Przemysław Witkowski, Preparaty

27 stycznia, 2010 by

.

W 1996 r. Lars von Trier nakręcił film, historię dziewczyny o imieniu Bess, która wyszła za mąż za Jana. Jan pracował na platformie wiertniczej. Kochali się bardzo i prawdopodobnie w szczęściu, zdrowiu i miłości żyliby sobie do kresu swych dni, gdyby nie pan Bóg i jego przykry zwyczaj krzyżowania… ludziom planów.

W filmie Przełamując fale (Breaking the waves) nie ma ładnych zdjęć. Nie ma efektów specjalnych. Nie ma też błyskotliwych dialogów a budżet tego filmu w większości przeznaczony został na paliwo do helikoptera, który kursował miedzy lądem a platformą wiertniczą na morzu (wystarczyło zaledwie na dwa przeloty). A jednak historia Jana i Bess robi niezwykłe spustoszenie w psychice. Długo przed napisami końcowymi – w okolicach sceny, kiedy to sparaliżowany Jan prosi żonę, by ta przespała się z jakimś obcym facetem i mu o tym opowiedziała i Bess spełnia prośbę ukochanego – gdzieś w środku, w duszy powstaje wielki krater, jak po wybuchu bomby A o niespotykanej do tej pory sile.

Kiedy jest po wszystkim chciałoby się wyrzucić płytę z filmem, zniszczyć ale nie można. Człowiek nie ma odwagi ani ochoty oglądać tego po raz drugi lecz nie potrafi pozbyć się płytki ani zapomnieć o kobiecie, która rozmawiała z Bogiem.

Film von Triera oprócz różnych dziwnych emocji, skojarzeń i pytań pozostawia widza sam na sam z masochistycznym pragnieniem doświadczenia kolejnego eksperymentu nuklearnego na własnej psychice. Chciałoby się TO poczuć jeszcze raz, jeszcze raz TO przeżyć, doświadczyć, mimo że TO wymyka się próbom racjonalizacji tak dalece, że nie można TEGO nawet opisać.

Gdyby jednak pokusić się o próbę deskrypcji, to owo TO jest TYM czego zabrakło w tomiki Przemka Witkowskiego pt. Preparaty.

Preparaty jest tomikiem skazanym na sukces. Bo:

1) składa się z tekstów, które zwyciężyły w tegorocznej edycji konkursu im. Jacka Bierezina. Prestiż tego konkursu podupadł, ale każdego roku ogłoszenie wyników jest jakimś wydarzeniem w świecie poetyckim. Wydawca zadbał o to, by umieścić stosowną informację na ten temat na jednej z pierwszych stron tomiku.

2) wydany został w Biurze Literackim – wydawnictwie, które „przy pomocy krytyków znanych i mniej znanych, jest w stanie na swojej profesjonalnie prowadzonej stronie internetowej tygodniami prezentować jako wybitne, lub co najmniej interesujące, książki wydane przez siebie, zarówno te naprawdę bardzo dobre, jak i te, które wydane gdzie indziej, przeszłyby – i niekiedy słusznie – bez echa”, które: „organizuje największy w kraju, kilkudniowy festiwal literacki, na który zjeżdżają się zaproszeni goście z kraju i ze świata”, które: „zdołało zebrać plejadę autorów ciekawych, bardzo ciekawych i takich sobie i kto tym autorom i ich dziełom pomógł uzyskać rangę postaci i dzieł znanych i rozpoznawalnych, jaką dziś – na taką skalę – tylko dobry PR i marketing mogą pomóc uzyskać”, które: „aktywizuje środowisko poetyckie i tłumackie, wyłuskuje talenty, daje młodzieży szansę doskonalenia umiejętności pisarskich na profesjonalnie prowadzonych warsztatach”, które: „wydaje najciekawsze antologie poezji i stara się podtrzymać, czy wręcz rozbudzić zainteresowanie dziełami autorów często hermetycznych, trudnych, nie bardzo łatwo przyswajalnych”, które: „stało się swoistym „monopolistą” w dziedzinie publikowania poezji i ambitnej eseistyki” i w porównaniu z którym inne wydawnictwa projekty literackie i cała „Reszta jest tłem. Bo musi być jakieś tło”(cyt. za: Jakub Winiarski, Kto?)

3) oprócz tekstów w tomiku znajdują się obrazki – a dokładniej: kolaże artystki Niny Łupińskiej. Dla niewtajemniczonych: kolarze to rodzaj wycinanek. Nie trzeba się męczyć. Żeby zrobić kolaż wystarczy klej, nożyczki i kilka kolorowych gazetek. Nina Łupińska do swoich dzieł, którymi – że tak się wyrażę – artystycznie podpięła się pod tomik Witkowskiego wykorzystała zdjęcia i grafiki wyszukane w wikimedia.org oraz w google dla hasła „porno vintage” i „19th century”.

