Michał Płaczek Opór skóry. Opór czytelnika. Pani Bieńczycka

7 lipca, 2009 by

W końcu się przełamałam i przeszłam przez ten trzy metrowy płot, który mi dwaj chłopcy poznani w drodze na basen, pokazali. Pokazali mi miejsce, gdzie drut kolczasty jest trochę obniżony.
Wkładając duże palce nóg w oczka gęstej siatki odczuwałam ostry ból, który i tak był większy od bólu zadanego przez kolce drutu, który, jak już siedziałam okrakiem na czubku ogrodzenia, rozdzierał moje spodenki i uda.
Chłopcy już stali po stronie kąpieliska wcześniej zwinnie pokonując płot i śmiali się ze mnie.
Gdy już pływałam w pustawym basenie bez problemu wykonując swoje pensum kilkakrotnego opłynięcia, przypatrywałam się sąsiedniemu basenowi, przeznaczonemu dla skoczków.
Ogromna kolejka młodzieży oczekująca przed wejściem na skocznię, gdzie może według regulaminu, jak w banku przy okienku, przebywać może tylko jedna osoba, nie świadczyła o tym, że młodzież, tak wydawałoby się zwinna, da jakiś popis odwagi czy wirtuozerii. W trakcie mojego pływania ani jeden skoczek nie popisał się przed swoją dziewczyną jakąkolwiek umiejętnością, poza zwierzęcym pokonaniem lęku wysokości.
Wszyscy, chwytając się za nosy palcami, skakali z najwyższego piętra wieży tylko na nogi, czyli tzw. na bombę

Długo w noc próbowałam zrozumieć poetę Płaczka i szukałam rozpaczliwie czegoś o nim.
Kinga Dunin pisze w Sieci o Płaczku, że nie posiada waginy. Inny portal donosi, że Płaczek z ramienia jakiejś bliżej mi nieznanej partii..wskrzeszania idei Marksa i Lenina – jak wiadomo wiecznie żywych – jest już o włos od sukcesu pozyskania jakiegoś ważnego politycznego stanowiska. Czytam o walce Płaczka o dzieci nienarodzone, o tym, jak temu chłopcu drogie są polskie kobiety i jak płacze nad ich potwornym złym losem.
Co spowodowało, że ten młody chłopak, zamiast cieszyć się młodością, musi zajmować się takimi sprawami? Mieszkać z kumplem w wieku swojego ojca, co głupim wyborem życiowym nie jest, ponieważ ktoś musi nauczyć człowieka pisać, a jak czytam w wywiadzie lampowym z maja 2009, że u poetów Adama Wiedemanna i Michała Płaczka największą radością dzielenia wspólnie wynajmowanego mieszkania jest właśnie wzajemne się czytanie.
I czytam Płaczka. I co ten Wiedemann, wyczytał w tych wierszach? Co poprawił, jak tego młodego człowieka poinstruował, czego go nauczył?
Czytam raz, drugi i płaczę. Mam tu na blog Marka Trojanowskiego dać świadectwo prawdy przeczytania Michała Płaczka, i niczego nie potrafię wyczytać.

Piotr Wiktor Lorkowski radzi mi wprawdzie o tomiku Opór skóry:

(…)Na kartach debiutanckiego zbiorku Michała Płaczka destrukcja języka przekomarza się z zamiłowaniem do kreacyjności. Stawką tej swoistej gry dwóch strategii poetyckich jest efektowność, efekt który ma czytelnika poruszyć, zafrapować, a w każdym razie doprowadzić czytającego do mocnej interakcji z tekstem.(…)i ja się z tym tekstem integruję z całej mocy. Na dodatek Robert Rybicki każe mi ze smakiem wiersze Płaczka zjadać:

(…)Oczywiście, cała ta zupa z figur stylistycznych (od metafory przez inwersje po echolalie), ta breja, jest metodą, to znaczy próbą ustabilizowania (skodyfikowania?) metody; inaczej: zapisem poetyckiej niecierpliwości, pospiechu… wiersza. Jest to zarazem pośpiech młodości (pośpiech wiersza wynika z pośpiechu młodości?), ale też pospiech sugerujący psychotyczność autora.(…)Dalej nawet Rybicki próbuje nawet udowodnić, że to wszystko ma jakieś historycznoliterackie ręce i nogi:

(…)Wydaje się to być przewrotną kontynuacją myślenia językowego rodem z „Namopanik” Wata, „Słopiewni” Tuwima, czy też „Nibytu” Tekielego. Z drugiej strony mocno jest zaakcentowane dekonstruktywistyczne myślenie o języku. (…)

