„Modne bzdury” czyli o tym jak bajdurzenie postmodernistycznych intelektualistów zostało wyśmiane.

30 października, 2008 by

W 1996 roku fizyk Alan Sokal opublikował w poważnym naukowym czasopiśmie „Social Text” artykuł pt.” Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji”. Autor cytował wypowiedzi wybitnych francuskich i amerykańskich intelektualistów takich jak Lacan, Kristeva, Irigaray, Baudrillard , Deluze. W artykule dowodził na podstawie cytowanych zdań, związków między naukami humanistycznymi a fizyką i matematyką. Jedna z jego tez brzmiała: teorię naukowe oceniajmy nie ze względu na zgodność z rzeczywistością, lecz na polityczną użyteczność, udowadniał, że E = mc kwadrat, ma wymiar seksistowski. Cytował Deridę, który twierdził , że stała Einsteina nie jest stała, ale zmienna, bo uzależniona jest od historii. Redakcja nie zauważyła, że puściła do druku parodię tekstów myślicieli postmodernistów, którzy nadużywali pojęć z zakresu fizyki kwantowej i matematyki, najczęściej ich nie rozumiejąc.

Na ten artykuł nikt nie zareagował, czytelnicy nie podważyli bezsensownych dowodów, cytowane autorytety były rękojmią, że tezy są prawdziwe…

Dopiero po kilku tygodniach Alan Sokal opublikował następny artykuł , w którym wyjawił mistyfikację. I tak rozpętała się jedna z najwiekszych afer intelektualnych ostatnich lat. Skandal szybko trafił na pierwsze strony New York Timesa, Observera, Le Monde. Autor z belgijskim fizykiem Jeanem Bricmontem napisali książkę” Modne bzdury”( kontynuację i rozwinięcie opublikowanego artykułu), w której punkt po punkcie analizowali dzieła postmodernistycznych guru i wykpili ich bezsensowne dowody oparte na relatywizmie poznawczym.

Ośmieszeni myśliciele tłumaczyli , że mają prawo jako humaniści do używania nauk ścisłych jako metafor, ale czy metafory mają być nonsensowne, niezgodne z metodami naukowymi? Precyzja myśli i logiczny wywód wsród współczesnych humanistów nie jest w cenie. Stąd potok bezsensownych słów w dziełach guru, onieśmiela i oszałamia, gdyż czytelnik nie rozumiejąc tej gmatwaniny mysli, sądzi, że to on jest prostaczkiem intelektualnym, wpada więc w nabożny zachwyt zamiast krzyknąć: przecież to brednie!

Współczesna poezja też jest tego przykładem. Te filozoficzne, religijne, fizyczne, matematyczne metafory, niejednokrotnie są wyłącznie bełkotem, mającym udawać głębokie przemyślenia artysty.

Kategoria: Bez kategorii | 13 komentarzy »

Agnieszka Wolny-Hamkało, Ani mi się śni. Poetyka obserwacji zwykłej

30 października, 2008 by

.
.
Zapewne dzieje się czasami tak, że osoba, pragnąca zostać polskim poetą, przyjmując pozę rodinowską głowi się: O czym by tu napisać wiersz?. Następnie ów ktoś łakomie spogląda na jaszczurkę wygrzewającą się w letnim słońcu i w chwili, gdy umysł rozświetla boskie illuminatio, gdy na usta ciśnie się okrzyk: Mam! Mam wiersz!, okazuje się, to co się zwykle okazuje w takich chwilach: chuj i pizda z wiersza wyszła. Innymi słowy delikwent ów, wyposażony w progowy co najmniej zmysł estetyczny w mig pojmie, że obserwacja faktu: Jaszczurka wygrzewająca się w słońcu nie ma w sobie niczego niezwykłego, że jaszczurka to jaszczurka, że słońce, to słońce i że nawet kamień, na którym się wygrzewa nie ma w sobie za grosz metafizyki. Wówczas dociera do człowieka odwieczna prawda, że poetą się jest, nie można się nim stać.

Jednak przypadki niektórych polskich poetów falsyfikują nawet tak naoczną prawdę, jak powyższa. Okazuje się, że poetą można być stosując tzw. poetykę obserwacji zwykłej czyli opisywać zdarzenia prozaiczne w porównaniu, z którymi przysłowiowe jaszczurki wygrzewające się w słońcu będą najbardziej oniryczno-metafizycznym faktem.

Przodującą poetką w tej dziedzinie jest Agnieszka Wolny-Hamkało. Jej tomik z 2005 r. Ani mi się śni jest zbiorem tekstów powstałych w oparciu o najzwyklejsze obserwacje. Oto przykład:

Agnieszka Wolny-Hamkało postanowiła kiedyś sobie, że zostanie poetką. Napisała kilka wierszy i wysyłała je na różne konkursy, do różnych wydawnictw. Prawdopodobnie podzieliła wówczas los wszystkich tych, których teksty nawet nie są w redakcjach czytane. W analogicznej sytuacji człowiek, będący na miejscu Wolny-Hamkało odpuściłby sobie. Zająłby się na przykład marketingiem bezpośrednim, konserwacją powierzchni płaskich czy innym wymagającym zajęciem, ale Agnieszka była inna. Otóż postanowiła przerobić ową obserwację prostą czyli swoje doświadczenie w konkursach i perypetie z wydawcami – na kilka tekstów, które nazwie wierszami. Wolny-Hamkało napisze o godności, o zachowaniu honoru w obliczu szanownej inkwizycji jurorów, których rozpiera chuć. (Tu się nalezy szacunek dla poetki-Agnieszki, wielu bowiem nie mogło oprzeć się literackiemu robieniu lasek w drodze do kariery)

…Dokona tu przeglądu
komisja szanownej inkwizycji
pijana jak przewodniczący jury, któremu
czy ktoś wreszcie zrobi laskę za nagrodę główną
(Wawrzyn Sądecczyzny, Laur Mikołowski)
?

