Cześć Edek,

17 marca, 2011 by

.
nad czym teraz pracujesz? Miałem napisać o tomiku niejakiego Wrożyńskiego ale czytając dzieło poety utknąłem gdzieś w połowie. I pomyślałem sobie (a myśl to zuchwała – przyznaję), że porozmawiam z tobą o twoich najnowszych tekstach. Tych, których jeszcze nie opublikowałeś, które właśnie dopracowujesz przed wysłaniem do wydawnictwa.

Recz jasna nie pozostawiłem tobie dużego wyboru – porozmawiać musisz.

Kategoria: Bez kategorii | 43 komentarze »

komentarze 43

  1. DrV IP: 149.156.157.66:

    A Ty musisz za rozmowę zapłacić skurwielu łysy jak noworodek
    który wyciągnięty z mamy w siódmym miesiącu zaczął się wydzierać.

    Wyślesz mi na maila instrukcję obsługi tej strony bracie w niedoli
    wyłącznie na wypadek gdybyś wpadł pod tramwaj jak ta annuszka,
    a może zaproszę Cię kiedyś do mnie na wieś jak wujek będzie bił cielę.

    Jest też inny sposób, łatwiejszy. Wpłacisz na moje konto pięć milionów euro
    a ja przez jeden miesiąc będę z Tobą klawiaturował jak tylko mi się będzie nudziło.

  2. marek trojanowski:

    przetłumacz mi to wszystko na któryś z ziemskich języków. brakuje mi wprawy w odczytywaniu komunikatów od kosmitów.

  3. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Cześć Marku, cóż swój czas dzielę między miłość, pasję i pracę. Jakimże byłoby życie bez któregoś z tych elementów? Suche i czerstwe jak razowy chleb, którego termin przydatności do spożycia upłynął kilka tygodni temu. jestem odrobinę zmęczony i robię sobie przerwę.
    Lubisz gotować? Gotowanie ma dużo wspólnego z muzyką. Krojone składniki wydają różne dźwięki. Mięso mlaszcze. Jest w tym mlaskaniu coś i niepokojącego, groźnego oraz coś erotycznego. Nie lubię sprawiać świńskich serc, z których wypływają skrzepy. Są bardzo niestarannie wypłukane. Ale mięsień sercowy jest tym rodzajem mięsa, które nie mlaszcze a skrzypi i chrupie kiedy się je kroi surowe. Chcę powiedzieć przez to, że każdy składnik poruszony dłonią kucharza jest traconym klawiszem fortepianu. Na końcu efekt jest podobny: harmonia jest lub jest jej brak. Braki w muzyce są wybaczalna, zwala się je na karb muzyki nowoczesnej – eksperymentalnej. W tej kwestii sztuka kulinarna jest bardziej wymagająca – wszelka dysproporcja kończy się porażką kucharza, która może być bardziej elegancka lub mniej.
    Kiedy będziesz w Krakowie, zadzwoń. Pójdziemy na wódkę.

  4. marek trojanowski:

    nie lubię gotować. to znaczy – mam kilka potraw, tzw. dań popisowych, ale nazywanie tego „sztuką kulinarną” to przesada. ale mniejsza z gotowaniem, z krakowską wódką itp. zawsze chciałem cię zapytać o jedno – powiedz mi, jesteś szarą eminencją polskiej poezji. talentem przewyższasz plejady tłumiących się w redakcyjno-wydawniczych korytarzach poetów. jednak jak człowiek obserwuje ciebie z boku, to odnieść można wrażenie, że tobie się nie chce. sprawiasz wrażenie syna marnotrawnego, który wziął zabrał wszystkie swoje talnty, wyruszył w świat, ale zamiast te talenty wydawać ty je albo ukryłeś głęboko pod ziemią, albo zwyczajnie o nich zapomniałeś.

  5. DrV:

    dajcie znać jak będziecie szli na wódkę.

