– Proszę państwa, w imieniu organizatorów, członków szanownego żiri, chciałbym serdecznie powitać państwa na uroczystej gali wręczenia najbardziej prestiżowych nagród w dziedzinie polskiej poezji. Konkurs im. Kościotrupków, jak państwo doskonale wiecie, ma bogatą tradycję. Jego laureaci, to dyktatorzy nowych trendów w literaturze i poezji. Główna nagroda, przyznawana co rok, określana mianem poetyckiego Nobla, przyznawana jest najbardziej utalentowanym poetom, którzy nie ukończyli trzydziestego roku życia. Powitajmy gromkimi brawami jurorów powiedział Tomasz Camel, wskazując na pierwszy rząd, w którym zamiast krzeseł ustawione były w szeregu, jedno obok drugiego specjalistyczne łóżka medyczne, na których leżeli leciwi specjaliści i specjalistki w dziedzinie poezji i teorii literatury. Na auli rozległy się brawa. Goście w strojach galowych z entuzjazmem wiwatowali, niektórzy nawet wstali z siedzeń i krzyczeli:
– Niech żyją! Niech żyją nam kolejne sto lat!
Kiedy burza oklasków ucichła, konferansjer Camel, kontynuował:
– Podziękujmy także sponsorom, bez których uroczystość ta nie mogłaby się odbyć. W szczególności producentowi Geriavitu i Lecytyny w płynie; firmie POLEX, która podarowała dziesięć nowoczesnych łóżek medycznych wraz z zestawami do podtrzymywania życia, oraz mnichom tybetańskim, których mistrzowska technika akupunktury sprawiła, że przez całych jedenaście minut nasi wspaniali jurorzy mogli poruszać kończynami a przez to postawić krzyżyki we właściwe miejsca w rubryczkach, oddając swój głos na wybranego kandydata. No i nie można zapomnieć o formie pogrzebowej HARON, która ufundowała kwiaty i cały wystrój wnętrza. Brawa proszę państwa, brawa.
Publiczność i tym razem posłusznie zareagowała. W tym czasie Dżak, który stał za kulisami nieustannie obserwował Camela oraz jego fantastyczną wręcz umiejętność kierowania ludźmi siedzącymi na widowni. Jak on to robi? myślał Przecież to nie są bezkrytyczni, stadionowi kibole, którymi łatwo sterować, ale śmietanka i elita intelektualna z całej Polski. Wszystkie te panie w powłóczystych kieckach i panowie w smokingach, na jego żądanie gotowi są kulać się po podłodze, albo udawać małpki z cyrku. Muszę się tej sztuczki nauczyć. Na pewno mi się przyda! postanowił.
W tym czasie Tomasz, nieświadomy tego, że jest bacznie obserwowany i że jego technika konferansjerki została poddana w tejże chwili szczegółowej analizie, ciągnął zapowiedź:
– Szanowni państwo, zanim nastąpi część artystyczna gali, w której pokaz swych wokalnych umiejętności zademonstruje legenda polskiej sceny muzycznej zespół FASOLKI, chciałbym w imieniu swoim i organizatorów powitać pana profesora Vitalija Willga, który przyjechał do nas aż ze Lwowa. Jest to gość szczególny i już teraz mogę państwu nieoficjalnie powiedzieć, a w zasadzie to zdradzić, że jego głos zdecydował o wyborze laureata nagrody głównej. Ale dlaczego jest to gość szczególny? Zapewne państwo wiedzą, ale na wszelki wypadek przypomnę, otóż profesor Willg swoją przygodę z poezją rozpoczął od przyjaźni z Iwaszkiewiczem. Jak sam wielokrotnie powtarzał, cytuję i tu Camel spojrzał na przygotowaną fiszkę Jarek nauczył mnie kochać i rymować.
Następnie schował karteczkę do kieszeni, po czym zwrócił się do publiczności:
– Proszę państwa, o to on! Nasz zagraniczny gość specjalny, pan Vitalij Willg!
Kiedy szacowny lwowiak wchodził na scenę, przy wtórze hucznych braw w pierwszym rzędzie jurorskim nastąpiło poruszenie. Lekarz w białym kitlu krzyczał:
– Dwadzieścia miligramów adrenaliny w serce!
Obok jednego z łóżek zrobiło się zbiegowisko sanitariuszy i lekarzy. Ktoś ciągnął wózek z defibrylatorem, ktoś inny biegł z kroplówką.
– Szybko! ponaglał ktoś z ekipy medycznej.
Sala zamilkła. Camel uważnie obserwował wydarzenia w pierwszym rzędzie. Uprzedzano go, że może dojść do takiej sytuacji, jednak nie brał tych ostrzeżeń serio. Nie bardzo wiedział jak zareagować. Czy opowiedzieć jakiś dowcip? Czy może zacząć stepować, żeby tylko odwrócić uwagę widowni od tego dramatycznego zdarzenia.
Zapanowała grobowa cisza. Nagle rozległ się ciągły pisk urządzenia monitorującego pracę serca:
– Beeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeep
– Tracimy go! Tracimy! Defibrylacja trzy razy! krzyczał któryś z lekarzy.
