Dariusz Suska, Cała w piachu. twoje dziecko jest urodzonym metafizykiem

11 lutego, 2010 by

.

z listu do X

Jeżeli chciałbyś zapytać mnie, co odpisać Burszcie to pewnie znasz odpowiedź: piękne, esencjonalne, lakoniczne, dłuższe niż „kurwa”, krótsze niż „kurwa mać”: SPIERDALAJ

– przynajmniej ja tak bym odpisał.

a propos poezji polskiej współczesnej. mam tu właśnie tomik „Cała w pisaku” niejakiego Suski. Wróciłem z nim przed chwilą z kibla. Lubię sobie poczytać srając. Intymna izolacja sprzyja refleksji, zwłaszcza pogłębionej, wzbogaconej zaburzeniami perystaltyki (każdy biograf, zdający sprawę z mojego vitae, który nie uwzględni wątku fizjologicznego będzie zwykłym bajkopisarzem)

Czytając tomiczek Suski poszukiwałem jakiejś myśli, jednej oryginalnej refleksji na temat tych wierszyków. I wiesz na czym się złapałem? Na tym, że w pewnym momencie zastanawiając się nad wierszykami i swoim wnętrzem (zarówno wiersze jak i wnętrze należy rozumieć ty, w tych okolicznościach wprost, materialnie), zacząłem rozważać problem chwytu papieru w dłoni.

wiesz, że muszę synka uczyć podcierać tyłek? Że trzeba powiedzieć o tym, że papier trzeba złożyć i że kiedy zapyta, trzeba wyjaśnić dlaczego papier się składa. Kiedy zapyta, objaśnić dlaczego papieru po wytarciu tego otworu, z którego wychodzi kupa (jak powiesz dziecku, że ma wytrzeć tyłek, to wytrze cały tyłek – pośladki i odbyt, niekoniecznie w tej kolejności. stąd to uściślenie) nie można wyciągać i przyglądać się i upewniać, że się trafiło tam gdzie trzeba.
A kiedy już wyjmie (a na pewno wyjmie, nie upilnujesz), to jak odpowiedzieć na pytanie:
– A dlaczego ta plamka i kreska są brązowe?
Czy znasz jakąś obowiązującą wykładnię w sprawie brązowości kału? Albo jaką wymyślisz odpowiedź, uprzedzając kolejne pytanie, które na pewno już zostało wymyślone przez czteroletni umysł i za chwile zostanie zadane:
– Jadem żółtą galaretkę a kupa nie jest żółta. A wczoraj po szpinaku była zielona. Dlaczego dzisiaj nie jest żółta?

pozdr
mt.

Cała w piachu” Dariusza Suski jest tomikiem, który bez straty dla różnego rodzaju zmysłów można czytać od strony numer 5 do strony 23. Lektura kolejnych tekstów także nie zaszkodzi, ale będzie zwykłą stratą czasu.

Pisząc swoje wiersze do tego zbioru, autor wykorzystał (chociaż czasownik „odgapić” byłby tu bardziej adekwatny) pomysł Katarzyny Zdanowicz z Jak umierają małe dziewczynki. Chodzi o pomysł wykorzystania określonego żargonu („języka dziecięcego”, „języka do dziecka”).

Mamy tu taka samą sytuację jak w epoce socrealizmu. W wierszach socrealistycznych literatów „lał się pot”, „biły młoty”, „buchały paleniska”, „syczała surówka”, „dymiły marteny”, „hut kominy pruły horyzonty”.

Dla porównania:

Rok 2003. Zdanowicz:

cegiełka rozpaczy pusty jak piec brzuszek
słowa jak aniołki z plastiku bez nóżek

[cement]

Rok 2004, Suska:

chyba że te rybki usnęły po prostu
i kiedy w łóżeczku mała dzidzia leży

[kiedyś ci opowiem jak zasypialiśmy]

Charakterystyczne zdrobnienia rzeczowników – „brzuszki”, „cegiełki”, „aniołku” – w tekstach Suski uległy lingwistycznej radykalizacji. Poeta rozczulić czytelnika będzie próbował pobić rekord zdrobnień. Zacznie tworzyć zdrobniałą przestrzeń złożoną z „bucików”, „brzuszków”, „drabinek”, „piaseczków”, „kiciów” w, której „szybciutko” niejaki „Babuś” z „Hałusiem” robią „buju”.

O ile w tekstach Zdanowicz z cytowanego tomiku to udziecięcenie języka było mimo wszystko dyskretne i miało sens, tak tego sensu trudno doszukiwać w tekstach Dariusza Suski zamieszczonych w tomie „Cała w piachu”.

Przykład.

Babusia już nie ma, może wiesz, gdzie poszedł,
dzidzia to już za nim wypatrzyła oczy,
weźmie wiadereczko, przecież się dokopie,
jeśli śpi pod siatką (za daleko skoczył

w przyszłość, że nie przyszedł?, czy tam teraz mieszka?,
rzucimy monetą i wylosujemy,
jeśli orzeł: jest tam, a co jeśli reszka?,
na sam dół po schodkach na tyłkach zjedziemy),

niedługo po piątej, a robi się ciemno,
a jeśli już wyjdziemy, to zdążymy buju,
tak to jest z cieniami, biegniemy to biegną
(patrz, zostają z tyłu, nie depczmy ich, czują)

[Babusia już nie ma, może wiesz, gdzie poszedł]

Ten jakże przejmujący wiersz Babusiu jest faktycznie metawierszem napisanym przy zastosowaniu wszystkich reguł metapoetyki. Głównej roli w tej próbce metapoezji nie odgrywa zagubiony Babuś czy też wiadereczko – które w klasyce poezji występuje w dwóch wersjach: jako pełniutkie lub jako puściutkie – ale znak interpunkcyjny, który fachowcy i laicy zgodnie nazywają przecinkiem.

Poszukiwacze wrażeń w tomiku „Cała w piachu” zamiast złota odnajdą w tomiku dwie tony piachu. Wierszyki te pięknie się rymują. Owszem. Tutaj nie można odmówić talentu autorowi. Ale poeta ma wyraźny problem z pomysłem na wiersz. Patent z dziecięcym żargonem jest dobry, ale wzbudzenie ściśle określonych pokładów wrażeń i uczuć nie może być celem samym w sobie. Dariusz Suska owszem, stara się nadać znaczenie tekstom. Wprowadza do nich treść, która coś znaczy. Problem jednak w tym, że znaczenia to jest kompletnie nieprzystające.

