historia moich niedoli, odcinek ostatni (sezon pierwszy)

29 stycznia, 2011 by

.
I tak oto, po latach tułaczki po śmierdzących i zatłoczonych holach Urzędów Pracy, po przebytych niezliczonych bataliach sądowych, które nieraz przypłacił nerwobólem jelit oraz permamentną sraczką nasz główny bohater nareszcie zjawił się – niespodziewanie jak wiosenna burza – ubrany cały na biało, w pełnej krasie, na białym koniu, z laserowym mieczem w ręku (rzecz jasna tym świecącym na niebiesko)
.

Wzruszony nagrodą, która go spotkała po tylu trudach, poczuł się przez chwilę jak szczęśliwiec, który na końcu tęczy znalazł garniec złota Rumpelstiltskina.
Jednak jak to zapisano w scenariuszu, głównemu bohaterowi nie dane było długo rozkoszować się zwycięstwem (jak to zawsze bywa w kiepskich filmach klasy B). Zamiast przepić część nagrody z urodziwą córką młynarza, która dopiero co świętowała swoje siedemnaste urodziny, wstał, otrzepał zakurzone pyłem z niezliczonych pól bitewnych dżinsy, zapalił nadpalone wczesniej cygaro, splunął i spiął rumaka (albo odwrotnie – mniejsza z resztą o kolejność zdarzeń) i ruszył w stronę zachodzącego słońca.
.

.

W tym miejscu powinny być napisy końcowe:

W rolach głównych wystąpili:

Ten dobry – Marek Trojanowski
Ten zły – …..

i tu się film urywa, bo nagle zamiast napisów końcowych pojawia się nauka na temat skrótów tytułów naukowych, które podlegają fleksji.

dr (= doktor) dra, drowi, drem, drze; drowie a. dr dr; drów, drom, drami a. dr. dr.; w przypadkach zależnych lp też z kropką: dr., np. z dr. Nowakiem, dr. Trojanowskim; o kobiecie – ndm, w przypadkach zależnych bez kropki, np. z dr Kowalską

THE END

Kategoria: Bez kategorii | 38 komentarzy »

komentarzy 38

  1. po morzu burza hula:

    gdzie schowałeś wiejskiego głupka, w bajkach dydaktycznych to centralna postać.

  2. po morzu burza hula:

    normalnie Don Kichote z Zielonej Góry, nie ukrzywdził uczelni, zbyt ją lubi.
    Marek, nie ma co pisać ciąg dalszy nastąpi?

  3. marek trojanowski:

    w serialowych tasiemcach kategoria „cdn” wyparta została przez pojęcie „sezonu”.

  4. po morzu burza hula:

    chłopie kilka sezonów mocno trzymałeś postronki nerwów naczalstwa uczelni.
    Teraz cała sala ups katedra tańczy, rąsia, rąsia, poklepywanie po plecach, rektor oddycha z ulgą, dziekan płacze z radości, pani Krysia (zawsze jest jakaś pani Krysia) nie boi się już o swój stołek.
    Marek uszczęśliwiasz ludzi!

  5. marek trojanowski:

    bo ja święty jestem

  6. przemek łośko:

    słuszny ruch. stare przysłowie mówi, że kiedy chce się uderzyć psa, to kij się znajdzie.

  7. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    To bardzo eleganckie zakończenie sprawy, w której zasady są najważniejsze.
    Marku, czy kontaktują się z tobą koleżanki i koledzy z uczelni i zadają pytanie: – dlaczego tak postąpiłeś?

    Ale co teraz z tobą będzie? będziesz człowiekim z marginesu, bez pracy, bez zasiłku? człowiekiem poza systemem?

  8. przemek łośko:

    a po co bez pracy? bez pracy nie ma szans na prawdziwą pasję. pracę można sobie samemu zorganizować, można pracować u przedsiębiorcy. można skorzystać z dofinansowania unijnego, które w miejscowościach do pięciu tysięcy mieszkańców jest zupełnie niewykorzystane -> wniosek: firmę opłaca się założyć w miejscowości do pięciu tysięcy mieszkańców. naukę i krytykę można uprawiać jako pasję, nie deprawując ich forsą.