Dla przykładu, wiersz Techniki splotów artystka ozdobiła grafiką chronionego patentem wynalazku Heysera, który miał uniemożliwiać młodym chłopcom masturbowanie się. Grafikę zeskanował i umieścił kilka lat temu w Internecie użytkownik Ghaako. Wykorzystując bardzo trudną artystyczną technikę „cut, copy, and paste” Nina trzema kliknięciami myszki stworzyła kolaż, którym przyozdobiła wspomniany wiersz Witkowskiego. Jeżeli ktoś uważa, że nie ma nic łatwiejszego niż kopiowanie obrazków z Internetu i robienie z nich kolaży, ten się myli. Techniki tej trzeba się uczyć latami, w trakcie studiów i to najlepiej na jakiejś ASP, by mieć zaświadczenie o byciu artystą – np. na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, której Nina Łupińska jest absolwentką.

4) Dla potrzeb marketingowych zadbano o laurkę od Karola Maliszewskiego. Oto ona:

Opowiada się tu historię dojrzewania do własnego języka, który formuje się na styku tego, co prywatne, i tego co oficjalne, „medialne”. Wspomina się przodków i używane przezeń języki, impulsywnie odnosząc wspomnienia do inicjacji, do punktu wyjścia. Jednocześnie wiersze te stwarzają iluzję bywania na zajęciach, uczestniczenia w eksperymentach, badaniach, obserwacjach i doświadczeniach, wymienia się w nich i wymyśla nazwy przedmiotów i lekcji.
[Karol Maliszewski]

Karol zapomniał napisać o tym jakie są to wiersze. Czy są dobre? Czy złe? Czy może przeciętne? Ale kto by zwracał uwagę na takie detale. Karol to Karol i jak każdy Karol w Polsce od czasów Wojtyły, tak i ten ma status papieża – co napisze, to święte. Liczy się to, że jest notka o: „języku, który formułuje się na styku tego, co prywatne, i tego co oficjalne”. I wszyscy wszystko wiedzą.

Wiersze Przemka Witkowskiego z tomiku Preparaty, to teksty bardzo dynamiczne. I gdyby wartością poezji była pojęta fizykalnie energia, to wiersze te byłyby świetne. Efekt „szybkiej akcji”, „dynamicznego dziania się” stworzyć może poeta, który opanował technikę języka. Witkowskie jest takim technikiem.W specjalny sposób używa rzeczowników, które w wierszu działają jak ujęcia w filmie.

Dla przykładu.

Oto jeden z tekstów:

do czarnych sukienek czarne biustonosze –
posłuchaj, jak to ciało szeleści.

rytm jest niewyraźny, neony i auta,
puste bramy, ulice oraz dźwięki syren.

wystarczy przejść przez most,
zadomowić się, zapleść.

gdy spytałem którędy, śniłaś mi się siwa.
miało być o związkach, będzie o anarchii.

napisz to od nowa, dołóż zdań twierdzących.
wykluwa się zbiór, coś tkwi, coś się zapętla.

[ŚCISŁE ŁĄCZENIE AKORDÓW]

Trudno powiedzieć coś konkretnego o tym tekście, ale na pewno podoba się on. Nie dlatego, że opowiedziana jest w nim ciekawa historia. Też nie dlatego, że autor wykorzystał niebanalne metafory. Ten tekst jest jak kopnięcie z półobrotu Chucka Norrisa filmowane z różnych kamer, które traci płynność ruchu na rzecz dynamiki, energii i siły.
W strofie drugiej:

rytm jest niewyraźny, neony i auta,
puste bramy, ulice oraz dźwięki syren

autor narzuca czytelnikowi odpowiedni „rytm”. Intuicja zastępuje refleksję. Nie ma czasu na myślenie. Rola odbiorcy zredukowana została do roli widza, który ogląda. Obraz zaś zmienia się za szybko, by zastanowić się. Najpierw są „neony”, które mimo koniunkcji natychmiast zastąpione są przez „auta”, które w milisekundzie zmieniają się w „puste bramy”. Po przecinku natychmiast zmienia się perspektywa. „Brama” ustępuje obrazowi „ulicy”, ta przechodzi w „dźwięki syren”.
Podobnie rzecz się ma z ostatnią strofą:

napisz to od nowa, dołóż zdań twierdzących.
wykluwa się zbiór, coś tkwi, coś się zapętla

Akcja: „to → zdania → zbiór → coś → coś” zastępuje myślenie.

Gdyby spróbować zrekonstruować historię opowiedzianą w tekście, to tym razem zamiast Chucka Norrisa mamy tu do czynienia z zakochanym Jeanem Claude van Damme z filmu Lwie Serce z 1990 r., który efektownymi szpagatami, kopnięciami i nokautującymi kolejnych przeciwników uderzeniami pięści toruje sobie drogę do serca kobiety – wdowy po bracie – chociaż wystarczyłyby kwiaty.

Innymi słowy: użyte środki (technika) są nieproporcjonalne.