Na przykład w wierszu „Kiedyś ci opowiem, jak zasypaliśmy” Suska opisuje zwykły, dziecięcy mord na rybkach zasypanych w dołku. Pisze także o tym, jak to dzieciaki, kopiąc kolejne dołki „odkopały torebkę z pieskami”. Nie byłoby w tym dołku i znalezionej w niej torbie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że torbie „światło zgasło”. Ale na tym nie kończy się ten dramat egzystencjalny. Kulminacja akcji ma miejsce w dwóch kolejnych wersach:

w przyszkolnym kwietniku byt odmierzaliśmy // co do milimetra

Nie bardzo wiadomo o jakim to „bycie” chce opowiedzieć światu polski poeta. Czy może w intymnych podróżach w swoją przeszłość, do dzieciństwa (bo jestem pewien, że tak egzotyczne, tak unikalne, tak niezwykłe stworzenia jak Babuś i Hałuś mogły istnieć tylko w dzieciństwie autora) Dariusz Suska zmienia się w małego Darusia szykanowanego przez starszych kolegów na długich przerwach? Znany i praktykowany zwyczaj odmierzania korytarza szkolnego zapałką najwyraźniej został przez autora doświadczony a następnie przerobiony na wiersz o „odmierzaniu bytu”. Wszak to głupio tak trochę, z pozycji kogoś, kto był w 2001 r. mianowany do nagrody Nike opowiadać o tym, jak to w szkole było się zmuszanym do mierzenia korytarzy. Filozof mierzący byty – to brzmi jakby lepiej, ale mimo wszystko głupio i nienaturalnie.

Kategoria: Bez kategorii | 33 komentarze »

komentarze 33

  1. shylock cholmes IP: 83.20.112.133:

    P.Trojanowski, a komu Pan Marek takie listy miłosne pisze?

  2. marek trojanowski:

    listy miłosne piszę do świętego Mikołaja. Dawno odkryłem w sobie potrzebę zbliżenia ze starszym panem z długą, białą brodą, w czerwonym pluszowym kostiumie, z panem, który śmierdzi stajnią (przecież te renifery muszą gdzies parkować!).
    trudno mi określić kiedy dokładnie miało miejsce to zdarzenie ale pamiętam, że był to jeden z tych wieczorów, kiedy to leżąc w łóżku wsuwałem swoje małe, dziecinne rączki pod świeżą, pachnącą krochmalem kołdrę by zrobić sobie dobrze. wówczas – chyba po trzecim lub czwartym razie (tak, tak, nie przesadzam) – obtarłem sobie najwrażliwszą część ciała. i to nie były moje dziecinne dłonie. sztywna, krochmalona pościel jest zabójcza dla młodego naskórka. Szykowałem się do kolnego samogwałtu tego wieczoru, cierpiąc – bo bardzo piekło – pomyślałem: „święty mikołaju, pod choinkę chciałbym… chciałbym… wstydzę się powiedzieć.”

    – Wstydź się! – usłyszałem nagle głos zza drzwi.

    wiesz jak się przestraszyłem kiedy to usłyszałem? dosłownie skamieniałem. nie byłem aż tak mały, by nie wiedzieć, że mikołaje są tylko w bajkach. ale koincydencja zdarzeń, w zasadzie ów dziwaczny dialog, który zaczął się pomyślana prośbą oraz realną odpowiedzią był przerażający.

    Pewnie domyślasz się, że ojciec, którzy przyłapał mnie na masturbacji nie jest ani Mikołajem, ani tym bardziej świętym.

    Teraz za każdym razem gdy idę puknąć w jajko (a lubię sobie od czasu do czasu puknąć, niezależnie od stałego, nieograniczonego dostępu do pięknej, pachnącej, gładkiej jak aksamitnej, o odpowiedniej – co jest nie bez znaczenia dla relacji męsko-damskich – kwasowości waginy mojej Jeanette), w trakcie zawsze towarzyszy mi wyobrażenie świętego Mikołaja. Pojawia się jak migawka. Zwykle przy końcu.

  3. wybieram IP:

    Nie szkoda ci czasu na czytanie podobnych skretyniałych koszmarków? Dziecko, być może, zainteresowało by jak to się skacze w przyszłość :)) ale chyba nic poza tym.
    I to kretyńskie przekonanie, że jak już mówimy do dziecka, to trzeba operować „budyńkiem” lub „budynieczkiem” zamiast budyniem itp. Co to za idiota ten Suski i dlaczego zajął ci czas? Tego nie rozumiem.
    Lepiej Tuwima poczytaj. Tam „lokomotywki” zamiast lokomotywy nie znajdziesz. Grubasków zamiast „grubasów” też nie uświadczysz.

  4. marek trojanowski:

    moja teściowa do tej pory do synka mów „niuniu” – a mnie to tak kapitalnie wkurwia, że powiedziałem mu:

    – słuchaj, jak babcia powie do ciebie „niuniu” to masz jej odpowiedzieć „sruniu”.

    uczyłem go tak tuż przed świętami bożego narodzenia. i kiedy przyjechała do nas na święta teściowa powitała synka radosnym:

    „och, mój kochanień niuniuś. tęskni niuniuś za babunią?”

    a synek nic. normalne jak nigdy – nauka poszła w las i nie zareagował tak, jak go nauczyłem.
    teściowa niunikała do synka aż do wigilii. ja straciłem nadzieje, że synek babci dopierdoli odpowiednim tekstem (chodziło o „sruniu”). a musisz wiedzieć, że moja tesciowa uważa się za damę z wyższych sfer i żebyś miał jakieś wyobrażenie o tej kobiecie, to wiedz że ona – wdowa – siada w nowy rok przed telewizorem sama i oglada koncert filharmoników wiedeńskich. oczywiście dzwni do mojej Jeanette i mówi:

    – córuniu, właśnie ogladam koncert z wiednia. ja wiem, że to snobizm, zdaję sobie z tego sprawę. ale ty także powinnaś to ogladać, nawet jezeli tego nie rozumiesz, bo tak wypada.

