.
To się musiało kiedyś stać. Okazało się, że i ja uległem pokusie wdania tomiku / tomiczku / tomiczusia poetyckiego. Ustalając warunki z Wydawnictwem Literackim (stąd moje milczenie w ostatnich dniach) oprócz wysokiego honorarium dla siebie, wynegocjowałem także coś dla was. Otóż będziecie mogli za darmo zapoznać się z moim debiutem w roli poety.
Wystarczy tu kliknąć: analiza-poetycka.pdf
12 lutego, 2009 o 14:20
Zaskoczyłeś mnie. Myślałam na początku, że Ciebie Marku ktoś w nieszufladzie naśladuje. Potem nie wchodziłam na ten portal i dzisiaj przeczytałam wszystkie komentarze. Szkoda, że ich tu nie ma.
Bo, jak słusznie ktoś napisał w komentarzach, najważniejszy był chyba efekt prowokacji.
Ja jestem akuratna i piszę: wiersze są okropne!
Nie bycie nudziarzem jest zgubne i ryzykowne. Zacytuję klasyka:
() Nic bardziej zwodniczego, kruchego i fałszywego niż błyskotliwy umysł. Lepsi są nudziarze; szanują banalność, to, co wieczne w rzeczach bądź ideach.
Nie rozumiem X; jest nudny, nie będąc banalnym. Właśnie nuda wyłania się z szukania oryginalności, z gonitwy za niezwykłym, z wiecznego a niepotrzebnego zaskakiwania.()
Emil Cioran Zeszyty, fragment w tłumaczeniu Ireneusza Kani
12 lutego, 2009 o 16:37
ewo, nie skupiaj się na elementach przedmiotu, ale na przedmiocie, który postrzegasz.
stworzyłem poetyckie perpetuum mobile. to dzieło samo się niszczy i dzięki temu buduje się, stając się niezniszczalne.
zwróciłaś uwagę na jego „totlność”? (uzywam tego pojęcia w sensie Heglowskim)
dla przykładu:
dedykacje (są? muszą być)
potrzeba publikacji (jest? musi być)
potrzeba pisania (jest? musi być)
sam się zaczynam obawiać tej genialności, którą dźwigam na swoich muskularnych barkach
12 lutego, 2009 o 17:32
Twój niepokój jest uzasadniony, gdyż prowokacje mają różne jakości i mogą mieć wartość same w sobie, a Twoja powiodła się, jak czytałam: poruszyła, zaniepokoiła, przestraszyła i też wzbudziła zachwyt.
Takie stwarzanie sposobów jest zawsze budowaniem maszyn bojowych do niszczenia lub obrony, w każdym razie represji.
Wodzowie rewolucji zazwyczaj byli ludami niezwykle inteligentnymi, wykształconymi i ich szatańskie plany zazwyczaj działały na zasadzie ucznia czarnoksiężnika, czyli się wymykały spod kontroli i samotnie już mnożyły swoje byty.
Wolę więc rolę demaskatorską, niż sprawczą.
Jestem starej daty, ja nigdy nie zaakceptuję ordynarności, takiego Charlesa Bukowskiego ja nie cierpię. Sztuka to dobry smak, a jeśli rzucasz na ulizaną, też pozbawioną smaku poezję taką Poetycką Analizę, to wszystko się kotłuje, żre i zjada. Może pora przejść jednak do syntezy. Po prostu ogolić i zwolnić Panią Bożenkę, niech idzie na kelnerkę, niech jej uroda się nie marnuje dla kilku obscenicznych poetów. I zlikwidować GOKi. Wtedy pochód triumfalny przez Polskę innych, nie obscenicznych poetów nie miałby racji bytu.
Ale może jestem niesprawiedliwa, w końcu demaskujesz.
Nie wiem, czy nie masz pomyłki w słowie totlność. Ja ni w ząb Hegla, ale przy tym słowie tym bardziej.
12 lutego, 2009 o 18:19
oczywiście – chodzi o totalność.