[Rakoszyce]

W innym tekście Agnieszka Wolny-Hamkało rozprawi się z krwiożerczymi wydawcami:

Kombinat emituje metale ciężkie. Jest
połączenie międzymiastowe:
wydawnictwo Zielona Sowa
i wydawnictwo Biały Kruk.
Dygnitarska świta, korektorska szycha,
mały funkcjonariusz sprawiedliwej władzy.
Pan wyniósł swój uśmiech na zewnątrz.
Rachunek w czarnej skrzynce – posłowie
do wieczoru, panowie do portfeli (kto ostatni ten król).
Kim tu jestem? To jeszcze jest moja książka.

[Towar]

Pomijając zaangażowanie z jakim Wolny-Hamkało walczy z obłudą, interesownością światka literackiego za co należą się jej wyrazy uznania okazuje się, że Agnieszka Wolny-Hamkało nie odkrywa ameryk, nie tylko nie atomizuje umysłów czytelniczych ale i nie mobilizuje do najprostszych refleksji. Otóż Wolny-Hamkało kanalizuje swoje uczucia, powstałe na bazie prostych obserwacji, w wersach i kolejnych strofach. Przecież zjawiska tzw. środowisk, robienia lasek, dawania dupy, jebania na zapleczu za kilo kiełbasy są tak powszechne, że aż zwykłe mimo tej niepojętości i barbarzyństwa, które pojawia się na poziomie semantycznym, na płaszczyźnie zdrowego rozsądku są czymś nie tyle akceptowalnym, co uważanym za powszechne, za standardowe. Z tego powodu obserwacja Agnieszki Wolny-Hamkało, opisana w wierszu jest bardziej prozaiczna niż jaszczurka wygrzewająca się w słońcu. Któż z was nie słyszał, nie był świadkiem lub też sam nie kurwił się dla kariery? A kto z was widział jaszczurki na żywo, wygrzewające się w słońcu?

Nie jest jednak tak, że Agnieszka Wolny-Hamkało opisuje w wierszach tylko mechanizmy rządzące środowiskiem literackim, które zaobserwowała. Stosując poetykę obserwacji zwykłych stara się opisać zdarzenia codzienne. Pisze:

Takie dni się zdarzają: śniadanie w Teatrze Stu,
księżyc jak kieliszek z obwódką. A śniło mi się, że
mam długie włosy, wykonuję gesty bardzo religijne i
mam ładnie na imię…

(***)

Czy jest w tym, o czym piszesz Wolny-Hamkało coś niezwykłego, jakiś rodzaj unikalnej refleksji, może obserwacji czy też wybitnej zabawy syntaksą? Nie, zamiast tego pustynia, w porównaniu z którą Gobi jest aquaparkiem. Ktoś mógłby powiedzieć, że cytat jest intencjonalny, że być może wiersz się rozkręci, że za chwilę będzie pan ubrany cały na biało, który powie coś mądrego, coś co powiedzieć światu trzeba i należy. Dla tych wszystkich kolejna część:

Ale sen już nie promieniuje, pod
tym względem skończył się karnawał. Szwy pękają
miękko, i zima rurami wraca do nor, zimie rzeka
pościeliła w kanale.

(*** )

I zakończenie dla tych wszystkich optymistów, którzy naprawdę spodziewali się w tekście czegoś niezwykłego, jakiejś formy uniesienia poetyckiego, choćby na poziomie formalnym:

Ta niedziela zagrzebana w pościeli
już się w pełni spełnia: rozmawiamy nago o świętach,
przerywamy sobie, głośno wypowiadamy głupstwa.
Takie dni są wieczne: butelki bez wieści turlane przez wiatr.

(***)

W innych swoich tekstach zebranych w tomiku Ani mi się waż Agnieszka Wolny-Hamkało nie wychodzi poza przyjętą poetykę obserwacji zwykłych. Jako poetka Wolny-Hamkało zmieni się w radziecką SMIENĘ w czarnym futerale, zawieszoną na szyi jedermanna-amatora. I na tym polega sukces Agnieszki Wolny-Hamkało jako poetki. Nikogo nie interesują marnej jakości czarno-białe zdjęcia wykonane przez amatora-jedermanna, jednak jeżeli autorem rozmytych, nudnych zdjęć będzie artysta (w tym przypadku Wolny-Hamkało), każdy będzie dopatrywał się w nich czegoś niezwykłego. Autorka Ani mi się śni zdaje sobie sprawę z tego mechanizmu interpetacyjnego. Dlatego też będzie starała się za wszelką cenę stosować pewne środki warsztatowe, których zadaniem będzie zakamuflowanie banalności obserwacji, z których uczyni wiersze. Będzie uciekała się do warsztatowych (formalnych) aksjomatów poetyki zdań dziwnych. Dla przykładu:

Siąść wysoko // i splunąć w dół, aż warkoczyk śliny zatoczy / się, zalśni jak sprzączka pomiędzy okiem / latarni a ceratą cienia.

[Travel Channel]

I kiedy czytelnik będzie się zastanawiał czy on nie ułożyłby bardziej dziwacznego zdania na temat prostej czynności plucia, Wolny-Hamkało zaskoczy go kolejną prostą obserwacją na temat plucia i śliny, ale tym razem w innym zapisie:

Nocą uprawiają plucie / flegmą jaskrawą jak lajkra. / Miasto wtedy tli się jak kolorowanka.

[Negatyw]

Okazuje się, że motyw śliny w poezji autorki Ani mi się śni ma niebagatelne znaczenie. I kiedy czytelnik zacznie się zastanawiać nad istotą flegmy, nad różnicami w jej konsystencji i barwie, nagle Wolny-Hamkało serwuje kolejną finezyjna deskrypcję obserwacji zwykłej:

Sina z zimna, ale cała w letnim trendzie /Nike i Reeboka z całej siły próbuje / wyglądać na znudzoną

[Lejdi Smyk]

Łatwo sobie wyobrazić podobny fragment z bezdomnym pieskiem w mroźny dzień.