Wracam więc posłusznie do lektury Michała Płaczka. Myślę, że podobny efekt można by uzyskać wrzucając pisane w bieszczadzkimw mrozie wiersze Edwarda Stachury do sieciowego translatora z jakimś egzotycznym językiem, i potem to wszystko znowu polecić mu przełożyć na język polski.
W cieple pokoju, w bamboszach, można uzyskać taki oto efekt:

„(…) a my pod darnią wciąż szabrowalim
dobre życie – nie ma jeść za darmo
niepotrzebne pytanie są niejsca gdzie się
nie chodzi o to co było ale że nie (…)”

[baldziada]

Można w tych bamboszach i szlafroku, sącząc kolejne piwo i zapalając kolejnego marlborasa podglądnąć w drugim pokoju współlokatora, który leniwie wyciągnął z półki jakiś przypadkowy album malarstwa i ten fakt triumfalnie obwieścić światu:

„(…)chcę to mieć na papierze: chłopiecrozgryza się
z krwiogi eidząc tamto golenie poyem twarze za blisko
jedna łysa(…)”

[adam wiedemann ogląda Męczeństwo]Albo wspomnieć niedawne dzieciństwo i to natychmiast zanotować:

„(…) słomianką przedchód się piekli
kuchnia okruchem nabłoni”(…)

[zaślubiny dziecka z morzem]

Albo antyklerykalnie napisać wiersz zaangażowany o chodzeniu księży po kolędzie, kiedy Michał Płaczek mieszkał jeszcze z mamusią:

„(…) tak stęka, co by się zesrał(…)
[saga: ludzie wiatrów]

Oczywiście, prawdziwy poeta nigdy nie płacze. Dlatego też poeta jak ognia broni się przed wszelkim sentymentem, po żołniersku, sucho i oschle obchodzi się z najdroższą osobą:

„(…) klei sie rozmowa kurwanych oddechów:
nuze nura w nudy skoro ma być dotyk
słona błona słony ból (…)”

[próba sentymentu]

Ach, lato!
Poeci jednak nie odpoczywają od swych obowiązków, pracują, pisz, piszą wciąż wiersze, dbanie o swoje ciało ograniczając do oglądania meczów piłkarskich, co natychmiast zostaje też spożytkowane w sportowym REDzie.
Po raz pierwszy w życiu lipiec spędzam na Śląsku.
Gdy wyjeżdżaliśmy w dzieciństwie do Przemyśla i chodziliśmy nad płytki już San, mama z nostalgią wspominała głębokie wody tej rzeki i to, jak jej ojciec, mój dziadek, skakał z mostu na główkę, a stojące na moście kobiety zakochane w dziadku podziwiały go i podziwiały…

Kto pokocha Michała Płaczka, kto się zachwyci jego debiutem, skokiem na płytkie wody dzisiejszej polskiej poezji, skokiem na bombę?
Wszyscy!

Kategoria: Bez kategorii | 20 komentarzy »

komentarzy 20

  1. Marek Trojanowski:

    ewo, czytam te fragmenty recenzji, które tu cytujesz.
    one są tak piękne, tak wzajemnie podobne, jak życiorysy poetów.

    Rzbicki destrukcja języka przekomarza się z zamiłowaniem do kreacyjności

    Anna Bolecka: Autor przekomarza się z nami, czasem ironizuje, atakuje różnorodnością słów lu

    Monika Żmijewska: ” Terry Man to bowiem kpiarz nad kpiarze (ci, co jeszcze z nim do czynienia nie mieli, niech zajrzą na jego zwariowaną stronę internetową: http://www.terryman.com, gdzie autor przekomarza się z internautami za pomocą”

    po wpisaniu w p[rzeglądarke google frazę:

    poeta przekomarza się

    pojawia się 1500 rekordów.

    „przekomarzanie się poety” okazuje się być centralną kategorią krytyki literackiej.

  2. Ewa:

    A jakieś negatywy były? Nie?
    Oj, wisusek z tego Płaczka, lubi się przekomarzać, ti, ti, ti, bobasku!
    Tak, ja napisałam: zachwyceni są wszyscy. Tylko, ja, czarna owca, mam muchy w nosie.

  3. Ewa Bieńczycka:

    Markowi wcześniej fotki kilku wierszy z tomiku wysłałam, te które cytuję, by sprawdzić, że niczego nie pomyliłam przy przepisywaniu. Teraz Tobie Izo je ślę.
    I jeden wiersz z tego zbioru Chirurg o przebudzeniu jest na Lterackie pl.

