Paweł Kozioł, Wpław. Eksperyment X

13 lutego, 2009 by

.

Kolumbijscy przemytnicy narkotyków opanowali wiele technik robienia w tak zwanego chuja celników, policję a nawet agentów FBI, którzy o czym wiadomo z filmów amerykańskich są nie do zrobienia w chuja, choćby nie wiadomo jaki ów chuj miałby być.

Redaktorzy wydawnictw literackich, podobnie jak gangsterzy z Ameryki Południowej, także prześcigają się w wynajdowaniu coraz to nowych metod w przemycaniu do oficjalnej rzeczywistości literackiej, salcesonu, który przypadkowo pocięty został na wersy i strofy. Te metody nie są jeszcze tak wyrafinowane, jak te stosowane przez przemytników koki, ale wyraźnie widać gwałtowną tendencję o charakterze nie tyle ewolucyjnym, co rewolucyjnym w zakresie redakcyjnej metodologii wciskania czytelnikom gówna.

Przykładem może tu być dzieło pt. Wpław, które napisał pospolity i skromny, żerujący gdzieś na uboczach wielkiej areny poezji, poeta z rocznika siedemdziesiąt i coś tam o imieniu Paweł i nazwisku Kozioł. Razem: Paweł Kozioł.

————————————————————————————-

Paweł Kozioł, jak na prawdziwego Polaka przystało, zapragnął być wielki, sławny, mieć dużo pieniędzy, kupić mieszkanie w Warszawie, mieć fajną dupeczkę (najlepiej blond i okularkach w typie metroseksualnym), zapragnął udzielać wywiady w Tel-Awiwie, w Izraelu i chuj wie jeszcze gdzie. Ale w głębi ducha najbardziej pragnął zostać gwiazdą portalu nieszuflada.pl i żeby jego zdjęcie koniecznie znalazło się na stronce literackie.pl.

Wiedział, że najkrótszą drogą do osiągnięcia celu byłoby małżeństwo z Justyną Bargielską. Po ślubie, który pewnie zostałby obfotografowany z każdej strony przez Gilinga, a który bez wątpienia byłby bezpośrednio transmitowany w Internecie na wszystkich stronach przyszłej żoneczki i co oczywiste na stronie Biura Literackiego, Paweł Kozioł nie musiałby już nic robić. Zapewne oblubienica, wierna słowom przysięgi sama pisałaby za ukochanego wiersze o rozwielitkach, rekinach, o niepokojącym spadku liczebności populacji krylu w okolicach okołobiegunowych i wpływu tego zjawiska na zwyczaje godowe wala błękitnego. Powstała dzięki temu poezja zaangażowana zapewniłaby Pawłowi nagrodę Nobla. Żaden filmik i żadne staranie Al Gorea o dobro naturalnego środowiska nie mogłoby się zmierzyć z tekstami płynącymi z kochającego, świeżo poślubionego serca.

Ale Paweł Kozioł nie idzie na łatwiznę. Jest poetą, poetą z rocznika siedemdziesiąt i coś tam. Szlachetny niczym flaszka Russkoje Igristoje rozprawiczana tylko na przełomie mileniów, Paweł okazał się nosić w sobie coś unikalnego, w przypadku polskich poetów tak rzadkiego jak niedźwiadek panda na orbicie okołoziemskiej. A mianowicie Paweł Kozioł miał ambicję.

Skoro już zdecydował się zostać poetą, to chciał to zrobić sam, bez niczyjej pomocy a zwłaszcza żony. Jak postanowił, tak tez uczynił. Ani się spostrzegł jak okazało się, że w ciągu kilku chwil zapełnił kilkanaście stron A4 wierszami. Teraz należało je tylko obwieścić światu, pokazać ludziom i aniołom, samemu stwórcy by mógł kontemplować dzieło swego dwunożnego stworzenia.

Dzięki pewnemu wydawcy, dzieło Pawła Kozła ujrzało światło dzienne. Zaległo w internetowych księgarenkach, znalazło się w sortymencie Taniej Książki. Paweł Kozioł był dumny. Musiał być. Kiedy zgodnie z umową wydawniczą redakcja przysłała na adres domowy Pawła egzemplarze autorskie, ten się bardzo ucieszył. Wreszcie mógł się pochwalić nie tyle kolegom i koleżankom, gdyż oni wiedzieli o jego marzeniach, ale przed rodzicami, którzy nie mieli pojęcia, że w miłosnym uniesieniu kilkadziesiąt lat temu spłodzili wieszcza.

Z wypiekami na twarzy i wpisaną w nią niepewnością oczekiwał reakcji mamy. Nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach spoglądał na ojca. Co tam Winiarski i jego befsztyki, które nazywa eufemistycznie recenzjami! Tylko oni się liczą! Ich zdanie! myślał w duchu.
Dlatego łatwo wyobrazić sobie to rozczarowanie, gdy z ust rodzicieli niemalże w tym samym czasie padło pytanie:
– Synku, ładne te próbki tapet. Z jakiego sklepu ci to przysłali? Czy dają rabaty?

