Monika Mosiewicz, Cosinus salsa. Traktat o odchudzaniu się przy grilu

14 maja, 2009 by

.

Unikalne doświadczenia, kolekcjonowane przez okres dzieciństwa, dojrzewania i wieku dorosłego, nadają kształt charakterom i osobowości. Jest to jawny truizm, ale czy istnieje ktoś, kto zdołałby rozwiązać zagadnienie wpływu świata zewnętrznego na świat wewnętrzny i na odwrót? Czy istnieje jakiś rodzaj wiedzy prawdziwej na ten temat? Takiej, która nie wynikałaby z aksjomatów naiwnego materializmu, ani nie pochodziła z objawienia?

Problemy komunikacji między duszą a ciałem analizowane są w zaciszach katedr uniwersyteckich i jak się okazało w debiutach literackich polskich poetów współczesnych.
Zbigniew Machej nie bez powodu skomponował z tej okazji wiersz, który kunsztem dorównuje którejś z części Dziadów. Z tego powodu warto przytoczyć fragment owej laudacji:

Uwaga! Uwaga!
Panie i Panowie
Oto nowy diament
Gwieździsty naszej poezji!

Po tych słowach nawet laik nieobeznany z polską sceną poetycką wie, że w taki sposób można pisać tylko o jednej osobie o poecie w spódnicy za kolana, o Monice Mosiewicz.

Cosinus salsa to czterdzieści tekstów ułożonych w wersy, czasami nawet w strofki. Ten sam Zbigniew, który pisał o diamentach gwieździstych naszej poezji, nie zawaha się dostrzec fenomenu illuminatio w owych trzewiach intelektualnych wciśniętych między kartonowe okładki:

Czytajcie go (tomiczek m.t.) i chwytajcie,
bo was na pewno oświeci.

Na ostatniej stronie okładki, siedem milimetrów pod nazwiskiem Zbigniew Machej widnieje inna minirecenzja. Czytam w niej o tym, że lekko, że przyjemnie, że śmiech. Miłosz Biedrzycki bo to on skonstruował notkę numer 2 doda też coś o jedzeniu o sposobie podania. I to właśnie dzięki Miłoszowi Biedrzyckiemu odkryłem coś, co według mnie nie tylko przesądza o autentyczności dzieła, o prawdzie immanentnej wydrukowanej dwunastką TNR na papierze kredowym, ale prawdę o człowieku, jego wnętrzu i cierpieniu. Odkryłem tragedię dziewczynki, która odkrywa pierwszą bruzdę celulitu, która na własnej wadze łazienkowej, wyprodukowanej przez zakłady zbrojeniowe Łucznik obserwowała w skali tygodnia charakterystyczną dla efektu yo-yo cosinusoidę.

Ta niezwykle cenna wskazówka Biedrzyckiego Miłosza brzmi: Podczas czytania tego zbioru czułem się podobnie jak podczas dobrze przyrządzonej potrawy: pożywne składniki tworzą nowa jakość dzięki zaskakującym zestawieniom, a wszystko razem dodatkowo zyskuje przez sposób podania. Polecam!.

Dodatkową wskazówką interpretacyjną, która wydaje się nie tyle ułatwiać recepcję 40. tekstów tego późnego debiutu, jest zdjęcie autorki.
cosinus-salsa
W odpowiedniej stylizacji, aranżacji świetlnej, Monika Mosiewicz sprawia wrażenie skrzyżowania małego Azjaty z serialu Partnerzy geniusza kung-fu o imieniu Erni Lee z długowłosą, animowaną Pocahontas. Całości wizerunku dopełniają okulary o przepuszczalności 25% – tak jak u Bono lidera U2. Na takie jak nosi Kora Jackowska jest dla Mosiewicz jeszcze za wcześnie.

Nie byłoby w tym zdjęciu nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Monice Mosiewicz w owej artystycznej aranżacji zabrakło lewej strony ciała. I ten właśnie brak ciała, który na fotografii zaczyna się na wysokości obojczyka (od tego miejsca zdjęcie zlewa się po lewej stronie postaci z okładką) w połączeniu z interpretacyjnym tropem kulinarnym Biedrzyckiego wydaje się być kluczem do odkrycia esencji tomiku Cosinus salsa Moniki Mosiewicz.

Trop kulinarny wydaje się być o tyle uzasadniony, że sam tytuł omawianego dzieła ma konotacje kulinarne. Salsa może być rodzajem tańca ale także rodzajem potrawy. Tu nie bez znaczenia jest też graficzne przedstawienie limonki na pierwszej stronie okładki. Jednakże najważniejsze tropy interpretacyjne, heroiczne opisy walki z celulitem, drobiazgowe opisy zbijania masy ciała a także bezsilność wobec pragnienia opróżnienia lodówki o godzinie drugiej w nocy te relacje ukryte zostały w wersach.

Ale od początku.

