Psychopatologia społeczna (20) Drzwi czwarte

13 stycznia, 2008 by

– Słuchaj powiedziała locha do uczennicy, gdy stały jeszcze przed drzwiami Tu nie wolno ci o nic pytać. Będziesz cały czas przysłuchiwać się rozmowie, ale nawet kwiknąć ci nie wolno. Nie możesz też nikomu mówić, że tu byłaś, ani o tym, co usłyszałaś.
– Świniom ze szkoły też? zapytała.
– Zwłaszcza im. To miejsce jest tajne, a to, co tu usłyszysz ma najwyższą klauzulę tajności.
– Dobrze.
Locha jeszcze przez chwilę uważnie spoglądała na prymuskę, by upewnić się, że ta nie ma żadnych wątpliwości co do charakteru pomieszczenia, do którego zaraz miały wejść. Następnie zapukała do drzwi: puk, pukpuk, puk, puk, pukpukpuk. Zorientowałem się, że to był jakiś umówiony kod. Miałem rację. Okazało się, że drzwi nie otworzyły się natychmiast, tylko ktoś od środka odpowiedział podobnym kodem: pukpukpuk, puk, puk. Na co locha odpukała: pukpuk, pukpuk. Dopiero teraz słychać było charakterystycznych szczęk zamka i zgrzyt rozsuwanych sztab, po czym ktoś otworzył ciężkie, pancerne drzwi. Świnie wraz ze mną weszły do środka. Nie zdążyłem jeszcze ogarnąć całego pomieszczenia, gdy usłyszałem cichy głos prymuski, która szeptała do lochy:
– Tu jest profesor Knurkrwiożerczy i pani od kultury profesor Totalnaświnia. A tam wskazała dyskretnie w kąt pomieszczenia siedzi profesor Aleśsięześwinił, z nim mieliśmy zajęcia z etyki. Obok niego siedzi profesor Linguoświń, który uczy nas języka władzy. W kącie…
– Cii, kwii, kwii przerwała jej sykiem locha Mówiłam, że nie możesz się odzywać ani słowem.
Zebrane w tajnym pokoju świnie zauważyły obecność gości. Trochę poirytowane, że przerwano im rozmowę skarciły stanowczym spojrzeniem przybyszów i wróciły do konwersacji.
– Koleżanki i koledzy odezwał się nagle jedna ze świń sukces ORTP i OITP jest tylko połowiczny. Okazało się, że oprócz teorii panowania potrzebujemy także systemu politycznego, który byłby nie do obalenia, który nie tyle wytrzymałby wszelkie rewolucyjne wstrząsy, bo wiemy, że to niemożliwe, ale takiego, który uniemożliwiłby wszelki bunt. Już teraz z trudem radzimy sobie z przypadkami oporu. Coraz więcej świń stadnych przerabiamy na kaszankę, ale to nie powstrzymuje innych. Od lat nad tym zagadnieniem pracujemy. Jednak idzie to nam zbyt wolno i obawiam się, że możemy nie zdążyć. A wówczas koniec z nami.
– Tak, koleżanka Totalnaświnia ma rację powiedziała inna Musimy szybko coś wymyślić, bo czas nagli. W świecie zewnętrznym nie pozostało już nic do jedzenia. To tylko kwestia czasu zanim stado zorientuje się, że programowi rozpłodu towarzyszy tajny plan sukcesywnej rzezi, by było co jeść. Nie ma co się oszukiwać. Nawet najbardziej racjonalistyczna teoria władzy czy też najbardziej irracjonalistyczna sama nie wystarczy. Przeciwko każdej władzy można się zbuntować. My to wiemy, dowie się o tym za jakiś czas także stado. Potrzebujemy niefalsyfikowalnego ustroju politycznego, o którym przed chwilą wspomniała koleżanka Totalnaświnia. Nie wiem jak wy drogie koleżanki i koledzy, ale ja nie zamierzam skończyć w puszce jako konserwa.
– Racja, racja! Musimy działać! przyznały pozostałe, pośród których zapanowało nagłe poruszenie.
– Ciągle będę twierdził odezwała się sędziwy profesor Knurkrwiożerczy że może nam pomóc historia człowieka. Mamy taki sam problem jak ludzie, a mianowicie nasza władza jest konkretna.
– Pan, drogi kolego, z pana sentymentem do historii człowieka to chyba nam nie pomoże skrytykowała go Totalnaświnia.
– Przeciwnie odezwała się naczelniczka, obok której ciągle stałem Zawsze byłam przekonana i o tym też powtarzam swoim uczennicom, że od człowieka możemy się wiele nauczyć. Sądzę, że powinniśmy pozwolić profesorowi Knurowikrwiożerczemu powiedzieć o swoim pomyśle.
– W sumie, to nie mam nic do stracenia zgodziła się Totalnaświnia proszę mówić panie kolego.
Knurkrwiożerczy zapalił fajkę. Pierwsze pyknięcie, drugie i trzecie. To znak, że tytoń w fajce zajął się równo i można było bez przeszkód rozpocząć wykład. Poprawił się, by wygodnie w fotelu, po czym powiedział:
– Jedynym możliwym ustrojem, który zagwarantuje nam ciągłość panowania nad stadem jest ustrój demokratyczny.
– Jak to? wtrącił się nagle profesor Aleśsięześwinił Tyle uczę o wartościach i cały czas staram się wybijać swoim uczniom z głowy takie kategorie jak równość, wolność, by nagle właśnie ustrój demokratyczny miał być magicznym środkiem dla zapewnienia continuum naszej władzy? Pan chyba postradał zmysły! skwitował.
– Tylko demokracja… chciał coś odpowiedzieć Knurkrwiożerczy, gdy przerwał mu etyk:
– Ja też znam świetnie historię przedrewolucyjną. Chyba zapomniał kolega o przypadku weimarskim!
– Spokojnie, spokojnie wtrąciła się naczelniczka Możecie koledzy się jeszcze tak długo licytować, ale tak to niczego nie wymyślimy. Pozwólmy profesorowi Knurowikrwiożerczemu wypowiedzieć się do końca.
Zdaje się, że jej interwencja odniosła skutek. Świnie uspokoiły się i nastawiły wyłącznie na słuchanie. Nawet profesor etyki, który zdawał się być największym przeciwnikiem adaptacji pomysłów człowieka dla potrzeb świńskiej rzeczywistości porewolucyjnej postanowił wszelkie krytyczne uwagi zachować na koniec.
– Proszę kontynuować profesorze powiedziała Totalnaświnia. Knurkrwiozerczy poprawił się jeszcze raz w siedzeniu, pyknął fajkę by dodać sobie animuszu i kontynuował:
– Tak więc, jak już powiedziałem, kluczem do rozwiązania naszych problemów jest demokracja. Tylko ten ustrój, raz wprowadzony, zagwarantuje ciągłość władzy. Tym samym my i nasi następcy będziemy nietykalni, a stado choćby nie wiem jak było rozjuszone, nigdy nie rzuci się na nas w rewolucyjnym szale. Z prostego powodu, bo nas nie będzie!
