Poezji śląskiej ciąg dalszy. Dariusz Basiński „Motor kupił Duszan”. Pani Bieńczycka

1 września, 2009 by

Do opresji mojego przebywania latem na wsi należą też wesołe jazdy motocyklem.
W czasach PRL-u jazda bez tłumika była smutną koniecznością reaktywowania wraków. Dzisiejsze jednoślady widocznie są odpowiednio preparowane, by nawiązać historycznie do epoki minionej.
Jeśli dzień w dzień chłopak wiejski rozpoczyna go rundą wokół wsi powiadamiając tym wesołym zdarzeniem wszystkie domy i kończy swój nudny obyczaj, gdy zapada zmrok, to aż się prosi, by ktoś z mieszkańców wszedł na swój strych i z okienka, ukryty, wycelował w jadącego.

Jednak nic takiego się nie dzieje, ponieważ nikt z mieszkańców go nie słyszy. Nikomu wesoły jeździec nie przeszkadza. Wszyscy, pijąc piwo w sąsiedniej knajpie wodzą martwo za odjeżdżającym nostalgicznym i zazdrosnym okiem. Ponieważ im już nie przystoi tak jeździć, są już za starzy, fajnie jest, jak ktoś jednak jeździ.
I właśnie taka jest poezja Dariusza Basińskiego wierszy zebranych w tomiku wyróżniony prestiżową nagrodą Silesiusa we Wrocławiu.

Debiut poetycki współtwórcy Kabaretu Mumio jest sytuacją odwrotną do znanych nam z historii literatury priorytetów gatunków literackich. Tutaj po twórczości kabaretowej następuje, zdawałoby się, istota artystycznej wypowiedzi i poważne zmierzenie się jednostki twórczej z problemem pojawienia się na Ziemi i byciem artystą który, ze swojej, danej mu odgórnie możliwości, świat formułuje i buduje na nowo.
Nic takiego się nie dzieje. Dariusz Basiński wsiada na swój motor i objeżdża świat literacki obwieszczając jedynie wszem i wobec swoje istnienie.

W tym tomiku jest właściwie tylko ta jazda, która być może sprawia przyjemność autorowi, ale ja, czytelnik tak tego już nie odebrałam.
Nie odebrałam smaku tworzenia z jego przemożną potrzebą konfrontacji z czytelnikiem, tego ekwilibrystycznego czarowania i uwodzenia. Basiński traktuje odbiorcę w swojej liryce tak samo sucho i z całą bezwzględnością samowładztwa i pogardy, jaki należy się masochistycznemu tłumowi, który, w zniewoleniu odbiorcy skazany jest na czas spektaklu siedzieć cicho i milczeć.
To kabaretowe przeniesienie liryce odbiera moc wiarygodności. Jeśli w skeczu kabaretowym wszelkie niedomówienia, dowcip na zasadzie „na ostatnich nogach” a nie na histerii przedwojennego szmoncesu jest nowatorski, nowoczesny i odświeżający polską scenę kabaretową, w poezji wytraca się już jego energia i niweluje. Nie działają wszelkie obrazowania poślednich osobowości w wierszach, które na planie szerszym żyją życiem skutecznym i właściwym.

Celestyn, Siciurynka, Poffcemacy i Asemijan stwarzają mikrokosmos wysilony i nic nie znaczący.
Jeśli w słowach recenzentów na końcu tomu czytam afirmujące słowa o świeżości spojrzenia i wadze traktatu filozoficznego tych mikro zdarzeń które autor w wierszach opisuje, to są to jedynie bardzo życzliwe interpretacje.
Śmieszne jest to dziecko jedzące mango i to wyciskające sok cytryny na chodnik. Ale oprócz delikatności zauważenia, nie ma już nic . Autor nie przechodzi w świat wtajemniczeń, pozostaje w tej powierzchownej aurze small talku, pogawędki z czytelnikiem bezpiecznej i umilająco rozbrajającej. Ten onanistyczny rys intelektualnego smyrgania, estetyczny i estetycznie wydziwiony, pozostawia po lekturze smak zmarnowania, jak po jedzeniu waty cukrowej, której jarmarczność dostarcza jedynie krótkotrwałego kontaktu z kubkami smakowymi i niczego więcej.

