.
Siostra Faustyna tak długo pisała i pisała, prowadząc swój Dzienniczek, aż w końcu stała się świętą. Nie ma lepszego sposobu na beatyfikację, przynajmniej takiego jeszcze nie wynaleziono na wschód od Odry.
Dzienniczek Faustyny Kowalskiej to tysiąc kilkaset stron drobnego druku. Najczęściej pojawiającymi się w nim pojęciami są w kolejności: Pan; Jezu, Miłosierdzie.
Współczesna technika dysponuje środkami, o których dzielna służebnica pańska, w latach 30., nie śniła w swoich najśmielszych wizjach, a które pozwalają nie tylko skrócić drogę ku świętości i sławie, ale uczynić ją łatwą i przyjemną.
Otóż w Redmond wymyślono edytor tekstu Microsoft WORD, którym obecnie posługuje się 1/3 skomputeryzowanych mieszkańców niebieskiej planety. Edytor tekstu – niby prosty program do pisania posiada przydatną z perspektywy przyszłego świętego/świętej. Mianowicie, po wpisaniu komendy
=rand(200,99)
i naciśnięciu klawisza ENTER, program wygeneruje kilkaset stron tekstu, który być może jakościowo i ilościowo nie dorównuje zawartości Dzienniczka, ale poddany odpowiedniej edycji: znajdź zastąp etc., oraz po dobraniu odpowiednich słów kluczowych, zmieni zdanie:
Pchnąć w tę łódź jeża lub ośm skrzyń fig
w perłę kultury narodu polskiego.
Oczywiście do beatyfikacji literackiej niezbędna jest też modlitwa, prośba o łaskę oraz odpowiednie żiri. Nie chodzi tu tylko o umiejętność zjadania kebabu na ostro, ale o pokrewieństwo duchowe pewną wrażliwość, tego rodzaju namiętność, która pojawia się między młodym klerykiem a dojrzałym biskupem, kiedy ci w najintymniejszym odosobnieniu kontemplują własne jestestwa w oczekiwaniu na zbawienie.
Ów rodzaj metafizycznej komunikacji zdarzył się w Teatrze Małym w mieście Tychy. Miejsce to słynie z cudownych zdarzeń. Od lat w serii po debiucie wydawane są tam najgorsze teksty. Nie ma się czemu dziwić taka jest natura cudu. Wszak największy cudotwórca w historii swoje cuda odprawiał nie nad zdrowymi, normalnymi ale nad kalekami i obłąkanymi. Stąd taki kult kalectwa w miejscu cudów.
Wracając jednak do rzeczy. W 2008 r., na konkurs: Tyska Zima Poetycka po debiucie, swoje teksty wysłała Wioletta Grzegorzewska. I to był cud pierwszy.
To, że obok Piotra Sommera i Jerzego Jarniewicza sam Wojciech Bonowicz (który podobnie jak Agnieszka Kuciak, specjalizuje się w różnych wizjach Pana ostatnio: jako gardła świata) zasiadł w żiri było cudem drugim.
Świętość wymaga trzech cudów. W tym przypadku ostatnim cudem była duchowa dłoń świętej Siostry Faustyny, która poprowadziła pióro laureatki Grzegorzewskiej, kiedy ta pisała swoje konkursowe wiersze.
Metafizyczne linie papilarne Faustyny Kowalskiej odciśnięte są na większości tekstów tomiku Orinoko. Na przykład Wioletta Grzegorzewska pisze:
We mnie wyjałowione pola słoneczników
[przemiany]
Kilkadziesiąt lat wcześniej, jej poprzedniczka, w swoim Dzienniczku zanotowała refleksję na temat życia wewnętrznego o zbliżonej strukturze syntaktycznej:
Wszystko, co we mnie dobrego jest
(s. 1392).
Rozbieżność semantyczna tych fragmentów jest tylko pozorna. Każdy wytrenowany w ramach kanonu wiary katolickiej umysł a takim z pewnością jest umysł św. Jurora dostrzeże tu dobrowolną interioryzację podmiotu, który odwraca się od przedmiotowego ergo: złego – nieprawda-że-ja, i zwraca ku prawdzie in natae.
