Marcin Cecko, mów. nie ma co się z tym cackać ani zbytnio certolić, trzeba to neolingwistycznie wycyckać

2 marca, 2009 by

.
Oto wiersz:

Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach

Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach
Dobry wieczór państwu, Piotr Kraśko. Dziś w Wiadomościach

A oto neolingwistyczne pytanie: czy to jest wiersz, czy raczej wiersz czy może raczej nie, lecz kiedyś kto wie, tudzież: na pewno wiesz!

Zanim Naczelny Oberrecenzent i Krytyk Literacki Trzeciej Rzeszypospolitej Jakobe Weinmann w swoim uzasadnieniu odpowiedzi na to pytanie przepisze dwa rozdziały Buntu mas Ortegi y Gasseta i kawałek ze Wstępu do Estetyki Hegla a wszystko to opatrzy swoją standardową, interrogatywną formułką w konkluzji, zapraszającą do dyskusji:

tak do końca nie wiadomo. Ale kto wie? Kto wie?.

Zanim ten sam wszechuzdolniony i wszechpolski Jakob, bez którego trudno sobie wyobrazić istnienie wszystkich portali i stron internetowych, którym szefuje Frał Prezes of Ostrygi & Przegrzebki & of Fundation; bez którego rubryka recenzje książek w pewnym pisemku traci dostateczną rację istnienia, zanim ON sięgnie po Obras samego Donoso Cortesa czy Bartolomea Hidalgo a zamiast znaków zapytania w zakończeniu wprawnym przećwiczonym 10.000 razy cutcopystycznym ruchem zacznie umieszczać najsławniejsze zdanie mistrza Quijano, zaczynające się: En un lugar de la Mancha… a które kończy się kropką, chciałbym dla uzyskania pełni obrazu wspomnieć niektóre z obras niejakiego Marcina Cecko z wydanego w 2006 r. tomiku: mów.

mów jest kolejnym kilkudziesięciostronicowym dziełem, kolejnego kilkutysięcznego wieszcza polskiego i nie byłoby w nim nic niezwykłego, gdyby nie wprostwmordowskie neolingwistyczne cackanie się wieszcza Cecko ze swoim dziełem oraz z szarą substancją mózgu potencjalnego czytelnika, na zasadzie:

tu cię dopieszczę
a ty pieść się
bo ja wieszczę

Marcin Cecko w tomiku mów prezentuje światu literackiemu osobliwą konserwę poetycką. Ni to pasztet, ni paprykarz, lecz a może nawet aż, wprost na talerz kucharz Cecko serwuje 2 x to samo i dwa razy zadaje question albo Frage z akcentem na a:

Smákuje, smákuje?

Po tym przydługim i w chuj nudnym neolingwistycznym wstępie, po którym sam ziewam, a w którym nic nie znaczy nic a wszystko znaczy to, co zwykle znaczy, należałoby przejść do rzeczy, by nie zasnąć. Przynajmniej tak podpowiada pewna logika pisania o kimś, o czymś. Jednak jak sobie pomyślę, że to o czym mógłbym napisać na temat Marcina Cecko i jego dzieł z tomiku mów, to nudne, długodystansowe powtórzenia, to aż mi się nie chce z akcentem na a i ż jednocześnie.

Cecko należy do tego rodzaju wieszczy, którzy zastąpili sens i znaczenie formą. Podobnie jak brzydkie, głupie i na dodatek okrutne dziecko, z którym nikt by się nie kolegował, gdyby nie to, że przynosi do piaskownicy jakieś dziwne zabawki.

Ołowiane żołnierzyki Marcina Cecko wyglądają tak:

powiem ci pochyl się bliżej bliżej nachyl się no

…mówię żeby prosto / żeby prosto słyszysz

(określ)

kto stoi na wzgórzu widzi pociąg martwy
widzi stal pancerz widzi

albo:

katalog główny ce
katalog główny ce

(otwórz)

a jak cię drapie
a jak ci wnętrze chrapie

(twarz)

pękła bańka mydlana
pękła bańka mydlana

(pękła bańka mydlana)

wyrwij je
wyrwij je

(mów)

weź ubogać wewn.
weź umykać wewn.

