czas na dzieło z działu dzieł

9 września, 2009 by

.

antologia poezji kobiecej

.

Kategoria: Bez kategorii | 37 komentarzy »

komentarzy 37

  1. kromka chleba IP: 79.136.30.69:

    blyskotliwe!
    gombrowiczowskie wyczucie absurdu (np. komentarz wiersza Pani Kuciak. Perelka!)
    O tej antologii bedzie sie mowilo.

    pozdrawiam serdecznie

  2. Ewa Bieńczycka:

    U nas nie ma w Empiku jeszcze „Solistek” i nie wiem, czy Twoja edycja Marku jest lepsza, ale w moim komputerze wygląda bardzo pięknie, każda poetka mieści się w ekranie i nie trzeba niczego przesuwać, tylko obcować z poetką w jednym na cały ekran oknie, a ja akurat mam wielki, specjalnie do rysowania przeznaczony, duży ekran monitora. Wygląda to imponująco.

    Szkoda jednak, że tak nie lubisz kobiet. Nie przeczytałam jeszcze wszystkich tomików poetek, które w swojej „Antologii” umieściłeś, ale nie przypuszczam, by jakakolwiek kobieta napisała tak zle wiesze, jakie produkuje i drukuje w dużych ilościach po równych gazetach Jakub Winiarski. Więc jak najbardziej należy się antologię penisarną napisać. Nie wiem kto to ma zrobić. Ja nie napiszę, bo dla mnie rozdział twórczy ze względu na narządy rodne to absurd w twórczości artystycznej, gdzie androgyniczny charakter twórczości jest już dowiedziony.
    A tak na marginesie, to podejrzewam Cię Marku ze poza naszymi plecami – moimi i Izy nawiązałeś jakiś kontakt z redaktorkami „Solistek” i im tutaj blogowo reklamę robisz, marketingowo wspierasz i przyczyniasz sie do ich rozsławienia, i sprzedaży tomów, wydając równocześnie swoją Antologię.
    I brawo za umieszczenie poetek wykluczonych z „Solistek”, czym łączysz i tonizujesz zwaśnione środowisko.

  3. Ryszard Kulesza:

    Pan jesteś Geniusz!

  4. Marek Trojanowski:

    ewo, to czy Jakub Winiarski jest kobietą czy nie pozostaje kwestią otwartą. Dlatego twój sąd na temat wierszyków Winiarskiego jest przedwczesny. Najpierw należałoby ustalić ostatecznie płeć a później wartościować.

    Kulesza, czy ja tobie pozwoliłem pisać do siebie per Pan? o geniuszu możesz pisać ile chcesz. im więcej tym lepiej. mów długo i długo aż bardzo cię polubię, zaprzyjaźnię się, uczynię powiernikiem moich najtajniejszych sekretów i w koncu zapiszę w testamencie dysk twardy i prawa autorskie do swoich tekstów. pisz, wszystko przed tobą. łechtaj moje ego, gilgocz próżność, dokarmiaj mnie opowieściami o mojej genialności.

  5. Ryszard Kulesza:

    Wezmę sobie do serca te rady, Marku. I cała przyjemność po mojej stronie, bo sam przecież wiesz, że jeśli coś warte jest pochwał, należy to chwalić. Krytykowanie można sobie odpuścić, zwłaszcza wówczas, gdy nie jest się „specjalistą”. Ty Marku jesteś – należy to podkreślić – wężykiem, wężykiem -)
    Po przeczytaniu tego sprytnego ciągu retardacji, po prostu nie mogłem się powstrzymać, choć Bóg mi świadkiem, próbowałem!

    Na marginesie: podnosisz Marku poziom sprzedaży Dzieła. Sam zaraz pobiegnę zakupić…

  6. Ewa Bieńczycka:

    >Ryszard Kulesza
    Podałam, jak Pan prosił w mailu mój adres domowy i Pan, Panie Ryszardzie się już nie odezwał.
    Dlaczego?

    >Marek
    Tam w filmie „Cegły” redaktorki „Solistek” tłumaczą, dlaczego nie znalazł się w tej antologii Jakub Winiarski. Zostało powtórzone zresztą to, co Justyna Radczyńska podała w nieszufladowym komunikacie:

    Antologia „Solistki” nie jest wyczerpującą dokumentacją twórczości poetek okresu 1989-2009, jej skład dlatego nie jest kompletny lecz komplementarny. Przy takim założeniu i przy założeniu atrakcyjności antologii oraz przy ograniczeniach ilościowych niestety nie mogły się w niej znaleźć wszystkie uzdolnione i zasłużone poetki.”