————————————————————————————————————

Tomik Wpław Pawła Kozła, to zbiór tekstów pozbawionych treści w sensie klasycznym.
Brak tu nie tylko przyczyny i skutku, ale przede wszystkim treści, która wypełniałaby przestrzeń między przyczyną i skutkiem, nadając sens temu związkowi. Innymi słowy: w tekstach Pawła Kozła są zdania, wyrazy, znaki i także te interpunkcyjne, ale poza tym nie ma nic. Przykład:

plączę sieć płaszcza, kable, szwy spójnego
słowa. i wiersz się sprzęga. zapraszam na pisk
mikrofony jak mewy: jeden, dwa, trzy. próba

(now my charms)

Przykład drugi:

ultramaryna, ultradźwięki w czaszce. więc cała siłą, co została, jest
niczyja: zwykłe, twarde promieniowanie tła
na wspólnym zdjęciu. zwykła radioaktywność

(and what strength)

I ostatni bajszpil:

wiersz jest najsłabszy. lepiony z tej samej
wegetatywnej wody. zaplątany wokół
klifów, nadbrzeży, marginesów. szum

(chich is most)

Prawda o dziełach zawartych w tomiku Wpław nie wymaga żadnego odkrycia. Powyższe przykłady nie były wyselekcjonowane intencjonalnie, by służyły za argument w dowodzie, którego konkluzja równałaby się owej złej intencji. Cytaty pochodzą z 3. pierwszych, kolejnych tekstów Pawła Kozła, opublikowanych w tomiku.

I zdaje się, że ta prawda o dziełach poety Kozła, nie była obca wydawcy, który zdecydował się wydać Wpław.

Każdy wydawca książek marzy o autorze, który napisze dla niego, dla siebie, dla milionowego zysku książkę o Harrym Potterze. Dlatego w redakcjach zatrudniani są specjaliści, którzy potrafią w zalewie manuskryptów odnaleźć to jedno dzieło, tego jednego autora tego rodzynka, którego drukowanie zapewni pełną michę dziesiątemu pokoleniu spadkobierców praw autorskich. Ze specjalistami bywa jednak tak, że:

1) jako spece mają ustaloną markę w środowisku
2) znają innych środowiskowych speców

W pierwszym przypadku oddziałują jako autorytety, które olewając wszelkie prawa estetyki, sensu itp., mocą swojego sakramentalnego TAK, starają się uczynić z osła orła. W drugim, występują jako kumple kumpli. A najlepszy kumpel, to ten, który zawsze pomoże albo zrobi coś fajnego, miłego na zasadzie: ty mi i moim kumplom, to ja tobie i twoim. Obowiązuje tu żelazne prawo konsekwencji: kumpel mojego kumpla jest moim kumplem. Łatwo sobie wyobrazić, że i w tym przypadku osłom dorabiane są skrzydła, a tylko dlatego, że osioł lub oślica nagle zechciał wzbić się w przestworza i potrzebował skrzydeł. Masz jakieś na stanie? Druknij, co ci szkodzi. Nie bądź chujem Romek i tak odchodzisz

Ale z tomikiem Wpław Pawła Kozła było inaczej. Nie wydaje się być prawdopodobne, że któryś z redaktorów mógł parafować druk tekstów bez treści. Przeciwnie. Traktując tomik Wpław integralnie to znaczy: sumując wytłuszczenia tekstów, studiując dokładnie obrazki, odszyfrowując anglojęzyczne wstawki, okazuje się że mamy do czynienia z wielkim wydawniczym eksperymencie.

Ale powróćmy na chwilę do kolumbijskich karteli kokainowych i ich metod upowszechniania białego proszku na całym świecie. Okazuje się, że narkotykowi bosowie fundują szkoły, w których biedne dzieciaki na parówkach cielęcych uczą się połykania prezerwatyw wypełnionych koką. Parówa połykana jest w całości a następnie wyciągana z gardła. Osobliwa technika może być w pewnych okolicznościach zabawna, jednak dla ubogich dzieci z Ameryki Południowej tego rodzaju lekcje są jedyną okazją by zobaczyć kiełbasę z bliska. Inne techniki polegają na połykaniu dużych czopków wypełnionych białym proszkiem, zbudowanych ze specjalnych polimerów, które mają się nie rozpuszczać w kwaśnym środowisku żołądka. Mają bo technologia jeszcze wymaga dopracowania.

Wydawca Wpław także postanowił przetestować najrozmaitsze metody przemycenia tej wyjątkowej, beztreściowej papki tekstu, do świadomości estetycznej. Zamiast parówek i czopków używa: obrazków i wytłuszczenia pewnych części tekstu.