(wakat)

A jedno z cackowych dzieł z tomiku mów zasługuje na przytoczenie w całości. Jest ono wyjątkowe z kilku powodów. Uwidacznia ono kunszt i warsztat pisarski wieszcza, oraz zawiera energetyczny ładunek ektoplazmy, która byłaby zdolna rozpędzić krążownik Imperium do prędkości, która żadnemu lordowi Sith nawet się nie przyśniła. Oto ono:

powiem wam
powiem wam szczerze
powiewam

nie odchodzę
nie odchodzę

szczerzę

(po wiem)

Oczywiście każdy wyrozumiały czytelnik, obyty w świecie sztuki, salonów literackich, darkroomowskich mroków, stosunków analnych, oralnych, werbalnych, genitalnych, porannych, wieczornych i poobiednich przymknie pobłażliwie prawe oko na ten figlarny tytuł: po wiem. Ci mniej wycackani smakosze, do których zdaje się dotrzeć Cecko ze swoimi dziełami, natychmiast przerobią po wiem na po wsi. Natychmiast wyobrażą sobie motór, czterobiegową wueskę z połyskującym czarnym lakierem, z wyraźnym logo na baku i to jak z impetem rozpierdalają się na drzwiach remizy strażackiej. Podobnie zareagują wysokiej klasy specjaliści. Szanowne panie profesorki od epistemologii wszystkie, jak jeden mąż chwycą w dwa palce clitorisy, ucząc się biologii zadają pytanie: czym się różni powiedza, od przedwiedzy? Tyle pytań generuje ten prosty tytuł, że sama myśl o dekonstrukcji hermeneutycznej korpusu tekstu przyprawia o cacki na grzbiecie.

Wieszcz Cecko, jak wiesz lub też jak zdążyłeś się już zorientować, nie cacka się z nabywcami wiem. Wiem, powiesz, ale nie wiem czy wiesz, tak dobrze jak ja, że w jednym i tym samym wersie, którego autorem jest wieszcz Cecko, słowo: wcale może 3 x wystąpić kolejno? Wiesz? Wiedziałeś? Wcale nie kłamię, przeczytaj gnie tam jest wcale wcale wcale i to bez przecinka. I nie wiem, czy wiesz, ale ten brak przecinka, jednego malusieńkiego znaku interpunkcyjnego, który bywa powodem prawniczych apelacji opierających się na negacji semantyki jednego z członów zdania złożonego, przed którym korektor zapomniał wstawić przecinek, jest największą wartością nie tyle tekstu ale całego tomiku Marcina Cecko pt. wiem

Wieszcz Cecko nie byłby sobą, nie byłby wieszczem, gdyby nie był dysponentem prawdy absolutnej. Dlatego nie może zaskoczyć wiedza przekazana jak na rasowego wieszcza przystało w formie interrogatywnej – którą ujawnia Cecko na którejś tam stronie dzieła z 2006 r.:

dlaczego wolę w gry komputerowe grać niż pisać wiersze

Nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Dla mnie zakamarki szarych komórek wieszcza, który by dokończyć jedno zdanie złożone jest zmuszony predyspozycjami intelektualnymi do zastosowania nonsensownych powtórzeń, są obszarem na mapie umysłu, który zamieszkują lwy.

Ale miałbym jedną sugestię.

Otóż w Redmond ciągle poszukiwani są fanatycy języka C+, może warto by się douczyć, podszkolić, zainwestować w jakiś kurs informatyki, żeby nie musieć pisać więcej podobnych dzieł wieszczowskich składających się z niekończących się powtórzeń.
Otóż w Redmond ciągle poszukiwani są fanatycy języka C+, może warto by się douczyć, podszkolić, zainwestować w jakiś kurs informatyki, żeby nie musieć pisać więcej podobnych dzieł wieszczowskich składających się z niekończących się powtórzeń.

Powtórzyłem to na wszelki wypadek, gdyby jedyna komórka mózgowa wieszcza Cecko zajęta przetwarzaniem autorskiej serii więcej więcej więcej na: mocniej mocniej mocniej przeoczyła coś, co nazywa się plagiatem. Otóż fraza mocniej, mocniej, mocniej oczywiście z poprawną interpunkcją została wymyślona przez Andrzeja Piaska Piasecznego w okolicach roku 1998. Informuję także, że inna neolingwistyczna perełka opierająca się na konsonansie i aliteracji: chodź, przytul, przebacz także została wymyślona przez artystę o wymownej ksywie Piasek.

