Ryszard Chłopek Węgiel. Złoto Górnego Śląska. Pani Bieńczycka

5 czerwca, 2009 by

Trudo oskarżać Ryszarda Chłopka o całe zło, jakie się w tym regionie wydarzyło w polskiej poezji, nie sposób jednak o tym intensywnie myśleć, czytając jeden po drugim wiersz w tomiku Węgiel.
Przesuwam się naprawdę z trudem, jak fedrujący górnik dziewiętnastowieczny, a raczej dziecko, które ciągnie za nogę wózek w pół metrowym prześwicie, nie widząc ani końca, ani początku poezjowania i na dodatek w absolutnym mroku poznania tej poezji.

Metafora żółwia w wierszu Problemy z Achillesem służy zapewne jako dowód wyższości natury ludzkiej, a więc i czytelnika, która nawet w archetypicznych mitach i przekazach greckich nieźle potrafi namieszać i wszystko poprzekręcać. Te filozoficzne dywagacje, co by było gdyby, nijak się mają do tytułowego Węgla, którym ma autor zbioru, jak się odgraża w tytule wyjaśnić Sprawa pewnej estetyki w pierwszej części i w drugiej o maskotkach i potworach, w trzeciej Próba drogi.
Czytam tę Estetykę, która miewa, jak każda kochanka miłosne przygody. Metafora, metonimia, synekdocha, ironia, wszystko jest przecież możliwe i czeka na zastosowanie. Broń Boże realizm, ja wiem wszystko o dyskursie Rolanda Barthesa. O lyotardowskim podejściu do kultury i potrzebie rewizjonizmu. Twierdzę, że argumenty antyrealistyczne odznaczają się aktualnością, a także pojęciowym zapleczem, które przewyższa modne dziś koncepcje w teorii literatury i kultury.

Wiersz Jak ta sama estetyka poszła się jebać kończy pion rozważań starożytnych Ryszarda Chłopka. Jest na tyle znaczący, że warto przytoczyć chociaż fragment:

(…)Tymczasem na końcu tej historii Dante
dopada swoją Beatrycze i wreszcie mógłby
sobie porządnie zadupczyć, ale właśnie nie staje mu
czasu, bo ktoś wyciąga z szuflady rewolwer.(…)

Wyjaśnię, że wiersz jest w konwencji kryminału postmodernistycznego i te odautorskie rozważania i przymiarki pewnych znanych z historii sztuki bohaterów ich autor demiurgicznie zderza i patrzy, co artystycznie z tego wyniknie. Oczywiście, nic nie wynika, bo co ma wyjść, tak jak z doświadczenia małego chłopca, który dmucha żabę. Wynika tylko kosmiczne cierpienie wyrządzone Drugiemu, w tym wypadku siostrze mniejszej, czyli żabie. Mamy przecież dwa elementy: żabę i dręczyciela. Jedynie co można uzyskać, to tylko domniemanie, że żaba nie cierpi, co jest absolutnym nonsensem, wykluczonym naukowo i niepodważalnie.
Podobny ciemnogród następuje przy wykluczeniu czystego uczucia, jakim darzy Dante 12 letnią Beatrycze. Tym sposobem wszyscy ojcowie córek musieliby odbywać z nimi stosunki płciowe, bo inaczej bez tego pożądania byliby niewiarygodni jako mężczyźni.
Podobnie czyni poeta Ryszard Chłopek. Kwestionuje świętą miłość do Beatrycze, na której zbudowana jest pewna w pewnej szerokości geograficznej, w jakimś w kosmicznym czasie wyrosła kultura. Profanuje dla jedynie eksperymentalnego zadania cierpienia czytelnikowi.
No dobrze, Pan wygrał, Panie Chłopek. Ja cierpię. Mam pięćdziesiąt siedem lat i mam miłość nie z tej ziemi, miłość męsko-damską, która była dla mojego kobiecego żywota największą doczesną wartością, jaka mi się przytrafiła, Pan zakwestionował.
Niech będzie. Takie jest prawo dziejów, że nareszcie mnie dopadnięto i zdemaskowano.
Ale przez ten nowoczesny, czy ponowoczesny fakt nic się dosłownie nie wydarza. Rozbrojenie archetypu u takiego krytyka, jakim jest Jakub Winiarski spowodowało autentyczny zachwyt. Ale oprócz tych dwóch, skrajności, mojej i Jakuba Winiarskiego, to już niewielu chyba pojmuje cel „dojebania” Dantemu.
Ale jest jeszcze Andrzej Sosnowski. Pal diabli jakąś nieważną ślonską babinę, jakąś bieńczycką. Ale Sosnowski!!!
Esej o ruchu dedykowany Andrzejowi Sosnowskiemu jest ostatnim utworem zbioru Próba drogi:

(…)Prawdziwie nieśmiertelny zostanie jedynie Dante,
lekceważąco nudny. Wobec wolnego rynku jadowitego
kciuka mający na swą obronę zwodniczy status klasyka.
Nuda wynika z bezruchu, a ten jak każda wieczność musi
pochodzić od Boga. I widać już, że Bóg musi być
księciem ciemności, bo królem słońca może być
tylko szaleniec, kładący na szalę

słonia przeciw ostatniej karcie.(…)

Reszta wieloczłonowego eseju (fakt, że poeta uhonorował drugiego poetę szczodrze niesłychanie długim tasiemcem) jest w podobnej konwencji filozoficznych rozważań na wzór średniowiecznych debat, ile diabłów mieści się na końcu szpilki. O ile tamte przynosiły przynajmniej konkretną korzyść Kościołowi, to tutaj nie wiem, do czego prowadzi ważenie słonia. Gry i zabawy słowne przynoszą korzyść, gdy autentycznie bawią.

Jest dużo symulacji postmodernistycznej i jak w każdym kierunku, są utwory z gruntu fałszywe, naśladowcze, wtórne i jałowe. Do tego przedziału zaliczyłabymWęgiel. Absolutnie niezrozumiały jest dla mnie zarzut krytyka, Jakuba Winiarskiego, jakoby oprócz tytułu, w tym tomiku wszystko jest świetne. Nie, tytuł jest taki sam jak i reszta, czyli idealnie wyrażający całkowite zniszczenie jakiegokolwiek sensu poezji.
Autor stosuje zresztą tę metodę na wszelki wypadek. W ten sposób nie można się do niczego przyczepić. Przypomina ucznia, który w klasie swoją elokwencją zagada absolutnie wszystkich i wszystko, i tak wszystkim lekcja minie. Oczywiście w moich czasach, kiedy edukacja nikomu nie była do niczego potrzebna, takie puste przebiegi były tolerowane przez Ministerstwo Edukacji, a nawet premiowane. Szczególnie na Śląsku, gdzie, jeśli się już w niemowlęctwie zapomniało w odpowiednim momencie noworodka walnąć w głowę, by odpowiednia ilość chłopaków była zdolna jedynie do fedrunku na dole, to uzupełniano to odpowiednią edukacją.
Czytając te uczone wersy, namaszczone bogatym słownictwem wikipedycznym i śladami przygotowań studenta pierwszego roku jakichkolwiek studiów do pierwszego egzaminu z jednego z programowych przedmiotów, z filozofii starożytnej, przypomniał mi się Ezra Pound, który też chciał wszystko zburzyć, pragnął make it new”, czyli likwidacji martwego brzemienia odziedziczonej tradycji, i napisać zupełnie wszystko od początku. Ale Ezra Pound będąc nawet w tej klatce, pozbawiony już zupełnie książek, pisał Pieśni a vista, korzystając ze swojej genialnej pamięci, a przede wszystkim ze wspaniałej edukacji, jaką posiadali wszyscy moderniści.
Jeśli podobnie, jak Ezra Pound, Ryszard Chłopek jest takim erudytą, to zastanawiam się, dlaczego te wiersze mają taki chichrający się ton wyższości człowieka – barbarzyńcy, który pęka ze śmiechu, jak na rysunku np. na greckiej wazie Zeus wcielony w byka np. wkłada.
Dlaczego dzisiejsza ironia postmodernistyczna, pozwalająca sobie wykpiwać, co się chce i zestawiać ze wszystkim, co wpadnie pod rękę, jest tak sztubacka i głupia?