Oto rysunek:
Kwadracik, na nim helikopter, dwie pary babskich cycków ( jedne sflaczałe inne sterczące i jędrne), pięć kresek, jakaś konstrukcja przypominająca krzesło i pan stojący za nią. W tle coś tam jeszcze jest, co wymaga dopiero hermetycznego koniecznie odkrycia, bo to coś uległo przesłonięciu jako zasłonięciu, stąd należy uciec się do deskrypcji Heideggerowskiej o prześwicie i o aletei i o innych uczonych rzeczach.
Rysunek nie jest osamotniony w tym zawirowaniu znaczeniowym, które wywołać musi w każdym umyśle taka dawka piktorealnych cycków. Obok rysuneczku jak byk stoi dzieło Kozłowe, pt. And my ending, które koniecznie domaga się cytatu:

ja niby wiem: to znowu dykcja zatrzaśniętych
drzwi, grodzi za którymi zaznaczają ostatni
błękitny pasek w miejscu, gdzie tamta twarda ściana
Wyjątkowe, niczym megaczopki z kokainą wypłukiwane na durszlaku z kupy pod bieżącą wodą, są także elementy wytłuszczone w tekście.Przykład:

W tekście Gentile breath Paweł Kozioł nie zaskakuje pisząc:

sunie się taśma. spuszcza niebo wszystkie
tytuły burzy. potem rozwija twój
lekki oddech, lokuje cały alfabet raf

Zaskakuje jednak redaktor, który wyróżnił w tekście:

źle toczą się puste
rozmowy jak kalorie alkoholu

i:

no zobacz

oraz:

tak się odpływa

Połączenie tych pogrubionych fragmentów w całość skutkuje bardzo dobrym i sensownym tekstem w odniesieniu nie tylko do tego konkretnego wiersza, z którego pochodzą te wytłuszczenia, ale do całego tomiku.

Ten eksperyment wydawcy na czytelniku i jego świadomości estetycznej, na żywym poecie jest przede wszystkim eksperymentem na samym sobie. Wydawca, zwłaszcza poezji, ma doskonałe rozeznanie w rynku. Wie, że nie będzie w stanie konkurować z zalewem garmażeryjnym: z salcesonami i kaszankami w miękkich okładkach z klejonymi grzbietami, które płyną szerokim strumieniem z wrocławskiego Biura Literackiego, które specjalizuje się w asenizacyjnych połowach.

Nie ma szans na konkurencję, ponieważ na rynku jest brak poetów. Nie ma kogo wydawać, nie ma towaru, którym można konkurować w bitwie o statystycznego Polaka, który jak wiadomo czyta 1,34 książki / rok.
Z tego powodu wydawca zdecydował się na innowacyjny zabieg: na redaktorskie usensownienie dzieła. Treść albo przynajmniej jakąś fatamorganę treści czytelnik odnajdzie w redakcyjnych wyróżnieniach oraz w rysunkach, które mogą robić za artystyczną tapetę ścienną w pokojach zbuntowanych nastolatek z poprzekłuwanymi uszami, w których dźwigają odwrócone krzyżyki. To one sprawiają, że wyrzut sumienia po wyrzuceniu kilkunastu złotych na dzieło Wpław jest jakby mniejszy. Ale tylko ciut, ciut.

nu-zajc-nu-pagadi.jpg

Kategoria: Bez kategorii | 25 komentarzy »

komentarzy 25

  1. Ewa Bieńczycka:

    Miałam nadzieję, że już lingwistów nigdy nie spotkam i jednak wszystko się odradza. Już w latach siedemdziesiątych wskrzeszanie futurystów, by pozyskać pieniądz na Nowy Wyraz było zabiegiem technicznym, tylko chyba skierowanym do zupełnie zdezorientowanych decydentów. Taki miesięcznik dla młodzieży grubości Biblii, trzeba było czymś zapełniać co miesiąc, a też im nie zależało, by wpuszczać obcych. I jakoś to społeczeństwu wytłumaczyć. Łódzkie włókniarki pracowały na to za grosze nocami.

    Jestem dzisiaj już bardzo zmęczona. Napiszę jutro. Póki co wejdź na stronę domowa Pawła Kozioła i zobacz, jaki tam panuje entuzjazm literacki.
    Widzisz, ta errata z Szekspira, to jest jednak celowe. Chyba chodzi cały czas o jakąś mistyfikację i dobrze, że to wszystko traktujesz w poście tak odjechanie.
    Z sieciowego wydania Cyc Gada:

    Tutey słowo wpław rozumiemy tak, że skaczemy w tom. Wpław, więc w kontekście wyjaśnień z okładki tomiku nie w dół i nie w górę i nie trzygwiazdkowym statkiem (Sren Kierkegaard: trzydzieści pięć do średnika, a pięćdziesiąt do kropki.).
    Gdzieś Walter Benjamin napisał, że barok penetruje biblioteki i tam słowo barok klepało 24-karatowy różaniec, w opozycji do słowa renesans, penetrującego wszechświat. Kocham Benjamina, chociaż go nie rozumiem.
    Słowo barok przychodziło mi do głowy już wcześniej gdy myślałem o wierszach Pawła Kozioła zanim sobie przypomniałem fragmenty Dramatu tragicznego i tragedii i zanim wypadła mi z tomiku errata zawierająca fragment Burzy Szekspira. Piszę o tym, bo zależy mi, żeby nie było tak, że nosa miał tylko polski poeta, powieściopisarz i krytyk przełomu XX i XXI w., Jakub Winiarski.
    Jestem świadomy tego, że w chwili gdy Państwo nas czytają, poniższą uwagę mogą brać za zbyt drobiazgową: otóż istnieje wg mnie nie takie znów luźne powiązanie poetyki Kozioła z tą zaproponowaną przez Andrzeja Sosnowskiego. Serio.

