Psychopatologia społeczna (23) Biurokracja i tylko jedno pytanie, które może coś zmienić

17 stycznia, 2008 by

Kurwa, kurwa, kurwa! kląłem w duchu. Nie przeklinałem własnej naiwności, wiary w spotkanie człowieka, która była motorem każdego mojego działania. Bynajmniej. Moje introwertyczne kurwowanie spowodowane było świadomością, że nie zdążę zadać wszystkich pytań inżynierowi, a które kłębiły mi się w głowie. Między małżowiną prawą a małżowiną lewą rozciągała się teraz cała metafizyka interrogatywna. Pytanie, za pytaniem. Pytanie na pytaniu. Pytanie pod pytaniem. I to wszystko oplecione wielkim znakiem zapytania. Kurwa, kurwa, kurwa…
– Wracamy powiedział inżynier przerywając mój kurewski maraton.
– Mam jeszcze tyle pytań, tyle…
– Wiem, ale ty wiesz, że nie masz już czasu na wszystkie odpowiedzi przerwał inżynier podnosząc się z kamienia Pomyśl sam, co by ci one dały?
I tak oto drogi czytelniku inżynier wzbogacił moją prywatną metafizykę interrogatywną. Kolejne pytanie do kolekcji. Wstałem. Inżynier cały czas uważnie na mnie spoglądał. Widocznie byłem dla niego wdzięcznym obiektem dla obserwacji. Reliktem. Dinozaurem epoki ludzi, która zakończyła się wraz z skonstruowaniem nowego słońca. Ja sam zdawałem sobie cały czas sprawę z tego, że nie pasowałem do tego świata, tych ulic, marketów, biurowców nie wspominając o garniturach. Opór wewnętrzny budziły we mnie nawet najdrobniejsze codzienne rytuały. Od śniadania począwszy, przez mycie zębów a skończywszy na zamykaniu drzwi mieszkania. Jednak przez cały czas sądziłem, że to wina nieprzystosowania, choroby, jakiejś odmiany psychopatologii. Nigdy bym nie przypuszczał, że jestem jedynym przedstawicielem świat ludzi w świecie ludzi bez ani jednego człowieka. Jak mogą współistnieć takie sprzeczne rzeczywistości? Czy jest trzecia metarzeczywistość, w której owa sprzeczność może trwać i trwać? pytania w mojej głowie zmieniały się jak w kalejdoskopie. Nieskończone wątpliwości okraszone pytajnikami przerodziły się poczucie bezsilności. Ze zwieszoną głową, ciężką od myśli, stałem tak przed inżynierem, czekając aż wyda rozkaz do ostatniego marszu.
– Dobrze. Odpowiem ci na jedno, ale tylko jedno pytanie. Jesteśmy ci to winni, w końcu od wieków kończysz zawsze w ten sam sposób. Ale pamiętaj, wybierz dobrze, bo to tylko jedno pytanie, na które będzie tylko jedna odpowiedź powiedział inżynier, który widocznie starał się mi ulżyć.

[………………………………………………………………………………..] tu, między nawiasami, zostawiłem dla ciebie drogi czytelniku, miejsce na jedno tylko pytanie. Ja sam nie miałem odwagi, by je zadać. Ty jednak, dzięki właściwemu wykorzystaniu wykropkowanej przestrzeni, możesz stać się taki jak ja, drugim Sok Ratesem. Oczywiście, że to wymaga odwagi, ona będzie początkiem. Dzięki niej zmieni się perspektywa mikro i makro. Pojawi się dystans, odcinek złożony z niezliczonych punktów pytań, który nie będzie tylko odległością mierzoną liczbami, ale przede wszystkim refleksją nad. Wtedy ani się spostrzeżesz, a staniesz się człowiekiem.