Czterdzieści wierszy Cosinus salsy nie zostało zawieszonych w próżni. Tomik bowiem rozpoczyna się mottem. I co nie bez znaczenia: jest to jeden wers, oszczędny, dietetyczny jak jedna marchewka na dobę w jadłospisie grubaski, która wierzy w to, że przed sezonem urlopowym schudnie 20-30 kg i będzie mogła bez szkody dla otoczenia, bez narażenia się na niechcianą pomoc organizacji Greenpeace, która ratuje wieloryby, położyć się na plaży i poopalać. Warto go przytoczyć, bo okazuje się, że motyw tuszy w poezji Moniki Mosiewicz rozpoczyna się właśnie w tym wersie. Oto on:

nie da się dwa razy przejść przez to samo lustro

szklarz znad frezu

Oryginalny fragment D 91 doczekał się licznych opracowań i interpretacji. Dlatego też zignorowanie autorskiej odpowiedzi Mosiewicz na dziedzictwo intelektualne Heraklita byłoby istotnym zaniedbaniem interpretacyjnym.

Motyw lustra w literaturze występuje z taką samą częstotliwością jak motyw zranionego serca czy miłości. Jednak w tym użyciu, jaki zaproponowała autorka Cosinus salsy, lustro pozbawione zostało swoje dwuznaczności. Lustro jest czymś, przez co można przejść tylko jeden raz. Zwraca uwagę fakt, że Monika Mosiewicz rezygnuje z pierwotnego wejść do, zastępując ową frazę oryginału przejść przez.

Przejść można przez dziurę w płocie, przez drzwi, przez okno, przez kanał. Przejść można dosłownie przez wszystko pod warunkiem oczywiście, że się jest wystarczająco szczupłym. I tu Monika Mosiewicz sygnalizuje czytelnikowi implicite problem, z którym się zmierzy na kanwie poezji. A mianowicie problem nadwagi. Jaki jest inny sens łączenia archetypu lustra oraz czynności przechodzenia? Czyż szklarz znad frezu nie zajmuje się szkleniem? Wpasowywaniem kolejnej tafli powlekanego srebrem szkła w drewnianą ramę zdobioną frezem? Dlaczego lustro tu funkcjonuje jako coś jednorazowego, nietrwałego, coś co stłucze się, rozpadnie się, skapituluje w kontakcie z tkanką tłuszczu, fałdem brzusznym napędzanym energią kinetyczną obrotu sylwetki. Rozbije się na kawałki.

Studiowanie w odbiciu lustrzanym nowych fałd tłuszczu na brzuchu, krwawych rozstępów na skórze, kolejnych decymetrów kwadratowych celulitisu na pośladkach, przedramionach, na policzkach jest zajęciem typowo kobiecym. Ale Monika Mosiewicz jako poetka w swoim debiucie postanowiła rozprawić się z światem kobiecych słabości do bitej śmietany, do słoiczka smalcu wieprzowego konsumowanego w trakcie emisji serialu M jak miłość, do zwierząt futerkowych.

W pierwszym tekście autorka wyjątkowo udanie połączy ze sobą trzy konsumpcyjne motywy|: rzeźni, mlaskania i nażarcia się.
Napisze:

wiewiórko, wiewióreczko, co mi rzeźnię robisz
Dalej:
śniegu mlaskający, śniegu nażarty śniegiem
(serce jak kastet)

Zaskakuje precyzja użycia kategorii rzeźni, mlaskania i nażarcia. Mosiewicz jako poetka wydaje się ujawniać czytelnikowi swoją fascynacją wielkimi szlachtohofami, swoje uwielbienie dla Smithfield Foods koncernu, dzięki któremu każdy może zjeść przynajmniej raz w tygodniu jednego mielonego kotleta. Zachwyt poetycki debiutantki nie kończy się na zwykłym nażarciu. Tak jak wskazywał Biedrzycki, ten rodzaj poezji, który przedstawia Mosiewicz jest przykładem powolnej uczty, którą wymaga odpowiedniej kontemplacji.

Monika Mosiewicz jest poetką wpisującą się w szeroka falę buntu przeciwko światu, przeciwko ludzkim słabościom. Będzie starała się napiętnować wszystkie te żądze i instynkty, które powodują jej kończynami, gdy bezwolnie idzie do mięsnego by kupić kilo polędwicy wędzonej na zimo, dwa kilo śląskiej i pęto podwawelskiej. W tekście numer dwa napisze jakby z wyrzutem:

no i tak, spróbowałam
(Zorbing)

Autorskie confessio z własnych słabości po chwili zastąpi znamiennym powtórzeniem:

lekkich, lekkich tchnień na karku
(Zorbing)

Nieprzypadkowy dubel przymiotnika w połączeniu z pierwszą strofą kolejnego tekstu:

Pedantyczna bezchmurność
zacięta w powrotach na brzeg butelka,
mewa obezwładniona pod wiatrem

(Interferencje)

pozwala dotrzeć czytelnikowi do zastrzeżonych poziomów autorskich pragnień poetki. W tym kryptoświecie nie ma miejsca na niedoskonałość, na celulitis, na ociężałość ruchu. Świat ten jest rzeczywistością fotograficzną Leni Riefenstahl w której szczupłe, wysportowane blondwłose ratowniczki ocierają się o spocony tors samego Davida Hasselhoffa, który w tym czasie prowadzi dialog filozoficzny ze swoim mówiącym autem.

