Agnieszka Mirahina, wszystkie radiostacje związku radzieckiego. Jak zarobić na dotacjach

13 sierpnia, 2009 by

.

Jedni zbierają znaczki. Inni monety a Artur Burszta szef wrocławskiego Biura Literackiego łowi. Na internetowej stronie wydawnictwa pan Artur jednym kliknięciem myszki w panelu administracyjnym włącza opcję – formularz kontaktowy: połów leszczy i cierpliwie czeka. Co jakiś czas zagaja sekretarkę:
– Pani Mariolo, przyszło coś dzisiaj?
Mariola przekładając nóżkę na nóżkę odkłada kanapkę, odstawia kubek kawy i dusząc się przeżuwanym śniadaniem łamaną polszczyzną odpowiada:
– Jawohl mein fuehrer!

Artur, przywykły do tego rodzaju aberracji o podłożu psychicznym swoich podwładnych w milczeniu zgarnia stosik wydruków. Ryza mierzy jakieś pół metra wysokości. Artur jest zadowolony. To znak, że ludzie się interesują, że chcą wydawać. Tyle, że wydawnictwo jak każde wydawnictwo, które nie wydaje kalendarzy ani kryminałów Kajewskiego, kolejnych odcinków przygód Harrego Pottera czy wspomnień o Karolku, który został papieżem utrzymuje się z dotacji. A z dotacji należy się rozliczać. I to jest problem.

Jeden telefon do księgowej. Drugi telefon. Trzeci telefon był do Dutkiewicza.

– Rafciu, potrzebuję więcej szmalu
– Nie mam.
– Rafał, ile się znamy? No powiedz, ile lat?
– Miałem za duzo wydatków w tym roku. Nic nie poradzę.
– Rafał…
– Ale naprawdę nie mam..
– Rafał….
– Powaga!
– Rafał!
– Serio..
– Rafał, do kurwy nędzy!
– Dobra. Coś tam znajdę. Ale maks 20 stron. Ani jednej więcej.
– Okej.
– 20 stron włącznie z okładką. Pamiętaj. Żeby nie było pretensji.
– Okej.
– To cześć!
– Cześć.

W ten oto sposób światło dzienne ujrzał zbiór wierszy Agnieszki Mirahiny, pt. Wszystkie radiostacje związku radzieckiego.

Debiut Mirahiny to 12 wierszyków wybranych przez wieszcza Sosnowskiego (tego od leu, leu, leu, kon, fa, celu).

Poetka reaktywuje socjalistyczny etos pieców martenowskich odwołując się do toposu wytapianej surówki w hucie im. Lenina. Pisze:

żelazo puściło i mogę otworzyć oczy, mam gorączkę, czuję żelazo, teraz
już stopione, nie śpij proszę
,

[żelazo]

Ale motyw przodowniczki pracy, która zakochała się w zmianowym nie jest tak ciekawy jak stosunki związek radziecki świat, świat związek radziecki. Agnieszka Mirahina jako poetka jest wrażliwa nie tylko na jednostkowy ból, ale odczuwa i empatycznie jednoczy się z cierpieniem całych narodów. Pisze:

mówi moskwa pracują wszystkie radiostacje związku radzieckiego mówi
moskwa
na początku było słowo które zorganizowało armie dywizje pułki
nazwało odsunęło robaki ponurą piechotę tej ziemi

[wszystkie radiostacje związku radzieckiego]

Ale co tam stalinizm. Agnieszka Mirahina rozprawi się z każdym systemem totalitarnym. Pod poetycki topór bierze nazizm. Nie pozostawi na nim suchej nitki, ani skry życia jak skończy.
Oto skutki przeprowadzonej przy użyciu siekiery operacji Agnieszki Mirahiny na wiecznie żywej tkance narodowosocjalistycznej:

otatni zjazd NSDAP w norymberdze miał miejsce wczoraj w iluzjonie i powtórzonezostały wszystkie figury geometryczne z 1934 roku. w kinie byłajuż noc a niemcy ciągle maszerowali, niemcy maszerowali przede mną, wemnie, za mną. była już noc i na mównicę wschodziły kolejne gwiazdy – hess, goebbels, hitler. urzeczony tymi gwiazdami, jakiś facet z widowni zaczął
krzyczeć po niemiecku ty szwajne!