    Wynika, że Jakub Winiarski po prostu nie jest komplementarny. Ale pierwszym sitem był ten krzyżyk, który się wpisuje w druczku podania o dowód osobisty w Urzędzie Miejskim. I to decyduje, w którą rubrykę Pan Jakub krzyżyk wstawił. Ułatwiło to też pracę redaktorkom i nie musiały się poetki rozbierać, jak za Hitlera, gdzie selekcja właśnie polegała na zdjęciu majtek bo jego urzędnicy nie dowierzali żadnym dokumentom

  7. buk:

    Rzeźnia i czarna msza poetycka.
    Jesteś potwór-sybirak Minski z Julietty Sade`a, co to robił żywe stoły z dziewcząt i chleb z kości dziewcząt, to znaczy – robisz pylistą mączkę ze strof.
    Ale niektóre z tych fraz to też niezgorsze potworki, tyle że usiana jest nimi cała współczesna poezja. Leżą one, te frazy, jak te obwodnice Wolny-Hamkało wzdłuż lasu, czyli jak płazy.
    Kiedyś na nieszufl. pisano a poetce, co ujęła siebie w ten oto sposób: „Jestem uśpioną wierzbą z fujarką w rękach”. Ładne, ale nie ma jej chyba w antologii, nie wchodzi się do panteonu z fujarką w rękach. Brakuje mi takich metafor.
    Podoba mi się twoja wspaniałomyślność wobec J. Hartwig. „Podstarzała poetka”. Rocznik 1921, więc ma 89 lat.

  8. Ewa Bieńczycka:

    > buk
    To może byś jeszcze Leszku napisał, czy Marek dobrze „Salsę” podsumował, bo autorka czuje się niedowartościowana.
    I też polecam na YouTube Agnieszkę Wolny-Hamkało jak solo opowiada o Markizie krojąc jarzyny.
    I w duecie z Bianką Rolando, niczego sobie. Nie pożałujesz. I przepraszam, że tak się w Twój dialog z Markiem wtrącam, w te Wasze męskie sprawy.

  9. buk:

    Salsa jest chłodna, zimna, wystudiowana i czasem ciężka jak składnia Kanta, jest w połowie fraz tysiąc węzłów gordyjskich, ja idę za Kafką, trzeba te węzły zostawić w spokoju, nie mścić się na nich. Przecież nie będę kaleczył czoła, tłukąc nim w „ślinę wyżerającą piktogramy w lizawkach”.
    Ale słowo o okładce „Salsy”. Z. Machej. Absolutny bezwstyd, bezmyślna ( o ile bezwstyd może być bezmyślny) laudacja, za które autorka, mam nadzieję, nie ponosi winy.”Oto nowy diament gwieździsty naszej poezji”! Itd.itd. I potem Biedrzycki: „Autorska przyjemność pisania, która się przekłada na czytelniczą przyjemność czytania”. Dwóch mężczyzn udających intelektualny orgazm. Sperma tekstu, jakby powiedział Barthes. W istocie- bezwstyd.
    Dobrze. Ale zadajmy inne pytanie.
    Czy jeżeli jesteście najzupełniej sami w swoim pokoju, czy macie prawo stanąć przed lustrem, włączyć płytę z bel canto, zacząć śpiewać i myśleć, że jesteście Enrickiem Caruso?
    Tak, macie prawo.
    Wszyscy mamy prawo być Carusem w świecie, w którym nikt nie wie, co to jest bel canto. Wszyscy jesteśmy poetami w świecie, w którym umarł PRESTIŻ literatury, gdzie w przestrzeni publicznej i medialnej nie ma ani jednego rozpoznawalnego poety, gdzie umarł jego głos, wrażliwość, wyobraźnia, język, gdzie liczy się tylko pule pieniędzy przeznaczone na nagrody, gdzie poetyckie portale odwiedza 50 tych samych osób itd. itd.
    Tak sobie myślę, że wszystko, o czym tu piszecie – poetyckie korporacje, debiuty, przepychanki do nagród itd. itd. – to wszystko wydarza się w takim właśnie pustym pokoju z lustrami. Bez świadków, publiczności.
    I – jak widzę na youtube i w księgarniach – jeszcze tylko WAB, „Polityka”, NIKE mogą napędzić czytelników, ale kiedy pisarz czy poeta przemawia sam, z własnej inicjatywy, to tzw. zimna dupa, nikt go nie czyta, nie słucha, nie odwiedza, i wtedy Wolny-Hamkało czyta 30 osób a vintage`owy konkurs na nieszufladzie ma 17 odsłon dla każdego foto.