Dobry Smak – nie sadzę. stawiałbym raczej: unikalność (także w sensie: zdolność do wywoływania u obserwatora-specjalisty unikalnych stanów psychicznych)
gdyby sztuka ograniczyła się do dobrego smaku, wówczas nigdy nie mogłoby sie w niej przeglądać szaleństwo by przez nie przemawiać. twierdzę, że wówczas większość dzieł kultury nigdy by nie powstało.
masz przykład: don quijote – fatalny, koślawy, garbaty styl. ksiązka wręcz brzydka.
jasne, że przyjemniej ogląda się to, co proporcjonalne, symetryczne. podobają mi się kobiety o zachowanych proporcjach twarzy, sylwetki.
z pewnością nie spodobałaby mi się kobieta, która miałaby zeza, która nie miałaby tyłka w gruszkę, której brzuch zlewałby się z biodrami w jeden blok słoniny. innymi słowy mój umysł także instynktownie dąży do proporcji jako piękna.
jednak sztuka unika zdrowego rozsądku i związanego z nim bliźniaczo: dobrego smaku (zwróć uwagę, że kategoria ta w innej odmianie brzmi: „dobry ton” / „dobry gust”).
sztuka szuka swojego odbiorcy, tak samo jak odbiorca szuka dla siebie sztuki. a takie poszukiwanie to nic innego, jak odnajdywanie w sobie pewnej skłonności kolumbowej, gotowości odkrycia ameryki w kazdej chwili. ochoty na zaskoczenie. odwagi, by odkryć w sobie uczucie, którego się wcześniej nie znało – nieustannej ochoty i gotowości na dożywotnią deflorację.
12 lutego, 2009 o 19:27
poezja Izy z prowincji tak mnie raz natchnęła, że sparafrazowałam jej zdanie używam od tego czasu
„tak czy siak, brzmi heremeneutycznie” I to jest moja bablowska kropka na końcu zdania.
12 lutego, 2009 o 19:36
Nie wierzysz w obiektywny stan psychiczny obserwatora-specjalisty?
Ja wierzę. Czy coś jest klozetowe, czy rubaszne to było zawsze kontrowersyjne i niekoniecznie obyczajowe. Ja nie jestem ekspertem i jak piszę, jestem konserwatywna i niekompetentna.
Ale warto się nad tym zastanowić, kiedy coś jest zdrowo śmieszne i odważne, a kiedy lepkie i niesmaczne. Myślę, że taka selekcję przeprowadza z autorem wydawca i właściwie wszelkie kłótnie wielkich pisarzy polegały na wydawniczej niezgodzie i potem drukowano w kolejnych wydaniach wszystko.
Zgadzam się, że jak piszesz – defloracja, czyli poszukiwanie nowych, dziewiczych lądów to podstawa twórczości inaczej grozi schemat i powielanie siebie.
Ale czasami powiela się obscenę. Ja wiem, że dzisiaj najbardziej obscenicznym słowem jest miłość i Ty tak jeszcze nie upadłeś nisko, ale warto ważyć słowa i szukać najładniejszych.
A co do piękna kobiecego ciała, to ja z kobietami, które kochają jeść miałam dużo plenerów i te kobiety nigdy nie miały z tego powodu kompleksów. Wręcz przeciwnie. Uważały, że kanon urody damskiej jest wymyślony im na złość. Podobnie jest u Braci Grimm w jednej baśni, gdzie wszystkie córki, trzyoczka, jednooczka i czteroczka były uwielbiane przez matkę, która też miała jakąś już nie pamiętam ilość oczu inną. I tylko dwuoczki matka nie kochała i nietolerowała.
I w literaturze jest podobnie. Jeśli świat jest inny, to literatura powinna być właściwa, czyli mieć wszystko, jak trzeba, na swoim miejscu i właściwego rozmiaru.
Obsceny nie można opisywać obsceną, nudy nudą i agresji agresją.
A Analiza Poetycka ma ewidentnie do czynienia z obsceną życia kulturalnego w Polsce.
Byłam tam przed chwilą, nikt już jej nie fetuje. Gdzie się podziali fani, entuzjaści Analizy Poetyckiej? To jakiś zakaz, anatema? Przecież nic gorzej nie napisała, powiedziałabym, rozwijała dopiero skrzydła!