  2. Iza:

    Kto wykonał rysunki? czy kolega, koleżanka poety? czy wydawnictwo postanowiło samo dokonać wyboru i znajomemu, znajomej koleżanki redaktorki dać możliwość wypełnienia strony?
    Czasami jest tak: poetka, poeta chwali się znajomym, wiecie mam możliwość wydania tomiku, a na to ktoś z grona znajomych wspólnie spędzających wieczór: ale fajnie, ja mogę dać swoje rysunki i biedny poeta zostaje obdarowany balastem, ponieważ nie nauczył się jeszcze odmawiać.
    Gdyby to Janusz Kapusta firmował swoimi rysunkami tomik, jestem przekonana, że miałabym ” Wpław” na półce w domu.
    dopisek
    Janusz Kapusta czasami daje swoje rysunki polskim pisarzom, pod warunkiem, że uda się autorwi nawiązać z mistrzem uczuciowy dialog.

  3. Ewa Bieńczycka:

    Szukam intensywnie krytyki neolingwistów w necie Pawła Kozioła i nie znajduję.
    Warszawska Inauguracja Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmurzetelnie ilustrowana zdjęciami na witrynie Gil Gillinga, gdzie poeta Paweł Kozioł sekunduje zdarzeniu literackiemu, niczego mi nie mówi.
    Czytam manifest neolingwistów, który jak każdy manifest jest samym w sobie literackim wytworem i zastanawiam się, czy rzeczywiście Przestrzeń Wittgensteina ważniejsza od Przestrzeni Graffenberga, czy może po tej krytyce Paweł Kozioł jednak preferuje Geaffenberga?
    Wskazywałaby na to szata graficzna tomiku Wpław.
    Trzymam w ręku grubą książkę sprzed trzech lat Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu patrząc pod kątem wykonania. O, jakże poeci wcześniejszych wieków musieli się namęczyć, drukarzy nadręczyć, by te literki wbrew Gutenbergowi poustawiać? A tu barwna, jak Marek pisze, tapeta sama się z kartek sypie bez wysiłku, sama się mnoży.
    Ale wracając do zdjęć Gil Gillinga. Jak to? Awangardę tę wydał i promował Staromiejski Dom Kultury?

    A, jak pisał Słonimski:

    Odkąd to panowie awangardziści powołują się na uznanie krytyki? Trochę to tak, jakby heretyk i skandalista tłumaczył się, że jego utwór jest dozwolony przez cenzurę i otrzymał imprimatur Kościoła. Nowatorom bardziej jest do twarzy, gdy skarżą się na brak uznania, niż gdy chwalą się nagrodami państwowymi.

    Czytam w manifeście polskich neolingwistów:

    () Ogłaszamy śmierć kartki papieru, ale nie boimy się grzebać w trupach()

    Jak widzę na zdjęciach, lasy Amazonii cięte są na całego, nawet idą na ten cel unikalne rośliny z ery paleozoicznej, które pewnie z powodu tych radosnych ekscesów nie zdołają przetrwać. Bowiem przetrwają tylko neolingwiści.
    Co sobie będą żałować?
    Ale Paweł Kozioł jest inny, delikatniejszy, oszczędniejszy, awangardowo wobec awangardy zbuntowany. Ssanie cyca gada u niego ekonomiczne, dziecięce i niewinne.

  4. Ewa Bieńczycka:

    > Iza
    Nie wiem. Wypada chyba nam czekać na autora, by nam rzecz wyjaśnił. Książka jest wydana niechlujnie, nazwisko Pawła Kozioła jest tylko na okładce, wewnątrz niezrozumiałą czcionką tytuł. I ta kartka z Szekspirem, luźna zupełnie, jako errata. Może jednak Ty podejmiesz się wyzwania, gdyż skoro errata, to całość jest o czarowaniu neolingwistycznym Prospera i to taka Burza. Niesprawiedliwie posądzałam autora o ściągę z Justyny Radzczyńskiej, odnośnie morskich żyjątek. A to tylko Szekspir.
    Natomiast Biblię neolingwistów warszawskich ilustrował artysta-grafik Marek Sobczyk i być może tę książkę też.
    Zwróć uwagę na Aleksandra Wata, on podobno też patronuje.

  5. Iza:

    Ewo, neolingwistyczna poezja to dla mnie wybryk, to świśnięcie kozetkowym psychologom ( sama nim byłam przez dwa lata)metody na skuteczne uwodzenie. Ta metoda to NLP.
    Neolingwistyczna poezja to nic innego niż chwilowa zabawa kilku znajomych, czyli ślepy zaułek.
    I nie ma się co dziwić, że trzydziestolatkowie, czterdziestolatkowie odkrywają teraz na nowo wiersze Leśmiana, bo to są wiersze dotykające duszy.
    Jeszcze nie wiem, kto jest admiratorem Bolesława Leśmiana i zasiewa jego poezję na nowo, ale o nim rozmawiałam wczoraj wieczorem, a nie o poecie Sosnowskim, czy Świetlickim.

  6. Iza:

    A najważniejsze pytania jakie powinnam zadać na początku to:
    dlaczego powstała poezja neolingwistyczna na początku dwudziestego pierwszego wieku? W czym przejawia się jej bunt? co burzy? przeciwko czemu protestuje?