  10. Marek Trojanowski:

    leszek, nie wierzysz, że winę za taki stan rzeczy ponosi mityczny: brak promocji / zła promocja tomików, książeczek, poezji itp.?

    kategoria „promocji” pojawia się w każdym niemal anonsie literackim. i wychodzi na to, że nie liczy się produkt jako taki, ale strategia promocyjna.

    czy widziałeś kiedyś reklamę maybacha? lema?

    kiedyś ksiązki lema dołączano do wydania gazety. nie po to, by sprzedać książki Lema, ale dlatego by sprzedać gazetę.

    z tomikami i w większości przypadków z prozą polską bywa tak, że idealną kampanią promocyjną byłoby dodawania do każdego tomika telewizora plazmowego 42′ + DVD + laptop TOSHIBA TECRA + Bon na zakupy w TESCO o wartości 10.000 pln. Wóczas ta sieczka literacka rozchodziłaby się na pniu.

  11. Wanda Szczypiorska:

    Drobne utwory literackie publikowane w dwumiesięcznikach, kwartalnikach, półrocznikach są skazane na śmierć przez zapomnienie. Ratunkiem byłby tygodnik widoczny w każdym kiosku, a na to nie ma szans przecież. We wszelkiej promocji jest coś wtydliwego z powodu fałszu jaki się z nią nieuchronnie wiąże. Być promowaną za pieniądze byłoby mi równie głupio, jak wydać tomik na własny koszt.

  12. Wanda Szczypiorska:

    O antologii:
    Mogłaby być równie dobrze antologią poezji męskiej, albo mieszanej, powód do obśmiania byłby ten sam.
    Przeczytałam właśnie, że zastosowano sprawiedliwą metodę pierwszych trzech wersów, a więc mogę wrócić tam i czytać dalej z czystym sumieniem.

  13. buk:

    Ale tam, gdzie umarł PRESTIŻ literatury, tam promocja staje się już coraz bardziej problematyczna, wątpliwa, męcząca, te filmiki z Wolny-Hamkało, żeby nie było jednej gadającej głowy ( zabronione w TVP), dwóch facetów wciska się z boku, kiedy W.H. przemawia – makabra, to znowu Szybowicz pisała, ze Dehnel w „Łossskocie” wręczył na dworcu centralnych bezdomnemu tomik… Masz pomysły i promocje, poprzewracało się ludziom w głowie. Kiedyś prof. Zin miał tylko kartkę papieru, węgielek w ręku i pół Polski słuchało, co mówi.
    Pamiętam taki głos z „Kumpli”: „To, że wyciągniesz udko kurze z lodówki i pierdykniesz prądem, nie znaczy, że ono żyje”. Tak źle może jeszcze nie jest. Jeszcze może coś żywego jest w lodówce zwanej polską kulturą, ale też i prąd, jakim grzmocą jej promotorzy Machej i Biedrzycki, to już swąd prosto z krzesła elektrycznego.

    A tak w nawiasie. Kiedyś na swoim blogu napisałem o „literackich”, i zaraz jakaś panienka w mailu napisała „A skąd mój wiersz u pana?” Faktycznie, dziś najdziwniejszym zjawiskiem jest to, że jakiś wiersz może przeczytać ktoś inny niż sam autor i jego koledzy.

  14. Marek Trojanowski:

    widzisz leszku, niezrozumiała jestr dla mnie jedna sprawa w tym wszystkim. mianowicie – ta cała literatura jest nieustannie reanimowana, promowana przez tych samych ludzi lub ich chwilowych – lecz jakosciowo podobnych – zmienników. reanimuje się usta usta -oralnie, wysyłając autorów na spędy, na których geriatryczna publika (bo tylko starszy ludzie mają tyle czasu wolnego, by wybrac się na spotkanie autorskie do miejscowego GOK-u w godzinach okołopołudniowych); reanimuje się przy uzyciu defibrylatora – jak to ma miejsce w przypadku tomiczka „Solistki” (anagazuje się witryny internetowe, radio, itp.). Mimo reanimacji, tak intensywnej, prowadzonej przez takich superlekarzy / superznawców / pacjent /literatura / nie chce otworzyć oczu, nie ma tego charakterystycznego „złapania oddechu”.

    Moja teza jerst taka:

    może jeden milion Biedrzyckich, Maliszewskich, Winiarskich przy akompaniamencie Radczyńskiej, Mosiewiczówny, Guli itp. stać nad literaturą polską i mówić: „wstań!”, a literatura jednak nie wstanie.

    mogą przyjść dzieci Dehnela, potomkowie Wiśniewskiego i drukować kolejne Redy, Lale VII, Balzakiana XII itp, a ludzie i tak nie będą tego czytali. (oczywiście za wyjątkiem fanek z kółka maryjnego, które po mszy udały się na spotkanie autorskie organizowane w Bolesławcu)

    dlaczego? z prostego powodu: literatura nie jest czymś obowiązkowym (poza murami szkół rzecz jasna). literaturę czyta się, bo człowiek szuka jakiejś prawdy. We współczesnej literaturze prawda jest czymś deficytowym. Zamiast prawdy są stylizacje, a te z czytelniczego punktu widzenia nie posiadają żadnej wartości – a przynajmniej takiej, która zrekompensuje poświęcony na lekturę czas / ponieważ czas ma to do siebie, że mija bezpowrotnie, dlatego człowiek wybierając hobby, decydując się na literaturę, na czytanie, musi liczyc się z każdą minutą i nie chce jej marnowac na beztreściową sieczkę/

