– Wypraszam sobie ten ton! Co to za maniery!! powiedziałem uniesionym głosem, ważąc z uwagą każdy akcent tak, aby kelnerka wiedziała, że jej zbrodnia nie ujdzie jej płazem. Ale o dziwo, nie zmartwiła się w ogóle i odpowiedziała:
– Proszę pana, jeżeli nie pokaże mi pan dowodu, nie dam panu alkoholu.
Teraz wpadłem w prawdziwą furię. Krzyknąłem:
– Jak to pani mi nie da!? Proszę natychmiast przynieść dla mnie i dla mojego gościa najlepszego drinka!!!
Jednak i to nie pomogło. Kelnerka jak stała, tak stała. Co więcej z ironicznym uśmieszkiem powiedziała:
– Owszem, pani mogę przynieść, ale panu nie, dopóki nie zobaczę dowodu osobistego.
Musze przyznać, że jej determinacja wzbudziła u mnie chwilowy podziw, jednak nie na tyle wielki, żebym zrezygnował ze swojego roszczenia. Zanim zdecydowałem się zastosować środek ostateczny i poprosić o rozmowę z szefem a wiedziałem jaki byłyby tego konsekwencje postanowiłem przekonać ową krnąbrną niewiastę co do mej pełnoletności. A zatem praca u podstaw. Zapytałem:
– Proszę panią, co według pani znaczy być pełnoletnim?
Ona odpowiedziała:
– Pełnoletność to pewna ilość lat, które musi przeżyć człowiek ażeby być dojrzałym.
– Czyli zapytałem ją pełnoletność, zdaniem pani oznacza dojrzałość, a nie ilość przeżytych lat? Czy tak?
– Można tak powiedzieć odpowiedziała chwiejnie, bez przekonania. Postanowiłem zatem rozwiać jej wszelkie wątpliwości w tej kwestii, aby móc dalej prowadzić swoją argumentację.
– Szanowna pani, chyba zgodzi się pani ze mną, że alkohol szkodzi, zwłaszcza niedojrzałym organizmom?
– O tak, i to jeszcze jak! przyznała mi rację i kontynuowała syn mojej szwagierki, jak był mały to sobie popijał, to piwko, to podbierał wódkę z barku rodziców. No i teraz nie tylko nie urósł, ale także ma problemy w szkole. Jest hmmmjakby to powiedziećniedorozwinięty.
– A zatem kontynuowałem. Widzi pani sama, że pełnoletność wymagana do tego aby pić legalnie alkohol oznacza faktycznie dojrzałość. Organizmowi dojrzałemu przecież w mniejszym stopniu szkodzi alkohol. Nieprawda?
– No nie byłabym tego taka pewna odpowiedziała kelnerka.
– Jak to nie jest pani pewna? Przecież na pewno wśród gości odwiedzających ten lokal są i tacy, którzy przychodzą tu regularnie, po to aby wypić sobie lampkę wina? zapytałem.
– No tak! O! widzi pan, ten pan, przy tamtym stoliku mówiąc to wskazała na sympatycznego staruszka, który samotnie przy stoliku popijał winko.
On codziennie przychodzi tu i ciągle zamawia kieliszeczek czerwonego wina i gazetę. Następnie siedzi tak sobie pije i czyta.
– No widzi pani powiedziałem. Sama pani wskazała na tego pana, jako stałego bywalca, który co dziennie pije wino. Ale, na co już wcześniej słusznie zwróciła pani uwagę, alkohol szkodzi niedojrzałym organizmom i podała pani przykład syna pani szwagierki.
– Tak. Ale jaki to ma związek z tym panem? i ponownie wskazała na sympatycznego staruszka, popijającego wino.
– Bo widzi pani, gdyby alkohol tak samo degenerował ludzi dojrzałych, jak niedojrzałych, to znaczy, że ten poczciwy dziadziuś, który stale u pani zamawia czerwone wino i gazetę, byłby już dawno niedorozwinięty.
– Zgadzam się! Ma pan rację! powiedziała już zupełnie przekonana.
Osiągnąwszy porozumienie w tej kwestii kontynuowałem:
– Skoro już się zgodziliśmy i nie ma co do tego wątpliwości, że pełnoletność, przesądzająca o legalnym piciu alkoholu, faktycznie oznacza dojrzałość, to proponuję rozstrzygnąć sam problem dojrzałości. Co pani na to?
