– A on mnie przezywa buuuu! usłyszał w słuchawce Atomizer Adamski. Po głosie poznał, że to był jego najlepszy funfel Dżak Menel. Nie wiedział co odpowiedzieć. Budzik na szafce nocnej pokazywał drugą w nocy, trochę był zaspany. Jednak nie wypadało zostawić przyjaciela na lodzie, zwłaszcza, że znał jego wrażliwą naturę. Zapytał lekko zaspanym głosem:
– To ty Dżak?
– Tak, buuu, chlip, chlip, to ja. Weź im coś powiedz, bo zrobię sobie coś złego płakał przez telefon. Był w całkowitej rozsypce. Adamski znał ten histeryczny ton w głosie swojego najlepszego funfla. Wiedział, że to nie przelewki i że musi jak najszybciej zareagować. Powiedział do Menela:
– Uspokój się. Już sprawdzam.
– Byle szybko, byle szybko…buuuu…bo sobie coś zrobię histerycznie powiedział Dżak i rozłączył się. Adamski słysząc w słuchawce rytmiczne beeep, beeep, beeep wiedział, że także i tym razem to nie żarty. Znał przecież Dżaka nie od dziś. Postanowił działać. Wstał, szybko założył różowy szlafrok w krasnoludki, który dostał na 69 urodziny od Dżaka, włączył komputer. W wyszukiwarce internetowej wpisał adres: www.nieszuflujtakdżak.pl, następnie zalogował się do panelu administratora tylko on znał hasło. Szukał w Wierszach. Tu nic nie znalazł. Szukał w dziale Forum. Jest! odetchnął z ulgą. Odnalazł sprawcę histerii Dżaka. Wątek: Rewelacyjna książka o Menelu. Musisz ją przeczytać. Bez zbędnej zwłoki zaznaczył post jako skasowany i nacisnął ENTER.
Teraz pozostało mu już tylko czekanie. Dżak jednak nie oddzwaniał z podziękowaniami, co zawsze w podobnych sytuacjach robił. Adamski trochę się niepokoił o kondycje psychiczną przyjaciela i cały czas monitorował nowe wątki wpisywane na Forum. Trzy minuty po tym, jak wyciął wpis antymenelowy, ktoś wkleił następny o podobnej treści. Ten też usunął. Jednak to nie przyniosło efektu, bo za chwilę ktoś inny napisał to samo. W końcu pojawiła się lawina takich wpisów i nie nadążał z kasowaniem. Wpadł w prawdziwy amok: kasuj+ENTER, kasuj+ENTER, kasuj+ENTER. Po godzinie sytuacja jakby się unormowała. Atomizer Adamski, główny administrator portalu nieszuflujtakdżak.pl, odsapnął zadowolony. Nareszcie, koniec! Ufff, a było gorąco! Mam nadzieję, że to ich oduczy trolowania! pomyślał. Na wszelki wypadek przejrzał jeszcze bazę danych, żeby sprawdzić, czy aby przypadkiem zbanowani użytkownicy nie próbują się ponownie rejestrować by nękać Dżaka kolejnymi wpisami.
– O kurwa! Co ja zrobiłem!? powiedział głośno.
Okazało się, że w bazie oprócz niego, Dżaka i Winniczka nie było innych userów. Wszystkich w tej godzinnej rzezi skasował. Ponad tysiąc nicków znikło wraz z naciśnięciem klawisza ENTER.
***
I tak oto kończy się historia Dżaka Menela. Czasem sensacyjna, czasem pouczająca, czasem śmieszna ale także smutna. Ktoś pewnie może czuć niedosyt, że tak nagle to się wszystko urywa i mógłby zapytać: A co dalej z jego wierszami? Co dalej z jego książkami? Co z karierą medialną w Łasskotkach z gwiazdami? Jak zakończył się jego podbój internetu? I w ogóle: co dalej?. Dla tych wszystkich mały skrót.
1) Wiersze.
Dżak już nigdy nikogo nie zachwycił trzynastozgłoskowcem.
2) Książki.
Barbi trafiła do kanonu lektur szkolnych dla klas szkoły podstawowej. Stało się tak dlatego, ponieważ Dżak miał jakieś powiązania z córką prezydenta. Ten polecił ministrowi edukacji, by wywalił szalonego Gombrowicza, a na jego miejsce wpisał na listę lektur Barbi Menela. Książka ta doczekała się telewizyjnej adaptacji. Na jej podstawie znany reżyser, specjalizujący się w ekranizacjach obowiązkowych lektur szkolnych, Andrzej Wajda, nakręcił film o takim samym tytule. Publiczność i tym razem nie zawiodła. Dzieciaki pchane przez panie od polskiego całymi klasami odwiedzały kina. Dlatego akurat jeżeli chodzi o temat Książki, Dżak Menel osiągnął pewien sukces.