W kolejnych tekstach zawartych w Cosinus salsa archetypy kulinarne także nie są bez znaczenia. W wierszu Wiatr leniwie tasuje powietrze, Monika Mosiewicz dwa razy użyje zdania: Wiatr wydyma jej bluzkę.
Mamy tu do czynienia z typowym wyparciem, z negacją rzeczywistości. Otyłość jako fakt empiryczny jest w tym tekście przedstawiana jako efekt oddziaływania czynnika atmosferycznego na garderobę.

Nieuświadomiona potrzeba eksterioryzacji bogatego w doświadczenia wnętrza poetki w pewnym momencie bierze górę nad wyrachowanym opanowaniem się w określonej sytuacji X. Znamy ten stan z grupowej terapii dla alkoholików, na których ludzie spotykają się po to, by w odpowiednim momencie wstać, spojrzeć innym w oczy, zobaczyć w nich siebie i powiedzieć:

Nazywam się Jan Kowalski i jestem alkoholikiem.

Monika Mosiewicz zaproponuje autorską formę analogicznej deklaracji terapeutycznej. Jeden ze swoich tekstów zatytułuje:

Nie lubię śledzi

Nowatorstwo tego rozwiązania polega na tym, że:
Z jednej strony poetka wyklucza poza nawias zainteresowań kulinarnych istotną część pożywienia. Tym samym wyklucza raz na zawsze z jadłospisu ileś tam kalorii.
Z drugiej zaś proponuje dietę stopniową, polegająca na powolnym acz systematycznym wykluczaniu z diety pewnych produktów. Czyli najpierw śledzie, później wieprzowina, jabłka, wołowina etc., etc., aż w końcu człowiek zaczyna żywić się praną z kosmosu. I zdaje się to o kosmicznej energii pisze Monika Mosiewicz w tekście W podróży:

Nigdy nie chciał być miejscem, zawsze był jak podróż,
obmyślona przez cel, a nie drogę

(w podróży)

Terapia odchudzająca, którą proponuje Monika Mosiewicz wszystkim ludziom z nadwagą, będzie miała szanse powodzenia o ile autorka uwiarygodni ją własnymi, zgubionymi kilogramami masy ciała. Wierzę w to, że jej się uda, że sukces debiutu literackiego przełoży się na walkę z trzęsącym się od śmiechu tłuszczu na brzuchu, nawet gdy człowiek dawno przestał się śmiać. Podzielam optymizm Moniki Mosiewicz, która w jednym, z ostatnich tekstów Cosinus salsy nie tylko dokonała rehabilitacji archetypu lustra, które przypomnę w sposób autorski roztrzaskane zostało w motcie rozpoczynającym tomik, ale także tym razem jako samoświadoma ograniczeń i słabości przedstawiła inwokację do dietetycznego tym razem jedzenia. Tekst ten, ze względu na rangę oraz treść zasługuje na przytoczenie:

truskawki, ostrygi, futra, turkawki
podrygi: zostawiamy w nieznanych pokojach
widziałeś: mają tu mydła z zatopionymi skarabeuszami.

Lustra: o, te zabieramy ze sobą, powabne szale
owijają miejsca, w które dopiero wejdziemy
a każdy ma swoje osobno.

Tak: z podniesioną głową,
w chłodnym zenicie stajemy się lżejsi.

(zimowe garden party)

Cosinus salsa należy do kanonu lektur obowiązkowych tych wszystkich, którzy przynajmniej raz w życiu zmarnowali piętnaście minut przed telewizorem oglądając relację redaktor Markowskiej z kolejnych rekordów bitych przez członków Klubu Kwadransowych Grubasów.