Marcin Cecko ma zatem do wyboru dwie drogi: tułaczkę lingwistyczną, gdyż wszystkie możliwe połączenia, konsonanse i aliteracje zostały już wyssane przez Andrzej Piaska Piasecznego; albo karierę programisty w Redmond, w jednym z biur Microsoftu. O ile wątpię w jakość kolejnego neolingwistycznego produktu, który przedstawi wieszcz Marcin Cecko cywilizowanemu światu, tak nie mam powodu by wątpić w stabilność systemu Windows9000, który napisze ten sam Marcin Cecko ale jako programista i fan komputerów w firmie wynalazcy Windowsa. Tylko polscy wieszcze są w stanie odesłać zmorę bluescreena w ontologiczny niebyt. Dlatego aż chce się powiedzieć: Cecko, nie certol się i wycyckaj ich wszystkich.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

komentarze 3

  1. Ewa Bieńczycka:

    bardzo śmieszne
    bardzo śmieszne
    bardzo śmieszne

    Tylko nie wiem, dlaczego Ty tych wierszy nie czujesz. Nie gram w gry, nie mam pojęcia o komputerze i nie mam prawa oceniać takiej nowoczesnej poezji. Natomiast mogę jedynie ocenić jakość więzi łączącej neolingwistów. Wnuki Aurory biją na głowę wieszczów pokolenia ich dziadków, typu Herbert i Miłosz. Ci nie mieli pojęcia o uczuciach, prezentując ohydę przyjaźni . Natomiast manifest neolingwistów jak związek braterskiej krwi, związał ich grupę dozgonną lojalnością i przyjaźnią. Dużo o tym w omawianej tu już antologii Gada zabić
    Jak mile dla ucha brzmią takie strofy w wierszu Marcina Cecko określ:

    (…)członka którego nie używasz
    ćwicz w długościach i szerokościach geograficznych(…)

    Albo następny:

    (…)chłód a ja rozumiem twoją maszynownię
    to tylko wiedza w którą rurę puścić żar(…)

    To są prawdziwe deklaracje. Nie jak wiersz Chodasiewicz Herberta, wyśmiewający dwupłciowość.
    A na dodatek Marcin Cecko, jak oglądam na witrynie Gillinga, to bardzo piękny blondyn.

  2. Ewa Bieńczycka:

    W Zabić Gada, oprócz drobiazgowych i ciekawych jedynie dla grupy uczestników (nie wiem, czy dobrze doczytałam, ale w Aurorze nawet się bawił Jerzy Urban) opisów balang złotej młodzieży warszawskiej przełomu wieku, przeziera troska. Ta właśnie sentymentalna troska o poezję. Czy zerwać z sentymentalizmem, który niezmiennie demaskuje i konsekwentnie namierza Paweł Kozioł w wierszach łamiących przykazania Manifestu? Czy czerpać z komunistycznych wybiegów lingwistów lat siedemdziesiątych Stanisława Barańczaka, o co się upomina Stokfiszewski nadinterpretując swoim politrukowskim węchem twórczość Marcina Cecki, czy zachować te zatracone już wartości i je wskrzesić? Czy wyrwać tego kruchego cherubinka Ceckę neolingwistom i dać mu się erotycznie wyszaleć bez okowów Manifestu, który, jak w religii, pewnych rzeczy w tej sferze zabrania, a o które woła Agnieszka Wolny-Hamkało?

    Marcin Cecko po latach od neolingwistycznej zawieruchy ścina dredy, staje się twardy jak stal i staje się biblijnym poetą karzącym.
    Ja, która tkwię teraz w hiszpańskim modernizmie, by na odtrutkę od czytanych tu wierszy zaczerpnąć płynności i melodyjności języka w księżycach, różach i cudownościach drobiazgów wyrosłych na Ciemnej noc duszy Jana od Krzyża, ja, wchodząc w obszar cecczyzmu zostaję natychmiast pobita, zmasakrowana i sponiewierana, tryb rozkazujący tych wierszy brzmi groźnie. Zmysłowość Juana de la Cruz u Marcina Cecki przemienia się w seksualną, sadystyczną przemoc. Wysiłek poetycznego scalenia wieków dawnych zamienia się w totalne barbarzyńskie rozbicie.
    Za to, że od dziesięciu lat nie potrafię się z nikim w sieci zaprzyjaźnić, do nikogo po ludzku zbliżyć, otrzymać w zamian symetryczny zachwyt, oskarżam poezję współczesną.