  15. buk:

    Ale chyba jest jakiś jasny punkt na tej scenie literackiej, ktoś ciekawy, poruszający, ironiczny, ktoś, kto nie gra… Kogo należałoby czytać w „Red”, „Lampie”?
    I która pani w antologii mówi czystym, suwerennym poetyckim głosem?
    A prawda… Pytanie Foucaulta: „Dlaczego prawda jest tak mało prawdziwa?” Sorry, że wrzucam tu odnośnik do swojego blogu, ale chcę tylko pokazać, że problematyka, o której piszesz, przemknęła przeze mnie gdzieś 3 lata temu, świniobicia z tego nie zrobiłem, ale …

    http://lechbukowski.blog.onet.pl/LITERACKIE-PL,2,ID140783706,DA2006-10-09,n

    … jak widzę ogólna tonacja wielu wierszy nie zmieniła się do dziś aż tak zasadniczo, męczą te wiersze, strasznie męczą te „cyrkle z czubków sosen”…

  16. przemek łośko:

    ano właśnie, każdej sekundy żal.

    byłem kiedyś na wieczorze autorskim Olka Rozenfelda w Szczecineckim Ośrodku Kultury (SZOK). często opowiadam o tym po wódce, no i o samym Olku, który jest zjawiskowy ze swoją wielką, zieloną zapalniczką w kształcie penisa z czerwoną główką. jest to także jedyny poeta, który może poszczycić się tym, że znakomicie sprzedał poemat o turbinie. wedle słów autora miało to miejsce w późnych latach sześćdziesiątych, kiedy bez grosza przy duszy błąkał się po Kozienicach. tam dopadł budkę telefoniczną i zadzwonił do samego naczelnego kozienickiej elektrowni. w pierwszych trzech zdaniach rezolutny Olek upewnił dyrektora, że ów wszystko może i ma, a potem walnął z grubej rury: ale poematu o turbinie, to Pan Derektor nie ma! i faktycznie nie miał, a że świetnie się naczelny targował, to zbił olkową wierszówkę poniżej stawek za anonse obyczajowe w lokalnej gazecie, a że olka też w ciemię byle leszcze nie pacał, to do trzech tysięcy wierszy poemat rozwinął, o kozienickiej turbinie pisząc. chwalił mi się kiedyś w warszawie przy czaju na podwalu, że cały nakład wykupiła kozienicka biblioteka – nie wiem, czy to prawda, ale w tym naciągnięciu to przynajmniej fantazja była i nikomu wora Olek przed konkursem nie lizał, żeby się wydać i godnie zarobić

    innym razem o wieczorze autorskim w szczecinku opowiem. jest to opowieść z tych niezapomnianych ;)

  17. Ewa Bieńczycka:

    > Wanda Szczypiorska
    To, o czym piszesz Wando, to było za komuny. Była „Poezja” i kilka jeszcze tytułów. Wszystko upolitycznione i hermetyczne. Drugi obieg jeszcze bardziej był nieosiągalny.
    Natomiast teraz, jak w naszej Bibliotece Czasopism BŚ dwa dni temu fotografowałam artykuły z myślą , by tu wprowadzić wątek czasopism – to nowych, nieznanych mi tytułów, w których drukują znane mi nazwiska naliczyłam co najmniej pięć. A trzy regały „starych” pism literackich, a każdy mieści dwadzieścia tytułów, zawierało te same nazwiska, co w tych nowych. Słowem – dzisiaj pisma literackie nie służą do poszukiwań nowych piór, jak odwiecznie bywało, ale fragmenty swoich utworów drukują autorzy, których książki w ciemno są przez wydawnictwa drukowane. Myślę, że jest to tylko po to, by zabierać honoraria, bo przecież wszystko jest na państwowym garnuszku. Zdumiewa ta pazerność ludzi, którzy są na etatach, często uczelnianych i jeszcze potrzebują mieć i taką kasę dodatkową.
    Myślę, że skoro drukowałaś już, to można jedynie powołać się na ten fakt przy próbach wydania książki. Innej drogi nie widzę, bo wszystko jest dokumentnie zapchane tymi, których wprawdzie nikt nie czyta, ale mają już nazwiska i redakcyjne wejścia. Wejdź na stronę internetową np., takiej „Wyspy”, która została powołana do życia w ubiegłym roku i przeczytaj, kto tam pisze.
    Takie pisma nie budują swojego wizerunku, nie dojrzewają, nie dopracowują się czytelników, jak to jest w innych, wolnych krajach. I nikogo nie obchodzi, czy są czytane, czy nie. Są już od razu stworzone jak Ziemia przez Pana Boga i gotowe do wypłat honorariów.

