Na drugi dzień Dżak już bez większych problemów dodzwonił się do sekretariatu prezesa telewizji polskiej. Pani sekretarka wykazała się większym obyciem kulturalnym aniżeli Heniek, z którym poprzedniego wieczoru rozmawiał. Bez żadnego ale, połączyła go z szefem. W trakcie pogawędki Dżak wymieniał swoje atuty zapewniając, że na pewno jego postać sprzeda się medialnie; że w zasadzie to jest on żyłą złota dla telewizji polskiej, taką Paris Hilton polskiej poezji i literatury. Pan prezes, który jak na prawdziwego prezesa telewizji publicznej przystało, miał poczucie misji. Wierzył, że głównym zadaniem telewizji jest edukacja widzów, wciskanie im do głów różnych patriotycznych treści, żeby przypadkiem Polak nie zapomniał, że jest Polakiem. Zaproponował Dżakowi udział w tok-szoł Łasskotki z gwiazdami.
Był to projekt dwóch gości, którym brakowało trzeciej osoby, by program mógł w ogóle wystartować. Dymek Dym Dymański wraz z Papciem Chmielem wymyślili sobie, że w sposób szalony poopowiadają telewidzom o literaturze. Zdawali sobie sprawę, że muszą wybrać jakąś niekonwencjonalną formę, żeby móc konkurować nie tyle z MTV ale chociażby z programem ZIARNO. Dlatego Dymański zdecydował się na tercet. Jeden będzie udawał debila tę rolę zarezerwował dla siebie Dymański, gdyż wymagała ona pewnego obycia w ekspresji aktorskiej, drugi miał grać znudzonego światem, sennego ślimaka, który w trakcie jednego odcinka programu wypowie zaledwie dwa, góra trzy zdania. To była wymarzona rola dla Chmiela, przy którego usposobieniu te dwa, trzy zdania, to i tak szczyt euforii. Brakowało im trzeciej osoby, która robiłaby raczej za ożywiony element scenografii. Pomysł ten zaczerpnął Dymański z programu TOK-SZOK, w którym Żakowskiemu i Najsztubowi towarzyszył mały, rudy piesek. Niby nic, a przykuwał wzrok w trakcie dłużyzn narracyjnych. Oczywiście ten trzeci też by coś od czasu do czasu powiedział, np. jakieś mądre słowo w obcym języku i wytłumaczył zasady poprawnej wymowy tegoż pojęcia. Jednak za wyjatkiem takich akcydensów, trzeci miał się ładnie uśmiechać ogólnie sprawiać wrażenie miłego.
Dymański długo szukał wśród poetów, krytyków literackich osoby, która by się nadawała do roli trzeciego w Łasskotkach. Na próżno. Wiadomo bowiem powszechnie, że ci, którzy ślęczą całymi dniami przed klawiaturami komputerów, bądź maszynami do pisania, robią to dla tego, ponieważ ich szkaradne twarze, otyłe sylwetki nigdy nie zostały zaakceptowane przez społeczeństwo. Mieli do wyboru: albo praca w magazynie bibliotecznym, albo rola statysty w filmie o małpoludach, albo bycie literatem. Któregoś razu Dymański udał się do działu marketingu, by zapytać, czy może jednak wziąć do programu jakiegoś brzydala, tudzież brzydule. Usłyszał wówczas stanowcze: NIE i jako uzasadnienie podano: Brzydale nie mogą występować w telewizji. Był tylko jeden przypadek sukcesu medialnego twarzy i sylwetki skrajnie asymetrycznej to Quasimodo. Badania jednak wykazały, że ludzie wolą podziwiać estetykę proporcji, taka nie zmusza do refleksji.
Także prezes wiedział o tym problemie, który wielokrotnie sygnalizował mu pomysłodawca Łasskotek z gwiazdami. Dlatego, gdy tylko pojawił się Dżak Menel, od razu złożył mu propozycję roli trzeciego.
Dżak był trochę rozczarowany, widział siebie raczej w roli solisty. Wyobrażał sobie, jak to siada na krzesełku przy stoliku, szykownie ubrany w swój cylinder, czarny garnitur i tegoż koloru pelerynę. Na szklanym blacie leży stosik książek w tym wszystkie wydania jego Barbi. Traktat o lali. Dookoła półmrok. Jedynym źródłem światła jest reflektor, który centralnie oświetla jego sylwetkę z góry. Światło załamuje się na jego twarzy, cylindrze, dłoniach, dzięki czemu staje się jakby demoniczny, jakby metafizyczny, jakby nie z tej ziemi. Po sygnale EMISJA, wpatruje się chwilę w obiektyw kamery, ignorując sygnały z reżyserki, że jest na antenie. Uśmiecha się półgębkiem, zakłada nogę na nogę i sięga po pierwszą książkę, nie spuszczając cały czas wzroku z kamery. Otwiera ją tak, by telewidzowie dobrze widzieli okładkę. Spuszcza głowę. Udaje, że się chwile zaczytuje w spis treści, następnie spogląda do kamery i mówi: Witam państwa serdecznie. Dziś, jak zwykle w programie Wieczór z Wieszczem, opowiem państwu o dziele wybitnym. O kamieniu milowym w rozwoju kultury śródziemnomorskiej, o książce, która powinna znaleźć się nie tylko u każdego z państwa, ale obok Biblii powinna leżeć na stoliku każdego hotelowego pokoju. Co to za pozycja? Opowiem państwu po przerwie. Po tych słowach następuje najazd kamery na jego twarz, oddalenie i ściemnienie.
