.
Jeżeli filozofia ma być rodzajem kochania, to wyobrażam je sobie jako nieprzerwane trwanie między udami Uty Lepmer, kiedy ta siedząc na fortepianie (i przy jego akompaniamencie) śpiewała weillowskie Youkali. Taki rodzaj kochania, w którym estetyka miesza się z fizjologią; w którym dźwięk to m.in. jęk, krzyk, to bezwzględne zawieszenie głosu tak jakby dalszy ciąg nie istniał; w którym między ustami a skórą pojawiła się przepaść bezwzględna; w którym między podmiotem a przedmiotem istnieje przestrzeń ascetyczna, pierwotna zredukowana zaledwie do odcienia i kilku rzeczy; w którym kochanie jest technicznie perfekcyjne ale jednocześnie bezwzględnie nieobliczalne w kolejnych chwilach swego trwania.
Innymi słowy: jeżeli filozofia ma być rodzajem kochania, to musi być poezją. Sam Hegel także jako Hegel landmanowski kiedy wszelkie akademickie komentarze na chwilę ulegną zapomnieniu, przemówi jako poeta:
Dusza bez ciała nie byłaby niczym żywym.
I na odwrót. Zarodek nosi w sobie drzewo i
ma w sobie siłę jego, chociaż nie jest nim jeszcze.
Drzewo odpowiada całkowicie prostemu obrazowi
Zarodka. Jeżeli ciało nie odpowiada duszy
To musi być czymś nędznym.
/Hegel, Zas. fil. pr., 343/
Nie inaczej ma się rzecz z Martinem Heideggerem bożyszczem wszelkiej maści hermeneutów, którzy dali się uwieść urokowi daseinu.
Was besagt das Zeigen eines Zeichens?
Die Antwort ist nur dann zu gewinnen
Wenn wir die angemessene Umgangsart
Mit Zeigung bestimmen. Darin muss genuin
Auch seine Zuhandheit fassbar werden.
Welches ist das angemessene Zu-tun-haben
Mit Zeichen?
/Heidegger, S.u.Z., 79/
Historia filozofii uczy, że każdy filozof (o ile jest filozofem) jest poetą. Jednak problem z implikacją polega na tym, że jest jednokierunkowa. I tu pojawia się kwestia, która wymaga rozstrzygnięcia: czy każdy poeta jest filozofem? Albo inaczej: czy wartość prawdziwościowa zdania: Nie każdy, kto jest poetą jest filozofem jest 1 czy może 0.
Żeby zadość uczynić wszystkim błogosławionym, cichym, którzy łakną w domowych zaciszach sprawiedliwości, kwestię ową będę starał się rozstrzygnąć na przykładzie wierszy polskiego poety, o największych pretensjach filozoficznych. Poety, który domaga się doszukiwania w swoich tekstach oczywistych nawiązań do światowego nurtu heideggeryzmu; poety, którego tekstami zainteresowali się, fascynaci Heideggera oraz miłośnicy języka polskiego czyli: niemieccy hermenuci z Fryburga; poety, który przychodzi i odchodzi; poety, który domaga się by każdy jego tekst był komentowany na odcinku przynajmniej 50. postów; poety, który jest w stanie napisać 300 wierszy miesięcznie i się w ogólnie nie spocić w trakcie czyli na przykładzie wierszy Romana Kaźmierskiego opublikowanych w tomiku Sen odwykowy.
Wiersze Romana Kaźmierskiego, składające się na Sen odwykowy, są utrzymane w jednej poetyce, w której Kaźmierski tkwi od początku swojej drogi poetyckiej. To reporterskie migawki szybsze niż najszybszy istniejący flesz, zapisane w formie zdań doskonale autonomicznych, które następnie w dowolnych połączeniach składać się mogą na nieskończoną liczbę wierszy.
Z tomiku Sen odwykowy wynotowałem autonomiczne zdania zawierające spójnik albo (dlaczego z albo? dlatego, że jak nic nie wyjdzie z wątkami heideggeriańskimi, to może uda się z pierwiastkami kirkegaarderowskimi w poezji Kaźmierskiego):
Koniec października udaje początek świata / Albo koniec
(sen bajkowy)
Nadzieja / musi dużo trenować i tresować psa / dzieciństwa, żeby był szybszy. Niż samochód /
/ albo ta piękna dziewczyna / uprawiająca jogging i miłość francuską.
(sen dojrzały)
Bić albo nie bić. W twarz /albo kopnąć w kalendarz przemocy.