  4. mi.pl IP: 83.24.23.70:

    hej, bardzo miło o sobie przeczytać. czytajmy się na trzeźwo i z głową na karku. pozdrawiam z monsumowej warszawy – mi.

  5. mi.pl IP: 83.24.23.70:

    hej, miło o sobie przeczytać. czytajmy się – na trzeźwo i z głową przyczepioną do szyi. pozdrawiam z monsumowej warszawy. mi.pl

  6. marek trojanowski:

    ewo, negatywów nie ma – bo Płaczek ma Wiedemanna. Gdyby chłopak Dehnela, zamiast doktoratu, który robi już enty rok na UW, napisał 30 wierszyków i je wydał dajmy na to pod tytułem: „Opór czułego oracza” – to krytyka zareagowałaby podobnie.

    Jakub Winiarski napisałby: „autor przekomarza się z podmiotem lirycznym, z adresatem i czytelnikiem. Dowcipniś z niego!”

    Justyna Radczyńska, na blogu Wolny-Hamkało napisałaby: „to destruktor! objawienie! najsilniejszy głos w polskiej poezji współczesnej! drżyjcie ręce, drżyjcie uda, drżyjcie ciała! bo za chwilę zadrży koń, kobyła i polska cała!”

    Jacek Dehnel ograniczyłby się do lakonicznego: „wiedziałem”

    Radosław Wiśniewski zaś tomik „Opór czułego oracza” wystawiłby na charytatywnej aukcji: „Pomoc dla powodzian z roku 1997, którzy w dalszym ciągu nie doczekali się nowych mieszkań i śpią od lat w blaszanych kontenerach. Niech poeci im pomogą”. Oczywiście tomik miałby autograf, a ostatnią stronę okładki zdobiłaby jakaś ładna – może i nawet seksi (a’la Aleksandra Zbierska) fotka.

    Ryszard Chłopek – krytyk i poeta – oczywiście także przyłączyłby się spontanicznie do akcji. Napisałby taką oto notę:
    „wspaniały, cudowny, rozkoszny, smakowity, błyskotliwy, świeży, odkrywczy, nowatorski tomik Opór czułego oracza jest kontynuacją perypetii zagubionego licealisty w świecie brutalnej przemocy świata dorastania. ale to zagubienie tutaj nabiera innego sensu. odkrywa swoje czerwone wnętrze, w którego centralnym miejscu bije wielkie jak u krowy serce”

    Mówię ci ewo – to są tzw. objawienia apriorii.

    Gdybyś policzyła konkursy literackie, imprezki i akcje środowiskowe, w których Wiedemann bierze czynny udział, to pewnie otrzymałabyś jakąś kragłą sumkę. Gdybyś policzyła tych wszystkich poetów, którzy pchają się na te imprezki / konkursy, to byłaby to również krągła (tyle że trochę bardziej) sumka.

    Cały czas wracam do mojego ulobionego przykładu dydaktycznego: krwawego grzesia. Nie wiem, kto to jest i nie obchodzi mnie to. Ale pamiętam jego żarliwą reakcję, jego pełne euforii wpisy na niedoczytania.pl, w których chwalił się całemu światu, że oto on spotkał na Porcie we Wrocławiu samego Kobierskiego (Gillinga). Że rozmawiał z nim, dyskutował, że to taki wspaniały człowiek.

    Nie obchodzi mnie to jaki jest Kobierski. Ale wyobraź sobie jak bardzo musi paraliżować nazwisko Wiedemann wszystkich tych, którzy czytają poezję, piszą wierszyki a którzy pierwszy raz w życiu zdecydowali się wysłać teksty w kopercie na konkurs. Juroruje oczywiście Wiedemann.
    I wyobraź sobie zaskoczenie. Oto taki ktoś dostaje odpowiedź:

    Szanowny panie,

    Wygrał pan konkurs. Zapraszamy po odbiór nagrody

    Podpisano
    Przew. Jur. Konkursu
    Adam Wiedemann

    I ten ktoś jedzie. Jedzie po odbiór swojej pierwszej w zyciu nagrody. Ale to nic. Chuj z tym kawałkiem deski, na którym wypalono:
    za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie….

    Chuj z 500.złotową nagrodą.

    Ale uścisnąć rękę Wiedemanna, spotkać go. Może spotkac też innych. Dotknąć, otrzeć się. poznać. Przejść na ty. Dostać adres e-mail. Numer telefonu. Kupić takiemu piwo. Przynieść je do stolika. Może nawet się przysiąść. Móc takiemu postawić jeszcze jedno piwo, jeszcze jedno a później kebab na ostro. I zobaczyć ich wszystkich. Żeby się z nimi porzygać. Trzymać mu okulary, żeby nie utaplały się w rzygowinach.