  18. Ewa Bieńczycka:

    > buk
    Szkoda Leszku, że o okładce, a nie o potencjale poetyckim Pani Mosiewicz. Mnie okładki nie obchodzą. Nie obchodzi mnie tak, jak rama do obrazu, czy jest złota, czy jej brak. I w tej dyskusji tutaj razi mnie nie mówienie o istocie sprawy. Marek dobrze powiedział: brak prawdy artystycznej, są stylizacje. I to męczy. Męczy czytelnika, w każdym okresie kultury jest podobnie, są dzieła fałszywe i prawdziwe, współcześni nie rozpoznają i energia twórcza jest marnowana. Ale jeszcze jest polityka kulturalna państwa, która może stymulować te zjawiska. W Polsce w tej chwili dopuszczone są do oficjalnego głosu najniższe wartości, najmniej kompetentne osoby. Czytam poetki, które weszły w skład „Solistek” i na razie zaledwie jedna poetka przypadła mi do gustu. A wszystkie ich tomy, to zazwyczaj utwory napisane dzięki państwowym stypendium. To wygląda na państwową hodowlę, gdzie brednie, jakie powstają w niej nie mają żadnego znaczenia.
    Mnie akurat interesuje świat w którym żyję i wszystko czytam. I być może że się nie znam, tak jak mi już napisałeś kiedyś i jak tu przedstawiasz w tej metaforze, gdzie nikt nie wie, co to jest bel canto. Ale trzeba założyć, że bel canta niema. Wtedy odbiorca, nawet niekompetentny, się nie pomyli.

  19. przemek łośko:

    Ewo, czy pamiętasz Demokratyczne Biuro Porad Literackich z Siedmiu Pigułek Lucyfera?

    Może pora na wykreowanie Antoniego Wierzby na dzisiejszy czas? Niewiele potrzeba przy istniejącej infrastrukturze ;)

  20. Ewa Bieńczycka:

    > przemek łośko
    O Aleksandrze Rozenfeldzie jest dużo w innej antologii „Wojaczek wielokrotny”, wyborze wywiadów z ludźmi, którzy Wojaczka znali. Wojaczek nie cenił Rozenfelda jako poetę, Olek natomiast bardzo cenił Rafała jako poetę i chyba jako jedyny na pogrzebie autentycznie za nim płakał. Niestety, już wtedy było wiadomo, że z Olka poeta żaden, ale była to barwna postać artystycznej bohemy. I widzę, jest nią do dzisiaj.
    Kiedy dwa lata temu na Festiwalu Biura Literackiego we Wrocławiu Pan Aleksander pomylił mnie na korytarzu z żoną szefa Biura, Marzeną Bursztową, czułam się dowartościowana, bo Pani Marzena jest o połowę młodsza ode mnie. Ale mogło to uderzyć w Panią Marzenę. I tak to jest z tymi anegdotami.

  21. przemek łośko:

    A to się zgodzę, że pisze nieszczególnie, bo przecież nie słuchałem jego adonajów i elohimów z wypiekami na twarzy we wspomnianym Szczecinku. Ale przecież nie talent poetycki Olka był mej gawędy lejtmotiwem.

  22. Ewa Bieńczycka:

    > przemek łośko
    Myślę, że wydanie przez Marka swoich „solistek” miało być takim właśnie pokrzywianiem się. Markowi podsuwałam już Diabła Marka, ale u niego coraz większe aspiracje w kierunku anielstwa i widzę, że pociągają go coraz bardziej anielskie klimaty, budowy pozytywistycznej, a nie burzenie. Więc Przemku, pozostaje jedynie rynsztok i z niego wyłonienie Antoniego Wierzby (może pokusi się krwawy?).
    przypominam zasady:

    NIEBYWAŁA OKAZJA
    Każdy może stać się wielkim pisarzem.
    DROGA DO SŁAWY OTWARTA.
    DEMOKRATYCZNE
    Biuro Porad Literackich laureata konkursu Związku Zachodniego, autora superarcydzieła hiperdemokratycznego:
    „Zwycięstwo idei”. Wykonuję: prędko, tanio, solidnie i fachowo plany utworów literackich, daję nowe tematy, nicuję i odświeżam stare. Członkom PPR — UB — MGB — ulgi
    DYSKRECJA ZAPEWNIONA”

    [„Siedem Pigułek Lucyfera” Sergiusz Piasecki]

  23. przemek łośko:

    chciałbym zobaczyć raczej jak krwawy przywraca pamięć o nieznośnym dziecięciu Lublina, Łobodowskim

  24. Marek Trojanowski:

    przemku, leszku a może ty ewo wiesz ilu w kraju na dzień dzisiejszy jest poetów i poetek?