W Preparatach tekst zdominował treść tekstu. Bo np. wiersz Pielęgnacja, Tresura jest wierszem o sprawach ważnych. Ale o takich rzeczach pisać trzeba wolno, leniwie by niczego nie przeoczyć. Nie można streścić pokoleniowych relacji, konfliktów i różnic w szybkim, informacyjnym skrócie.

Witkowski ryzykuje pisząc:

krótkie rozmowy i rwane zapiski,
bo wchłania się niechcący, nerwowo
prowadzi się dziennik.

można wyrzucić z domu starodruki, zdjęcia,
bo oni słuchali radia, konstruowali maszyny,
a nam wychodzą same zadrapania i drzazgi.

już wszystko zapisano, na wstążkach z papieru,
sztandarach z bibułki. zdjęli nam smycz
ci starcy z sepii i otworzyli furtki.

i mamy suche oczy i zaciśnięte usta.
zgubione klucze i puste portmonetki.

jak gdyby nigdy nic biegniemy szukać kości.
kto skusi, dostanie serce zwierzęce.

[PIELĘGNACJA, TRESURA]

że czytelnik nie odnajdzie się w histopatologicznych próbkach. Poskładanie preparatów w całość wymaga pewnej precyzyjnej, technicznej umiejętności. Ilu czytelników Preparatów będzie posiadało taką umiejętność? Inne pytanie, które można zadać brzmi: czy na podstawie analizy preparatu sporządzonego z fragmentu ludzkiej wątroby można powiedzieć coś o człowieku?

Istnieje realna groźba, że czytelnikowi tekstów Witkowskiego, rzuconemu w krainę preparatów: „wszystkiego → wstążek → papieru → sztandarów → bibułki → nas → smyczy → starców → sepii → furtki” umknie nie tyle sens strofy:

już wszystko zapisano, na wstążkach z papieru,
sztandarach z bibułki. zdjęli nam smycz
ci starcy z sepii i otworzyli furtki.

ale także straci sens (na rzecz dynamiki) kategoria „starca z sepii” i „sztandarów z bibułki”. Kiedy rozpędza się pewną machinę – a taką jest umysł odbiorcy – nie można wymagać, by w pewnym ważnym momencie machina ta zwolniła. Nie pomoże ani kursywa, ani kolaż wrocławskiej artystki, ani „Marks” (W MODNYCH KLUBACH UDAJEMY SMUTNYCH REWOLUCJONISTÓW), ani „youtube” (W SERIACH, WYDANIACH KOLEKCJONERSKICH). O ile cios van Damme i kopnięcie Chucka każdy może sobie prześledzić w domu korzystając z odpowiednich funkcji odtwarzacza DVD, tak z kontrolą umysłu rzecz ma się inaczej.

Konkluzja jest taka: Preparaty mają wszystko to, czego nie ma film Przełamując fale, i nie ma tego, co ten film posiada.
Marketing, PR, Recenzje, artystyczne kolaże, dynamika, akcja, Maliszewski – a jednak COŚ umknęło Witkowskiemu w tej gonitwie. I TEGO właśnie zabrakło.

Kategoria: Bez kategorii | 80 komentarzy »

komentarzy 80

  1. wybieram IP:

    Co to znaczy „zużył temat”?
    Znasz jakieś normy, kryteria wiążące dany temat? Uważam, ze błędem jest zestawianie różnorodności z monotonią, konfrontacja tych dwóch pojęć w twórczości. Można jedynie mówić o stylu, a ten jest pochodną osobowości kształtowanej przeżyciami.
    Czy Rembrandt wyszedł kiedyś ze swoich światłocieni, by strzelać wyraziście barwami a’la Gauguin w imię różnorodności i walki z nudnym przesytem?
    Klimaty jego wierszy oddają wiernie jego wnętrze, widać to wyraźnie, a to jest przecież przepustką do autentyzmu i wiarygodności. Wydaje mi się, że normal w pewnym momencie też dostrzegł, że porusza się w wąskim korytarzu i zaczął kombinować urozmaicenie. Skutki tego były opłakane. Zaczęła wychodzić mu sentencyjność poszczególnych fraz i już po pierwszych dwóch linijkach widać było, że kombinuje. Twój zarzut byłby słuszny, gdyby wszystko to, o czym napisałeś było skonkretyzowane, skupione na konkretnej postaci/ach
    Czy zdarzeniu/ach. Gdyby w kółko Macieju ględził, że mu ciocia zmarła, albo coś w tym stylu. Tymczasem on tworzy monotonny (senny) KLIMAT, a to przecież nie mieści w ogólnie pojętej monotonii.

