człowiek sokratejski

25 września, 2007 by

Oto on! Oto człowiek sokratejski.
sokartes.jpg

Obserwujący. W samym środku miasta, w samym środku dnia. Jednak sam. Jest całkowicie nongratejski wśród teraźniejszych ludzi, dla których istnieje tylko czas przyszły. Z bagażem wspomnień i doświadczeń, z prawie przeżytym życiem dokładnie wysysa każdą sekundę teraźniejszości z wrażeń. Ta niewielka ilość czasu przyszłego to, co jest codziennością ludzi teraźniejszych, jest dla niego z wolna sączoną cykutą. Małymi dawkami, łyk po łyku. Byle nie na raz, byle nie zamknąć oczu zbyt wcześnie. Żeby zdążyć jeszcze pożyć.

W twarz wtarta historia indywidualna. Może ciekawa, może zwykła. Na twarzy widać jednak dumę, pewną mądrość i brak pokory. Jedna twarz przeciwko wszystkim przeciwko panu w garniturze z laptopem w ręku; przeciwko pani w nienagannie wyprasowanej garsonce ze skórzaną, lakierowaną aktówką na ramieniu przeciwko tym wszystkim, którzy naprędce zmierzają tylko do przodu, bez chwili na refleksję. On ich widzi. Ma teraz czas by obserwować. Tylko ma go za mało.

Po jego prawej stronie tłum, po lewej także. Tłum idzie w swoim kierunku byle naprzód, byle nie zauważać zdarzeń minionych. Jest tylko teraz i to, co będzie jako utopia: ma być lepiej! On pośrodku całkowicie zatrzymany: constans życia.
sokrates2.jpg

Autofocus go ignoruje ostrość: pani z telefonem komórkowym, pani w biegu.

Czy był taki sam jak ci ludzie? Nie wiem. Ale jedno jest pewne, na starość każdy ma czas by choćby na kilka chwil stać się człowiekiem, by stać się człowiekiem sokratejskim, całkowicie nongratejskim wśród teraźniejszych ludzi.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

człowiek rodinowski

21 września, 2007 by

Ot on! Oto myśliciel zielonogórski!
mysliciel-1.jpg

Mikrokosmos refleksji: cały świat w sobie.
Podobnie jak brat jego człowiek jądrowy i on jest znikomy. Niewidoczny nawet gdy myśli o rzeczach najważniejszych: o tym, co się stanie za sekundę, za minutę, za godzinę.
Rodinowska postać, jednak lepsza niż brązowa statua, bo żywa chcę żeby oddychał.
Żyje bez polityki, bez nikogo ale jednak go widzę. On ma skrzydła. Białe skrzydła, które go strzegą, które dodają mu każdego dnia sił do życia. Żyje z dnia na dzień, każda milisekunda to dla niego wieczność, a wieczność to milisekunda – żyje bez czasu, poza nim: jest wieczny.

O czym myśli?

mysliciel-2.jpg

Czy myśli o sobie, o życiu? Czy może myśli o wszystkim?
Jest myślicielem uniwersalnym. Spełnieniem odwiecznych pragnień wszystkich filozofów. Oddalony od świata, by uzyskać konieczny dystans już nawet na niego nie patrzy. Zamknął się w swojej ślimaczej skorupie, stając się solipsystycznym epicentrum, które tylko myśli. Bez krztyny życia, w bezruchu w fosyllicznej pozie, która czytelna staje się dopiero poprzez odniesienie do kontekstu kulturowego: do rodinowskigo konstruktu.

Jak jego brat człowiek jądrowy i on ma w sobie coś z bricoleura. Plastykowa reklamówka, ze wszystkim, co mu potrzebne, ze wszystkim, co podręczne i poręczne jest wszystkim, co ma. Jest jego skarbem, który zazdrośnie strzeże. To jego jedyny łącznik z tym, co rzeczywiste, z tym, co dookoła. Komplet rzeczy, który pochodzi ze obojętnego dla niego świata rzeczy, a który należy tylko do niego: jest jego własnością. Torba ze sztucznego tworzywa wkomponowana w zamyśloną sylwetkę: heglowska dialektyka Ja i nie-Ja, przy czym właśnie owo nie-Ja najlepiej określa jego, jako Ja. To bowiem, co w reklamówce najlepiej pozwala określić jego samego, jego miejsce w świecie, jego status.