(…)I oto kwas przeraźliwy cytrynowy wdał się Poffcernacemu w kubki, aż
zachwiszczał prawie. Toż by dzieciska mieli zakłamanie smaku – wykrzyknął
Poffcernacy przez dzięsła ściśnione. Nie ma co zwlekania. Dalejże buraka cukrowego
szukać po polach, znajdywać i dorzucać do ukwasu. I już galareta przechodzi słodką
cukrowością, już umiera kwaśliwość zostaje aromat. To się dzieci ucieszą zapoznając
przysmak – śpiewa Poffcernacy i startuje w przestrzeń. Może gdzieś doleci nim
skosztują dzieci.(…)

[Poffcernacy i okropny galareta]

Kategoria: Bez kategorii | 7 komentarzy »

komentarzy 7

  1. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, na razie przekartkowałam nagrodzone dzieło. Obejrzałam zdjęcie autora wykonane przez Bogdana Krężela. Zastanawiam się jaka sztuczka fotograficzna została wykorzystana, gdy patrzy się na oczy Basińskiego, jedna źrenica jest blisko nosa, a nie jest to zez.
    O i jeszcze coś mnie zdziwiło: numer gadu gadu wydawnictwa. Proszę bardzo wklejam: Gadu -Gadu: 8182. Już wtedy Znak wyczuł, że internet to potęga. Według mnie po dwóch miesiącach działania gg, czyli w czasach pionierskich, gdy oprócz numeru podawało się swoje dane, plus adres, wydawnictwo zaczęło wykorzystywać ten komunikator, słusznie uważając, że internet to przyszłość w reklamie.
    Ciekawe czy inne wydawnictwa także tak błyskawicznie wykorzystały nadarzającą się szansę?

    Przeczytałam jeden wiersz dla tytułu „UWAŻNIE BARDZO W ZUPĘ PATRZY” o zgredliwej gospodyni domowej, matce dzieciom, która była na sąsiedzkich plotkach i opowiadała koleżance jak usadziła tekstowo męża, ojca dzieci, który lubi jeść „ostro”

    „ja mu mówię
    dopraw se na talerzu
    bo dzieci przecież jedzą”

    Jutro i pojutrze dalszy ciąg lektury.

  2. Ewa Bieńczycka:

    Myślę, że oprócz fotografii autora ważne są też rysunki w stylu Sławomira Mrożka
    To zobaczymy, jak odbierzesz ten debiut poetycki. Ja z dużym żalem napisałam negatywnie bo bardzo lubię kabaret Mumio, a film„Hi Way” bardzo mi się podobał.

  3. Marek Trojanowski:

    Nie oceniałbym tak jednoznacznie tomiczka Basińskiego. Należy mieć na uwadze, że autor przede wszystkim jest rozpoznawalnym dzięki reklamówkom telefonów komórkowych kabareciarzem. Trudno pozbyć się pewnego oczekiwania – takiego stanu wewnętrznego, który towarzyszy człowiekowi za każdym razem, kiedy siada w fotelu kinowym, czekając na projekcję nowego filmu Monty Pythona – nie tyle w trakcie lektury tekstów Basińskiego ale jeszcze zanim zacznie się czytać tomik Motor kupił Duszan.

    Druga sprawa. Basiński za tomiczek dostał Silesiusa. Przypomnę tylko, że wiecznie-nominowana-i-bez-nagrody Monika Mosiewicz wraz ze swoim kulinarnym dziełem Cosinus salsa, także ustawiła się w kolejce po Silesiusa. Oprócz Mosiewiczówny w kolejce z wieszczowskimi ambicjami ustawił się Elsner. A tu nagle taka niespodzianka. Kabereciarz Basiński i jego głupi wyraz twarzy na okładce zdeklasował natchnionych kolejkowiczów. Nie jakiś wiecznie-nominowany-i-niedoceniony, żaden tam wieszcz ale zwykły kabareciarz. Skandal, kurwa mać, skandal!

