Dżak opuszczał scenę. Widownia jednak nie żegnała go tak gromkimi brawami, jakimi go nie tak dawno jeszcze witała. Może za wyjątkiem kilku osób, w tym profesora Willga, który zdawał się doceniać szczerość i otwartość wyznania laureata. Jako jedyny wstał, aby okazać uznanie i szacunek poecie w czarnej pelerynie, który ogłosił przed chwilą, że jest gejem.
Dżak spodziewał się takiej reakcji, nie był więc zaskoczony. Przeciwnie. Jeszcze przed wyjazdem do Krakofa dokładnie przemyślał swój własny patent na skandal. Miał bowiem świadomość, że musi stworzyć jakiś kontrast dla swoich nudnych wierszy, coś co sprawi, że zostanie zapamiętany, że przejdzie do historii, że jego nazwisko oprócz tego, że znajdzie się w podręcznikach do literatury, będzie widniało także w nagłówkach ogólnopolskich dzienników informacyjnych. Jego pomysł był diabolicznie prosty.
Obserwując rzeczywistość społeczną oraz analizując jej motorykę doszedł do wniosku, że światem rządzi nie pieniądz, nie ropa naftowa, nie prawa materializmu dialektycznego lecz fallus w nierozłącznej parze z anusem. Ile to razy, przechadzając się po galeriach handlowych w swoim mieście, spotykał na wystawach sklepowych plastykowe manekiny. Nawet one, te dzieła wtryskarek do tworzyw sztucznych, programowanych przez człowieka, miały w sobie niebywały ładunek erotyczny. Rzymskie torsy, na które naciągnięte były obcisłe podkoszulki, i te lubieżne podbrzusza odziane w slipki, ale zawsze tak by penis był uwypuklony. Jednak nawet te manekiny były niczym w porównaniu z paniami pracującymi w takich sklepach. Dlaczego one są zawsze takie ładne? myślał za każdym razem, gdy otaczały go owe niewiasty. Starał się unikać takich sytuacji, w których napadało go stado ekspedientek zlanych obficie Kenzo Dżangel Elefant. Każda chciała go dotknąć, każda coś do niego mówiła, każda seksi. Stał wówczas w oparach perfum, bezradnie się uśmiechając i pragnął jak najszybciej opuścić takie miejsce w obawie, że za chwilę coś kupi, że się skusi na niepotrzebną mu przecież dodatkową parę spodni dżinsowych.
Podobne wrażenia kolekcjonował ze swoich eskapad na miasto, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim. Przechadzając się promenadą on, jak wielu innych, koncentrował swoja uwagę nie na zabytkach architektury lecz na długich, opalonych nogach wiosennych dziewczyn. Na ich młodych pośladkach, mocno zarysowanych pod obcisłymi kieckami. To właśnie one były przedmiotem uwagi. Na jedno skinienie palca mogły mieć każdego. Cały świat leżał u ich stóp.
Poddając analizie ten cały materiał empiryczny, który gromadził latami Dżak doszedł do wniosku, że czasy, w których żyje, wbrew opinii psychologów społecznych nie są epoką kultu młodości i piękna. Odkrył on bowiem prawdziwe podłoże społecznych zachowań był nim seks. Przecież te seksi sprzedawczynie, plastykowe manekiny wystawowe i wiosenne kobiety owszem, były piękne, lecz każdy kto obcował z tym rodzajem piękna, natychmiast odczuwał dziwną endorfiniczną przyjemność z towarzyszącym jej charakterystycznym ciśnieniem w kroczu. Było to uczucie nierzadko tak silne, że pojawiał się wstyd. Wówczas podobnie jak on, wielu innych klientów sklepów odzieżowych, natychmiast gubiło się w otoczeniu sprzedawczyń. Całe szczęście myślał Dżak że w rybnym i spożywczym nie pracują takie laski, zdechłbym z głodu.
Dżak zastanawiał fenomen powrotu w takie miejsca. Z jednej strony gardził sobą, że ulega tak prostym instynktom, z drugiej strony dziwił się, że mimo owej pogardy jakaś siła ciągle pcha go ku jędrnym, wydatnym pośladkom. Było w tym coś z masochizmu, chrześcijańskiego umartwienia się, rodzaj wewnętrznego samobiczowania, po którym każdorazowo pojawiał się wstręt do samego siebie. Na tym właśnie etapie swoich wewnętrznych rozważań, Dżak postanowił wykorzystać sferę gatunkowego libido w promocji siebie, jako poety. Pomyślał:
Przecież nikt nie zwraca uwagi na spodnie, które ma kupić, gdy obsługuje go nęcąca, seksowna sprzedawczyni. Mimo to, każdy i tak kupi. Nikt też nie zwróci uwagi na moje wiersze, gdy odwrócę od nich uwagę, koncentrując ją na sobie, na własnej seksualności.