Ma ranę na głowie, którą opatrzył brudnym opatrunkiem. Ja to widzę, ja go widzę jednak nic o nim nie wiem.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Człowiek jądrowy

20 września, 2007 by

W każdym człowieku jest jakaś tajemnica. Nie chodzi tu o naiwny sekret stworzenia, czy misterium śmierci. Tajemnica tkwi w samym życiu, jako życiu. Każdy wybiera sobie swoje przeznaczenie, swoją własną drogę. Większość ma to szczęście, że żyje w świecie z ludźmi. Niektórzy, jak moi bohaterowie żyją sami wśród ludzi, w rzeczywistości rzeczy, jednak bez rzeczy i bez żadnego człowieka u swojego boku. Każdy z nich recytuje:

droga w lewo, droga w prawo
dokąd mnie prowadzisz drogo?

kroki dwa, kroki trzy
jestem sam, gdzie jesteś ty?

dzień po dniu, noc po nocy

jestem sam, tara ram, tara ram

Oto człowiek niezauważalny człowiek znikomy. Człowiek, który pojawia się tylko, gdy staje na mojej drodze, ze wszystkim, co ma.
Oto on:
pan-x2.jpg

Zawsze ubrany niechlujnie, zawsze śmierdzący, zawsze proszący. Jest w nim coś z dziada proszalnego z klasycznej dostojewszczyzny, jest w nim coś z tego, czego sam się boję: jest w nim samotność. Jest to bowiem człowiek jądrowy, który ma tylko swoje życie wewnętrzne, uwolniony od zewnętrznych zasad działania. Tak oddalony od świata, że ten go ignoruje, pozostawiając go samego na drodze. Jest jednak w nim także coś z bricoleura. W starych reklamówkach ma wszystko, czego potrzebuje. Całą swoja kolekcję rzeczy najcenniejsze. To ma zawsze pod ręką.
Kolejna przepaść: między firmowymi znakami reklamowymi, na torbach a nim samym. Cywilizacja, konsumpcja przeciw romantycznemu i tragicznemu odsocjalizowaniu. Dialektyka sein i sollen tego, co jest a tego jak powinno być.

Jak ma na imię? nie wiem. Kiedy się urodził? nie wiem. Czy ma gdzie mieszkać? tego też nie wiem. Nie wiem także, czy jest najedzony, czy głodny. Ale wiem, że za dwa papierosy zgodził się sfotografować.
Widziałem go w obiektywie. Oglądam go teraz na zdjęciu.
pan-x.jpg

Oczy smutne, oczy uciekające. Rezygnacja ale jednak jeszcze trochę wiary trochę nadziei, że świat się o niego upomni. Czyste przecież ubranie, zapięta bluza a pod nią koszulka z poprawnie ułożonym kołnierzykiem.
Jednak jest w nim tyle z oddalenia, tyle nierzeczywistości, która jako rzeczywistość przeraża, że zepchnięty został do sfery nieistnienia. Wszyscy się go boją. Ja jednak mam dla niego dużo czasu ja go widzę.

Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »

Feyerabend po polsku – czyli anything goes i wyjątkowa sytuacja polityczna

19 września, 2007 by

Nowe wybory, to nowa konstelacja sceny politycznej. Zmienią się akcenty władzy. Jedna partia straci swoje wpływy, inna zyska i być może będzie tak, że społeczeństwu zaoszczędzony zostanie obraz politycznego cyrku pt. koalicja egzotyczna”.

Obywatele, świadomi swoich preferencji politycznych, udadzą się do lokali wyborczych, zagłosują, wrócą do swoich domów i będą czekali na obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej. Innymi słowy: stanie się tak, jak to się zwykle dzieje w normalnym porządku politycznym.