    Kolejna rzecz. Motor kupił Duszan wydany został nie przez Zieloną Sowę, Żółtego Puszczyka czy Niebieską Wiewiórkę ale przez ZNAK. Nie wiem czy Ilgowi się przysnęło, czy akurat zajęty był szczególnie interesującą pogawędką z nowozatrudnionym sekretarzem wydawnictwa – blondwłosym, szczupłym młodzieńcem o twarzy cherubina. A może redaktorzy zwyczajnie dostrzegli w zebranych tekstach kabareciarza, którego twarz dzięki powtarzanym do znudzenia kilkunastosekundowym reklamom utrwaliła się w medialnym społeczeństwie, pewien potencjał sprzedażowy. Wiedzieli, że ewentualna edycja jego tekstów nie będzie finansową klapą. ZNAK kieruje się przede wszystkim regułami ekonomii. Wydaje tylko to, na czym może zarobić. Skoro operator telefonii komórkowej zarabia na Basińskim, dlaczego nie miałby zarobić ZNAK?

    Dalej. Szacowne żiri, które obdziela Silesiusem, to mix akademicko-nieakademicki: Jacek Łukasiewicz (przewodniczący), prof. Przemysław Czapliński, Grzegorz Jankowicz, dr Adam Poprawa, prof. Tadeusz Sławek, Justyna Sobolewska, prof. Marian Stala.
    Niewazne czy profesor czy nie, każdy człowiek lubi się zabawić. Wypić jakąś flaszkę, klepnąć ładną dziewczynę w pupę i głośno się przy tym roześmiać. Nie można czytać całe życie mickiewiczowskich Dziadów ani bełkotu „Freza znad Szklarzu czy Szklarza znad Frezu”. Ile razy można czytać o zbawianiu świata, ile razy męczyć się można nad neolingwistycznym pierdoleniem?
    Żiri na starość postanowiło wrócić do istoty poezji – do jej funkcji rozrywkowej – promując ten właśnie debiut. I tu zaczęły się schody.

    Wydawca – zapewne z powodów marketingowych – zdecydował się na umieszczeniu na pierwszej stronie okładki zdjęcia Dariusza Basińskiego. Decyzja jak najbardziej racjonalna. Ludzie w pierwszej kolejności kojarzą twarz z reklamy telewizyjnej, następnie nazwę kabaretu – MUMIO – nazwisk artystów: dwóch facetów i facetki nie kojarzy nikt.
    Zdjęcie Basińskiego: mina trochę głupia jakby gangstera-przygłupa, który w skeczu o bandytach rabujących bank na dzikim zachodzie, pyta:

    – Gdzie są doładowania?
    – W banku mamy tylko pieniądze!
    – Ostatni raz pytam, gdzie są doładowania?
    – Niiieee, nieeee mamy, naprawdę nie mamy! Litości panie bandyto.
    – Doładowania! Pytam ostatni raz bo sobie pójdę
    – Nie mamy. Proszę, weź pieniądze! Błagam, daruj nam życie.
    – Nie macie? Sami się o to prosiliście. Idę sobie. Idę! Patrzcie!

    [„A chciał dobrze” – dodaje narrator. W tle muzyczka z Bonanzy a bandyta odchodzi w stronę zachodzącego słońca]

    Promocja tomiku „śmiesznym” Basińskim na okładce być może opłaciła się wydawcy, który sprzedał więcej niż standardowych 200 egzemplarzy, które zwykle rozchodzi się za grosze w tanich księgarniach. Dodatkowo: skojarzenie śmiesznej mordki śmiesznego pana z telewizji ze śmiesznym tytułem: Motor kupił Duszan (analogia do: filmu Motór z 2005) wzmogło oczekiwanie komiczne – czyli było obietnicą dobrej zabawy jako rozrywki.

