

(otwórz)

a jak cię drapie
a jak ci wnętrze chrapie

(twarz)

pękła bańka mydlana
pękła bańka mydlana

(pękła bańka mydlana)

wyrwij je
wyrwij je

(mów)

weź ubogać wewn.
weź umykać wewn.

(wakat)

A jedno z cackowych dzieł z tomiku mów zasługuje na przytoczenie w całości. Jest ono wyjątkowe z kilku powodów. Uwidacznia ono kunszt i warsztat pisarski wieszcza, oraz zawiera energetyczny ładunek ektoplazmy, która byłaby zdolna rozpędzić krążownik Imperium do prędkości, która żadnemu lordowi Sith nawet się nie przyśniła. Oto ono:

powiem wam
powiem wam szczerze
powiewam

nie odchodzę
nie odchodzę

szczerzę

(po wiem)

Oczywiście każdy wyrozumiały czytelnik, obyty w świecie sztuki, salonów literackich, darkroomowskich mroków, stosunków analnych, oralnych, werbalnych, genitalnych, porannych, wieczornych i poobiednich przymknie pobłażliwie prawe oko na ten figlarny tytuł: po wiem. Ci mniej wycackani smakosze, do których zdaje się dotrzeć Cecko ze swoimi dziełami, natychmiast przerobią po wiem na po wsi. Natychmiast wyobrażą sobie motór, czterobiegową wueskę z połyskującym czarnym lakierem, z wyraźnym logo na baku i to jak z impetem rozpierdalają się na drzwiach remizy strażackiej. Podobnie zareagują wysokiej klasy specjaliści. Szanowne panie profesorki od epistemologii wszystkie, jak jeden mąż chwycą w dwa palce clitorisy, ucząc się biologii zadają pytanie: czym się różni powiedza, od przedwiedzy? Tyle pytań generuje ten prosty tytuł, że sama myśl o dekonstrukcji hermeneutycznej korpusu tekstu przyprawia o cacki na grzbiecie.

Wieszcz Cecko, jak wiesz lub też jak zdążyłeś się już zorientować, nie cacka się z nabywcami wiem. Wiem, powiesz, ale nie wiem czy wiesz, tak dobrze jak ja, że w jednym i tym samym wersie, którego autorem jest wieszcz Cecko, słowo: wcale może 3 x wystąpić kolejno? Wiesz? Wiedziałeś? Wcale nie kłamię, przeczytaj gnie tam jest wcale wcale wcale i to bez przecinka. I nie wiem, czy wiesz, ale ten brak przecinka, jednego malusieńkiego znaku interpunkcyjnego, który bywa powodem prawniczych apelacji opierających się na negacji semantyki jednego z członów zdania złożonego, przed którym korektor zapomniał wstawić przecinek, jest największą wartością nie tyle tekstu ale całego tomiku Marcina Cecko pt. wiem

Wieszcz Cecko nie byłby sobą, nie byłby wieszczem, gdyby nie był dysponentem prawdy absolutnej. Dlatego nie może zaskoczyć wiedza przekazana jak na rasowego wieszcza przystało w formie interrogatywnej – którą ujawnia Cecko na którejś tam stronie dzieła z 2006 r.:

dlaczego wolę w gry komputerowe grać niż pisać wiersze

Nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Dla mnie zakamarki szarych komórek wieszcza, który by dokończyć jedno zdanie złożone jest zmuszony predyspozycjami intelektualnymi do zastosowania nonsensownych powtórzeń, są obszarem na mapie umysłu, który zamieszkują lwy.

Ale miałbym jedną sugestię.

Otóż w Redmond ciągle poszukiwani są fanatycy języka C+, może warto by się douczyć, podszkolić, zainwestować w jakiś kurs informatyki, żeby nie musieć pisać więcej podobnych dzieł wieszczowskich składających się z niekończących się powtórzeń.
Otóż w Redmond ciągle poszukiwani są fanatycy języka C+, może warto by się douczyć, podszkolić, zainwestować w jakiś kurs informatyki, żeby nie musieć pisać więcej podobnych dzieł wieszczowskich składających się z niekończących się powtórzeń.

Powtórzyłem to na wszelki wypadek, gdyby jedyna komórka mózgowa wieszcza Cecko zajęta przetwarzaniem autorskiej serii więcej więcej więcej na: mocniej mocniej mocniej przeoczyła coś, co nazywa się plagiatem. Otóż fraza mocniej, mocniej, mocniej oczywiście z poprawną interpunkcją została wymyślona przez Andrzeja Piaska Piasecznego w okolicach roku 1998. Informuję także, że inna neolingwistyczna perełka opierająca się na konsonansie i aliteracji: chodź, przytul, przebacz także została wymyślona przez artystę o wymownej ksywie Piasek.

Marcin Cecko ma zatem do wyboru dwie drogi: tułaczkę lingwistyczną, gdyż wszystkie możliwe połączenia, konsonanse i aliteracje zostały już wyssane przez Andrzej Piaska Piasecznego; albo karierę programisty w Redmond, w jednym z biur Microsoftu. O ile wątpię w jakość kolejnego neolingwistycznego produktu, który przedstawi wieszcz Marcin Cecko cywilizowanemu światu, tak nie mam powodu by wątpić w stabilność systemu Windows9000, który napisze ten sam Marcin Cecko ale jako programista i fan komputerów w firmie wynalazcy Windowsa. Tylko polscy wieszcze są w stanie odesłać zmorę bluescreena w ontologiczny niebyt. Dlatego aż chce się powiedzieć: Cecko, nie certol się i wycyckaj ich wszystkich.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

Dalej »