Święta Faustyna i Nagrodzona Wioletta prezentują także wspólny pogląd w tzw. kwestii anielskiej. W twórczości Grzegorzewskiej motyw bogactwo semantyczne archetypu anioła przedstawione zostało póki co w jednym tekście: Oko waserwagi.
Anioł Stróż będzie funkcjonował jako dziecięce, naiwne wyobrażenie jako postać od błahych spraw:
jako dziecko od pasania krów uciekałem,
modlić się pod kapliczką do Anioła Stróża,
by choć raz pozwolił pojechać do Warszawy,
którą widziałem na obrazie u księdza w Kamyku.
[Oko waserwagi]
Będzie też tym, który ocala, chroni od złego, który:
nie zawiódł do płonącej Warszawy,
co paliła się jak stodoła
Faustyna Kowalska, w związku z pewnymi brakami w wykształceniu, potrzebowała fizycznie więcej miejsca niż polska poetka, na przedstawienie własnego wyobrażenia na temat społecznej, duchowej i kulturowej funkcji Anioła. Na stronie dwudziestej Dzienniczka, poinformowała co zrozumiałe że:
Ujrzałam Anioła Stróża
następnie dodała, że ów anioł:
kazał pójść za sobą
Później zdarzyło się to, co się zwykle w takich sytuacjach zdarza. Czyli:
W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie.
Ale całe szczęście nic się głównej bohaterce nie stało, bo strzegł jej anioł, który:
nie odstępował mnie ani na chwilę
Wykorzystując cudowną ochronę od ognia, główna bohaterka mogła spokojnie wszystko spokojnie poobserwować i nawet porozmawiać z duszami. I pewnie długo pozostałaby w tym miejscu, gdyby nie: Anioł Stróż, który: dał mi znak do wyjścia.
Nieśmiertelny Duch siostry Faustyny unosi się także w tych fragmentach tekstów Grzegorzewskiej, w której będzie opisywała zewnętrzne objawy świętości.
W jednym z tekstów: Ryba u Franciszkanów, Grzegorzewska składając literacki hołd mistrzowi-jurorowi Bonowiczowi nawiąże implicite do jego kategorii boskiego gardła. Napisze:
Przed godzinkami zakonnicy w brązowych habitach
posypują piaskiem gardła drewnianych wychodków
[Ryba u Franciszkanów]
W innym tekście poetka opisze sierpniową pielgrzymkę na Jasną Górę. A opis ten będzie tak ciekawy, że czytać będzie się go chciało w nieskończoność:
Sierpniowa pielgrzymka na Jasną Górę,
kobiety podmywają się w bajorku za drzewami
Ministrant, który niesie na plecach jako pokutę
zielony sztandar Parafii Świętego Antoniego….
[postój]
Tak się bardzo czytać chce, że aż oczu nie można oderwać. Zapiera dech w piersiach. Czytelnik dusi się, kona psychicznie a w przerwach zadaje sobie pytania:
czy wytrwa?
czy dojdzie?
czy mocno krwawią otarcia stóp?
I kiedy czytelnicze rozterki urastają do rangi pęcherza na pielgrzymującej od czterdziestu dni pięcie, wypełnionego różowawą cieczą; kiedy wewnętrzny ból poznania staje się niemożliwy do zniesienia – Wioletta Grzegorzewska wprawnym i precyzyjnym ruchem poetyckiego skalpela przynosi ulgę. W tekście o wymownym tytule: Obraz nadchodzi pisze:
Wszystko lśni, gdy Obraz wchodzi z sanktuarium,
pobrudzone woskiem atłasy opierają się o próg,
[Obraz nadchodzi]
I oto stało się. Ofiara została spełniona. Dopełniło się chciałoby się dodać. Oto poetka jednocząc się z Obrazem przez duże O odnalazła drogę nie tylko do Samego Stwórcy przez duże SS ale pojednała się duchowo ze swoją duchową siostrą Faustyną Kowalską, która na stronie 161., Dzienniczka zapisała taki oto wiersz:
Maryjo, Niepokalana Dziewico,
Czysty krysztale dla serca mojego,
Tyś mocy moja, o silna kotwico,
Tyś tarczą i obroną dla serca słabego.