  6. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Spotkałem kiedyś mnicha, który od lat nie powiedział ani jednego słowa. Całe dnie spędzał przesiadując na terakotowej posadzce, w której przez stulecia mnisi zdążyli wydeptać swoje ścieżki. To nieprawdopodobne ale cały dziedziniec był wyłożony wielkimi, czerwonobrunatnymi czworobocznymi płytami, w których wydeptane były ścieżki. Pomyśl ile stóp musiało mieć w tym swój udział?
    No i ten mnich siedział, ale w dziwnej pozie. Nogi ułożone miał w pozycję lotosu, natomiast dłonie złożone na wysokości serca w taki sposób, że wskazujący palec skierowany był pionowo do góry. Niby nic niezwykłego, ale kiedy przyjrzałem się mu dokładniej zobaczyłem, że na tym palcu spoczywa w bezruchu niemal idealnie okrągły mały szary kamień rzeczny. To paradoks, ale na tym świecie żyją ludzie dla których świat ma sens pod warunkiem, że można w nim znaleźć jeden, mały idealnie okrągły kamień.

  7. marek trojanowski:

    równowaga i spokój to są cnoty świętych. od jezusów, buddów, allahów pękają hagiografie i święte księgi, z których ludzie dowiadują się o tym jak żyć itp. Ale mi nie chodzi o świętości ale o pewien niedosyt. Ciebie jest za mało w świecie i to uważam za brak proporcji, za dysharmonię. Bo kiedy uświadomisz sobie, że istnieją masy produkujące lirykę oznaczoną kodem paskowym, by ją lepiej klasyfikowano w redakcjach wydawniczych; przy stolikach jurorskich konkursów poetyckich; na półkach w marketach i sieciowych księgarniach – to jednak ja, jako czytelnik nie mam ochoty medytować nad otoczakiem chybotającym się na czubku drżącego palca wskazującego.

  8. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Dokończę opowieść o mnichu. Obserwowałem go przez dłuższą chwilę, chcąc sprawdzić jak długo wytrzyma w tej pozie, jak długo zdoła utrzymać kamień. Znudziło mi się po około kwadransie. Odszedłem. Załatwiałem różne swoje sprawy. Pod wieczór kierowałem się do wynajętego pokoju. Miałem trochę zakupów – jakieś mleko, chleb generalnie coś do jedzenia Wracałem na stancję. W drodze przypomniałem sobie o spokojnym mnichu. Złożyłem mu wizytę. On dalej siedział. W jego pozie nie zmieniło się nic. Także kamień leżał zupełnie nieporuszony na opuszku palca wskazującego. Jedyne co się zmieniło przez tych kilka godzin to długość i kierunek cienia jaki rzucała sylwetka chudego mnicha, no i rzecz jasna ja byłem trochę inny. Teraz taszczyłem zakupy. Cieszyłem swój umysł jego spokojem ducha oraz samoopanowaniem. Kilkadziesiąt razy odpowiadałem sobie w myślach na pytanie „czy mógłbym tak jak on?” – za każdym razem odpowiedź była identyczna (domyśl się jaka). Zrobiło się całkiem późno. Zapalono pierwsze lampiony na dziedzińcu klasztoru i pomału wypraszano wszystkich zwiedzających. Już miałem odejść kiedy nagle – zupełnie nie wiem co było tego przyczyną – kamień stoczył się z opuszka i wpadł między złożone nogi. Mnich – ku mojemu zdziwieniu – nie wydał się być przerażony ani zaskoczony. Zwyczajnie jakby nigdy nic, odszukał kamień i położył go z powrotem na palcu. Zrobił to bez pośpiechu tak jakby to robił już tysiąc razy, zupełnie ignorując mnie i moje zaskoczenie.
    Tamtego wieczoru emocje odebrały mi apetyt na kolację.
    Następny cały dzień spędziłem obserwując mnicha. Czekałem na to kiedy znowu stoczy się kamienna kulka. Nie spadła.

  9. marek trojanowski:

    piszesz jeszcze wiersze?

  10. tu edek IP: 78.133.171.188:

    trudne pytanie. raczej komponuję.

  11. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Wiersz jest kompozycją złożoną z przeżyć, wrażeń, doświadczeń; z umiejętności własnych, z talentu, z uzdolnień; oraz specyfiki chwili, w której został skomponowany. Wszystkim szczególnym chwilom literatura zawdzięcza swoje szczególne dzieła. Zjawiają się rzadko i nagle. A jak już się zdarzają w życiu, to zwykle są krótkotrwałe i tak intensywne, skondensowane w treść, z ogrom i specyfikę doświadczeń, że doprowadzenie się do stanu pisania wymaga dużego opanowania. I najważniejsze – są jak sekundy, niepowtarzalne.

  12. DrV:

    mam wrażenie edku, że klawiaturowanie nie jest
    Twoją ulubioną formą ekspresji, w której
    czujesz się jak ryba w wodzie. Według mnie
    jesteś jednym z tych poetów których wiersze
    trzeba słyszeć na żywo, żeby zrozumieć
    zupełnie jak muzyków jazzowych słuchać.