    i kiedy już wiesz z jak wysokich sfer jest moja tesciowa, to zdajesz sobie sprawe jak zadziała na nia tekst: „sruniu”, który etymologicznie ywodzi się od czasownika „srać”.
    ale do rzeczy.
    jest wigilia, wszystko przygotowane. siadamy do stołu. drętwe życzenia. pierdu mierdru, siala. synek się trochę popisuje. babcia jest to trzeba sie pokazać. ale babcia, jako kobieta z wyższych sfer nie lubi jak synek się popisuje. ona by chciała nakręcane dziecko, które posługuje się nożem widelcem i chusteczką wyciera kąciki ust zanim coś powie w trakcie jedzenia. zaczęła go więc delikatnie opierdalać. „niuniu, nie wolno tak” „niuniu, no ja ty jesz”, „niuniu usiądź ładnie przy stole” – i w końcu nawet synek nie zniósł tego niuńkania i kiedy kolejny raz do niego powiedziała niuniu powiedział jej:
    – nie jestem niuniu, tylko sruniu.

    kobiecina zzieleniała. ja parsknąłem smiechem. moja Jeanette też się chichra. i chwile po tym synek wyciągał rękę z kubkiem z barszczem do babci i chciał się stuknąć, mówiąc: „babciu, zdrowie na budowie”. trochę mu się wylało na obrus. i w tym momencie teściowa wybuchła. zaczęła go opierdalać, szarpać za rączkę (że niby wycierała mu rękaw serwetką). poprosiłem grzecznie „mamusię” (bo tak na nia mówimy), żeby nie krzyczała z łaski swojej na wnuczka, że jak się jej coś nie podoba, to może jechac do domu, do siebie, do płocka. że zapłacę za taryfę.

    „mamusia” rzuciała się na mnie. mówiła coś o chamstwie, słomie z butów i że nie życzy sobie więcej mnie widzieć jak ona przyjedzie do „wnusia”.

  5. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku nie wiem czy poezja Ewy Zdanowicz stanowiła inspirację dla Dariusza Suski, ale jego wiersz

    „Cała jesteś w piachu, trzeba go wytrzepać
    z włosów i bucików, osad na powiekach
    przetrwa do ulewy, która wiele zmieni
    (nawet te kieszonki pełniutkie kamieni,

    bo lubi się ciemność), bierzemy kamyki,
    ogrzewamy w rączce, do wózka pod kocyk,
    tam im będzie ciepło i nie zmokną, siku
    (chyba nie zdołamy spodenek nie zmoczyć),

    po deszczu pójdziemy poszukać jaskółek
    na balkon, rozdrobnimy herbatniki, bułę,
    jak dobrze znikniemy na pewno przylecą
    przez przeciąg miesięcy (z miasta pod powieką)”

    jest według mnie o wiele bardziej dojrzały, ciekawszy od wiersza o kotach Ewy Zdanowicz.
    Przypominam poniżej.
    „Behemot

    miauczymy w nocy jak zgłodniałe koty
    których nie potopiono chociaż tego chciały

    rosną nam pazurki wilgotnieją oczy
    wchodzimy na dachy i co noc spadamy

    a to dziwne życie na przekór nam wraca
    jak stara kochanka lub pijacka czkawka
    wchodzi nam do gardeł krząta się oddycha
    i wije w nas gniazda jak w kominie kawka

    – weź mnie w worek
    wrzuć do wody
    i ucałuj dla osłody –”

    W obu wierszach występują ptaki mieszkające w domach ludzi, ale jakie mają zupełnie inne znaczenia.

    „jak dobrze znikniemy na pewno przylecą
    przez przeciąg miesięcy (z miasta pod powieką)”

    Zakończenie o znikaniu człowieka w czasie i w przestrzeni, aby pojawił sie inny byt (w przeciągu dziejów? wywiany przez obraz pod zamknięta powieką?, jaskółka wędruje po świecie, zachłystuje się nowymi wrażeniami ale wraca na „stare śmieci” )
    Jaskółka symbolizuje pragnienia, marzenia, jest elementem duchowości. jest na dodatek czymś trwałym w czasach gdy niestałość stała się cnotą.
    Suska żongluje, bawi się jak dziecko pojęciami transcendentalnymi, przez to wzmacnia wymowę wersów.
    I jakie jest miasto narratora pod powieką?
    Potrafię dobrze opisać tylko swoje. To tak jak z graczami mającymi bogaty wybór reguł i zainteresowanymi podtrzymywaniem wyłącznie swojej gry, swojego mini-świata.
    Na chwilę poeta pozwolił wejść czytelnikowi do swojego świata, w którym na pierwszym planie mizdrzą się zdrobnienia kojarzące się z dzieciństwem.
    Ale dla mnie są to wiersze o przemijaniu. Czy starych, zniedołężniałych osób nie traktujemy często jak dzieci? Jak często mówiąc do nich bezwiednie zdrabnia się słowa. I wtedy wers
    „siku
    (chyba nie zdołamy spodenek nie zmoczyć),” może być odczytany jako opis zniedołężniałej starości, ponieważ przeciąg wywiał lata życia. Zdrobnienia potęgują w dwójnasób. To co u Ewy Zdanowicz według mnie było manierą, tu jest przemyślanym sposobem na indywidualne widzenie świata.
    i teraz Dariusz Suska zastanawia się czy nie zaprosić mnie na obiad z deserem.

  6. marek trojanowski:

    iza, w tej chwili doszedłem do przerażającego i zarazem porażającego wniosku (myśl o tym pojawiła się w ojej głowie, w chwili kiedy przeczytałem komentarz „wybieram”). chodzi o to, że czasami człowiek ma do czynienia z z wierszami, na których czytanie szkoda czasu. że ta sama reguła, która rządzi portalami poetyckimi rządzi także polityką wydawniczą: reguła chłam się trafia jest obowiązująca niezależnie od środka przekazu. jestem pewien, że kiedy nadejdą czasy neuronowego przekazywania poezji, to i tak będzie trafiał się chłam – reguła będzie działała niezaleznie od czasookresu.

    pytanie, które nalezy sobie zadać brzmi: „czy chłam czytac należy?”. uważam, że warto czytać złe książki przynajmniej z jednego powodu: by wiedzieć jak nie należy książek pisać.

    muszę ci powiedzieć, że teksty Suski to własnie doskonały przykład chłamu. czytasz i mimo straty – minut, godzin, pieniędzy, ktore poświęciłaś by poznać owe wiersze – wiesz jedno: tak nie mozna pisać wierszy.