[norymberga]

Właściwie teraz powinna być kropka. Bo poławiane przez Biuro Literackie kolejne tomiczki, to przeważnie niewypały. Wydaje się, że jedynym instynktem, jakim kieruje się Artur Burszta jest instynkt wydawcy, który potrafi funkcjonować na rynku ekonomicznym. Wydanie dzieł Agnieszki Mirahiny to przykład pięknej utopii, w której utopiono czas, pieniądze i papier. Ale dwanaście wierszy na siedemnastu stronach to i tak zysk. Przecież dotacja obejmowała wydanie 20. stron. Zaoszczędzono całe półtora kartki papieru, co w przeliczeniu na drzewo daje wymierną korzyść. Nie chodzi tu o ekologię ale o pracę pilarza, który spala ileś tam litrów paliwa, by ściąć sosnę itp.

Z drugiej strony nie dziwię się, że wybierający Andrzej Sosnowski wybrał wybrankę Agnieszkę Mirahinę. Sosnowski należy do pokolenia, które podsłuchiwało pokątnie newsy z Wolnej Europy. Łatwo można sobie wyobrazić jakie to reminiscencje, jakie to uczucia wywołała w nim lektura wersów:

ostatni zjazd NSDAP w norymberdze miał miejsce wczoraj

albo:

przeciwko tobie pracują wszystkie radiostacje związku radzieckiego

Aż chciałoby się w tym momencie chwycić za telefon i zadzwonić do Giedroycia. Poskarżyć się na reżim, na niesprawiedliwych pierwszych sekretarzy, na Iwaszkiewicza i innych działaczy, którzy tłumią autentyczne wolne głosy polskiej poezji!

Kategoria: Bez kategorii | 28 komentarzy »

komentarzy 28

  1. przemek łośko:

    Próbowałem z wielu wiadomości i wycinków sklecić – tak dla siebie – biografię Sergiusza Piaseckiego. I pomyślałem, że spodobałoby Ci się to, co pisał, może nawet na tyle, że pokusiłbyś się o esej nt tego cokolwiek zapomnianego pisarza. Pary masz dość.

    Zauważyłem też, puściwszy się ze złym zamiarem na strony literackiego biura, że p. Agnieszka w rozprawce „Kanapeczka Vrdiša” napisała słowo „wachnięcie”. To spory, zbiorowy wzlot polszczyzny, bo i sam tekst o niczym i taki perłowy kalafior.

  2. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Agnieszka Mirahina to dla mnie poetka zapożyczeń. I za te czytelne odnośniki została wyróżniona. Wynika z tego, że udział w warsztatach literackich (przeczytałam o jej udziale w wywiadzie) jest rodzajem praktyki. Ale czy powielanie to poezja? Czyż poezja nie powinna być czymś innym?
    Wielokrotnie pisałam na tym blogu o tym,
    że dla prawdziwego poety twórczość jest wewnętrznym przymusem zapisania myśli i słów, gdy czuje, że nikt inny ich nie wypowie.

    W tym przypadku nagrodę w Połowach zdobyła kopistka pisząca „militarystycznie” ( okropne słowo).

    Wiersz Felix rozpoczynający tomik, czyli wiersz zapraszający, istotny dla autorki to nic innego niż zabawa słowem : feniks-felix szczęściarz.
    I utwór jest płycizną o dorośnięciu gdy się jeszcze tylko kilka osób wyeliminuje.

    „postawiłem sobie pomnik twardszy od spiżu,
    jak chłopiec, wpatrzony w rewolucję, która jest kobietą
    żadnych złudzeń panowie i twarzą do ściany
    jeszcze kilka egzekucji i będę już zupełnie dorosły”

    Przecież w tych słowach nawet banał się zawstydza. Powielone po stokroć banały alegorii, bez niczego od siebie, bez własnej, osobnej myśli.