    To jest ewo prawdziwe pragnienie.

    i jeszcze jeden przykład dydaktyczny:

    casus Gosi Dobosz i jej wypowiedzi: „słuszny to kop” (przypomnę: chodziło o tomik Zbierskiej, Wibrujące ucho)
    Pamiętasz co z nią zrobiono na nieszufladzie? (oczywiście Administracja szybciutko wątek: „List otwarty w sprawie Małgorzaty Dobosz” skasowała. Być może Administracja przeraziła się reakcji środowiska. Może administracja przestraszyła się tych świniskich twarzy, które pojawiły się gdy miały po temu okazję, malutki pretekst.
    A może Administracja chciała ukryć prawdę o światku. O tym, że rządzi się prawami: „jak ty mi, tak ja tobie” (reguła wzajemności) i że nie wolno (nie, nie, nie i jeszcze raz nie wolno!!!!) pisać źle o dziełach głównych działaczy świata literackiego (Zbierska była oficjalnym kapralem nieszuflady. Ona tam poskramiała userów publikujących więcej niż 1 tekst dziennie. ona pisała jako pierwsza: „gniot!” „grafo” wyręczając naczialstwo)

    to, że Dobosz nie zatłuczono lingwistycznie jest zasługą Mosiewicz, która jest jakby bliżej Radczyńskiej, Dehnela, Czerniawskiego niż inni userzy nieszuflady.

    Wyobrażasz sobie n.pl. co się dzieje z kolejnymi dziełami Radosława Wisniewskiego, gdyby ten napisał to, co ty napisała o Płaczku i wydrukował to w RED? Jeżeli nie, to ci pomogę trochę w wyobrażaniu sobie. Otóż weź swoj tekst o płaczku, pomnóż razy 10 i będziesz miała recenzję tomiku Neo Noe, którą opublikuje Adam Wiedemann.

    A zaczynać będzie się ona tak:

    „Ni to arka noego, nie to neonówka, nie jest to nawet jeden z braci Wachowskich….”

    Radosław Wiśniewski publikujac krytyczną recenzję Płaczka w RED stałby się taką „Gosią Dobosz”. Tyle, że Radek Wiśniewski nie ma swojej „Moniki Mosiewicz”, nie ma kogoś, kto by go obronił przed środowiskiem. nie ma kogoś, kogo środowisko by się bało.

  7. Ewa Bieńczycka:

    > mi.pl
    Panie Michale, czytać – jak to łatwo powiedzieć. Pan nie dostrzega tej potwornej symetrii Blakea, która tu jest zaburzona? Jak ja mam Pana czytać, jak Pan mi niczego nie udostępnia?
    W tych wierszach jest nieustanna zmyła formalna, jest cały czas złośliwe trzymanie książki do góry nogami i naigrywanie się z czytelnika, że czytać nie potrafi.
    Nie może utrudnienie odbioru komunikatu być wartością. Ja nigdzie się z czymś podobnym nie spotkałam, jak odczytywałam awangardę. Trud powzięty przez artystę stworzenia czegoś od nowa może być głupi, może być nietrafiony, płaski, zerżnięty z innego, może być zwyczajną ludzką pomyłką, ale nie może być złośliwym wytracaniem energii odbiorcy, ponieważ żyjemy we wspólnym świecie, jesteśmy ludzką gatunkową wspólnotą i wyciek energii twórczej przecież jest jednocześnie wyciekiem jej z nas wszystkich.
    U nas też leje, nie idę na basen i czytam Pana i czytam…

  8. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Przeczytam wieczorem. Czy Michał Płaczek jest poetą ze Śląska? jeżeli tak, to będę musiała się zmusić do czytania o soli i krwi ziemi.
    Prawdopodobnie wdrukowano mi w dzieciństwie w szkole konflikt rodem z Karola Marksa: stoczniowiec – górnik, który z nich jest solą i krwią polskiej ziemi, przewodnią siłą narodu?, czyli archetyp :prawdziwego polskiego robotnika” Osiedle z blokami, wieżowcami zamieszkałymi przez stoczniowców musiało na mnie mieć wpływ.
    Stoczniowcy wygrywają nadal w paleniu opon.