Spotkanie się zakończyło. Spojrzałem ostatni raz na wszystkich inżynierów, pławiących się w cieniu. Wiedziałem, że widzę ich ostatni raz. Właściwie to jedno z ostatnich moich spotkań w ogóle. Pla, która od jakiegoś czasu stała się moją nierozłączną towarzyszką, pociągnęła mnie za rękę i powiedziała:
– Wracamy. Teraz czeka cię proces.
Posłusznie udałem się za nią. Wracaliśmy tą samą ścieżką wyłożoną czarnym bazaltem. Zupełnie otumaniony co najmniej czterema miliardami pytań nie zwracałem uwagi na Ple, ani na kierunek marszu. Wlepiając wzrok w kostkę brukową, pogrążony w apatii zmierzałem do wejścia z drabinką, by ponownie przebyć cały labirynt korytarzy, zaułków, niezliczonych drzwi i mrowiska osób w garniturach, które się w nim nieustannie przewijały. Nie zwróciłem uwagi na to, że Pla, moja funeralna przewodniczka zatrzymała się, a ja ciągle szedłem i szedłem, zostawiając ją w tyle.
– Nie tam! dobiegł mnie jej krzyk Wracaj!
Zatrzymałem się. Odwróciłem i dopiero teraz zauważyłem, że stoi ona przed małymi drzwiami, których wcześniej nie zauważyłem, bo zasłaniały je krzaki. Podszedłem do niej. Pla powiedziała:
– Pójdziemy na skróty.
– Jak to na skróty? Dlaczego nie przyszliśmy tu skrótami, tylko ciągałaś mnie po korytarzach, skoro jest droga na skróty? zapytałem.
– Bo skrót jest tylko w jedną stronę. Stąd na dół odpowiedziała i zaczęła coś majstrować przy przyciskach, które znajdowały się obok. Po chwili drzwi się otworzyły, Pla weszła do środka.
– No dawaj! ponagliła mnie. Wszedłem za nią. Za sobą usłyszałem szmer zamykających się automatycznie drzwi i poczułem dziwne uczucie, coś jakbym spadał z dużej wysokości. To na pewno musi być winda pomyślałem. Pewnie się w tej chwili dziwisz drogi czytelniku. Zadajesz sobie pytanie: Jak to? On nie jechał nigdy w życiu windą? Niemożliwe!. Otóż powiadam ci, że nigdy nie korzystałem z windy. Zresztą sam powiedz: czy widziałeś kiedyś w windzie gościa odzianego tylko w majtki z namalowanymi czerwonymi krasnoludkami? Wszystkie windy, oprócz tej jednej, drogi czytelniku, zarezerwowane są tylko dla istot w uniformach lub towarów. Zresztą, zgodnie z tym, co usłyszałem na dachu od inżyniera, nie ma żadnej różnicy między zuniformizowaną jednostką a towarem. Jedno i drugie jest wartością ekonomiczną.
Ale wracając do mojej pierwszej podróży windą. Kiedy ochłonąłem trochę z pierwszego wrażenia zapytałem:
– Powiedz mi, co to za budynek, który ma skrót, działający tylko w jedną stronę?
– Nazwaliśmy go BIUROKRACJĄ odpowiedziała To jeden z bardziej udanych naszych projektów. Skutecznie oddziela nas, inżynierów, od świata, który zaprojektowaliśmy. Czysta, zracjonalizowana, podporządkowana niemalże całkowicie prawom matematyki konstrukcja, w której każdy, bez wyjątku się gubi. Trzeba wiele wysiłku, żeby ją przebrnąć. Taki system liczbowy, w którym każda cyfra czy liczba powiązana jest z każdą następną. Tworzy to tak niebywałą strukturę, że już na poziomie dziesięciu zaczyna tracić się orientację w możliwościach połączeń. Ale, co ważne, na każdym poziomie obowiązuje ta sama zasada działania.
– Nie rozumiem. Możesz jaśniej? zapytałem.
– No to powiem ci, jak to działa w praktyce. Wchodzisz do BIUROKRACJI. Idziesz do portiera i pytasz, bo masz jakiś problem. Ten ci wskazuje jedne drzwi. Wchodzisz, a tam cię informują, że musisz się udać do drzwi następnych. W następnych spotyka cię analogiczna sytuacja. Kiedy dochodzisz do piątych drzwi, ktoś cię informuje, że takie rzeczy załatwiane są w pokoju numer jeden, w którym przecież byłeś. Wracasz. Tam słyszysz, że to na pewno nie tu, i zostajesz odesłany tym razem do drzwi numer dziesięć. Z dziesiątki wracasz do siódemki, z siódemki idziesz do czternastki, ale musisz się wrócić do szóstki, bo do niej wrócić musisz, by dostać się do siedemnastki. I tak cały czas, bez końca. W zasadzie nikt nie przechodzi na poziom trzydziesty, tracąc siły w okolicach dziewiętnastki. A wyobraź sobie, że trzydziestka to zaledwie początek skwitowała uśmiechając się ironicznie.
– No a ten skrót. Dlaczego działa w jedną stronę? Dlaczego nie wjechaliśmy do inżynierów windą, tylko szliśmy i szliśmy godzinami?
– Bo BIUROKRACJA ma ustalony sposób działania. Nie ma tu miejsca na żaden wyjątek, bo łatwo sobie wyobrazić, co by się stało z ogrodem, który zobaczyłeś, gdyby nagle wszyscy dowiedzieli się o prostej drodze do góry. Każdy by chciał korzystać z tego skrótu. Każdy, bez wyjątku.
– To znaczy, że także wy, inżynierowie podlegacie regułą działania swego projektu powiedziałem.
– Oczywiście. Każdy inżynier, który buduje most, buduje go nie po to, by skakać przez rzekę, ale po to, by mostem przez nią przejść.
– Ale oni tu nie schodzą. Oni siedzą cały czas w cieniu, w ogrodzie. Tylko ty jedna…
– Bo moim zadaniem jest przerwała mi Pla szukanie człowieka, dlatego schodzę na dół. I tylko dlatego, nie ma żadnego innego powodu.

Zamyśliłem się. Skrót, który prowadzi tylko w jedną stronę; BIUROKRACJA i te jedynki, piątki, trójki, siódemki i tak w nieskończoność; miliony połączeń możliwych; to było dla mnie zbyt wiele, żebym mógł to ogarnąć.

– Opowiedział ci o kinie? zapytała Pla po chwili milczenia.
– Tak odpowiedziałem, ocknąwszy się z zadumy A o co chodzi?
– A pamiętasz ktosia i jego rękę?
– Tak.
– To łatwo się domyślisz, dlaczego jestem jedynym inżynierem, który co jakiś czas staje się częścią projektu.
– Ale… chciałem jeszcze o coś zapytać, gdy nagle otworzyły się drzwi windy. Wyszliśmy i natychmiast otoczyło nas stado wbite w garnitury. W tej chwili nie było już czasu na nic. Zmierzałem wprost do swojego przedustawnego końca.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?