12 lutego, 2009 o 19:46
nad literaturę zachowawczą, nad poezję kanoniczną zawsze będę przedkładał nieobliczalne w skutkach i zasięgach eksperymenty na żywym umyśle.
mnie w sztuce (poezji) interesują drzwi zamknięte, szczelnie zaryglowane. nie obchodzi mnie to, co jest za nimi. interesuje mnie metodologia ich wyważania. zwykła brecha jest już od dawna bezuzyteczna.
12 lutego, 2009 o 19:47
nie wierzę ;))
byłem dziś w zielonej i nowej soli, ale ni chuja, krzty czasu nie miałem. co do bargielskiej, to się nie zgodzę. jej pisanie to jednak coś unikalnego, mimo, że z pozoru cipą, mimo, że na pierwszy rzut – żonglerka. jeśli mi się kojarzy, to najmocniej z piosenką gołubyj wagon jako tło do jakiejś lepszej wersji nagiego instynktu (koleś miał niesmacznie małą fujarę)
12 lutego, 2009 o 23:13
Gołubyj wagon, Przemku, to straszna szmira. Czemu akurat do poezji takiej niesprecyzowanej, nieokreślonej, co nawet szmirą nie jest?
Te wiersze, wymienione przez Analizę Poetycką jako do dupy są naprawdę do dupy i nic na to nie da się poradzić, trzeba z pokorą to do wiadomości przyjąć. Dobra poezja zdarza się niesłychanie rzadko i żadne wmawianie i wyznaczanie, kto jest wielki tego nie zmieni.
I co Wy z tymi członkami? Kanon piękna męskiego ciała polega na harmonijnej długości członka i na raczej małym członku. Przykładem i wzorcem piękna jest Adam pędzla Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej w Rzymie. O długości męskiego członka świadczy jego samochód. Im większy samochód, tym mniejszy członek właściciela. Ten syndrom się nazywa kompleksem małego członka. I takie kulturowe kalki powodują właśnie ekologiczne zanieczyszczenie zbyt dużą ilością spalanej benzyny, gdyż zakompleksieni i zaszczuci posiadacze małych członków kupują tak ogromne samochody, które dużo palą.
Przemku, bądź członkiem naszej wspólnoty blogowej! My też czasu nie mamy. Może powstrzymasz Marka, by tej brechy nawet nie używał (jedynie perswazji), potrzebny tu dandys, a nie bandyta.
13 lutego, 2009 o 6:36
czasu nie mamy? ewo, mi teraz pozostał tylko czas, nie mam nic więcej oprócz czasu.
13 lutego, 2009 o 7:39
no właśnie niewiele mam czasu, coraz mniej.
piosenka o niebieskim wagoniku, śpiewana przez krokodyla gienię (a na daszku wagonika madame ogryzek do torebki i cieburaszka) jest słodka i dzieje się tak, jak lubię – na pograniczu kiczu i świadomości. czyli tam, gdzie może i często dzieje się sztuka. daleko to ciekawsze niż wykalkulowane męczarnie mendelssohna, czy pianistyczne rzezie schoenberga.
teksty justyny bargielskiej – np. pani jeżowa przechodzi przez e7, fado dla chomoja, fado dla pieska, hale faelbetu, walc na cztery czwarte – dzieją się właśnie poprzez świadomość kiczowatości własnego ja, kiczowatości własnych dążeń, marzeń,pragnień, ale mimo wszystko wyboru: „tak chcę być częścią tego kiczu, życia”. technicznie, wiersze te są niezwykle sprawnie napisane. to są potężnie liryczne wiersze, których – chcecie, czy nie – w żaden sposób nie można porównać ze szmirą marki pado, czy ugrzecznioną przeciętnością tekstów dehnela.
na rynsztoku pozwoliłem sobie kiedyś przedstawić obszerniejszą niż tylko komentarz rozmowę z wierszem bargielskiej – hale faelbetu. piękny tekst.