Przez normalny porządek polityczny, rozumiem taki stan, w którym decyzje polityczne mają charakter wysoce przewidywalny. Innymi słowy: zarówno eksperci jak i społeczeństwo nie są zaskakiwani decyzjami władzy. Po drugie: w normalnym porządku politycznym społeczeństwo identyfikuje się z władzą, w tym sensie, że udziela jej wsparcia, a każdy protest danej grupy społecznej manifestowany w strajkach jest uwzględniany przez rządzących i rozwiązywany. Po trzecie: w normalnym porządku politycznym, wszelki dyskurs polityczny prowadzony jest wg najwyższych standardów kultury języka. Po trzecie: w normalnym porządku politycznym nie istnieje wróg polityczny, ale opozycja polityczna. Pojęcie wroga zakłada konieczność walki, w której nie ma miejsca w sytuacji normalnej. Kategoria opozycji politycznej, w odróżnieniu od kategorii wroga, implikuje pojęcie sporu politycznego, w którym nie ma ofiar, ale osiąganie kompromisów w kwestii dobra publicznego. Po czwarte: w normalnej sytuacji politycznej rozwiązywane są normalne problemy o charakterze politycznym. To znaczy, dyskutuje się o kształcie budżetu, o kwestiach gospodarczych, społecznych, rezygnując jednocześnie z dyskusji o charakterze ideologicznym, gdyż owe nie mają wpływu na ulepszenie stanu faktycznego. Ostatnią i najważniejszą cechą, charakteryzującą normalny porządek polityczny, jest powszechne obowiązywanie norm prawnych, zwłaszcza przepisów ustawy zasadniczej. Gdy tak się nie dzieje, pojawia się tzw. sytuacja stanu wyjątkowego.

Zbliżające się nowe wybory wiążą się przynajmniej teoretycznie z wyłonieniem nowej jakości władzy – tak to przynajmniej się dzieje. I tu pojawia się pewna wątpliwość. Sytuacja, w której się one odbędą, oraz przyczyna ich szybszego rozpisania nie ma nic wspólnego z opisanym powyżej normalnym porządkiem politycznym.

Rząd braci Kaczyńskich ma jedną, ważną cechę: jest przewrotem kopernikańskim jeżeli chodzi o postrzeganie roli i zadań władzy w polskim systemie demokratycznym po roku 1989. Tylko najwięksi optymiści mogą mieć złudzenia, że obalenie tego rządu pozwoli powrócić do sytuacji np. rządów SLD, w której opinię publiczną szokowały ujawniane w spektaklu medialnym tajniki afery Rywina. Kiedy dziś sobie pomyślę, że tak bardzo bulwersowało mnie to, że za kilkanaście milionów dolarów ktoś chciał kupić ustawę sejmową, to ogarnia mnie śmiech. To, co wywołało mój najgłębszy wewnętrzny protest wówczas, dziś okazuje się zaledwie błahostką. Bracia Kaczyńscy w koalicji egzotycznej udowodnili, że nie tylko są w stanie przebić jakościowo rywinowską aferę, ale także pójść dalej wprowadzając całkowite zdziczenie w sferze polityki. Jeszcze przed wyborami wykończono Platformę Obywatelską tzw. dziadkiem z Wehrmachtu” i aferą bilbordową. Następnie wprowadzono chaos w środowiskach inteligencji ujawniając kolejnych agentów bezpieki z okresu PRL. Potem zabrano się za dziennikarzy. W międzyczasie opanowana została władza sądownicza. Kaczyńscy z premedytacją ignorowali wszelkie głosy niezadowolenia społecznego. Przeciwko pielęgniarkom wyprowadzono oddziały prewencji. Co się zaś tyczy dyskursu politycznego, to i tu pojawiła się nowa jakość. Kiedy wicemarszałek sejmu IV kadencji, Józef Zych, powiedział przy włączonym mikrofonie podczas posiedzenia plenarnego sejmu: Kurwa, stary, załatw to jakoś” było mu potem głupio. Zasłonił szybko dłonią mikrofon i rozglądał się, czy przypadkiem nikt tego nie usłyszał. Kaczyńscy opowiadając o wykształciuchach, chamach i warchołach starają się, by ich wszyscy słyszeli.

Gdy dzisiaj przypomnę sobie stenogram z nagrań, który był dowodem w aferze Rywina, to także się śmieję. W Polsce Kaczyńskich było już nawet nagranie wideo. Oto posłanka Samoobrony, zmienia się w legendarną Wandę, która chroni kraj przed kupczeniem stanowiskami w sejmie. Nagranie, o którym mowa emitowały wszystkie stacje telewizyjne, także niektóre Europejskie. Ale oczywiście, dla dobra koalicji, nic w tej sprawie nie zrobiono. Oczywiście nagrywają wszyscy, kto może i na czym może. W budynku sejmu prawdopodobnie filię otworzyła sieć Media Markt i sprzedaje dyktafony cyfrowe z mikrofonami kierunkowymi. Ziobro nagrywa Leppera, Lepper nagrywa piszczące panie w biurze poselskim, panie nagrywają sapiących panów posłów. Poseł nagrywa posła. Gudzowaty nagrywa Oleksego – na dodatek przy wódce (co za upadek polskiej kultury picia!). Mama nagrywa syna, syn brata, a brat tatę i babcię.