  9. marek trojanowski:

    izka, jak się zapewne domyślasz ja nie mam żadnych koleżanek i kolegów na uczelni (i nie tylko). mało tego, nie mam także „kolegów” i „koleżanek”. a kiedyś miałem i owszem.

    pierwszy mój kolega w celach autopromocyjnych doniósł mojemu kierownikowi zakładu, że zamirzam opuścić zakład i przenieść się do innego. Szef – specjalista od filozofii średniowiecznej u którego jako jedyny pisałem pracę magisterską – się wściekł. Wezwał mnie na oficjalne spotkanie i z ogniem w oczach krzyczał coś o zdradzie, o tym jak to on się starał, by mnie mimo różnych negatywnych opinii przyjęto na etat itp., a teraz ja mu wbijam nóż w plecy. Pierwszy raz usłyszałem, aby ten człowiek przeklinał. Na koniec wypalił:

    – Po starej znajomości mogłeś mi sam powiedzieć o swoich zamiarach, a ja tego dowiaduję się od twojego kolegi [tu podał nazwisko]

    Chciałem powiedzieć, że taki miałem zamiar, ale nie dopuscił mnie do słowa. Uciął pogawędkę krótkim i szorstkim:

    – Idź, życzę ci powodzenia, ale te drzwi masz już zamknięte.

    Do dziś pamiętam każde słowo i każdy grymas na twarzy człowieka, którego uważałem za autorytet, za duchowego przyjaciela. Dasz wiarę, że urodziłem się tego samego dnia co on?
    Później poszedłem do pokoju, który dzieliłem z moim kolegą donosicielem po to, by spakować swoje rzeczy. Nie było tego wiele. Pakuję się, pakuję a tu przychodzi kolega. Uśmiecha się, mówi:
    – Witaj Marku – kolega używał osobliwej formuły powitalnej „witaj” i co rzadkie w powitaniu odmieniał imię.
    Zapytałem się go wprost dlaczego doniósł. Odpowiedział:
    – Szef ma prawo wiedzieć co się w Zakładzie dzieje, że to byłoby nieuczciwe, gdyby on mu tego nie powiedział i że nie widzi w tym niczego złego.

    Wszyscy z tego zakładu źle skończyli – wszyscy oprócz rzecz jasna sprytnego kolegi. A było nas razem czterech. Ja skończyłem jak sknczyłem. Szef kiedy dożył 65. urodzin natychmiast został odesłany na emeryturę. Mimo niebywałego dorobku naukowego, międzynarodowej sławy został formalnie rzecz jasna i z oficjalną pompą pożegnany. W tym czasie innych pracowników instytutu, prostych szaraczków z habilitacjami moskiewskimi mimo że osiągnęli dawno 70. przetrzymywali po to, by instytut miał wymaganą do nadawania tytułów doktorskich liczbę samodzielnych pracowników naukowych. Promotor mojej dysertacji – niemiecki profesor wyszkolony w akademii nauk DDR, którego ojciec nigdy nie wrócił ze Stalingradu – pracownik Zakładu a prywatnie przyjaciel Szefa – także nie doczekał się lepszych czasów. Stopniowo odbierano mu zajęcia ze studnetami filozofii, w zamian za to przydzielano jakieś usługówki na innych kierunkach. Tłumaczono to jego złą znajomością języka polskiego. Moim zdaniem nie musiał on znać języka polskiego prowadząc wykłady z filozofii niemieckiej oraz ćwiczenia, na których wszyscy posługiwali się językiem niemieckim. Ale i te zajęcia wkrótce zlikwidowano. Z
    Z czwórki ostał się tylko mój dawny kolega. Wróżę mu karierę i jestem niemal pewny, że jezeli nie w tym roku, to najpóźniej za dwa habilituje się, zostanie nowym Kierownikiem Zakładu, później członkiem Senatu. A kto wie, może nawet rektorem.