Maryjo, Tyś czysta i niezrównana,
dziewico i Matko zarazem,
Tyś piękna jak słońce, niczym nie zmazana,
Nic nie pójdzie w porównanie z Twej duszy obrazem
Wioletta Grzegorzewska nie zapisała jeszcze tysiąca stron tekstu. Zapewne ambicja i wewnętrzny upór doskonalony w palących promieniach słońca, w strugach deszczu i nocach spędzanych pod gołym niebem w trakcie corocznych pielgrzymek uchroni ją przed pokusą użycia szatańskiej funkcji WORD: =rand(200,99). Ale gdyby nawet co zrozumiałe zachwiała się i upadła w tej drodze ku świętości, zawsze liczyć może na zbrojne w wiarę, żelazne ramię Wojciecha Bonowicza i jeżeli taka potrzeba: na wspólną mszę w przytulnym kościółku.
22 czerwca, 2009 o 21:15
Jestem już po przeczytaniu tomiku Orinoko Violi Greg, którą znałam tylko z nieszuflady. O ile moje odczytanie zgodne jest z czytaniem Marka, napiszę w następnym komentarzu. Na razie polecam wywiad poetki z Jakubem Winiarskim, dostępny w Sieci,na który natknęłam się poszukując materiałów o Robercie Rybickim To tam Wiola Grzegorzewska powiedziała Jakubowi Winiarskiemu Robert Rybicki (bardzo ciekawy poeta).
Tam bardzo wyraźnie autorka opowiada się za pewnymi typami artystycznymi, które akceptuje i uwielbia, innych nie trawi. Jest to, myślę, klucz to twórczości Wioletty Grzegorzewskiej, nie tylko, jak tu pisze Marek, powinowactwo z św. siostrą Marią Faustyną Kowalską, ulubioną świętą Manueli Gretkowskiej:
(…)Teraz jesteśmy kombatanci, wypoczywamy. Skończyłam książkę o mistyce św. Faustyny (nareszcie sensowne opracowanie Dzienniczka, bez tego dewocyjnego poklepywania świętej po krzyżu).(…)[Manuela Gretkowska Polka]
Otóż w wywiadzie tym Wioletta Grzegorzewska obok ulubionych autorów wymienia Loquelę Jakuba Winiarskiego.
Natomiast w niełaskę autorki popadł Stanisław Ignacy Witkiewicz: Witkacy jest śmiertelnie nudny i poplątany. powie poetka.
Oczywiście de gustibus jest wolnością każdego twórcy. Ale przed zapoznaniem się z Orinoko gorąco polecam ten wywiad.
22 czerwca, 2009 o 21:51
inny krytyk literacki, Karol Maliszewski w Tyskim Magazynie Kulturalnym” pisze:
Tutaj nie zostawia się czytelnika tylko mądrzejszym, bowiem wychodzi się z założenia, że musi ponadto zostać poruszony. Tacy poeci to prawdziwe błogosławieństwo dla poezji. Nie chcę w tym miejscu uchybić autorom pokroju Sosnowskiego czy Sendeckiego, gdyż bez nich poezja (w sensie technicznym) stałaby w miejscu, jednak gdybym miał wybierać, to wybrałbym powietrze, światło i prawdę, jakie oferuje mi swobodny i naturalny gest poetycki Grzegorzewskiej.
Karol Maliszewski już wcześniej dawał dowody wyższości damskiej poezji nad męską. W Rzeczpospolitej napisał o twórczości Wioletty Grzegorzewskiej:
Mamy nową gwiazdę tak zwanej liryki, tak zwanej kobiecej.