    Muzyk jazzowy który daje nagrać swoje utwory
    jest szaleńcem, ale czyż nie cienka jest granica
    między szaleńcem a podziwianym geniuszem?

  13. marek trojanowski:

    bardzo mi się podobają takie romantyczne interpretacje fenomenu pisania. odwoływanie się do tak mglistych kategorii jak pojęcie „specyfiki chwili” przekonuje tylko – nomen omen – chwilowo. bo wystarczy (i tu znowu to pojęcie) chwila refleksji by pojawiła się wątpliwość – czymże jest ta specyfika? czym różni się chwila A od wszystkich pozostałych chwil, które przezywa człowiek w życiu? i najważniejsze: gdyby przyjąć, że każdy wiersz jest – na podobieństwo dzieła muzycznego – pewną kompozycją, że nie został napisany a skomponowany, to może należałoby próbować interpretacji oraz analiz w oparciu o narzędzia matematyki.
    Zanim dowiedziałem się o pitagorejczykach i kosmicznej harmonii liczb (a propos, czy nie uważasz że problem tzw. kwadratury koła zdominował w więcej umysłów niż najsławniejsze fragmenty z Horacego?) próbowałem zrobić sobie gitarę. w związku z pewnymi ograniczeniami o charakterze warsztatowo-technologicznym moja gitara ostatecznie składała się z deski, w którą wbite były gwoździki między którymi rozciągnięta była (napięta) żyłka na ryby. wiesz jak uzyskałem różne wysokości dźwięków? bardzo intuicyjnie (wpadłem na to grając na gumce recepturce, której jeden koniec trzyma się w zębach, a drugi w palcach. napinając gumkę i trącając ją wolną ręką uzyskuje się różne dżwięki). zwiększyłem odległości między poszczególnymi gwoździkami. Tak powstała moja gitara (drugim wynalazkiem był gokart a gdy ten został rozbity na drzewie podczas rajdu z górki, z najbardziej cennych wówczas częsci zamiennych – chodzi o kółka – zrobiłem deskorolkę. Ale to inna opowieść na inne okazje).
    chodzi mi o to, że muzyce jest najbliżej do matematyki i jezeli istnieje analogia między muzyka a poezją to może do zacząć poezję traktować jako szczególny rodzaj matematyki. i zeby było jasne – mi nie chodzi o takie szkolne rozumienie matematyki, gdzie kojarzy się z wkuwaniem na pamięć tabliczki mnożenia i z zasuszoną matematyczną, starą panną, która spojrzeniem wzmocnionym cylindrycznymi soczewkami oprawionymi w rogowe oprawki, prześwietla umysły i ciała przestraszonych dzieciaków.

  14. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Jest to jakiś pomysł. Spróbować opracować wzór matematyczny wiersza doskonałego. Teoretycznie nawet byłoby to wykonalne, praktycznie także. Programy piszące wiersze już znamy. Czym jednak jest wiersz doskonały? Czy może zostać wygenerowany przez maszynę? Jeżeli tak, to co człowiek-poeta na to? Jaka będzie przyszłość poezji po tym jak taki wiersz powstanie? Czy poezja będzie jeszcze możliwa w tej formie, w której rozwijał się od tysięcy lat? Wracam do opowieści o spokojnym mnichu i kamieniu na czubku jego palca. Jego tajemnicą nie było opanowanie, ale – dzisiaj tak uważam – mylenie się. Ten kamień od czasu do czasu jednak spadał z tego palca. Mnich zaś porażkę przyjmował jako coś normalnego. Gdyby przenieść to na poezję, to jej tajemnica nie polega na wyścigu po wiersz doskonały, ale na błądzeniu, poszukiwaniu, na myleniu się – na upadaniu i wstawaniu. Dopóki poezja będzie ludzka, dopóty będzie niedoskonała. W chwili, w której maszyna działająca według doskonałego algorytmu wygeneruje wiersz doskonały, wówczas skończy się poezja. Będzie to początek nowej historii literatury.