Kategoria: Bez kategorii | 17 komentarzy »

komentarzy 17

  1. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku, juz drugi raz stawiasz tezę, że debiutujące dojrzałe poetki przeprowadzają wiwisekcję na sobie. Aleksandra Zbierska próbowała oswoić przemijanie, a Monika Mosiewicz walczy pisemnie z kilogramami.
    Według ciebie debiuty dwóch poetek są formą terapii? czy próbą zmierzenia się ze swoimi lękami, czy z pogodzeniem się z przemijaniem, z nadwagą, a szerej z fobiami, z demonami siedzącymi w głowie?
    Nigdy nie przekonywała mnie teza o rozdzieleniu podmiotu lirycznego od autora, w przypadku piszących pań. Zawsze jest ich osobisty ślad w poezji.
    Dla mnie Cosinus salsa to poradnik wróżbiarstwa.
    Wiersz rozpoczynający tomik jest o wiewiórce psującej wrażenia estetyczne, zachowującej się jak w rzeźni i o mrocznej suterynie, o zamkniętych perspektywach, o pająkach, o tym co można znależć pod łóżkiem (zasuszonego ślimaka). Autorka używa tych wszystkich przyrodniczych słów, aby wypowiedzieć zaklęcie po swojemu: „wyzywam was”. Narzuciła mi się sama analogia do wiersza Mariny Cwietajewej z odczynianiem uroków.
    Pierwszy wiersz w tomiku ma więc według mnie charakter guślarski, jest zaklęciem. Następne wiersze mają odczarować. Tylko co? Marek twierdzi, że kłopoty autorki z wagą.
    Upewniłam się, że tomik Moniki Mosiewicz jest rodzajem podręcznika do nauki zaklęć czytając wiersz Camera obscura.
    „kino wino gra w domino
    prędzej zginąć niż poddać się tobie
    owinąć wokół palca”
    magiczna formułka na początek i naratorka nie straci życia.
    W animowanych przygodach czarodziejek z Księżyca też wszystko koniec końców dobrze się kończyło gdy wypowiedziało sie właściwe zaklęcie.

    A gdy czary nie pomogą, autorka podaje inny sposób radzenia sobie z problemami osobistymi.
    „Ty pokrętna lampucero
    Zabier od mojego pice!
    Wredna małpo jak cię spiero!”
    Nie wiem co znaczy słowo „pice”, ale pewnie coś paskudnego, bo inaczej narratorka nie posuwałaby się do grożby z paragrafem w tle.

    Cosinus salsa to dla mnie zamawianie czarów miłosnych, waga przy uczuciach nie jest taka ważna Marku.

  2. Marek Trojanowski:

    piszesz, że waga nie ma znaczenia w miłości. Być może tak to wygląda z twojej perspektywy, ale spróbuj wyobrazić sobie dramat sytuacji, wktórej osobnik (żeby nie było: żaden Rosjanin ani Afroamerykanin, ale Europejczyk) obdarzony statystycznym dla tej szerokości geograficznej penisem (17,5 cm) próbuje przebić się przez fałdy, by zaspokoić otyłą partnerkę.

    Wyobraź ową klęskę psychiczną jegomościa, który dał z siebie wszystko a i tak okazało się, że to wszystko poszło w którąś z fałd. że nici z potomstwa.

    jest taka zasada: im biedniejszy kraj, tym ładniejsze kobiety. Bo kobiety jeżeli mają więcej niż 10 zł w portfelu / tydzień wykazują dziwną skłonność, do kiełbasy, bitej śmietany, karkówek z grila, boczków, rybek itp.
    W pewnym momencie zdają sobie sprawę z tego, że znalazły się na równi pochyłej. że kiecki kupione jeszcze miesiąc temu już nie pasują. że bluzeczki marszczą się na brzuchach, że odrywają się guziki, że staniczek się nie dopiana i nawet uzycie drutu nie pomaga.

    wówczas kobietę dopada lustrzana trauma. studiuje godzinami każą fałdę przed lustrem, zapamiętuje ją. staje się doktorem Nicolaesem Tulpem – zrobi wszystko by się pozbyć fałd, które poddane naukowej analizie, fachowemu oglądowi jawią się jako coś, co można odciąć, czego można się pozbyć.
    Ów schemat myslowy z premedytacją wykorzystują firmy farmaceutyczne. Wprowadzają na rynek rózne specyfiki, które mają uleczyć – w tym sensie: uwolnić od nadwagi. Sklepy telewizyjne prześcigają się w promowaniu sprzętu do ćwiczeń, który pozwoli odzyskać dawną sylwetkę bez wysiłku i to w dwa tygodnie.
    Kult jędrnych posladków, sterczących brodawek, wysportowanych brzuchów zawładnął świadomością zbiorową. I tu było miejse dla Cosinus salsy Moniki Mosiewicz.
    Świetnie wykorzystała lęki społeczne, ukryte demony klasy średniej, która pierwsze co robi, gdy staje się klasą średnią, to najada się. napełnia brzuchy i lodówki, bo symbol putsej lodówki i głodu, to wspomnienie z przeszłości nędzarskiej. A klasa średnia ma swoje prawa i przywileje, ma swoje wysokogatunkowe mięsa, a dawny jeden mielony na tydzień został zastąpiony przez 15 deko parmeńskiej.

    Dodatkowym atutem debiutu jest uwiarygdnienie treści biografią, co nie jest bez znaczenia.