    Moja subiektywna odpowiedź brzmi: neolingwistyczna poezja powstała na skutek nudy i chęci zabawy, ale nie zabawy do utraty tchu, autentycznej, żywiołowej, tylko takiej udawanejna pół gwizdka, a właściwie na ćwierć.

  7. Ewa Bieńczycka:

    Pozwolisz Izo, że na na temat Janusza Kapusty się nie wypowiem. Ani nawet nie pisnę słówkiem o poecie, ani o poetach z Zamościa.

    Natomiast uważam, że powinniśmy porozmawiać o tomiku Pawła Kozioła, który się od neolingwistów odcina, tylko szukam, gdzie. Jak piszesz, neolingwiści to grupa powołana do młodzieńczych wygłupów, transgresji i broń Boże – mieszczańskiego kładzenia tapet w mieszkaniach. To sam żywioł.
    Ale Paweł Kozioł, jak widzę na fotografii Gil Gillinga to piękny, delikatny młodzieniec – mimoza. Trudno wymagać od niego przekraczania mieszczańskich konwenansów, czyli pracy Herkulesa. Kozoł żegluje po oceanach, w każdym razie już jest na plaży. Proponuję, byśmy w ten walentynowy czas zimowy z nim trochę popływały i poeksperymetowały w tropikach.
    Skoro poeta nie przekracza, boi się, my przekroczmy. Neoligwinistyczna transgresja.

  8. Ewa Bieńczycka:

    Oczywiście, że autor, jak sugeruje Marek, marzy wraz z wydawcami o polskim „Harrym Potterze” i jego finansowym sukcesie w dobie kryzysu, co nie wyklucza pozostałych motywacji odkrytych przez Marka w dalszej części tekstu. Szczególnie sprzężenie Połowu Biura Literackiego z wszystkimi elementami innymi by przypłynąć do celu jest ewidentne. Ale są inne. Np. podjęte kroki w chmurach Hłaski. Albo aluzja do Rolanda Barthesa. Uważam, że przed śmiercią autor wykonał wszystko. Natomiast od czytelnika, nawet, jeśli jest tylko tą 1, 34 cząstką polskiego społeczeństwa, to jednak jest zawsze siły cząstką drobną, co zawsze złego chce, i zawsze czyni dobro.
    I dlatego wymagany jest od niego, czyli ode mnie, heroiczny akt transgresji.

    Połykam więc sporą dawkę proszku ariel, gdyż nie stać mnie na żadne inne narkotyki i z polskim wydaniem Burzy sprzed dwustu lat wchodzę do zimnej wody, którą autor mi na dzisiejszą kąpiel przygotował.
    Kozioł przestrzega, że na morzu rozlewają się plamy czerwonego oleju. Ale wiem, że czekają mnie gorsze niespodzianki: twarde promieniowanie, Imperium kontratakuje, wszystko sprowadzone do parteru

    Autor, który jak pamiętamy z Barthesa, umarł, każe w postaci ducha wziąć wodę w usta, mimo, że woda skażona olejem. Po to, bym, oprócz dawki arielu mogła zrozumieć tajemne szyfry: T. Różewicz,
    drukarnia nr 7, ul Rakowiecka.

    Ale ja pod wpływem tych narkotyków tonę. Idę na dno. Tam drzwi, i tam ktoś jest.
    I kiedy wywlekli mnie na brzeg i cucili, usłyszałam głos:

    chwiejny krok w chmurach bliżej o milimetry słupka
    powietrza skąd skakaliśmy w siebie jak siwy
    dym gryzło w oczy a jak obrotowy
    bałtyk mi było

    Widocznie tak było. Nic nie pamiętałam.
    Ale w erracie czytam:

    () Jeśli modlitwa w pomoc nie przybędzie:
    Modlitwa bramy litości otwiera
    I błędów dawnych pamiątki zaciera,
    Jak sami chcecie grzechów odpuszczenia
    Tak mi przebaczcie moje przewinienia (…).

    Więc w sumie się opłacało czytać Pawła Kozioła Wpław

  9. Iza:

    nie na temat za to z okazji

    W dzień swiętego Walentego przewiny
    wwiercają się we wszystkie szczeliny
    z zapadką dla chłopca i dla dziewczyny.

    Tylko tyle udało mi się ułożyć przed wyjściem w zaspy nocą. Zainspirował mnie napisany powyżej jedynastozgłoskowiec o przewinach.

  10. Ewa Bieńczycka:

    Tak, wieczne poczucie winy. Skoro autor umarł to kogoś trzeba obciążyć.
    Wiesz Izo, mimo wszystko Paweł Kozioł pisze bardzo erotyczne wiersze. Nawet bez tych, jak zauważył Marek, erotycznych rycin. Tam jest bardzo dużo w tych wersach ciężkiej maszynerii i różnych drutów, maneli starych które zawsze się mogą do czegoś przydać. I śnieg jest, i łyżwy. Wszystko jest.
    Dobrze, że omawianie tej twórczości przypadło akurat na dzień św. Walentego.

