5. listek

25 marca, 2010 by

.

Justyna,

czytałem dzisiaj o twojej tanatofundacji. chcę ci napisać o zdjęciach, o twoim poszukiwaniu fotgorafików :

w 87′ umarły moje 2 babcie. i jak to z babciami bywa – jedną bardzo kochałem, drugiej nie kochałem (chociaż na pogrzebie tej, której nie kochałem płakałem)

doskonale pamiętam trumnę, która na wsi musiała stać trzy dni w domu zmarłej. zgodnie z obrzędem do domu mógł wówczas wejść każdy i się pomodlić przy trumnie. nazywało się to pożegnaniem.

cały czas się modlono. dziesiątka różańca, za dziesiątką. tajemnica za tajemnicą. a kiedy się skończyły tajemnice, zaczynało się wszystko od początku. dzieci także musiały się modlić.

kolana piekły od godzinnego klęczenia – bo różaniec odmawiano na klęczkach. tylko jeden z wujków, kaleka, stał. reszta klęczała.

z perspektywy dziesięciolatka była to męka.

było jeszcze coś nieznośnego w pogrzebie: zapach świeżych ciętych kwiatów, gałązek jodły zmieszany z zapachem świec i trupa.

wszystko było tym zapachem przesiąknięte. firany, grube brązowe zasłony, nasze ubrania. pamiętam, że skóra na twarzy i włosy mamy także pachniały śmiercią.

na trzeci dzień przychodził ksiądz. robiło się duże zamieszanie. tłok przy trumnie. ksiądz coś mówił, kropił wodą święconą, asystujący mu organista i ministranci śpiewali. Pamiętam metaliczny głos krępego organisty i powtarzający się fragment:

anielski orszak niech twą duszę przyjmie,
uniesie z ziemi ku wyżynom nieba,
a pieśń zbawionych niech ją zaprowadzi,
aż przed oblicze boga najwyższego.

zanim trumnę przykryto wiekiem poproszono najpierw rodzinę do zdjęcia. my się nie ustawiliśmy. później zrobiono zdjęcie wszystkich – jedno wielkie grupowe zdjęcie.

pan fotograf sam wyglądał jak nieboszczyk. piekielnie chudy, o piekielnej, kościstej twarzy. ubrany w czarny, wyświechtany garnitur i mocno znoszone buty przechadzał się niezauważenie między ludźmi i robił zdjęcia. pamiętam charakterystyczny dźwięk ładującej się lampy błyskowej. pisk, który następował po każdym błyśnięciu. pamiętam także, że bardzo mi się spodobał jego aparat. był duży, z regulowanym obiektywem. musisz wiedzieć, że jedyny aparat jaki widziałem wcześniej to radziecka smiena, którą miał ojciec.

dwa zdarzenia wyjątkowo utkwiły mi w pamięci jeżeli chodzi o zamykanie trumny.
na pierwszą babcię rzuciła się jedna z jej najstarszych córek – moja ciotka. mama opowiadała, że bardzo niedobra była. kiedyś babcia poszła do niej pożyczyć pieniądze (w domu mamy nigdy się nie przelewało). na jedzenie. ta jej powiedziała:

– a z czego ty mi mamo oddasz?

i nie pożyczyła. odesłała ją do domu z kilkoma kilogramami ziemniaków, które nasypała jej do fartucha, żeby nie wracała z niczym, by miała co ugotować na obiad sobie i dzieciom. Babcia zawsze chodziła w swoim fartuchu.

i ta właśnie ciotka rzuciła się na nieżywą babcię i szlochając krzyczała:

– mamusiu, mamusiu, mamusiu

a babcia milczała. leżała ze złożonymi dłońmi na piersiach. miała nowe, czarne buty. ubrana w nowe czarne ubranie. nie miała swojego fartucha, z dużą kieszenią z przodu, w której zawsze miała dla nas cukierki. nie pachniała już sianem i mlekiem. śmierdziała jak wszyscy w pokoju: palonymi świecami, zielonymi gałązkami jodły z wieńców.

drugie trumienne zdarzanie było mniej teatralne. przed zamknięciem wieka trumny drugiej babci jeden z jej synów podszedł do swojej matki. wyjął z jej dłoni niemiecką książeczkę do nabożeństwa (moja babcia była autochtonką), z trudem odplótł różaniec. widziałem jak się męczył z zesztywniałymi dłońmi. na końcu usłyszałem – i jestem pewien, że nie tylko ja usłyszałem – dźwięk wyłamywanych stawów.

często słyszałem chrzęst wyłamywanych stawów przy sprawianiu kur czy kaczek, którym po zabiciu, oskubaniu i wypatroszeniu odcinało się nóżki. na wsi robi się to tak, że nacinało się dookoła stawy skórę i wyłamywano staw, podcinając ścięgna.

nasłuchałem się tego wystarczająco wiele razy jako dziesięciolatek, by zrozumieć, że właśnie teraz wujek wyłamuje palce swojej nieżywej matce na chwilę przed zamknięciem wieka trumny. okazało się, że chciał jej ściągnąć obrączkę, której nigdy nie ściągała z palca. nigdy. ta obrączka po prostu jej przyrosła.

kilka sekund szarpania się z palcem to wystarczająco dużo czasu, by się zawstydzić. chociaż nie wiem czy wujek się zawstydził, czy może zobaczył, że mój ojciec wyszedł a najstarszy brat z dziadkiem patrzyli na to ze łzami w oczach. jestem pewien, że udawali, że nie widzą. musieli udawać – wujek, który próbował zabrać babci obrączkę był pupilem swojej matki. to był jej ukochany syn, a jego dzieci były jej ukochanymi wnuczkami.

i tutaj też był ten sam ksiądz, ten sam organista i ta sama piosenka:

anielski orszak niech twą duszę przyjmie
uniesie z ziemi ku wyżynom nieba

był też ten sam piekielnie chudy fotograf. chociaż na pogrzebie drugiej babci wydawał mi się trochę wyższy i bardziej piekielny niż za pierwszym razem.

spotkałem go rok później. zapisałem się na kółko fotograficzne w GOK. było za darmo, a zimą na wsi nie bardzo jest co robić. chciałem się nauczyć robić zdjęcia. zobaczyłem ogłoszenie na słupie o kursie fotograficznym, to przyszedłem się zapisać.

pukam, wchodzę. kamienieję. piekielny fotograf, piekielnym chropowatym głosem pyta się, czy przyszedłem się zapisać. odpowiadam, że nie, że szukam kolegi. na ścianach zdjęcia z pogrzebów. na stole też.

koledzy, na kursie robili odbitki z plakatu o Rambo. Całkiem nieźle na tym wyszli, handlując tymi zdjęciami w szkole.

fotograf zmarł kilka lat temu. rak krtani.

nie mam ani jednego zdjęcia z pogrzebu. moje wspomnienia tych zdarzeń przekraczają możliwości wszystkich aranżacji i filtrów programów do obróbki zdjęć. do końca życia będę słyszał zawodzenie:

– mamusiu, mamusiu

do końca życia będę widział wujka, który łamie palec swojej mamie. będę słyszał chrzęst wyłamywanych stawów.

ze śmiercią nie ma żartów. bezwzględnie obchodzi się z żywymi. piętnuje ich na całe życie szczególnymi rodzajami wspomnień.

justyna obchodź się ostrożnie ze śmiercią. tu nie ma miejsca na pomyłki.

pozdr
mt

Kategoria: Bez kategorii | 1 Komentarz »

Komentarze 1

  1. Justyna Bargielska:

    Cześć, Marek,

    ostatni tydzień przyprawił mnie o przesyt rozmowami z ludźmi, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej, więc żeby znowu się w nich rozsmakować, pomyję teraz okna.
    Wesołych świąt!

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?