    Pojawia się pierwszy /tytułowy/ tekst z dołączoną grafiką przedstawiającą motor WSK ( może być też SHL – grafika zbyt mało szczegółowa):

    motor kupił Duszan
    teraz będzie jeździł
    na sto dwa
    a niech wyczyści wpierw
    niech wypucuje maszynę
    radzi matka
    ale gdzie tam — chłopak nie słucha
    mało to się namęczył
    przy zwózce gnoju z pola
    teraz chce pojechać
    jak wiatr poszumieć po wsi
    no dobrze jedź już urwisie śmieje się rodzicka
    pojechał chłopak jak pirun
    tylko silnik zaburczał
    nawet rąk nie umył

    Łatwo sobie wyobrazić reakcje fanów kabaretu MUMIO, którzy potrafią w nieskończoność zaśmiewać się z absurdalnych scenek reklamowych. Natychmiast wyobrażają sobie wieśniaka – młodego chłopaka, który pół dnia wywoził gnój, drugie pół dnia czyścił na błysk swoją wueskę, by wieczorem zaszaleć. Pokazać się na wiosce, zrobić kilka rogali, strzelić kilka popisów na szosie, zaimponować dziewuchom, które będą stały przy płocie i dłubały słonecznik. Wieśniak oczywiście zapomni umyć się i będzie od niego zalatywało gnojem jak będzie szpanował przed dziewczynami. To będzie takie zabawne. Wszyscy będą się śmiać, a on będzie miał przyczepioną kurzą kupę z tyłu na bluzce i nie będzie o tym wiedział. A nikt mu nie powie, tylko będą się śmiać. A on będzie myślał, że ludzie śmieją się z jego popisów, które będzie robił na swojej stodwudziestcepiątce.

    Ci sami entuzjaści absurdalnego poczucia humoru Dariusza Basińskiego zawiodą się podczas lektury. Jeżeli mieli jakaś nadzieję na ciąg dalszy sagi o wiejskim motocykliście w pędzie, z komarami w zębach, porzucą ją na stronie 14 tomiku, gdzie przeczytają:

    a na chodniku nocnym leży
    tyle rzeczy i nie plwocin ani papier
    raczej cenne zgubienia
    gdyby je zsumować
    zdecydowanie parę wywrotek na świat jak nie więcej
    ale jeżeli komuś wypada to może nie potrzeba

    Debiut Basińskiego, to mikstura różnych tekstów o różnym nasyceniu. Jedne podobnie jak Hi Way są kompletnie do niczego – np. tekst ze strony 32.:

    ona onu
    zrób jej makaronu
    bo z ryżem nie zje
    a może zje je
    jak głodna
    on onej
    niech
    ugotuje
    nim wyjdzie
    bo jemu
    nie wyjdzie
    rozgotuje
    znowu
    i będzie

    Inne są bardzo dobre (do nich należy np. kolosalny marzyciel [str. 18])

    Gdyby próbować ocenić tomik Motor kupił Duszan w kategoriach estetycznych, to jest on – wbrew wizerunkowi, który wykorzystuje ZNAK , wbrew oczekiwaniom fanów kabaretu– zbiorem wierszy a nie skeczy. Basiński wystąpił tu w roli poety. Nie wszystkie teksty z debiutu są udane. Ale przyznać należy, że zdarzają się wiersze – prawdziwe wiersze.

    Na koniec jeszcze słowo o wydawcy. Patryk Mogilnicki powinien dostać jakąś nagrodę za opracowanie graficzne tomiku. Redaktorzy: Magdalena Zielińska i Damian Strączek także powinni dostać ekstra premię za brawurowe połączenie treści i formy. Pomysł z małą czcionką, układem na stronie dla tekstu:

    kolosalny marzyciel
    mały chłopak trzynaście
    wyprowadza rojenia…

    Albo m.in. edycja a’la „zrzędzenie starej”:

    ja mu mówię
    dopraw se na talerzu

    To bardzo dobre pomysły, które stanowią dodatkową wartość tomiku.

  4. Ewa Bieńczycka:

    Pięknie, ale mnie się marzy jednak oddzielenie. Basiński powtórzył swoja działalność kabaretową wydając najprawdopodobniej tak jak piszesz, tomik czysto zarobkowo. To tak, jakby „Zielony balonik” wszedł do kanonu polskiej liryki, czy „Zielona gęś”. To, że wiersze nie są w formie scenicznych dialogów niczego nie usprawiedliwia. Mimo wszystko „Monty Python” jest bardziej intelektualny, uniwersalny i pozbawiony tej ciasnoty małomiasteczkowości i gminnego spojrzenia. Jest uniwersalny poprzez nawiązanie do myśli europejskiej, do filozofii najnowszej, do sztuki wysokiej. U Monty Pythona czuje się ten ogromny zapas, ten dystans, ten oddech, tę swobodę.