    ale z drugiej strony wiesz, że jako jednostka jesteś ograniczona prawami fizyki., wiesz, że masz do dyspozycji jakąś skonczona jednostkę czasu i że musisz ją jakoś zagospodarować. jestem pewien, że gdybyś dokładnie znała godzinę śmierci, to czytanie Suski byłoby kompletnym bezsensem – zwykłym marnotrawstwem czasu. I dopiero w sytuacji gdy śmierć jako X jest łamigłówkowym X marnotrawstwo czasu jest niezauważalne. Co więcej, uważam, że gdyby poeta – jeden z drugim – uświadomili sobie, że kiedyś skonczą 1,5 m pod ziemią, albo gdyby dokładnie znali godzinę swojej X, to nigdy nie napisaliby ani jednego wiersza. zamiast tego chcieliby wyssać z tego skonczonego odcinka czasu jak najwięcej a nie marnowali go na takie soczyste literackie srakotłuctwo w papierku zwane tomikiem

  7. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Wiesz, wolę czytać takie wiersze niż horrendalne głupstwa niektórych „hermetycznych” poetów, krytyków.
    Nie podaję nazwisk, aby zbyt kogoś nie wyróżnić. Nie chcę aby te osoby wydostały się z cmentarza zapomnianych wierszy.
    Ale podam Ci przykład z początków mojej pracy zawodowej.
    Umówiona byłam na godzinną sesję z dwudziestoośmioletnią kobietą na konkretny dzień o konkretnej godzinie. Kobieta ta jednak twierdziła, że jest tak zdesperowana, że to dla niej sprawa życia i śmierci i musi się ze mną spotkać szybciej.
    Brak doświadczenia wyszedł ze mnie i pod wpływem jej próśb i płaczów zgodziłam się na spotkanie tego samego dnia, pozmieniałam swoje wszystkie plany zawodowe i osobiste wyobrażając sobie, że dziewczyna przed trzydziestką umiera, albo chce rzucić się pod pociąg.
    Przyszła do mnie i zaczęła mówić dlaczego tak nalegała na spotkanie.
    Bała się usunąć, czy może leczyć swoje ząb ósemkę, ponieważ słyszała od koleżanek, że to źle wpływa na przyszłą ciążę. I chciała mnie się poradzić, co ma zrobić z ósemkami! Nie miała wtedy chłopaka, a biorąc pod uwagę jej urodę, sądzę, że nadal jest panną.
    Marku powstrzymałam się, aby jej nie wyrzucić od razu z hukiem. To zderzenie z tym co sobie wyobrażałam, a z tym co było powodem spotkania, wryło mi się bardzo mocno w pamięć.
    Od tego czasu wiem, że nasze odczucia są relatywne.

    Poeta musiałby być skończonym naiwniakiem sądząc, że pisze dla wszystkich czytelników. Pisze da tych, którzy go chcą przeczytać. Stawiam w tym miejscu przewrotne pytanie:
    czy ci czytelnicy już się urodzili, czy żyją, czy może już umarli?
    Zwróć uwagę, że ja przeczytałam wiersz Dariusza Suski i o nim napisałam na Twoim blogu, pomimo Twojej negatywnej opinii o jego twórczości, czyli ten wiersz został napisany dla mnie. Dariusz Suska nie musi czekać sto lat na czytelnika jak śpiąca królewna w zamku otoczonym murem z głogu.

    I druga historia.
    Moja przyjaciółka prawie Matka Teresa kilka miesięcy temu, zapytała się mnie czy czytałam Carlosa Ruiz Zafona „Marinę”. Odpowiedziałam, że nie i chętnie przeczytam. Ucieszyła się, że już wie co mi podaruje na urodziny.
    W dniu urodzin od Anety dostałam korale. Na pytanie, a gdzie „Marina”? Przyszła Matka Teresa odpowiedziała: – przeczytałam w internecie negatywne opinie o tej książce, dlatego ci jej nie kupiłam. Po co ci chłam do czytania, masz tyle jeszcze innych nieprzeczytanych tomów.
    „Marina” jednak znalazła się na mojej półce, sama ją sobie kupiłam, ponieważ chciałam ją przeczytać i żadna opinia negatywna tego nie zmieni.
    To ja chcę sama zdecydować, czy to ciekawa powieść dla mnie, czy nie.

  8. marek trojanowski:

    iza, nie chodzi o zaprogramowanych do poezji czytelników, ale o poetów.

    to, że wiersze muszą mieć swoich odbiorców, to jest znana rzecz. ale pytanie jest takie:

    wyobraź sobie, że istnieje taki ktoś, kto naczytał się tyle wierszy w życiu, że hoho i fiufiu i że ja pierdole.
    i tenże ktoś czyta kolejny z tysiąca tomikow i zadaje pytanie:

    :”czy jest mozliwe, by ten autor więcej nie pisał?”

    jaka jest odpowiedż na tak postawione pytanie?

  9. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku już kilkakrotnie wcześniej na to pytanie odpowiadałam na Twoim blogu.
    Jestem zwolenniczką płacenia poetom, pisarzom, za ilość nienapisanych tomików, książek.
    Nie miałabym wtedy dylematów:kupić nie kupić, przecztać, czy lepiej zająć się francuskim manicure.
    Cytowałam także wcześniej Eliota:

    „W przypadku poety najważniejszą sprawą jest aby pisał tak mało jak tylko można”

    Zauważyłam, że po przeczytaniu kilkudziesięciu tomików współczesnych polskich poetek i poetów, zadowolona jestem, jak znajdę pojedynczy wers, który ma dla mnie znaczenie. Staję się minimalistką poetycką i dlatego od kilku miesięcy ponownie kryminały leżą na szafce przy łóżku. Może to znak, że tak zatruła mnie swoimi wyziewami polska współczesna poezja, że morderstwa na stronach książek są moją odtrutką.
    Zapisany trup zazwyczaj nie ożyje. Z tego faktu czerpię pociechę na przyszłość.

  10. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Odpowiadam na Twoje pytanie i podrzucam rozwiązanie:

    :”czy jest mozliwe, by ten autor więcej nie pisał?”

    Tak, jest możliwe. Musi być spełniony jeden warunek. Wystarczy, że poeta stanie się osobą medialną. Na pewno wybierze udzielanie wywiadów zamiast pisania koszmarków wierszy dla garstki akolitów.