  3. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku zwróć uwagę, że w wierszu „Wioskowe, Zelów, Porszewice i okolice)”
    narratorka w złości wypomina nadwagę swojej rywalce, czyli nie boi się o swój wagowy wygląd.
    „Wielorybie tłuste ścierwo!
    Zamknij gembe jak ja ksyce!

    Wieloryb to tony nadwagi, żadne lustro takiej ilości nie obejmie.
    Podrzucam błyskawicznie inny tekst do wykorzystania przez kłócące się rywalki.
    ” ty pokurczyco intelektualna, zaszafiona po szyję z kołtunami”
    O ułożyłam wiersz ha! Wynika z tego, że znowu odebrałam metaforę z Kosmosu i od razu nią się podzieliłam.

    Klasa średnia najczęściej dba o wagę, dlatego stosuje diety, masaże, chodzi do siłowni, biega, jednym słowem: katuje się, aby nie zdegradować się wizerunkowo do plebsu z nadwagą ( dla plebsu są bigosy, golonki, kiełbasy, trzy kawałki ciasta domowej roboty)
    Prawie w każdej gazecie dla pań jest wywiad z aktorką, dziennikarką, która chwali się, że zrzuciła wagę, ponieważ je kiełki i sałatę, a nie parmeńską szynkę. Anna Mucha od kilku miesięcy ma swoje wagowe medialne pięć minut. Wystarczyło, że schudła kilkanaście kliogramów.
    A może Cosinus salsa jest ostrzeżeniem? czytelniczko jak będziesz pisała wiersze, staniesz się wielorybem?
    Sama już nie wiem co sądzić o kosmicznym (magicznym) przekazie poezji Moniki Mosiewicz.

  4. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Acha i jeszcze jedno.
    Intrygują mnie słowa Zbigniewa Macheja zamieszczone na ostatniej stronie.

    „Uwaga! uwaga!
    Panie i Panowie!
    Oto nowy diament
    gwieździsty naszej poezji!”

    Czy według poety, Monika Mosiewicz jest nowym wcieleniem Norwida? o gwiaździstym diamencie pisał Norwid.
    „Gwiaździsty diament” to także tytuł biograficznej książki o Norwidzie Mieczysława Jastruna.
    Zmieniona jedna litera w wyrazie gwiaździsty to zbyt mało, aby nie szukać źródła.

    „Czy popiół tylko zostanie i zamęt

    Co idzie w przepaść z burzą? Czy zostanie

    na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,

    wiekuistego zwycięstwa zaranie.”
    Cyprian Kamil Norwid

    Ciekawe jak w słowach wieszcza ma się odnależć Monika Mosiewicz?
    A poważnie, nie lubię takich poetyckich nadużyć, nawet gdy się chce pochwalić koleżankę na ostatniej stronie.

  5. ewa brzoza birk IP:87.56.195.63:

    Izabella z Jeleńskich Kowalska:
    maj 15th, 2009 o 6:54 am
    Marku, juz drugi raz stawiasz tezę, że debiutujące dojrzałe poetki przeprowadzają wiwisekcję na sobie. Aleksandra Zbierska próbowała oswoić przemijanie…(…)

    Nie wiem czy dokłdnie pani Izabella przeczytała wiersze
    Akesandry Zbierskiej, z komentarzy wynika, że tak. Ale nie mogę się zgodzić tutaj z panią i chodzi mi o merytoryczne sprostowanie.
    Droga pani Izabello, otóż Aleksandra Zbierska nie rozprawia się z przemijaniem,
    jest to zupełnie błędne odczytanie poezji Aleksandry.
    Poetka dobrze wie z czym się rozprawia, a dokładnie musi to wiedzieć, bo przeżyła to głęboko, jak tylko głęboko można przeżyć śmierć swojego męża! Droga pani, otóż śmierć, a nie przemijanie jest w poezji Zbierskiej motywem przewodnim. To tyle, bo uważam , że jest to niezmiernie ważne sprostowanie, kwestia, która powinna się tu, pod pani kolejnym niezbyt wnikliwym, moim skromnym zdaniem, odczytaniem poezji Zbierskiej się znaleźć. Nie o przemijanie chodzi poetce a o śmierć, śmierć kogoś bliskiego, kogoś ważnego w życiu Zbierskiej.
    Proszę mi wybaczyć, że znowu się wpisałam, tym razem w innym wątku, ale skoro pani, pani Izabello, tak owy wątek zaczęła, nie mogłam milczeć.

    Życzę miłego dnia.
    ewa bb

  6. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Pani Ewo w zacytowanym przez Panią drugim zdaniu powinnam była postawić pytajnik, to moje niedopatrzenie. Zadałam pytanie Markowi.
    „Marku, juz drugi raz stawiasz tezę, że debiutujące dojrzałe poetki przeprowadzają wiwisekcję na sobie. Aleksandra Zbierska próbowała oswoić przemijanie, a Monika Mosiewicz walczy pisemnie z kilogramami?” Teraz mój tekst brzmi właściwie.