Ta lojalność płciowa, jak słusznie Marek tu zauważył, bierze się w prostej linii z miłosnego poezjowania siostry Faustyny. Potwierdza ten fakt w kolejnej swojej książce Manuela Gretkowska, tym razem w Europejce:
(…)Nie rozumiem, dlaczego po 20 wieku, po jego zbrodniach i pornografii historii torturującej człowieka na wszelkie możliwe sposoby, kogoś oburzają opisy scen miłosnych. Na pewno kiedyś do Polski też dotrze nowoczesna literatura opisująca człowieka razem z jego psychiką i ciałem.
Dlaczego, chociaż od kilkunastu lat walę głową w mur pseudointeligentów, nie wezmę się za coś, co przynosi więcej kasy i prestiżu? Bo tworzenie, także to przełamujące wstyd milczenia, daje nam godność. Tworzenie miłości, książek, marzeń, obrazów czy muzyki. Piękna, którego jeszcze nie było.
Taksówką do Łagiewnik, do Sanktuarium Miłosierdzia i siostry Faustyny. Pierwsza święta drugiego tysiąclecia wyprzedziła nawet szamana katolicyzmu Ojca Pio. Mają panienki w habitach siłę przebicia. A zakon – najpiękniejsze dziewczyny. W kornecikach, zawsze uśmiechnięte, rozbawione (wiecznością?).(…)
[Manuela Gretkowska Europejka]
22 czerwca, 2009 o 23:06
Rano jadłem jajecznicę , na obiad wątróbkę, a na kolacje kanapki z serem białym.
22 czerwca, 2009 o 23:15
Muszę sobie nalepić pierogów , ale ziemniaki teraz młode, a te stare są czarne w środku. I jeszcze tony truskawek gniją na polach, ser jest zaiste biały, cebula cukrowa, ciasto można ulepić, ale ziemniaki. Skwarki z boczku, dobrze zarumienione skwarki z boczku, nie no muszę nalepić, wycinać szklanką koła, wałkować, ugniatać. Dwa jajka, mąka, ciepła woda.
23 czerwca, 2009 o 1:14
Pochodzenie polskiego kiczu poetyckiego ma swoje źródło – jak udowodnił tutaj Marek – w twórczości plastycznej i literackiej polskich świętych. Wytwory artystyczne z racji wyniesienia ich autorów na ołtarze stają się nieśmiertelne nie z powodu uzyskanych geniuszem artystycznym walorów, lecz z racji nieśmiertelności ciała i duszy świętego autora. Sztandarowe przykłady kiczu okresu międzywojennego winne być w naturalny sposób zapomniane, za sprawą religii są w stałym obiegu i na dodatek obsłużą artystycznie też pokolenia następne.
Gretkowska w Polce zwraca się takimi poetyckimi słowami do swojego płodu, który nazwie niebawem patriotycznie Polą:
(…)Na obrazie Jezu, ufam Tobie według wizji świętej Faustyny z serca Chrystusa wychodzą też dwa promienie: biały i czerwony. Twoje czarno-białe serduszko z USG szamotało się tak pospiesznie do życia.(…)
[Manuela Gretkowska Pola]
W wywiadzie z Jakubem Winiarskim Wioletta Grzegorzewska stara się wytłumaczyć z grzechu zaniedbania, czyli nie pisania o miłości. Mimo reporterskiego naporu pytającego, poetka nie dała się sprowokować. Nawet oddalona emigracyjnie, osidławszy na wyspie z dala od Śląska, poetka nie napisze nic o miłości. A jednak w zestawie poetyckim Orinoko odnalazłam intensywne miłosne aluzje.
Są natury takiej, jak i kobieca polska miłosna ekspresja. Popsuta walerianą i naftaliną, uwięziona w neurotycznych nazwaniach przeżywanego świata: egzaltowanego, sztucznego i wydziwaczonego.