Dzisiejszej sceny politycznej pod banderą braci Kaczyńskich nie można z niczym porównać – to wyjątkowa sytuacja polityczna. Nieustannie dynamiczna i nieprzewidywalna. Jednocześnie niczym już nie zaskakuje. W wyjątkowym porządku politycznym działa zasada: anything goes, a ta wyklucza poza nawias polityki zasady: uczciwości, przyzwoitości itp., co każdy obserwator sceny politycznej zapewne zdążył zauważyć. To tak jak w cyrku: wiemy, że klown zrobi jakiś dowcipny numer – i to już nas nie zaskakuje. Jedyne, co robimy, to klaszczemy i się śmiejemy. Kaczyńscy udowodnili, że wszystko wolno a komentarze publicystów ograniczają się tylko do recenzji z kolejnych przedstawień i sztuczek.

Sytuacja wyjątkowego stanu politycznego ma to do siebie, że jest kusząca dla kolejnych ekip rządzących. To tak, jak gdyby ktoś odkrył, że nie istnieje piekło i można bezkarnie łamać przykazania dekalogu. Po co żyć uczciwie, skoro przy pomocy denuncjacji i innych sztuczek można tak łatwo osiągać zamierzone korzyści? Trudno oczekiwać od przyszłych składów sejmowych, od kolejnych rządów ascetycznego samoograniczenia – powrotu do sytuacji normalnej. Jak mawiał mistrz Joda ze Star Wars: ciemna strona mocy kusząca jest”, dlatego nikt nie powinien mieć złudzeń, że kolejne wybory coś zmienią. Poza tym, o czym należy mówić głośno, nowe wybory w sytuacji wyjątkowego stanu politycznego, są wyborami negatywnymi. To znaczy, obywatele nie głosują za” ale przeciw” kandydatowi i ugrupowaniu, które ów reprezentuje. Co to za wybór, w którym wybieram mniejsze zło? To tak, jakby skazańcowi kazano decydować: kula w łeb czy szubienica?

Wyjątkowa sytuacja polityczna skazuje społeczeństwo na bezdomność polityczną.

Kategoria: Bez kategorii | 2 komentarze »