  10. marek trojanowski:

    a opowiem ci angedotkę.

    któregoś razu ów kolega-zdrajca zaprosił mnie na wódkę. wypiliśmy 3 x 0,5 L gorzkiej żołądkowej w plenerze a następnie zeszliśmy do podziemi. pijemy gdzieś w knajpie umieszczonej poniżej poziomu morze. pierwsza flaszka, druga i nagle na horyzoncie pojawiają się fajne dupencje. weygimnastykowane, pachnące, ładnie ubrane. siadają obok baru, na ławce. zamawiają wdrinki i piją. śmieją się i piją. a my – ja z kolegą – je dyskretnie obserwujemy.

    gdyby to miało miejsce na bazarku handlu niewolnikami , to panienki zgarnęłyby kilka oskarów zanim trafiłyby pod pierzyny szejków naftowych. tym razem było inaczej. nie było nafty, nie było bogactwa, nie bylo szejków – byliśmy my.

    kolega zdrajca przypatrywwał się dziewczynom, łasił się, ślinił. robił to tak długo jak bezskutecznie. zniechęcony wreszcie swoim beztalenciem powiedział do mnie:

    – Marku – (jak wczesniej – kolega miał zwyczaj odmiany imion) – ten pan obraża damy!
    [a powiedział to tuż po tym, jak lokalny gangus oszołomiony feromonami podrywał owo dziewczę słowami: „lala, ruchasz się czy nie?”]

    powiedziawszy to wskazał ręką na miejscowego gangstwera, któreamu było obojętne czy najbliższe 1000 lat spędzi w izolatce czy w dwuosobowej celi.

    Skonczyło się tak, że wyszliśmy z knajpy. Kolega, który przed chwilą chciał bronić honoru dam poprosił, bym go zdzielił w mordę (co bez zwłoki zbędnej uczyniłem) a następnie rozeszliśmy się każdy w swoim kierunku.

  11. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Przemku, miałam na myśli pracę na etacie od do.
    Wydaje mi się, że to jest marzenie współczesnego Polaka. Zaplanowane godziny pracy, szef/szefowa nad głową, regulaminy, kodeksy pracy i fundusz socjalny. Czy o tym samym nie marzą poetki i poeci? Zbyt często czytam i słyszę o powinnościach państwa wobec artystów, o tym, że dobrze jest pisać i mieć etat na państwowej posadzie. Bezpieczeństwo ekonomiczne wygrywa z pasją.

    Marek może teraz wszystko, bo tylko od niego zależy na co się zdecyduje. Zrezygnował z bezpiecznej posady, z wysługi lat i pracy do emerytury w tym samym miejscu.
    Taki wybór, paradoksalnie czyni człowieka wolnym, bo to nie kto inny tylko Marek będzie ostatni gasił światło, czyli zdecyduje tak, albo tak, nawet za cenę zamieszkania pod mostem w kartonie.

  12. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku domyślam się, że nie utrzymują z tobą stosunków towarzyskich panie i panowie z zielonogórskiej uczelni. Wszak jesteś trędowaty.
    Zapytałam prawnika czy często ludzie po wygranej sprawie w sądzie pracy decydują się na rozwiązanie umowy. Usłyszałam -ależ skąd, bardzo szybko idą na długoterminowe zwolnienie lekarskie. W ten sposób mają kasę jeszcze przez sześć miesięcy, a urlop leci.
    Ale prawnik ma niechętny stosunek do klasy najemnej, być może dlatego tak mi odpowiedział.

    I nadal się kolegowaliście? obicie nie przekreśliło kumplowania?