Dżak miał świadomość, że telewidzowie nie cierpią reklam, że te odstraszają ich od kupowania produktów, które migają przed oczami w trakcie seansu ulubionego programu. Czasami zastanawiał się, jakiego geniuszu potrzeba, by wmówić producentom, że reklama w telewizji wpłynie znacząco na sprzedaż ich towarów. Dlatego Wieczór z Wieszczem, będzie przerywany tylko króciutką, dwuminutową reklamówką jego portalu internetowego: nieszuflujtakdżak.pl.
Po reklamie znowu on. Tym razem zamyka książkę i mówi do operatora kamery: Proszę o zbliżenie, po czym dodaje: Tą kilkusetstronicową książkę napisałem jakiś czas temu. Jest w niej wszystko, nawet staropolski przepis na kapłona, który przyrządzała moja babcia. Dla fanów Adama Słodowego także coś się znajdzie. Starałem się dokładnie opisać stół kuchenny, typu rustykalnego, na którym babcia robiła kopytka. Wszystkie połączenia stolarskie, w tym wrębowo-wpustowe, a także tzw. obce pióro, zostały skrupulatnie, wręcz z fotograficzną precyzją opisane. Dla badaczy kultury chłopstwa polskiego, ta książka to gratka, niczym Chłopi Reymonta. Przyznam nieskromnie, że także oczekuję na Nobla w tym momencie uśmiecha się z przekąsem prosto do kamery, po czym kontynuuje Niech państwa nie odstraszy objętość tej pozycji. Dla niecierpliwych polecam metodę czytania Nad Niemnem. Można pomijać długaśne, kilkustronicowe opisy belek stropowych w babcinej stajni i szukać rzadkich, ale jednak występujących dialogów. Jednak moim zdaniem największa wartość tej pozycji, to właśnie owe opisy, deskrypcja świata, który dziś nie istnieje, nawet jeżeli chodzi o kunszt dawnej ciesielki, która potrafiła obyć się bez ani jednego gwoździa. Tak, tak proszę państwa, niby niemożliwe, a jednak to prawda. A teraz chciałbym państwu przeczytać mały trzydziestostronicowy fragment. Po tych słowach Dżak otwiera jedyne miejsce w książce zaznaczone czerwoną karteczką samoprzylepną, w którym coś się dzieje i zaczyna czytać. Znowu ignoruje sygnały z reżyserki, od specjalistów od badań telemetrycznych, że oglądalność dramatycznie spada. Kończąc trzydziestą stronę, spogląda w kamerę i mówi:
Drodzy telewidzowie, przygotowałem dla państwa sto darmowych egzemplarzy tej książki, które dostanie pierwszych sto osób, które dodzwonią się do nas po programie. Każdy egzemplarz Barbi jest przeze mnie podpisany. Na telefony czekamy godzinę od zakończenia programu. Na dziś żegnam już się z państwem i do zobaczenia w przyszłym tygodniu, w którym zaprezentuję państwu kolejne moje wspaniałe dzieło. Jakie? To niespodzianka. Po tych słowach znowu zoom na Dżaka i stosik książek na stole, ściemnienie i koniec.
Jak widać Dżak Menel miał już gotowy pomysł na swój program. Wszystko zaplanował z zegarmistrzowską precyzją. Nawet pozy trenował od jakiegoś czasu przed lustrem, by nie wyjść na nowicjusza w oczach krytycznych telewidzów. Dlatego można sobie wyobrazić owo zaskoczenie, gdy w rozmowie telefonicznej z prezesem TVP usłyszał:
– Na program autorski, to jeszcze za wcześnie. Póki co, to proponuję panu udział w Łasskotkach z gwiazdami. Bierze pan to czy nie?
Dżak zdawał sobie sprawę, że większość ludzi sceptycznie podchodziła do jego talentów, że potrzebowała czasu, by się przekonać o jego wartości. Dlatego przyjął propozycję, w przekonaniu, że ten mały epizodzik medialny będzie wielkim krokiem w jego karierze, że wkrótce zaproponują mu prowadzenie programu autorskiego, którego cały scenariusz miał od jakiegoś czasu przygotowany.
Wkrótce otrzymał list z zaproszeniem do wzięcia udziału w pierwszym nagraniu Łasskotek z gwiazdami. Spakował się i pojechał pociągiem do Warszawy. Dojechawszy na ul. Woronicza, Dżak podziwiał wielki budynek TVP. Kiedy wszedł do środka, pierwszym miejscem, do którego się udał, była dyżurka z ochroniarzem, który robił także za informację. Zapytał:
– Przepraszam, czy pan Heniek?
– Nie, Heniek zawsze robi nocki, jestem Stasiu odparł ochroniarz i zapytał:
– A o co chodzi?
– A, o nic, o nic odpowiedział Dżak, który miał nadzieję spotkać pana Heńka i wygarnąć mu, że wcześniej go tak brutalnie spławił. Teraz był gwiazdą telewizji i to powinno dać Heńkowi i mu podobnym do myślenia, żeby z większym respektem zwracali się do nieznajomych, bo kto wie, być może owi nieznajomi okażą się być ich pracodawcami.
Nie udało się dorwać Heńka. Dżak zapytał pana Stasia o to, gdzie nagrywają Łasskotki z gwiazdami. Stasiu pogrzebał chwilę w kajeciku i odparł:
– Tym korytarzem prosto do windy. Następnie na czwarte piętro, pokój 4123.
Chłopiec podziękował i pospieszył na nagranie. Był już trochę spóźniony.