    Dla Pani „Wibrujące ucho” jest osobistą poezją o śmierci meża, dla mnie nie.
    Nie mam ściągi o czym chciała napisać autorka i co spotkało ją w życiu.
    Gdy rezygnuje się z decorum, często wpada sie w takie pułapki.
    Dla mnie „Wibrujące ucho” to chaos tematów z wulgarnym słownictwem. Nie zgadłabym, że w ten sposób oswaja się śmierć ukochanej, bliskiej osoby.

    wzajemnie pozdrawiam
    Izabella

  7. LordVader IP: 79.189.20.122:

    A mnie nie podoba się recenzja Cosinus Salsy – nie wystarczyło powiedzieć, że wiersze są do dupy jak cała reszta z kółka wzajemnej adoracji Nieszuflady tylko od razu jechać tak po wyglądzie zewnętrznym? Wystarczy wejść na gillinga i od razu widać że wszyscy poeci wyglądają byle jak – przepici, przpepaleni, itp. więc Monika nie wyróżnia się specjalnie.

  8. Marek Trojanowski:

    Nie ma w tekście „jazdy po wygladzie zewnętrznym”. Jest jednak pewna linia interpretacyjna.
    Ja nie wiem jacy są poeci – czy przepici, czy przepaleni. Mnie to nie interesuje. Gdyby Monika Mosiewicz – tak jak inni poeci, o których piszę – nie wydała tomika, to nie dałaby mi okazji do napisania tego tekstu. Nie sięgnął bym do oryginału fotki Moniki Mosiewicz z bloga Wolny-Hamkało w celu edycji graficznej i bym nie wykombinował sobie 40. wierszy, po to by napisać o Cosinus salsa.

    Nie zgadzasz się z zaproponowaną interpretacją – masz prawo. Zaproponuj swoją, chętnie przeczytam a nawet podyskutuję.

  9. LordVader IP: 79.189.20.122:

    Nie mam interpretacji tych wierszy – ostatnio czytam tak, jak doradzili mi na Nieszufladzie – „Nie wolno tych wierszy czytać, trzeba je odkrywać” (Robert Furs odnośnie „Wibrującego Ucha” Zbierskiej) czyli 10 razy powtarzać w myślach błąkający się tekst, aż co nieco wejdzie do mózgu, a mózg sobie już tam samemu pooperuje – porówna z czymś albo zapamięta i w danej sytuacji ten tekst sobie przypomni – tak podobno od czasów Sosnowskiego trzeba czytać niektórych autorów – buczeć sobie coś pod nosem i gapić się w teksty, zwłaszcza poetów roczniki 70. – Nie wiem, ale pewnie w USA to wymyślili już dawno, bo który Amerykanin potrafi przeczytać coś więcej prócz ceny w markecie, toteż poezja musiała stać się pseudointerpretatywna. Mnie to nie wystarcza – jestem rocznikiem 85′ i chcę poezji z powerem , godnością, szacunkiem albo z klasą, czegoś dobrze i lekko napisanego, co uczyni mnie mądrzejszym i sprawi, że będzie mi się chciało żyć w tym „syfie”; dlatego nie lubię autorów egzystencjalnych (Sławomira Elsnera zwłaszcza, uważającego że cały świat łącznie z jego życiem jest do dupy), lamentujących, nieokreślonych, czy poruszających się tylko w świecie pojęć tekstowych – nic mi taka poezja nie daje. Nie lubię też cynizmu i krytykanctwa jak u Kapeli bo nie przedstawia nic w zamian -krytykuje świat ale nie ma wizji nowego. Ja sobie daję radę w życiu, pracuję w biurze, mam dziewczynę i chciałbym od poezji otrzymywać piękno, uczucia, wzniosłość, intelektualne zastanowienie, sensowne nazywanie współczesnych pojęć i problemów cywilizacji – ale nie w sposób naukowy, tylko serdecznie wzniosły, emocjonalny, tak jak to w Europie było od 3000 lat. I niech ktoś wreszcie zacznie mówić, że życie jakie jest to i tak jest przepiękne. Z dziewczyną rozmawiam czasem na te tematy, ale ją bardziej obchodzi gdzie pójdziemy w sobotę i jakie pozycje przećwiczymy, więc wysokiej kultury dostarczać powinna mi poezja. Moje roczniku już lepiej piszą np. Rafał Gawin, ale to też nie jest to, co by mnie staysfakcjonowało. Lubię nawet Jakuba Winiarskiego bo wali prosto mostu różne ekscesy erotyczne, ale znowu mógłby trochę więcej piękna i naiwności wpleść. Na rynsztoku jest za to sporo fajnych autorów i utworów, ale Nieszuflada ma jakiś magnes w swoim bufoństwie i zadęciu, że przyciąga, swój hermetyczny światek w którym każdy autor jest przyszłym noblistą.