co do członków, to każdy lubi co lubi. zapewniam Cię Ewo, że gros facetów woli mieć dłuższy niż krótszy kutas. Pedro Juan Gutierrez, w swojej „Brudnej trylogii o Hawanie” (kapitalna książka) przedstawił przyczynę swojego dwuletniego wyroku: oto wieczorem, ponieważ jego, doktora nauk, wyrzucono z redakcji hawańskiego dziennika za nieprawomyślność (fakt), a zatem on, pan doktor, został zmuszony do stanięcia w rządku z jedenastoma innymi apostołami ulicy, ze spodniami opuszczonymi do kolan. Przed frontem przechadzał się mocno leciwa turystka z Iowa, wybrała najlepiej obdarzonego Mulata i z nim odjechała. Zanim pozostali zdążyli włożyć gacie przyjechała milicja i wsadziła ich do pierdla. Na wspomniane dwa lata. Widać z tego, że dobry sprzęt może mieć znaczenie w opresji ;)
13 lutego, 2009 o 7:43
„fado dla chomika, fado dla pieska” – przepraszam, coś się omsknęło, wciąż jestem przed drugą kawą
13 lutego, 2009 o 8:43
Nie gniewaj się Przemku, ale ja mam reakcje wymiotne jak oglądam radzieckie puchatki i nic na to nie poradzę. Jeśli czytam, że Błoński odszedł chory na Alzheimera, to zawsze podejrzewam, że nikt z tego świata żyjący w Polsce nie może odejść normalnie po wchłonięciu tego wszystkiego, co musieliśmy w czasie życia wchłonąć. Więc i tekstów Justyny Bargielskiej, w końcu już tu przerabianych kilkakrotnie, nie będę analizować i trzeba przyjąć też moje wariactwo i usprawiedliwienie, jeśli krzywdzę poetkę i Ciebie.
Ach, przecież Gutiérrez używał członka tylko do walki z Fidelem, była to jego jedyna broń i poczucie wolności, on tylko to miał, wszystko mu na Kubie zabrano. I los lub Atena dali mu właśnie taki oręż. W Tropikalnym zwierzęciu daje sobie też dzięki temu dobrze radę na gruncie europejskim zaproszony listem przez, już nie pamiętam, chyba holenderską intelektualistkę i tam jest jej utrzymankiem.
Ale, to, jak tu pisaliście, są to sytuacje graniczne. Ja piszę od 10 lat książkę o Kubie i czytam właściwie wszystko, co na ten temat znajduję. Ostatnio wyszły (żenujące literacko) wspomnienia Polki mieszkającej w Hawanie od lat sześćdziesiątych, czyli wtedy, gdy ja tam byłam. Ona też jest zafascynowana tym, że Kubańczycy tylko to mają. Ale wiesz, bez talentu literackiego Gutiérrez niczego by nie wskórał. Takiemu Janowi od Krzyża niepotrzebny był członek i jego wielkość nie ma dla nas, potomnych zupełnie znaczenia. A napisał największe arcydzieło literatury hiszpańskiej, z którego czerpali właściwie wszyscy, aż po surrealistów.
Piszę tylko, że kult dużego członka jest może jakąś nową religią powstałą na zgliszczach śmierci chrześcijaństwa na skutek jedynej lektury, jaką młodzież bierze do ręki i mylnie ogląda świat jej oczami. Przecież gwiazdy porno to bardzo szczegółowa selekcja gatunkowa w castingu. Może to prowadzić przecież do nowych absurdów i dyskryminacji.
Z czasem to jest tak. Jak będziecie po pięćdziesiątce, to wszystko leci już błyskawicznie. Piorunem przesuwają się dnie pory roku i lata. Ale z drugiej strony, to bardzo się już oszczędza każdą minutę. Einstein, by zaoszczędzić czas, nie wkładał skarpetek. Ja już nawet i w piżamie wychodzę na spacery z psem, by nie wytracać czasu na przebieranie (piszę w laptopie w łóżku) narzucam tylko puchową kurtkę i wkładam wysokie buty na gołe nogi.
I rysuję komiks w dwa miesiące, podczas gdy normalnie trwa to dwa lata.
Więc powinniście, szanowna młodzieży też żyć ekonomicznie i oszczędnie, gdyż tak czy owak pięćdziesiątka Was też dopadnie. Ale przynajmniej będziecie mieć już jakiś dorobek życiowy. .