– Zgadzam się odpowiedziała ochoczo, czym zmobilizowała mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy myślowej. Postanowiłem więc zapytać:
– Czy zgodzi się pani ze mną, że dojrzałość oznacza ten stan rzeczy, w którym coś do-jrzało?
Kelnerka widocznie nie była wstanie wznieść się na te wyżyny abstrakcji, po których ja na co chyba słusznie zwróciłeś uwagę drogi czytelniku z taką łatwością i finezją żeglowałem, wyraźnie zażenowana odparła:
– Nie rozumiem, co pan ma na myśli mówiąc, że coś do-jrzało.
– To proste odparłem – postaram się to zagadnienie tak przedstawić aby i pani je pojąć mogła. Otóż każda rzecz, w szczególności organizmy żywe, rodzi się i umiera.
– Przestań pan prawić banały! Toż to oczywiste! powiedziała takim tonem, jakby sądziła, że przedstawiając rzeczy oczywiste ośmielam się wątpić w jej intelekt.
-Łaskawa pani, proszę się nie irytować. Nie prawię banałów, chcę żeby wszystko było jasne. Proszę pozwolić mi dokończyć a później osądzić, czy to, co miałem do powiedzenia było banalne, jak to się to pani teraz wydaje.
– No dobrze odpowiedziała kelnerka niech pan dokończy.
– Zatem do rzeczy. Jak już powiedziałem wszystko się rodzi i umiera, a zatem i człowiek rodzi się i umiera. Chyba zgodzi się pani ze mną? zapytałem aby upewnić się czy nadąża za mym tokiem myślowym.
– Tak, to jasne! Już mówiłam, że to banalne, ale jaki to ma związek z dojrzałością i z tym, że coś do-jrzało?
– Niech się pani nie niecierpliwi. Otóż między życiem a umieraniem istnieje jakiś odcinek czasu, który zwykle się przeżywa, zanim przyjdzie nam umrzeć. Czy nie tak?
W tym momencie kelnerka odpowiedziała zaskakująco, ale jednocześnie dała bezpośredni dowód na to, że jej substancja szara nie jest gładka, ale posiada fałdki. Rzekła:
– Oj, proszę pana, zdarza, się że już w momencie urodzin człowiek umiera.
– Zgadza się odpowiedziałem ale czy w tym przypadku, o którym pani wspomniała można mówić o dojrzałości?
– No nie, bo człowiek, żeby być dojrzałym musi najpierw dojrzeć.
– A widzi pani, zatem człowiek musi przeżyć jakąś część swojego życia, żeby można o nim mówić, że jest dojrzały.
– Inaczej być nie może odpowiedziała niewiasta, w całości podzielając mój pogląd.
– Skoro się zgodziliśmy w tej kwestii, to teraz jasne stanie się dlaczego dojrzałość oznacza do-jrzałość. Otóż dojrzewanie polega na do-życiu do pewnego okresu, w którym się jest dojrzałym. Czy teraz jest to dla pani bardziej jasne? zapytałem.
– Aha, to znaczy że dojrzałość to do-jrzałość, czyli do-żyłość!? w tym momencie na niewiastę spłynęło jakieś światło wiedzy. Zdawało się, że pojęła nareszcie związek między dojrzałością a do-jrzałością. Ale postanowiłem kontynuować swoje zabiegi na umyśle kelnerki, żeby ją upewnić iż dojrzałość to do-jrzałość.
– Gratuluję! Odnoszę wrażenie, któremu oprzeć się nie mogę, że teraz rozumie pani co miałem na myśli mówiąc o dojrzałości jako o do-jrzałości. Ale żeby panią całkowicie przekonać wyjaśnię co rozumiem mówiąc, że dojrzałość to nic innego jak do-jrzałość.
Rozpocząłem swój wywód.
Drogi czytelniku nie chciałem cię zanudzać jego opisem. Wierzę, że jeżeli dotarłeś do tego momentu w lekturze, w którym pojawiły się te trzy kropki, sam z łatwością zrekonstruujesz ów wywód, którego tu świadomie nie opisałem, nie chcąc obrazić twojej inteligencji.
Czy jednak wiedza, którą odkryła w sobie kelnerka w czym miałem swój skromny udział zmieniła jej, do tej pory kategoryczne stanowisko odnośnie sprzedaży alkoholu osobom, które nie mogą wylegitymować się dowodem osobistym?