– Jak to? Mamy zrezygnować z władzy? zapytała Totalnaświnia, która przyjęła na siebie obowiązek moderatora dyskusji.
– Przeciwnie. Dalej będziemy pławić się w luksusach i przywilejach, jednak dla stada, które będzie pozostawało pod naszymi rządami, będziemy niewidoczni, po prostu dla nich nas nie będzie. Nie trzeba odwoływać się do specjalnych analiz, by stwierdzić, że aby trafić w dziesiątkę na tarczy, to nie tylko dziesiątka musi na tej tarczy być, ale przede wszystkim musi istnieć tarcza, na której ta dziesiątka będzie.
– Co to ma do rzeczy? wtrącił Aleśsięześwinił, który nie mógł pohamować swego krytycyzmu wobec wszelkich świńskich koncepcji o rodowodzie antropologicznym.
– No właśnie okazuje się, że ma. Otóż w każdym ustroju politycznym, w którym władza jest konkretna, nieważne czy jako zgromadzenie, instytucja czy może jako jednostka, w sytuacjach rewolucyjnych jest właśnie taką dziesiątką i jednocześnie tarczą strzelniczą, do której można strzelać, dopóki się w nią nie trafi. Co więcej, każda władza konkretna ma to do siebie, że można się przeciwko niej zwrócić. Co innego, gdyby jej nie było. Wówczas nie można wystąpić rewolucyjnie przeciwko czemuś, czego nie ma. W ogóle żadna rewolucja nie będzie miała racji.
– Kolego Knurzekrwiożerczy, co kolega chce nam przez to powiedzieć? zapytała naczelniczka.
– Tylko i aż tyle, że systemy panowania ORTP i OITP, które wprowadziliśmy na różnych etapach rozwoju stada, są wbrew pozorom zawodne.
– Tego jeszcze nie wiemy ripostowała Zgoda, że OITP okazał się być nie doskonały w powszechnym użyciu, ale przecież współczynnik rozwoju zmysłu krytycznego i racjonalizmu w stadzie, został przez nas przewidziany i na czas przygotowaliśmy ORTP. Nie możemy powiedzieć, że ten system jest zawodny, ponieważ póki co, on jeszcze działa i ma się dobrze.
– Koleżanka wie równie dobrze jak ja i wszyscy w tym pokoju, że współczynnik, o którym
koleżanka wspomniała zakłada stały procent jednostek aracjonalnych w stadzie odpowiadał cierpliwie Knurkrwiożerczy Wiemy także, że nie można tego procentu zlikwidować, bo nawet stosując wielokrotne oczyszczenie stada, odsetek głupoty w nim będący jest stały.
– To fakt odezwała się Totalnaświnia Wielokrotnie przeprowadzaliśmy akcje oczyszczające i nic. Nawet obowiązek edukacji nic nie wskórał i niewiadomo jak bardzo racjonalna byłaby społeczność stada, to i tak ilość głupoty jest w niej stała.
– A to spowoduje ciągnął Krwiożerczy że prędzej czy później ta właśnie grupa aracjonalna zwróci się przeciwko władzy wyprowadzonej ze zdania elementarnego przy użyciu teorii liczb. Locha stanie się przedmiotem ataku.
– Ale każdy buntownik w ramach ORTP uznany zostanie za głupca! próbowała bronić tezy o nienaruszalności panowania w systemie racjonalistycznym naczelniczka.
– Głupcom to nie będzie przeszkadzało skwitował sarkastycznie Aleśsięześwinił, który nagle wtrącił się do dyskusji i dodał:
– Niestety, tu muszę koledze Krwiożerczemu przyznać rację. Bunt polityczny jest możliwy, gdy można się zbuntować pozytywnie, to znaczy zbuntować się przeciwko czemuś. Jeżeli mowa o buncie w ramach stada pod panowaniem naszej władzy, to jasne jest, że będzie on skierowany przeciwko nam jako władzy. Nie będzie inaczej. I nie należy wierzyć w to, że pomoże kolejna matematyczna eksplikacja. Żaden z głupców-rewolucjonistów, atakujących superracjonalistyczną władzę nigdy wszak nie uwierzył w racjonalność matematyki. Gdyby było inaczej nigdy nie zbuntowałby się, co właśnie uczynił. Nadejdzie klęska, nie ma co się oszukiwać.
– Kolego Aleśsięześwinił, fatalizm nam nie pomoże, musimy szukać rozwiązania powiedziała stanowczym tonem Totalnaświnia Profesorze Kunrzekrwiożerczy, proszę mówić dalej.
– Nadchodzi burza i tu zgadzam się z moim największym krytykiem powiedział Knurkrwiożerczy spoglądając na oponenta Jednak nie podzielam jego fatalizmu. Tak jak wspomniałem jedynym wyjściem jest rozmycie władzy, a kluczem do tego ma być demokracja. Żeby nie przeciągać powiem krótko na czym polega mój pomysł. Po pierwsze: musimy ogłosić stadu, że władza należy do wszystkich świń. Po drugie: musimy wprowadzić instytucje demokratyczne jak wybory, głosowanie, ale tak, by to władza decydowała o ich specyfice. Innymi słowy, to władza ma określać jak będą odbywały się wybory, jak będzie wyglądało głosowanie i co ile lat stado ma głosować. Po trzecie: musimy dokonać zmiany w systemie wartości. I tu jest wielkie pole do popisu dla kolegi Aleśsięześwinił powiedział patrząc tylko na swego krytyka:
– Musi kolega powrócić do systemu wolnościowego. Wiem, że to będzie trudne, że tyle lat naucza kolega o przewadze partykularyzmu i egoizmu świńskiego nad wszelkiego rodzaju altruizmami. Jednak aby plan się powiódł będzie kolega zmuszony do przewartościowania etyki. Wspomniał kolega o tak zwanym przypadku weimarskim. Obaj wiemy, dlaczego demokracja weimarska przerodziła się w tyranię. Powód był prosty: żaden z ludzi w nią nie uwierzył, bo obowiązywały dawne wartości etyczne, a te demokratyczne nie zdążyły się wytworzyć. Ale o tym jeszcze za chwilę podyskutujemy.
Po czwarte tym razem zwrócił się do profesor Totalnejświni należy wprowadzić podobne zmiany w nauce kultury. Wprowadzić pewne ograniczenia jak zakaz dłubania w nosie, zakaz puszczania gazów, przedstawiając to jako coś skrajnie niekulturalnego. Zdaje sobie z tego sprawę, że do tej pory koleżanka opowiadała o tym, jako o najwyższych cnotach kultury świńskiej, ale takie zredefiniowanie jest konieczne. I na koniec pozostaje kwestia języka nowej, demokratycznej władzy. Kolega Linguoświń musi także dokonać zmian w programie nauczania. Na miejsce pojęć jak: rozkaz, wykonać, wiem, ja-ty czy bez dyskusji należ wprowadzić odpowiednio: proszę, zalecam, mam wrażenie/jestem przekonany, moje-twoje i kompromis. W ogóle, musimy o tym dokładnie jeszcze porozmawiać szanowny kolego.