  13. mirka:

    Cztery lata temu, ku zdumieniu całego miasteczka, pipek urzędniczek oraz bardzo kochającego się ze mną miasteczka – poprosiłam ojca miasta (właściwie pelnomocnika ojca, bo odbywały się wybory wymuszone na burmistrza), by odwołał mnie z dyrektorskiego stanowiska. Zaowocowało to dwuletnim bezrobociem i zasiłkiem. Mogłam zostać i stać się wycieraczką nowego burmistrza, ktorego rok wcześniej nazwałam (w cztery oczy) – głupim chujem. Ponieważ już wtedy siedział na wysokim stołku, wiedziałam, że nigdy tego nie zapomni, choć twierdził, ze w życiu liczy się prawda. W tym jednak wypadku, prawda przeze mnie wyartykułowana, była niestety – nie do przełknięcia. Mogłam zostać, on by mnie nie zwolnił. Ale, po pierwsze, nie chciałam pracować z głupim chujem, po drugie – byłabym wciąż ścigana. Decyzja Marka nie mogła być inna. Poza tym – przecieram oczy ze zdumienia, widząc, jak hojnie był wynagradzany. No, milioner. W dodatku, jak czytam, paru palantów na tej uczelni zostało, zadna radocha pracować z nimi. Szkoda chyba tylko studentów. Ale coś za coś. W tym coś za coś jestem doswiadczona, trzy razy byłam na zasiłku, zostawiałam dwa razy dyrektorskie posady, żeby nie chodzić ze spuszczoną głową, najchętniej po ciemku.
    Praca na etacie – to każdego miesiaca kasa, ubezpieczenie itede. Ale zdarza się tak, że nie można sobie odpuścić siebie, nie wolno.

  14. marek trojanowski:

    Mirka, to odpowiedz golisz cipkę czy nie?

  15. mirka:

    Marek, no ja teraz patrzę, a tutaj na ksero pisma twoje namiary. Nie boisz się zamachu czy coś? Setek listów itede??

  16. marek trojanowski:

    Mirka, na tym świecie to ja się niczego ani nikogo nie boję. Jeszcze się nie zorientowałaś?

  17. przemek łośko:

    Nie rozumiem 'korzyści’ z pracy najemnej. Nie pracuję na etacie od 2000 roku. Mam w dupie ZUS, arogancję jego urzędników i uwłaczające godności schorowanych i starych ludzi propozycje. Połowę darmozjadów z ZUSu i USu należy zwolnić, jak to mówią u nas w budownictwie: „wyjebać na ryj”. Bo to świńskie ryje, w rzeczy samej. Nie proszę się o nic, nie godzę na chujowe kontrakty, robię swoje. Zbankrutowałem w 2001, oddałem kasę wierzycielom, będzie z 600 tys. – po siedmiu latach. I chuj, znowu walczę :). Teraz prowadzę firmę projektową, wykonawczą i naprawiam firmę instalacyjną – jestem prokurentem na kontrakcie. Co i rusz przekonuję się, że słuszne jest przysłowie: „Im więcej zajęć, tym więcej czasu”.

    Marek, jeśli masz pomysły, wolę i trochę łobuzerskiej bezczelności kiń tę hołotę i rób coś, niekoniecznie to co umiesz, ale to, czego możesz się szybko i ponad polską przeciętną nauczyć. A przecież możesz. Przecież nie masz we krwi dopisywania się do każdej pozycji swojego magistranta, żeby być autorem rozleglejszej bibliografii? Habilitację, jeśli będziesz mieć kaprys, zrobisz. W Legnicy jest filia krakowskiej uczelni, to też niedaleko, więc jeśli musisz, jeśli Cię ciśnie, możesz i tam nadawać.

  18. mirka:

    Poczytałam więcej, nie tylko o głównym „powodzie” decyzji jak go tam u was nazywają – Wielkiego Czesława, ale także o przekrętach z naborami. Widzę, ze nauczyciele dwulicowi, studenci częsciowo. Nie ma czego żałować. I w dodatku masz fanki:)

    Gdzieś doczytałam, że jesteś konfliktowy. Czesław ogłosił. No, coś takiego?? Ty Konfliktowy?

