Czekałam na ukończenie czytania ostatniego tomiku Brzoski, który według ewangelicznego Judasza próbuje zorientować się, co się dzieje w życiu wykreowanego w wierszach podmiotu lirycznego, gdy nagle w środku nocy wyemitowano w TV Czeka na nas świat Robert Krzempka, film niedawno na Śląsku nakręcony (w całości dostępny na portalu YouTube).
Tomik Brzoski, jak i film, jest próbą sformułowania niemożliwego, toteż ze wszech miar poronioną i nieudaną.
Ale mimo wszystko są to próby pozytywne i zasługujące na pochwałę.
Jak poeta, tak i reżyser w reakcji na gąszcz śląskich komunikatów społecznych ubiera swojego bohatera w pozę rannego lisa. Prześmiewcze to i miejscami komiczne.
Niestety do tego rodzaju satyry potrzebne jest wyższe piętro spojrzenia na, co kondygnacja osiedlowego bloku jest niewystarczająca.
Gdy ukończyłam czytać tomik Wojciecha Brzoski natrętnie przyjmującego formę starotestamentowej modlitwy zastanowiłam się, na ile poeta ruszył poetycko problem Górnego Śląska, jako wspólnotowego domu, a na ile poskarżył się jedynie, że jego bohater nie ma gdzie mieszkać ze świeżo upieczoną małżonką i musi mieszkanie w familoku wynająć. I być może jedynie atrakcją tej poezji jest opis życia młodego człowieka od urodzenia bezradnego i bez szans. Bohater Brzoski – podobnie jak w filmie Krzempka, nieprzygotowany, roszczeniowy- w żądaniach adresowanych do Boga, jest nieskuteczny i śmieszny, jednak tylko częściowo odpowiada za fiasko.
Ta konstrukcja powiastek filozoficznych, począwszy od wolteriańskiego Kandyda, a powtarzająca się poprzez kolejne wieki w u utworach artystów jest tu z powodzeniem zastosowana. Krzempek stawia swojego trzydziestoletniego bohatera w sytuacji, gdy zostaje nagle losowo pozbawiony dotychczasowej stabilizacji egzystencjalnej i wyrzucony na zewnątrz w świat okrutny i nieprzychylny, w którym sobie nie daje rady. Bohater tomiku przez judasza podobnie próbuje coś w swoim życiu zainicjować, podobnie staje bezradny wobec życiowych wyzwań. Tak jakby region, w którym przyszło żyć bohaterom filmowym i poetyckim nie dawał szans.
modlitwa ze zgliszczy dedykowana, fotografikowi Michaelowi Ackermanowi mówi nie tylko o zgliszczach i fiasku związku uczuciowego młodych ludzi, którzy zamieszki we wspólnym domu, ale totalnie o rujnacji otaczającego świata. W tych modlitwach, próbujących ironicznie zawrzeć niemożność i buńczuczną pretensję, mimo wszystko jest jakieś wołanie o coś konkretnego, o skupienie się wyraźnie na czymś, a nie jak u poetów, kolegów Brzoski, rozpaczliwo-histeryczne poszukiwanie jakiejś ciekawostki, by móc napisać wiersz.
W tych wierszy oprócz socjologii samej poezji jest niewiele, ale zawsze coś. Zacytuję tu dla przykładu wiersz:
modlitwa z domu ojca
obcy wydaje się dom ojca, który uległ
przebudowie.
i nie ma w nim dziadków,
którzy przed paru laty przeprowadzili się do domu
pana, na wieki wieków.
i obcy wydaje się ogród, w którym za młodu
zrywałeś owoce z drzewa.
i w którym dziadek po wielekroć grzeszył,
w tajemnicy przed babcią paląc papierosy.
obce wydają się pokoje, strych i piwnica.
i triumfalny łuk w kuchni,
wzniesiony na cześć mamy.
obce wydają się wszelkie wejścia i wyjścia,
dawne zakamarki.
błogosławiony wydaje się dom ojca,
gdzie, w święto zmarłych,
rozmawiasz z nim jak z bratem.
Nie wiem, czy nostalgia za minionym, stereotypowa, pretensjonalna i tak pospolicie obecna na wielu blogach pragnąca swoją obecność jedynie egocentrycznie zaznaczyć w świecie, ale go broń Boże ruszyć.
I taka jest ta cała modlitwa, i taki jest Bóg, który tych modlitw wysłuchuje: marginalny, nieważny i nieistotny. Alienacja mieszkańca Śląska nie jest judaszowa, nie jest sprawcza, jest bezpowrotnie nijaka.
Przesłanie tomiku tak beznadziejne mówi czytelnikowi nie o judaszowym pokoleniu, które zdradziło. Mówi o bezprizorności uzurpatorów podpinających się pod kogoś, co coś zrobił, nieważne, czy źle czy dobrze.
Potrzeba niczajewowskich dreszczy jeszcze nie przeszywa tego tomu. Uśpienie i hibernacja poetów Górnego śląska w permanentnej, głupiej zabawie, jeszcze trwa:
(…)nie przyjął mnie pan o czasie,
albowiem rodzice ociągali się.
siedziałem za dnia na nocniku,(…)
[modlitwa z przekazu]
Ten przysłowiowy palec w nocniku dopiero czeka na odkrycie.