– Hmmm stęknął profesor Linguoświń. Zważywszy, że był on specjalistą o języka władzy, to jego reakcja na sugestię, była niebywale ascetyczna, co mogło świadczyć o jego braku przekonania dla tego pomysłu. Knurkrwiożerczy kontynuował:
– Kiedy uda nam się zrealizować te punkty, gdy wprowadzimy demokrację, to gwarantuję wam, że jako władza zawsze będziemy poza zasięgiem stada. Nic nam nie będzie w stanie zagrozić podsumował.
W pokoju zapanowała cisza. Wszystkie świnie starały sobie poukładać jakoś w głowach to, o czym przed chwilą usłyszały. Ja też byłem trochę zdziwiony recepturą Knurakrwiożerczego na ustrój nie do obalenia. Orientowałem się trochę w historii świata i wiedziałem, że gdyby to była tak idealna forma sprawowania władzy, to przecież taka demokracja ateńska nigdy by nie upadała. A jednak stało się przeciwnie. Co więcej, ten przypadek weimarski, o którym wspominał Knurkrwiożerczy z profesorem etyki też był mi znany. Oczami wyobraźni ujrzałem maszerujące formacje brunatnych koszul, które tratują każdy rodzaj swobody, nie wspominając już o innych cnotach demokratycznych. Kurwa! Ale ja w tym śnie jestem mądry? pomyślałem Skąd ja to wszystko wiem? Przecież normalnie, na jawie, to ja skończony głupek jestem, a tu wiem nawet co to jest ten przypadek weimarski!. Z autozdziwienia wyrwał mnie głos moderatorki tajnego spotkania:
– No dobrze. Załóżmy, że przystaniemy na propozycje kolegi, że przewartościujemy wartości i kulturę, że wprowadzimy instytucje demokratyczne i ogłosimy nastanie demokracji…
– Oh! Pardon, zapomniałem dodać, że nie możemy stadu mówić o demokracji, ale o świniokracji wtrącił Knurkrwiożerczy.
– Oczywiście, oczywiście profesorze. Jednak cały czas zadaje sobie pytanie, które pewnie nurtuje też innych tu zgromadzonych, a mianowicie: co to da?
– To bardzo proste odpowiedział Wyobraźcie sobie, że narzucamy stadu nowy system wartości, w którym najważniejszą są wolność i równość. Każda ze świń uzyskuje przez to świadomość wolności, czuje się wolną świnią. Oczywiście nie wspominamy o tym, że wolność ma swoje konsekwencje, że za wszelkie niedole czy niedogodności, które ją spotkają będzie odpowiedzialna tylko ona sama, że nie będzie mogła zrzucić odpowiedzialności na kogoś innego, zwłaszcza na nas jako władzę. A nawet, gdyby chciała zwalić winę, to co się okazuje? Okazuje się, że władza została przez nią samą wybrana. Zatem jeżeli ma jakiekolwiek pretensje, to może je mieć tylko do siebie samej. Oczywiście w takim przypadku może taka świnia twierdzić: Ale ja nie byłam głosować! Nie wybrałam tej władzy! To nie moja władza, zatem zbuntuję się!. Ale i wówczas okaże się, że jej pretensje oraz zwrot wektora buntu zwrócone będą nie przeciwko nam, ale przeciw innym świniom w stadzie, wszak to stado demokratycznie wybrało władzę. Tak czy siak, będziemy czyści. Kategoria równości jest tak samo ważna jak kategoria wolności. Ona sprawia, że każda świnia czuje się równa każdej innej, a także równa władzy…
– No to mamy rewolucję na mocy zasady A=~A wtrąciła naczelniczka.
– O nie droga koleżanko uśmiechnął się tu równość jest tylko złudna.
– Jak to złudna? zdziwiła się locha Mamy powiedzieć nagle świniom ze stada, że owszem są nam równe, że te głodne i chore równe są tym spasionym i zdrowym ale to tylko pozór, bo nie są?
– Nie, nie uspokajał o tym nie powiemy, o tym będziemy wiedzieli tylko my.
– Sądzę, że stado się na to nie nabierze. Co więcej uważam, że wprowadzenie równości, będzie oznaczało nasz koniec i koniec całej dotychczasowej struktury stada.
– To niech koleżanka sobie wyobrazi taką sytuację. Ogłaszamy, że każda świnia ze stada, nieważne czy chora, czy głodna, czy z dobrego, czy może z miotu obciążonego genetycznie, jest równa. Mówimy: Jesteśmy równe, tak jest i koniec. Jednak jest wielka różnica między tym co jest a tym, co być powinno…
– Tak, znana przepaść z okresu przedrewolucyjnego między Sein i Sollen wtrącił się etyk.
– Właśnie, ten sam mechanizm. W stadzie pojawi się świadomość równości, lecz tylko świadomość i nic innego. Faktycznie zaś na płaszczyźnie tego co jest, pozostanie nienaruszony stan faktyczny, w którym będziemy my jako władza, będą tłuste i grube świnie i biedne oraz wychudzone. Co więcej, nikt nie zarzuci nam panującym, że dbamy tylko o własne przywileje. Przecież my głosimy równość odpowiemy. Ba! My będziemy tymi, którzy równość wprowadzili.
– No tak, to ma swój sens odpowiedzieli zgodnie wszyscy uczestnicy tajnego spotkania.
– Nie tylko ma sens ale zauważcie także, jak skuteczne będzie działanie tego hasła równości jeżeli chodzi o relację stado-my, kiedy na każdym kroku będziemy powtarzać: jesteśmy równi! Każda świnia w stadzie będzie widziała w nas innego członka stada, a my będziemy nieustannie zapewniać wszystkie świnie, że one także mogą stać się jednymi z nas, bo przecież nie ma miedzy nimi a nami żadnej różnicy, jesteśmy równe…
– Toż to czyste samobójstwo! krzyknęła Totalnaświnia Po zniesieniu różnicy nic nie powstrzyma stada przed obaleniem nas.
– Droga koleżanko, a jak koleżanka myśli, po co są instytucje demokratyczne, o których wspomniałem przed chwilą? To właśnie coś takiego jak wybory uchroni nas od odsunięcia od najlepszych miejsc przy korycie.
– Jak to wybory?
– Demokracja… pardon, chciałem powiedzieć świniokracja a precyzyjniej rzecz ujmując: stadokracja, ma sens wówczas kiedy władza będzie pochodziła z wyboru powszechnego. Jednak nie każda świnia ze stada będzie mogła zostać wybrana. Wprowadzimy takie bowiem kryterium: Tylko ten świński kandydat może stanąć do wyścigu o najlepsze miejsce przy korycie, który zdobędzie minimum trzydzieści tysięcy głosów poparcia. Tu nie chodzi o pięć, dziesięć, czy nawet pięćdziesiąt głosów, ale o trzydzieści tysięcy. Jaka taka zwykła świnia, choćby nie wiem jak dobra, jak szlachetna, może zebrać tyle podpisów? To jest niemożliwe. Takie przedsięwzięcie wymaga struktur, wymaga organizacji, w pojedynkę jest to nie do zrobienia. Zatem w dalszym ciągu pozostaniemy poza zasięgiem stada, chociaż formalnie damy każdej świni możliwość, bycia jedną z nas. Ale tu znowu jest to, o czym wspomniał kolega Aleśsięześwinił, a mianowicie przedrewolucyjna różnica między Sein i Sollen.