    :)

    Przemo, cieszę się, ze dług oddany:)) Walcz, walcz. Trzymam kciuki.

  19. mirka:

    golę. a ty?

  20. wybieram IP:

    Ha! Zakończenie utrzymane w głębokim cieniu epoki romantyzmu.
    Nie wierzę w te bajki. Trojan ma po prostu lepszy układ na oku i może sobie pozwolić na taki hopsztos. Co za naiwność przypuszczać, że oto wybiera on odrzucenie pracy na rzecz niepewnej przyszłości zagospodarowania kartonu pod mostem. Nawet gdyby tak było, gdzie odpowiedzialność przed rodziną, którą przecież posiada? Czytał kto, jak czule pisze o synku? Trojan jest wykształcony, do tego inteligentny, a na dodatek biegle zna niemiecki. Nie jest skazany na zasrany etat w byle dziesięcioplanowej uczelni.
    Kto wierzy, że wybrał los bezrobotnego ( z tą bajką z upodobaniem się obnosi), ten przejawia naiwność dziecka. I tyle. Całą sytuację wykorzystał do budowania swojego wizerunku. To nie jest taki sobie zwyczajny, szeregowy egocentryk. To cesarz egocentryków.

  21. marek trojanowski:

    przystrzygam (przystrzyżuję? strzyżę? strzygę?) na równiuteńki jak murawa mundialowego boiska dywanik.

  22. marek trojanowski:

    wybieram, ja się zawsze i to bez bicia przyznawałem do tego, że pomysłów i to najdziwniejszych mi nie brakuje, także tych najtrudniejszych do wymyślenia zwanych jako pomysły na siebie.
    co do życia i sposobu życia, to żyjemy w takim świecie w którym na szczęście bądź na nieszczęście każdy może żyć jak chce, każdy może wybrać swoją drogę którą chce iść. ja wybrałem swoją. ty oczywiście możesz recenzować ów wybór, napisać co o tym myślisz itp., możesz także napisać, że nie wierzysz w to, że mam zaplanowany każdy dzień swojego życia do czterdziestki. to jednak niie będzie miało żadnego wpływu na to co i jak robię ew. zrobię.

  23. wybieram IP:

    a czy ja roszczę sobie prawa do wpływu na to, co zrobisz i jak zrobisz?
    Piszę tylko, że oszukujesz mówiąc, że nie dbasz o dzień jutrzejszy. To, że w gruncie rzeczy jesteś skurwysyn – wiem już od jakiegoś czasu. Teraz jednak usiłujesz przekonać mnie do tego, że jesteś super skurwysyn, któremu nie zależy, jak będzie wyglądał dzień jutrzejszy żony i synka.
    Można to sprowadzić do stwierdzenia: mam to gdzieś. Interesuje mnie wyłącznie moje samozadowolenie, to, że będę taki gościu z zasadami. Na takiego się nie szykuj. Każdy dupy daje. Z całą pewnością i ty dawałeś, a jak nie, to będziesz dawał. Twoje nabzdyczenie zaczyna mnie powoli wkurwiać.

  24. marek trojanowski:

    a gdzie to geniuszu przeczytałeś, że nie dbam o dzień jutrzejszy?
    skoro piszę, że mam wszystko zaplanowane do 40. roku zycia, to gdzie tu miejsce na domniemaną niedbałoś?

    i nie obrażaj mojej matki nazywając mnie skurwysynem, bo obrażać matkę może tylko jej dziecko.

  25. wybieram IP:

    każdy, kogo egzystencja jest uzależniona od zarabiania pieniędzy – daje dupy. Taki, na jakiego chcesz pozować – nie istnieje.

  26. wybieram IP:

    Twojej matki nie obrażam. Byłoby tak, gdybym sparafrazował to do postaci łośkowej. W innym razie jest zwykłym bluzgiem dotyczącym wyłącznie ciebie.