    W wierszu „przekleństwo polaroida” autorka opisuje zmagania narratorki z obrazem. Prawdopodbnie marzy się jej zostanie drugim fotografem rynsztoków świata, ale pisze o tym w ten sposób:

    „moje oko oszalało robiło kolejne fotografie fotografii salgado
    fotografie wzdłuż i wszerz fotografie na okrągło
    fotografii przybywało i ciągle zjawiały się nowe
    miałam już całe klisze całe naręcza klisz
    zwijałam je w harmonijki trąbki i upychałam po kątach
    a kiedy tylko udało mi się upchnąć klisze
    zjawiały się gotowe odbitki!
    i na co nie spojrzałam zamieniało się w zdjęcie
    które z nastaniem dnia natychmiast blakło
    i zdjęcia były jak ciche wampiry jak kawał z taką brodą
    sinobrodą”

    okazuje się, że jedyne skojarzenie na jakie stać narratorkę to wampir i kawał z brodą. W tym wersie autorka przyznaje sie, że tak jak kawał z brodą jest przekleństwem opowiadacza, tak i działalność na powielaniach nie jest twórczością. Jednak nie wprowadza własnych słow w czyn.

    Przeraża mnie płytkość odczuć. I nawet jeżeli ten sposób narracji jest celowym protestem przeciwko wybebeszaniu emocji, to u diaska po cholerę są te metafory z piaskownicy dla niegrzecznych dziewczynek przed zaśnięciem?

    Na koniec: taka poezja dodaje kilogramów! Po przeczytaniu dzieła zjadłam: dwa eklery, ciastko francuskie z serem i trzy gałki lodów, a niesmak nadal pozostał. Nie ma przyjemności w czytaniu takiej poezji, nic w niej nie porusza, nie skłania do gdybań.

    Próbuję sobie wytłumaczyć, że to nie ja jestem grupą docelową poezji pani Agnieszki i być może innym osobom wystarczy ślizganie się na zapożyczeniach i stwierdzą, że to fajnie, jak kobieta pisze o takich paskudnych okropieństwach zarezerwowanych dla panów. I nie ma co wymagać aby pisała inaczej.
    Ciekawe czy polskie femistyczne grupy wsparcia reklamują poezję pani Agnieszki. Nie sądzę.
    I tak jak femizm w Polsce jest wydmuszka, tak niestety stwierdzam, że „Wszystkie radiostacje związku radzieckiego” po przeczytaniu powodują co najwyżej tycie. O tych wierszach zapomina się błyskawicznie.

    ps
    apel: młode poetki i poeci nie uczestniczcie w warsztatach literackich, one uczą co najwyżej jak stać się kopistami.
    Z drugiej strony uczą jak zdobyć nagrodę w konkursie Połowy hm.

  3. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Przemku napisz o Sergiuszu Piaseckim, proszę. Kilka miesięcy temu wspominałysmy z Ewą na blogu Marka przy okazji nie pamiętam juz czego, tego autora.
    Książka „Kochanek wielkiej niedźwiedzicy” jest dla mnie ważna. Wędruje ze mną od domu do domu i ma miejsce w szafce nocnej od kiedy pamiętam. ( w szafce nocnej mam skarby)

  4. Marek Trojanowski:

    przemek, na mojej uroczej wiosce mam dostęp do wszystkie za wyjatkiem książek.
    mam świeże powietrze, ładne widoki, ciszę i śpiew ptaków. mam owoce, z których można zrobić dziesiątki litrów osiemdziesięcioprocentowych ddestylatów owocowych, a narkotyki rosną po łąkach. jest tu jedna księgarnia, która by się utrzymać na rynku wprowadziła do swej oferty mydła, proszki pasty do zebów a nawet papierosy. w ksiegarni jest trochę przyborów do pisania, trochę zeszytów a z ksążek to dominują tylko podręczniki szkolne.

    Gdybym ci powiedział ile musze się namęczyć – fizycznie namęczyć – ile się muszę nakombinowac, by przeczytać kolejny tomiczek jakiegoś wieszcza/wieszczki to bys mi nie uwierzył. W Poznaniu masz jeden tysiąc księgarń, masz Kapitałkę, masz Arsenał. Masz potężne biblioteki. Innymi słowy: masz to wszystko, o czym ja tylko mogę marzyć. (WEyobraź sobie przemku, co by było gdybym mieszkał w poznaniu i miał ten cały materiał pod ręką. ha!)