    żeby nie zapętlić się w pogaduszkach na temat istoty poety (kiedy człowiek jest poetą? co różni poetę od zwykłego śmiertelnika? itp.) przyjmijmy jedno kryterium:

    – poetą / poetką jest taka osoba, która wydała tomiczek.

    Mi wychodzi, że poetek (żywych) to jest jakaś setka z grubym okładem. facetów będzie znacznie więcej. razem będzie coś w okolicach tysiąca.

    Moim zdaniem żyjemy w niebywałych czasach – w epoce tysiąca poetów.

    Każdy z nich chce powiedzieć coś ważnego – bo przecież o rzeczach waznych powinna traktować poezja – ale tych treści istotnych nie wystarcza dla 1000. poetów. Za mało jest możliwych do opisania modusów rzeczywistości, by dla tysiączka wystarczyło.

    Dlatego tez 999 poetów będzie pisało o tirach zasypiających przy obwodnicach, o aster gawędkach, o czułych oraczach, o zmysłach końskich, o czułych serduszkach, o tym jak się odchudzać, o tym dlaczego karaś jest lepszy niż ciernik.

    Bo poeci – zgodnie z przyjętym kryterium – publikują tomiki. Żeby tomik publikować, to potrzebny jest tekst. a ten tekst trzeba jednak o czymś napisać. W związku z tym,m że treści istotnych dla wszystkich nie wystarczyło…. itp., itd. (błędne koło)

  25. Marek Trojanowski:

    przemek, Grzesiu zmienia się w landryneczkę do wycyckania. Chłopak jedzie przez cały kraj, by obwąchać działaczy literackich. Dotknąć Gillinga, otrzeć się o Dehnela, zobaczyć z daleka Bursztę.

    Mistrz Joda mawiał: Ciemna strona mocy niż brak mocy lepsza jest

    Za chwilę zobaczysz jak Grzesiu pochwali się tomiczkiem – zostanie wyłowiony, zrobia mu profilek na literackie.pl i będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

    ale z wierszami Grzesia to jest tak, że z nimi nie ma nic. żadnego flajszu ideowego, wybranej drogi – nic. pustka.
    Wiersze jakie Grzesiu pisze prawdopodobnie może skomponować odpowiedni program z dostatecznie dobrą bazą danych i jakimś tam algorytmem.

    Grzesiu zapomina, że za wierszem stoi poeta. Zgodzisz się pewnie ze mną, że w tym sensie Grzesiu poetą nie jest.
    To, że pisze rymowanki? że wkleje je codziennie? mój translator przetłymaczy Iliadę z oryginału na język angielski w 49 sek., alle translator nie będzie nigdy Homerem.

  26. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku uważasz, że treści istotne są limitowane? i że tylko kilku autorów może na nich opierać swoją twórczość, a inni nie są w stanie,? Według mnie raczej nie chcą.
    A przecież cała twórczość porusza się między tym co się artyście wydaje, a tym jak jest. Naiwnością jest niezadawanie pytań na swój temat, ukrywanie się za fasadami i w grupie koleżeńskiej. Wydany tomik nie jest biletem wstępu, nie powoduje automatycznie nazwania kogoś poetą.
    Poezja dla mnie jest najintymniejszym głosem świata i takich wierszy szukam.

  27. Marek Trojanowski:

    uważam, że treści istotne w kulturze wolnej od ograniczen systemowych nie tyle są dobrem rzadkim, ale przede wszystkim postrzegane sa jako patetyczne.

    o czym możesz napisać zyjąc w społeczeństwie demokratycznym?
    – o tym, by pomagac biednym?
    – by walczyć z głodem?
    – by walczyć z chorobami?
    a może o tym:
    – jaka to fajna jest ta wolność!
    – miło tak żyć bez pałki nad głową.

    pisanie o takich rzeczach zawsze będzie uchodziło za rodzaj niewyrażalnej mułowatoosci wieszczowsko-natchnieniowskiej. Dlatego żeby się na taki zarzut nie narazić poeci będą pisali o TIR-ach, rybkach, słoneczkach i drzewkach.
    Takie pisanie jest bezpieczne i gwarantyuje ciągłość bycia poetą w świecie 1000 poetów.

  28. Marek Trojanowski:

    iza, ty w swych poszukiwaniach jestes idealistką, a ja w ocenie jestem realistą.