Podsumowując:

Poezja Agnieszki Wolny-Hamkało rozczaruje wymagających czytelników. Tych wszystkich, którzy za każdym razem bez kompleksów ośmielają się skonfrontować swój umysł z tekstem, poetka ta odeśle z kwitkiem do domu. I trudno się dziwić owym frustracjom, o których pisze Wolny-Hamkało w Rakoszycach i Towarze w roku 2005 tylko Biuro Literackie mogło wydać takie wiersze. Tylko.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

Pauza na zastanowienie. Pani Bieńczycka

25 października, 2008 by

Proponuję maraton czytania najlepszych, wyłonionych bowiem w wielkim staraniu i trudzie zgromadzonych w tym celu Rad Puchaczy, Rycerzy Okrągłego Stołu i wszelkich szlachetnych zgromadzeń, którym troska o losy polskiej literatury leży na sercu, przerwać i zastanowić się jak o to samo troszczyli się pół wieku inni.
Konstanty Kot Jeleński pisze do Józia Czapskiego z Korsyki właśnie o nas:

Jestem wielkim pesymistą nie w sensie Orwellowskiego 1984 czy 24 Heure, gdyż nie wierzę w żadne apokaliptyczne teorie. Mój liberalizm jest zbyt głęboko zakorzeniony i jestem przekonany, że to, co jest esencją człowieczeństwa, nie może bezpowrotnie przeminąć. Niemniej myślę, że istotnie żyjemy w końcowym stadium naszej cywilizacji i że proces przemiany, który tak szybki obrót przyjął w ciągu naszego życia, dotyczy nie tylko zagadnień ekonomicznych, ale również samej esencji ludzkich pojęć i stosunku człowieka do człowieka. Przemiany takiej, że w przyszłości słowa, jak miłość, praca, chleb, przyjaciel będą miały inne znaczenie: skojarzenia historyczne czy religijne, które w naszej podświadomości indywidualnej wywołują obrazy z Biblii, z greckich mitów, z średniowiecznej poezji, z renesansowych dzieł sztuki, utracą rację bytu, a na ich miejsce narosną nowe nawarstwienia. Wierzę, że ta zmiana, która zacznie się okresem ciemnym i w którym dla nas nie będzie miejsca, zakończy się jakimś nowym renesansem liberalizmu” chyba w idealnej anarchistycznej formie. Może pomyśli Pan, że jest to ocena prawie komunistyczna, ale ja nie wychodzę bynajmniej z materialistycznych deterministycznych założeń myślę, że komunizm jest tylko jednym z wyrazów tej cywilizacyjnej przemiany, wyrazem najsmutniejszym.
Powstaje oczywiście pytanie jakie ma być nasze, indywidualne nastawienie do tego procesu? Jak przekazać tej przyszłej cywilizacji to, co jest najlepszego w naszej? Dla katolika odpowiedź na to pytanie jest jasna. Dla liberała niestety nie. Czasem myślę żartobliwie, że przepisanie Eneidy na antyatomowym papierze i wrzucenie tej kopii do morza w antyatomowej butelce ważniejsze byłoby od tysiąca książek i artykułów.

Konstanty A. Jeleński
Listy z Korsyki. Do Józefa Czapskiego

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

Monika Mostowik Weź mnie w garść. Biorę i daję świadectwo. Ewa Bieńczycka

24 października, 2008 by

Monika Mostowik to sieciowa Milena i w wywiadach zwierza się z fascynacji Franzem Kafką co tylko dodaje tej pięknej kobiecie – jak biżuteria – wyrafinowania. Nie będę pisać o wyglądzie Mileny, gdyż mimo zapewnień wytartych mądrości ludowych zasadą jest, że jak cię widzą tak cię piszą, ale ja tu ani mru mru o tym jak wygląda Jacek Dehnel, to tym bardziej Milena. Tracę więc dużo, gdyż, chiromanci bazują skutecznie na determinujących człowieka znakach ich wygładu zewnętrznego, szczególnie dłoni. To jednak poważny blog i chcąc niechcąc obowiązuje mnie tutaj tylko dyskurs i pismo.
Idąc więc tropem blogowego reżimu postanowiłam wziąć w garść bliski mi tomik, gdyż jest plonem Nagrody Głównej XIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego Dać świadectwo” na który, jako 163 uczestniczka dostarczyłam obszerny zestaw moich wierszy. Tym bardziej przykro mi o tym pisać, gdyż wydalam, by dać świadectwo prawdzie, kilkadziesiąt złotych na opłatę konkursową, na opłatę za ksero wierszy (wymagano nieprawdopodobnej liczby odbitek), oraz na opłatę pocztową za te wartości duchowe, z których zrobiła się ciężka paczka. Ale nie tylko strata materialna była tu najprzykrzejsza. Pierwszą Nagrodę dano Piotrowi Macierzyńskiemu z Łodzi, który zwierzał się w wywiadzie, że jest laureatem kilkucyfrowej liczby konkursów ponieważ nadsyłane są tak beznadziejne wiersze, że chcąc nie chcąc musi je wygrywać. To wyznanie stawiało moją poezję poniżej wszelkiej wartości, przecież przede mną było kilka wyróżnień, których też nie otrzymałam. Portal nieszuflady konsekwentnie potwierdzał moją beznadziejność. Już nigdzie nic nie wysłałam.
I tu czytam na stronie domowej Mileny, że z poezji rezygnuje!
Z wywiadów z Moniką (Mileną) Mostowik wynika, że poezja powoli interesuje ją jak najmniej, że już jej nawet nie czyta, przerzucając całą energię pracy twórczej na powieść.
Nakład tomiku „Weź mnie w garść” jako Nagroda Główna konkursu, pokrył Śródmiejski Ośrodek Kultury (Kraków 2005) w którym Mostowik pracowała wtedy na kierowniczym stanowisku.* (Uwaga! sprostowanie z dnia 31 października 2008)
Nakład był tak duży, że mogę i ja jeden egzemplarz po trzech latach od wydania trzymać w garści i analizując zawarte w nim wiersze, dawać wciąż świadectwo o zawartej tam poezji i prawdzie.