  2. wybieram IP:

    Widziałem kiedyś fotkę normala u Gillinga. Obok siedziała bodajże Mirka Szychowiak. Na ich twarzach widziałem jaskrawo ich twórczość: sennie pochylonego normala i szorstkiej, nieco rubasznej Mirki. Nawet gdybym nie wiedział, w jaki sposób piszą, to z twarzy i tak bym odgadł :)))

  3. marek trojanowski:

    na rynsztok.pl jest tomik Kaxmierskiego online, jest tez trochę jego wierszyków. ja kiedyś sprawdzałem, ale teraz mi się nie chce. ale ty może się skusisz: poszukaj ile razy powtarza się kategoria „umarły” / „nieżywy”, „stary”. Prawdopodobnie dojdziesz do podobnych wniosków co ja, że zasób tematów (treści), które eksploatuje Kaźmierski równa się jeden.

    ja nie mam nic przeciwko pisaniu o smierci, przeciwko melancholii itp. ale jezeli czytam setny wiersz Kaźmierskiego w stylu:

    łąka patrzy przed siebie.
    piguła przy łóżku.
    życie trudne do przełknięcia.
    trawa wysycha. starszy pan
    na ławce w parku umarł.
    nikt tego nie widzi.

    to tak jak bym czytał jeden z milionowych wierszyków o miłości:

    kochaj mnie czule
    kochanie ty moje
    ja się nie boję.

    o wszystkim można pisać wiersze, wiersze mozna pisac w różnych tonacjach. ale nie można wymagac od czytelnika, by cierpliwie ogladał jeden odcinek „Mody na sukces” – nawet ten najbardziej ambitny, w którym główna bohaterka poroniła dziecko, inna zaś umiera w łóżku a ktoś na dachu wieżowca szykuje się do najważniejszego kroku w swoim zyciu.

  4. marek trojanowski:

    a ja nie widziałem, ale wyobrażam sobie go następujaco:

    niski, nie więcej niż 175 cm wzrostu (Kaźmierski ma klasyczny kompleks niskiego faceta. Widziałeś jak komentuje swoje wiersze? „nikt nie skomentował? proszę! błagam! komentujecie!” a jak ktoś napisze, że syf, to Kaźmierski ripostuje: „Nie znasz się! jesteś głupi!” itp. – klasyczna potrzeba uwagi i akceptacji)
    raczej chudy niż szczupły – nigdy nie był bysiem ale po operacji raka prostaty (założę się, że miał raka prostaty) jeszcze bardziej schudł. ma problemy z kręgosłupem – dużo siedzi.
    myślę, że ma brodę i okulary – brodę, bo jest klasycznym PRL-owskim, uciskanym intelektuelem. a’la Bujak. Okulary – od czytania. A nawet gdyby nie czytał, to i tak nosiłby okulary. Interlektuel z brodą i w okularach jest lepszy niż intelektuel z brodą a bez okularów.
    Kaźmierski rzadko ubiera garnitur. Raczej stara się wyglądać mniej formalnie, mniej urzedowo. zakłada spodnie z grubego materiału, majtki slipy, kalesony, podkoszulek na ramiaczkach a’la pan Czesław, i koszulę flanelową w kratę. do tego marynarka sportowa.

    buty nosi koniecznie wiązane, lekko retro – te same od 5-6 lat a może i jeszcze starsze.

    tak sobie wyobrażam Romana Kaźmierskiego

  5. wybieram IP:

    :))) je też noszę buty retro :)))
    Mam nawet jedną parę starszą chyba niż normala :)))
    Nie cierpię tych modnych z noskami. Wolałbym już boso chodzić.

  6. wybieram IP:

    a normal niekiedy z czymś takim mi wyskoczy, że za gardło mnie drań łapie i dusi…

  7. marek trojanowski:

    a ja noszę takie buty.

    kiedyś ktoś powinien napisać traktat o wpływie obuwia na umysł (lub odwrotnie).

  8. wybieram IP:

    gdybym miał do wyboru egzekucję lub założenie tego czegoś – wybrałbym to pierwsze.

  9. marek trojanowski:

    wyobraź sobie sytuację:

    wchodzę do sklepu z butami (kowbojkami) i mówię do ładnej sprzedawczyni, która z urody i przyodziewku przypominała córkę wodza Irokezów:
    – Łaskawa pani, czy ma pani takie buty, których nikt nie chce kupić?
    – Są takie drogie…
    – Nie chodzi mi o drogie – przerywam jej – ale o najbardziej obciachowe, najbardziej wieśniackie z wiesniackich.

    Pani się usmiecha. Idzie na zaplacze i po chwili wraca z pudłem.

    – Mieliśmy je odesłac do Meksyku. Leżą tu już trzeci rok.

    No i stało się.

  10. wybieram IP:

    błąd.
    Złego określenia użyłeś. Nie „obciachowe”, a „posiadające atrybut różnorodności”. :)))
    Pani czyta Kaźmirskiego? Nie?
    Od razu wiedziałem, w przeciwnym razie natychmiast by mi je pani poleciła :)))

  11. marek trojanowski:

    nie sądzę, by pani czytała Kaźmierskiego. można przeczytać (przez „przeczytać” rozumiem przyswojenie tekstu) kilka wierszy Kaźmierskiego ale na dłuższą nie da rady. Chyba że jesteś człowiekiem, który waha się między życiem a samobójstwem. wówczas te wierszyki pomogą ci podjąć decyzję.