  15. marek trojanowski:

    ja bardzo lubię początki. nie mam nic przeciwko, by na moich oczach zaczęła dziać się nowa historia literatury. dobrze byłoby mieć świadomość nowej historii i przyglądać się temu, jak się dzieje. byłoby to doświadczenie inne niż poznawanie jej z podręczników. Taką dziejącą się nową historią literatury (jej fragementem) był rozwój literatury w internecie. To było coś nowego. Zjawisko to być może kiedyś było marginalizowane, dzisiaj jednak nie sposób go pomijać w dyskusjach przedmiotowych. Zresztą ty też miałeś swój udział w jej rozwoju. W pewnym momencie się wycofałeś. Przepadłeś, jak kamień w wodę.

  16. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Przepadłem czy nie – jakie to ma znaczenie. Staram się być na bieżąco, czytam. A jak mnie coś wkurwi, to się uaktywniam. Ale coś mnie do Internetu zraziło. Na pięknym, liternetowym wizerunku pojawiła się rysa, którą widzę za każdym razem kiedy przychodzi mi do głowy pomysł z zalogowaniem się. Myślę, że za dużo w nim najróżniejszych form niedoskonałości choć z drugiej strony gdyby był skonstruowany na podobieństwo pachnącego kurzem i naftaliną profesorskiego gabinetu jakiegoś speca od literatury, to byłby równie nieznośny jak teraz. Literatura w Internecie z bezładnej, masowej pisaniny zmienia się pomału w literaturę. Musi jeszcze upłynać trochę czasu, jeszcze kilkakrotnie mnich upuścić kamień zanim przestrzeń netu stała się moją przestrzenią, taką, w której czułbym się jak w domu.

  17. Roman Knap:

    > tu edku
    Sorki że przeszkadzam, ale mam takie pytanie – czy przeglądając portale z poezją, natrafiasz często na wiersze napisane w twoim stylu? Czy potrafisz wychwycić (bez dedykacji i konkretnego wskazania), że ktoś z ciebie zrzyna lub głęboko się inspiruje twoim stylem? Jak myślisz, ile masz epigonów? Czy w ogóle potrafisz wychwycić swojego epigona? I czy jeśli tak, to jaki masz stosunek do swoich epigonów i naśladowców? Może ci to pochlebia? Bo w końcu epigonizm jest miarą oddziałowywania…

  18. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Nie czytam wierszy pod tym kątem. Sprawy podobieństw, różnic mnie interesują. To czysto techniczne sprawy z dziedziny teorii literatury i zostawiam je profesjonalistom. Znam więcej ciekawszych zajęć. Ale z drugiej strony, spotykając w cudzym wierszu własną myśl, wers w szczególnym przypadku – całą frazę (a takie zapożyczenia odnajduje się niemal intuicyjnie i zamiast o „spotykaniu” należałoby mówić o „potykaniu się o…”) – to przyznaję, uśmiecham się. Nie traktuję takich przypadków w kategoriach zamachu na swoje wiersze ale jako efekt pewnego oddziaływania. Myślę, że drugim marzeniem każdego poety jest to, by oddziaływać na innych poetów. Stworzyć szkołę, manierę.

  19. marek trojanowski:

    a jakie jest pierwsze marzenie poety?

  20. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Jesteś sam, w pokoju, który dobrze znasz. I coś się zmienia. Pokój przekształca się w przestrzeń, w której zawieszone są tysiące, miliony słów i zdań. Wyobraź sobie teraz, że ty jesteś centrum tej dziwnej struktury. Jesteś jądrem atomu o nieskończonej ilości elektronów poruszających się po nieskończonej ilości orbit. Dotykasz jednego, drugiego i trzeciego. I tak dalej i tak dalej. Poruszone atomy uderzają o inne, a inne w jeszcze inne. I tak dalej i tak dalej. Aż wreszcie cała struktura, wszystkie z pozoru uśpione elektrony, zostają wprawione w harmonijny ruch – zaczynają lśnić i wydawać z siebie dźwięki układające się piękną muzykę. Otacza cię sfera armilarna zbudowana przez genialnego astrologa, który za pomocą prostego zaklęcia potrafił wydobyć dźwięk z rozgrzanego na słońcu przydrożnego kamienia. Być chwilę dłużej w tym pokoju, takie jest moje pierwsze życzenie. Każdy ma inne.

  21. Roman Knap:

    -> tu edku
    A jednak wyłamię się z tej pseudomistycznej megalomani, budyniu i mgiełek, i zadam ci jeszcze jedno pytanie, bliższe ciału, które zadać chce ci każdy (ale się wstydzi, więc muszę ja), otóż –

    Czy robiłeś t o kiedyś na cmentarzu (no wiesz, t o, to co Adam Wiedemann robił z kolegą)?

