Solistki i Gadające Gęby (opowiadanie fantasy)

18 września, 2009 by

.

Pewnego razu, w pewnym świecie równoległym przeprowadzono eksperyment. Wybrano kilka poetek i zamknięto je na 25 lat w jednym pomieszczeniu. Kiedy czas badania minął kobiety zostały wypuszczone. O dziwo, zamiast rozejść się każda w swoją stronę, panie usiadły na pierwszej napotkanej ławce i dokończyły rozmowę. Oto zachowana relacja.

Zofia Bałdyga, spoglądając na zadumane koleżanki, które podobnie jak ona zdawały sobie sprawę, że to już koniec wspólnego życia, wspólnych miesiączek, radosnego i twórczego istnienia w odizolowaniu na powierzchni dwudziestu metrów kwadratowych, rzekła z nostalgią w głosie:

Niby razem, a jednak po długich rozmowach
trudno uchwycić się nawzajem. Role,
złożone na ręce służby szkicują się same.
Malarz. Skrzypaczka. Szwagierka.

[balkon]

Niektóre z dziewczyn się popłakały. Niektóre starały się powstrzymać łzy. Walcząc z nienośnym ściskiem gardła na wysokości przełyku, pociągając nosem wiedziały, że gdyby były same tak jak jeszcze kilka chwil wcześniej wspólnie ryczałyby jak bobry. Koleżanka Zosia wyraziła to, co wszystkie odczuwały: że 25 lat to stanowczo za mało, by się poznać, „się uchwycić nawzajem”.

Samantha Kitsch wykazała się największym opanowaniem. Od dziecka rodzice wpajali jej zasady realizmu. Mawiali: bierz to, co ci życie przyniesie bo lepszy wróbel na dachu niż rydz w garści. Starając się uspokoić koleżanki, których zachowanie budziło coraz większe zdziwienie przechodniów i jednocześnie nawiązać w jakiś sposób do perory koleżanki rzekła:

Dwie zebry na zarośniętym pastwisku rumianków i pokrzyw.
Tęcza.

Okolicę objęła strefa zamieci, poza widnokrąg.
Szczelnie oblepione stalagmity drzew
sięgnęły nieba.
Idąc po chrust, byłem jedynym ruchomym
punktem, aż błyskawica roziskrzyła złoża lawy i kry spłynęły.

[odludzie]

Koleżanki spojrzały po sobie, starając się w zapuchniętych od płaczu oczach odnaleźć choćby najmniejszą wskazówkę, która pozwoliłaby odgadnąć sens słów: „Idąc po chrust, byłem jedynym ruchomym punktem, aż błyskawica roziskrzyła złoża lawy i kry spłynęły”. Nic nie przychodziło im do głowy, kompletna pustka, zero absolutne – czyli stan umysłu, który towarzyszył zebranym paniom od zawsze. I zapewne zastanawiałyby się aż do śmierci, gdyby nie Marzanna Kielar, która postanowiła ratować sytuację. Zastosowała jedyną sobie znaną – dogadać należy, że skuteczną – metodę przerwania krępującej ciszy. Zmieniła temat na: serduszka, miłość i kochanie. Lekko rozleniwionym tonem, z nieudawaną lekkością powiedziała:

Księżyc rysuje taflę wąskim ostrzem łyżwy.
Czas rozłamuje się jak ciosany kamień, wzdłuż kruchej
jasnej żyły
tamtej miłości.

[***]

„”Uffff, nareszcie o coś o miłości!” – pomyślały panie a zrobiły to na tyle głośno, by nie tylko wewnętrznie odczuć ale po raz pierwszy w życiu usłyszeć wspólny, wrodzony im wrażliwy na piękno głos wewnętrzny, który w tej chwili siłą i natężeniem dorównywał okrzykom strajkujących stoczniowców w Warszawie. Wydaje się to nieprawdopodobne, by suma pomyślanych w tej samej chwili myśli zmieniła się w falę dźwięku. Jednak nie wolno nie doceniać tego rodzaju myślenia. Zgodnie z ogólnie przyjętą definicją, nota bene autorstwa także osobnika rodzaju żeńskiego – Ewy Sonnenberg – kobieta jest organizmem wyjątkowym:

Miała lekkie jak piórko serce
delikatny podmuch wiatru mógł ją zabić
czasami nawet czyjeś westchnienie
umiała czytać z kącików ust i z kształtu małego paznokcia
każde słowo które usłyszała ważyła długo w sobie

[wrażliwość]

Podobną wizję kobiety znajdujemy u innego klasyka gatunku. Marta Podgórnik pisze:

Jej kruche, drobne serce
szwankowało od jakiegoś czasu. Lata wcześniej, kiedy jej smutne
i nudne życie starej panny z nałogami miało jeszcze sens, była zwinną
łączniczką, rączą łanią wśród okopów śródmieścia. Nigdy się nie
skarżyła. Ani też nie kryła się z niczym specjalnie. Lubiła z nimi
jeździć samochodem, lubiła z nimi jeździć pociągiem, uwielbiała
wręcz z nimi śmigać autobusem. Tramwaj trochę ją przerażał.

[Lido Dream]

Istota kobiety jako fenomenu nie redukuje się do różnicy między wagą pióra (lub: „kruchym, drobnym”) a 340. gramami – średnią wagą serca dorosłego człowieka. Znaczenia nie ma także zabójcza dla tego organu prędkość „lekkiego podmuchu wiatru” wyrażana w kilometrach na sekundę ani unikalna umiejętność „czytania z kącików ust” (niektórzy agenci CIA potrafią czytać z ruchu warg, ale techniki czytania z kącików ust jeszcze nie znają w Langley). Dla każdej kobiety liczy się tylko jedno. Jest to tak precyzyjnie przecież zwerbalizowane przez Ewę Sonnenberg geometryczne piękno: „kształtu małego paznokcia” oraz wrodzony wszystkim paniom strach przed tramwajami.

Wracając do pogawędki, która na szczęście dla zebranych ewoluowała w filozoficzny dyskurs o miłości.

Panie często brały się za literackie bary, konkurując w dziedzinie najwymyślniejszych opisów uczucia towarzyszącego wzmożonej perystaltyce jelit zwanej popularnie: motylkami w brzuchu.

Tematy lunarne, tak pospolite w kobiecych rozmowach o naturze miłości zawierają ukryty sens. Motyw „księżyca” zawsze kojarzony jest z pewną tajemnicą, z niespełnioną miłością Selene do pogrążonego w wiecznym śnie Endymiona. Dlatego kiedy koleżanka Kielar wspomniała o księżycu, który „rysuje taflę wąskim ostrzem łyżwy” stało się to, co zawsze działo się w takich sytuacjach. (Tutaj analogia do dynamiki wieców komunistycznych z początku minionego stulecia jest jak najbardziej uprawniona. Kiedy któryś z mówców zawołał z mównicy: „przecz z panami!” natychmiast wyzwalały się niemożliwe do opanowania kolejne figury retoryczne. Tłum żądał: „śmierć panom!”, „precz z własnością prywatną”, „bij w nich”.) Zebrane panie zaczęły się prześcigać w pomysłach. Zaczęła Aneta Kamińska. Dlaczego ona? Dlatego, że jej imię zaczyna się na A. Wstała z miejsca, tak by ją wszystkie towarzyszki dobrze widziały, obciągnęła bluzeczkę, pogładziła zmarszczki na kiecce i wyrecytowała z pamięci:

on
przynosi miłość w
dłoniach w
ustach w ramionach ma tyle
ciepłych
miejsc w swoim
głosie w swoich myślach w swoim
szaliku dla
niej
nie dla
mnie

[***]

Aneta jeszcze nie zdążyła wrócić na swoje miejsce, gdy rozpalone słowami o miłości przynoszonej w ustach i ramionach, słuchaczki zaczęły się prześcigać, która wymyśli coś równie ujmującego. Magda Kamoń wykorzystała siłę bicepsów oraz techniki odgapione od samego Chucka Norrisa. Kiedy ogłosiła swoje stanowisko w sprawie miłości:

ludzi niszczy się stopniowo każdym zdjętym
z nich zdjęciem odbitym na ścianie cieniem
tarciem ciała o miłość potem szklane korale
zamieniłam na ptaka