  10. Marek Trojanowski:

    a widzisz, moim zdaniem wiersze istnieją tylko po to by były interpretowane, by ktoś o nich myślał i pisał o tych myslach. bo wiersz nie jest receptą pisaną na karteczce, którą się materializuje w aptece. dlatego też wiersze mozna czytać tak i siak, oraz na odwrót. można z nimi zrobić to wszystko, co robi się zwykle z niecierpliwą kochanką. bo wierszy nie pisze się tak sobie, tak bez celu, tak od przypadku do przypadku. pisanie wierszy to też nie kwestia wrażliwości. pisanie wierszy to ekshibicjonizm, to odsłonięcie siebie, swoich słabości i leków. to pokazanie siebie bez chityny, bez pancerza ochronnego żuka.
    pisanie wierszy to prostytuowanie się. oddaje się za każdym razem coś z siebie. każdy tekst traktuje się jak erzac potomka. chciałoby sie go pieścić i dopieszczać i chroni się go przed krzywdą.

    ja nie wiem co to jest piękno i wzniosłości intelektualne. widziałem w swoim zyciu profesorów, którzy kurwili się dla reklamówek, w których była jedna bombonierka wedla, litr wyborowej, pół kilo bananów i czekolada milka. widziałem dyrektorów instytutów, którzy rozwiewali ideały deklaracjami: „Panie Marku, pan to wierzy w jakies ideały, w zasady, a świat jest inny”. ale ja się nigdy nie godziłem na inne światy, i nigdy sie nie zgodzę.

    dlatego piszę co piszę i dlatego piszę jak piszę. możesz się zgadzać, nie zgadzać – możesz protestować. ja mam to w dupie. i szczerzę wierze w to, że ty masz mnie w dupie – przynajmniej mam taka nadzieję.

  11. Władysław Gomułka IP: 83.21.37.98:

    Parafrazując tag tego bloga – jedni piszą, bo muszą, bo się uduszą, inni zaś – by zaistnieć w światku literackim. Wiadomo, by zaistnieć trzeba mieć osiągnięcia, do których należy wydanie tzw. tomiku. Aby ten cel osiągnąć, ogrzać się w aureoli artysty/twórcy, przycupnąć pospołu z ich niespokojnym, twórczym duchem, przyszły wieszcz gotów jest na wiele. Potrafi ślęczeć latami na portalach literackich przyswajając sobie wiedzę, jak ma pisać, żeby zyskać poklask środowiska, pokazywać się na rozmaitych imprezach typu slam, zorientować się w układach, kogo chwalić, kogo ganić. Ba! Gotów jest nawet dopłacić wydawcy, byle tylko upragniony tomiczek wydrukował.
    Ktoś, kto latami obserwuje nie tylko próby warsztatowe, ale i wypowiedzi forumowe takich przyszłych artystów doskonale potrafi odróżnić autentyczną potrzebę wyrażenia siebie w poezji od egocentrycznej chęci zaistnienia w środowisku. Widziałem to doskonale na przykładzie pani Zbierskiej. Podziwiałem nawet jej determinację. Doszło nawet do tego, że spodobały mi się jej nieliczne wiersze. Ale bez entuzjazmu. Pani Zbierska, podobnie jak pani Mosiewicz, nie mają nic do powiedzenia. Nie są bowiem w stanie niczego zaoferować, bo powoduja nimi przesłanki, o których pisałem. Dlatego nie przeczytałem, ani nie mam najmniejszego zamiaru przeczytać, co też się obu paniom przytrafiło, nawet jeśliby na okładkach umieściły swoje fotki, na których jedynym odzieniem byłyby markowe okulary słoneczne.

  12. Maszyna prosta IP: 87.206.140.139:

    Dlatego zostałeś doktorem „Pokaż mi swoje wiersze, a powiem ci jakie masz BMI”? Może lepiej takie rzeczy czytać z fusów: taniej, oszczędniej, szybciej.

  13. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    „Literaccy ekshibicjoniści są godni pogardy, jak żebracy, którzy obnażają swe rany dla pieniędzy. Nie w tak wielkim jednak stopniu jak godni pogardy sa czytelnicy, którzy kupują ich książki” W.H. Auden.

    Z kolei Sharon Olds w swojej poezji łamie tabu obyczajowe, pisze o najbardziej drastycznych osobistych przeżyciach. Nie ma dla niej tematów , o ktorych nie można lub nie wypada pisać.

    Dwie różne postawy, ale czy ja mam kierować się ich wskazaniem. Nie, ponieważ nie lubię dyktatu. Sama decyduję, co dla mnie jest poezją, a co imitacją, terapią i hobby.

    Lord Vader pisze o tym, że zostal pouczony na nieszufli, aby czytał wytrwale jeden wers, aż zrozumie autora. Aż wdrukuje mu się w głowę wers, wiersz, cały tomik? To mnemotechnika, a nie zdziwienie się, zatrzymanie sie nad słowem.