  27. marek trojanowski:

    wybierz sobie inne bluzgi, ale nie obrażaj mojej matki.

  28. wybieram IP:

    nigdy mi nawet przez myśl nie przeszło, by obrazić twoją matkę. Ale skoro ty wiesz lepiej, to wygwiazdkuj ten bluzg.

  29. marek trojanowski:

    Przekonanie, że ten, kto zarabia pieniądze ten musi dawać dupy jest spadkiem po socjalistycznej wierze w tzw. „złego prywaciarza”. Prywaciarza kojarzono z oszustem, z cwaniaczkiem który ma w dupie zasady etyczne. Prywaciarz był tym złym, bo miał lepsze auto – np. volkswagena – o którym przeciętny Kowalski, stojący w kolejce po swojego małego fiata, mógł tylko pomarzyć. Skąd prywaciarz brał pieniądze? Nie było to trudne w gospodarce nieustannego niedostatku. Ale władza ludowa nie chciała słyszeć o niedostatkach, o braku towarów i o niezaspokojonych potrzebach społeczeństwa i prywaciarza przedstawiała jako pasożyta, który żeruje na zdrowej, chłopsko-robotniczej tkance. W konsekwencji i zwykli ludzie zaczęli postrzegać tych, którzy mają więcej (materialnie więcej) za oszustów, kombinatorów itp. Taki podział wewnątrzspołeczny jest każdej władzy na rękę. Wewnętrzna wojna pudrowana różnymi oficjalnymi komunikatami w telewizji, radio i w prasie nadaje sens władzy jako takiej. Bo to urzędnik czyta donos na bogatego sąsiada, który „jak wszystkim wiadomo nie odprowadził podatku”, „który na pewno ukradł ten kabel, który wykorzystał na rozprowadzenie instalacji elektrycznej u siebie w domu” itp. Dzięki wewnętrznej wojnie urzędy mogą sprawniej kontrolować, szybciej działać bo nikt tak szybko nie zamelduje o zagrożeniu jak wrażliwy sąsiad, który zawsze ma ciebie na oku.

    Wracając do sprawy etyki oraz ekonomii. Dzisiaj standardy wyglądają zupełnie inaczej. Prowadzenie działalności gospodarczej to z jednej strony powiększanie zysku – racja. Ale jeżeli przedsiębiorca zacznie oszukiwać, kłamać, okradać itp., – innymi słowy: kiedy zacznie dawać tzw. dupy – to długo nie nacieszy się swoim statusem i szybko skończy wllbo w kryminale albo w pośredniaku.

    Wyobraź sobie, że np. zatrudniasz firmę malarską, do wymalowania mieszkania. Szef tej firmy źle traktuje swoich pracowników, płaci im w ratach – raz sto złoty, za tydzień dwadzieścia, później rzuci pięćdziesiątką itp., a jak komuś się nie podoba, to może sobie szukać nowej pracy. Ty nie masz o tym pojęcia, bo niby skąd masz wiedzieć. Szef firmy robi bardzo dobre wrażenie, podpisujesz umowę, wpłacasz zaliczkę. Przychodzą robotnicy i zaczynają pracę. Już po godzinie widzisz, że sam byś te ściany lepiej pomalował. A kiedy kończą, to masz 100% pewność że następne malowanie zrobisz sam. Rzecz jasna nigdy nie polecisz tej firmy malarskiej swoim znajomym a nawet nikomu obcemu, bo wiesz że przez takie polecenie mógłbyś stracić nawet najstarszych i najbardziej wiernych przyjaciół.

    Taka firma malarska nie ma żadnych szans.

    Innymi słowy – dzisiaj prowadzenie jakichkolwiek interesów musi uwzględniać nie tylko powiększenie kapitału, ale także zasady etyki. Nikt nie podpisze kontraktu z firmą, o której wszyscy wiedzą, że oszukuje – lub że gra nieczysto.