    Wyobrażasz sobie: Romana Honeta w Tańcu z gwiazdami? Podstaw nazwisko poetki, także pasuje.

  11. marek trojanowski:

    a dlaczego nie? Roman Honet ten, właśnie ten Honet a nie inny świetnie by się nadawał do tańca na lodzie. Wyobrażam go sobie w parze z Hartwig. Suną dostojnie po gładkiej tafli w świetle reflektorów. Julia dla rozluźnienia atmosfery (wiesz, miliony przed telewizorami, to może trochę onieśmielać – to nie jakiś tam wieczorek poetycki, na który przyjdzie kilka starszych pań) szepce Honetowi do uszka:

    – Romku, czy w tym roku też będziesz redaktorem?

    Roman się kryguje – ale tylko tyle ile wypada – a następnie odpowiada:

    – Najdroższa Julio, ja nie mogę bez tego żyć.
    – A to żyj sobie Romku, żyj i niech ci na zdrowie wyjdzie – pocieszy go starsza koleżanka, która za chwilę wykona potrójnego axla z podwójnym tulupem za co otrzyma od jurorów dodatkowe trzy punkty i dzięki temu przejdzie do kolejnej tury „Jak on tańczą na lodzie”.

  12. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Domyślam się co dręczy współczesnego poetę. Nierozpoznawalność, anonimowość w tłumie innych twórców Co trzeba wiec zrobić aby wyrobić sobie nazwisko i stać się autorem urzędowym?
    Jakub Winiarski napisał wprost o getcie poetyckim, w którym kiszą się wyłącznie znajomi z konkursów (o kiszeniu i konkursach to mój wtręt). Nie ma jednego getta, jest kilka zakonów poetyckich, wzajemnie się niezauważających.
    Ciekawe czy w takim getcie dał się zamknąć profesor Politechniki Gdańskiej, alpinista, autor czterech tomików poezji. Na jego ostatnim wieczorze poetyckim na wsi gdzie mieszka, było koło dwustu osób. Opowiadał mi o tym mój znajomy alpinista z zazdrością w głosie, gdyż na jego spotkania przychodzi najwyżej dwadzieścia, trzydzieści osób. Na dodatek większość z tej grupy to jego studenci.
    W tym wypadku poezja zwyciężyła z najwyższymi szczytami Ziemi. Ale czy to poezja zwyciężyła, czy urok osobisty pana profesora i jego gościnność. Mnie się na wieś jechać nie chciało, o dziwo innym tak.

  13. marek trojanowski:

    To, że Winiarski „bije” teraz w fantastykę i literaturę sf, to mnie nie dziwi. Po niewątpliwym sukcesie rynkowym jaki odniosła jego proza poetycka, po tych medialnych debatach, które wywoływał kolejnymi publikacjami Winiarski wyczerpał temat w dziedzinie poezji. Zobacz jak podsumował wypociny Warzyńczyka o Sosnowskim i jego intelektualnym spadkobiercy Biedrzyckim. Kiedy szlachta literacka zachwycała się tym najwyższej jakości elaboratem, któremu do doskonałości zabrakło przypisów – najlepiej z literatury obcojęzycznej, żeby było bardziej „uczono” i naukowo – Winiarski napisał coś takiego:

    – To świetnie, że Warzyńczyk napisał taki ładny tekst, ale niech Wawrzyńczyk spróbuje tak pisać co tydzień przez pięć lat.

    Moje zdanie na ten temat jest takie: Winiarski się znudził poezją, bo ta nie spełniła jego oczekiwań o charakterze psychologicznym jak i ekonomicznym. Winiarski jako prozujacy-poeta albo jako poetyzujacy-prozaik nie istnieje nawet dla tego świata, dla którego od lat, raz w tygodniu pisze krótsze lub dłuższe laurki. Nie zyskał sławy, nie zbił fortuny – a przecież tak bardzo się starał, tyle pisał, tak długo, tak sumiennie, starannie i poprawnie.

    I teraz, kiedy został odstawiony od nieszufladowego cycka, kiedy żaden z poetów po jego odejściu nie napisał na forum nieszuflady:

    „Jakubie wróć!!!”

    postanowił – niczym wierny Lessie – wrócić. Ale wrócił w innej, sensacyjnej, krwiożerczej odsłonie. Jakub Winiarski nie jest już tym grzecznym Jakubem, który każdego miesiąca pisał „Recenzje i omówienia”. Jakub dalej jest „kłaniającym” Winiarskim, ale Jakub w nowej odsłonie zmieni język na bardziej ekspresywny: będzie pisał o „chujach w garści” i wprost przeciwstawi się oficjalnym interpretacjom Dehnela, Mosiewiczówny i innych działaczy literackich.

    Zresztą zobacz izo jaką stronę zbudował Winiarski: czarne tło (ciekawe, ciekawe kim się Jakub Winiarski inspirował? Jaką to stroną literacką? hmmm, nie wiem, chyba nie zgadnę) zamiast białego a’la Tygodnik Powszechny. Zamiast zdjęć książek są zdjęcia półnagich dupeczek. Moim zdaniem mamy do czynienia z kolejnym „nawróceniem krytyka”. Winiarski recenzując Dehnela udowodnił, że szybko potrafi się nawracać, że łatwo zmienia zdanie. Ale obawiam się, że ta metamorfoza Winiarskiego, którą teraz obserwuję uniemożliwi mu powrót do świata marzeń o utrzymywaniu się pisania. Skończą się zaproszenia, zacznie się życie. Bo kto przy zdrowych zmysłach uwierzy krytykowi, który w ochach i achach rozpisywał się o kolejnych debiutach literackich (vide: jego recenzja np. Cosinus salsy, Mosiewicz), by nastepnie napisać, że debiuty literackie to taka pierwsza kupa niemowlęcia. Zawsze trzeba ja pochwalić.