Postanowiłem się przekonać i ponownie zapytać czy poda mi alkohol. Tym razem byłem niemal pewny, że kelnerka zgodzi się zrealizować moje nasze zamówienie, zwłaszcza że moja towarzyszka Pla, jako świadek i niemy uczestnik tej rozmowy, musiała być już niebywale znudzona.
– Szanowna pani, czy w tej sytuacji, świadoma wiedzy, o której jeszcze przed chwilą nie miała pani pojęcia, zgodzi się pani podać nam drinka?
Kelnerka, która niezwykle uradowana jeszcze sekundę wcześniej była całkowicie zajęta odkrywaniem wiedzy, o którą przed naszym spotkaniem sama siebie nie podejrzewała, nagle zamarła. Jej twarz przybrała ten sam, znany mi już w jej wydaniu, wyraz bezwzględnego legalisty. Odpowiedziała:
– Wszelkie alkohole podajemy po okazaniu dowodu osobistego.
Teraz zrozumiałem, że nawet za pomocą odkrywania wiedzy, która staje się oczywistą nie można zmienić wpajanych od lat zasad, zwłaszcza tych, które obwarowane zostały prawnymi sankcjami. Postanowiłem zmienić to i charakter działania. W tej chwili szanowny czytelniku pomyślisz sobie: dlaczego w dalszym ciągu upierałem się i żądałem alkoholu? Otóż nie mogę podać racjonalnego powodu mojej determinacji w tej kwestii. W tej chwili przypominałem raczej krzyżowca, który zbrojny w wiarę w boga, z okrzykiem rzucał się w sam środek bitwy po to, aby wyciąć jak najwięcej saracenów. Podobnie jak ów krzyżowiec, tak i ja w tej sytuacji miałem świadomość, że przechylenie szali zwycięstwa zależy od konsekwentnej determinacji, którą zwykli ludzie nazwać by mogli obłędem. Saraceni pozbawieni oręża potrafili przegryzać tętnice żeby tylko zwyciężyć. Ja w tej chwili także straciłem swoją najcenniejszą broń, w której pokładałem ostatnie nadzieje. Okazało się, że racjonalne argumenty nie działają na kelnerkę, że niezależnie od tego, co powiem, jakimi badaniami empirycznymi potwierdzał bym prawdziwość swoich tez, osoba ta i tak by je zignorowała, w apodyktycznym przekonaniu, że dura lex sed lex . Nie mogłem liczyć na zdroworozsądkowe poczucie racjonalności, więc postanowiłem odwołać się do ciemnej strony mocy. Zdecydowałem się na użycie argumentu ostatecznego. Powiedziałem:
– Dobrze. W takim razie chcę rozmawiać z szefem!
Kiedy kelnerka to usłyszała zbladła. Na jej twarzy pojawił się grymas przerażenia. Ale nie tylko ona zareagowała. Otóż sam dźwięk słowa szef wywołał niezwykłe poruszenie także wśród gości lokalu. O ile do tej pory wyraźnie ignorowali moją konwersację z kelnerką, teraz wszyscy nagle w pośpiechu zaczęli szukać zegarków, sugerując jakby, że już czas opuścić to miejsce. Nie tylko ja zauważyłem ów szmer sali. Kątem oka zauważyłem, że poczciwy staruszek, który do tej pory służył mi za dowód nieszkodliwości alkoholu na organizmy dojrzałe, porzucił lekturę gazety i zaczął się rozglądać, próbując zidentyfikować źródło tego nagłego poruszenia. Kelnerka także zauważyła reakcję gości, lecz nawet nie spróbowała zażegnać jej przyczyn. Przeciwnie. Próbując opanować gwałtowne emocje i siląc się na spokojny ton odpowiedziała:
– Szanowny panie, już panu mówiłam, że nie sprzedam panu alkoholu, dopóki nie okaże mi pan dowodu tożsamości, który mógłby potwierdzić pańska pełnoletność.
Nie dałem się jednak odwieść od powziętego przed chwilą zamiaru i równie spokojnie powtórzyłem.
– Szanowna pani, chciałbym porozmawiać z szefem.