Smentarz dla zwierzaków II

18 września, 2007 by

To był fatalny dzień. Nad małą miejscowością nieopodal Zielonej Góry zebrały się ciemne chmury. Siła wiatru zaczęła stopniowo narastać, by wreszcie zmienić się w nawałnicę huraganową. Nad cmentarzem niebo było jakby ciemniejsze, a huragan szalał bardziej zaciekle. Być może było to złudzenie. Na tym starym, poniemieckim cmentarzu, na którym znajdują się jeszcze dziewiętnastowieczne groby i pomniki, stoją stare drzewa. To może szum liści wzmagał subiektywne odczucie, że właśnie nad poświeconą ziemią zebrały się na raz mroczne żywioły. Na dodatek zaczęło padać chociaż słowo padać jest raczej eufemizmem w tej sytuacji. Lało jak z cebra. Deszcz pomieszany z gradem. Sam stałem zaś na zadaszonym tarasie i obserwowałem całe to, nietypowe o tej porze roku, zjawisko atmosferyczne.
– To jest dobra pogoda dla samobójców pomyślałem.
Kiedy boczna droga, ta która oddziela mój dom od cmentarza, zmieniła się w rzeczkę a następnie w rwący strumień i woda zaczęła wdzierać się na podwórko, żeby zapobiec zalaniu ubrałem kurtkę przeciwdeszczową, wziąłem łopatę i poszedłem wykopać rów, aby skierować wodę jak najdalej od płotu.
– Bohaterzy zawsze w filmach działają w pojedynkę i palą papierosa powiedziałem pod nosem. Nie to, żeby ktoś to usłyszał, ale żeby było ciekawiej. Zapaliłem papierosa i wyszedłem z łopatą na drogę. Nie napaliłem się zresztą długo, ponieważ fajka po trzecim machu rozpadła się w mokrych palcach.
– Ja pierdolę! Kurwa mać! zacytowałem Adasia Miauczyńskiego i zacząłem kopać rów.
Nagle za plecami usłyszałem jakiś łomot. To zawalił się fragment starego muru pruskiego, którym jest ogrodzona część cmentarza. Gruby na niemalże metr mur z kamieni, budowany za pomocą gliny, tynkowany zaprawą wapienną, po której zostały tylko resztki dzieło dawnych rzemieślników, po kilkuset latach niezmiennego trwania, teraz uległ pod naporem żywiołu.
– Ocieplenie klimatu, to faktycznie nie przelewki pomyślałem. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej nawałnicy. Ów mur także nie, skoro doczekał do moich trzydziestych urodzin w całości i dopiero w 2007 r., padł. Oto prawdziwa ironia kilkusetletnie zabytki niszczeją, bo ludzie od kilkudziesięciu lat używają lodówek z freonem. Nowe przedmioty użytku zabijają stare, zazdrosne o swój status. Lodówek w przeciwieństwie do biedermaierowskich mebli z białej brzozy czy czereśni – nikt przecież nie kolekcjonuje. Z tego powodu te się mszczą.
Ale koniec tej teorii spisku rzeczy martwych przeciw rzeczom martwym. Finał jest taki: kawał muru się rozpadł. Co w tym przypadku powinno się stać? Oczywiście dalszy ciąg historii Smentarza dla zwierzaków powinien być taki:
– Miejscowy konserwator zabytków ocenia straty i wraz z architektem projektuje rekonstrukcję zabytkowego muru.
– Ogłoszony zostaje przetarg ze specyfikacją materiałową i wykonawczą.
– Środki na renowacje tego muru refundowane są w części przez Unię Europejską.
– Ktoś wygrywa przetarg, ten sam ktoś odbudowuje mur i tenże ktoś odbiera wynagrodzenie.
Innymi słowy: wszystko odbywa się tak, jak w małej miejscowości we wschodnich Niemczech, w Eilenburgu koło Lipska. Tam został zrekonstruowany mur całego cmentarza: eilenburg.JPG
eilenburg2.JPG
eilenburg3.JPG

Stało się jednak inaczej.

Któregoś dnia przyjechała gminna grupa interwencyjna. Załadowali kamienie na przyczepę i wywieźli je gdzieś. Minęło trochę czasu i ta sama grupa interwencyjna w składzie dwuosobowym znowu przyjechała. Założyli szalunek z dech na dziurę i zalali ją betonem.
Tak oto wygląda renowacja zabytków po polsku:
smentarz2.JPG
smentarz5.JPG
smentarz4.JPG

Jedyną zaletą tego rozwiązania jest to, że tej betonowej ściany nie zburzy żaden huragan, nie przebije pocisk artyleryjski, ani głowica balistyczna średniego zasięgu.

Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »

O pewnym wierszu z sieci (III)

17 września, 2007 by

Autor: grizli piurek

memento mori

przed rokiem napisałem:
„popatrz mgła ścieli liście
już grzeje jeż dziewuszkę
słodką jakby jeść kiście
winogron albo gruszkę”

dziś pod gęstwiną jeżyn
już nieżywy jeż leży
zgraja much znosi jaja
materia cuchnie, duch nie

nie wiem co mną porusza
jeża czy moja dusza

(publikacja: http://www.rynsztok.pl/index.php/warsztat/action/list/frmAThreadID/3364/)