  9. Ewa Bieńczycka:

    > Marek
    Niestety Marku masz rację. Ja w tej mydlanej operze mieszkam już pół wieku i ci najcudowniejsi i najbardziej utalentowani ludzie albo się powiesili nim świat się o nich dowiedział, albo zamilkli na amen potopieni w morzu alkoholu.
    Nigdzie na świecie nie ma takiego marnowania talentów, jak w Polsce. A to dlatego, że twórczość tu się traktuje jak rzemiosło, a nie jak sztukę. Właśnie przykładem jest Jacek Dehnel, który te pojęcia z całą premedytacją myli. Myli celowo, by wykosić konkurencję jak w rzemiośle.

    Prawdziwy artysta wita drugiego potężnego ducha z radością, nie szkodzi mu, bo wie, że współistnienie z taką osobowością to losowy dar, to wspólny czas dany też i jemu, i jest też i jest jego wartością. Emocje, energie przecież krążą, ludzie się inspirują, otwierają na siebie. Stwarzanie takich grup poetyckich opartych na wartościach było zawsze mocą wszelkich twórczych działań. Nie da się inaczej.
    A tu, jak w PRL-u, ciągle obowiązuje selekcja negatywna, bo dyrektorzy byli partyjni, byli głupkami dokształcanymi na studiach wieczorowych, liczyła się tylko ich rola czynownika, urzędnika, którzy bali się jedynie tego, że ktoś ich zdemaskuje, że nie są kompetentni.

    Wiesz, tacy administratorzy jak Radczyńska i Wiśniewski, organizatorzy, którzy i może dobrzy są w swoim fachu – ja nie wiem, czy nieszuflada rzeczywiście wykorzystuje swoje wszystkie możliwości, a Red wszystkie – ja tego do końca nie wie, nie mam pojęcia czy to na ostatnich finansowych nogach jest, czy to zmarnowanie, czy heroizm. Ale ani Radczyńska, ani Wiśniewski artystami nie są i nie będą, i jeśli są administratorami dla artystów, to i tak nie mogą robić tego dobrze, ponieważ nie mają tego artystycznego wyczucia i nie mają też wyrzutów sumienia, że promując Mosiewicz, nie promują tych, których powinni. I to jest to zmarnowanie. W Wikipedii jest przykład Mosiewicz, przykład ze wszech miar szkodliwy.
    I to nie jest obojętne zjawisko, to jest bardzo groźne.

    Jak czytam Michała Płaczka, to ja nie chcę go skrzywdzić, ale ja tu nie widzę artysty. Czy współlokator Wiedemanna jest artystą, czy współlokator Dehnela jest artystą, to przecież nie jest kwestia ani zamieszkania, ani tych społecznych ułatwień w zaistnieniu, promowaniu, umożliwianiu.
    Alicja B. Toklas artystką nie była. Takie duety zazwyczaj były też i dobierane na zasadzie Pana i niewolnika. Też i dzieci wielkich, dzieci geniuszy, bardzo rzadko dziedziczą.

    Naród polski jest leniwy, plotkarski, niewykształcony, jest po prostu najgłupszym narodem na świecie, gdzie od wieków się wszystko marnowało.
    Masz te recenzje, o których tu piszesz. Tomik Płaczka to szesnastokartkowy zeszyt. I nawet tego tym płatnym prostytutkom od kultury nie chce się przeczytać i dać swojego o nim indywidualnego świadectwa, tylko zrzynają te epokowe mądrości jeden od drugiego.

  10. Ewa Bieńczycka:

    > Iza
    Jak tam macie taki wielki festiwal, to pewnie, że atrakcje większe, niż nasz blog.
    Myślałam, że Czerwone Gitary, a teraz Myslovic jeszcze to po plażach śpiewają: „morza szum, ptaków śpiew złota plaża pośród drzew wszystko to, w letnie dni przypomina ciebie mi, przypomina ciebie mi. Szłaś przez step, z tyłu pies „Głos Wybrzeża” w pysku niósł szalalalala.”
    Tak cytuję ku i z pamięci, bo jak nie noszą, to nie noszą i już.
    Nie wiem, z jakiego miasta jest Michał Płaczek. Mieszka w Warszawie i z wykształcenia jest złotnikiem.
    W wierszach niczego o węglu nie pisze.

  11. Marek Trojanowski:

    Ewo, a może to nie jest sprawa środowiska, kolektywu ale indywidualnej uczciwości. elementarnego sumienia.