    Mówisz mi o Sergiuszu Piaseckim, a ja włąsnie nakręciłem film o swoim nowym wynazku. O maszynie do łupania drewna. Jak tylko będę miał odrobinę czasu, natychmiast go załaduję na stronę. Zobaczysz mój przedziwny wynalazek wyspawany z kilku kawałków kątowników, z silniekiem trójfazowym.

  5. Marek Trojanowski:

    w tym apelu cos jest izo. weź taką nieszufladową oczytalnię, w której prezes Radczyńska-Misiurewicz i pracownicy umieścili różne tekściki. Zwróć uwagę na komendę: „marsz do oczytalni”, która od czasu doc zasu pojawia sie przy wpisach debiutujących na tamtym portalu osób.

    wydaje się, że tych kilkanascie tekscików tam zamieszczonych funkcjonuje na zasadzie świętych tekstów kanonicznych, które wyznaczają kanony estetyki. słusznej, uznanej, chwalonej, poprawnej estetyki.

    od czasu doc zasu pojawiają się oczywiście głosy, apele o „nowa jakość”, o „przełom”, o „rewolucję” – ale te apele wygłaszają ludzie, którzy nie wyobrażaja sobie istnienia świata poza ustalonym kanonem estetycznym. za swoje usprawiedliwienie mają powtarzane jak mantrę przekleństwo Koheleta i tak to się kręci.

    jeżeli ktos jest poetą, ten nie potrzebuje próbek tekstów sosnowskiego, maliszewskiego, gutorowa i innych gwiazdeczek wydawniczych.
    to gwiazdeczki potrzebują tekstów poety.

  6. leksya IP: 83.23.70.186:

    zabawne :)

  7. leksya IP:83.23.70.186:

    :)

  8. leksya:

    ma Pan bardzo dobry styl. Pozdrawiam :)

  9. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Marku, zdanie marsz do oczytalni to typowa prowincjonalna podpórka. Przed chwilą sprawdziłam nazwiska autorów, na których należy się wzorować na nieszufladzie aby stać się poetką, poetą(?), czy według mnie wyłącznie bezpiecznym kopistą. Tylko kilkanascie polskich nazwisk.
    Poezja ze świata zapewne na nieszufladzie jest zakazana, bo nie ma dla niej miejsca w oczytalni. Są za to kumple adminów portalu. Nie mam innego psychologicznego wytłumaczenia na to zjawisko niz kolesiostwo opisane w Dzienniku przez Adama Wiedemanna.
    Czy narzucanie swojego kanonu innym ma być kołem ratunkowym dla tworzonych wierszy? Ten kanon ma w sobie podtekst manipulacji.
    Nie ma nic gorszego dla mnie niż pisarstwo grupowe i poklepywanie się nawzajem w rodzaju: – o piszesz Sosnowskim, Honetem itd.

    Autentyczny poeta indywidualnie przeżywa obsesyjną mękę niepewności i jednocześnie bywa megalomanem. O tej pozornej przeciwstawności pisał Aleksander Wat. Według niego wystarczy użyć dwóch słów: tak i nie, aby stwierdzić czy autor napisał dzieło mające wartość literacką, czyli niepowtarzalną i w swoim rodzaju nieprześcignioną. Autentyczny twórca musi czuć, że jest największy pomimo codziennego przeżywania zwątpienia. Po co mu więc „oczytalnia”? do ściągania fraz i umieszczania w swoich dziełach?

  10. przemek łośko:

    Może Piasecki, a może Drzeżdżon, a może obu warto przybliżyć. Popijam i głębsze w lustrze widzę bruzdy, choć mrok, za nim muzyka z Bałkanów wesoła jak wyskok dosiężny i szafa z Ikei jej niestraszna ;)

    Możliwe, że jest to czas – myślę o Tu i Teraz – żeby odtworzyć myśl krytyczną naprzekórśrodowiskową. Burzenie było i jest ok, ale czas chyba przejrzeć znane i nieznane, i budować. Środowisko już dowiodło, że buduje intencjonalnie i będąc swoim własnym, niepięknym zakładnikiem.

    Zrobię sobie jeszcze jednego. Pech polega na tym, że się nie upijam, tylko chleję, chleję, nic, śladu, a potem trach – gaśnie światło. Krik pietuszyj nam tolka snitsa, pojebane to wszystko. Siła metafory jest wprost proporcjonalna do siły lęku, który chcemy nią zakryć.