[palacze tytoniu umierają młodziej]

wszyscy wiedzieli, że szlag trafił kolejność alfabetyczną – na co oczywiście zebrane panie czekały z niecierpliwością. Żadna ani przez sekundę nie zastanowiła się nad znaczeniem: „tarcia ciała o miłość” – to nie było ważne. Istotnym było tylko to, że rzeczownik miłość w tym przypadku wystąpił w bardziej egzotycznej komitywie lingwistycznej niż to przedstawiła poprzedniczka. Po krótkim, wspólnym:

– Uaaaaaaaaa!

wyrażającym zachwyt i uznanie dla talentu kobieciny, panie starały się jedna przez drugą włączyć do dyskusji. Niezawodna w każdej sytuacji Marzanna Kielar i teraz pokazała co potrafi. Bez wysiłku stworzyła taką oto perełkę:

Na swoich nagich brzegach morze – w szronie gwiazd –
jak zapomniana, boska część nas samych
powtarzało, bezsenne: miłość,
miłość.

[***]

Kamila Janiak próbowała nawet totalnego rozczulenia. Jakaś demoniczna żądza widoku zapłakanych twarzy, której Kamila dzielnie stawiała czoła, gdy ta się pojawiała i tym razem odniosła zwycięstwo nad dobrą częścią duszy poetki. Uważnie studiując twarze zbitych w gromadkę samic, jakby spodziewając się reakcji, wyznała lakonicznie:

serce mam miękkie i gumowe

[wiersz o róży z filipowic]

Sześć sekund grobowej ciszy i nagle hekatombiczny ryk – odgłos, z którym może się równać tylko skondensowany jęk mordowanych dzieci, ich matek i ojców w hitlerowskich obozach zagłady. Owłosienie rwane kępami z głów, spod pach, z klatek piersiowych wypełniło powietrze. Nie sposób było oddychać. I gdyby nie Iza Smolarek i jej instynkt samozachowawczy panie marnie by skończyły. Nauka bowiem dostarcza nieskończonej liczby dowodów na to, że ludzie bez tlenu żyć nie mogą.
Iza, powstrzymując łzy i drżenie głosu powiedziała:

miłość
szura teraz po domu uparcie dziwiąc się intensywności zapachu
ciętych
kwiatów

[Spokojny jesienny pan, czyli apokaliptyka wieczorków tanecznych]

Tego było trzeba. Wyobrażenie domowego ogniska, ciepła wełnianych papuci, kwiatków w wazonie zadziałało jak potrójna dawka relanium. Panie zaczęły szeptać: miłość, ach, miłość, miłość, miłość i jeszcze raz miłość. Panie wzdychały na tyle długo, by pogrążyć się w rodzaju hipnotycznego transu. Znalazły się w świecie marzeń, w którym wszystko z miłości powstaje, do miłości powraca a kiedy trwa jest najczystszą formą kochania.

Świat rzeczy pomału zaczął tracić ostrość. Rozmywał się przykrywany kolejnymi warstwami miłosnych marzeń i pragnień. Odurzonym paniom groził upadek na samo dno najromantyczniejszego z romantycznych miłosnych den, z którego powrót do świata żywych nie jest możliwy. Zresztą jedna z nich – najbardziej wrażliwa, czuła i uduchowiona Monika Mosiewicz – już przepadała. Przestępując z nóżki na nóżkę powtarzała:

Jestem papugą drepczącą na drążku,
powtarzającą: miłość! miłość! miłość!

[nie chcę]

Inne panie były o krok od podobnej metamorfozy. Z pewnością ławka, na której przysiadły niewiasty zmieniłaby się w grzędę, gdyby nie jedno proste pytanie, które zadała Anna Piwkowska:

Jaka jest miłość dla człowieka
bliższa, niż ta łącząca ciała?

[piosenka]

Rzuciwszy naprędce trzy możliwe odpowiedzi:

A)
Miłość jak czarny węgiel,
jak stal, jak ołów srebrem
powleczony. Gwałtowna lawina kamieni.