    Oczywiście przy polskiej żenadzie, gdy dla ludzi po upadku kabaretów komunistycznych, gdy ich śmieszność (zresztą bardzo dobra) polegała głównie na istnieniu politycznej cenzury, reaktywacja archaicznego stylu lwowskiego w postaci Szczepka i Tońcia, propozycja Mumio i czy innych naszych doskonałych dzisiejszych kabaretów jest darem nieba. Ale tak, jak zamazywanie płci jest szkodliwe dla gatunku ludzkiego, tak i mieszanie gatunków nie wychodzi sztuce na dobre, ponieważ dla mniej uważnych, dla mniej wyrafinowanych staje się sztuką wysoką to, co nią nie jest.
    Wdarcie się kabaretu na salony grozi ich deprecjacją. Nie chcę być źle zrozumiana jako jakiś nabzdyczony głos, że nie uchodzi. Przeczytałam kilkakrotnie te wiersze i nie widzę tam pod dowcipem żadnego innego dna. Są powierzchowne i na tej powierzchowności i łatwości odbioru bazują. Nie podejmują zresztą absolutnie żadnych problemów, które trzeba rozwiązywać, jak robi to np. amerykański South Park. Są anachroniczne, konserwatywne. Odwołują się do minionej epoki i na dodatek wyrażają się o niej niezwykle ciepło. Niedawno Polsat pokazał w nocy „Team America: World Police” twórców „Miasteczka South Park” Treya Parkera i Matta Stone’a. To taki przykład na współczesny język bardziej odpowiedni do czasów, w których żyjemy.

  5. Marek Trojanowski:

    nie uważam, by mieszanie gatunków, form itp. nie wychodziłoby sztuce na dobre.
    według mnie można pewne ważne treści przekazać w Dziadach jak i w piosenkach Dody. Więcej, uważam, że Dziady w wersji audio z podkładem muzycznym zaspiewane przez Dorotę Robaczewską ze wstawką: „Nie daj się! Ludzie niech sobie myślą!… Warto być zawsze tylko sobą! Prosto ludziom w oczy patrz, niewielu ma odwagę…” byłyby idealnym uwspółcześnieniem dzieł Mickiewicza.

    Wracając do tomiku.
    zwróć uwagę na stronę formalną debiutu Basińskiego. Wielkość czcionki, łamanie tekstu, interlinia – wzmacnia odbiór wierszy. [ np. str. 57 – „torebkę na rzemyku ściągliwym” – świetnie przedstawiona „ściągliwość” i bujanie torebki na ramieniu! i ten majstersztyk z „ja mu mówię dopraw se na talerzu”!]. Moim zdaniem ktoś miał pomysł jak ułożyć teksty, jak zainscenizowac cały tomik. Za tą aranżacją kryje się pewnie jakaś forma instynku scenicznego, która podpowiada komikowi w co się przebrac by skecz wypadł lepiej, był bardziej śmieszny. Ale nie widze w tym nic złego, zwłaszcza że w niektórych przypadkach symbioza formy i treści zmienia banalny tekst, w tekst, który dosłownie słychać – w realne dźwięki (jak w przypadku: „dopraw se na talerzu”).

    minusem debiutu są próby eksperymentu na języku. Basiński niejednokrotnie próbuje uprawiać taki rodzaj bełkotu, powielanego z luboscią w dziełach polskich gwiazdek.
    (np. tekst:

    ona onu
    zrób jej makaronu
    bo z ryżem nie zje
    a może zje je
    jak głodna … )

    Skrzywienie lingwistyczne u Basińskiego z etapu „czasowstrzymywacza” powinno ustapić eksperymentom formalno-tresciowym. Na tym poziomie udaje mu sie skonstruować kapitalne obrazy (sam czasostrzymywacz – jako neologizm – nic by nie znaczył bez scenki filmowej, na której gość wstrzymuje wskazówki dużego zegara)

  6. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    W tomiku „Motor kupił Duszan” tekst to 50 procent, a grafika drugie tyle i dopiero gdy czyta się i patrzy, odczuwa się przyjemność z obcowania z poezją Dariusza Basińskiego. To nie są wiersze do słuchania, to są utwory do patrzenia i czytania jak przegryzka między posiłkami, ale są dodatkiem, który ma przyjemny smak i zostaje na koniuszku języka.