  11. Ewa Bieńczycka:

    > przemek łośko
    Pisałam tutaj o 7 pigułkach Lucyfera i wysłałam Izie i Markowi płytę z czytanym tekstem Sergiusza Piaseckiego przez Zdzisława Wardejna. Ale nie było żadnego komentarza z Ich strony na ten temat.
    Chętnie bym napisała tutaj o Kochanku Wielkiej Niedźwiedzicy, ale jestem na wsi i w odróżnieniu od Marka mam książki, ale nie mam Internetu. Biblioteka gminna, gdzie jest unijny Internet darmowy, jest zamknięta z powodu urlopu bibliotekarki.

    Widzę Marku, że wakacyjnie poszerzasz tematykę blogową tematami odległymi od poezji, więc i ja we wrześniu napiszę o powieści Piaseckiego eksperymentalnie, ciekawe, czy przemek łośko skomentuje na temat.

  12. Marek Trojanowski:

    ewo, mam nadzieję, że odpoczęłaś i ze zdwojoną energią przystapisz do akcji.

    w kwestiach czytania: uważam, że najwięcej książek na świecie w kategorii: do lat 40, przeczytał Jakub Winiarski. Jakub z obowiązku czyta od 9-29 książek dziennie. Ma błyskawiczny metabolizm intelektualny. absorbuje tresci literackie – bez względu na ich jakość – w tempie nieosiągalnym dla ziemskiego czytelnika.
    W tym czasie, który poświęcasz na jedzenie, ścielenie łóżka czy mycie zebów – Jakub Winiarski obmyśla kolejnych 589 recenzji. Połowę wysle do Radka Wisniewskiego który umieszcza średnio 19 recenzji Winiarskiego / 1 numer RED.

    Kilkadziesiąt innych wysyła do Fantastyki, z czego opublikują mu może dwie a trzy to maksimum. Oczywiście jest jeszcze kilkanascie innych pisemek, w których przeczytasz recenzje Jakuba Winiarskiego.

    Polska mając takiego zawodnika w dziedznie czytania książek jak Jakub Winiarski nie powinna sie obawiać konkurencji. W tej dziedzinie olimpijskiej z wielkim recenzentem Winiarskim, który zrecenzuje absolutnie wszystko – od ściągi szkolnej zaczynając a na fakturze papieru ściernego kończąc – Polskiej reprezentacji zagrozic może tylko cywilizacja pozaziemska.

  13. Ewa Bieńczycka:

    > Iza
    Myślę Izo, że najczęściej oczytania służą do dedykacji. Przyznam się że ja, która oprócz dedykowania eksperymentalnie jednego wiersza na moim blogu Joannie Wais nie zadedykowałam jeszcze nic nikomu, więc nieszufladową oczytalnię traktuję racjonalnie, jako zbiór nazwisk poetów, których tomików potem szukam po filiach bibliotek.

    Ale wracając do tekstu Marka, czyli debiutu Agnieszki Mirahiny o którym już tu wcześniej pisałam zniesmaczona jej fascynacją faszystowskim kiczem, warto przy tej okazji, jak piszesz, zastanowić się, kim jest dzisiaj poeta.
    Dla mnie pisanie wiersza jest jedyną możliwością połączenia życia samotniczego ze społecznym. Jedziesz kilkadziesiąt kilometrów na spotkanie by się z kimś spotkać, by nie być samotnym, bo wiadomo, lepiej być samotnym niż przebywać z głupim. Więc jedziesz spotkać się z mądrym i nigdy nie wiesz, czy dobrze robisz, że jedziesz. A tak piszesz sobie wiersz i jest to bezpieczniejsze, ponieważ spotkasz się zawsze bez ryzyka.

  14. Ryszard Kulesza IP 83.22.57.158:

    Mądre słowa, Pani Ewo. Dobrze, że Pani wróciła.

  15. Ewa Bieńczycka:

    >Marek
    Czytanie jako metafora zboczenia.
    Tak, to jest wielki problem nie do rozwiązania: czytać czy nie czytać. Obżerać się książkami, czy nie obżerać. Wielkie żarcie jako wielkie czytanie.