    W poezji szukam autentyczności, nie naśladownictwa. Fałszywe, histeryczne tony odrzucam od razu.

    „Kto bowiem nie stwarza w sztuce jakiejś nowej wartości, absolutnie nieporównywalnej z innymi, zindywidualizowanej, ten wykonywa pracę o wiele niżej stojącą w skali ludzkich zajęć od rzetelnego powiększania dóbr ludzkich o parę obuwia. Pracę absolutnie bezużyteczną, choć prestiżowo tak wysoko stawianą” Aleksander Wat.
    Nie mam tak kategorycznych sądów jak Wat o artystach, ale dla mnie poezja hobbystyczna powinna być oklaskiwana co najwyżej w gronie ciotek, wujków, a nie być wywyższana, bo autorka układa wiersze w ramach terapii.

    Wracajac do „Cosinus salsy”, pamiętam tylko kilka słów: wino domino, wieloryb, wiewiórka. Debiutancki tomik Moniki Mosiewicz został już wyrzucony z mojej głowy.
    Zdziwaczenia, poradnik wróżbiarsta usunęłam z pamięci błyskawicznie.

  14. Władysław Gomułka IP: 83.21.15.237:

    a ja nie na temat, ale innego wyjscia nie mam z powodu braku opcji „dodaj nowy wątek”.

    Marku, tuż przy wejściu zostaję brutalnie napadnięty pouczeniem, żebym „stad wypierdalał„. To trochę kokieteryjne, bo doskonale wiesz, że taka odzywka jedynie dopinguje moją krnąbrną naturę.
    Porada, żebym „założył sobie stronkę, też jest do niczego, bo do tego potrzeba odpowiedniej wiedzy, którą ja nie dysponuję.
    W porządku, gotów jestem znieść takie traktowanie. Ale oszustwa nie znoszę. Piszesz, bym podał nazwisko albo IP. Deklarujesz, że – dopiero kiedy tego nie zrobię – ty zrobisz to za mnie.
    Pojęcia nie mam bladego, jakie jest to moje IP i gdzie je szukać, dlatego wybrałem drugą, alternatywną opcję, podając nazwisko. Dla pewności dołożyłem jeszcze imię ufając, że po wypełnieniu tego wymogu nie będziesz demaskował tego tajemniczego numeru mojego IP. I co? Dupa blada. Nie dopełniasz zobowiązania. To bardzo brzydko z twojej strony.

  15. Wesoły Romek IP: 91.205.72.130:

    e no, Panie Władku, konkluzja się nie klei z prologiem – to raz;

    nie ma nic gorszego niż lektura dobrze wyrażonych osobowości, rzygać mi się chce od tego „wyrażania siebie w poezji”; zamiast dobrze wyrażonych poetów lepiej czytać dobrze wyrażoną poezję – to dwa

    tak w ogóle to nie widzę różnicy pomiędzy chęcią zaistnienia w środowisku a owym pragnieniem osobistej ekspresji;

    a po trzecie – krnąbrny duch nie powinien uskarżać się na konsekwencje własnej krnąbrności, chyba że należy do takich co w chwilach zagrożenia powołują się na mechanizm przeciętnej poprawności; żle ci tu? krzywdzą cię? mam na to jedną receptę: wypierdalaj.

  16. Władysław Gomułka IP: 83.21.5.210:

    E no, Panie Romku klei się, klei, zapewniam.
    Każdemu wedle zapotrzebowania i gustu. Dobrze wyrażona poezja wcale nie musi kolidować z wyrażaniem siebie w poezji. Pan tu widzi konflikt? Bo z tego, co Pan napisał można wnosić, ze jedno wyklucza drugie.

    Pomiędzy chęcią zaistnienia w środowisku, a pragnieniem osobistej ekspresji również konfliktu nie ma. Ale jest warunek, w którym owo pragnienie jest siłą sprawczą, a nie goła chęć zaistnienia. Nie łapie Pan tej subtelności? No najwyraźniej nie.

    Co do skarżenia się również pudło, Panie Romku. Wzywanie do przestrzeganie ustalonych zasad nazywa Pan skarżeniem się? W takim wypadku pozostaje mi jedynie współczuć z powodu szczuplutkich zasobów semantycznych.

    Co do powtórzenia rady spierdalaj, to jedyną osobą tutaj uprawnioną do jej udzielania jest gospodarz, nie Pan. No, chyba że Marek Trojanowski to Pan. Jeśli więc on mi to potwierdzi, to oczywiście, spierdolę. A póki co na razie, to nie musi Pan, drogi Panie Romku na razie całować mnie w dupę. No, chyba że Pan bardzo tego pragnie. )

  17. Wesoły Romek IP:91.205.72.130:

    dawaj fotę, to pomyślimy ;}

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?