[z ikony]
B)
Oglądamy razem obraz.
Z mrocznego tła
dopiero po chwili wyławiamy zarys stołu
i ich dwoje przy lampie.
Po lewej stronie
drewniana figurka Świętego Jerzego,
który zabił smoka.
Tak właśnie będąc dzieckiem
wyobrażałam sobie miłość.

[„…Wiedeńska”]

C)

Jednak moja miłość jest odważna jak francuski lotnik,
który pierwszy pokonał drogą powietrzną kanał La Manche
i przestrzeń wokół mnie już nie istnieje.

[zazdrość]

Oczekiwała podobnej reakcji koleżanek. Zauważyć należy, że pytanie Piwkowskiej wcale nie jest błahe. Otóż forma interrogatywna wywołuje określą reakcję wewnętrzną. Znak zapytania wykryty w tonie głosu, zidentyfikowany jako znak zmusza umysł do produkcji odpowiedzi, co samo w sobie jest procesem racjonalnym – nawet, gdy wymyślona odpowiedź będzie najgłupszą z możliwych. Zawsze odpowiedź będzie odpowiedzią na pytanie.

Tak też się stało w tym przypadku. Usłyszawszy charakterystyczne dla wypowiadanego pytania zawieszenie głosu, poetki stopniowo zaczęły wybudzać się z letargu. Wszystkie, za wyjątkiem tej najbardziej wrażliwej, która przemieniła się w papużkę falistą. Tej nawet traktat Łukasiewicza na temat Arystotelesowskiej zasady sprzeczności recytowany wprost do ucha nie przywróciłby do ludzkiej postaci.

Sprawczyni owego zbiorowego cudownego ozdrowienia na umyśle, w obawie przed nawrotem choroby, postanowiła zmienić temat na – jakby to powiedzieć – równie kobiecy lecz bardziej pragmatyczny. Postanowiła porozmawiać o kuchni.

Widząc, że większość zebranych powróciła do formy sprzed otumanienia, powiedziała:

Dziurawiec przekwita,
więc suszę go nad kuchnią podtrzymując ogień.
Tutaj gdy przyjdzie wieczór modlimy się obie

[LIST PISANY NA PRUSOWIE W SIERPNIU 1995 ROKU]

Czy mogła wybrać lepiej? Czy jest na świcie coś bardziej użytkowego niż kuchnia i jej naturalny satelita: kobieta? Trudno się dziwić zatem, że zebrane panie ochoczo podchwyciły temat.

Agnieszka Wolny-Hamkało natychmiast sięgnęła po najprawdziwszą z prawdziwych, najzwyklejszą wśród zwykłych, najbardziej prozaiczną z prozaicznych sytuacji życiowych i przerobiła ją na wiersz:

postawili nago w tym samym pokoju,
wcześniej obdarzyli żoną, mężem,
dziećmi, lekką kuchnią i wspaniałą pracą.

[piracka piosenka]

Twórczo temat rozwinęła niezawodna zawsze, gdy zaistnieje potrzeba twórczego rozwinięcia czegokolwiek – Agnieszka Kuciak. Do dyskusji o roli kobiety i jej miejscu w kuchni postanowiła wpleść wątki aquaryczne, przedstawiając alternatywne miejsce naturalne, w którym każda pani czuje się dosłownie i w przenośni jak rybka w wodzie. Chodzi oczywiście o wydzielone miejsce do prania – czyli pralnię:

W domu jest tyle prania, a czas magli
wszystko prócz naszych kołder, ścierek, żagli!
A ciocia znowu siedzi przed budzikiem,

[zen przed zegarem]

Tylko Marzena Broda nie wniosła żadnej autorskiej treści do archetypu kuchni czy łazienki. Nie dlatego, by różniła się jakoś od swoich koleżanek. Zdumiewającą jałowość twórczą w tej kwestii wyjaśnia:

Były w domu rzeczy święte: fotografia przecięta
czarną wstęgą żalu, nadtopiona świeca w lichtarzu
z pożegnalnego wieczoru, telefon zawieszony na ścianie

[DOM Z CZERWONEJ CEGŁY]

Jak się okazuje, w równoległych światach buduje się domy bez aneksów kuchennych.