Kategoria: Bez kategorii | 10 komentarzy »

komentarzy 10

  1. Ewa Bieńczycka:

    Tomikiem Ryszarda Chłopka rozpoczęłam tu cykl o poezji poetów Śląska.
    Wklejam przykładowy wiersz, gdzie podmiotem podmiotem lirycznym jest tytułowy węgiel, patronujący całemu zbiorowi.
    Poeta stara się w nim metaforycznie przedstawić los poety na Górnym Śląsku.

    Teraz zapuszczam się

    Teraz zapuszczam się w siebie, zjeżdżam windą na dół,
    aż po szklany korytarz, gdzie niosą moje serce; wiercą
    w nim, wkładają dynamit, gdzie kombajn leniwie
    szarpie kruszec tkanki.

    Tutejsi górnicy to ludzie spokojni i dobrzy,
    szanują pracę w dobie likwidacji kopalń,
    ale też nie ma tu przodowników, ciemnych
    tytanów pracy.

    Kto mnie kradnie na torach, kto mnie wrzuca do pieca,
    kto mnie rozwozi furmanką po skrzypiącym śniegu
    albo kto starym żukiem wpada teraz w poślizg,
    bo wiekowe opony nie słuchają drogi
    i cały ja
    leżę teraz w rowie.

    Czasem szyb pustoszeje, nawet nie brzdęknie winda,
    a ja wiszę na ścianach i ciągnę się jeszcze tak głęboko w ziemi.

    I jestem wszędzie gdzie jestem”,
    i mam jednak coś wspólnego ze sobą.

  2. Ewa Bieńczycka:

    Bohater tego wiersza – węgiel – jest zawiedziony.
    Wspomina czasy, kiedy coś znaczył, przeżywał prawdziwe przygody życiowe, ocierał się o kryminał, a przede wszystkim był ważny. Jak pamiętam słynną scenę w Misiu Barei, gdzie Szaflarska krzyczy: wongiel wongiel przywieźli. Od razu tu widać, że węgiel był czymś zupełnie innym w innych regionach Polski, niż na Śląsku.
    A więc metafora tego wiersza jest ze wszech miar celowa. Kiedy w Sieci Karol Maliszewski donosi o jakiejś nieprawdopodobnej na skalę światową nadprodukcji wierszy w dzisiejszej Polsce, to dawny monopol na tego typu produkcję śląską automatycznie, po politycznych przemianach, uległ zmianie, a wiersz dewaluacji.
    Niepokoi jednak, jak pogróżka, ostatni wers wiersza:
    I jestem wszędzie gdzie jestem”
    Może to oznacza, że poeta ze Śląska, mimo historycznej przegranej, ma możliwość jednak, dzięki swojej, zapewne dziedziczonej operatywności (Kto mnie kradnie na torach,/ kto mnie wrzuca do pieca,/kto mnie rozwozi furmanką po skrzypiącym śniegu/albo kto starym żukiem wpada teraz w poślizg,)zapewnić sobie miejsce w każdym ogólnopolskim konkursie, festiwalu i poetyckiej imprezie.
    I jestem wszędzie gdzie jestem mówi podmiot liryczny, który jest węglem: jestem wieczny, niezniszczalny, twardy i daję, jak żaden inny materiał, poetycki ogień.

  3. Ewa Bieńczycka:

    Utożsamienie się podmiotu lirycznego z węglem pozwala czytelnikowi na przeżycie jednostkowego i według Levinasa, całkowicie odmiennego od własnego, doświadczenia. Węgiel bowiem zjeżdża, dla celniejszej wiwisekcji samego siebie w dół kopalni, gdzie będą się nad nim znęcać narzędzia wydobywcze. Jednak ten akt, niemal podobny przeżyciu chrześcijańskiemu akt konsumpcji Drugiego, gdzie kombajn leniwie/szarpie kruszec tkanki./ ma o wiele jeszcze głębsze znaczenie.
    Węgiel, prometejsko z założenia – jako niekwestionowalne dobro – daje się boleśnie eksploatować, nie dlatego, że jest wartością, ale dlatego, że posiada serce: aż po szklany korytarz, gdzie niosą moje serce;. Czyli, że nie chodzi o jakieś proste nażarcie, jakiś pragmatyzm pozyskania towaru (węgla), ale chodzi o mistycyzm. Serce jest symbolem mistycznym i wieloznaczeniowym. Tu wkraczamy w tajemnicę przesłania tego wiersza: że poecie żyjącemu w dobie dyskursu nowoczesności, ponowoczesności i dekonstrukcji, nagle, jak feniksa z popiołów, wiersz urodził serce.