  11. Iza:

    Pretendenci do ręki księżniczki francuskiej ze „Straconych zachodów miłości” i ich perypetie, a na koniec jak to w komediach szczęśliwe zakończenie, to w sam raz temat na uczuciowy dzień walentynkowy.
    Ciekawe czy poetki i poeci dali wyraz swoim uczuciom pisemnie i wiersze o takiej tematce wczoraj wklejali na portalach?
    A może miłość jest aż tak banalna, że o niej się nie pisze.
    Dobrze więc, że jest poeta Paweł Kozioł wzorujący się na szekspirowskich sonetach.
    Poszukam jego ostatnich wierszy, aby spradzić jak odczuwa obecnie.

    (a wciąż szukam opisanego przez Chestertona poetę. „Poeta i wariaci”, dlaczego jeszcze nie znalazłam takiej osoby hm)

  12. Iza:

    no nie! Panie Pawle niech Pan poprawi wpis na poewiki. Jak można funkcjonować w necie jako „poeta od tomików”. To bardzo duża niezręczność, szukałam w wirtualnym świecie pańskich wierszy a nie etykiet.

  13. Ewa Bieńczycka:

    Rynsztok wydał w ten dzień cały tom poezji miłosnej, z estetyczną okładką odwołującą się do pornografii osiemnastowiecznej. Widać po niej, na co dawniej zwracano w tych sprawach uwagę: na ciuchy! Na owłosienie! Nagie czasy są niepokojące ze względu właśnie na jawność (Internetu). Kłamią wszyscy, oszukują, a chcą być goli. Jak to pogodzić? I jak to pogodzić z prokreacją? Dawne ludowe: rżnij Walenty, Bóg się rodzi to przecież był rytualny okrzyk bojowy, by mnożyć słowiańskie plemię do upadłego, bohatersko i heroicznie.

    Jak rozumiem, będziesz Izo miała dopiero w poniedziałek swobodny dostęp do Internetu. To ja w takim razie dzisiaj napiszę o innych neolingwistach.
    Chciałam tu jeszcze dać poważne podsumowanie poezji zawartej w tomiku Wpław Pawła Kozioła, ale nie mam już odwagi.

  14. marek trojanowski:

    wiesz ewo, Kozłowe dzieło nie jest pierwszym komiksem, którego wartość była niejako dodana przez zamieszczenie obrazków. przypomnę tobie werk Bargielskiej: Czinasziping, które wydano w kserokopia.art.pl.

    nie wiem czy przypominasz sobie jak narzekałem wówczas na toner, który zmarnowałem na wydruk tego pdf-u, zmajstrowanego przez łukaszewicza.
    nie wiem, które z dzieł: czy bargielskiej czy kozła było chronologicznie pierwsze – to ma znaczenie tylko historyczne.
    mnie intersuje ten fenomen, który ośmielam się nazwać: piktopoetyką.

    piktopoetyka, to rodzaj strategii upowszechniania poezji kompletnie bezwartościowej przty uzyciu technik pozapoetyckich.

    to jest to coś, co się dzieje na rynsztoku.

    zwróć uwagę na kolejne obrazki w dziale news. okazuje się, że one maja stanowić o wartości portalu. przypominam sibie jak swego czasu narzekano na to, że nie pojawiają się kolejne fotki w njusach.
    a przecież rynsztok jest portalem literackim a nie witryną fotograficzna.

    te obrazki, to broń boże żadne tam jelonki na rykowisku, ale prasowanki z fotoszopa czy corela, którym nadaje się status dzieł artystycznych. podobnie jak te rysuneczki z tomiku Kozła.

    rozumiesz, pojawia się ogólna atmosfera natchnieniowości, w której wszystko wszystko ma znaczyć, a nic nie znaczy wbrew pozorom nic, ale nic jest tak samo znaczące, jak wszystko, które wszystko znaczy.

    piktopoetyka to nic innego, jak łączenie obrazu i słowa, w przekonaniu, że ten tandem, będzie bardziej wartościowy, niż człony tego związku brane z osobna.

    jest to przekoanie moim zdaniem nieuzasadnione – bowiem mozna w nieskończoność dodawać zero do zera ale nigdy dzięki temu nie osiągnie sie sumy równej jeden.

    jeżeli natomiast obraz posiada wartość, i tekst wartośc posiada, to obraz i słowo będę się unikać, tak jak unikają siebie jeden i jeden, ponieważ w połączeniu tracą swoją pierwotną wartość i autonomię na rzecz dwójki, której status i znaczenie jest rózne od części składowych.

  15. Ewa Bieńczycka:

    Już dla ścisłości i lojalności wobec autora, przeklejam notkę wydawcy ku uwadze Izy, gdyż wczoraj odpowiedziałam Jej na pytanie niepełnie:
    Paweł Kozioł Wpław
    Można to czytać albo jako 20 niezależnych wierszy, albo jako emblematyczny poemat, w którym motta stanowią kolejne wersy z epilogu „Burzy” Szekspira. Jak na emblematy przystało, książka posiada również znaczące elementy graficzne – ilustracje Marty Kuklik, mocno przetworzone przez Marka Sobczyka.

  16. Ewa Bieńczycka:

    To co napisałeś Marku też kwestionuje moją komiksową pracę, którą robię pierwszy raz w życiu. Nigdy w wydawniczym ruchu PRLu nie dostałam chałtury ilustratora, było to niesłychanie trudne do pozyskania. Raz trafiłam przypadkowo na Plener Ilustratorów w Zamościu, gdzie zjechali wszyscy projektanci banknotów, bajek dla dzieci i profesorzy katedr ilustracji Akademii Sztuk Pięknych ze swoimi studentami. Wszyscy się znali, nie miałam szans wejść w ich środowisko. Widocznie ten brak pracy, którą bardzo chciałam wykonywać jakoś teraz odreagowuję terapeutycznie.