Na koniec warto zadać ważne z perspektywy rodzaju żeńskiego pytanie: czy w światach równoległych mężowie biją? Piją? A może dla odmiany: są lepsi, bardziej wyrozumiali, hojni, lojalni? Szukając odpowiedzi na te pytania liczyć możemy także na pomoc pań. Oto relacja Agnieszki Kuciak:

Takie po-życie, gdy na widok żony
mąż, miażdżąc muchę, czuje się zmuszony.
Jakie wydaje tony bąk puszczony?

[trzy po trzy]

Wynika z niej, że żonaty mężczyzna ma dość swojej baby i aby umilić jej współżycie zmusza do analizy „tonów puszczonych bąków”. Zaiste pospolita to tortura i praktykowana w całym kosmosie. Kobiety skazane na mężów (którzy nigdy nie odważą się pierdnąć na pierwszej randce) zmuszone są dokonać żywota u boku pierdzącego mężczyzny.

Justynie Radczyńskiej mąż kojarzy się tylko z chroniczną przykrością – do łez. Twierdzi:

bo to przez nią pewnie słono się płaci i
słono płacze bo ktoś musi być przecież
winny nawet jeśli nie miał imienia
tylko męża

[antologiczna żona Lota]

Mimo, jak się okazało, znanych niedogodności związanych z posiadaniem męża, kobiety nawet w światach równoległych nie są w stanie długo bez chłopa wytrzymać. Nawet gdy owdowieją, doświadczywszy uprzednio na własnej skórze plaskaczy zmieniających policzki w pulsujące i piekące czerwone plamy, przeżywszy p traumę bąków puszczanych w miejscach publicznych, przy jedzeniu, w sypialni – to jednak budzi się w nich jakaś masochistyczna chęć powrotu do patriarchalnego kieratu. Wiedzę na ten temat zawdzięczamy wyznaniu Izabeli Filipiak:

Myślałam że wdowieństwo to przywilej A to
jest nie kończące się nagabywanie
Nie pragnę żadnego z nich Będę musiała
wybrać jednego z nich Nie tęsknię do powrotu
mojego męża Ale pożądam jego przygód

[niezgrabna tkaczka]

Z relacji rozmowy wynika, że problemy kobiet w znanym nam świecie niczym nie różnią się od tych, z którymi zmagać się muszą panie w światach równoległych. Spodziewać się należy, że nawet w N-wymiarze problem staropanieństwa, kuchni, okrutnego męża, miłości, zranionego serca także będzie wzruszał, rozczulał, mobilizował do działania wszystkie stworzenia kobietopodobne.

Kategoria: Bez kategorii | 6 komentarzy »

komentarzy 6

  1. Ewa Bieńczycka:

    Brawo!!!
    Bardzo mi się podoba. Nie lubię gatunku fantasy i nie potrafię w przestrzeni fantastycznej się poruszać, ale tak jak pisałam: im więcej elementów prawdziwych, tym fantazja jest bardziej fantastyczna. Tu użyte dzięki cytatom środki obrazowania świetnie uwiarygodniają przesłanie. A przesłaniem jest konstatacja, że poetki – kwiat gatunku ludzkiego – to zimne suki, które niszczą ten gatunek konsekwentnie i nieodwracalnie. Które, by zniszczyć odwieczne, cudowne właściwości gatunku ludzkiego, polegające na magnetyzmie dusz i ciał, pracują właśnie w krainie poezji, by tam dokonać kosmicznego ataku i naszą planetę zniszczyć. Które boją się panicznie tramwaju i nigdy do niego nie wsiadają. Że siedzą w swoim neurotycznym kokonie poezjowania, wzajemnie się wspierają i międlą te swoje fantazje nie mające nic wspólnego nawet ze sobą, mimo 25 letniego wspólnego przebywania, ponieważ nie czytają się wzajemnie, nie słuchają, jedynie monologują solo.