Poezja tych niespełna trzydziestu wierszy jest w klimacie egzystencjalnych kobiecych doznań i pytań podstawowych.
Podmiot liryczny zastanawia się, czy majtki zdejmować samej, czy ma to zrobić ktoś inny i jednak filozoficznie diagnozuje, że najpewniej robić to samemu:

a majtki najlepiej ściągać osobiście nie pozwalać obcym…

Rad dla kobiet jest zresztą bardzo wiele:

nauczyłam się wyciągać wnioski
z rękawa
po kryjomu
udaję że nic nie rozumiem

– podsuwa fortel podmiot liryczny kobietom. Wiadomo z psychiatrii, że jak się symuluje chorobę, to najczęściej się na nią zapada i niestety damskie niezrozumienie, co się właściwie kobiecie przydarza trapi już bez kontroli dalsze losy podmiotu lirycznego:

nigdy nie byłam blondynką
choć często podejrzewano mnie o to
bo nie umiałam rozwiązywać
krzyżówek
raz nawet podejrzano mnie w łazience
to zdjęcie odmieniło moje życie
zaczęłam inwestować w siebie
i przestałam liczyć

Rachunki, jak widać nie są mocną stroną poezji kobiecej:

jak sobie pościelisz
to się wyśpisz
ale dziś nie zdążyłam
pościeliłeś dla mnie łóżko
zupełnie bez okazji
co dwie głowy to nie trzy

i machając ręką po nieudanej arytmetycznej próbie ogarnięcia świata, podmiot liryczny zamyka ten problem:

podobno wszystko zmierza do zera
a czasem nawet do nieskończoności i

O zdejmowaniu majtek, tym razem męskich, szeroko wypowiada się laureat Pierwszej Nagrody tego konkursu, Piotr Macierzyński, o którym mam nadzieję, napiszemy wkrótce.
Ponieważ Monika Mostowik, jak czytam w sieci, jest też czynną bojowniczką o prawa kobiet w Polsce, mam nadzieję, że nie sprzeniewierzyłam się zbytnio tą notką mojej płci.
Napisałam więc o tym, by jedynie dać świadectwo prawdzie.

*Pani Monika Mostowik nie pracowała w Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie w 2005 roku , ani nigdy, tym bardziej nie zajmowała kierowniczego stanowiska. Niestety, ten kto piastował wtedy tę funkcję widocznie tego bloga nie czyta i nie można go przeprosić. Przepraszam więc Panią Monikę Mostowik. Na moje usprawiedliwienie podaje tylko to, że korzystałam z informacji gazet lokalnych i być może albo źle je zinterpretowałam, albo nie były prawdziwe. Moja zawiść i zazdrość przegranej w konkursie mogłaby być tutaj nawet i całkiem słusznym powodem przekłamania, ale nimi nie były.

Jeszcze raz poetkę przepraszam.

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

Dariusz Pado, peryferie raju. Polska parapoezja

23 października, 2008 by

Wiersze można pisać na różne sposoby, stosując różne rodzaje poetyk. Używając technikę zdań dziwnych, szatkowania prozy czy inny z omówionych w tym miejscu zabiegów technicznych, można pisać wiersze i być poetą. Jednak w polskiej poezji jest też miejsce dla tych, co nie piszą wierszy a są poetami. Wydawać się to może na pozór rzeczą niemożliwą, a jednak. Polski Parnas Poetycki, podobnie jak każde miejsce, w którym najważniejsza jest poprawność polityczna, ma zarezerwowane miejsce dla inwalidów. Innymi słowy istnieje coś, co określa się jako parapoetyka.

Parapoetyka posiada jeden tylko warunek formalny: mianowicie wymaga, aby autor jako człowiek posiadał jakiś rodzaj ułomności psychofizycznej, a najlepiej gdyby pobierał miesięcznie zusowską rentę inwalidzką.

W ramach parapoezji czyli w obszarze wytworów autorów-parapoetów różnicuje się. Najlepsze wydają się dzieła tych parapoetów, którzy mają uszkodzone w jakiś sposób mózgi. Oczywiście nie jest to zjawisko nowe, kiedyś artyści świadomie oddawali się rozkoszom w najgorszych francuskich burdelach, by zarazić się syfilisem, który w epoce przedpenicylinowej prowadził do uszkodzenia mózgu. Dzisiaj trudno o takich syfilityków-artystów, a jak wiadomo: natura nie znosi próżni, więc sztuka, w tym przypadku poezja wypełniła w swych szeregach pustkę po wyleczonych syfilitykach-poetach, tzw. parapoetami.

Od parapoetów, oprócz zaświadczenia o ułomności, nie wymaga się niczego. Najważniejsze jest, by pisali i wyrażali zgodę pisemnie na publikowanie w ich biogramach notki o niepełnosprawności. Warto zaznaczyć, że teksty parapoetów dopiero wówczas staja się wierszami, gdy zostaną wydane w formie albo tomików poetyckich, albo też opublikowane na forach poetyckich w dziale wiersze. W innym przypadku teksty parapoetów nie są możliwe do zidentyfikowania jako wiersze.

Tematyka, do której sięga parapoezja, to zdarzenia proste, zwykle to opisy motywów autobiograficznych. Podobnie jak od paraolimpijczyków, od parapoetów nie wymaga się wiele tu się liczy idea walki z własną ułomnością!

I właśnie takim parapoetą jest dyslektyk Dariusz Pado (chyba nie ma takiego jego biogramu, w którym nie byłoby wzmianki o dysleksji). W swoim tomiku Peryferie raju Pado będzie wspominał dzieciństwo. Napisze:

pierwsza msza śniły się dzwonek i komeżka później podlewanie bratków u dziadka Staszka z zieloną konewką z cmentarza na rynek kołem za kilo szmaty kopa jaj nasiona gwizdek i medalik dalej chowanie się w spiżarce tu stukanie w moździerz wieczorem mycie szyi czekanie aż zapyta: zgadnij co nam dziś przyniosą – chłopczyka czy dziewczynkę