– No to powstaną takie struktury i nas wykończą wtrąciła się locha.
– A niech powstają! podniesionym głosem powiedział Knurkrwiożerczy Mają powstawać i to jak najwięcej. Dlatego między innymi wprowadzamy wolność. Pamiętajcie im więcej takich struktur, partii tym lepiej dla nas. Pluralizm, moje drogie świnie, pluralizm!
– A jak my sobie poradzimy z konkurencją? Przecież konkurencja zmieni się natychmiast w opozycję zapytał profesor Aleśsięześwinił.
– O to chodzi! Jak myślicie, jak długo jeszcze pociągnie nasz wilk? Ile jeszcze będziemy mogli nim straszyć stado, obwożąc go dwa razy w roku, tak żeby go wszyscy widzieli? On jest tak groteskowy, że trudno nim małe prosiaki wystraszyć. A wiecie przecież, że każda władza potrzebuje opozycji. To po pierwsze. A po drugie, pamiętajcie, że każda struktura partyjna degeneruje swoje elementy. Każda forma świńskiego idealizmu, pragnienie zmiany na lepsze natychmiast ginie, gdy taka świnia wchodzi w ramy struktur partyjnych. Żeby dostać się na listy kandydatów, będzie musiała stać się superegoistyczną świnią. Każde marzenie o lepszym porządku, o idealnym stadzie zastąpione zostanie partykularnym interesem, oszustwem, podstępem. Dlatego nie ma żadnych podstaw, by obawiać się, że za dwa może trzy lata miedzy nami zasiądzie świnia, domagająca się zmian na lepsze. Każdy w tym pomieszczeniu, jeszcze przed tym zanim do niego wejdzie jest już taki sam jak my.
Ma rację! pomyślałem w duchu, bo przypomniało mi się to, co zobaczyłem w notatkach świńskiej prymuski. On zaś kontynuował:
– Zwróćcie uwagę, że wartości, które będą obowiązywały w stadzie, czyli wolność i równość, nijak mają się do tego, co dziać się będzie w strukturach partyjnych. Już samo pojęcie struktury wyklucza równość jej elementów. Wysoce utopijnym, prawie takim jak przesłanka całościowej racjonalizacji jako podstawy ORTP, jest założenie, że znajdzie się taki system, w którym każdy jego element będzie równy. Tak jak powiedziałem wcześniej, tam gdzie stawka idzie o władzę i panowanie, automatycznie pojawia się hierarchia, a gdzie jest hierarchia tam z definicji istnieją elementy wyróżnione. A stąd już krótka droga do demoralizacji, która na pewno nastąpi w strukturach wszystkich partii. Każda ze świń zostanie złamana i jeżeli nawet dopcha się wyżej w tej hierarchii, to wszystkie dawne idee będzie traktowała jako złudzenia z okresu prosięcego. Co więcej, nie będzie ona tolerowała możliwości awansu jej następców, bez uprzedniego złamania. Zadziała zasada: Ja się zeświniłam kompletnie, ty musisz się także ześwinić, dlaczego ty masz mieć lepiej niż ja?
– No tak, no tak, kwii, kwii rozległo się wśród świń. Profesor Aleśsięześwinił, specjalista od etyki, przedstawił kolejną wątpliwość:
– Wszystko ładnie i pięknie drogi kolego, ale obawiam się, że niedocenia kolega siły oddziaływania tych wartości, które każe mi kolega reanimować. Znowu odwołam się do historii przedrewolucyjnej i może przypomnę, że to zbuntowani ludzie z hasłami wolności i równości na ustach obalali kolejne rządy. Po co więc mamy dawać stadu broń, która je zjednoczy przeciwko nam?
– Ma kolega rację przyznał Knurkrwiożerczy To prawda, że pragnienie wolności i równości w historii człowieka przyczyniało się do kolejnych zmian władzy, do rewolucyjnych zrywów przeciwko tyranii. Wiem o tym doskonale i zdaje się wszyscy tu zebrani zdają sobie z tego sprawę. Lecz ja znalazłem na to sposób, o którym opowiadam od samego początku. Jest to demokracja. Jedyną siłą, która może sprzeciwić się wolności i równości stada, jest demokracja. Wolność formalna przeciwko wolności materialnej, albo inaczej, mniej oficjalnie: wolność idealna, fikcyjna przeciwko pragnieniu wolności prawdziwej.
– Toż to nonsens. Jeżeli mam dokonać rewizji systemu wartości, w tym pojęcia wolności, to na pewno prędzej czy później jakaś świnia mnie zapyta: Profesorze, ale przecież pan uczy o dwóch rodzajach wolności. Skoro przyjmiemy, że wolność jako wartość jest jedna, to w takim razie to drugie, o czym profesor uczy nie jest wolnością albo to pierwsze
– Kolego Aleśsięześwinił, wystarczy w takich sytuacjach powiedzieć, że: wolność bez granic, to dowolność. Wówczas sprytnie przemyci kolega do pojęcia wolności kategorię odpowiedzialności oraz granicy. Nikt się nie zorientuje. Każda świnia w stadzie będzie uważała po jakimś czasie, że wolność musi mieć granicę. Żadna nie zauważy tego paradoksu. To tylko kwestia edukacji skwitował Knurkrwiożerczy.
Wśród słuchaczy zapadła cisza. Wszystkie świnie się zamyśliły. Zauważyłem, że mimo uprzedniej niechęci nawet krytycy koncepcji Knurakrwiożerczego, teraz byli skłonni poddać pomysł do dyskusji. Po chwili odezwał się nauczyciel języka władzy, profesor Linguoświń:
– Dobrze kolego, wydaje mi się, że rozumiem koncepcję, tylko ciągle nie wiem, dlaczego miałbym dokonać tak głębokich zmian w swoim programie nauczania. Po co potrzebne to przewartościowanie na poziomie językowym?
– Z dwóch ważnych powodów. Po pierwsze, każdy nowy ustrój potrzebuje nowego języka, nowych kategorii. W przeciwnym razie jego nowość nie będzie taka wyraźna, jakbyśmy sobie tego życzyli. Po drugie, niech kolega zwróci uwagę, że zmiana, którą zaproponowałem nie obejmuje całego słownika, ale kilku pojęć. Z tych najważniejszych, pozwoli kolega, że wymienię to: konsensus, mniemam iż mam wrażenie, że, my-wy, jestem przekonany.
– No właśnie, dlaczego miałbym szczególny nacisk położyć na te terminy? dopytywał Linguoświń.
– Niech kolega nie zadaje pytań, tylko robi wtrąciła się Totalnaświnia.