    Wiesz Marku, pornografia czytania nie jest w ilości. Witkacy pisał, że jedynie w jakości przyswajanych toksyn. Że czytanego już nie da się wyrzygać, że jest w człowieku na amen. A Jakub Winiarski popełnia grzech pychy czytelniczej, ponieważ na dodatek czytane przetwarza, żuje i wydala recenzyjnie, spełnia warunek ewangelicznej nieczystości.
    Jezus powiada: Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym” (Mt 15,11) oraz Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym” (Mk7,15).

    Natomiast Twoje czytanie Marku podpada mi pod syndrom prymusa, który nawołuje w klasie do lenistwa, a nocami wkuwa. Ja czytam i nie wiem na ile jestem porażona już i zainfekowana, ponieważ masochistycznie traktuję czytanie jako karę za Twoje Marku grzechy prymusowskich ciągot blogowych.

  16. Marek Trojanowski:

    W związku z brakiem kultury i ogłady czytelniczej, nie potrafię zrewanżować się tobie równie pięknym i mądrym cytatem z pisma świętego. Ale znam kilka przysłów z życia wziętych, które są bardziej ludzkie, uczłowieczone – nie tak odległe od pylistej w dni letnie ziemi, po której z konieczności przyszło mi chodzić od trzydziestu dwóch lat.

    Oto pierwsza mądrość:

    Tylko serek waniliowy da ci wytrysk dwumetrowy” (cyt. za: południowa ściana garażu przy ul. Matejki 18 w Nowej soli. Spray: kolor czerwony, artysta: nieznany)

    Zwróc uwagę ewo na społeczny, obyczajowy ale także na gospodarczy wymiar tego hasła. Prawda o wytryskach bywa różna, ale prosta formuła – recepta na strumień spermy wystrzeliwany pod cisnieniem 10 atmosfer, który wyrywa żuchwę kochanki, ba! odrywa jej głowe i jeszcze dolatuje na odległość 2. metrów, to przyznaj jest osiągnięcie.
    Najwazniejsza jest w tym hasle kryptoreklama, która można porównać jakościowo do ogólnopolskiej kampanii mlecznej. Pamiętasz jak Bogusław Linda w spocie siadał obok chłopczyka, podawał mu mleko i mówił: pij mleko, bedziesz wielki!
    Abstrahując od napięcia erotycznego tej scenerii, wielkość w tym spocie związana była z męskością, która uosabiał Linda.
    Jak widzisz, warto kupować serki waniliowe – na przykład te produkowane prze „Jana” albo – noname produkowane dla Tesco.

    Druga mądrość: „Żadna dziwka nie da tego, co ci dadzą klocki Lego” (źródło, także okolice ulicy Matejki, tyle że kilka garaży dalej. Spray: czarny, artysta nieznany)

    Pamiętasz ewo projekt Libery, który zaprojektował Lego Auschwitz. Tu masz ten sam motyw artystyczny, który funkcjonuje jako krytyka społęczeństwa nowoczesnego. Uderza samotnośc wśród ludzi, niemożnośc komunikacji, w której człowiek jako indywiduum skazany jest na powrót do świata dziecięcego. chciałoby się nawet powiedziec, że idealizacja czasu przeszłego, która jest podstawą semantyczną tego powiedzenia, jest tu manifestem – w pełni świadomą racjonalnie wybrana płaszczyzna poszukiwania tożsamości biznesmena, który kilkanascie godzin na dobę pracuje w korporacji nie mając czasu na przyjemność, na rodzinę, w ogóle – na życie. Stad taka radykalna ucieczka w kraine LEGO i czerpanie przyjemności z zabawy w indian.

    co do prymusa, który wkuwa. ewo, musze zdradzić tobie wielką tajemnicę: wkuwam, kuje na blachę, do czerwoności, aż wióry lecą i leje się krew – bo kiedy czytam ksiązki, to znaczy, że jestem w kiblu. a u mnie w kiblu dzieją się rzeczy niezwykłe. Misteria, msze, obrzędy. Czasami pojawia się sceneria jednego z bloków w Gusen z 1944. Mówie ci – niebywałe rzeczy.