  14. Roman Knap:

    Widzisz Marku, czytał cię Jakub i czytał, aż dał się przekonać, że trzeba krwi i nerwu i pokazać rogi :) (już dawniej zresztą i trzeba to docenić, bo chyba się nie mylę, to Jakub przejrzał na oczy i stawał w obronie uciśnionych i podejrzanych o trolling, a właściwie to w obronie wolności wypowiedzi)
    ps. a tekst Wa* na Ns niestety mierny, nijaki i dlatego też jak widzę z priorytetem :)

  15. marek trojanowski:

    wiesz romek, Winiarski – jak na krytyka – zbyt często „daje się przekonać”. Pamiętasz jak szybko przekonał się do soczystego stylizowanego „postarzanego” trzynastozgłoskowcem srakotłuctwa? na początku trudno mu było zauwazyć w tym wiersz, a po niespełna roku widział tylko wiersze i wychwalał pod niebiosa korzystając i wpisując się w intensywną acz krótkotrwałą koniunkturę na Dehnela.
    Kiedy się zorientował, że na Dehnelu wypłynie tylko Dehnel? – tego nie wie nikt.

    Wiesz, ja się nie dziwię, że teraz przeszedł na Ciemną Stronę Mocy (sic!) – tu wszystko idzie dzieje się szybko. Patrz, ja piszę od roku i zobacz co się stało. Winiarski pisał latami.

    Jak mawiał mistrz Joda: „Ciemna strona kusząca jest i łatwa” – to prawda, ale mistrz Joda zapomniał powiedzieć, że nie kazdy ndaje się Lorda Vadera

  16. Roman Knap:

    Lordem Vaderem to JW to on faktycznie już nie będzie, bo i tak wszedł w te za duże zależności (rynkowe, redakcyjne, przyjazne itd), żeby mieć niezależne zdanie (więc w gruncie nie czytam go specjalnie), więc być może ta cała jego zmienność zdania jest podyktowana czymś innym niż jakaś tam „idea” albo „objawienie”; W istocie to ładne co napisałeś, że Winiarski pisał latami, a jak dotąd wyszło że nie napisał nic, nic specjalnego, i to jest nawet smutne, bo chyba jakiś talent tam ma, w dodatku talent creativ writing :) Obawiam się jednak, że on się tak właśnie też, czyli creativ writing i „creativ zmieniać zdanie” zmarnuje, no ale to jego wybór

  17. Roman Knap:

    Ale wiesz co, taki JW to on ma mentalność chyba bardziej elastyczną niż taki np. Jarosław Kl-cki*, bo ten ostatni to już w ogóle idzie na spisanie…

  18. marek trojanowski:

    wróce jeszcze raz do przypadku Dehnela i związanego z nim „nawróceniem krytyka”

    1) Winiarski pokazał, że ma jaja pisząc mniej wiecej tak: „jest sobie Dehnel, którego namaścił wielki poeta, ale ja mam uzasadnione podejrzenia co do jakości wierszy Dehnela i nie obchodzi mnie namaszczenie”

    ale kilka miesiecy póxniej rozpoczęła się w literaturze polskiej podobna moda, która zaczęła się w dziedzinie pordukcji mebli. Ludzie przesyceni produktami z IKEA zaczęli kupowac masowo antyki. Ale ile może być antyków na rynku? Mebli nie było ale popyt był. Pojawiły się firmy skupujace stare deski, rupiecie z drewna itp. i zaczęto produkować „stare meble”. tak powstawały komplety gdańskie sprzedawane na allegro po 40.000 za kredens. Inni poszli na zupełna łatwiznę, a mianowicie robili meble z nowego drewna. postarzali je jednak nakłuwając je gwoździami, robili w deskach malutkie dziurki (imitacja kołatka – takiego szkodnika) i także sprzedawali starocie, który były tańsze, bo były jakby mniej stare od tych, które produkowano z drewna rozbiórkowego. Ale na największą łatwiznę poszli ci, którzy antyki produkowali z płyty wiórowej. Firmy te także znalazły patent na postarzenie mebla – zamawiały okleinę (fornir) z plastiku z nadrukowanymi dziurami po kołatku, zniszczeniami użytkowymi, patyną – i tak produkowano najtańsze antyki. Żeby było smieszniej ten ostatni sposób produkcji antyków możesz czesto spotkać będąc w sklepach IKEA – znaczy się, ma branie do dziś.

    Tak samo zrobił Dehnel: ubrał ciuszki z allegro (cylinder kupisz za 50 zł, laskę okutą srebrem za 100) wystąpił to tu, to tam a następnie napisał kilka wierszy trzynastozgłoskowcem. Winiarski, kierując się instynktem (a było to parę lat temu, więc ten instynkt jeszcze w nim nie został zagłuszony przez konieczność spłaty zobowiązań, kredytów itp) wyczuł w tym jeden wielki kit – „falsyfikat Mickiewicza”. Dehnel zrobiony na „Słowackiego”, „Mickiewicza” jako podróba literackiego antyku dobrze się jednak sprzedawał. Ale Winiarski powinien olać koniunkturę na literackie antyki – jako krytyk powinien doskonle wyczuć chwilowość tej mody. Może i wyczuł, może nie. A może wyczuł, że z Dehnela żaden tam poeta a mimo wszystko postanowił zaryzykowac i zainwestować swój krytycznoliteracki kapitał, by firmować ów literacki antyk made in Allegro – o to trzeba zapytać Winiarskiego, bo ja nie wiem.

    Później Winiarski próbował jeszcze raz pokazać, że ma jaja. Pamiętam jego ostatnie protesty na nieszufladzie (poszło o publikacje fragmentów korespondencji – albo coś w tym stylu). Stawiał się dzielnie. Kiedy Pani Prezes zrezygnowała z jego krytycznoliterackich usług (nie ma co się oszukiwać, że oprócz babci Lipińskiej i kilku znudzonych pań nikt tych recenzji i omówień nie czytał. Ty czytałeś romek? ja nie.) Jakub postanowił szczęścia i ciepła poszukac pd skrzydłami Burszty w Biurze Literackim. Napisał nawet piękną odę na cześć BL, która kończyła się piękną konkluzją:

    „reszta jest tylko tłem, bo musi być jakieś tło”