13 lutego, 2009 o 9:09
ewa, ja swoje życie zaplanowałem tylko do 40. nie podejrzewam, bym przy swoim usposobieniu i stylu życia dłużej żył. zresztą po 40 umysł wiotczeje, rozleniwia się w ustalonych schematach rozumowania. co to zatrem za życie?
jeżeli chodzi tylko o mnie, to znam każdą kolejną minutę z tych 8 lat, które mnie jeszcze czekają. i muszę ci powiedzieć, że nie mogę się kazdej z nich doczekać. to trochę leibnizowskie – nakręcić każą z sekund, spersonalizować ją by straciła swoją pierwotną ogólność, stając się konkretnym odcinkiem czasu między tik a a tak, konkretnej osoby – mnie.
przypadki niech się zdarzają, dowolnie. niech wytrącają kolejne tryby i przekładnie z mojeg mechanizmu. ale to i tak nie dbierze mi radości z każdej zaplanowanej sekundy, choćby żadna z nich miała się nigdy nie wydarzyć.
13 lutego, 2009 o 9:25
Ewo,
przecież dobrze wiesz, że facet używa członka najpierw dlatego, że codziennie musi (gdyż, jakby nie było, jego nadnercza produkują 27-krotnie więcej testosteronu niż nadnercza kobiety), po wtóre, iż lubi. Jeśli przy okazji członek służy walce lub zarobkowi, to fajowo.
Znów powiem coś kontrowersyjnego: bardziej cenię pornografię od chrześcijaństwa. Pornografia jest aktem niezależności, pokazaniem czynności życiowej i fizjologicznej wbrew tłamszącemu, hipokrytycznemu tabu. A w tej czynności jest też perwersja, którą cenię jeszcze bardziej, bo jest wyrazem inteligencji i siły odrzucania stabuizowanych więzów.
Mój stosunek do chrześcijaństwa to zobojętniona nienawiść – nienawidzę niemal wszystkiego, co wiąże się z ludowo i intelektualnie rozumianym chrześcijaństwem, a to z powodu nienawiści tego prądu duchowego do tego co najbardziej ludzkie, i z powodu kultu tego co nieludzkie (czytaj: boskie).To właśnie dlatego historia cywilizacji zachodniej jest historią obłudy i mordu inspirowanego przez chrześcijaństwo lub usprawiedliwianego nakazami religii.
Auden w swojej książeczce (którą w wolnej chwili tłumaczę na nasze) The Prolific and the Devourer mądrze i pięknie pisze o tym w jaki sposób należy rozumieć intencje i czyny Jezusa. Prawdą jest, że Auden to twórca, który najwięcej mnie zapłodnił, więc i mój sąd jest mniej obiektywny, kiedy przychodzi do dyskusji o jego poglądach. Ale książka piękna.
W przeciwieństwie do duchowo zniewolonego w całości chrześcijaństwa, pornografia jest częściowo duchowo wyzwolona – ta mianowicie pornografia, która dzieje się z wolnej woli, choćby za pieniądze, ale bez przymusu. Akt nieprzymuszonej pornografii jest wart więcej niż jakiekolwiek wyznanie wiary czynione kiczowato udrapowanej ikonie matki boskiej przy wtórze żenujących fanfar i pełnego hipokryzji ryku z tysiąca gardeł. Rzygać mi się chce, kiedy widzę takie obrazki. Uwieczniam je, bo ten właśnie kicz daje tło egzystencji w wierzbolandzie i w ten kicz udrapowane ludzkie postaci wydają się jeszcze żałośniejsze, ludzkie i bezradne. Ale sam w sobie ów kicz wyraża ordynarne tęsknoty ducha i kultury.
Więc fakty są takie, że facetowi potrzebny jest członek, i że lubi go używać. A walka to zupełnie inna para kaloszy. To co piszesz o Gutierrezie to estetyzacja. To, co muszę zrobić dziś i zrobię, to zerżnąć się dziko i perwersyjnie. I jutro zrobię to znowu. Nie przeszkadza mi to kochać, współczuć, wierzyć i pracować. Nie, to innym przeszkadza, że o tym mówię, bo – uwaga – to nieestetyczne. I to jest szczyt góry gówna hipokryzji.