  3. Ewa Bieńczycka:

    Święta Hermandada pojmała 430 lat temu w Toledo kruchego poetę by w więzieniu poddać go pokutniczym torturom. Trzydziestopięcioletni poeta Juan de Yepes y Alvarez ani słówkiem przerażony nie pisnął, jakim to wymyślnym torturom został wtedy poddany. Ani nie pisnął słówkiem, gdy uciekł i gdy mógł już pisnąć w swoich arcydziełach.

    Marcin Cecko dostaje się w dwudziestym pierwszym wieku do więzienia w Warszawie. Stara się uciec, ale więzi go sekta neolingwistów i nie potrafi trudnego i niebezpiecznego wyczynu ucieczki swojego krewniaka duchowego z wieków minionych powtórzyć. Kaja się za niesubordynację w wierszu dzień w którym na moje konto wpłynęło dziesięć tysięcy

    (…)zapaliłem papierosa (i zaraz następnego zapalę)
    choć popisałem na manifes’cie że nie
    że wszystko ale o tym nie będę
    jarek jak boga już nigdy
    nie będę(…)

    Mimo, że wie, że mężczyzna zanikotynowany już około czterdziestki traci powoli potencję, swojemu podmiotowi lirycznemu zamyka drogi poznania przyczyn, który jednocześnie ma palić i podnosić pałkę

    (…)dziś nawet mistrzowi
    pałka się nie wyprostuje(…)

    (akcja)

    Zamyka również poznanie podmiotowi lirycznemu, który narażony jest w warszawskich torturach na seks geriatryczny. Rekompensuje to jednak obdarowaniem go wyobraźnią, by był przygotowany na wszelki wypadek i na taką możliwość:

    (…)no widzisz jestem facetem
    mężczyzną młodym mężczyzną
    a nie wiem jak starzeją się kutasy
    natomiast umiem sobie wyobrazić jak starzeją się dziury
    krawędzie najpierw wydłużają się ciemnieją i falbanki coraz
    gęstsze powstają
    potem brak wilgoci brak elastyki(…)

    (marginesy zeszytów sycylijskich)

    W wierszu podróż podmiot liryczny ma w więzieniu warszawskim za zadanie cierpieć jedynie w soboty:

    (…)weź do rączki gorączki
    weź do rączki gorączki
    sobotniej nocy
    zbliż mnie do tylnej kieszeni a zwilż
    zbliż mnie do tylnej kieszeni a zwilż
    zbliż mnie i zwilż(…)

    Jednak musi się do tego na własny koszt przygotować:

    (…)wydepilowałem sobie ręce i nogi
    żeby było między nami czysto(…)

    (tele)

    (…)moja równo ogolona głowa wspaniale pasuje
    do twoich nierównych ogólnie ud(…)

    (tele)

    Dlaczego poeta tak cierpi? Czy osiągnie światowy sukces swojego poprzednika hiszpańskiego, który przez cierpienie zwyciężył śmierć i Hermandadę, i wyniesiony na ołtarze świeci światłem wiekuistym w noc ciemną?
    Podmiot liryczny poety Marcina Cecki wisi:

    igra i wisi do oklasków
    (igrać i wisieć do oklasków)

    Więc wisi dla oklasków. Ale czy się opłaca? Czy się okala? Czy wiersze są nieśmiertelne? Po co, skoro w nieśmiertelność nikt nie wierzy?

    Wtedy, gdy przed pierwszym slamem krakowskim widziałam Marcina Ceckę, jak pospiesznie pisał swoje wiersze w laptopie, było wiadomo, że otoczony ochronnym ramieniem neolingwistów, którzy ze swoim faworytem zjawili się w Krakowie, jest ważnym strategicznym przyczółkiem w walce o poetycką dominację.
    Nie ma wojny, nie ma Hermandady, jest tylko walka. Walka o to, by za usługi wpłynęło na konto dziesięć tysięcy złotych. A sekty nie płacą. Środkiem płatniczym sekt jest zawsze coś zupełnie bezużytecznego, czyli miłość. Dlatego trzeba stać się sektą, a nie jej więźniem. O tym wiedział też poeta Jan od Krzyża i o tym wie już poeta Marcin Cecko.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?