– Ależ przeciwnie. Niech pyta, chciałbym to wyjaśnić, żeby wszystko stało się jasne. Żeby żaden z was nie zawiódł, gdy nadejdzie pora działania. Od odpowiedniego dogrania wszystkich elementów planu, zależy jego powodzenie. Także i tobie droga koleżanko zwrócił się Knurkrwiożerczy do moderatorki będę chciał wyjaśnić co chcę osiągnąć poprzez wprowadzenie tak radykalnych obostrzeń i zmian w zakresie kulturalny. Ale to za chwilę. Wróćmy do pytania o nowy język.
– No właśnie powiedział Linguoświń Niech kolega mi objaśni sens tego pierwszego pojęcia.
– Hmmmm… konsensus. Taaa, kwi, kwi, to bardzo ważne słowo…
– Ale może kolega by nam wszystkim wyjaśnił, co ono oznacza przerwała naczelniczka.
– Porozumienie odpowiedział zdawkowo profesor etyki, uprzedzając Knurakrwiożerczego.
– No właśnie, jednak z małym zastrzeżeniem – potwierdził Knurkrwiożerczy Słowo konsensus, chociaż oznacza formalnie pewne porozumienie czy też zgodę, ma tę właściwość, że bardzo ładnie brzmi. Proponuję kolegom i koleżankom mały eksperyment. Proszę abyście powtórzyli głośno za mną K O N S E N S U S.
– K O N S E N S U S wyrecytował świński chórek.
– A teraz powtórzcie P O R O Z U M I E N I E
Świnie i tym razem posłusznie wykonały polecenie.
– A teraz powiedzcie, które słowo bardziej wam się podoba?
– Hmmm… mi to pierwsze odpowiedziała Totalnaświnia.
– Mi też odezwał się etyk
– I mi dodała locha.
– A dlaczego wam się konsensus bardziej podoba niż porozumienie? dociekał Knurkrwiożerczy.
– Bo ładniej brzmi.
– Bo jest takie mądre.
– Bo jest takie uczone!
Padały kolejne odpowiedzi, w tym czasie na mordzie Knurakrwiożerczego pojawił się grymas zadowolenia. Kiedy zebrane towarzystwo zaczynało dyskutować na temat konsensusu odmieniając to pojęcie przez wszystkie przypadki, Knurkrwiożerczy wtrącił się nagle:
– Widzicie jak daliście się porwać jednemu słowu? Czy myślicie, że stado zdoła się oprzeć aurze konsensusu?
– No nie, nie, kwii odparły zgodnie.
– Ale tu nie chodzi tylko o to, że to słowo ładniej brzmi niż zgoda czy porozumienie. Tu przede wszystkim idzie o jego naukowość, co przed chwilą zauważyliście. Każdy kto będzie używał mądrych słów, będzie postrzegany przez stado jako mądry. Uczone i mądre słowo konsensus powtarzane przez władzę wielokrotnie i przy byle okazji sprawi, że w oczach stada władza czyli my będziemy uchodzili za mądrych, za uczonych, za lepszych…
– Ho, ho kolego Knurzekrwiożerczy, czy aby owa lepszość nie stoi w sprzeczności z stadokratyczną zasadą równości, o której tu kolega przed chwilą opowiadał? zagadnął Aleśsięześwinił.
– Sprzeczność jest tu tylko pozorna. Pojęcia konsensus, zresztą jak wszystkich innych terminów języka władzy nie zastrzeżemy dla siebie. Zatem należy się spodziewać, że język władzy, w tym i słowo konsensus przeniknie do języka stada.
– A czy to nie będzie dla nas niebezpieczne? wtrąciła Totalnaświnia.
– Nie! Przeciwnie! odpowiedział stanowczo Knurkrwiożerczy Zwróćcie uwagę moi drodzy, że jeżeli chodzi o konsensus używany w języku stada, to mamy do czynienia nie ze słowem oznaczającym jakiś sprzeciw czy bunt, ale właśnie zgodę, porozumienie. I o to nam chodzi. Stado ma się godzić, ma się porozumiewać z władzą a nie przeciwko niej występować.
– Sprytne powiedziała z nieukrywanym podziwem naczelniczka.
– Tu muszę przyznać koledze rację powiedział po chwili namysłu specjalista od języka władzy profesor Linguoświń i zaciekawiony kolejnymi interpretacjami zapytał:
– A co z tym mniemam, iż lub jestem przekonany, że?
– Kolega pozwoli, że oddam głos naczelniczce odparł Knurkrwiożerczy jako specjalistce od matematyki i logiki, żeby wytłumaczyła koledze i nam jaki jest status prawdziwościowy mniemań oraz przekonań.
Locha, na której skupiła się w tej chwili uwaga wszystkich uczestników spotkania, odchrząknęła i powiedziała:
– Wartość logiczna tych pojęć jest nierozstrzygnięta. Mniemanie w odróżnieniu od wiedzy, może być albo prawdziwe albo fałszywe. Rzecz ma się podobnie jeżeli chodzi o przekonanie, ono też może być albo prawdziwe albo fałszywe.
– Dziękuję powiedział Knurkrwiożerczy Widzicie teraz o co chodzi. Wprowadzając do słownika władzy: mniemam, iż, oraz jestem przekonany, że, sprawimy, że pozostaniemy poza zasięgiem krytyki opozycji, oraz stada. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Wychodzę przed stado i ogłaszam: Jestem przekonany, że najlepszym sposobem wyjścia z kryzysu jest X. Tu w miejsce X można wstawić dowolny pomysł. Po jakimś czasie, okazuje się, że nasz X wcale nie poprawił sytuacji, co więcej okazał się być fatalny w skutkach. Pojawiają się krytycy z opozycji, którzy próbują przekonać stado, że nasze koncepcje X, są złe. Wówczas my nie zwracamy się bezpośrednio do stada, lecz tylko do krytyków z opozycji odpowiadamy: Ale nigdy nie uważaliśmy, że X jest jedynym prawdziwym rozwiązaniem. My tylko byliśmy przekonani, co do tego, a przekonania przecież mogą być mylne. Stado oczywiście przygląda się uważnie owej dyskusji, ale pozostaje całkowicie skołowaciałe. Nie ma bowiem bladego pojęcia o wartości prawdziwościowej. Natomiast opozycja, która zna przecież język władzy, zna prawa logiki będzie musiała przyznać nam rację. Tak czy siak nasze X pozostanie poza wszelką krytyką. Przecież wątpliwość jako alternatywa zawarta jest w przekonaniu czy też mniemaniu. Inaczej by było, gdybyśmy pozostali przy starym pojęciu wiem, które skazywałoby na prawdziwość każde z naszych iksów. Każdy ustrój w epoce przedrewolucyjnej, w którym władza zastrzegła prawdziwość swych decyzji upadał. Tu nie trzeba jakiś specjalnych przykładów, wystarczy sama logika. Niech A oznacza dowolną władzę, X jej dowolną prawdziwą decyzję czyli X (1), a Z niech będzie jakimś problemem społeczno-politycznym, który wymaga rozwiązania. Otrzymujemy coś takiego profesor Krwiożerczy podszedł do tablicy wiszącej na jednej ze ścian i kredą i zaczął rysować:

A –> Z, czyli władza spotyka się z jakimś problemem. Władza musi go rozwiązać, bo tego oczekują wszyscy poddani panowaniu władzy. Władza podejmuje decyzję, czyli

A –> X, dodatkowo władza przedstawia swoje decyzje jako prawdziwe, komunikując się z opozycją i stadem przy użyciu czasownika wiemy. Czyli, jak wcześniej powiedziałem:
X (1)
Jednak okazuje się, że owa decyzja nie rozwiązuje danego problemu Z:
Z X (1)
I co się dzieje w takiej sytuacji? zapytał Knurkrwiożerczy odwracając się od tablicy do świńskich słuchaczy. Uczestnicy spotkania zamyślili się. Po chwili odezwała się locha-naczelniczka:
– Wniosek może być tylko jeden, że ta decyzja nie była zła, czyli że X = 0, co w konsekwencji oznacza, że władza się myli, że Z –> X (0)
– Dobrze. A teraz weźmy sytuacje trochę inną powiedział Knurkrwiożerczy odwracając się ponownie do tablicy Wprowadźmy do języka władzy zamiast wiem słowo jestem przekonany. I znowu niech Z oznacza jakiś problem społeczno-polityczny. Wówczas ogłaszamy: Jesteśmy przekonani, że X rozwiąże problem Z. Jako, że status prawdziwościowy przekonań jest nierozstrzygnięty, to wartość X nie jest już 1, lecz jednocześnie 1/0. Czyli analogicznie jak powyżej:
A –> Z; A –> X (1/0); X (0/1) –> Z. I teraz najważniejsze, kiedy Z = X, to dobrze, bo problem został rozwiązany, kiedy jednak Z X, to jesteśmy poza krytyką, bo przecież byliśmy tylko przekonani, że X był właściwym pomysłem, by rozwiązać problem. Od początku jako władza zakładaliśmy, że X może być złym wyjściem, ponieważ nasz X zawierał w sobie owo 0. Zatem jak widzicie powiedział Knurkrwiożerczy, odwracając się do świń władza, która używa w swoim języku mniemań czy przekonań jest nieomylna w swoich decyzjach. Jeżeli chcemy by nasze X były prawdziwe, musimy unikać prawdziwości na poziomie logicznym.
– Genialne powiedziała naczelniczka kolejny raz studiując zapis formalny na tablicy Genialne, wszystko się rozmywa…
– Tak, rozmywa się. Na tym polega sukces stadokratycznej władzy rozmytej.
– Ten pomysł kolegi dodał Aleśsięześwinił zaczyna nabierać sensu. Najpierw rozmycie instytucjonalne, uniemożliwiające ewentualny bunt. Teraz ten numer z przekonaniem. No, no, kto by pomyślał skwitował z podziwem. Profesor Linguoświń, który do tej pory uważnie notował każde słowo z dyskusji, poprosił:
– Kolego Knurzekrwiożerczy, mam małą prośbę. Widzę, że kolega sobie wszystko wcześniej przemyślał, zatem czy mógłby kolega uzasadnić wprowadzenie do słownika władzy zaimków my-wy/nasze-wasze na miejsce obecnych ja-on/moje-twoje.
– Tu też prawdopodobnie chodzi o owo rozmycie wtrąciła się locha, spoglądając na Knurakrwiożerczego. Ten skinął łbem i odparł:
– Tak, koleżanka ma rację, ale tu w ustroju stadokratycznym użycie liczby mnogiej ma także inny sens. To prawda, że ewentualna krytyka władzy, która przedstawia się jako my będzie bardzo trudna, żeby nie powiedzieć, że niemożliwa. Bowiem każda krytyka musi mieć konkretny przedmiot, w tym przypadku władza musiałby przedstawiać się jako ja. Przy czym stado nigdy nie zorientuje się, że takie coś jak my czy wy nie istnieje. Ale o wiele ważniejszy jest podział, który powstanie natychmiast w ramach stada po wprowadzeniu zaimków my-wy.
– Jak to? wtrąciła się Totalnaświnia Że niby nie istnieje ani my, ani wy? Jak to możliwe?
– A co to jest my, czy koleżanka mogłaby określić zakres owego my?
– Na przykład my, to są wszystkie świnie zgromadzone w tym tajnym pomieszczeniu.
– No dobrze, weźmy ten przykład zgodził się Knurkrwiożerczy i zapytał:
– Czy mogłaby koleżanka policzyć wszystkie zebrane tu świnie?
– Jest nas pięć, wliczając tę, którą przyprowadziła koleżanka naczelniczka, to sześć.
– No dobrze, zatem w skład owego my będzie wchodziło sześć świń. Tak?
– Tak.
– Zawsze uważałem, że najlepiej pewne zagadnienia przedstawiać formalnie – powiedział
Knurkrwiożerczy i ponownie odwrócił się do tablicy, wybrał największy kawałek kredy i zaczął pisać:
– Niech my oznacza zbiór wszystkich świń w tym pomieszczeniu, czyli: my = [Knurkrwiożerczy, Aleśsięześwinił, naczelniczka, Totalnaświnia, Linguoświń, prymuska]
– Właśnie! Czyli to my jednak istniej! przerwała Totalnaświnia.
– Przeciwnie odparł Zapiszmy to jeszcze inaczej: 6 = (1, 1, 1, 1, 1, 1).
– I co to zmienia? zapytała.
– Proszę uważać teraz. Weźmy pierwszy element i zadajmy pytanie: czy 1 = 6, czyli czy ja, Knurkrwiożerczy to my?
Totalna świnia zastanowiła się chwilę i z trochę niepewnie odpowiedziała:
– No, nie.
– Właśnie, czyli 1 jako Knurkrwiożerczy, to nie 6, czyli nie my.
– Tak.
– Idźmy dalej. Weźmy kolejny element ze zbioru, kolejne 1, którym jest profesor etyki. Zadajmy podobne pytanie: czy kolega Aleśsięześwinił to my?
– Też nie.
– Dobrze. Zaręczam, że w każdym kolejnym przypadku, okaże się, że żaden z elementów owego zbioru nie będzie równe my. Skoro tak, to wniosek może być tylko jeden:
istnieje zawsze konkretny Knurkrwiożerczy, Aleśsięześwinił, naczelniczka jej uczennica i ty, droga koleżanko. My zaś jest całkowicie fikcyjne. Istnieje tylko w rzeczywistości formalnej, jako ten zapis na tablicy, jednak gdy chodzi o rzeczywistość materialną, czyli tu, choćby w naszym pomieszczeniu, my nie oznacza nic. Powiem dowcipniej: nas tu nie ma.
– He, he, kwii, kwii, chrum, chrum, he, he rozległo się wśród zgromadzonych świń. Totalnaświnia nie podzielała tego optymizmu. Ciągle miała wątpliwości, co do skuteczności działania zaimka my. Zapytała:
– No dobrze, załóżmy, że ma kolega rację. Ale co mam na przykład odpowiedzieć rozjuszonemu stadu, kiedy pojawią się takie oto głosy: To twoja wina, że jesteśmy głodne!?