Wracając do kultu lingi – no właśnie. Prześledź go sobie od kilku tysięcy lat wstecz, aż do dziś. Nic nowego w tym względzie pornografia nie wnosi, wręcz przeciwnie – korzysta z istniejącego. Nową wartością pornografii jest poszerzenie niezależności człowieczeństwa o swobodę komunikowania własnej zwierzęcości. Cieszę się z tego, Ewo, że jestem człowiekiem i z tego, że jestem zwierzęciem.
Czytałem Tropikalne zwierzę i w porównaniu do Trylogii jest to utwór napisany po to, żeby wydrapać kasę. Nie ma tej skali krzyku, wieku męskiego, zwycięskiego tylko skalkulowane oczekiwanie na sukces, bo przecież zszokowane mieszczuchy będą czytać po kryjomu i z wypiekami na twarzy.
Każdy ma swoją strategię życia. Nie mam zamiaru czegokolwiek oszczędzać albo żałować, odkładać, itepe, itede. Mój wpływ na świat jest pomijalny i cieszę się z tego, że udaje mi się częściowo wpływać na swoje życie (nie do końca, ba, nawet nie w połowie). Mój dorobek życiowy wali mnie kompletnie.
13 lutego, 2009 o 12:53
Ha, ha! takie same o chrześcijaństwie poglądy ma i miał mój mąż od zawsze, a ja jednak kocham Jana od Krzyża i jestem, jak moherowy beret nieprzemakalna. Nie chcę, idąc terminologią nieszuflady bloga Marka zaśmiecać i jeszcze może dzisiaj będę na moim blogu pisać o Bogu urojonym to wszystko, co mnie gniecie poetycką i weną wyjaśnię.
Co do męskiej seksualności, to najprawdopodobniej jest płciowa symetria i nie masz się co tak przechwalać. To, że chrześcijaństwo doprowadziło seksualność do takich, a nie innych rezultatów, czyli chorób wszelkich, głównie kobiecej histerii jest jego błędem takim samym, jak kult falliczny w innych cywilizacjach, które też upadły. Nie przesadzałabym też z perwersją i jej wagą. To jest właśnie estetyzacja, czyli niezdolność uprawiania miłości fizycznej czule, w połączeniu z autentyczną miłością duchową, której się ani nie szuka, ani nie potrzebuje, ani tym bardziej wierzy, że istnieje. Jasne, że w takim wypadku pozostaje tylko sama perwersja, która musi się intensyfikować do coraz większych dawek, gdyż się żywi tylko zewnętrznością. To chyba w Gorzkich godach najlepiej zilustrował Polański.
Szkoda, że miłość jest tylko według Dawkinsa sprawą chemiczną. Bardzo to dla Was męczące, pokolenia kultu penisa i perwersji. Co innego sztuka miłości technik wschodnich, polegająca na mnożeniu rozkoszy w sposób technicznie kontrolowany i właściwy, bo też uważam, że życie jest po to, by jego urodę wykorzystywać.
Chyba, że to masz na myśli, gdyż perwersja dla mnie jest bardziej chorobą.
Pornografia jest kiczem. To płytkie, populistyczne. Nie ma nic wspólnego ani z seksem, ani z erotyką, ani też szczytowymi osiągnięciami sztuk artystycznych w tej dziedzinie (miłości) ubiegłych wieków. Też trzeba by rozróżnić terminologię i dużo pisać. Jeśli mamy na myśli pisma i filmy takie w empikach, to przecież to nic innego, jak seriale telewizyjne dla gospodyń domowych. Też bez codziennej dawki seriali te kobiety umierają.
Nie oglądam i nie lubię pism kobiecych, sprawia mi to autentyczną przykrość.
Artyści przetwarzają. Większość współczesnych malarek korzysta z pism pornograficznych przy malowaniu obrazów. Ale w literaturze jest to o wiele trudniejsze. Malarze młodopolscy nie mieli kasy i z tych szmat wiszących na haku czarowali szaty królów. Literatura chce robić coś odwrotnego: wkłada mężczyzn z ogromnymi kutasami do swoich fabuł, czyli pisze pornografię, która, jak napisałeś, nam od wieków towarzyszyła.