  29. przemek łośko:

    Marku, kiedy Enzensberger w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku postulował swoją stałą był pesymistą (pamiętasz z pewnością na czym polega różnica pomiędzy pesymistą i optymistą? pesymista twierdzi: gorzej już być nie może, optymista zaś odpowiada: może, może).

    pięć lat temu, kiedy po ponad dziesięciu latach przerwy wróciłem do młodzieńczego zwyczaju skrobania wierszyków. zarejestrowałem się na poetry.com – jako sześciomilionowycośtam wierszokleta. dało mi to wiele pokory ;)

    groźniejsze od grafomańskich tomików wydaje mi się kulturowe zakłamanie, polagające na tym, że całe społeczeństwo hołubi np. takiego skurwysyna o letnim talencie jak Miłosz (kapitalnie scharakteryzowanego przez Mackiewicza, Piaseckiego), a zapomina o Łobodowskim, Szymanowiczu, wielu innych.

    to właśnie ta hipokryzja jest motorem tandety intelektualnej, której symbolem są przeciętni pieczeniarze – zarazem, o zgrozo – nobliści w rodzaju Szymborskiej i Miłosza. to właśnie takie przyzwolenie społeczne lub dosadniej: współdzielona tępota zmysłu wyodrębniania etyki spod cienia estetyki, poparta anal-namaszczeniem, oral-dziedziczeniem, ale przede wszystkim brak jakiegokolwiek osobistego pionu etycznego, każe pchać się szumowinie, nie wierzę, że nieświadomej marności swego talentu, na wyprzódki po laury. słuszną zatem nagrodą pieczeniarzy za zdolności i osobistą postawę jest „laur kolesiowski” – jedyny, na który rzetelnie mierność mogła zapracować.

    cumulus posamkres, więc wino bracie, wino

  30. przemek łośko:

    Marku,

    do Grześka wracając: nie podpowiadaj wyboru. Teraz na tym polega jego najosobistszy test: dokonać prawego wyboru. Nie wolno go poprowadzić za rękę, niech sam wybierze i płaci cenę.

  31. Marek Trojanowski:

    przemek, ale przyznaj, że dzięki nowym technologiom jest jakaś szansa.

    dzisiaj jako czytelnik nie jestes skazany tylko na laureatów w gazetkach, pisemkach, broszurkach, tomiczkach itp. – dziś możesz przeczytać wszystko i wszystkich (pod warunkiem, że piszą i publikują).

    ta strona kosztuje mnie: 120 zł za domenę + ok. 100 zł hosting / rok. moje zabijanie czasu ma swoją cenę.

    ewa ma swoją stronę.

    ty masz

    ale już taki dehnel nie ma, bo wie jak skończył karierę netową Wiśniewski Radek (też wieszcz, też poeta)

    otóż nowe media dają mozliwość nowym głosom (chociaż trzeba jakies koszty ponieść) i to jest wartość oraz szansa, której nie było wczesniej i która szybko się nie powtórzy. i najwazniejsze jest to, że tym razem czytrelnicy a nie redaktorzy wydawnict weryfikują autorów. Uważam, że to sytuacja niemalże idealna.

  32. Marek Trojanowski:

    przemek, ja Grzesia oceniam. Uważam, że Grzesiu juz wybrał. To, że opowiada:

    „proszę, błagam was, nie kłóćcie się! na boga! proszę was, zaklinam! jestesmy bracmi, poetami! jesteśmy ludźmi!!”

    to doprawdy ciekawe. Taki mały Ghandi.

    Na kolejnym „Porcie we Wrocławiu” Grzesiu jako wyłowiony walni spicz:

    „Koleżnaki, Koledzy po piórze,
    cieszę się, że jestem z wami tu i teraz. udało się. …. (tu będzie standardowe bla, bla, bla – czyli o czym on jako poeta mówi, a o czym milczy, a o czym chciałby powiedziec, ale jeszcze nie wybrał odpowiedniej formy)

    na zakończenie chciałbym podziękować:

    Przemkowi Łośko – za to, że pierwszy dosttrzegł we mnie talnet.
    Jackowi Dehnelowi – za to, że był dla mnie jak tata.
    Justynie Radczyńskiej – że zaprosiła mnie na portal literackie.pl. A propos, odwiedzajcie mnie na mojej stronie: http://www.literackie.pl/id?=author/Krwawy_grzes/

    naprawdę wam wszystkim serdecznie dziękuję!”

    Później grzesiu pomacha w kierunku widowni ale tak, by go kamera ujęła.

    A ty będziesz to widział w TVP Kultura. Bedziesz widział jak on macha, jak się cieszy do kamery. Będę to oglądał i ja i moja Jenette. Ona mnie zapyta:

    – kto to?
    – a taki jeden – odpowiem, nie chcąc bawić się w tłumaczenia.
    – a dlaczego wymienia w jednym szeregu przemka, Dehnela i Radczyńską?
    – ehhh, chodźmy lepiej. gasmy telewizor. Dzisiaj zerżnę cię w pupcię kochanie.