    Miałem kiedyś studenta. On był synem prominentnego działacza uniwersyteckiego z tytułem profesora zwyczajnego. Tenże student miał inne pasje – odległe od akademickich.

    trafił kiedyś do mnie po oblanej wejściówce (to była jedyna wejściówka, którą oblał na studiach – w ogóle jego pierwsza pała w trakcie studiów, a studiował już 4 semestr – tak działał urok prominentnego ojca).
    Zadaje mu jedno pytanie, zadaje drrugie. chłopak milczy. To pytam go: A czym pan się interesuje?
    Chłopak najpierw niesmiało, a póxniej z pasją opowiada o tym, że chciałby zostac prawnikiem i że złożył dokumenty gdzieś na studia prawnicze i że bardzo mu sie podoba.
    No to ja go pytam: „to co pan tutaj robi?”
    On mi na to: „nie wiem. Ojciec chciał”

    Była też sytuacja odwrotna. był chłopak, któremu zadałem pytanie: „Czym jest sprawiedliwość w sysstemie Platona?”
    Chłopak mi odpowiada: „Platon. Filozof grecki. Urodził się…..”
    Prosze go, żeby ograniczył wypowiedź do odpowiedzi na pytanie. ale on dalej swoje. Przerywam mu gdzies po 5. minucie, bo mam jeszcze kilku studentów. Ale chłopak zaczyna się irytowac i mnie opierdala, że mu wypowiedź przerywam, a wypowiedź musi mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. A ja się go pytam, gdzie on się takich rzeczy nauczył. On mówi, że w szkole.
    Kiedy chłopak był po 9 minucie w połowie biografii Platona, w której opisywał jego relacje z Sokratesem, przerwałem i powiedziałem, że nie zaliczył.
    Ten się wzburzył. Oznajmił, że pochodzi z rodziny inteligenckiej, na dodatek sami prawnicy. I na takim oznajmieniu się skończyło.

    Były też dzieci lokalnych polityków, działaczy i posłów. Pchgani na studia przez ambitnych rodziców, studiowali. Nikt tego układu nie śmiał zburzyć. To było jasne jak słońce, że syn Iksa, gdzie X = senator, poseł, wojewoda itp. musi skończyć studia z wynikiem bdb.

    i takie własnie relacje – mutatis mutandis – panują w środowisku literackim.

  12. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Przeczytałam czterdzieści dziewięć utworów zamieszczonych w debiutanckim tomiku.
    Dobrze, że chociaż ciekawa dla mnie była przedostatnia strona. Z niej dowiedziałam się, że 500 egzemplarzy zostało wydanych za kasę daną przez urzędników Warszawy, że projekt graficzny wykonał syn ojca, że Beata Gula postanowiła promować Michała Płaczka i dlatego wydała jego dzieło, a dzieło to ma numer porządkowy 227. Powinnnam jeszcze wymienić redaktora tomu i panią ilustratorkę. W ten sposób pięć osób miało zajęcie przy debiucie nie licząc drukarza.
    Domyślam się, że miasto stołeczne Warszawa znalazło rozwiązanie problemu bezrobocia. Niech ludzie piszą poezję, miasto da na to kasę, przynajmniej czymś się zajmą i nie przyjdzie im do głowy, aby zostać szlachtą asocjalną. Z taką szlachtą władza ma same kłopoty.
    A poważnie, gdy czytam wersy w wierszu „próba sentymentu”:

    ” między liściem, a liściem żegnają się bachory
    dziewięć na pięść okrążeń standardowa lekcja
    kaligrafii czy wideogramów”

    wiem, że druk na papierze jest tylko dla znajomych, którzy nie powiedzą : Michał zajmij się lepiej dzierganiem swetrów, na wydawanie wierszy jeszcze jest zbyt wcześnie. Jeżeli nie musisz nie pisz.
    Na koniec wróciłam do notki o autorze. Usmiechnęłam się drugi raz czytajac informację o poecie. Ta informacja została zamieszczona w roku 2008, gdy Michał Płaczek miał dwadzieścia dwa lata. Notatka jest poważna, rozbudowana i zawiera na przyklad takie zdania:
    „zaangażowany społecznie na wielu polach”
    „współopiekun kotki”

    Jak się już nie wie co o sobie napisać, wypisuje się blumbumbulenie. Na tym polega kompensacja (patrz psychologia).
    Notatka o autorze współgra z wierszami. Balony mają to do siebie, że pękają gdy tylko ktoś zeche je przedziurawić zwykłą wykałaczką.

    Ewo, Michał Płaczek mieszka w Warszawie, inaczej nie mógłby być po koleżeńsku wydany za pieniądze urzędu od kultury w stolicy.