(sen gwałtowny)
Skończyć z ojczyzną / Da sobie radę albo nie
(sen odwykowy)
na wypadek upadku / albo wpadki
(sen relatywistyczny)
otwierając oczy albo odwrotnie
(sen telefoniczny)
Nie wiadomo / kiedy jest się za starym na to i owo / i za młodym żeby tak albo siak
(sen tradycyjny)
Żeby mi było bardziej do twarzy z twarzą. Albo / inaczej: zrozum mnie kiedy indziej, teraz jestem zajęty
(sen urodzinowy)
Mimo, że wersy / zdania / frazy Kaźmierskiego z charakterystycznym albo pochodzą z różnych tekstów składających się na tomik Sen odwykowy, w dowolnym połączeniu mogą śmiało funkcjonować jako osobny wiersz. Na przykład:
1)
sen albo sen
Koniec października udaje początek świata. Albo koniec
Nadzieja musi dużo trenować i tresować psa dzieciństwa,
żeby był szybszy. Niż samochód albo ta piękna dziewczyna
uprawiająca jogging i miłość francuską. Bić albo nie bić.
W twarz albo kopnąć w kalendarz przemocy. Skończyć
z ojczyzną. Da sobie radę albo nie na wypadek upadku
albo wpadki twierając oczy albo odwrotnie. Nie wiadomo
kiedy jest się za starym na to i owo i za młodym żeby tak albo
siak żeby mi było bardziej do twarzy z twarzą. Albo inaczej:
zrozum mnie kiedy indziej,teraz jestem zajęty
Jestem pewien, że każdy czytelnik znajdzie w tym zlepku coś dla siebie, coś czym się zachwyci, coś, co wprawi w rodzaj unikalnej refleksji. I za taką uniwersalność i autonomię wersów należy się Kaźmierskiemu pochwała. Każdy wers / fraza / zdanie, przez niego wymyślone ma taki stopień ogólności, że bez zgrzytów semantycznych funkcjonuje swobodnie w każdej istniejącej lub potencjalnej strukturze, jaką jest wiersz.
Pytanie jednak, na które staram się odnaleźć odpowiedź brzmi: czy każdy poeta jest filozofem (ewentualnie, czy zbiór potencjalnych falsyfikatorów dla zdania: nie każdy poeta jest filozofem, jest pusty). Czy tekst sen albo sen może funkcjonować w ramach specjalistycznego dyskursu filozoficznego?
Doświadczenie 1: (usuwanie enterów):
Koniec października udaje początek świata. Albo koniec Nadzieja musi dużo trenować i tresować psa dzieciństwa, żeby był szybszy. Niż samochód albo ta piękna dziewczyna uprawiająca jogging i miłość francuską. Bić albo nie bić. W twarz albo kopnąć w kalendarz przemocy. Skończyć z ojczyzną. Da sobie radę albo nie na wypadek upadku albo wpadki twierając oczy albo odwrotnie. Nie wiadomo kiedy jest się za starym na to i owo i za młodym żeby tak albo siak żeby mi było bardziej do twarzy z twarzą. Albo inaczej: zrozum mnie kiedy indziej,teraz jestem zajęty
Resultat:
Usunięcie enterów nie przyczyniło się do powstania tekstu filozoficznego.
Doświadczenie 2: (Interpunkcja sensotwórcza Piotra Czerniawskiego)
Koniec.
października udaje,
początek świata. A,
lbo koniec Nadziej,
a
musi dużo trenowa.
ć i tresować psa dz,
ieciństwa, żeby był.
szybszy. Niż samoc,
hód albo ta piękna d,
ziewczyna uprawiają:
ca jogging i miłość francuską. Bić albo nie bić.
W twarz albo kopnąć w kalendarz przemocy.
Skończyć z ojczyzną. Da sobie radę albo nie na
wypadek upadku albo wpadki twierając oczy a-
lbo odwrotnie. Nie wiadomo kiedy jest się za starym na to i owo.
i za młodym żeby tak albo siak żeby mi było bardziej do twarzy.
z twarzą. Albo inaczej: zrozum mnie kiedy indziej, teraz jestem.
Zajęty
Resultat:
już lepiej. Poetyka interpunkcji sensotwórczej Czerniawskiego sprawdza się. Początek tekstu i jego koniec mogą śmiało funkcjonować w sferze filozoficznej jako uwaga o charakterze alfaomegicznym. Jednak tekst jako całość, mimo niewątpliwego uroku, nie może równać się z najlichszym chociażby fragmentem z Die Fragmente der Vorsokratiker (Dielsa/Kranza).