Publiczność zamarła. W auli słychać było tylko odgłosy pierwszego rzędu oraz charakterystyczny dźwięk ładowania urządzenia defibrylującego. Po chwili rozległo się miarowe:
– Beeep, beeep, beeep, beeep
Akcja serca reanimowanego jurora wróciła do normy.
– Uffff rozległo na sali.
Medycy porządkowali swój sprzęt, a konferansjer zwrócił się do publiki:
– Proszę państwa, właśnie dostałem sygnał z reżyserki, żebyście państwo klaskali jak najciszej i o ile to możliwe, wstrzymali się od spontanicznych okrzyków. Ale, żeby nie zrobiło się całkiem grobowo zażartował Tomasz Camel posłuchajmy jednego z songu FASOLEK.
Następnie udał się za kulisy. W tym czasie na scenie pojawiła się kultowa grupa wokalistyczna i zaintonowała:
– Bo fantazja, sialalala, bo fantazja, sialalalaa, bo fantazja jest od tego, aby bawić się sialala, aby bawić się, sialalala, aby bawić się na całego.
Zgromadzeni krytycy literaccy, specjaliści od teorii sztuki i literatury natychmiast podchwycili ton. Po chwili cała sala mruczała:
– Ogórek, ogórek, ogórek sialalala, zielony ma garniturek sialalala.
Gdy FASOLKI zaczęły śpiewać:
– Mój brat wciąż czyta o kosmitach, sialala, gwiazdach planetach i orbitach, sialala, o niczym innym nie chce więcej słyszeć, sialalala, nawet do UFO listy pisze, sialalala.
Jakiś pan w średnim wieku z dziewiątego rzędu poderwał swoją małżonkę do tańca. Rozochoceni sąsiedzi uczynili to samo. O mało co, uroczysta gala wręczenia nagród nie zmieniła się w bal sylwestrowy. Na szczęście w odpowiednim momencie zainterweniował Tomasz Camel. Wyszedł na scenę, podziękował dziecięcej formacji wokalnej za występ artystyczny i zdawał się nie słyszeć cichego, ale stanowczego głosu publiki:
– Bis, bis, bis.
Chciał coś powiedzieć, ale goście nieprzerwanie domagali się bisu. Uspokoił ich:
– Proszę państwa, to nie jest ostatni występ FASOLEK przewidziany w programie. Proszę o cierpliwość. A teraz przygotujmy się. Nadeszła pora, by poznać nazwiska zwycięzców tegorocznej edycji konkursu im. Kościotrupków.
Wśród zgromadzonych rozległ się szmer. Camel kontynuował:
– Zapraszam na scenę panią Grażynę Torbicką, by odczytała werdykt żiri.
Po tych słowach Grażyna, siedząca w czwartym rzędzie, majestatycznie zaczęła się przeciskać między siedzącymi by wyjść na scenę. Ocierając się o kolana gości, potykając się co chwila o wyglansowane lakierki, starała się pokonać ten tor przeszkód z przyspawanym uśmiechem do twarzy, który trenowała, podglądając go u rodzicielki. Należy dodać, że w rodzinie Torbickiej, zawód prezentera telewizyjnego był dziedziczony. Dlatego już jako mała dziewczynka słynęła z tego, że nieustannie uśmiechając się potrafiła wytrzymać bite siedemdziesiąt godzin. Jednak, jak się okazało później, nie miała takiej pamięci jak mama. Nie potrafiła zapamiętać kolejności audycji telewizyjnych. Zacinała się tuż po godzinie dziewiątej i nijak nie potrafiła sobie przypomnieć, co będzie emitowane w programie pierwszym po tej godzinie. Mimo to nie chciała rezygnować z kariery w TVP. Z tego powodu zajęła się czymś mniej ambitnym, a mianowicie publicystyką kulturalną. I tak jej do dziś zostało.
Dobrnąwszy do sceny, pewnym krokiem podeszła do konferansjera i powiedziała:
– Dziękuję ci Tomku a następnie zwróciła się do gości:
– Proszę państwa, oto werdykt. Pozwolę sobie go odczytać.
Wzięła przygotowaną wcześniej kopertę, która leżała na stoliku i przeczytała:
– Zwycięzcą tegorocznej edycji konkursu im. Kościotrupków, przewagą tylko jednego głosu, jest pan Dżak Menel, który oprócz nagrody finansowej otrzymuje także talon na Poloneza oraz całoroczną prenumeratę miesięcznika Pani domu. Zapraszamy pana na scenę.
Dżak nie był zaskoczony werdyktem. Od wyjścia z hotelu miał stuprocentową pewność wygranej. Jednak teraz czuł się trochę stremowany. Nie dlatego, że miał zmierzyć się z kilkuset zaproszonymi gośćmi, nie dlatego, że powie to, co za chwilę powie, ale dlatego, że ma stanąć obok ulubionej prezenterki. Poprawiając czarną kapotę, stukając laseczką w drewnianą podłogę sceny pomału zmierzał w kierunku wiecznie uśmiechniętej Grażyny.
Muszę się o nią otrzeć! Jeżeli gratulując poda mi swoją dłoń, to nie będę mył się przez siedemnaście lat, żeby tylko jej zapach nie ulotnił się zbyt szybko postanowił w duchu.
13 grudnia, 2007 o 19:42
hahahaha piosenka była pierwszorzędna :)))))