  17. Ewa Bieńczycka:

    Nie wiem Marku nic o klozetowym życiu literackim i uważam, że nie jest wiarygodne. U nas w domu okupywanie klozetu kojarzyło by się natychmiast z dręczeniem domowników, a nie, jak sugerujesz, szlachetną pracą intelektualną wykuwania nowych idei i szukania rozwiązań dla nadchodzących trudnych czasów nowej cywilizacji.
    Prawdę mówiąc, nie spotkałam w literaturze przykładów pozytywnych okupywania wychodków.
    W opowiadaniu Piotruś Leo Lipski przedstawia los chłopca wynajętego do siedzenia w wychodku w celu zniechęcenia współlokatorów do wspólnego zamieszkania. Klozet jest przedstawiony jako instrument walki, jako narzędzie perfidnie prowadzonej lokatorskiej wojny. I Lipski udawdnia, że niewiele można w takiej sytuacji tam przeczytać:

    (..)W ten sposób rozpoczęły się bardzo dziwne dni w moim życiu. Mój żywot wychodkowy, ograniczony jak w celi. Klozet był mały. Kiedyś pomalowany na zielono. Ze śladami palców na ścianie. Z braku toaletowego. I w ogóle żadnego. Siedzę. Bolą plecy. Wstaję. Przeciągam się. Siadam. Encyklopedia Mayera. Nawet jej nie ruszyłem. Codziennie o 5.30 idę jeszcze senny, nieprzytomny do klozetu. Tu przecieram oczy. Słońce dopieka. Już rano. A w południe muszę się zasłaniać muszlą. Ponieważ nie mogę całego ciała zasłonić, muszę to robić na raty. I tak albo tyłek się opala, albo nogi, albo piersi i profil, albo plecy. Nauczyłem się wielu akrobatycznych pozycji. Nauczyłem się, jak wąż, zwijać u podnóża sedesu. Poczyniłem też wiele obserwacji.
    Klozet był marki Niagara a sedes marki Lux. Ex oriente lux.(…)

  18. Marek Trojanowski:

    ewo, i znowu daje o sobie znać brak kultury czytelniczej. z przyjemnością poszukałbym jakiegoś równie zabawnego przykładu klozetowego, który mógłby wytrzymać przynajmniej jedna turę pojedynku estetycznego z przytoczonym przez ciebie przykładem. niestety – dokąd sięgam pamięcią: zarówno trzy minuty wstecz jak i 10 lat temu – wszędzie widzę to samo: piękną, doskonale czarną pustkę.

    Z drugiej jednak strony jakaś część mojej natury wyrywa się. Dopomina swego. Bym odpisał. Zatem odpisuje:

    „Kibel Ferdynanda Kiepskiego” – to miejsce urosło do rangi mistycznego sanktuarium natury ludzkiej, w szczególności tego, co określa się jej prawdziwym obliczem. to własnie w tym publicznym klozecie – jesli wierzyć scenarzystom i rezyserowi, oraz jeżeli Andrzej Grabowski odgrywa swoją rolę z takim samym kunsztem, jakiego dowiódł w brawurowej roli Goebbelsa w serialu Pitbull – ujawnia się cała prawda o człowieku. sedes okazuje się być zwierciadłem prawdy, a zaryglowane od środka drzwi oraz kolejka domowników, którzy ściskajac pośladki i przestępując z nózki na nóżkę niecierpliwie czeka na swoją kolej, są metafora porządku ziemskiego i boskiego oraz odwiecznego prawa:

    wszędzie trzeba swoje odstać

    To powinno załatwić sprawę z klozetem definitywnie.

  19. przemek łośko:

    Ciężko znieść wieczór bez pieśni, przeto słuchając Call to a Prayer, Baaba Maal, zarazem drapiąc się po spoconym grzbiecie daję odpór pokusie – uchlałbym się znów, najchętniej. Ale od czegóż jest silna wola i kolejne porażki pychy?

    Więc dobrze, skomentuję o Piaseckim, ale domagam się krzty o Drzeżdżonie. Ot tak przypiętego kotylionu, bez powodu, wesela. Boże,jak mnie wkurwiają te porykujące młode żulodrechy za oknem – mógłbym zostać seryjnym mordercą, pociętych dresiarzy rozsyłałbym po gminnych ZUSach w małych, tekturowych pudełkach, bieluśkich z drobną, karminową poziomką on top.