    Ale to też nie pomogło. Literatura nasyciła się Winiarskim tak szybko jak Winiarski nasycił się literaturą. Ilość czasu potrzebna od osiągnięcia tej równowagi to „pięć lat” („niech spróbuje tak każdego tygodnia przez pięć lat”). Rozczarowany poezją i prozą Jakub Winiarski wie, że nie może przestać pisać. Zresztą odczuwa podskórnie potrzebę pisania. Jest przekonany o tym, że wie jak nalezy pisać, by pisac dobrze – uważa, że przeczytawszy 100 tysięcy książek wie jak napisać książkę idealną. Tylko ma mały problem: musi o tym jeszcze przekonać innych a inni nie są skłonni mu uwierzyć. z kilku powodów: zraził ich. dla niektórych jest niewiarygodny, dla innych jest oportunistą, dla jeszcze innych jest zdrajcą nieszuflady, którego nawet w BL Burszta nie chciał. Dlatego Jakubowi pozostała „Fantastyka”. W tym pisemku regularnie pojawia się jedna mała recenzja Winiarskiego. Czasami jakiś większy, na pół strony tekst o tym, że warto być pisarzem fantasy. Ale tu także cierpi ego Jakuba Winiarskiego. Ja sobie tylko wyobrażam co musi czuć ów mistrz, kiedy widzi że Orbitowski ma swoją stałą rubryke na ostatniej stronie okładki i to na całą stronę a jemu – mistrzowi, który ma tule do powiedzenia i tyle do nauczenia – zaledwie ćwiartkę kolumny.

    Moim zdaniem w chwili obecnej Jakub Winiarski nie jest nawet roninem. Nie jest, bo wcześniej kiedyś tam musiałby być samurajem.

  19. Roman Knap:

    Ale wiesz co Marku, ten JW jest do ciebie podobny – oboje dużo piszecie, oboje macie teraz (cóż z tego że odmienne) idee co do literatury, i oboje idealistyczne (ty netowe, on kapitalistyczne), oboje się staracie, oboje się poświęcacie, jesteście podobni, to musisz przyznać, ech, wy Don Kiszoty :)))

  20. marek trojanowski:

    masz racje: bóg i diabeł to istoty bardzo podobne (chociaż moim zdaniem diabeł ma tę przewagę nad bogiem, że póki co nie wydał swojego syna na pastwę ludziom. przeciwnie. diabeł jest bardzo zazdrosnym i kochajacym ojcem. jest w stanie zabić wszystkich – od ludzi zaczynajac a na aniołach i bogu kończąc – by chronić swoje dziecko. dlatego uważam, że w tym zdecydowaniu diabeł jest bardzo ludzki).

    tutaj jest sytuacja bardzo jasna i klarowna: Jakub Winiarski chce być krytykiem a ja nie chcę być krytykiem. Jakub Winiarski chce być popularny, chce być czytany, chce uczyć, chce zarabiać pieniądze – traktuje literaturę po amerykańsku. Ja traktuję pisanie też jako drogę do sławy. Jednak sława, która mnie interesuje ma charakter wieczny. zaczyna się od pogardy i odrzucenia. Tworzę pewien mit, którego jestem postacią centralną. Ja też traktuje literaturę instrumentalnie – ale nie po amerykańsku, ale po niemiecku (może trochę też po polsku). Mnie interesuje mitopeia.

    Jestem programowo niewiarygodny i subiektywny w sądach i ocenach. Jakub Winiarski jest programowo wiarygodny i obiektywny. Paradoks w tym jednak, że założenia programowe zmieniają się w swoje przeciwieństwa. Winiarski staje się niewiarygodny i subiektywny, a moje teksty i oceny uznawane są za obiektywne i wiarygodne – bo w gruncie rzeczy takie są, ale o tym trzeba się samemu przekonać.

    Na koniec: ja nie porównuję się do Winiarskiego. Ja porównuję się do wszystkich, którzy piszą – nie do pojedynczych jednostek, ale do wszystkich razem wziętych. Moje ego nie zna żadnej granicy, żadnego umiaru.

  21. Roman Knap:

    To się nam szykuje tasiemiec :))) (bo chyba ani JW ani ty się nie poddacie, no nie?) Fajne serial będzie, już to widzę, te pojedynki, te rywalizacje Dobra i Zła :))) Kto zwycięży?
    Często u ciebie spotykam, że stosujesz kontrast, o w tym np. o Susce, ty naturalistycznie (dziecko, kibel, gówno, podcieranie tyłka, sruniu), na przekór Susce, który znowu deminutywnie, pieszczotliwie. Ale jest to trochę skontrastowanie tego a la, jak kto lubi, kontrast gustu, a nie kontrast racji. I tu mi zabrakło polemiki o racje.
    Z JW jednak chyba będziesz polemizował, sam kontrast to mało :)
    Ach, i jeszcze te melonikowe aniołki, co z nimi? Bo chyba nie walczysz o te dusze, czy może jednak walczysz jak na diabła przystało :)

  22. marek trojanowski:

    ja mam dużo czasu romek, bardzo dużo czasu do zabicia.

  23. Roman Knap:

    Marku, skoro masz duzo czasu to przyjrzyj się pracy i działalności tzw. Nieformalnej Grupie „Alternatywa Poetycka” z Poznania. W jej szeregach sami nasi kochani znajomi :)
    Mnie ciekawi, dlaczego oni się nazwali „nieformalną”, skoro tam chłopak ze swoją krasawiczną dziołszką o słodziutkim imieniu Madzia; i jakoś tak nieformalny ów związek daje mi myśl, że Filon ze swoją Justysią to też sobie nawzajem organizowali randes-vous, ale nie pod lipą drzewem, ale pod inną lipą – wieczorkiem :)
    Nieformalne taż grupa? Konkubinacka może :) (a tamże chyba i pasterka Ola Z* i pasterz Jacek K*)
    Znasz li tę podejrzaną grupę? Jak nie, to poznaj ją, a poświniobujże! A z rogów ich!
    :)))

  24. marek trojanowski:

    Zbierska+Sajkowski+Gałkowska

    czy ciebie romek zastanawia (zaskakuje) taka konfiguracja? moim zdaniem między tymi szlachetnymi, dwunożnymi stworzeniami istnieje niewidzialna symbiotyczna więź, głębokie pokrewieństwo duchowe, literacka jednojajeczność.
    i nie chodzi tu tylko o asymetrycznie przycięte grzywki czy ten sam rozmiar miseczki w staniku. tu chodzi o coś więcej – o coś tak magicznego, tak bardzo intymnego że wymyka się wszelkim próbom racjonalizacji – stąd „alternatywa poetycka”.

    wiesz romek ja to musi działać nie tylko na redakcje gazet, na redaktorów wydawnictw specjalizujacych się w wydawaniu tomików za pieniadze autorów? jak drętwieją im palce kiedy trzymają w nich karteczkę z literacką cefałką Gałkowskiej, w której czytają: „członkini Alternatywy Poetyckiej”?
    Wyobraź sobie jak to działa na najbliższe otoczenie. Sajkowski jedzie do teściowej na obiad. Po obiedzie teściu zaprasza go do salonu, w którym pali się cygara i pije whisky z dala od zgiełku produkowanego przez kobiety. Mówi:

    – Jakubie, WIG 20 rośnie. O całe… – nie kończy, bo zauważa małą, błyszczącą odznakę na klapie marynarki klubowej, którą Jakub Sajkowski przywdział, wybierając się z wizytą do tak szacownego towarzystwa. Na złotej blaszce z łatwością odczytał wyraźnie wygrawerowany napis „Alternatywa Poetycka”.