  4. Ewa Bieńczycka:

    Druga zwrotka tego wiersza skrótowo i esencjonalnie przedstawia tych, którzy węgiel, to niezaprzeczalne złoto, mistyczne i materialne, czyli potrafiące zaspokoić potrzeby ciała i ducha człowieka, eksploatują. Są to ludzie dzisiejsi, anonimowi animatorzy, niewidzialni i neutralni. Za określaną opłatą (pensję górnika czołowego, w dalszym ciągu wysoką), ale nie jak dawniej już, ale zwyczajnie, by nie być zwolnionym, a i się nie przemęczyć, dokonują eksploatacji, czyli wyniesienia węgla na widok publiczny, by go, jak Rafała Wojaczka ze słynnym powiedzeniem, że poetę trzeba używać, można było przysposobić do wyniesienia na salony. Autor słusznie zauważa, że w dobie likwidacji (czytaj Domów Kultury) kopalń jest coraz mniej, jak i coraz trudniej o pracę.
    (Nasz osiedlowy Edi, który utrzymuje trojkę dzieci i ciężarną zonę ze zbierania puszek po piwie naszych śmietnikach, przyszedł do nas, byśmy mu napisali podanie do kopalni. Gdy złożył, było sześćset któreś w kolejce, ale chyba nie dostał tej pracy, bo widzę przez okno, że w dalszym ciągu pracuje na powierzchni).
    Podobnie jest z otrzymaniem pracy w Domu Kultury na Śląsku. Jednak w tej zwrotce mimo wszystko odczuwam emanację ciepła wysyłaną przez podmiot liryczny do tych pracowników: to ludzie dobrzy i spokojni.

  5. Ewa Bieńczycka:

    Przedostatnia zwrotka mówi o tym, jak było dawniej. Autor w niej, jak już tutaj napisałam wyraźnie tęskni za minionym. W dobie wszechogarniającego nas postmodernizmu trudno się odnaleźć. Wprawdzie absolutny relatywizm, brak ocen, akceptacja i uznanie wszystkiego za równoprawne, gdzie każda wypowiedź ma swoje miejsce w przestrzeni kulturalnej, każda bez wyjątku wydrukowana wypowiedź poetycka jest wypowiedzią świetną, ponieważ jedynie możliwość wyrwania się z głębi kopalni daje tę wartość – węgiel śpiący w korytarzach jest milczący i potencjalny, a więc niedoceniony jest selekcją wstępną.
    Ale mimo wszystko, jak się wyrwie z kopalnianych korytarzy na powierzchnię, to już jest uznany. Dawniej mógł zabradziażyć, mógł pijany leżeć nie tylko w Domu Kultury, ale nawet i poza jego obrębem. Walczono o niego, kradziono go, palił w niejednym piecu. Wożono go różnymi śmiesznymi pojazdami dla urozmaicenia, po skrzypiącym śniegu.
    Dzisiaj jakoś się uspokoiło i wyciszyło. Ktoś na jakimś nieważnym blogu coś burknie, zachwyci się krytyk Jakub Winiarski i to wszystko. A jednak, jakże dużo. O tym jak dużo, są ostatnie wersy kończące wiersz.