  22. tu edek IP: 78.133.171.188:

    Rzadko bywam na cmentarzu. Unikam przygnębiających miejsc, a na nadmiar wrażeń nie narzekam. Czy seks (rozumiem, że o to chcesz zapytać)na cmentarzu, na zimnym granitowym nagrobku, który niezależnie od pory roku, dnia czy nocy jest zimny – ma obfitować w lepsze wrażenia i doznania, niż kochanie na ciepłej łące majowej?
    Każdy bawi się takimi zabawkami jakie mu się podobają i w takich piaskownicach jakie lubi. A ja nie lubię niskich temperatur, lodowatych podłoży, galaretkek z nóżek. To nie moja bajka. Wybierając między upałem a dreszczami z zimna, wybiorę zawsze Hiszpanię.

  23. Roman Knap:

    No i już naprawdę ostatnie pytanie, tym razem zupełnie poważne –
    Powstała książka „Wielki atlas ciot polskich”. Jesteś autorem „Śmierci w darkroomie”, nie ukrywasz swoich preferencji, jakbyś zatem zareagował, gdybyś się tam w tej książce znalazł wśród innych wyliczonych? (A może tam jesteś, ja nie wiem, nie czytałem, to pytanie hipotetyczne)

  24. marek trojanowski:

    romek, a ty sie waliłeś kiedyś w zajszczanym zaułku? wysrałeś się na nagrobek o północy? a może gdzieś z miejscu publicznym trzepałeś gruchę? czy uważasz, że dymanie w takich okolicznościach przyrody jest artystycznie nobilitujące? czy żeby być poetą trzeba koniecznie iść wysrać się na rynek w samo południe i krzyknąć: „jestem poetą!”. Czy może przepis na bycie poetą jest prostszy – może poetą się jest wówczas kiedy się zerżnie w śmierdzącego, brudnego od kału dupala bezdomnego tak, że w chwili wytrysku czujesz nie tylko przyjemność, ale doświadczasz całego spektrum zapachu mocznikowo-kałowo-alkoholowego oraz przyjemnego łechtania moszny. nie, nie. to nie dłoń menela głaszcze cię po jajach, ale jego długie do kolan hemoroidy. powiedz roman, walisz się tak?

  25. Roman Knap:

    marek, odkąd Adam Wiedemann wylansował bara bara na cmentarzu, to chyba nie można w tym widzieć coś niegodnego poety, no nie? Zresztą, Edward chyba też nie widzi w tym nic gorszącego, bo przecież nie napisał, że miałby coś przeciwko zrobieniu tego na cmentarzu, byle był to cmentarz podgrzewany, albo w Hiszpanii.

  26. marek trojanowski:

    romek, sorry, że się wpierdalam ale – i tu wybacz – wkurwiają mnie pytania w stylu: „jak się lubisz pierdolić?”. proponuję ci możliwość rozmowy z najlepszym poetą współczesnym tego kraju a ty produkujesz takie gnioty? słuchaj, przecież nie musisz rozmawiać, nie musisz tu nic pisać. ja tobie nie płacę za wpisy. po swojej „jaskółce” twoja przestrzeń ekspresji artystycznej znacznie się powiększyła i hmn nie jest jedynym miejscem na którym traktują ciebie poważnie. ale mam do ciebie prośbę – nie zachowuj się jak Gałkowska, Grzegorzewska, Dehnel i inne ślicznie rymujące panie i nie rób mi tu gówna.

  27. Roman Knap:

    marek, gówno to są rozmowy o buddyjskicjh mnichach i kamyczkach, i te wszystkie pseudo dmuszki jaki to ja jestem wrażliwy, subtelny, och i ach (po takich słowach nigdy bym nie kupił żadnej książki edwarda!), ale spoko, w sumie fakt, tu edek to twój gość, a ja nie jestem do dmuchania i cmoktania, ja jestem tylko ciekawski, normalny, a nawet wścibski, jak każdy, ot i tyle

  28. marek trojanowski:

    jak chcesz zobaczyć jak się komuś krew z pyska leje, to obejrzyj sobie film z Chuckiem Norrisem. Może potrafisz wyobrazić sobie, a może nie – ale poezja to delikatna tkanka, tak wrażliwa i delikatna jak „jaskółka”. rzecz jasna i zrozumiała, że będzie teraz udawała Brudnego Harrego, będziesz dźwigał swoje mieszczańskie magnum i strzelając z niego kolejnymi tekstami o jebaniu na cmentarzy nie będziesz zważał na to, że kolejny wystrzał siłą odrzutu oderwie ci całą rękę.

    twoim problemem jest to, że się nigdy nie przyznasz do uczuć. jesteś swoim jaskółkowym ojcem. nie przyznasz się, że w chwili, w której pisałeś „jaskółkę” byłeś najbardziej wrażliwą, najintensywniej odczuwającą istotą we wszechświecie.