    Dla mnie wiersz:

    „kolorowy wiatrak z potłoczonej porcelany
    klei Mariusz Obrożny
    on się nie okręci ten wiatrak
    on tylko chłodny jest przez samo wyglądanie”

    dopiero ze schematem wiatraka jest całością.
    I ten wiersz najbardziej podoba mi się w tej książce. Obrożny, potłoczona, nie okręci (bo jest narysowany) i jest chłodny jak sie patrzy na rysunek. Zabawne są przeskoki znaczeń słów, ale nie ma w nich nic głębszego. Mogą byc wyliczanką, imprezowym tekstem.

    Pisałam już, że według mnie jury nagrodziło tomik Dariusza Basińskiego za brak podejrzanego, pisemnego pesymizmu. Czuje się, że pisanie wierszy sprawiło autorowi przyjemność. Na pewno nie umierał przy układaniu każdego słowa. I dlatego jury doceniło pogodną codzienność dając sygnał, że pisanie może być też zabawą, drobiazgiem, że poeta nie musi być całodobowo na koturnach.
    Dla mnie nagroda Silesiusa w tym wpadku jest za całokształt reklamowo-kabaretowy.

    A czy ja przyznałabym główną nagrodę tomikowi „Motor kupił Duszan”? Nie.
    Edward Pasewicz i Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki według mnie napisali znacznie ciekawsze wiersze.

    Ale jako, że wybór w konkursie opiera się na wahadle, następnym razem zwycięży otchłaniowiec ultras w czarnej niewidzialnej pelerynie, metaforysta, neolingwista. Ultras może być kobietą.
    Nadszedł czas na nagrody dla „krucjatowców” religijnych, prawicowych i językowych. Ten styl da laury, wieńce, nagrody w 2010 roku.

  7. Ewa Bieńczycka:

    E, ja się Izo z Tobą, ani z Tobą Marku nie zgadzam. Przeprowadzacie podział ze względu na formę, kiedy ja mówię o wadze utworu. Na dobrą sprawę to przecież wszystkie gatunki już były i były przemieszane. Don Kichot to też tekst kabaretowy, jak i Gargantua, to przecież przede wszystkim komizm. Już nie mówiąc o twórczości Alfreda Jarry’ego, która z rysunkami czy bez działa nieśmiertelnie, ryczymy ze śmiechu tak samo, jak jego pokolenie i licealni koledzy.
    W plastyce podobnie. Te wszystkie renesansowe opowieści sakralne to przecież komiksy rozpisane na obrazy wykonane z dużym nakładem pracy i kosztów.
    Sztuka masowa jeśli jest użyta właściwie, jeśli jest instrumentem, który nam coś przekazuje, odkrywa, podaje by nam szyfr dnia rozwikłać, jest tak samo dobrym środkiem jak górne dmuchy i jak piszesz Izo, koturnowość. Koturnowość przecież też jest dobra, jeśli nie jest śmieszna z powodu formy, a nie treści. Treści mamy cały czas te same, cały czas śmiertelnie poważne, jakkolwiek o nich będziemy mówić. Ból i cierpienie, sprawy płci, mrok śmierci – cokolwiek napiszemy wyśmiejemy, spłycimy – zawsze to są te same, nieprzezwyciężalne rzeczy. Nic kabareciarz przecież nie zmieni.
    Problem Basińskiego jest tylko problemem migania się. On nie podejmuje spraw istotnych. On jeździ tym motorem po sprawach nieważnych i się miga, nikogo nie obraża, nikomu nie szkodzi, niczemu się nie naraża. A Silesius ma nagradzać utwory o rzeczach istotnych, takich co to nasze bytowanie w 2009 roku pchną do przodu. Po to są nagrody.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?