  30. mirka:

    Trochę możesz sobie poplanować, należą ci się pieniądze za co najmniej trzy lata i nie musisz specjalnie się starać, żeby je dostać. Wypowiedzenie okazało się bezpodstawne – prawo nakazuje wypłacić ci pobory za każdy miesiąc od momentu zwolnienia, chyba nie muszę teg pisać, masz łebskiego prawnika.

    wybieram IP – to rozwiązanie nie jest romantyczne, moim zdaniem – jedyne, jakie mogło być. Nie wiem, kto się kryje pod tym nickiem, więc nie wiem, czy się znamy po imieniu: niech Pan sobie wyobrazi powrot do pracy w sytuacji, kiedy będzie na uczelnik koleś, który doniósł, facetka, która publicznie sklamała na temat Trojanowskiego, ludzie, wykładowcy, którzy ukladali ankietę na temat donieść na niego czy nie donieść, a także studenci, biorący w tym udział. Bez względu na to – czy kierował nimi strach, głupota, świński, służalczy charakter – oni wszyscy, skrępowani zmianą wyroku i świadomością, ze będą się każdego dnia o Trojanowskiego potykać – zaczną go nienawidzić, uważać za wroga, bo taki się w człowieku wrednym uruchamia mechanizm.

    Miałam kiedyś z zupełnie innej planety przygodę, ale obie hustorie łączy „zachowanie ludzkie”. Pożyczyłam komuś kasę, średnio dużą, bo nigdy nie byłam zamożna. Minął termin zwrotu. Nastąpiła cisza. Trwało to i trwało. Koleś się chował. Nie byłam zła, czekalam tylko na sygnał, że mi powie, ze jeszcze nie moze oddać. Nic się nie dzialo. Czasem spotykaliśmy się, ale uciekał na moj widok. Potem ja sama przechodziłąm na drugą stronę ulicy albo odwracalam się, zeby go nie krępować.Pieniędzy nigdy mi nie oddał, teraz ma kupę kasy, ostentacyjnie nie rozmawia ze mną, a spotykamy się „twarzą w twarz”.Ktoś kiedyś zapytal mnie, co jak takiego zrobiłam kolesiowi, że on na mnie patrzeć nie może.

    Myślę, że podobnie by było na uczelni. Nigdzie nie wyczytam, że Trojanowski zamierza się oddać wylegiwaniu na ławce przed kościołem z kartonikiem na datki w łapie.

  31. marek trojanowski:

    Mirka, wszystkie pieniądze (a raptem jest tego aż 3 miesięczne wypłaty, bo ostatenicze w mocy utrzymany został wyrok pierwszej instancji) tak jak powiedziałem – przekażę na jakiś szczytny cel (już wybrałem: oddział onkologii dziecięcej). żadne tam caritasy srasy i inne dzikie fundacje. ja tych pieniędzy nie zarobiłem i ich nie chcę.

  32. mirka:

    aaa, to pardą. nie doczytałam.

  33. KczK:

    Jaki żal, u mnie początkujący pracownik biurowy więcej zarabia (a turystyka i tak należy do najgorzej opłacanych branż…) i było o to tyle się po sądach rzucać? Rzeczywiście historia niedoli.

  34. marek trojanowski:

    Maciek, mi nigdy nie chodziło o pieniądze.

  35. KczK:

    Aha, rozumiem, praca na uniwerku jako łatwy dostęp do młodych d…?

  36. marek trojanowski:

    Maciek, skoro mnie udupili za byle jaki wierszyk, to zgadnij co by ze mną zrobiono gdybym wykorzystywał (dosłownie) stosunek zależności?

    prawdopodobnie w tej chwili odpisywałbym tobie z kryminału

  37. open IP: 83.23.41.244:

    czyli piszesz o Mrozie!!!

  38. open:

    że zimno, bo zima. Pisz o Lecie!

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?