I kiedy rozczarowany takim poziomem refleksji potencjalny konsument tego tomiku zada sobie pytanie: Kurwa, co to za gnój?, parapoeta Pado napisze:

przyprowadzałaś mnie do ogniska gdzie ja spalałem się ze wstydu wszystko przez podarek – dysleksję przekręcającą brzuszki zaparowującą szkła denka grubsze od przeciwsłonecznych zerówek

oraz opowie o tym, jak z klocków układał wyraz: grób:

po całym cielsku świetlicy rozjaśniającej tę klatkę pamiętasz – mieszały się kartoniki liter wysypywane z szafki zlepionej z pudełek po zapałkach [b][r][ó][d], [g][r][ó][b], [d][r][ó][b], [g][r][ó][d] [b][r][ó][g], [g][r][ó][d], [d][r][ó][d], [p][r][ó][g]

Te deklaracje w połączeniu z informacją o dysleksji z biogramu zmiękczą najbardziej zatwardziałe serca krytyków literackich, wzruszą najbardziej wysublimowane zmysły estetyczne kolekcjonerów i konsumentów poezji. Każdy sobie wyobrazi w tym momencie Darka, który mierzy się z własną ułomnością; Darka, który nie poddaje się ślepemu losowi, który zdaje się go nie oszczędzać; Darka, który dumnie wypina pierś ku słońcu, prostuje się i woła do nieba: Nie poddam się! Nie!

Jak widać na przykładzie Peryferii raju, w parapoezji nie ma podziału na podmiot liryczny-autor. Tu zawodzi prosta systematyzacja oraz kanony interpretacyjne. Zresztą nie o to chodzi w parapoezji. Jej największą wartością jest wartość terapeutyczna. Z jednej strony umożliwia ona kanalizowanie wszystkich negatywnych emocji parapoetom, z drugiej jakby polepsza ewentualnych odbiorców. Czytelnik, po przeczytaniu Peryferii raju oprócz tego, że odnajdzie w sobie ukryte pokłady empatii, zacznie sobie powtarzać: Zobacz! On może! To i ja mogę i właśnie w tym aspekcie parapoezja ma w sobie coś z ducha paraolimpiady.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 13 komentarzy »

Jakub Winiarski: recenzje, omówienia – czyli Bursztynki znalezione na plaży

21 października, 2008 by

Chcesz pisać recenzje jak Jakub Winiarski? Chcesz dołączyć do unikatowej na skalę światową szkoły krytyki literackiej, zwanej bursztyzmem? To muszę ci od razu powiedzieć, że nie masz żadnych szans. Prędzej nauczysz się kopać piłkę jak Ronaldo chyba, że dostosujesz się do moich wskazówek:

1) Zapuść brodę, najlepiej o długości ok. 6 mm i w sklepie Vision-Ekspress zamów sobie okulary. Szkła weź neutralne. Pamiętaj: broda i okulary dodadzą tobie aury intelektualnej, z którą równać może się tylko aura człowieka w sobolach, z berłem w ręku i koronie na głowie. A dlaczego w Vision-Express? Bo taniej i nawet dwie pary dadzą (druga w gratisie), a póki co nie kosisz forsy za wersówki w Fantastyce.

Jeżeli już wyglądasz jak intelektualista, to pora byś zaczął pisać jak intelektualista. Uważaj, teraz podam tobie gotowy wzór na tekst, jako tzw. uczoną gadkę.

A) Wynotuj sobie z google (tu masz link: http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?old=1&id=446945) kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt (pamiętaj, im więcej sobie takich tytułów wynotujesz i zapamiętasz, tym lepszy będzie z ciebie bursztynek wśród przedstawicieli tej jakże szacownej szkoły krytyki literackiej, do której pretendujesz) tytułów książek należących do tzw. kanonu literatury. Co to takiego kanon? Ano kanon, to kanon czyli słowo, którego nie musisz rozumieć tylko wykuć na blachę.

B) Przygotuj sobie tzw. Szablon Mistrza, który będziesz traktował jak ewangelię. Zero aberracji!:

Ta niesamowita książka złożona jest z [wstaw liczbę rozdziałów książki, którą recenzujesz] przykładnie napisanych opowiadań, sytuujących się na granicy prozy i poezji, jawy i snu. W pierwszym odruchu przywodzi na myśl pełne mądrości i smutku [wstaw dowolną pozycję z kanonu literackiego, który sobie przygotowałeś], tutaj jakoby pożenione z metaforycznie rozwichrzonymi [tu także daj tytuł z listy i nie pytaj mnie co to znaczy: jakoby pożenić z metaforycznie rozwichrzonym], albo [tu to samo]; przypomina też podszytą kabałą prozę [tutaj tylko nazwisko z listy] <em>i surrealne zapiski [ i tu też]. Ale może skojarzyć się również z tym, co obecnie robi w literaturze [tu też wklej nazwisko autora ale z końca listy jakiegoś gościa, który w odróżnieniu od anonimowego autora Gilgamesza żyje]

małe ps.

Szablon Mistrza czyli wzór recenzji, który powstał na podstawie tekstu Jakuba Winiarskiego opublikowanego w którymś tam z numerów Fantastyki, w dziale: RECENZJE KSIĄŻEK (nie pamiętam numeru tej Fantastyki, bo wyrwałem kartkę z dziełem Mistrza, a reszta poszła w kosz), poświęconego książce Agnieszki Kuciak Animula Blandula.

Jak to wygląda w praktyce? Weźmy taki oto przykład. Przeczytałeś Tomka w krainie kangurów Szklarskiego i chciałbyś się podzielić ową radosną nowiną ze światem kultury. Posługując się szablonem samego Mistrza.

Ta niesamowita książka złożona jest z kilkunastu przykładnie napisanych opowiadań, sytuujących się na granicy prozy i poezji, jawy i snu. W pierwszym odruchu przywodzi na myśl pełne mądrości i smutku Percewal z Walii Chrétien de Troyes, tutaj jakoby pożenione z metaforycznie rozwichrzonymi Opowieściami kanterberyjskimi Chaucera Geoffrey albo O naśladowaniu Chrystusa Tomasz a Kempis; przypomina też podszytą kabałą prozę Cellini Benvenuto i surrealne zapiski Georga Büchner. Ale może skojarzyć się również z tym, co obecnie robi w literaturze Eduardo Mendoza.