O! Właśnie! Może należy spróbować odnaleźć istniejące, lecz zaginione analogie między poszczególnymi wersami Kaźmierskiego a zachowana spuścizną presokratyków?
Weźmy fragment Anaksymandra, i dla potrzeb dowodu przytoczę go w ojczystym języku Heideggera:
Anfang und Ursprung der seienden Dingen ist das Apeiron.
(DK, 12 B 1)
Z dzisiejszego punktu widzenie zdanie owo nie jest czymś niezwykłym. Jeżeli jednak uzmysłowimy sobie, że wymyślono je ponda dwa i pół tysiąca lat temu okaże się ono wynalazkiem na miarę koła.
Czy w tekstach Kaźmierskiego można odkryć podobne fragmenty, o podobnej wartości?
Przeszukując kolejne wiersze Kaźmierskiego czytelnik odkryje takie wersy:
Oszukujesz, czasie. Udajesz, że wystarczają prawdopodobieństwa
Człowiek człowiekowi widokiem. Zza szyby.
(sen zegarmistrzowski)
Niepokój z widokiem na mrok.
Zbliża się, oddala: jest.
(sen zimowy)
Wołanie, wywoływanie podobieństw
Jak w telewizji szeptać drukowanymi powtarzać ostrożnie kaleczyć językowe obcości.
(sen, dalsze ciągi)
a tu przykład rebusu, którego rozwiązanie będzie możliwe wówczas, kiedy ludzkość opanuje technikę wskrzeszania umrzyków, by dzięki temu powołać do życia Polaków, którzy rozpykali tajemnicę Enigmy:
Byle kto, pierwszy lepszy niż gorszy co dążył, nie zdążył Nawet na twoje milczenie się spóźnił
(sen nad ranem)
Podsumowując:
Kiedy Adorno przeczytał Heideggera napisał małą broszurkę: Jargon der Eigentlichkeit (GS, 6/1998), w której opisał mechanizm stosowany przez jego kolegę po fachu. Jego zdaniem zaskakujące neologizmy, zaskakujące mutacje związków frazeologicznych, które uczyniły z języka niemieckiego język heideggerianisch maja tylko jeden cel: oszukać czytelnika, by przemycić jakąś tam ideologię.
Nie podejrzewam Romana Kaźmierskiego, by przemycał jakąkolwiek ideologię jako poeta. Ale uważam, że te 5000 zdań, które wymyślił i w oparciu o które konstruuje kolejne swoje niezliczone teksty, mają jednak heideggerowską implikację: oszukują czytelnika, ogłupiają by nie spostrzegł się, że autor, który je wymyślił nie ma nic do powiedzenia. Każdy kolejny tekst, który publikuje Kaźmierski w oczekiwaniu na nieśmiertelność, na objawienie się całemu światu w heideggerowskim Lichtung potwierdza ową tezę. Ani Jan Trach ani nrml ani żadne inne wcielenie nie wymknie się z pułapki żargonu Kaźmierskiego.
22 grudnia, 2008 o 23:17
Co Wam, chłopaki? Pułka Pola Raksa i Adrianna Sklenarikova a Ty – Ute Lemper? To już prawdziwej kobiety nie ma na świecie?
Co do nrml …, to chyba jesteś ekspertem, podczytywałam Twoje analizy na rynsztoku. Ze wszystkim się zgadzam, co piszesz, chociaż ja, zbliżona pokoleniem do tego nieszufladowego poety dodałabym jeszcze od siebie parę zupełnie innych uwag.
Wiesz, za moich czasów była taka metoda pozornej ucieczki od rodziny, a nie było tak łatwo jak dzisiaj. W kawiarniach nie było miejsc, rozwieść się nie dawało, bo Partia źle na to patrzyła i w kadrach od razu odnotowywano. Ojcowie rodzin uciekali więc do garaży, jeśli je mieli, a zazwyczaj średnia inteligencja miała garaże gdyż było dużym prestiżem mieć garaż, a stosunkowo niewielki wysiłek go wybudować. Więc faceci zaraz po przyjściu z pracy i podaniu przez żonę obiadu uciekali do swojego garażu i tak rozkoszowali się wolnością.