    Teściu zbladł. Zanim padł martwy na podłogę zdążył osiwieć i wyłysieć.

    Tak działa na żywe istoty „Alternatywa Poetycka”

  25. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ile lat ma Jakub Sajkowski?

    Za moment położę wirtualnie poetę na kozetkę.
    Kobiece wsparcie, na dodatek podwójne, dla mężczyzny to mile doświadczenie.

  26. Roman Knap:

    Mnie taka konfiguracja bynajmniej nie zaskoczyła, bo doprawdy ponoć ta grupa powstała, gdy omawiała wzniesienie na nas pozwu do Sądu, pamiętasz? A więc mamy w jej powołaniu swój historyczny wkład! Ty, ja i Łośko jesteśmy ojcami chrzestnymi tej nieformalnej Grupy Poznańskiej, która lada dzień zasypie nasz biedny zaściankowy kraj arcydziełami:))) Nie cieszy cię to, nie wzbija w dumę!
    No i jeszcze wiem z pewnego źrodła, że szykują oni rewolucję, chcą wszystko zniszczyć i zburzyć, a w to miejsce dać NOWE!!!!!!
    No to mamy się przecież czym chlubić! Marku, przejdziemy do Historii, jak tylko J+M+A+J wydadzą wiekopomny owoc, nieformalnego bobaska :)))
    (ps. a co jak zaproszą nas ojców chrzestnych na ślubiątko a potem chrzcineczki?)

  27. marek trojanowski:

    ja tam nie lubię form zbiorowych dlatego owszem, mogę być ojcem, mogę być ojcem chrzestnym ale żeby robić badanie literackiego DNA by ustalić to, czy ty, czy ja czy przemek – nie, to nie dla mnie. za młody jestem i zbyt ładny by się w takie związki stałe pakować.

    jeżeli Aleksandra Zbierska chce, to mogę wziąć ją na kolana. I zapewniam, że jej pobyt na moim kolanie będzie bardziej płodny w idee niż wspólna nasiadówka z Gałkowską i Sajkowskim oraz solidaryzowanie się (formalne lub nie) w cierpieniu. Ja sobie zdaję sprawę, że geniusz z definicji cierpi, ale nigdy nie należy mylić stanu permanentnego cierpienia z genialnością. często okazuje się, że ludzie cierpią od wzdęć. długo wstrzymywane gazy potrafią doprowadzić człowieka do takie obłędu z bólu, że ów gotów jest pomyśleć że właśnie jednoczy się z bogiem. a wystarczy tylko popuścić i już świat nie jest taki zły i życie takie niesprawiedliwie.

  28. Roman Knap:

    Olę na kolana? Świetnie! Potem będzie tego pokłosie – „Wibrujące kolano” :)))

  29. Roman Knap:

    Ponoć jak Jakub W* w swojej szkołce uczy co to bohater, i jak dzieli (wiesz, jak dzieli, topornie, na dwoje jak to babka co wróży), to ponoć, żeby wytłumaczyć dziedziakom co to jest „antagonista”, to wskazuje na ciebie Marku, i że on, JW, jest „prota-„, a ty Marku „anta-” :)
    Tobie to dobrze, Marku, o tobie już w szkołach, no przesadziłem, ale już o tobie w szkółkach mechaniczno-długopisowych JW, i ino patrzeć jak dalej, jak wyżej! :)))

  30. marek trojanowski:

    Olu, a czy ty byś chciała do mnie na kolanko? – chodzi o kolanko metaforyczne oczywiście

  31. Roman Knap:

    Sądze Marku, że próżne twe tęskne nawoływania, bo Ola jest ostatnio mocno zajęta i ona woli teraz napisać wiersz na 7 wersów, a potem wzorem melonikowego aniołka, wytłumaczyć go na 7 tysięcy linijek :)

  32. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Podstępnie chcecie wyłuskać jeden trybik z Trójcy Poetyckiej i od razu usadzić na wirtualne metaforyczne kolana.
    To karygodne, aby w taki lubieżny sposób burzyć boską Alternatywę.

  33. marek trojanowski:

    iza, ja tam niczego łuskać nie chcę. piszę odezwę do Aleksandry Zbierskiej, bo się stęskniłem za moją koleżanką internetową (a musisz wiedzieć, że Ola zaprzyjaźniła się ze mną w internecie) tu nie chodzi o wyłuskiwanie, o rozbijanie boskiej harmonii trójcy zbierska-gałkowska-sajkowski (ciekawe, kto w tym tandemie wiersze wymyśla, kto notuje a kto obwieszcza światu? – obawiam się, że o poezji alternatywnej nie wiemy póki co nic.). Gałkowską widziałem na youtube jak odbierała swojego bierezina. musze ci powiedzieć, że ja nie wymagam od kobiet wiele. ja wiem, że czasami trzeba dużego wysiłku, by dostrzec we wnętrzu człowieka to coś – ja w kazdym razie po ogledzinach wstępnych zrezygnowałem z eksploracji głębin przestronnego wnętrza Gałkowskiej.
    Sajkowski – tego człowieka w ogóle nie znam. jak jest tak umięśniony jak Van Damme; jeżeli we własnym kiblu sika na stojąco; jeżeli umie zrobić statek z gazety, to znaczy że świat szłobiznesu stoi przed nim otworem. jeżeli nie posiada wyżej wymienionych umiejętności to powinien się skoncentrować na płodzeniu dzieci, póki rząd tego kraju wypłaca za każdego bobasa tysiaka. to jedyny sposób by mógł zbić fortunę. zostaje jeszcze lotek, ale to zajęcie dla matematyków.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?