  29. Roman Knap:

    Przyganiał kocioł garnkowi – to czemu marek pytałeś Mirkę Szychowiak, czy goli cipę, hę? Szychowiak to nie poetka?

  30. marek trojanowski:

    romek, ty nie jesteś marek, ale romek. ja nie napisałem „jaskółki”, ja jestem panem swoich ograniczeń. ale ty masz swoje życie, swoje pomysły, swoje wyobrażenia.

  31. Rosa:

    Na pierwszej randce w życiu byłam na cmentarzu. Ale nie było nawet małego całuska, tylko uśmiechy, uśmiechy, uśmiechy… to pisałam ja Rosa, że hej
    ps. żaden kamyczek mi nigdy nie spadł z palca, ale ponieważ nobody is perfect, to kiedyś upadłam na głowę

  32. Rosa:

    a nie przepraszam, kiedyś z palca zrzuciłam brylant, ale to się nie liczy za spadnięcie, to się liczy za rzut do kosza, w sumie to dobry pomysł by pytać żyjących poetów, dlaczego nie publikują nic nowego, joł rispekt joł Marku
    zapraszam na mojego bloga jakbyś tu się nudził, mam tam parę kawałków muzy na ożywienie i troch aktualności z poetyckiego świata, ja tu coraz rzadziej zaglądam, bo mam poczucie, że tu się jakby coraz mniej dzieje,zero adrenaliny? sama nie wiem

  33. marek trojanowski:

    powiedz, czy naprawdę uważasz, że mnie interesuje lub może w jakiś sposób (nawet marginalny) zainteresować to, co wypisujesz gdzieś tam na swoim blogu?

  34. Rosa:

    tak w sumie to mi wszystko jedno, czy ciebie interesuje co ja piszę, Marku, ale sednem sprawy nie jest mój blog, ani moje pisanie na nim, tylko zamieranie twojego bloga, dlaczego odwracasz uwagę od tematu zasadniczego?

  35. marek trojanowski:

    a niech zdycha w pizdu, niech zdycha, gnije, niech go zżera trąd, niech spopieleje, niech się spali, niech się rozłoży, niech trafi go szlag, niech strawi go syfilis, niech go wszyscy święci, niech umrze, niech zestarzeje się, niech przepadnie, niech zniknie, niech przestanie istnieć, niech się zapadnie pod ziemie – czy myślisz, że mnie to cokolwiek obchodzi?

  36. Rosa:

    Oczekujesz, że czytelnik będzie analizował, co ciebie obchodzi? Czytelnika interesuje treść, a treść coraz bardziej odpowiada gustom odbiorców tabloidów. Wszedłeś na równię pochyłą? Zamordujesz bloga? Mi jest w sumie wszystko jedno, a pytam z ciekawości, bo czasem lubiłam tu zaglądać, odkąd zostałam przez ciebie nazwana „otłuszczoną kaczką pekińską”:)

  37. marek trojanowski:

    wiesz ile takich fanek przerobiłem? ile przeżyłem? ile przetrawiłem a później wydaliłem? myślisz, że jesteś pierwszą dziewczynką, która się klei do mnie w poszukiwaniu emocji, których nie znalazła u boku swojego chłopaka / męża? takich babsztyli o sflaczałych, otłuszczonych tyłkach, które spędzają godziny przed komputerem w oczekiwaniu na mój kolejny wpis poznałem kilka setek. nie jesteś ani wyjątkowa, ani jedyna, ani oryginalna. mogłabyś wziąć swój numerek – 199383873 – i ustawić się w kolejce, grzecznie czekać aż zaproszę cię na audiencję.

