`
Ludwik XlV stwierdził, że każdy może być poetą, a on król słońce poetą największym i zaczął pisać wiersze. Pokazał je krytykowi i poecie Nicolasowi Boileau-Despreaux i poprosił o bezstronną ich ocenę.
„- Wasza Królewska Mość – odrzekł na to po pobieżnym rzucie oka znakomity poeta – nie ma rzeczy niemożliwych. Wasza Królewska Mość chciała napisać potworne bzdury i udało się to jej znakomicie.” (Anegdoty i facecje. Karol Mórawski)
Dlaczego teraz brakuje recenzentom odwagi by powiedzieć w oczy poetce, poecie – nie czas jeszcze na wydanie tomiku i jeżeli nie czujesz przymusu pisania, nie pisz, zajmij się czymś innym na rok, dwa, na wieczność. Krytycy nie stracą głowy, nie zostanie skonfiskowany im majątek. Ryzykują co najwyżej chwilowym zły samopoczuciem, bo zawsze przyjemniej jest być miłym i wyrozumiałym dla niedociągnięć innych. I obiad z deserem za darmochę z wdzięcznym, pochwalonym nieszczerze autorem też jest argumentem nie do pogardzenia. Dlatego tomiki są wydawne bez opamiętania, organizowane są coraz nowe konkursy poetyckie, w najmniejszych wsiach wręczane są nagrody aby można było się pochwalić: o popatrz na ten dyplom, na nim napisano, że jestem poetką, poetą. Nie szkodzi, że dzieł tych prawie nikt nie czyta i o nich się nie dyskutuje. Ale nie ma się co dziwić, nikt nie chce zarazić się taką poezją. O przepraszam, zaraża się Ewa, Marek i ja, ale dlaczego? o tym dalej.
Po przeczytaniu kilkunastu tomików, poczułam, że czytam ciągle to samo. Te same tematy, podobne opisy, brak emocji, posiłkowanie się cytatami niewiadomo po co, nagminne dedykacje i nawet poszukiwania duchowe ( rozterki?) oparte były na tych samych kalkach.
Miałam wrażenie, że czytani i omawiani przez nas poeci i poetki zostali zamknięci przez dłuższy czas razem, w ponurym domu za bardzo wysokim murem, a drzwi do budynku zostały zamurowane, aby nikt niepowołany ( czytaj nie ze swojego towarzystwa) nie wdarł się i nie zaczął siać zamętu. W domu odbywało się obowiązkowe wdrukowywanie w podświadomość, w świadomość, w nadświadomość zdania: tylko jak piszemy tak samo, istniejemy. Nie wiem jakimi metodami psychologicznymi udało się tego dokonać, ale że udało się, dowodem są przeczytane przez nas tomiki.
Jeżeli czytam o dzieciństwie, to zawsze powtarza się motyw wody, łąki, dziadka, babci. Aby stać się poetą, od najmłodszych lat trzeba więc mieszkać na wsi i zapominać o ubraniu spodni. O braku garderoby piszą poeci i to według mnie jest natręctwo. Nie ma kataklizmów, rozwodów, alkoholizmu najbliższych, wypadków, nie ma emocji większych niż skacząca żaba w kałuży.
Okres dojrzewania to czas nadal zdejmowania spodni u poetów, a u poetek wątpliwości czy dobrze brzmią napisane przez nie słowa i czy neologizmy, metafory wystarczą jak się nie ma nic innego do powiedzenia.
Czas dorosły to poszukiwanie duchowych ścieżek, ale nie aktywnie, tylko pisemnie i powierzchownie. Wystarczy, że odmienia się boga przez Buddę, Jezusa, Apolina, Jahwe i miesza się bogami jak w tyglu. To ma świadczyć o tolerancji, otwartości na inne kultury, a daje przeświadczenie, że autor zdobył wiedzę o religiach, o kulturze, na jednodniowym kursie korespondencyjnym.
Gdy poetka/poeta pisze o miłości, to pisze tak jakby bał się, że zostanie wybatożony za okazanie chwilowych emocji. Na wielkie emocje nie ma co liczyć. Stan zakochiwania się z piorunami i z błyskawicami jest kategorycznie zabroniony poetkom i poetom z towarzystwa. Za to mogą w wersach bezkarnie filozofować na bazie wiedzy ze skryptów, ponieważ ilu filozofów przeczyta ich wiersze? Odpowiadam: tylu samo co fizyków.
Autorzy dedykują swoje wiersze koleżankom i kolegom współmieszkańcom domu za wysokim murem, bo komu innemu mogą? przecież nikogo innego nie znają. Mamy, bracia, siostry, kochanki, kochankowie , najbliższe osoby, niech nie liczą na zapis na górze strony, w tomiku. Taka dedykacja się nie opłaca, nie ma z niej korzyści.
Na zajęciach za zamkniętymi drzwiami poeci zostali nauczeni sztuczki pisarskiej. Jeżeli nie wiesz o czym pisać cytuj. Nieważne, że cytat nie ma żadnego związku z innymi wersami, ale za to wiersz od razu wygląda tak jakby pisał go erudyta, człowiek nowoczesny, światowy bywalec.
W ponurym domu wytępiono optymizm i poczucie humoru. Poetki i poeci nie mają prawa żartować, cieszyć się i o tym pisać w wierszach.
Zbilansowana przeze mnie poezja zaraża przede wszystkim pesymizmem wywołanym co najwyżej bólem zęba (nic już mnie nie bawi, nic mnie już nie nęci).To mój podstawowy zarzut.
„uważam, że jest jakaś liga o najwyższej wartości, poetów, którzy uciekają od towarzystwa, od zbiurokratyzowania, uciekają przed ludźmi.
bez biureczek, bez watermanów i parkerów z bicami, z ołówkami w kieszeniach wyświechtanych spodni, którymi na wymiętych fiszkach coś nieustannie zapisują” takch poetów według mnie szuka Marek, dlatego zacytowałam akurat te jego słowa i dlatego czyta, omawia i dręczy pisemnie dzieła poetów z nadania towarzyskiego, a nie z talentu.
A Ewa?
” Ja po prostu nie widzę w Jacku Bierucie wielkiego poety tylko takiego zrozpaczonego artystę, który goni za poezją i który widzi ją i ona mu ciągle ucieka. Nie potrafi jej przygwoździć, ona umyka.” Ewa zauważa rozpacz poetów z nadania i im współczuje, ale nie należy do osób które fałszywie pocieszają i utwierdzają w przekonaniu, że pisać wiersze każdy może.
I na tym koniec mojego bilansu omówionej przez nas tu poezji za rok 2008.