    Być może teraz się kłóci słowo z obrazem. To jak w pracach zespołowych, w związkach – albo się dopełnia, albo kłóci. Być może kłóci się i w jednym człowieku, gdzie te dwie profesje nie są harmonijne.
    Nie wiem, czy w Rynsztoku się kłóci. To portal społecznościowy, skupiający bardzo różne osobowości i na dodatek niejednorodne i nieukierunkowane tak jak dawniej grupy artystyczne na jeden profil, wizję w manifeście. Omawiani neolingwiści, jak napisała Iza, scaleni są zupełnie czymś innym pod swoim manifestem.
    Jeszcze o tym tu będzie przy omawianiu dalszych członków tej grupy poetyckiej.
    Rynsztok łączy tylko demokracja, a sztuka jest tylko arystokratyczna.
    Szef rynsztoku napisał mi uczciwie, że jestem odrażająca i nie zaryzykowałabym już przecież przystąpienia do rynsztoku, mimo jego demokracji. Myśmy się tu jeszcze na Twoim blogu nie zdefiniowali definitywnie, wszystko jeszcze trwa, więc jestem.

  17. Iza:

    Ewo, wracam do domu w poniedziałek w nocy, we wtorek wieczorem skupię się na Twoim tekście.
    ps
    to fałszywa teza, że sztuka może być demokratyczna, demokratyczne, się może być co najwyżej rzemiosło, albo okazjonalne hobby.

  18. Ewa Bieńczycka:

    Analiza poetycka Marka Trojanowskiego została właśnie wsparta przez sieciowy portal Niedoczytania.
    Moje gratulacje, Marku, mimo, że nie zmieniam o tym tomiku zdania.

  19. Iza:

    Analizapoetycka to sztandarowe dzieło poezji tomikowej, którą wcześniej zbilansowałam.
    Marek zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz czyli odautorski komentarz. Dla recenzenta to wprost wymarzony stan. Jest ściąga i wiadomo o czym napisać.
    Dlatego i ja śmiało zmierzę się z blogowym tomikiem Marka. Co tam wiersze i tak najważniejsze w necie dla mnie jest to co pod wierszami.

  20. przemek łośko:

    Napisałem Ewo, że czuję niechęć do Twoich mieszczańskich poglądów. I to jest prawda. Rynsztok nie jest, ale stara się być demokratyczny i społecznościowy. Jest tam miejsce i na mieszczaństwo.

    Wiersze, jeśli będą niezwykłe, pozostaną niezwykłe bez wpływu lub udziału portalu.

    Co do zdjęć na rynsztok.pl generalizując mylicie się tak mocno, iż przegapiliście w nim zdjęcia bardzo dobre, ba, jedno arcydzieło. To nie moja strata.

    Jest na portalu wiele grafik i zdjęć słabych, również moje. Nie zamierzam edytować przeszłości.

    Krytyk rodzi się wtedy, kiedy potrafi wybrać To z wielu omamów. Nie jest obowiązkiem właściciela portalu ułatwiać krytykowi zadanie poprzez wstępną selekcję.

    Marku, totalnie się mylisz jeśli chodzi o wartość wierszy z Chinashipping. Jesteś ślepy w tej kwestii. Znów – nie moja to strata.

    Wreszcie, rynsztok.pl jako całość – warto go krytykować i cieszę się, że robicie to raz krygując się, innym razem bez ogródek. O tym, czy w przyszłości będzie to portal ciekawy zadecydują ludzie, jego uczestnicy. Bez nich rynsztok.pl jest tylko domeną i oprogramowaniem. Nie jest moim zadaniem selekcjonowanie ludzi do portalu – nie jestem selekcjonerem Kadry Narodowej Wiersza. To, co mogę i staram się zapewnić jako właściciel to działający portal z przewidywalnymi regułami gry. To co zapewniam jako wierszopis – to komentarz i czasem wiersz.