  38. Rosa:

    zapomniałeś dodać, że mam rogi na czole i szatański zmysł do wyszukiwania sfrustrowanych pajaców w sieci. przyznaję, masz rację – jest coś w tobie, co przyciąga. chciałabym ciebie gdzieś spotkać i przekonać się czy w rzeczywistości też jesteś taki pociągający, odważny. i zapamiętaj sobie na zawsze zanim mnie wydaliłeś, to najpierw mnie rozśmieszyłeś do łez. Życzę radosnego umierania bloga:)

  39. marek trojanowski:

    następna! następna! nie pchać się! wszystkie zdążą! po kolei! teraz wchodzi numer 299383837, a numer 29938838 proszony jest o wyszorowanie krocza, wymycie cycków. Proszę szczególnie starannie wymyć skórę pod piersiami, żeby nie śmierdziała. Nie pchać się! Mówiłem, że wszystkie zostaną obsłużone.

  40. przemek łośko:

    no i patrz, wciąż znajdują się zawiedzeni, że nie ma tylu fejsbuków ilu użytkowników. marek, zrobiłeś bardzo źle i głupio, że nie założyłeś assbuka, poezjobuka, krytybuka, mukabuka. fatalna sprawa z Tobą, Marek, za grosz inwencji w łowieniu, oswajaniu i pasaniu. mogę Ci zdradzić zaklęcie definitywne jak przedświąteczne tsunami w kerfurze, zaklęcie, które pomoże Twojej psychice pogodzić się z utratą szansy stworzenia multibuka. Chcesz je poznać?

  41. marek trojanowski:

    dawaj przepis

  42. przemek łośko:

    zaklęcie brzmi: Chuj Wielki i Wszelki!

    Działa jak w baśni, czyli zawsze. W chwili ostatniej i być może pierwszej, doskonale zastępuje wkurwienie, jeszcze lepiej euforię. No panaceum.

  43. mirka:

    Roman – umiesz rozmowę sprowadzić do parteru, chłopcze. Tak cię swędziało, żeby coś zagejować z Edziem, że aż wspomniałeś Adama i jego chamstwo wynikające z obnażania publicznie spraw, które w jakiś sposób zadały ból Tobkowi. Bo to był wtedy nius, prawda? Takie ni z gruchy ni z pietruchy, bo Pasek akurat pięknie rozprawiał i gdybyś nie przeleciał wpisów wierzchem, zobaczyłbyś, że nie o mnicha i kamień chodzi, a o pewien bezmiar, który na czubku palca można zmieścić. Można, ale nie każdy potrafi tego dokonać, to sobie uświadomić. Wkurza mnie to, że nie po raz pierwszy trywializujesz coś i rozmowy już nie ma, już się nie chce, bo wszystko przestaje się toczyć, robi klap – Knap.

    Marek – talentu nie wolno zmęczyć, to wolny strzelec (jak wiesz, to cytat z mojego wiersza z człapa). Nie, żebym Edwarda miała tłumaczyć, bo takiej potrzeby nie ma. Jego nadczynność twórcza objawia się nie tylko poprzez pisanie czy komponowanie. W jego przypadku bym nie bagatelizowała KUCHNI. Jako doskonała i szeroko ceniona kucharka, miałam zaszczyt z Edziem pitrasić w mojej wielkiej kuchni, to znaczy – przyglądać się aktowi twórczemu rozgrywającemu się w mojej wielkiej kuchni, na szerokiej platformie patelni. Wymyślanie potraw plus mistrzowskie wykonanie jest bez wątpienia sztuką. Szukanie przypraw, proporcje, smakowanie, jest jak pisanie , jak komponowanie. A potem kiedy inni to czytają (jedzą) i kiedy proszą o jeszcze jedną zwrotkę (dokładkę), kiedy wylizują bezwstydnie talerze i mają rozmarzony wzrok – to robi za brawa na scenie, za bisy, za wszystko.
    Jeśli chodzi o blog – podejrzewam przesilenie wiosenne, rodzaj niegroźnej infekcji. Jestem spokojna. Dzięki za przesyłkę. Czytam. Na razie czuję się tak, jak byś mi przysłał w prezencie kieckę. Patrzę na nią i rzucam do kąta. Potem zauważam, ze ma śliczne guziczki. Kiecka idzie na wieszak.Ale kurrr…zaszewki nierówne, lewa krótsza. Myślę sobie, no cóż, ale wzorek śliczny. A właściwie, co z tego, że śliczny, skoro ja nienawidzę dekoltu w szpic:). Ale o tym, potem. Jako grafomanka muszę mieć więcej czasu.
    :)

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?