Uczulam, że to jest niemożliwe, by się udało. Jakkolwiek przełamie się tabu, trzeba to jeszcze przetworzyć. Samo przełamanie jest niewystarczające.
Wiesz, cokolwiek Przemku napiszesz tutaj o sobie, to przecież i tak jest to kreacja blogowa. I popieram witalność i nie marnowanie życia i młodości. I wszyscy wiemy, że nie zawsze się daje.
Marku, zapewniam Cię, że nigdy mi się tak dobrze nie żyło, jak po pięćdziesiątce. Zachęcam, wytrwaj, bo warto. Co to te dwadzieścia lat! Minie i tak, czy je zaplanujesz, czy nie. A o spontaniczności też lepiej nie zapominać.
Widzisz, zmazał mi się tekst o Kobierskim i same kłopoty, napisałam z przypomnienia z błędami.
Wstaw coś Ty, ja mogę napisać dopiero jutro.
13 lutego, 2009 o 13:33
No niestety, płciowa symetria to wymysł feministek. Badania są jednoznaczne – mężczyźni mają o rząd silniejszy popęd.
Uprawianie miłości fizycznej – to jakiś eufemizm. Albo się rżniesz bez oporów, albo udajesz. To aż tak proste.
Miłość nie bierze się z seksu, tylko z przyjaźni, przede wszystkim. A w związku dwojga przyjaciół, nieważne jakiej płci, tematy tabu wprawdzie istnieją, ale nie są przykrywane „czułym”, innym eciepecie. Miłość duchowa to realne otwarcie na zniszczenie miłości własnej. I tu fantazje seksualne, czyli między innymi perwersje obojga partnerów są prymarne w stosunku do ich o sobie wyobrażeń. Uprawiasz estetyzację a rebours, ale jest to estetyzacja. Jest chorobą społeczną, w zasadzie zarazą postchrześcijańską, uważać, że perwersja to choroba.
Pornografia jest stanem ducha mniej uzależnionego od serialu pt. Kanon społeczny. Chcesz aktywnie brać udział w tym serialu, i bierzesz, mnie to wali.
Przetwarzanie, kreowanie świata rządzonego własną logiką jest narzędziem artysty. Jednym z wielu. Przetwarzanie bez osobistego, emocjonalnego uczestnictwa (w tym: przełamania tabu) na pewno nie skończy się ciekawym dziełem.
Słowa „sztuka” unikam. Jest dla mnie mocno skurwiałe – jak już mówiłem, dla mnie liczy się dzieło człowieka, nie jego wizualny czy pisany efekt. Stąd termin „sztuka” przyklejony do przymiotników takich czy siakich mam za ściemę, skrypt na skróty do czytania człowieka i nie zmieni tego gładkie zdanko w stylu, w którym zaczęłaś drugi akapit.
No i też zadość uczynię Twoim potrzebom, i o sobie nie będę tu pisać. Mam gdzieś Twoje o mnie zdanie i o moim życiu, ale też skoro nic o nim nie wiesz, powstrzymaj się od sugestii i rad w tym temacie – to prośba.
Nie widzę punktów wspólnych w naszych światopoglądach, Twój budzi moją niechęć. Zapewne mój Twoją. Więc będzie bezpieczniej, głównie dla Ciebie, jeśli zakończymy ten wątek.
13 lutego, 2009 o 14:45
Dobrze Przemku, ale może Iza i Marek Cię potrzebują, a może i Ty ich potrzebujesz, więc nie odchodź. Nie chciałam niczego popsuć. Ja i tak już jestem przeźroczysta i nieważna. Przecież przyjaźń też nie istnieje.
13 lutego, 2009 o 15:56
Wcale nie zamierzam zmykać, nie obraziłem się. Gadacie ciekawie i to mnie tu przyciągnęło. Po prostu nie chcę rozmawiać o światopoglądzie, bo nasza w tym względzie dyskusja nie ma nic do zaoferowania nam ani postronnym.
15 lutego, 2009 o 13:56
[…] pt. “analiza poetycka” został przez autora udostępniony na blogu. Zatem kolejny krytykant nie tylko czyta innych pisanie, ale i sam […]