  6. Ewa Bieńczycka:

    Zakończenie wiersza jest bardzo optymistyczne. Autor, mimo, że nie zawsze wydawcy dopisują i są przestoje w recepcji poezji Czasem szyb pustoszeje, nawet nie brzdęknie winda,/a ja wiszę na ścianach i ciągnę się jeszcze tak głęboko w ziemi., podmiot liryczny (węgiel) nie traci hartu ducha. I jestem wszędzie gdzie jestem” napisze biblijnie autor.
    Znamienne jest to pomieszanie wszystkich dostępnych dzisiejszemu poecie środków perswazji. Albo artysta się wypina na minione i ma to kompletnie za nic, to znowu kurczowo się trzyma przecież wątpliwych już w dobie dzisiejszej mniemań, jakoby Duch wiał kędy chce i przebywał tam, gdzie sobie upodobał, bo jest siłą wolną i dysponującą sobą. Ten okrzyk wolności na końcu wiersza jest o tyle optymistyczny, że daje czytelnikowi jakąś, nawet, jak mu nie wierzy, ulgę. Nie taką, że zasadność pisania wierszy jest w jakiś sposób możliwa do obronienia nie, ponieważ być może anachronizm kopalń ludzkość zastąpi bardziej humanitarnym sposobem pozyskiwania energii. Natomiast budzi nadzieję sama próba autorefleksji bardzo konkretnej, co w tym zbiorze jest niesłychanie rzadkie.
    Oprócz liryków – nieudanej próby zarejestrowania męsko damskiego rozstania (Na rozdartym pudełku po papierosach, Smutek, Ballada na rozstanie) oraz wierszy neoklasycznych, ten jedyny wiersz jest autentyczną próbą zdiagnozowania roli poety we własnej poezji, czyli potwierdzenie wersu: i mam jednak coś wspólnego ze sobą. kończącego ten wiersz.

  7. Marek Trojanowski:

    ewo, nie spodobały ci się teksty mirki szychowiak, a podbają ci się teksty chłopka?
    pobawmy się zatem w złego i dobrego glinę.

    jeszcze dzisiaj napiszę swój kontrtekst

  8. Ewa Bieńczycka:

    Z tych 10%, które pojmujesz z moich słów, wychwyć proszę o wiele większą dezaprobatę, niż z lektury poezji Mirki Szychowiak.
    O jej poezji napisałam tylko, że jest knajacka, prostacka, ale jest na rzeczy, bo jest z przeżycia.
    Natomiast w wierszowaniu Ryszarda Chłopka nie ma nawet przeżycia. Liryki o rozstaniu są chybione, nie przeżyte, podmiot liryczny tego wiersza nie pojmuje zjawiska rozstania, przeżycia identycznego jak zagłada świata z najkosztowniejszej gry komputerowej.
    Może myli to, że nie dałam kopa w jaja. Nie dałam, bo zapomniałam, a wiesz, jak się nie da w porę, to blog sam decyduje o neutralności. Zaraz zmienię.
    Weź pod uwagę ten komentarz, proponując mi zabawę, bo może reguły zawarte w niej nie maja sensu.

  9. Marek Trojanowski:

    ewo, zabawa to zabawa: ty piszesz, że A jest A, a ja o tym samym A, o którym ty piszesz, że jest A, napiszę że jest B

    co do rozumienia.
    w kontekście tego jak piszesz, tekst o chłopku (wraz z tytulem i bez kategorii) mógł śmiało robić za pean.

  10. Ewa Bieńczycka:

    Ha, ha! A ja się ciągle boję o moje okna.
    Wiesz, jak pisałam bałwochwalcze wstępy malarzom do katalogów, to pytałam ich na kolanach o co im w tych obrazach chodzi, bo ja nic tam nie widzę. I oni mi na to, że to rola odbiorcy – zobaczyć. Więc pisałam. W katalogach przecież nie można pisać krytycznie, to ma się sprzedać. Malarz ma zazwyczaj kilkoro dzieci z każdego małżeństwa, bo malarze to naród dzieciorobów i zawsze się rozliczają dopiero potem.
    Więc jak napisałam te moje odkrycia, co ja tam widzę, to było powtarzane nawet w gazetach, przy okazji dalszych wystaw. Tak funkcjonuje prostytucja słowna. Tak powstaje mit wielkiego artysty.
    Tutaj naprawdę piszę, co czuję. Naprawdę, z dużą przykrością, Mirkę Szychowiak poznałam osobiście, to wspaniała kobieta.

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?