3) Łasskotki i telewizja.
Po emisji odcinka pilotażowego tego tok-szoł, badania telemetryczne wykazały, że oglądalność jest minimalna. Przesunięto porę emisji tego programu na godzinę pierwszą w nocy. Wkrótce, po zakontraktowanych dziesięciu odcinkach, program całkowicie zdjęto z anteny. Co prawda Dżak próbował jeszcze swoich sił w niszowej Telewizji 4, w której prowadził na żywo quiz Zgarnij forsę, gdzie namawiał do telewidzów do dzwonienia. Przekonywał nienaganną polszczyzną, że wydając tylko dwanaście złotych za minutę plus VAT, mogą wygrać całe pięć stów. Ale i ta rola okazała się niewypałem. Producenci programu szybko zorientowali się, że cycata blondyna jest bardziej sugestywna niż pan w cylindrze.
4) Podbój internetu.
Po pamiętnej rzezi na portalu nieszuflujtakdżak.pl, która zapisała się w świadomości społecznej jako Czystka Adamskiego, Dżak z Atomizerem, mimo usilnych starań nigdy nie powtórzyli sukcesu pierwszej strony internetowej. Szlag trafił plany o czerpaniu zysków z reklam. Oczywiście Dżak próbował się jeszcze ratować. Pisywał jakieś czterystuznakowe felietoniki dla innych portali. Jednak i tego zaprzestał, zdając sobie sprawę, że już po wszystkim, że jego wirtualnych pięć minut przepadło na własne życzenie.
5) Co dalej?
Dalej nic się takiego szczególnego nie wydarzyło. Dżak próbował swoich sił jeszcze w innych dziedzinach sztuki. Zaczął malować obrazy farbkami plakatowymi. Tu okazał się kompletnym beztalenciem, chociaż próbował dowodzić, że jego dzieła mają bezpośredni związek z testami Rorszacha i że może warto by je stosować w koloroterapiach, tak bardzo modnych na zachodzie. Nikt się jednak na to nie nabrał.
Wygłosił też kilka wykładów dla starszych pań na tak zwanym Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Jednak w związku z wysokim odsetkiem śmiertelności studentów, wkrótce zabrakło mu publiki. Próbował także rzeźbić. Zaczął od modelowania plasteliny, później strugał w mydle. Ale także bez większych sukcesów.
I w zasadzie to by było na tyle.
31 grudnia, 2007 o 17:39
Historia poety z Trójmiasta wystarczyła tylko na dłuższe opowiadanie.Ciekawe czy nie znajdzie się kiedyś w tomie fantastyki pod tytułem” Jak czarna dziura pożerała gwiazdki wydmuszki”
A może Dżak przez najbliższe piętnaście lat będzie chodził obok metafor, odpocznie od siebie, wyrzuci z siebie balast guglarskiej”wiedzy” i powstanie jak feniks, stanie się wielbicielem książek? kto wie.
1 stycznia, 2008 o 10:12
poeta z trójmiasta? hmmm… Dżak przecież nie jest trójmiejskim poetą. urodził się i mieszka w nieistniejącej przecież mieścinie o nazwie Dancyś. :)
wg mnie to koniec Dżaka, nie powótrzy sukcesu feniksa. nie ma na to szans.
1 stycznia, 2008 o 11:35
Oj, Pan jest optymistą. Selekcja negatywna w Polsce działa dożywotnio i nawet po śmierci fałszywego artysty.
Ale gratuluję udanego wysiłku tropienia mechanizmów zastępowania spontanicznych potrzeb twórczych na rzecz sztywnej urzędniczej machiny imitującej sztukę.
Szczęśliwego następnego roku w tej niebezpiecznej pracy
Powodzenia!
1 stycznia, 2008 o 12:00
O! Jak miło Zosię spotkać :)
Najlepszego w Nowym Roku!
A kiedy to Zosia założy blog, żeby można było wpaść na moment? ;)
Panie Marku, ja bym tam Dżaka nie przekreślał. Ludzie się zmieniają. Pamiętam siebie w jego wieku :))))) Śmiechu, ale przede wszystkim, współczucia warte.
Coś jednak tkwi w banałach; madrość przychodzi z wiekiem.
Zna Pan jakiegoś dwudziestolatka mędrca?
Dżaka nie znoszę, tego zarozumiałego bufona :)))))
ale co by nie mówić – jest inteligentny, więc niewykluczone, że z czasem będzie w innym świetle widział wiele rzeczy.