Pytanie o praktyczne oddziaływanie zaimków liczby mnogiej zainteresowało wszystkich. Knurkrwiożerczy, który przemyślał dokładnie swój plan wprowadzenia nieobalalnego ustroju stadokratycznego, spokojnie odpowiedział:
– W takiej sytuacji koleżanka po prostu odpowie: To nie moja wina, że jesteście głodne. To oni się do tego przyczynili. I stado będzie gorączkowo poszukiwało owych onych, lecz my wiemy doskonale, że tych onych nigdy nie znajdzie.
– Aha, więc o to chodzi… westchnęła Totalnaświnia. Ta odpowiedź rozwiała wszystkie jej wątpliwości. Knurkrwiożerczy wyraźnie usatysfakcjonowany, że tak łatwo zdołał przekonać Totalnąświnię, która nigdy nie należała do zwolenniczek adaptacji pomysłów z epoki przedrewolucyjnej do świńskiej rzeczywistości, odłożył kredę i powrócił na swoje miejsce w fotelu. Przypalił ponownie fajkę, która zdążyła zgasnąć. Pyknął dwa razy. W powietrze wzbiły się kłęby dymu o wyraźnym zapachu wanilii, założył golonkę na golonkę i powiedział do zebranych:
– Ale wprowadzenie zaimków liczby mnogiej w stadokracji ma także inne, ośmielam się twierdzić, że bardziej istotne z naszego punktu widzenia znaczenie.
– Jakie? Jakie? zapytały świnie.
– To prawda, że my jako władza będziemy poza zasięgiem gniewu stada. Ale o wiele ważniejsze jeżeli chodzi o technikę panowania, jest kategoria oni. Za każde nasze niepowodzenie będziemy winą obarczać onych. ONI będą przez nas i dla nas stworzonym wrogiem, którego będzie bało się i nienawidziło całe stado. Cała uwaga rozgniewanego stada skoncentrowana będzie nie na nas jako władzy, lecz na tych onych. My będziemy dobrzy, będziemy sojusznikami stada w walce z tym wrogiem i co najważniejsze, to my będziemy decydować, kto należy do owych onych. Będziemy nieustannie dokarmiać tego wroga. Oni będą rośli i rośli, a stado będzie musiało się podporządkować naszym decyzjom w walce przeciwko owemu demonowi. Czy to nie jest fantastyczne?
– Brawo, brawo! zawołały świnie, tylko profesor Linguoświń, który do tej pory uważnie notował, teraz podniósł łeb, poprawił okulary i powiedział:
– Drogi kolego, mam pewną wątpliwość wręcz obawę związaną z wprowadzeniem zaimków liczby mnogiej do języka władzy. Kolega, jako historyk wie, że w epoce przedrewolucyjnej język władzy z czasem stawał się językiem społeczeństwa. Czy zdaje sobie kolega sprawę, co się stanie, gdy w ramach stada pojawi się rozróżnienie my-oni? Wówczas stado zwróci się przeciwko sobie, stając się jednocześnie my i oni. Podzielona wewnętrznie do tej pory jednolita masa zacznie sama siebie zwalczać. Wybuchnie coś w rodzaju wojny chlewnej. Świnie wystąpią przeciwko świnią.
– Oczywiście, ma kolega rację powiedział Knurkrwiożerczy Istnieje takie niebezpieczeństwo, że ów nieistniejący przecież demon ONI, którego my stworzymy przedostanie się do sfery stada i tam zacznie się ukonkretniać. Że jedne świnie będą obarczały inne konkretne świnie za wszystkie negatywne konsekwencje swoich własnych wyborów, czy naszych złych decyzji, co może doprowadzić do chaotycznej rzezi. Kiedy jednak pojawi się taka sytuacja, uspokoimy rządne krwi owych onych stado.
– Ale jak? dociekał Linguoświń.
– Powiemy im prawdę.
– Co? Co? Kwi, kwi, kwi rozległo się wśród słuchaczy.
– Powiemy stadu prawdę. Powiemy, że oni, czyli ci, przeciwko kierują w tej chwili swój gniew i agresję, nie istnieją. Że to fikcja po to, by skłócić wewnętrznie stado…
– Kolega oszalał!! krzyknął poirytowany profesor Aleśsięześwinił Kiedy się przyznamy, będzie już po nas, stado nam tego nie daruje.
– Ależ skąd spokojnie odpowiedział Knurkrwiożerczy Powiemy stadu, że to oni stworzyli nieistniejących onych. Że to oni są wszystkiemu winni i w dalszym ciągu będziemy czyści, bez żadnej winy.
– Stado uwierzy? zapytała naczelniczka.
– We wszystko, moi drodzy, stado uwierzy we wszystko.

Wśród uczestników tajnego spotkania zaległa cisza. Wydawało się, że wierchuszka świńskiej władzy, może za wyjątkiem Knurakrwiożerczego, trochę zwątpiła w domniemany sukces stadokracji, jako ustroju niefalsyfikowalnego, który pozwoli im bez przeszkód panować nad stadem. Stałem i uważnie obserwowałem reakcję zebranych świń. Krwiożerczy wrócił do rytuału pykania fajki i tylko on był spokojny. Na ryjach pozostałych pojawiły się grymasy. Nie były zadowolone. Knurkrwiożerczy także dokładnie studiował reakcje słuchaczy i podobnie jak ja, także i on dostrzegł wypisaną na mordach wątpliwość. Pykną fajkę jeszcze raz, po czym powiedział:

– Niepotrzebnie martwicie się o utratę swoich łbów, zupełnie niepotrzebnie i pyknął fajkę po raz kolejny.
– Dobrze tobie mówić kolego odparł Linguoświń Gdybym ja uczył historii, też bym się nie bał. Stado nigdy kolegi nie skojarzy ze strukturami władzy, zatem nie ma się kolega czego obawiać. Ja natomiast trafię jako pierwszy do rzeźni, jestem przecież nauczycielem języka władzy. Pierwsza rewolucja i po mnie. Już widzę swój łeb zatknięty na zakrwawione pale.
– Kwii, kwiii, kwiii zawyły przerażone ową wizją pozostałe świnie.
Krwiożerczy całkiem opanowany odpowiedział:
– Drogi kolego jedna z podstawowych zasad stadokracji brzmi: zmiana władzy dokonuje się w sposób nierewolucyjny. Zatem nie ma powodów by bać się o własne życie. W ustroju stadokratycznym wszelka zmiana rewolucyjna będzie miała z definicji charakter antystadokratyczny i jako taka będzie zabroniona. Zresztą jak wcześniej powiedziałem, rewolucyjny bunt musi mieć swój przedmiot, a w ustroju stadokratycznym nie będzie konkretnej władzy, przeciwko której stado będzie się mogło zbuntować. A poza tym, od czego będziemy mieli kulturę? Przecież nowe kanony kulturowe, które wprowadzimy zapewnią nam jako władzy ciągłość i także nieobalaność systemu stadokratycznego. I tu nie chodzi o jakąś gwarancję formalną, ale o takie ukształtowanie świadomości stada, by to nie było zainteresowane rewolucją. Chodzi o przekierowanie celu. W tym momencie zaczyna się rola koleżanki Totalnejświni skwitował, spoglądając na dotychczasową moderatorkę tajnego spotkania.