  33. przemek łośko:

    tą jedną propozycją: „przyznaj, że”, obudziłeś wiele wątpliwości.
    przyglądam się im na poły pijany, na poły jak dziecko. mój osobisty smark najpierw myśli, że papier jest trwalszy od prądu, potem pyta: „ale co to znaczy: 'trwalszy’? czy my tu budujemy jakieś monumentum?” wyrasta wnet ze spodenek, a ja dziwię się tak postawionemu pytaniu, bo stawia je nieproporcjonalny gimnazjalista.

    ale potem wracam do skóry dzieciaka, a on wskazuje kapsel i mówi: zasada gry w klipę jest prosta, ale jeszcze prostsza jest zasada dołka – kapsel doń wpada albo nie. „ta gra nazywa się virtus”, ciągnie, „dołka nie będzie za tydzień, przyjdzie deszcz, rozgrzebie go bezpański ratler, dziewczyny pogrzebią w nim chrząszcza i przykryją szkiełkiem”. i widzę, że cieszy go emocja rzutu, i że idzie wieczór, w którym ginie głos mamy z balkonu wołający na kolację, bo liczą się w pół otwarte usta w czasie rzutu i sam rzut, i że w gronie kolegów „to wszystko” jest niezakłócone.

  34. Marek Trojanowski:

    przemek, a mi sie marzą wielkie budowle, piramidy, nieba i piekła. marzą mi się góry zaszlachtowanych świń, wszystkie wstepnie oparzone, ogolone ze szczeciny i z wydłubanymi oczami.

    ani homer ani platon nie przetrwaliby na papierze. czy ty wiesz, że homera recytoowano z pamięci? czujesz? iliada wykuta na pamieć?!

    rozumiesz, babrać się w makroskalach, nie zważać ani na milimetry, ani na centymetry czy metry. podstawową jednostką byłaby: tona odcięty łbów.

  35. Ewa Bieńczycka:

    Ja do matury musiałam wciągać tak nieprawdopodobnych polskich literatów, że Przemku sprzeciw Szymborskiej i Miłoszowi jest zupełnie nieuzasadniony, jeśli chodzi o jakość. Zło nie polega na zwalczaniu, jak zrobił to Pułka, Szymborskiej. Dzisiaj windowani poeci nie mają nic wspólnego z tamtą formacją umysłową i artystyczną i tym wylewaniem dziecka z kąpielą się niczego nie osiągnie. To nie oni przesłaniają, niedopuszczaną do głosu, nie oni obciążają następne pokolenia. Mieliśmy taką, a nie inną historię i paszkwil Piaseckiego na Miłosza jest bardziej w kategoriach artystycznych, a nie etycznych, ponieważ Piaseckiego moralności przecież też nie da się obronić. Bohater „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy” ograbia i zabiera pieniądze krzywdząc ludzi. Ten Janosik nie jest niewinny.

    Ale nie chcę się kłócić, piszę odnośnie postu Marka o ilości czynnych poetów:
    Znalazłam w necie sprzed czterech lat: Katarzyna Janowska w „Polityce”:

    „(…)Karol Maliszewski w cyklu artykułów poświęconych młodej poezji ironicznie pisał, że liczba tomików młodych poetów przypadająca na jednego Polaka powinna być umieszczona w Księdze rekordów Guinnessa. Kiedyś poproszono go o podanie liczby osób rymujących w Polsce. Maliszewski podsumował to, co czyta, co widzi w Internecie, co nadchodzi do niego z różnych stron. Wziął pod uwagę teksty nadsyłane na konkursy, w których jest jurorem, dziesiątki znanych mu prowincjonalnych klubów poetyckich. Dodał dzieci i młodzież garnące się do rymowania i udziału w warsztatach poetyckich. Z tego wszystkiego wyszło mu, że w Polsce ok. 2 mln ludzi bawi się słowami. (…)”

  36. przemek łośko:

    Percy Bysse Shelley – nudząc się na wygrzanym tarasie w Pelekas, czytałem jego wiersze i biografię. Nie sposób uniknąć porównań z życiorysem Byron’a, Keats’a, Puszkina. I z przedstawicielami odmiennej szkoły życia: Ruskinem, Wordsworthem, Emersonem.

    Życie trzeba także wybrać: czy chcesz jak Byron umykać przed rozszalałymi rogaczami wpław, w szlamie weneckich kanałów, ale popychając nosem aksamitną poduszkę ze świecą na czarnej fali, czy zdołasz jak Puszkin pojedynkować się pogryzając czereśnie z obszernego ronda, czy walczyć ze sztormem z Pizy do Lerici. Do tego nie potrzeba wielu słów, choć mogą towarzyszyć.
    Tylko jednego aktu trzeba: wyboru. Reszta jest następstwem.

  37. Ewa Bieńczycka:

    Całe życie chciałam pojechać do Grecji. Chciałam, począwszy od pierwszej szkolnej lekcji z historii sztuki pojechać do Grecji, gdzie morze jest najpiękniejsze na świecie. I nigdy tam nie byłam i nie będę. Ot, wybór…

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?