Roman Honet baw się Pani Bieńczycka

25 września, 2008 by

To nie jest kwestia grafomani którą jak oręż wyciągają rozpadając się na dwa przeciwstawne obozy internauci Nieszuflady przy okazji domniemań najlepszego kandydata na najlepszą nagrodę dla literackiej młodości. To nie jest kryterium, w jakim twórca się mieści, lub z niego wychodzi, uczy się wolno lub szybko. To nie jest kwestia dobrej woli, gimnastyki intelektualnej, poetyckich zapasów.

Cienki tomik Romana Honeta można przeczytać szybko bez uszczerbku dla sumienia, że się zbyt lekko go potraktowało, że się go zbyło i nie wczytało. Ten tomik jest lekuchny i powierzchniowy, schrupać go łatwo, esencjonalność rozpływa się w ustach i już zapominasz po przekroczeniu empikowego progu, co czytałeś i po co.
Nic a nic nie wierzę poecie, że schodzi do głębin swoich wizji zestawiając śmierć z dzieciństwem, gdy osiąga koloryt ciężki za pomocą trupów, krwi i akcesoriów nagrobkowych. Horror jest umowny, przyklejony. Jest raczej kolażem z znanych naszej kulturze wyobrażeń.
Chwała poecie, że chociaż wiadomo, o co w wierszach chodzi, że rzecz jest na całe szczęście nie tak zagmatwana i tak niekonsekwentna, że szyfr poetycki wymyka się wszelkiej ziemskiej logice i bezradność odbiorcy pozostawionego nie przed tajemnicą, a celową dezorientacją pomniejsza go i zeszmaca.
Nie, w wypadku Romana Honeta jest na całe szczęście dużą lojalnością wobec czytelnika. Autor naprawdę chce coś ważnego powiedzieć. I mówi bez ironii, co też jest jego zasługą i wartością, gdyż ironia często nadużywana też służy ostatnio wyłącznie do dezinformacji.
Niestety, mino wielkiego wysiłku, poeta ma niewiele do powiedzenia. Proces twórczy najprawdopodobniej polegał na przywoływaniu z dzieciństwa scen ważnych i niewątpliwie prawdziwych, ale zbyt mizernych, zbyt słabych, by mogły być materią poetyckiego tworzywa. Wszystko jest wtedy cherlawe i jeśli poeta nie zaczerpnie z jakiegoś innego silnego źródła poetyckiej mocy, będzie już od utworu do utworu krążył na jednej nucie, jedynie na powierzchni poetyckich zestawień estetycznych obrazków.

Radosław Wiśniewski pisze w swojej krótkiej notce na temat tego tomiku że jest to

dożylne doświadczenie rzeczy i świata bez znieczulenia, takiego świata, jakim on jest.

I tu są moje obawy pokoleniowe, gdyż ani razu, w żadnym z tych ponad 50 wierszy nie odnalazłam własnego doświadczenia rzeczy i świata i być może rówieśnik autora tak, i być może stąd to uniwersum. Ale podobnie Marian Stala, mój rówieśnik już na początku swojej recenzji w Tygodniku Powszechnym uniwersalizuje tę poezję:

W słowach Romana Honeta słyszę nieustanny niepokój i doznanie bolesności, towarzyszące gromadzeniu i odsłanianiu prawdy. O sobie, o świecie.

I na dodatek zaklina sie, że po przeczytaniu jej, nigdy strof nie zapomni:

Mocne słowa: zostań, zostań. Wyobraźnia poety przyciąga i nie pozwala zapomnieć.Wiem, wiem, że to odnosi się do wyobraźni, a nie do czytelnika, ale słowa te kończą recenzje, gdzie niedwuznacznie wynika, że Marian Stala niemal utożsamia się z poetyckim wizjonerstwem Romana Honeta.

Nie chcę się pastwić nad nielogicznością zestawień słownych tych wierszy, gdzie czaszki i inne bebechy są tak pozestawiane, że nie sposób się przyczepić, a jednak niezamierzona śmieszność tej koturnowej poezji jest uchwytna i miłośnik poezji, dla którego jest ona też źródłem satysfakcji, natychmiast te dysonanse wychwyci.
Wystarczy posłuchać tego pięknego chłopca, jak przynajmniej wyraźnie i z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem recytuje trzy wiersze z tomu baw się: pieśń o powrotach, całości i częściach, róża z grobu andersena, cmentarz niewierzących zwierząt w filmikach YouTube.
Całe szczęście, nie ma to nic wspólnego ani z zabawą, ani ze śmiercią, jedynie z czystym przekazem swojej twórczości.

Kategoria: Bez kategorii | 2 komentarze »

komentarze 2

  1. Jurodiwiec IP: 83.30.253.80:

    Rozumiem że Pani Bieńczycka nic nie odnalazła dla siebie w tomie Romana Honeta, nie rozumiem dlaczego zarazem generalizuje swoje czytelnicze doświadczenie. Z tego, że się samemu czegoś nie znajduje nie wynika, że tego tam nie ma, tylko, że się nie znajduje. ja na przykład nie znajduję w tytułowanym Świetlickim, Masłowskiej, Shutym. Ale stopniowałbym swoje nieznajdowanie wedle tak jak potrafię ową własna nieporadność umotywować.

    Pozdrawiam

  2. Ewa Bieńczycka:

    Panie Radku, proszę nie być niesprawiedliwym.
    Pan zarzuca mi taki sam sposób czytania poezji jak laurki na Literackie.pl
    Ten blog nie jest miejscem, gdzie poszukuje się dobrego sprzedawcy kartofli. Sam Pan niejednokrotnie ubolewał nad uciążliwością czytania złej poezji. Proszę uwierzyć, że czytam tomiki z wielkim dyskomfortem psychicznym i z radością poczytałabym prawdziwą poezję.
    Problem jest taki, że jurorzy nie wiedzą, co to jest prawdziwa poezja i taki mamy efekt. Przykładem jest wątek na nieszufladzie wyśmiewający medialny gest Marcela Reich-Ranickiego.
    Każdy protestuje, jak może.
    I jeszcze jedno. Nie chcemy zamęczać nikogo przydługimi wpisami. Staramy się udowodnić nasze zadziwienia poezją najnowszą.
    Wielu utalentowanych administratorów kultury ulega pokusie twórczości zajmując miejsce autentycznym talentom artystycznym. Mylenie tych dwóch predyspozycji jest nieetyczne, gdyż pozwala na zawłaszczanie terenów, które się nie należą.
    Zresztą, czas Was osądzi. Ale szkody, jakie wyrządzacie, są nieodwracalne.
    T.S. Eliot pisał, że ważne są te pośledniejsze kręgi, by wyłonić i uobecnić prawdziwych twórców. Ale Wy się nimi przecież obwołujecie.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?