Mimo, że Roman Kaźmierski jest emigrantem i mieszka od dawna w wolnym kraju o którym ja mogłam tylko marzyć, to jednak czytając te wiersze cały czas mam uczucie, że są pisane w garażu. To jest wyjątkowo zniewolona poezja, zresztą bardzo dobrze ją wypunktowałeś. Myślę, że jest ewidentnym i klinicznym przykładem nerwicy natręctw, szczególnie, że myszy pojawiają się kilkakrotnie, czyli w dalszym ciągu to samo: świat jest zaprojektowany i zrobiony przez myszy i Roman Kaźmierski o tym dobrze wie, jak większość polskich poetów. Ot, masz odpowiedź, czy poeta musi być filozofem. Musi:
SEN MYSI
Chociaż nie zaczęła skrobać
budzi mnie mysz w okolicy bólu (skóra,
mięso, kości)
Pora zamówić wizytę u
lekarza ale co mu powiem?
Że niedługo się zacznie? Początek? Koniec? Budzi
mnie twój sen w którym wszystkie ciała są zajęte
Budzi mnie październikowa mgła za szczelnie
zasłoniętym oknem To przez pogodę, przez wojnę w
TV przez rozpacz oszczędzaną na czarną godzinę
Zasnę kiedy zatrzaśnie się stalowa ramka na strychu,
miażdżąc kark głodnej mysiej bezsenności
I w wierszu SEN DZIECINNY:
(…)Rozkrusz mnie, rozsyp
dla tamtejszych myszy(…)
Ale jeszcze trzeba być artystą.
23 grudnia, 2008 o 9:38
ewo, w świecie literackim należy łagać. Łagać odnśnie preferencji seksualnych, łagać w kwestii upodobań estetycznych – przeciwnym razie, bez blagi, bez blichtru jako autentyczna nie będziesz się nadawała do środowiska ciumciów-pumciów. zwróć uwagę, że każdy nowicjusz w tej dziedzinie natychmiast wybiera jakąś stylizację:
1) buntownika
2) amfetaminowca-buntowanika
3) mędrca
4)wiecznego mędrca
itp.
wszystko jest tak transparentne, że aż tragikomiczne. wyobraź sobie: budzisz się rano, idziesz normalnie zrobić kupę, słuchasz RMF FM podśpiewując sobie hicior Robaczewskiej o tym, że warto w życiu być tylko sobą (zwróć uwagę, że w dzisiejszych czasach nie kto inny, ale właśnie Robaczewska śpiewa protestsongi, gdy inni artyści samogwałcą się rykiem i wyciem do mikrofony w przekonaniu, że uprawiają nie jakąś zwykłą sztukę, ale ART!)aż tu nagle dzwoni ktoś do drzwi.
Natychmiast porzucasz zwykłe rytuały, biegniesz do szafy wyciągasz długą czarną kieckę ala Diva Operowa, zapalasz kadzidełka, chowasz Galę i Panią Domu, a wyciągasz taką Lampę i wołasz: „Już, już! Chwilunia!”. Poprawiasz czuprynę przed lustrem i już masz otwierać przekręcić zamek, gdy uzmysławiasz, że nie masz tych długich rękawiczek do łokcia założonych (nie wiem jak się one nazywają).
szast prast i już masz rękawiczki. teraz możesz otworzyć.
Drzwi staja otworem a tam pan dozorca przynosi karteczkę z decyzja o tym, że należy oszczędzać wodę, bo kryzys światowy i te sprawy.
kwitujesz. zamykają się drzwi, a ty co robisz? jesteś artystką? nie! idziesz do kibelka kontynuować przerwaną defekację i teraz, kiedy się koncentrujesz dopada cię wielkie „UFFFFFFF” – uf, jako wyraz ulgi. Nie dlatego, że kupa się wyjątkowo udała, ale dlatego, że uzmysławiasz sobie, że zapomniałaś zmienić stację z ulubionego RMF-u na ambitny program II polskiego radia.
na szczęście nie odwiedził cię żaden ze znajomych artystów, ale dozorca. inaczej wszystko by się wydało.
co chce powiedzieć:
chcę powiedzieć tylko tyle, że o 100000 razy lepiej czuł bym się między udami Dody (Doroty Robaczewskiej) niż sflaczałymi, wychudzonymi, wystylizowanymi girami Ute Lemper. Tysiąckroć większa przyjemność sprawiłaby mi penetracja odbytu polskiej popgwiazdy niż germanskiej divy.
zobacz na te pośladki – one sa nieporównywalne, tak nieporównywalne jak głosy owych pań.
jednak nie wypada zwierzać się z autentycznych pragnien w tak naszpikowanej stylizacją sferze, jaką jest świat literacki. można wyjść bowiem na durnia, cudaka w świecie, w którym wszyscy czytają balzaków, prustów, ałdenów, w ktorym jedyna słyszalna muzyką, oprócz chórów anielskich są mocartowskie marszruty i szopenowskie obertasy – do znudzenia, do znudzenia. nieporównywalne, tak nieporównywalne jak głosy owych pań.