    Fajnie by było napisać tutaj sztukę na podstawie dramatu Tennessee Williamsa „Tramwaj zwany pożądaniem”. W filmie Marlon Brando był Polakiem i znęcał się nad poetką Vivien Leigh.
    Może Ty Izo byś się podjęła i zakasowała te rynsztokowe kawałki „O Mareczku”? Ja nie potrafię, ja jestem spod znaku Koziorożca, a to najbardziej realistyczny znak w całym kosmosie. A tu trzeba fantazji Izo, fantazji!
    Pisz, Izo, pisz, ocal płeć kobiecą, a ja to skomentuję.

  2. Przechodzień:

    Może jednak wrodzony paniom strach przed tramwajami nie jest nieuzasadniony, o czym może przekonać poniższy fragment:

    (…) Zdarzył się bowiem raz taki przypadek, że pewna kobieta zaskarżyła niejakiego Palicę o zgwałcenie w tramwaju między przystankami ulica Damaschkego i Ruda l, z tyłu na platformie wagonu motorowego, i to podczas szczytu komunikacyjnego. Według opisu niewiasty, miało dojść do tego w następujący sposób:
    Wsiadła w Maciejowie i wzięła bilet bez przesiadki do placu Targów Czwartkowych. Było podobno dziesięć minut przed szóstą i okropna ciżba, bo ludzie wracali z pracy. Przed nią ludzie, za nią ludzie. Naraz, przy przystanku na ulicy Damaschkego poczuła, że ktoś dobiera się do niej od tyłu, podnosi jej kieckę, a ściąga majtki. Początkowo myślała, że to żarty! Przez ten czas ujechali jeden przystanek. Potem myślała, że może to Widera z ich domu. Mijali już ulicę Farną. Tramwaj chybotał się i trząsł na wszystkie strony, do placu Targów Czwartkowych było ze dwanaście przystanków, i nie byłaby bez potrzeby wysiadała, bo Widerę dobrze znała, stwierdziła. Przejechała więc już jakieś trzy przystanki, nie mogąc się jednak nadziwić, bo przecież Widera był w tym czasie w więzieniu, a kiedy się wreszcie obejrzała, stwierdziła, że to był on, Palica. Mieszkał co prawda również u niej w domu, powiedziała, ale jego baba to ta małpica, co jej ciągle ostrużyny wyrzuca pod drzwi, kiedy nikt nie widzi. „A przy okazji, panie sędzio, chciałam zapytać, czy to może tak być… gdy tylko przestanę pilnować, wyciera sobie ten pultok swoje obesrane trzewiki na naszej wycieraczce pod drzwiami, podczas gdy my sami ją szanujemy jak możemy. Może to tak być?” Palica zaś przedstawił rzecz z zupełnie innej strony:
    -„Ano, wsiadłem do tramwaju i chciałem pojechać do elektrowni, gdzie mam brata, który tam zamieszkuje. Tego jednak dnia chciałem się udać nie do niego, a do Dziuka. To ten, co dawniej pracował u mnie i ma te piękne króliki. Chciałem sobie przywieźć kilka. Miałem wszystko z sobą: miech, ździebłko słomy i trawy do żarcia. Pomyślałem sobie: zostań od razu na platformie z tym miechem, kaj się będziesz pchał, no nie, panie sędzio? Na przodku zawdy najwięcej miejsca. Widzę, stoi przede mną Hejdla. Myślę sobie: zrobisz dziousze przyjemność i weźmiesz ją od zadku. Niech zgaduje, z kim ma do czynienia. Obejrzałem się jeszcze, panie sędzio, czy ktoś czegoś nie zmiarkował, bo – widzicie – mnie też to zawsze trochę krępuje. A potem rzecz wykonałem. Z całą ostrożnością, ale już przy ulicy Farnej dziwiłem się, że to jakoś tak dziwnie nie pasuje. Od razu sobie pomyślałem: przestań, bo może to wcale nie jest Hejdla, ale w międzyczasie zrobiło się całkiem przyjemnie, panie sędzio, sami rozumiecie, i pomyślałem sobie: Jezus Maria, może baba się jednak nie spostrzegła i spokojnie ją dalej dmuchałem. Obok mnie stał ślusarz Bochenek i u góry prowadziłem sobie z nim rozmowę, żeby kobieta nie znalazła się w głupim położeniu. Ale potem, przy Rudzie l, kiedy napuściła na mnie konduktora, to się zirytowałem, bo trzeba było płacić. Gdybym o tym wiedział, byłbym lepiej wsiadł na zadku, panie sędzio”. Zwolniono chłopa i tu widać wyraźnie, że latanie po sądach nie ma żadnego sensu.(…)

    Janosch „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny „

  3. Wanda Szczypiorska:

    Panie powinny być wdzięczne. Ta miła historyjka przyniesie im sławę oraz wymierne korzyści.