W tym momencie kelnerka zrozumiała, że moja prośba ma charakter roszczenia, od którego nie odstąpię. Treść i ton mojego dyskursu z ta panią musiał także wpłynąć na zmianę planów gości, którzy jeszcze przed chwilą, zaalarmowani dźwiękiem słowa szef, teraz porzucili swój pierwotny zamiar szybkiej ewakuacji. Zdecydowali się pozostać. Być może ich własne doświadczenia nauczyły ich, że osobiste spotkania z szefami nigdy nie miały pozytywnych zakończeń. I teraz, w sytuacji, gdy miał się za chwilę pojawić szef, ich ciekawość zwyciężyła nad instynktem samozachowawczym, który pierwotnie skłaniał ich ku wyjściu. Postanowili być świadkami tego dramatu. Kelnerka musiała także zauważyć tą zmianę w zachowaniu pozostałych gości. Wiedząc, że za chwilę stanie się głównym aktorem tragedii, próbowała jeszcze wpłynąć na zmianę mojej decyzji. Tym razem niemal rozpaczliwym tonem powiedziała:
– Proszę pana, ale ja naprawdę nie mogę panu podać alkoholu
Nie pozwoliłem jej dokończyć, bo wiedziałem jakie będą główne powody owej niemożności tj. prawo, pełnoletność, dowód osobisty etc., dlatego przerwałem i ponownie poprosiłem o spotkanie z szefem.
– Dobrze odparła kelnerka. Już poproszę szefa. Kogo mam zaanonsować? zapytała.
-Niech pani powie, że jest taki klient, który chciałby z nim porozmawiać i aha, byłbym zapomniał niech pani powie, że ten gość nazywa się Rates, Sok Rates.
Kelnerka całkowicie zrezygnowana obróciła się na pięcie i udała się na zaplecze lokalu, gdzie jak mniemam przebywał szef. Ja i moja towarzyszka w milczeniu oczekiwaliśmy na dalszy ciąg wypadków. Inni także czekali na finał tego incydentu.
2 stycznia, 2008 o 22:37
ale tempo! Pan szybciej pisze niż ja czytam. Jeszcze trzeciego nie przeczytałem ;)
3 stycznia, 2008 o 7:22
mam mało czasu
3 stycznia, 2008 o 22:54
Oj, nie nie. Zdecydowanie NIE.
Po pierwsze: cały wywód z kelnerką nużący, a jego cel nie wart użytego miejsca.
Po drugie:
W lokalu podrzędnym, już po pierwszych słowach usłyszałby:
„Panie, nogi mnie od latania bolo, a pan tu jeszcze ból na głowe chce sprowadzić. Nie widzi kartki, że niepełnoletnim alkoholu nie podaje się? Czytać nie uczyli?
To jak, co podać?”
Ponowna próba zostałaby skwitowana stuknięciem się w czoło i demonstracyjnym ignorowaniem.
a w lepszym?
Powiedziałaby coś takiego:
„Przepraszam, ale poproszę o dowód. Nie mogę pozwolić sobie na konsekwencje z tytułu utraty pracy (była dorabiającą studentką)”.
Przy próbie dyskusji na ten temat, ucięłaby krótko: proszę się z tym zwrócić do właściciela. I zajęła się obsługą innych stolików.
4 stycznia, 2008 o 6:50
o ile w PF każdy odcinek był niemall autonomiczną całością, tak tutaj jest odwrotnie. dopiero po przeczytaniu całości, taka kelnerka, w szczególności kanon wyznaczony przez jej rolę, jako kelrnerki, stanie się zrozumiały. zatem: pejszyns, pejszyns maj frend
5 stycznia, 2008 o 16:45
Gdziez pan, kurwa, schowal czesc 5, 4, 3, 2, 1 ?
5 stycznia, 2008 o 16:48
Swoja droga czekam na postac Nie Tzsche! To by bylo nie-porozumienie tak pominac, drogi panie Marku.
6 stycznia, 2008 o 0:12
Po otrzasnieciu sie ,a dokladnie mojego mozgu z ciagu narkotykowego, oraz po konsultacji z nasza wspolna Przyjaciolka nieoceniona w takich i innych machinacjach procesow myslowych ,Kamiennym Kwiatem, konstatowalem iz na witrynie istnieje przycisk „wstecz”, ktory to pozwolil mi dotrzec do poczatku tej niezwykle frapujacej mnie jako Boga, ktorym jestem sam dla siebie, zgodnie z porzekadlem „i nie bedziesz mial obcych bogow przede mna”,…historyji.
Zatem pretensje oraz niesluszne oskarzenie jakobys odcial czytelnika od zrodla poznawczego, mozemy oddalic w zapomnienie.