  21. Ewa Bieńczycka:

    Przemku, napisałam tylko, że rynsztok jest portalem takim, jakim jest poniekąd z konieczności. Ja to tam w komentarzu wyczytałam, nikt nie zaprzeczył i takie jest jego założenie: demokracja. Nic mi do tego, gdyż nie jestem bezpośrednim użytkownikiem, ale jako obserwator nie miałam wątpliwości. Zresztą, zrobił się identyczny jak nieszuflada w pewnym momencie i czytałam nawet te same wiersze tu i tam pod innymi nickami.
    Nie jest to jego zaleta, ale wada. I nie wyobrażam sobie, byś popełnił następny błąd, jako selekcjoner i wykidajło. Myślę, że Internet wejdzie powoli w fazę sublimacji i będzie zdrowszy, czyli, jak wcześniej pisałam utworzą się grupy odrębne, jak style w sztuce. Na zasadzie osobowości. Bardzo trudno mi rozmawiać z pewnymi osobami, nawet z Tobą, gdyż reagują na mnie histerycznie. Nie wiem ile kobiet w życiu znałeś bliżej, może poznanianki są jakieś inne. Nie mam poglądów mieszczańskich, ani mnie to obraża, ani boli, że mnie tak odbierasz, ale sama znam siebie po prostu lepiej. I uważam, że ludzie powinni się instynktownie grupować na zasadzie jednak podobieństw, a nie sprzeczności i portale nie powinny być tak liczne, wtedy by ludziom naprawdę zależało na spotkaniu, przeżywaliby ekscytację, jak na randce. Nie byłoby też pogardy, tak charakterystycznej na portalach. Wiem, że uczucia wyższe nie wchodzą w grę, ale mimo wszystko pisanie wierszy jest czynnością inną, niż obieranie kartofli i bajdurzenie z sąsiadką, która też to robi.
    To wszystko w wierszach jest, wiersze się pisze dopiero od pewnego poziomu podniecenia. Człowiek to przecież bardzo skomplikowany mechanizm.
    A to, o czym pisze Marek, to myślę, że to są ozdóbki przyklejone, jak obrazy w mieszczańskim domu. Ale już nie chcę się narażać, szczególnie, że mówienie obrazem nie jest w dzisiejszych czasach ani łatwe, ani też pewnie możliwe. W czasach popkultury i reklamy.

  22. przemek łośko:

    Wciąż popełniasz ten sam błąd: generalizujesz. Poznanianki, że coś musi, że jest, że będzie, powinno być (na marginesie: pech chce, że urodziłem się w Nowej Hucie, wychowałem na krakowskim Kazimierzu (mniej) i w Nowej Hucie (więcej), uczyłem się i studiowałem w Krakowie, i że w ogóle w Poznaniu znacznie mniej spędziłem lat niż w Krakowie; Poznań z trudem toleruję)

    Taki sposób myślenia nie pozwala Ci dojrzeć tego, iż innymi regułami rządzi się portal na wiersze, innymi – akt tworzenia. Masz za złe rynsztokowi – portalowi, że nie rządzi się regułami aktu tworzenia, najlepiej: nietuzinkowego. To błąd logiczny. Wysil się i oceniaj portal i reguły nim rządzące we właściwej kategorii. Ocenianie portalu regułami tworzenia (kiedy ono bez reguł) to jakaś piramidalna bzdura.

    Mimochodem: kiedyś zapisywano wiersze inkaustem w zeszycikach. Uważasz, że o tym, czy wiersze były dobre decydował stopień współtworzenia przez zeszyt i wierszyki – jako całość – dzieła sztuki? I, że taki zeszycik broń boże nie mógł być uświniony, że nie mogło być w nim świętych i sprośnych obrazków?

    To jest na tyle chybiona logika myślenia, że nie oczekuję odpowiedzi. Po prostu to przemyśl.

    Wracając do wierszy – piszesz wiersze?

  23. Ewa Bieńczycka:

    Skoro nie oczekujesz odpowiedzi, to odpowiadam tylko na ostatnie pytanie.
    Nie, nie piszę wierszy. Piszę tylko donosy.

  24. marek trojanowski:

    iza, tomik „analiza poetycka” nie zawiera żadnego komentarza autorskiego. to, co jest pod gwiazdką należy do wiersza i jest wierszem. z tego powodu uważam, że stworzyłem dzieło totalne – jak pisałem gdzieś wcześniej: coś w rodzaju poetyckiego ouroborosa.

    ewo, twój komiks jest komiksem i ma swoją wartość, jako komiks. jeżeli chciałabyś swoje wiersze wspierać konwencja komiksu, czyli jak to robi wydawca Kozła i Bargielskiej, wówczas na bank bym sie przyjebał.

    przemek, jeżeli chodzi o rynsztok, to uważam, że jest to najlepszy portal poetycki w internecie, na którym byłem i pisałem. zresztą dobrze wiesz, że ten portal jest identyfikowany z tobą (personalnie) i że ty jestes jego motorem, pod warunkiem, że piszesz. kiedy przestajesz pisać, portal zaczyna hibernować, zapada w letarg.
    on jest jak grzybica na twojej stopie – bez twojej stopy zdechnie, nie zgodzi się na symbiozę z inną szkitą.

    znasz Justynę Bargielską?
    ja jej nie znam.

    zadałeś sobie pytanie, czy tak samo oceniałbyś ten bulsziting, gdybyś jej nie znał, nigdy nie usłyszał, gdyby w twoje dłonie trafiło to dzieło.
    inaczej:
    czy oceniłbyś pozytywnie ten tomik bez żadnej presupozycji?

    ale i tak mniejsza o to, nieważne jaka byłaby odpowiedź, bo poezja jest od tego, by ci, którzy ją czytają mieli własne zdanie.

  25. Ewa Bieńczycka:

    > Marek
    Tak, forma Anal Izy odkrywcza i nowatorska, zgadzam się z jej integralnością literacką i zobaczeniem już sieciowym, włożeniem w utwór komentarza inaczej, niż robili to inni (np. T.S. Eliot w Ziemi jałowej)
    Ale to, co piszesz o Miłoszu jest niewybaczalne i dlatego zaraz Ci za karę wkleję post o Haiku Czesława Miłosza.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?