  4. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, „Tramwaj zwany pożądaniem” to staroć, teraz problemy autorek, brzmią zupełnie inaczej.
    Poniżej przykład:

    „Kroniki Abby Normal: Zupełnie popieprzona służebnica wampira Flooda”

    „Ja cię, kurwa mać! Zawiodłam, pozostawiłam niewykonane zadanie, jak wielką psią kupę na mrocznym chodniku mojego tragicznego życia. Nawet gdy siedzę tutaj, w Metreon Starbucks i piszę te słowa, niewolnicy poruszają się niczym zombie o srebrnych oczach, a moje sojowe amaretto mochaccino stało sie gorzkie jak wężowa żółć (a żadna żółć nie jest równie gorzka). Gdyby dwa stoliki dalej nie siedział totalnie seksowny facet, który zachowuje się jakby mnie nie zauważał, tobym się rozpłakała – ale prawdziwe łzy rozmywają tusz, więc pozostaję chłodna w swojej rozpaczy. Twoja strata przystojniaku, bo zostałam wybrana. Cierp dziwko!
    Ostatniej nocy musiałam zostawić lorda Flooda z jego sprawami, ale zanim wyszłam, wyznałam mu swoją wieczystą miłość. Jestem beznadziejnym lachociągiem. Wystarczyło się pożegnać, ale nie, musiałam to wyszczekać. Zupełnie jakby miał nade mną władzę, jakbym miała zaburzenia odżywiania się, a on był paczką ciastek „Oreo Double Stuff”. (Nie mam żadnych zaburzeń, jestem chuda po prostu dlatego, że lubię się objadać, a potem rzygać. Tu nie chodzi o problem z akceptacją własnego ciała. Myslę, że mój organizm zawsze pragnął płynnej diety. Dopóki nie znajdę się w miłosnym uścisku mojego Mrocznego Pana, musi mi wystarczyć Starbucks).”

    Abby Normal ma szesnaście lat, czasami chce zostać jedną z sióstr Bronte, ale najczęściej kreuje się na porzucone dziecko (z wyglądu). Makijaż smutnego klauna dopełnia całości. O dziwo zna poezję Byrona i nie tylko.
    Nastolatka chce stać się istotą wyjątkową, dlatego decyduje się na służenie młodemu wampirowi. Na pewno jest od niego bystrzejsza. Abby wie, że tylko w ten sposób sama zostanie wampirem realnie, a nie teoretycznie. Z teorii jest oczytana. Sypanie płatków róż i usługiwanie musi w końcu przynieść upragniony skutek.
    Książkę „Ssij mała ssij” napisał Christopher Moore, który w wolnych chwilach lubi malować tuszem w technice sumi-e.
    Dlaczego cytuję akurat powieść Moore`a? aby wreszcie polskie udawane feministki sięgnęły po ten poradnik jak zostać Kobietą alfa i dopiero potem zastanowić się czy koniecznie muszą pisać. Jest tyle przyjemniejszych rzeczy do wywyższenia się. Mężczyzna tyran odszedł w niebyt, a właściwie odjechał tramwajem.

  5. Marek Trojanowski:

    jestem wzruszony, bo kiedy wpisuję w google fraze: antologia poezji kobiecej, to moje autorskie dzielo jest numer 1 w rekordach

  6. Ewa Bieńczycka:

    Twój tryumf Marku jest chwilowy. Aleksandra Zbierska zbiera teksty do męskiej antologii i nadesłano tak dużo, że trzeba było zamknąć portal nieszuflady, by już nie płynęło więcej i ratować portal. Lada moment Twoje wyniki w googlach zostaną pokonane.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?