  12. fretka:

    wybieram – być może i masz rację, ale z tego co powszechnie wiadomo Pan Trojanowski z miłości nie daje :)

  13. wybieram IP:

    :)))

  14. Roman Knap:

    Brawo Marku!
    Czytałem cię na niedoczytaniach i muszę ci powiedzieć – brawo!!! Kiedyś mi się ten portal też podobał, ale chyba odszedł od swojej początkowej linii i stał się blogiem paru kumpli. A co do jakości to fakt – straszny upadek. A te sny tam – hmm, ja rozumiem ich istotę, bo ich jedynym celem jest ponazwiskować sobie, a im więcej nazwisk tym lepiej (bo potem można zgooglować i wyskoczy itd)
    Ja w ogóle ostatnio żyję wizją powszechnego exodusu z sieci tego wszystkiego, co prawdziwe
    A felieton tam, wiesz ja bym nawet napisał tam i spróbował swoich sił, ale po co, ja się pytam, po co na net, po co do paru kumpli, żeby co? No więc w necie widzę że będzie postępować coraz większe ześwirowanie i anonimowość, i z samego charakteru netu, immanentnie, wynika jego niska jakość i będzie ona postępować, nawet pomimo twoich gorących apeli
    A nowa stronka JW widzę rusza pełną parą, no zabaczy się, czy to nie kolejny z wielkiej burzy mały…

  15. Roman Knap:

    ps.

    a tak przy okazji
    Ostatnio moim wielkim wzorem do naśladowania stała się pewna pani (ponoć prezes) Justyna R*
    Wiec wzorując się na niej chciałbym powiedzieć,że właśnie przeczytałem rzecz pt. „Wizerunek duchownego żołnierstwa chrześcijańskiego przez Bernarda Paxillusa dany” (to jedyne wydanie z 1619)

    I teraz (wzorem mojej ubóstwianej Justyny R*) muszę powiedzieć tak:

    Bernardzie Paxillusie gratuluję! :)
    Bernardzie Paxillusie masz wielki talent (i jak widzę rodzinny) :)
    Gratulacje dla wydawnictwa Drukarnia Macieja Jędrzejowczyka! :)))

  16. Roman Knap:

    Z drugiej strony doczytałem to „CV Niedoczytań” ułożone przez redaktora Leszka. Przykro tak patrzeć, że faktycznie wszędzie naciski, że ludzie nie chcą się angażować w net jako prawdziwi.
    Bo widzisz ja też nie chcę. Choćby dlatego że net nie gwarantuje mi praw autorskich, które są w necie fikcją. Tak więc prawdziwość pozostawia się poza siecią. Sieć pozostaje polem zabawy tylko dla anonimowych, nie widzących potrzeby artystycznego zaangażowania w net i zachęconych swoją anonimowością do publikowania tego, co gorsze, mniej staranne, mnie przemyślane itp.
    To zjawisko dotyka wszystko, co literackie w sieci, więc i Niedoczytania.

    Tylko czy jest jakiś sposób, żeby temu przeciwdziałać? Jak mam zaufać redakcji jakiegoś portalu, że jest sprawiedliwy, uczciwy, respektujący prawa autorskie itd itd? I m.in. dlatego, chociaż piszę, nie publikuję w sieci.

    Piszę to, bo w istocie szkoda mi tych wszystkich początkowo ładnych, idealistycznych inicjatyw w sieci.
    I masz rację Marku, Leszkowi Onakowi udało się w komentarzu napisać to wszystko tak jak nigdy dotąd (i kiedyś tylko raz tak, też w komentarzu na swojej stronie, o liternecie, ogólnie, coś jakby o krótkiej i zwięzłej historii liternetu widzianej własnymi oczyma, ładnie napisała też Ewa Bieńczycka)
    To w ogóle problem wymagający dyskusji. A ja teraz tylko pokrótce o tym.

  17. marek trojanowski:

    romek, nie ufa się portalom ale ludziom. ja nie wpisuje się w miejscach, w których są ludzie, którzy mi sie jako ludzie nie podobają, którym nie ufam. i to nie jest kwestia praw autorskich (prawa autorskiego często nawet wydawcy nie przestrzegają robiąc „po cichu” dodruk) ale kwestia zaufania i skrajnie subiektywnej oceny. nie ma innych kryteriów.

  18. Roman Knap:

    Tak, ludziom, owszem, ale jak najpierw zaufać ponadto samej sieci jako strukturze wiarygodnej?