– To co mam robić? zapytała Totalna świnia.
– Musi koleżanka wprowadzić nowe kanony kulturowe. Najważniejsze z nich to moda, oraz tak jak wcześniej wspomniałem zakaz dłubania w nosie, zakaz pierdzenia.
– Ale takich mód w kulturze zawsze było wiele. Którą z nich wybrać? Którą lansować?
– Te najbardziej proste, oparte na podstawowych instynktach. Czyli: kult młodości i piękna jako proporcji. Żadnej aberracji. Wszelka ekstrawagancja ma uchodzić za coś niekulturalnego. W ramach kanonu mody należy dyskretnie przemycać do świadomości stada uniformizację. Dzisiaj uczymy w ramach OFICJALNEJ INTERPRETACI stado myśleć jednakowo. Jednak samo myślenie nie wystarczy. Świnie maja także tak samo wyglądać.
– Świnie przecież wyglądają tak samo zdziwiła się Totalnaświnia.
– Niezupełnie. Jedne mają czarne łaty, inne bardziej krzywe ogony niż drugie. Chodzi o to, żeby maskować wszystkie różnice. Stado ma się stać formacją, taką jak wojsko. Dlatego rolą koleżanki będzie wymyślenie odpowiedniego uniformu dla całego stada.
– Ale to nie jest możliwe! Stado natychmiast się zbuntuje, gdy zacznę lansować modę na to, co w okresie przedrewolucyjnym nazywano garniturami.
– Nie, jeżeli wprowadzimy równoległy kanon, a mianowicie zaczniemy lansować tak zwany właściwy styl życia.
– A co to takiego? zapytała tym razem locha.
– Wskażemy, że celem każdej świni jest osiągnięcie odpowiedniego statusu ekonomicznego. Co więcej, zaczniemy przemycać do świadomości stada, że pieniądze oznaczają władzę. Po jakimś czasie każda świnia w stadzie będzie tyrała jak wół, żeby zdobyć więcej pieniędzy niż inne. Motorem tu będzie instynktowna potrzeba panowania nad innymi. Świnie nie zbuntują sie przeciwko władzy, żeby same przejąć panowanie, tylko będą próbowały zapanować inną, nierewolucyjna metodą. Będą chciały mieć więcej niż inne w stadzie. Oczywiście niezbędne jest, by sukces ekonomiczny uzależniony był od całej sfery indywidualnego życia zewnętrznego, czyli od odpowiedniego uniformu i wszelkich innych dóbr, które będą świnie nabywały w trakcie swojego wyścigu po pieniądze. To właśnie będzie ten lansowany w kulturze właściwy styl życia.
– Aha, czyli na tym będzie polegało przekierowanie celów, o którym wspomniał kolega przed chwilą? chciał się upewnić Linguoświń Kierunek instynktownego pędu stada, oraz instynktowne pragnienie władzy, zostanie odpowiednio ukierunkowane. Celem będą wartości ekonomiczne a nie polityczne.
– Właśnie o to chodzi potwierdził Knurkrwiożerczy.
– Profesorze, proszę jeszcze wyjaśnić sens zakazu dłubania w nosie i puszczania gazów. To przecież całkowicie sprzeczne z kulturą świń poprosiła specjalistka od kultury.
– Dzięki tym zakazom osłabimy resztki krytycznego myślenia w stadzie i uczynimy je chorym. Słabo dotlenione świńskie mózgi nigdy nie będą w stanie przejrzeć naszego misternej receptury panowania a wstrzymywane gazy trawienne w jelitach przyczynią się do powstania schorzeń stadnych. Raki jelita i inne zaburzenia będą wyrastały jak grzyby po deszczu. Tym samym zuniformizowane stado będzie głupie i schorowane, całkowicie osłabione i na dodatek wyczerpane pędem za dobrami zewnętrznymi. Czego nam więcej potrzeba? skwitował Knurkrwiożerczy.

W pomieszczeniu ponownie zapadła cisza. Jednak tym razem na świńskich ryjach nie było nawet jednej zmarszczy zdradzającej cień niepokoju związanego z powodzeniem tego misternego planu. Wszystkie były przekonane o sukcesie stadokracji. Krwiożerczy wyraźnie usatysfakcjonowany próbował kolejny raz podpalić tytoń w fajce. Okazało się jednak, że wypalił się całkowicie i został tylko popiół. Wysypał go na popielniczkę stojącą tuż obok na stoliku. Kiedy chciał ponownie nabić fajkę, jedna ze świń, profesor Aleśsięześwinił wstał, podszedł do niego, wyciągnął kopyto i powiedział:
– Gratuluję kolego. Pomysł błyskotliwy.
– Tak, genialny dodała Totalnaświnia, która także wstała by pogratulować.
– Zupełnie nowatorski zawtórowała naczelniczka wraz z Linguoświnem.
Knurkrwiożerczy przyjmując gratulację powiedział:
– Drogie koleżanki i koledzy. Przyznam się wam ze świńską szczerością. Pomysł nie jest mój. Odgapiłem go od Platona.
– A tam, kwii, kwiii, nieważne! Ważne, że genialny rozległo się w pomieszczeniu.

Kiedy usłyszałem ostatnie słowo Knurakrwiożerczego stało się ze mną coś dziwnego. Poczułem mrowienie na całym ciele, a zwłaszcza w prawej stopie. Spojrzałem na nią i zobaczyłem, że stała się bardziej wyraźna. Tak, jakby ktoś ją wyciął. To wycinanie, zaostrzanie konturów postępowało. Po stopie noga, druga noga, tułów. Została tylko głowa. Jak głowa stanie się wyraźna, to świnie na pewno mnie zobaczą!! zacząłem panikować. W tej samej chwili rozległ się dookoła mnie ryk:
– Człowiek!!! Kwiii! Kwi!!!! Zeżreć, zabić!!!!!!
Wszystkie świnie rzuciły się na mnie. Z ich pysków wystawały pokrzywione, sczerniałe zęby, które już prawie zahaczały o moje uda, gdy nagle coś mnie szarpnęło.
– Człowieku obudź się usłyszałem.
Przestraszony obudziłem się. Leżałem na betonowej posadzce, nade mną stała Pla, która szturchając mnie butem, powiedziała ponownie:
– Człowieku obudź się.

Kategoria: Bez kategorii | Komentarze »

Chcesz dodać coś od siebie? Musisz, kurwa, musisz!? Bo się udusisz? Wena cię gniecie? Wszystkie wpisy mogą zostać przeze mnie ocenzurowane, zmodyfikowane, zmienione a w najlepszym razie - skasowane. Jak ci to nie odpowiada, to niżej znajdziesz poradę, co zrobić

I po jakiego wała klikasz: "dodaj komentarz"? Nie rozumiesz co to znaczy: "załóż sobie stronkę i tam pisz a stąd wypierdalaj"?