  20. Marek Trojanowski:

    przemek, pod oknem masz zycie. to jest nieodłączny element istnienia. własciwie nalezałoby powiedziec: dominujacy element życia.

  21. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Przemku, przed chwilą pomyslałam o Michale Choromańskim. Czy jego pisarstwo zarosło pokrzywami i został zapomniany?
    Czytałam Jana Drzeżdżona najpierw z obowiązku, potem z ciekawości. Wszystko co jest zakurzone, przyciąga mnie w magiczny sposób.
    Lubię uzywać słowa magia na obcowanie z literaturą.
    W przypadku Drzeżdżona od razu mam ochotę napisać także o matematyku i informatyku Jarosławie.

  22. przemek łośko:

    Nie znam Choromańskiego biografii, ani niczego co napisał, poza aforyzmami, które właśnie przeczytałem. Ten z uchem muzykalnym jest zacny.

    Masz na myśli Jarosława z gdyńskiego liceum jezuitów?

    Chętnie poczytam, coś co nie grzeszy rzetelnością gorszą niż dzieła Jaśka Marxa, a mniej będzie wprost afektowane.

  23. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    Ewo, okazuje się, że zawieruszył mi się załącznik z nagraniem. Nie kojarzę, wyślij mi proszę jeszcze raz.

    Wychodek kojarzy sie historycznie z pozytywnym określeniem ” ciepła posadka”
    Uwaga błyszczę w tym momencie wiedzą historyczną: W latrynach rzymskich najlepsze miejsca były na początku. Im dalej tym brudniej, paskudniej. Dlatego wykorzystywano własnych niewolników do zajmowania właściwego miejsca. Niewolnik nie zmęczył się siedzeniem od rana do wieczora, jedynie nawdychał się smrodu. Wstawał, kiedy przychodził jego pan i korzystał, a potem znowu siadał i tak czas mijał. Stąd powiedzenie ciepła posadka. Wszystko zaczyna się więc od wychodka.

  24. przemek łośko:

    Marku, to się zgadza, ale chamstwo finezyjne bardziej mi estetycznie odpowiada od chamstwa nieuświadomionego ;)

    Dam ci przykład. Wracając lat temu dwadzieścia z rezerwistami z Wawy Wschodniej bodaj do Miechowa, przypatrywałem się ich guru, bystremu kurduplowi z energią tchórzofretki. Pyskujących gasił jakby mimochodem, jednemu sypnął: „pocałuj mnie w samo epicentrum chuja”; drugiemu, na bezmyślnie zadane „dokąd te pociąg jadzi” wsadził palec w nos i wrzasnął: „od jadzi to się odpierdol!”

    Ale tu nic takiego nie ma, pod balkonem. Szary chuj na popielnego chuja jest wstawiany, beczą owce, dają się palcować w bramie. Ląd bezpomysłu, bezfinezji, pulpaland. I te powtarzające się porykiwania „moja jedyna miłość to kolejoooooooorz!” – no rzygać się chce.

  25. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    u Jezuitów też? wynika z tego, że informatyka nie jest w cenie i trzeba pracować i tu i tu i tu hm.
    Od razu przeskok: jeżeli Jarosław pracuje u Jezuitów musiał poznać moją przyjaciółkę od pierwszej klasy, matematyczkę. Ależ ten świat się zacieśnia.
    ps
    może pan Jarosław stawiał pały Jackowi Dehnelowi w V liceum, kto wie? I tak tworzy się legenda na podstawie jednostkowej plotki Izabelli z sąsiedztwa.

  26. Izabella z Jeleńskich Kowalska:

    „Życzliwie przemilczany. O Michale Choromańskim.” z 1997 roku film dokumentalny.
    Teraz oglądam pierwszy raz w internecie.

  27. Ewa Bieńczycka:

    >przemek łośko
    ok, to ja we wrześniu wkleję tutaj tekst z czytania Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy. Muszę wykorzystać to, że pojawia się na blogu ktoś, kto przeczytał, skoro Marek I Iza odmawiają.

  28. Wanda Szczypiorska:

    Nawiązując do początku dyskusji:
    Osobiście najwięcej czerpię wszelakich nauk czytając teksty nie tyle grafomańskie, co kalekie, nieudane, napisane bezkrytycznie.
    Dobra szkoła.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?