Taki tekst wysyłasz emailem do redakcji jakiegoś czasopisma a tych jest sporo i zaręczam, że żaden redaktor go nie odrzuci. Sam widzisz zresztą jak bardzo uczony tekst napisałeś. Jeżeli zechciałbyś zaryzykować, to posługując się szablonem Mistrza możesz spróbować napisać maturę pisemną z języka polskiego na poziomie basic. Potrzebujesz tylko ściągi z kanonu literatury no i jeżeli nie zdołasz do maja 2009 r. przyswoić, także ściągi z Szablonu Mistrza.

C. Oprócz niebywale użytecznego w twojej karierze recenzenta Szablonu Mistrza, będziesz potrzebował także pewnej umiejętności streszczania czasopism / książek. Jako recenzent ani się spostrzeżesz, a trzy razy dziennie pod twoim oknem będzie trąbił kurier DHL-u, przywożący 30 kilogramowe paczki z gratisami: darmowe egzemplarze wydawnicze do recenzji. I dopiero teraz zobaczysz jaka to mordęga. Sto książek dziennie do przeczytania, trzydzieści tygodników każdego tygodnia i do tego te miesięczniki. Pierwsze będziesz czytał, ale kiedy zorientujesz się, że fizycznie nie wyrabiasz poprosisz kogoś z rodziny żeby pomogli. Żeby czytali a później tobie opowiadali. Będziesz motywował ich do pracy, obiecując wieczną sławę i kilka stówek w peelenach. Ale oni cię oleją, bo oni zawsze olewają. Wówczas wpadniesz na tzw. Pomysł Samego Mistrza: zamiast recenzji będziesz pisał omówienia, które nie będą omówieniami ale streszczeniami.

Tutaj też przyda się tobie gotowy schemat Pomysłu Samego Mistrza:

[tytuł pisemka]. Na okładce …..[opisz okładkę, by ludzie zobaczyli, że naprawdę widziałeś chociaż to pisemko]. Wypada więc na początek pogratulować, co niniejszym czynię. Moje serdeczne gratulacje ……[po co te gratulacje? Grzeczności nigdy za wiele tak naucza wielki Mistrz Jakub Winiarski]. A teraz – co w numerze. Na okładce także [eh, ta okładka, o niej najłatwiej bo okładki w odróżnieniu od spisu treści widać i nie trzeba rozrywać folii, dlatego pisz dużo o okładkach, bierz przykład z Mistrza.]Poza [imie i nazwisko pierwszego lepszego autora w omawianym pisemku] w numerze inni poeci i poetki. M.in.: [tu podobnie, ale wynotuj kilka nazwisk], oraz nie wiem czy nie najciekawszy w tym numerze – [uwaga, to pierwszy sąd wartościujący jako krytyka! Nie bój żaby, tu nie będzie uzasadnienia, wklej dowolne nazwisko, byle znajdowało się w omawianym numerze]. By jednak nie było, że faworyzuję poetów, pozwolę sobie dać fragment [zacytuj coś, obojętnie co] w którym można przeczytać m.in.: [miedzy cudzysłów wstaw cytat, pamiętaj żeby nie był ani zbyt mały ani nazbyt duży. Małe cytat oznacza, że będziesz musiał więcej napisać od siebie by zapełnić kolumnę. Namęczysz się, a po co? Duży cytat będzie podejrzany będą zawistnicy gadać, że nie chciało się tobie pisać i ktoś może wpaść na pomysł, że może nie potrafisz pisać i że korzystasz ze schematu]. O tych obrazach zapomnieliśmy, ale powinniśmy je sobie przypomnieć: „.” [tu znowu cytat]. Bardzo to smakowite. A to dopiero początek, bo jest jeszcze ……. [i od tego miejsca możesz stosować Schemat Samego Mistrza od początku]

małe ps. II

Schemat Samego Mistrza został opracowany na podstawie Przegląd prasy. Październik 2008 Jakuba Winiarskiego, opublikowany na portalu nieszuflada.pl

2. Najważniejszym jednak etapem wtajemniczenia w tajniki winiarszczyzmu będzie twoja kariera w dowolnym wydawnictwie literackim. Szukasz takiego, zatrudniasz się na początku jako woluntariusz i roznosisz prasę. W międzyczasie wymyślasz sobie ksywkę niech to będzie Kuba Piwkofski i od tej pory swoje teksty podpisujesz ksywką. Dlaczego? Bo naczelny, któremu będziesz podrzucał swoje teksty na biurko (przecież to ty roznosisz pocztę, ty decydujesz o być albo nie być literatów), nie może się skapnąć, że autorem tych recenzji (a schematy Mistrza to gwarantują) jest chłopak na posyłki w jego redakcji. Wkrótce przejmiesz wydawnictwo wszak dowiodłeś, żeś sprytny, że masz łeb na karku. No ale głupio będzie siebie wydawać dlatego już wiesz, jak ważna jest ksywka.

I na koniec, o czym pamiętać także musisz ty nie masz być jak Jakób Mortkowicz, ale jak Jakub Winiarski. Żebyś czasami się nie pomylił, bo karierę szlag trafi!

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 9 komentarzy »

Agnieszka Kuciak, retardacja. Nie lękajcie się! Już ja was nawrócę

20 października, 2008 by

Jak podała PAP:

Najnowszy konkurs ogłoszony przez watykańską Congregatio pro Doctrina Fidei, na nowy opis JEGO z uwzględnieniem różnych grup zawodowych zakończył się zwycięstwem polskiej poetki. Watykan zamierzał zmodernizować nie tylko doktrynę, ale i rozumienie wszechmocy Wszechmogącego oraz jego istoty jako JEGO. Zainteresowanie konkursem przerosło oczekiwania organizatorów. Konkurs cieszył się szczególnym zainteresowaniem wśród polskich poetów współczesnych. Nie powinno to dziwić, wszak Polacy to Polacy a nie Francuzi.