Podmiot liryczny – kobieta polska – jest kaczką dziwaczką specyficznie smutną i seksualnie wyjątkowo nieatrakcyjną:
Doświadczenia seksualne leczącej histerię:
(…)Pojechał ze mną do miasta na olimpiadę z chemii,
na pierwszą dyskotekę do remizy strażackiej,
pozwolił bez zmrużenia oka czytać Egzorcystę,
był moim pierwszym, cierpkim kochankiem.(…)
[Diabeł Milocardin]
Doświadczenia seksualne higieniczne:
(…)W kabinie prysznicowej rozkleiła się podpaska,
bordowa stróżka płynie po płytkach jak Orinoko,
W nocy pora polowań, deszcze niespokojne,
w tropikach giną koledzy z politechniki.(…)
[Amazonki]
Doświadczenia seksualne plotkarskie:
(…)Malarka spod piątki, pogotowie seksualne
w kotłowni, lekką ręką pomagała kolegom.(…)
[Nawiedzona w Skrzacie]
Doświadczenia seksualne swojskie:
(…)Paplał o starej,
która puszcza się często, kiedy on jest w trasie.(…)
[Ciuciubabka]
24 czerwca, 2009 o 9:58
„Orinoko” to zbiór prostych epickich obrazków, bardzo takie plastyczne zapiski poetyckie – być może niepotrzebnie wierszem. Kobiecość? Nawiedzenie? O gdzie są niegdysiejsze śniegi… Gdzie ekstazy kobiece, święte dyktujące wizje swoim sekretarzom. Tytuł tomu od krwi miesięcznej z podpaski porzuconej pod prysznicem – panta rei, reminescencje, wspomnienia, melancholie.
Po tym wywiadzie z autorką trudno nie kojarzyć regionalnych domów kultury z terenowymi organami partii.
24 czerwca, 2009 o 16:04
Ja tam nie żałuję, że Wioletta Grzegorzewska nie pisze tak, jak święte z Ekstaz kobiecych Jean Noël Vuarneta.
Zawsze egzaltacja twórczością kobiet więzionych w klasztorach napawała mnie przerażeniem, a ten estetyzm będący produktem ubocznym nieczystych relacji męsko-damskich, grozą.
Jak czytałam opis dziewczynek pierwszokomunijnych odchodzących od balasek w świętym uniesieniu u Stefana Chwina w Kartkach z dziennika, to odbierałam go jako najczystszą pornografię.
To, że twórczość ekstatyczek, jak Vauarnet pisze, jest twórczością pierwszorzędnej jakości, to nie znaczy, że inną drogą te kobiety nie zrealizowały by się też wyśmienicie, ale bez nieludzkiego cierpienia. Dla mnie to halucynogenne (pod wpływem narkotycznego masochizmu) wizje surrealistyczne. Świadczą tylko o tym, że w klasztorach utalentowane kobiety mogły się artystycznie realizować, ale koszt tego był ogromny, a dodatek płaciły za możliwość tworzenia ideologicznym zagospodarowaniem ich twórczości, na co już nie miały wpływu.
Wioletta Grzegorzewska, tak jak piszesz, nie jest takiego kalibru artystycznego i nie jest na tyle poetycko silna, by być poetką. Doświadczenia przeżyć na stancjach klasztornych w czasie edukacji nie mają nic z tych krańcowości i ostateczności dojrzewania, jak np. u Roberta Musila w Niepokojach wychowanka Törlessa. Letni jest opis podpaski, przyklejony, ilustracyjny a Orinoko to już fanaberia przenośni. Cała twórczość jest opisowa jedynie, oparta na natrętnym schemacie zamiany pewnych określeń zakonotowanych przez zwykłego zjadacza chleba spotykanych pospolicie rzeczy na tzw. poetyckie.
Ta egzaltacja właśnie czyni z tej poezji twórczość pensjonarską. Świat stwarzany jest na użytek pewnej grupy dziewcząt w pewnym okresie rozwoju, taki roboczy, nienadający się do uniwersalnego stosowania. Niedojrzałość jest w zastałości, nie ma szans przejścia w dojrzałość, ponieważ zachwyca się sobą.