23 grudnia, 2008 o 13:16
Ach, to wszystko strata czasu. Marku uwierz, każda nerwicowa mistyfikacja to strata, ja myślę, że wszystkie aberrację wielkich literatów były autentyczne, a jeśli nie były, to oni nie byli wielcy. W sumie przy wybiegach socjotechnicznych zawsze się wychodzi na zero jeśli nie poniżej zera i wtedy trzeba żerować na kimś, by ten ubytek zapłacił. Cudowne, że jesteśmy inni i to sztuka ma dać temu wyraz. Jak się kłamie, to się zapomina, co się skłamało i dlatego się nie opłaca kłamać.
Nie mam niestety tak barwnych przykładów jak Ty, noszę ciuchy ze studiów jeszcze, bo kocham stare ciuchy i się przywiązuję, a nie bardzo się zmieniłam w wymiarach ciała. Nasz osiedlowy cieć jest bardziej artystyczny niż ci potencjalni artyści, przed którymi miałabym odstawiać taką zgrywę. Wiesz, ja kocham Oscara Wilde a, ale estetyzm tylko w jego wykonaniu, estetyzm nowobogackich i yuppie mnie odstręcza.
W szpitalu mąż poznał młodego absolwenta polonistyki i chciał go jakoś zachęcić do netoweego pisania blogowego ze mną, ale jak do męża przyszłam, to go już wypisali. I po wymianie listów miałam się z nim w kawiarni spotkać. Wysłałam mu więc zdjęcie z tego szpitala, gdzie się położyłam na łóżku męża, by wiedział, jak wyglądam i skąd mnie zna. I on się przestraszył i napisał mi, że ma spotkanie z dyrektorem gimnazjum odnośnie pracy w czasie gdy byliśmy umówieni, więc do spotkania nie doszło.
I kilka dni temu pisze do mnie życzenia. Ja mu, jak mu się w tej szkole pracuje. On, że ani w szkole nigdy nie miał pracować, ani się ze mną umawiał.
23 grudnia, 2008 o 22:39
ewo, mistyfikacja to żadna strata czasu – to sztuka, w której gra się rolo kogoś innego, ale gra się ową rolę niezwyczajnie – bo tak przekonująco, że nawet aktor, który gra wierzy, że jest bohaterem, postacią, której rolę odgrywa. rozumiesz, to jest pokusa, odwieczna zaraza, kpina psyche i erato z człowieka – daj mu uwierzyć, że jest inny, bo wówczas będzie inny.
ty, ja, każdy, kto to czyta ulega temu mirażowi. zakładasz licealne ciuchy – ale gdyby verasce, dolce albo inny master of moda uszył tobie szmatki pewnie nie założyłabyś licealnej kiecki – choćbyś w niej cnotę straciłą gdzieś tam na dyskotece.
to jest stylizacja, każdy z nas w niej się mieli, a stylizacja każdego z nas miele.
24 grudnia, 2008 o 0:06
Tak, w pewnym sensie sytuacja czyni złodzieja i Internet czyni poetę, czyli miej więcej to samo. Oczywiście siermiężność komunistyczna nie była żadną propozycją i konkurencją, nawet jak była młoda. Nie mam sentymentu do tych czasów jednak ubierałam się wtedy na ciuchach w Przemyślu i to były ciuchy z paczek amerykańskich, dzisiaj bardzo modne i mające swój styl i smak. Nie wiem jak to jest w ciuchach markowych. Jestem jak najbardziej za nie marnowaniem i jeśli przydarza się losowo taka obfitość, to przecież asceza jest grzechem.
W sztuce splendor i przekraczanie dionizyjskie jest koniecznością, bo artysta zawsze jest jednak człowiekiem smakowitym i smakującym.
Ale mistyfikację i jej potrzebę to myślę, że jednak determinuje osobowość. Prawda artystyczna będzie i tak w przesadzie, jak i w niedopowiedzeniu. Oczywiście bez przetworzenia wszystko jest niestrawne, nie tylko kartofle. Człowiek też. Ale nie każdy potrafi siebie dobrze przyrządzić i już lepiej, by robił z siebie potrawę prostą, by był strawny chociaż dla otoczenia.
Dostałam właśnie maila, że przesadzamy i jesteśmy okrutni dla starych ludzi, którym podobno należą się z racji wieku jakieś szczególne przywileje. Więc Marku, odgrywaj starca, a będą Cię kochać i bronić. Dobry aktor to artysta.