Solistki 2009: Anna Piwkowska „Niebieski sweter”. Solo egzaltowanego banału. Pani Bieńczycka

7 września, 2009 by

Polska biografka Anny Achmatowej nie zrozumiała niczego z twórczości tej poetki i nie przyjęła od niej żadnych nauk. Podobieństwo płci obu poetek to jeszcze za mało, by jakieś powinowactwa zaistniały.
Nie należy zatem tych faktów łączyć, przeciwnie, czytając wiersze Anny Piwkowskiej o fakcie napisania biografii Achmatowej natychmiast należy zapomnieć, jeśli spotkanie z poezją Anny Piwkowskiej nie ma być irytujące.

Na Zachodzie powstaje mnóstwo biografii, piszą je wykwalifikowani pracownicy naukowi taśmowo, korzystając z najnowszych zdobyczy technicznych dzisiejszej cywilizacji. Zazwyczaj powstaje zbiór pierwszorzędnie podanych faktów z życia artysty wspartych celnymi powiązaniami z ich utworami i utworami innych osób.
Biografie w krajach, które przeszły rządy totalitarne i gdzie dopiero teraz wolność wypowiedzi jest możliwa, biografie tak niesfornych poetów jak Achmatowa mają jeszcze inne znaczenia.
Ale jak widać, niestety właśnie nie konformistów, ale buntowników potrzebują analizować osoby z zupełnie innego obszaru przeżywania.

Tomik zatytułowany „Niebieski sweter” jest ugruntowanym już przykładem poezji powierzchownej, afirmującej banał i wypowiedzi nieprawdziwe, kiczowate i schematyczne.
Wiersze, pisane zazwyczaj w pierwszej osobie wypowiadają kobiece egzaltacje w wytartej manierze secesyjno- pięknoduchowskiej, utrwalając mylny stereotyp poety, który złotymi usty wyraża to co ogląda, a przepuszczone prze jego delikatną jaźń, wszystko zamienia na piękno.
Pełno w tej poezji Beethovenów i Bachów, wiedeńskich kafejek i tortów, lukrowanych w tyrolskim stylu pejzaży, paryskich dachów, promieni słonecznych na starych kamieniczkach. Ten pseudoartystyczny ton współczesnej kobiety nowoczesnej, dla której wskoczyć tu i ówdzie do luksusowych, kosztownych miast, by zjeść tam chińską zupkę z torebki i położyć swój plecak na półce niesłychanie kosztownych linii kolejowych (wiadomo, że pociąg jest w tej chwili najkosztowniejszym środkiem transportu) by napisać wiersz, to nie żaden problem:

(…)Weź mnie nad żółte morze, gdzie tanich noclegów
w hotelikach jest tyle ile będzie w stanie
wytrzymać twoja kieszeń. Uwierz, wiem na pewno,
że w tamtych stronach noce są takie gorące
i tanie niczym kubki Knorra, te z zupami
po złotówkę za porcję. Księżyc jest jak koncentrat
czerwieni i pachnie leśnymi grzybami
i okrągły jest niczym sierpniowy pomidor,
jak burak, który plami serwety po barach,
a tutaj każdej nocy zasłania mi widok
w siebie, w ciebie, tykanie białego zegara
mrozu. A kiedy wstaję to z okna mam widok
na kolejowy wiadukt, którego żelazny
szkielet jest jak wzór śmierci gdzieś poniżej zera,
poniżej wszelkiej normy, a mój niewyraźny
puls, tak jak słupek rtęci opada, zamiera.
[W ŚRODKU ZIMY]

Ale o czym marzy dziewczyna gdy się starzeć zaczyna, to akurat nie jest, jak u Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej problemem podmiotu lirycznego tego zbioru.
Podmiot liryczny zadowolony jest z życia i to czytelnikowi przekazuje. I byłoby to bardzo prawidłowe i pożądane, bo katowanie czytelnika wciąż niezgodą i dyskomfortem, kiedy przecież chwilo, jesteś piękna wbrew tym okropnym strofom faustowskim zdarzają się zwykłemu śmiertelnikowi jak najbardziej i każdy przeciętny człowiek taki smak zadowolenia na pewno odczuł.
Sęk w tym, że Piwkowska opowiada o świecie sztucznym, tylko ten ogląda i tylko w nim tkwi. Nie znaczy to, że świat ten nie istnieje. Istnieje jak najbardziej. Jest realny do bólu, namacalny wygodny.
Nie są to wioski potiomkinowskie, nie są to zwykłe atrapy. To realnie powstałe na całym świecie miejsca dla turystów, z pełnymi wygód sztucznymi rajami, miejsca wypoczynku przeznaczone dla człowieka całorocznej, ciężkiej pracy. Miejsca te, dające zarobić tym, którzy te raje stwarzają miejsca na kuli ziemskiej – czy jest to seks turystyczny w Tajlandii czy geriatryczne Hawaje – pozwalają tak wydane pieniądze, po odnowie biologicznej, znowu je zarabiać.
Piwkowska bierze właśnie te światy za dobrą, poetycką monetę. Światy odwiecznie poezji obce i trwające z nim w stałej wojnie. Światy, w których nie wolno mówić językiem przeżyć duchowych, ponieważ tam duch nie zamieszkuje. Światy nieartystyczne, które szczelnie zamykają dostęp do tych obrzeży, do tych miejsc, o których Ryszard Kapuściński pisał, że nieodwiedzane przez prawdziwych reporterów wołają o pomstę do nieba i powinny w nich budzić wyrzuty sumienia.
Ten niepokojący moralnie tomik Piwkowskiej, który świetnie funkcjonowałby z zapotrzebowaniami na miłość zespołu „Ich troje”, a której wiersze i ta publiczność niestety odrzuci, zostanie w obiegu średniej polskiej inteligencji wychowanej na piosence aktorskiej.
Ponieważ kicz ma różne oblicza. A najgorzej, jak jest przez współczesnych nierozpoznawalny.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?