Wśród nadesłanych pracy wyróżniono następujące nowe deskrypcje JEGO i w tajnym głosowaniu zdecydowano się je upowszechnić oraz włączyć do nowej edycji Katechizmu:

ON dla szwaczek:

Panie. Ty jesteś / nicią, która zszywa wszystko

ON dla murarzy-nihilistów:

W Tobie się / kończy całe to szukanie całego w dziurze i / wnikliwa nicość

ON dla obsługi wozu asenizacyjnego:

Więc dobrze, skoro stworzył je [tj. życie przyp. M.T.] w ogrodzie / Pan, który nosił je do śmierci w smrodzie

ON dla zawiadowców PKP z instrukcją o tym, co mówić na konferencji prasowej o katastrofie kolejowej, Monice Olejnik:

Źle stoją sprawy w Sądzie. Zawiadamiam, / że trzeba mieć sumienie. Pomsta Pana / jest tuż. Ja streszczam się, bo świat się kończy

ON dla nawróconych na katolicyzm filozofów języka z Chin, którzy nie znają jeszcze osiągnięć Szkoły Lwowsko-Warszawskiej:

Przecież, Panie, szkoda / Słów! Człowiek lubi ciułać jakieś wersy, / Cieszyć się nimi

ON dla przewodników:

Co jednak idzie za tym, to Bóg raczy wiedzieć

ON dla pracowników PGNiG, którzy zasypiają do pracy:

Głęboko spali. Uniósł im powieki / dopiero blask bijacy z Jego twarzy.

ON dla strajkujących nauczycieli, ale nie tych tylko innych (cokolwiek to znaczy):

stał Nauczyciel, ale przecież inny od tej osoby, którą ukochali

ON dla przewodniczących NSZZ Solidarność, w zakładzie pracy chronionej, w którym zatrudnieni zostali tylko głuchoniemi z Afryki, co to polskiego jeszcze dobrze nie umieć:

Już nie słyszeć Głosu

ON dla samotnych pracowników budżetówki, którzy o poranku oddają się oczyszczającemu rytuałowi samozadowolenia, konfrontując w całkowitym odosobnieniu własne ja z idealnym wyobrażeniem przedmiotu miłości o charakterze inteliegibillnym:

Leży z nimi pod całunem, poraniony, / chociaż pokój jest od środka zakluczony

ON dla tych, co to się manier jeszcze nie nauczyli i w restauracjach jedzą schabowego bez użycia noża, w międzyczasie siorbiąc:

Siorbiesz, kolego, Boże, jaki wstyd. Zawsze / zostają złe ziemskie nawyki

Jak się okazało autorką wszystkich nowych deskrypcji STWÓRCY jest wybitna polska poetka współczesna: Agnieszka Kuciak. Z tomiku retardacja, której jest autorką uczeni z Watykanu wyłonili powyższe opisy, które mają wprowadzić duchowość katolicką w nowe milenium.

Nieoficjalnie wiadomo jednak, że Congregatio nie było jednomyślne. Kardynał Simplicio Besserkannsein miał zgłosić votum separatum. Miał on odczytać blasfemiczną deskrypcję JEGO w ostatnim wierszu z tomu retardacja a mianowicie, miał być to zakamuflowany przez polską poetkę:

ON pro populi

przejawiający się w końcu epoki konia walonego, który wieszczy Agnieszka Kuciak („Trzy po trzy”). Kard. Simplicio Besserkannsein dowodzi także, że w ramach teologii zbudowanej na ON pro populi scholastyczna debata nie będzie dotyczyła ilości aniołów na czubku igły, ale tego i tu miał Besserkannsein zacytować Agnieszkę Kuciak: Jakie wydaje tony bąk puszczony?

PAP konkluduje: Naród się cieszy, ON też, i nawet ciocia Halinka, że mamy takich pięknych, wybitnych, wierzących po katolicku poetów.
nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 7 komentarzy »

Pauza na zastanowienie. Pani Bieńczycka

20 października, 2008 by

Nasze czytanie najnowszej poezji odbiło się niesmakiem po rożnych portalach poetyckich . Tę niesmaczną czkawkę przypominającą niejednokrotnie badanie ilości diabłów na końcu szpilki, a nie zajecie się prawdziwym problemem mając na celu go wyśmiać i osłabić jego siłę, opisał 300 lat temu Jean de La Bruyere i nie ma się co tak pieklić.
Zjawisko stare jak świat:

7
Są pewne dziedziny, w których przeciętność jest nie do zniesienia: poezja, muzyka, malarstwo, krasomówstwo.
Co to za męka słuchać złego mówcy albo wierszoklety z patosem wygłaszającego swe wiersze.

8
Niektórzy dramaturgowie chętnie uprawiają tyrady napuszonych wierszy, które mają być mocne, wzniosłe i pełne szlachetności Prostaczkowie słuchają chciwie, wznosząc oczy, otwierając usta: myślą, że im się to podoba, a im mniej rozumieją, tym goręcej podziwiają, ledwo nadążając z oklaskami i okrzykami zachwytu. Dawniej, kiedy byłem bardzo młody, myślałem, że autorzy wiedzą, co chcieli powiedzieć, że miejsca te są jasne i zrozumiałe dla aktorów i dla widzów z pierwszych i ostatnich rzędów, ale sam mimo najlepszych chęci nie rozumiałem nic a nic. Teraz uleczyłem się z młodzieńczych złudzeń.

9
Jak dotychczas, nikt nie widział arcydzieła, które byłoby dziełem zbiorowym. Homer sam stworzył Iliadę, Wergiliusz Eneidę, Tytus Liwiusz Dekady, a mówca rzymski swoje Mowy.

10
W sztuce jest pewien punkt, w którym dzieło osiąga doskonałość, tak jak w naturze jakieś zjawisko osiąga pełnię czy dojrzałość. Kto czuje, co jest doskonałe, i zachwyca się tym ma dobry smak; kto nie czuje, a zachwyca się czym innym ma smak wątpliwy. A zatem istnieje dobry smak i zły smak, i słusznie się o nie spieramy.