    Zauważ, że właściwe w sieci mamy (jako w miarę wiarygodną) wyłącznie tzw. twórczość krytyczną. Ty krytykujesz, Ewa krytykuje, Niedoczytania krytykują, Klejnocki krytykuje, teraz Jakub W krytykuje, nic tylko się krytykuje i recenzuje i krytykuje i jeszcze raz krytykuje. I z netu zrobił się taki wielki młyn krytykująco-recenzorski i nic więcej. Ci, co recenzują reklamują, ci co krytykują też reklamują. I jeden wielki młyn taki. Tylko na jaką wodę? Albo skąd ta woda? Ano z realu, z publikacji drukowanych. A gdzie w tym wszystkim w necie miejsce na wiarygodną twórczość? Tylko blog?
    I ten młyn krytyczno-literacki jeszcze się kręci w necie, tylko na jakim gruncie? I ten młyn zaczyna krytykować krytyki i recenzje, a tamte krytyki, skrytykowane, odpowiadają krytyką. I tak się to kręci, i tak młynuję nadal. Tylko jakie zboże? Ano własne zboże, zboże własnych krytyk i krytyk polemicznych.
    A gdzie w tym wszystkim miejsce (w necie) na tworzenie? Na tworczość literacką? Na Literaturę? Tk, jest, blog, ale jak ktoś pisze to może mieć prawo nie znać się na blogowaniu i prowadzić indywidualny sztambuszek. Więc może portale społecznościowe? Ech, wybaczcie, chyba zbyt jasno takie portale się już skompromitowały, żeby z nimi dzielić się swoją pracą twórczą (chyba że się jest anonimem i przez to można se poświrować niepoważnie i nazwać to wiersz, proza itp)! Więc gdzie? Gdzie w necie realizować można się wiarygodnie? Nigdzie! Upadek netu, wiarygodność w jego strukturę, sprawia że net jest już obecnie tylko wielkim młynem krytykujących się nawzajem krytyk. W dodatku wyłącznie bieżących.

  19. marek trojanowski:

    to, że ty romek zwracasz uwagę na krytykach, to jedna rzecz a to, co jest pisane w internecie to druga rzecz. Ewa Bieńczycka oprócz krytyk pisała i rysowała komiks „kasztany jadalne”. Winiarski też pewnie ma zakładkę „dzieła moje”, ja taką zakładkę też mam na literator.pl (na zakładce pDf. Zobacz ile napisałem w 2009 r! – ja więcej nie mogę, nie daję rady. nie jestem tak superpłodny literacko.)
    To, co nazywasz krytyką, w moim wydaniu jest zapiskiem z lektury, wrażeniami, które poukładałem mniej lub bardziej. zatem to także jest autorska twórczość a nie recenzja krytyka.

    co do internetu: roman, przeżyłeś pierwszy okres rozwoju liternetu. pewnie za to co i jak pisałeś kilka razy nazwano ciebie trollem (mnie na wszystkich portalach społecznościowych, na których pisałem tak określano a następnie banowano).
    ten okres już minął.

    teraz jest faza przejściowa. dawne portale wyczerpały swoją formułę. idzie nowe. skoro Winiarski zakłada stronę literacką XXX, to znaczy się, że i on dostrzegł że dawny liternet, ten który wzorował się na Tygodniku Powszechnym, Wysokich Obcasach, Kulturze Paryskiej nie sprawdził się w starciu z nieokiełznaną wolnością słowa i myśli.

  20. Roman Knap:

    I wiesz na czym polega śmieszność, pustka netu? Ano tego, że ty Marek Trojanowski skrytykujesz Niedoczytania, że są mało krytyczne, Niedoczytana w reakcji skrytykują ciebie, Trojanowskiego, potem Ewa Bieńczycka dołączy i skrytykuje Niedoczytania, że są mało krytyczne, potem Niedoczytania w odpowiedzi skrytykują Ewę Bieńczycką, że nie krytykuje ona Marka Trojanowskiego, potem ty w odpowiedzi skrytykujesz Ewę Bieńczycką, że jest mało krytyczna wobec Niedoczytań a za bardzo krytyczna wobec Klejnockiego, i potem Ewa Bieńczycka skrytykuje ciebie, że ty jesteś za bardzo krytyczny, potem oboje skrytykujecie Klejnockiego, że jest mało krytyczny i nie krytykuje Niedoczytań, potem Klejnocki skrytykuje ciebie i Ewę Bieńczycką, że skrytykowaliście Niedoczytania zamiast skrytykować Nieszufladę, na co Niedoczytania skrytykują Jakuba Winiarskiego, że jest mało krytyczny, bo dał się skrytykować przez Marka Trojanowskie, na co Rynsztok odpowie…

    Resztę sobie odpowiedzcie sami
    (p. Leszku Onak czy to dobre na felieton?)

  21. marek trojanowski:

    moim zdaniem to bardzo dobry wpis

    ale to, że ty wyczytałeś z liternetu tylko to, że krytykuje niedoczytania.pl a Ewa Bieńczycka krytykuje mnie itp., to tylko twoja wina jako czytelnika.

    odwołam się do takiego przykładu:

    w internecie są różne strony. są strony słowników, encyklopedii itp., ale są strony z głupimi dowcipami są strony dla dorosłych (pornusy, przemoc itp.)

    i teraz: jeżeli ktoś wybiera tylko jedne z nich: albo słowniki albo porno, to nie może narzekać, że tylko albo słowniki albo porno jest internecie.