Rozpowiadam wszędzie, gdzie tylko mogę, i przy każdej nadarzającej się po temu okazji, że w wierszach uwodzi mnie przede wszystkim treść, że wiersz ma do mnie mówić a nie gadać. Owo heideggerowskie rozróżnienie na Rede i Gerede zaprzęgam każdorazowo, jako kryterium, do lektury wszelkiej zwłaszcza, gdy zabieram się za czytanie poezji. Tak oczywiście wymagam od poezji! Wymagam najwięcej, bo chcę żeby do mnie mówiła, chcę zawsze z nią rozmawiać i nie nużyć się tą rozmową lub, co gorsze: nie być tylko jedną, monologiczną stroną tej potencjalnej rozmowy.
I właśnie oto kolejny wiersz wiersz z tych mówiących wiersz memento mori, napisany przez autora o pseudonimie grizli piurek. Po pierwszej lekturze uderzyła mnie niebywała prostota tekstu, pewna jego dziecięca naiwność, opis martwego jeża w jeżynie. To mnie zaintrygowało właśnie, gdyż takie dziecięce perspektywy, pozbawione kulturowej socjalizacji a co się z tym wiąże: odarte ze zbędnych poetyckich udziwnień, są moim zdaniem najciekawsze. Nie oznacza to jednak, że skłaniam się ku dadaistycznej papce, że przedmiotowy tekst taką papką jest. Przeciwnie. Autor wprowadza tu określoną perspektywę historyczną, która służy mu do finalnej rozprawy z tym, co określa się mianem istoty człowieka. Czas przeszły, zawarty w pierwszej strofie, to opis jeża sprzed roku. Ciekawy jest tu zabieg wprowadzenia owego horyzontu czasowego. Nie jest on naturalnym składnikiem tekstu. Podmiot liryczny jest w pierwszej strofie samym Autorem, który: przed rokiem napisał i tu cytat z wcześniejszego wiersza Autora: „popatrz mgła ścieli liście / już grzeje jeż dziewuszkę / słodką jakby jeść kiście / winogron albo gruszkę”. Dzięki temu prostemu i arcyciekawemu zabiegowi Autor osiągnął niezbędną dla wszelkich rozpraw o charakterze eschatologicznym (a ten tekst taką jest, na co wskazuje sam tytuł) perspektywę czasową: między początkiem a końcem, między tym co przeszłe, co teraźniejsze, a tym, co ostateczne.
Erotyczna, leśmianowska sielanka pierwszej strofy – opis czasu przeszłego kończy się właśnie w czasie teraźniejszym: dziś pod gęstwiną jeżyn / już nieżywy jeż leży.
W drugiej strofie wyraźny jest kartezjański dualizm psychofizyczny. Wyraziście, za pomocą turpistycznych środków wyrazu Autor przedstawia trupa jeża, toczonego przez robaki, nad którym krążą muchy zwabione fetorem rozkładającej się padliny. I w tym samym momencie, baudelaireowska padlina przeciwstawiona została temu, co jest spiritus movens, co jest vis animalis: anima. Rozkładająca się, cuchnąca materia przeciw duchowi, który nie cuchnie, nie rozkłada się. Ale gdzie tu ta eschatologia tytułowa? Otóż Autor już w drugiej strofie dokonuje rozrachunku ze śmiertelnością i tym, co nieśmiertelne, tym, co pozostanie po gnijącym ciele. Lecz największym osiągnięciem tekstu jest przesunięcie akcentu w rozprawie z duchowością w ostatnim dwuwersie: nie wiem co mną porusza / jeż czy moja dusza. W oryginalnym zapisie rzeczownik jeż występuje w dopełniaczu. Uważam albo przynajmniej chcę uważać, że jest błąd literowy. W tym przypadku konieczny jest mianownik (w tym miejscu chciałbym zachęcić Autora do korekty). Ten dwuwers jest starszy niż naiwna chrześcijańska eschatologia, starszy niż problem ducha i materii to początek problemu ducha i materii. To bezpośrednie nawiązanie do Stagiryty i jego definiowania istnienia, jako bycia poruszanym. W skrócie Stagiryta twierdził: coś istnieje, ponieważ jest poruszane przez istotę doskonalszą. I właśnie w tym dwuwersie podmiot liryczny stawia się przed dylematem: nie wiem co mną porusza / jeż czy moja dusza. Właśnie przez tą alternatywę: jeż czy dusza jest przyczyną sprawczą mojego istnienia, Autor dokonał prawdziwego i oryginalnego rozrachunku z tym, co ostateczne. Okazuje się, że to nie prawdy wieczne, objawione prawdy boskie, wraz z rajem, piekłem, wraz z dekalogiem, ale być może zjawisko śmierci nawet, gdy to jest śmierć przyziemna, śmierć małego stworzenia, czynią ze mnie człowieka, sprawiają, że jestem kim jestem. Takie spostrzeżenie, prowadzi do refleksji o końcu, na którym nic nie ma, oprócz samego końca. Jaki ciekawy byłby świat, gdyby to właśnie samo wyobrażenie śmierci, było siłą życia.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »