Właśnie wkleiłam pewne króciutkie opowiadanko na Nieszufladzie. Niestety,
nie znalazło ono zrozumienia, a już tym bardziej akceptacji w oczach
tamtejszych włodarzy, którzy mnie, razem z moim dziełem – zbanowali, za
nic sobie mając wartości artystyczno-pouczające mojego dzieła razem ze
mną.
Wklejam to więc tutaj w nadziei na publikację wierząc niezłomnie, że opowiadanko to przyczyni do zmniejszenia ilości przerzutni w deliberacji poezji polskiej.
Króciutkie opowiadanko o Madzi G. z zakończeniem pouczającym.
Panu Szymonowi Jeślikowi poświęcam jeślik, oczywiście, nie macie Państwo nic przeciwko temu.
Nie będę się z byle kim przerzucać słowami – uroczyście sobie ślubowała Madzia G. przejeżdżając kładką przerzuconą przez rzeczkę na obżeżach miasta Poznania. Za kładką jednak wyrastała przed Madzią dość spora górka, niespotykana w żadnej innej okolicy miasta Poznań.
– Pierdolić to – mruknęła zdeterminowana Madzia, jak to miała w zwyczaju w trudnych dla niej chwilach, przerzucając plecak przez ramię – od czego mam przerzutkę.
Rzeczywiście, nowemu rowerowi Madzi można było zarzucić wszystko, przerzucając się zmyślonymi jak i rzeczywistymi zarzutami, ale wara od przerzutki! Ta dumnie błyszczała połyskując oliwą z pierwszego tłoczenia, bojowo szczerząc zęby na idealnie geometrycznym obwodzie swych kół, obiecująco prognozując szczęśliwe przerzucenie na drugą stronę górki do upragnionego Bierezina – miasta jej praprzodków.
– Przerzuć mnie, ach przerzuć w Biereziny, jak przerzucasz wszystkie dziewczyny – wpadło ni z tego ni z przerzuconego Madzi do główki mimo, że przecież słowo „dziewczyna” zupełnie nie oddawało jej wieku.
Nawet niezłe – pomyślała zadowolona z siebie Madzia – wystarczy tylko pozbyć się rymów, poprzerzucać to i owo i będzie git. Kto wie, może nawet w świetlicy Domu Kultury w Bierezinie to zaprezentuję.
Rzeczowość meandrów myślowych przerzuciła Madzię w świat tak dalece poprzerzucanych upojeń, że aż sama tym zaskoczona zaczęła zastanawiać się, czy aby nie dywaguje. Było to słowo zupełnie niedawno przez nią odkryte w procesie poznawania świata, które przerzuciła do skromnych rejestrów swojej pamięci od pewnego pana z TiVi.
Całkowicie pochłonięta rozmyślaniem nawet nie zwróciła uwagi, że jej muskularne nogi – których wyrazistej rzeźby nie powstydziłby się sam Mariusz Pudzianowski – poradziły sobie z górką bez przerzutni.
– Ja pierdole – sapnęła zachwycona tym faktem Madzia spoglądając w lusterko boczne swojej nowiutkiej wyścigówki jak to miała w zwyczaju w chwilach wielkiego zadowolenia.
W tym momencie struchlała.
– Jebana mać! Znowu przerzuty! – wrzasnęła, a jej wściekłość na siebie i wszystkie przerzutnie świata nabrała rozpędu właściwego Vincentowi van Gogh w momencie obcinania sobie ucha. Jej przyjaźnie brzmiące „przerzutnie”, obiekt uwielbienia, stały się w oka mgnieniu „przerzutami” i to z dodatkiem podkreślającego „jebana mać” przyswojonego we wczesnym procesie poznawania świata na podwórku pod trzepakiem.
I rzeczywiście. Na brodzie i policzkach znowu pojawił się trądzik, który z taką determinacją zdołała tydzień temu powyciskać z okolicy sromu i na pośladkach.
Tak oto, Drodzy Czytelnicy, doszliśmy do pouczającego momentu wyprawy Madzi G. do Bierezina w którym jasno potwierdził się fakt, że miłość od nienawiści dzieli tylko krok. Nawet jeśli jest to miłość do przerzutni.
Aneta Krukowska