1 stycznia, 2008 o 12:39
a wie Pan, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłem pierwszy wpis Ilionowskiego i późniejsze, wyłaniał mi się obraz człowieka raczej surowego, niemal ascetycznego.
Dzisiaj widzę gejzer humoru :)
1 stycznia, 2008 o 15:56
ja jeszcze pozwolę sobie na słówko:
Istnieje w sieci portal z nazwy (i nie tylko! :)) przypominający trochę nieszuflujtakdżak. Jego nazwa to Nieszuflada. Funkcjonuje tam zabawna grupka osób pasująca siebie na mentora mentorów poezji, a nawet literatury w ogóle.
Legitymizacją wspierającą te aspiracje jest dumny napis na stronie tytuowej:
Fundacja Literatury w Internecie. Jednak nie ona sponsoruje owo przedsięwzięcie, a tajemnicza Panda – firma coś tam produkująca. Ale mniejsza o to. Ważne jest, aby maksymalnie onieśmielić gościa, podtykając mu to na progu pod nos, wraz z listą znanych nazwisk, które kiedyś tam w altruistycznym porywie, zdecydowały się napisać parę linijek, a potem, po angielsku stamtąd wywiały. Po takim zmiękczeniu klienta dalej idzie już gładko i bez większych problemów można wszystkim narzucić swoje widzenie rzeczy, tym bardziej, że ma się do dyspozycji jasno zdeklarowany DWÓR, gotów rozszarpać ewentualnych obcobrzmiących na strzępy, a jeśli nie ulegną zbanować.
Dwór ten bardzo dba o swój napuszony image, dla którego tyle wysiłku na stronie tytuowej wnosi, że wszelkie wpisy na tamtejszym forum, wykraczające poza tą napuszoną konwencję, są natychmiast piętnowane w sposób, który nawet największych śmiałków paraliżuje. Podstawowym atrybutem tego błagarodie są regularne przeglądy prasy Winnickiego, już w tytule sugerujące, że nikt, poza Winnickim, prasy nie czyta, a jak już coś przeczyta, to przecież i tak nie jest w stanie wyłowić tych najciekawszych informacji, które tak sprytnie wychwycił Winnicki. Ten jego przegląd jest przeraźliwie nudnie pisany i konia z rzędem temu, kto to poza nim samym czyta.
No, ale przecież w końcu nie o to idzie, czy ktoś czyta, czy nie, tylko o wywołanie wspomnianego wrażenia, prawda? Także temu wrażeniu służy napuszona treść tego, by czytelnik już po pierwszym zdaniu, miał wyraźny sygnał, że oto wszedł w zawiłe meandry zwojów intelektualnych na poziomie mensy.
Reszta to anonsy o rozpoczęciu jakiegoś konkursu w celu zaspokojenia głodu sławy ich uczestników. To nic, że sława papierowa, a jej przyczyna gówno warta. Liczy się czysto sportowa rywalizacja jak w zawodach kolarskich, tyle tylko, że nie pedały się naciska, a klawiaturę. Tak więc zawodnicy trenują na tzw. warsztatach. Można spytać: a co trenują? Formę? Otóż nie. Trenują treść, która będzie potem oceniana w konkursach o wdzięcznych nazwach np. Konkurs na poezję histeryczną. Mógłby ktoś zarzucić sceptykom brak poczucia humoru i sztywniactwo, gdyby nie to, że w tekstach na taki konkurs żadnego humoru – legitymizującego jego nazwę – nie widać. A więc co ćwiczą szanowni zebrani? Ano treść, czy dany wyraz lub fraza jest przebrzmiały (czyt. ogólnie znany), czy nie za mało udziwniony, czy przesłanie (jeśli takie występuje, bo najczęściej go nie ma) aby nie nazbyt czytelne, bo, bozia broń, mógłby zbyt łatwo na nie wpaść czytelnik odbiorca.
Ćwiczą treść, indoktrynując pisatiela, jak ona ma wyglądać zachowując się tak, jakby sam autor nie wiedział, o czym chciał pisać i jak to chciał przedstawić. Są tacy, którzy rzeczywiście tego nie wiedzą i tacy są wdzięczni. Bywają też inni, ale, co zrozumiałe, z góry skazują siebie na porażkę.
Wniosek z tego jeden: Ten, który rzeczywiście ma coś do powiedzenia, albo tam nie wejdzie, albo szybko stamtąd ucieknie. Są też tacy, którzy z góry wiedzą o tym wszystkim i wchodzą tam jedynie po to, żeby trochę krwi napsuć nabzdyczonym indorom. :)