  13. Ewa Bieńczycka:

    >Marek
    Myślę, że takie anomalie, jak opisujesz to są tylko w Polsce. To są zaszłości chyba zaborowe, kiedy wykształcić delegata rodziny to było równoczesne poświęcenie sióstr-starych panien i całych wiosek tyrających na studenta, który siedział wtedy w burdelu, a nie na uczelni.
    W nowych cywilizacjach takie zmarnowanie jest nie do pomyślenia. W Stanach dziecko wychodzi z domu i już. Nikt nie ma prawa ingerować w jego życie. Nic dziwnego, że wykładowca filozofii, królowej nauk, którą jak prawdziwą kochankę trzeba kochać, bo każdy fałsz natychmiast wytropi, odchodzi od zmysłów mając taki materiał do dyspozycji.
    Ja po uczeniu plastyki w podstawówce już byłam leczona ambulatoryjnie i nocami budziłam się z krzykiem i przerażeniem. A to przecież zaledwie dzieci były, a nie, jak Ty tu opisujesz, wypasieni, bezczelni synalkowie.
    Nie wiadomo jeszcze jak to totalne czytania niepoetów się dla nas skończą, bo jak nie natrafimy na żadną przeciwwagę, na żadnego prawdziwego poetę, to się zupełnie wykrwawimy.

    Patrzę właśnie na portal niedoczytania i tam tak fajnie jest recenzowana Krótka Historia Grupy Ładnie. Ponieważ o tej książce było na portalu Obiegu dużo, a ja czytam Obieg dokładnie z racji mojego zawodu, to widzę, że nareszcie się pojawiają głosy krytyczne. Wpisałabym się nam nawet, ale mnie tam już za grafomankę mają i nie chcę autorowi artykułu moim wpisem szkodzić.
    Natomiast tu chciałabym napisać o Piotrze Kuśmierku, to laureat jak czytam wszystkich najważniejszych konkursów.

  14. Ewa Bieńczycka:

    >Iza
    Nie byłabym taka może bezwzględna w ocenianiu Domów Kultury, które tomiki wydają. Myślę, że to jest pozytywna i wartościowa robota. Przypatrz sie Izo, jakie zmarnowanie tomików poetyckich jest w sejmie, każda ustawa, to przecież poezja, to osobny utwór i ile tam tego śmiecia dziennie się produkuje. A ile papieru zużyto w sądzie na analizę jednego, krótkiego wiersza Marka? Czytałam w necie, że wysyłali wiersz Marka go do ekspertów, jak jakieś próbki mordercy w celu analizy. I ile tam poszło papieru na to? Jak patrzę na telewizyjne migawki z procesów, gdzie na stole leżą akta, to się chwytam za głowę. A Michał Płaczek naprawdę zachował się w porządku, jeśli chodzi o grubość tomiku.
    A reszta? Przecież to są jakieś niewielkie sumy, te honoraria, a też przecież i satysfakcjonujące. Ja wczoraj podpisałam umowę na pozwolenie opublikowania mojego tłumaczenia z Blake w filmie. Zwrócono się do mnie, bo znaleźli je na moim blogu.
    I wiesz, jak mnie to na duchu podniosło? Bo to też niewielka kasa, ale jednak za kulturę, za literaturę!

  15. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, wielokrotnie na blogu Marka pisałam, że dotacje urzędnicze na kulturę są według mnie złe, deformują i deprawują. Stawiałam za przykład Stany z prywatnymi ofiarodawcami. Pisałam o zakochiwaniu się w poezji, szerzej w sztuce i wysupływaniu na to kasy jak największej w przekonaniu, że uczestniczy się w przedsięwzięciu magicznym.

    Urzędnik rozdaje kasę po uważaniu, najczęsciej nie czyta dzieł wydanych za kasę obywateli i przedsiębiorstw. Odhacza dotacje na kulturę i ma problem z głowy, ale to on decyduje kto będzie promowany. Wystarczy, że szepnie mu do ucha tzw. wysoki czynnik, albo osobista uczuciowa osoba u boku.
    A potem ja otrzymuję te dzieła wydane z urzędniczego kaprysu w formie prezentu i nie wiem co mam z nimi począć.
    Ostatnio otrzymałam grubą książkę w białych papierowych okładkach, w której prezentują się słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Gdańsku. Nie mam pojęcia gdzie ją położyłam po przekartkowaniu, taki mam najczęściej stosunek do dzieł wydawanych za także moje podatki.
    Zbyt łatwo uzyskuje się dotacje i dlatego kultura karleje. Takie jest moje zdanie.

    ps
    rocznie otrzymuję kilkadziesiąt książek wydanych przez urzędy od kultury i powinnam przeznaczyć specjalną półkę w domu z napisem : książki niekochane.