    Innymi słowy: to, że czegoś nie czytasz to nie znaczy, że tego nie ma.
    (np. zwróć uwagę na Litera Me Nomine na rynsztoku – tam masz kompletne tomiki. Możesz czytać ile chcesz i jak się zapytasz np. Romana Kaźmierskiego jak on traktuje tomik Nieuleczalne, to on ci odpowie, że to jest jedna z jego publikacji. Że wpisuje ją sobie do swojej literackiej cefałki itp.) Dlatego czytaj roman wszystko a nie tylko pornograficzne krytyki, w których kipi od przemocy

  22. Roman Knap:

    Nie trzeba wszystkiego czytać, wystarczy jeśli to „porno” jest soczewką reprezentacyjną dla tego wszystkiego, co się dzieje w świecie netu (a czytać czytam, uwierz mi, może nie wszystko, bo to fizycznie niemożliwe, ale czytam, np. moim odkryciem ostatnio jest doskonały Roman Bromboszcz i tzw. ceberpoezja; bardzo fajnym pomysłem była też zabawa Feliksa Lokatora & szel & Naćapana Światłem % kotoś tam jeszcze z tym spół- cuć, prze-cuć, wy-cuć, interesująca jako propozycja pewnej awangardowej niekończącej się interaktywnej struktury rymu; itd itd, mógłbym wymieniać, itd, ale do chuja od tego, żeby widzieć i dostrzegać to są przecież krytycy no nie?!! a przecież krytyk nie zajmie się anonimem z netu, tylko on potrzebuje druku skondesowanego! prawdziwego realnego imienia i nazwiska, jasne, tylko że w necie jest i będzie postępował exodus prawdziwości i wiarygodności, wspomnisz moje słowa jeszcze, zobaczysz)

  23. marek trojanowski:

    z chęcią napisałbym o tekstach Feliksa Lokatora, ale najpierw musiałbym je ułożyć w jakąś jednostkę (zbiór). jak to zrobię, to będę musiał o swoim wyobrze wierszy Feliksa Lokatora napisać / a ja nie lubię pisac o sobie /.

    widziałeś co napisałem w zakładce „kontakt”? wiesz ilu ludzi dobrowolnie skorzystało z możliwości tej strony? ja ci ich mogę na dwóch palcach prawej ręki policzyć.

    żeby pisać o tekstach nie potrzebuję czuc kartonu okładki pod palcami, nie potrzebuję ISBN ani miejsca wydania, nie potrzebuję też prawdziwego imienia i nazwiska.

  24. Roman Knap:

    Tak Marku, tylko że na tych anonimach i bezimiennych (Feliks Lokator poza tą jedną zespołową propozycją niczym więcej, póki co, mnie nie zaskoczył) skorzystasz ty sam, oni zaś zginą, zmienią nicki, twórczość ta kiedyś przepadnie (internet to struktura bardzo krucha, coś jest dziś, za rok już tego tam nie), i to wtedy wygląda tak jakbyś mówił o duchach. A tak naprawdę za tym duchem stoi realny człowiek który nie wierzy w net, nie ufa netowi i woli być anonimem, bo net nie daje mu oparcia i wiary w jego prawdziwość. I dlatego przez anonimowość pozwala sobie na twórczość o charakterze jajcarskim tylko lub grafo (ten tekst jest interaktywny tam był Lokator ale i Naćpana i szel i ktoś tam i tylko przez przypadek im się udał). Tymczasem insze projekty, poważniejsze to już nie net, i już nigdy nie będzie ich w necie, tu trzeba szukać poza netem, bo net nie jest i już nigdy nie będzie na literackie „owoce zbyt dużego wysiłku twórczego”.
    Piszesz więc też o duchach, okej, ale ostatecznie to jedna milionowa.

  25. Roman Knap:

    Zresztą jak krucha to struktura – net, to weź pod uwagę co się stało na Rynsztoku. Tam nawet z tomików w in nomine musiały zniknąć teksty, bo o ich wycofanie poproszono. I jak najbardziej, bo tamte kreski i kropki były ich autorami i miały prawo o usunięcie tekstów.
    I teraz wyobraź sobie że 3 miesiące temu napisałeś tekst krytyczny o wierszach internetowych pana XLLLMA, bo twoim zdaniem były warte aby zwrócić na nie uwagę. I minęły 3 miesiące, ktoś czyta twój tekst i tak zachęcony wchodzi na Rynsztok i szuka pana XLLLLMA, a tu głucho, same kropki i wycofane teksty. Więc się zapyta, o czym albo i o kim ty pisałeś. Literatura widmowa? Jest taki dział w „Lampie i iskrze”. i wygląda na to, że dotyczy on właśnie liternetu.
    Więc tak naprawdę tu trzeba kiedyś, i mam nadzieję, że wszyscy wy kiedyś zapytacie o prawdę w liternecie, o zjawisku exodusu z internetu literatury, o przyczynach, i czy przyczyną jego nie są nie tylko nieufność do ludzi (redaktorów) ale w ogóle do trwałości, a może praworządności struktury netu.
    I tego miała w gruncie dotyczyć dzisiejsza moja obecność u ciebie na blogu,Marku. Żeby w końcu zadano sobie pytania, nie tylko dlaczego jest źle w literaturze w ogóle, ale dlaczego szczególnie z literaturą w necie!