Jednak przyszły wieszcz był realistą w zakresie samooceny. Stojąc przed lustrem widział za każdym razem tą samą, szczurkowatą twarz, to samo mizerne i blade ciało. W przeciwieństwie do niektórych rówieśników, jakoś nie widział sensu w przerzucaniu z kupki na kupkę tony żelastwa w osiedlowej siłowni, nazwanej żartobliwie fitnesklubem. Odczuwał także niechęć do anabolików, zwłaszcza deka-duranabolinu i metanabolu. Nie to, żeby nie próbował. Przeciwnie. Kiedyś podsłuchał, że od tych specyfików mięśnie same rosną i kupił kilkanaście ampułek i tabletek. Nie odstraszyły go wówczas pryszcze na plecach po pierwszym miesiącu kuracji. Jednak, gdy pod koniec drugiego miesiąca zażywania metanabolu zaczął sikać na zielono, definitywnie odstawił sterydy. Nie widząc szans na to, by upiększyć ciało, w szczególności fizjonomię, młodzieniec nie zrezygnował z planu ataku na sferę społecznego libido w celach marketingowych. Jak się okazało i tu nie był oryginalny. Postanowił bowiem odgapić koncept Witkowskiego, który właśnie wydał i wypromował Lubiewo. Nie czytał tej książki, ale imponował mu szum medialny, który się wokół niej zrobił. Gazety trąbiły o powieści gejowskiej napisanej przez geja. Pierwszy nakład rozszedł się jak świeże bułeczki. Drugie wydanie też prawie wyprzedane. Okazało się finalnie, że Lubiewo przeczytało więcej osób niż jakieś tam filozoficzne bełkoty z ostatniej książki Kołakowskiego.
Myli się ten, kto uważa, ze epigonizm Dżaka w tej materii był pozbawiony uprzedniej refleksji. Otóż zanim postanowił ogłosić, że jest homoseksualistą, starał się dociec istoty niebywałej popularności i siły promocyjnej tej preferencji seksualnej w społeczeństwie, w którym przyszło mu żyć. W szczególności zaś odkryć mechanizm, który sprawia, że mieszkańcy Polski, deklarujący się w dziewięćdziesięciu kilku procentach jako katolicy, wbrew chrystusowej nauce miłości bliźniego, pałają nienawiścią do gejów. Z nauki biologii Dżak wiedział, że ośrodki miłości i nienawiści w mózgu sąsiadują ze sobą, w zasadzie to trudno przeprowadzić między nimi granicę. Tak szybko i łatwo jak przychodzi kochanie, tak szybko to samo kochanie może się łatwo przerodzić w nienawiść. Ale czy to znaczy, że homoseksualiści są powszechnie kochani? zastanawiał się. Wielokrotnie, analizując homofobie powszechną wśród polskich katolików, pojawiała się w jego głowie myśl: Dlaczego Jezus na swoich uczniów wybierał tylko dorodnych mężczyzn? Czy oni tego nie widzą?. Dopiero po jakimś czasie, który Dżak poświęcił na studia Biblii, odkrył, że chrześcijanie zawsze się czegoś bali. To ukrzyżowania, to ukamienowania, to rzucenia na pastwę lwom, to przerażającego piekła. Żadna inna religia nie ma w sobie takiego ładunku lęku, jak chrześcijaństwo, a zwłaszcza w odmianie katolickiej. Żeby katolicy mogli wierzyć, muszą się bać taka była jego konkluzja. Po wielotygodniowych rozważaniach o naturze społecznego lęku, Dżak doszedł do wniosku: Ludzie mogą nienawidzić pedałów, mogą nimi gardzić, mogą się ich bać, mogą nie podawać im ręki na przywitanie, ale to właśnie ta pogarda i nienawiść koncentruje ich uwagę na pedałach i nie pozwala myśleć o czymś innym.
Koniec końców przyszły wieszcz wybrał najbardziej chwytliwy zabieg marketingowy, by zaistnieć i sprzedać się w mediach. I jak się okazało jego wybór był trafny. W tej samej chwili, gdy zszedł ze sceny natychmiast został otoczony przez dziennikarzy i reporterów. Znalazł się w świetle kamer i obiektywów. Kotłujący się w tej chwili obok niego ludzie, z akredytacjami prasowymi dyndającymi w foliowych futerałach na szyjach, przekrzykiwali się wzajemnie:
– Dlaczego jest pan gejem? Czym różni się poezja gejowska od niegejowskiej?
Szturchany przez napierający tłum dziennikarzy Dżak milczał. Był trochę skołowany błyskami fleszy i światłem kamer. Kiedy sytuacja trochę się uspokoiła, a Dżak upewnił się, że wśród wszystkich mikrofonów, które w tej chwili znalazły się przy jego ustach, jest ten z upragnionym logo TVN, spokojnie odpowiedział:
– Gej jest okej.
Chciał dodać coś jeszcze ale poczuł na swojej dłoni znajomy spocone palce. Odwrócił się, by zobaczyć, kto się z nim tak spoufala. I już miał udzielić gwiazdorskiej reprymendy owemu śmiałkowi, gdy zorientował się, że w tej chwili trzyma go za rękę Grażyna Torbicka. Uśmiechnęła się ona do niego i powiedziała:
– Chodź.
W tej chwili Dżak jakby zapomniał na chwilę o autopromocji, o tym, że musi coś jeszcze powiedzieć do mikrofonu, zapomniał też o Atomizerze i Lusi, którzy na pewno na niego czekali. Oddał się całkowicie w ręce Grażyny.
15 grudnia, 2007 o 19:08
hehehe… to nie tylko Jack odkrył, że światem rządzi fallus. Ja już dawno wiedziałem (duma), że na początku była chuć i od niej się wszystko zaczęło :)))))
15 grudnia, 2007 o 19:18
aaa tam, dżak nie jest skrycie heterykiem. Jest na wskroś pederastą, a sam widok waginy powoduje u niego odruchy wymiotne. Coś pan tu ściemnia, panie Ilionowski ;-)