  16. Marek Trojanowski:

    jak to jest, że wam daja ksiązki za darmo?

    jedyną ksiązkę, którą dostałem za darmo (nie liczę tych, które ukradłem z bibliotek – złodziejstwo ksiażek w moim fachu jest powszechne jak kiła wśród XIX-wiecznych prostytutek) było nowe wydanie Lewiatana Hobbesa.
    I żeby nie było – UNUS w zamian za Lewiatana, dostał ode mnie 19. wieczne wydanie dialogów platona w przekładzie Bronikowskiego – komplet bez 3 brakujących zeszytów Praw.
    czyli – jak się okazuje – nawet Lewiatan nie był darmowy.

  17. Ewa Bieńczycka:

    Izo, zgadzam sie z tobą w pełni, ale przypadek Michała Płaczka jest inny. I ja bym tu chciała właśnie na blogu Marka zwracać uwagę na podejście do sprawy szczególne. By nie jojczyć, nie powtarzać sloganów, że wiadomo, że jest w Polsce do dupy, że urzędnicy. Wiemy mniej więcej jak jest z naszych podwórek. Ja do miejskich galerii u nas mam wstęp za darmo, ponieważ piszę o tych tam wystawach i dostaję też katalogi za darmo.
    To nie jest Izo tomik Michała Płaczka, czarnobiały, na lichym papierze, szesnastokartkowy zeszyt, gdzie nawet nie ma fotki autora. To są wypasione albumy na kredzie, full kolor, to są rzeczy szyte ręcznie. Ostano miałam w ręce rówieśnicę Płaczka, wypasiony album drukowany z ł o t ą c z c i o n k ą.
    I to też artystka wstępująca i też nie rokująca.

    Natomiast na obronę Płaczka trzeba z czystym sumieniem napisać, że zawdzięcza swoją popularność nie związkiem z Adamem Wiedemannem, tylko sobie. Że jest o nim w Sieci pełno jako o autentycznym działaczu, uczestniku manifestacji i demonstracji, autorze licznych artykułów, między innymi broni w nich masturbujące się kobiety. Ja nie wartościuję, o co walczy poeta Płaczek, ale siłą rzeczy on jest na topie i on nie jest z przydziału partyjnego czy polecenia.
    On wydaje w kolebce neolingwistów. Jego tomik redaguje Michał Kasprzak, właśnie neolingwista. Michał Płaczek pisze swoje wiersze w tym właśnie duchu.
    I zupełnie jego poezja nie odstaje od innych produkcji jego pokolenia, czy portali literackich. Jak Marek pisał, to jest już monotonna, poetycka sieczka i czytelnik już się niczemu nie dziwi, ponieważ nie ma już żadnej nadziei.

    Ale oczywiście, masz rację. Tylko jak byśmy tu pisali nasz poetycki Raport Kinseya? Potrzebne są dokumenty i my je mamy!

  18. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku zakładam, że mi dają książki, bo mnie bardzo lubią, niemożliwe, że z innego powodu.

    I ja świsnęłam książkę z biblioteki szkolnej, mam ją do dzisiaj, zabrałam ją do wlasnego mieszkania. Zagadki i łamigłówki matematyczne (tytuł może brzmieć trochę inaczej), oprawiona w folię niepozorna książeczka wraz z kartą biblioteczną. Książka z wykopalisk, wypożyczona cztery razy przez kilkanaście lat. Dla mnie kilkakrotnie przeczytany skarb. Zaopiekowałam się niechcianą książką, przyznałam się po kilku miesiącach pani bibliotekarce. Nie pamiętam co miałam w ramach zadośćuczynienia zrobić, może tak ją zdziwiłam, że machnęła ręką i była zadowolona, że ktoś zaopiekował się zapomnianą książką.

  19. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, próbowałam wyguuglować informację o poecie. Wiem, już jak wygląda dzięki wirtualnemu albumowi pana gillnga. Jest przystojnym chłopakiem. Wiem, że w 2005 roku był feministą, nie wiem czy jest nadal i od razu kojarzy mi się ten fakt z wyborem lata świetlne temu mężczyny na przewodniczącego Ligii Kobiet Polskich. Takie mam dziwne skojarzenia. O tym słyszałam dykteryjkę przy rodzinnym stole i zapamiętałam.
    W informacji o feminizmie jest też wzmianka, że Michał Płaczek pisze powieść, ktora powali czytelników na kolana, ale nie znalazłam tytułu.
    Ewo, być może mam zupełnie inny kod kulturowy, cokolwiek to znaczy, niż Michał Płaczek i dlatego jego poezja nie trafia do mnie.

  20. Marcin Włodarski:

    http://*******.blog.onet.pl/

    [wpis moderowany]

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?