  26. Roman Knap:

    ps.

    Zresztą weźmy, bo zacząłem też o Niedoczytaniach. Pomysł, fajnie, pięknie, ślicznie, napiszą nowi lub starzy, ładniej lub piękniej. Może nawet geniusz! Tylko zauważ, na tytuł tego konkursu – „Przepraszam, mam katar”. Więc już wiem, jakie będą felietony, takie jak ten tytuł. Bo ten tytuł, zauważ, nawołuje do postawy nieufnej, krytycznej, niezdrowej, wrogiej – ot, napisz, że ci źle, że chorujesz, że na świecie jest źle, że są choroby, zło, zarazy, wirusy, a tyś biedny itd. Inaczej mówiąc sam tytuł konkursu ingeruje, narzuca ci (takiemu chcącemu napisać felieton na konkurs) już z góry nastawienie, krytyczne, agresywne, niezdrowe wobec tego, o czym napiszesz.
    Tak więc inicjatywa, piękna, łówmy talenty, odwijamy złotka, owszem, ale za jaką cenę? Żeby te talenty były chore, niezdrowe, krytyczne!
    No i gdzie miejsce na zachwyt? Na postawę inną niż agresja, choroba, zło?

  27. marek trojanowski:

    roemk, uważam, że twoja ocena konkursu na niedoczytania.pl nie uwzględnia dołączonej do anonsu grafiki. a propos grafiki na niedoczytania.pl, to uważam, że popartowskie rysunki utrzymane w konwencji grafiki z okładki „Pop Artu” Tilmana Oserwolda są rewelacyjne (nie wiem czy czytasz komiksy, ale pod koniec lat 80. Jerzy Wróblewski narysował komiks do scenariusza Małgorzaty Rutkowskiej – pt. Skradziony skarb. Tam była taka zła blondyna, która na końcu okazała się dobra ratujac detektywa Montelano. Blondyna wprost z okładki Oserwolda. Mało tego. W tym samym czasie wróblewski we współpracy ze Stefanem Weinfeldem narysował Figurki z Tilos.
    ciekawe jest to, że szwarccharaktery z tych komiksów są narysowani podobnie i są podobni. Natomiast blondyna zafarbowała włosy w Figurkach. Zmieniła się w dobrą panią detektyw – ale także klasyczny i piękny popart.)
    Moim zdaniem grafik z niedoczytań ma świetlaną przyszłośc przed sobą.

    ale wracając do grafiki dołączonej do anonsu. czytałeś napisy „kicha, kicha, kicha”. normalnie powinno być: „a psik, a psik”. a jest kicha.

  28. przemek łośko:

    Nie ma praworządności w necie. Tam, gdzie można 'wycofać’ fakty, zatrzeć ślady, tam praworządność się nie zapuszcza bez pancerza jakim jest praworządne 'ja’. Które z woli własnej kroków nie wycofuje – choć mogłoby.

    Trwałość jest pojęciem względnym. Oczywiście, papier jest trwalszy od internetu, kamień od papieru. Nie można zapomnieć o nożycach – życiu. Jednak inaczej niż w zabawie z dzieciństwa nożyce tną kamień, kamień przeciera papier, a papier zawija nożyce. Przed każdym krokiem w tej grze trzeba dokonać wyboru, co jest najważniejsze. Ja wybrałem nożyce. Ten i ów – papier. Kilku – kamień. Większość pod czapką Gaussa nie wybrała nic.

  29. marek trojanowski:

    przemek w tej grze opłaca się zawsze wybrac papier – bo papier przegrywa tylko z nożyczkami.
    ale jeżeli miałbym wybrać jako medium publikacji: internet – papier, wybiore internet. jest powszechny, umozliwia interakcję ma tyle plusów ile maja średniowieczne inkunabuły a których nie maja wydane na kwasnym papierze ksiązki z lat 50-60, które sie kruszą i rozpadają na proszek.

    moim zdaniem net może nie tyle jest ale okaże się w perspektywie trwalszy niz ksiązki. jest teraz tyle kopii stron, jeden komentarz jest kopiowany przez tyle wyszukiwarek, że raz opublikowana treść roznosi się jak kiła w rodzinie. nie sposób tego opanować. informacja zaczyna żyć – to jest fascynujące.

    romek, skąd ty znasz te dziwne historie?

  30. marek trojanowski:

    ps. nożyce przegrają z kamieniem i studnią

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?