11
Ludzie odznaczają się raczej pochopnym sądem niż dobrym smakiem, a właściwie można powiedzieć, że niewiele ludzi łączy inteligencję z wyrobionym smakiem i wyczuciem krytycznym.
(…)
49
Znawcy, to znaczy ci, którzy uważają się za znawców, wypowiadają na temat widowisk bezapelacyjne sądy, tworząc kapliczki i rozbijając się na przeciwstawne obozy. Każdy z tych obozów, kierując się wszystkim innym, tylko nie dobrem powszechnym ani poczuciem sprawiedliwości podziwia jakiś jeden rodzaj poezji czy muzyki, a wygwizduje wszystko inne. Zapał przejawiany w obronie własnej stronniczości szkodzi danej sprawie nie mniej niż sprawie przeciwnej. Niezliczone sprzeczności zniechęcają poetów i muzyków, opóźniają rozwój sztuk i nauk, pozbawiając je korzyści, jakie wynikłyby dla tych dziedzin ze swobodnego współzawodnictwa znakomitych mistrzów, gdyby mogli oni każdy w swoim rodzaju i zgodnie z własną koncepcją tworzyć wybitne dzieła.

przeł. [z fr.] Anna Tatarkiewicz

Kategoria: Bez kategorii | 3 komentarze »

Joanna Wajs sprzedawcy kieszonkowych lusterek. Córczyzna poetycka. Pani Bieńczycka

18 października, 2008 by

Na początku już zapowiadam, że będę o poezji tłumaczki dzieł Oriany Fallaci pisać w samych superlatywach i niech żadne licho mi tu nic nie podpowiada. Szczególnie, że jest niezwykle urodziwą młodą poetką, która zebrała chyba najwięcej bezinteresownie dedykowanych jej wierszy, a Redaktor Naczelny kwartalnika „Red.” nawet tutaj udowodnił, że dedykując jej swój najpiękniejszy wiersz, powodowany był jedynie szlachetnymi uczuciami charytatywnymi.
Więc ja też przeczytałam tomik z 23 wierszami w ramach tej samej akcji charytatywnej Cała Polska czyta wiersze poetów i o nich pisze oraz pisze im dedykacje i ostatni mój wiersz też właśnie Pani Joannie zadedykuję.

Na plan pierwszy w wierszach Joanny Wajs wysuwa się bolesny symbol ojca – rodzonego, biologicznego, a zarazem nieobecnego. Toteż z dużym zainteresowaniem przeczytałam tęsknoty, żale i pomstowania córki, gdyż, jak donosi Gazeta Wyborcza, przemija postać świata a z nią konwencjonalny skład rodziny.
Ojciec podmiotu lirycznego to nie byle, kto, nie żaden parweniusz czy proletariusz, to intelektualista, czytelnik wybornej poezji:

widział ją z pociągu jadącego przez Belgię
gdy odłożył Celana z wystrzępioną na brzegu zakładką

Żal jest więc uzasadniony i jeśli właśnie córka terapeutycznie pisze wiersze, by sobie z tym nieukojonym uczuciem poradzić, najprawdopodobniej temu akcesowi zawdzięcza wysoką jakość swoich utworów.
Z troską wczuwam się w przedstawiony w wierszu kształt, jaki odbija mężczyzna – ojciec na poduszce, jak córka skrzętnie kolekcjonuje w pamięci wszystkie szczegóły o nieobecnym. Mimo, że w licznych niedopowiedzeniach brak ojca jest spowodowana jedynie podróżami: każdy rok w innym kraju, a nie jego śmiercią, to jednak to sieroctwo mentalne córki jest jakimś odwróceniem Trenów Kochanowskiego. Córka wyraźnie cierpi tak bardzo, że obwinia go tą krzywdą i posuwa się nawet do marzeń o najradykalniejszych rozwiązaniach:

żaden z bogów nie chce zawinąć cię w obłok
zabrać na Taurydę,
gdzie mógłbyś przeczekać
dziesięcioletni rozlew naszej krwi

Wrażliwość swoją poetka udowadnia wieloma niuansami w artykulacji uczuć. Piękny wiersz o śmieci psa w wierszu kiedy usiadłeś składa się właściwie z mimochodem zarejestrowanych, minimalnych ruchów w przestrzeni z całym szacunkiem dla odchodzącego życia i dostojeństwem zamarłej na tę chwilę przyrody.
Wspomnienia, utracony w przeszłości w wierszudom z dzikim winem przewijający się przez inne wiersze, chwytane w locie chwile, zmysłowe rozkoszowanie się nimi, wszystko to odbija się w tajemniczych lusterkach tytułowego sprzedawcy kieszonkowych lusterek, który działa jak entropia, zabiera doświadczenie życia, czas i przeżycie.
Ten egzystencjalny zabieg jest też jakimś symbolicznym, melancholijnym hołdem złożonym poezji, która staje się jedyną możliwością ludzkiego przetrwania w świecie.

Kategoria: Bez kategorii | 11 komentarzy »

Ilionowski, Rewolucja V

17 października, 2008 by

Nie zapytałeś, ale w wierszach idzie mi o siebie
samego, bez zaimków, bez formy, bez ja bez znaczenia
bo niby po co? na to pytanie nie ma odpowiedzi, tu się nic nie zmienia

panowie, patrzcie, panie też, oto ja! Jestem symbolem

wśród gawiedzi – poruszenie, w międzyczasie rzeczę:
resurectio, łacinskie wskrzeszenie! Nie, nie! Tu nie.
O mnie zapomnij na chwilę, dwie chwile. Jestem krokodylem
czy mógłbyś to sobie wyobrazić? A teraz patrz pod nogi.

Na lakierkach kurz, na murze też i jeż, też nie mam się dobrze
a przecież jeż, i bóbr ma się dobrze. Jak ci jest bobrze?
Żeremie. Zeżre mnie i co ja na to? Dobrze! Pa, bobrze, patrz:

widź że rewolucja bez ofiar nie ma żadnego znaczenia.
Wiec za wiecem i wiec. Wiec, perora i wiec i tło
obora. I wiedz, że to jaka jesteś jest już bez znaczenia.

teraz-jestes-naprawde-ladna.jpg

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

« Wstecz